Rose
rozkleiła leniwie powieki, a oczy zapiekły ją od niewyspania. Przetarła je i
odsunęła czerwoną kotarę swojego łóżka.
Melody już krzątała się po pokoju w bieliźnie, jednocześnie szczotkując zęby i
włosy. Rose nie sądziła, aby jej przyjaciółka w ogóle była w stanie robić tylko
jedną rzecz na raz.
–
Strasznie hałasowałaś, gdy wróciłaś w
nocy do pokoju. – Rose odwróciła rozespany wzrok w stronę drzwi do łazienki. W
drzwiach stała Jessica Fitz, ich współlokatorka. Na jej ładnej twarzy malował
się niezadowolony wyraz, który z resztą, nigdy stamtąd nie znikał. – Która to
była godzina?
Rose
zmierzyła ją nieprzyjemnym spojrzeniem. Rzadko słyszała głos Jessiki. Przez
trzy pierwsze lata, mieszkając w jednym dormitorium, dziewczęta kłóciły się z nią tak bardzo, że nie raz poleciały
naczynia czy książki. McGonagall odrzucała wszystkie ich podania o
przeniesienie Fitz do innego pokoju, więc wyrobiły w sobie rygorystyczne
nawyki, polegające głównie na nie wchodzeniu sobie w drogę i nie odzywaniu się
bez potrzeby.
Co
zabawne, Rose w chwili obecnej nie potrafiła sobie przypomnieć tematu ani
jednej z tych kłótni. Pamiętała jedynie
czerwoną z wściekłości Melody, wykrzywioną gniewem twarz Jessiki i swoje własne
wrzaski. Cara Longbottom oczywiście nie kłóciła się nigdy, z nikim, ale
przyłączyła się do ignorowania nieprzyjemnej koleżanki, chociaż robiła to w
znacznie mniej ostentacyjny sposób niż Rose i Mel.
–
Gdyby to była twoja sprawa, to byś o tym wiedziała – stwierdziła Rose i ruszyła
w stronę łazienki, wymijając po drodze współlokatorkę.
W
istocie, Rose wróciła do dormitorium o czwartej nad ranem. Zadziwiające, jak
miło można spędzić czas, siedząc na balkonie i gapiąc się w gwiazdy, ignorując
obecność swojego nauczyciela eliksirów.
Profesor
Malfoy udał się do swoich komnat około godziny trzeciej, a Rose była mu
wdzięczna, że nie wyrywał jej z zamyślenia i zniknął z balkonu nie odzywając
się ani słowem. Sytuacja była dość nietuzinkowa, ale Rose mimo wszystko
spodziewała się po nauczycielu, że rzuci jakąś uwagę odnośnie późnej godziny, tego, że powinna już dawno leżeć w
łóżku, albo przypomni jej zrzędliwie o jutrzejszych zajęciach. Nic takiego się
nie stało.
Umyła
zęby, przeczesała swoje długie, rude loki i ubrała szkolne szaty. Zerknęła
krytycznie na swoje odbicie w lustrze. Cienie pod oczami nie wyglądały
atrakcyjnie. Rose zazwyczaj malowała delikatnie swoje oczy, ale nigdy nie
przekonała się do podkładu. Miała przyzwoitą cerę, więc twierdziła, że będzie
szaleć z makijażem, gdy już będzie starsza i rzeczywiście będzie trzeba coś
zakrywać. Do tego miała piegi, na policzkach i na nosie, które nie były widoczne, gdy nałożyła na nie makijaż.
Nie była ich wielką fanką, ale kiedy raz je przykryła, jej twarz wyglądała tak
nienaturalnie, że Rose, ku głębokiemu niezadowoleniu Melody, natychmiast zmyła
podkład z twarzy.
Jednak
w takie dni jak ten, musiała zwracać się o pomoc do przyjaciółki, która znała znacznie więcej urodowych trików niż
ona.
–
Masz na to jakieś zaklęcie korygujące? – rzuciła do brunetki, wychodząc z
łazienki. Melody podeszła do niej, chwyciła ją za podbródek i skierowała twarz Rose do okna. Rzuciła fachowym
okiem na fioletowe cienie pod oczami Rose, po czym przyłożyła różdżkę, najpierw
do jednego, potem do drugiego, mamrocząc pod nosem niezbędne inkantacje.
– I
załatwione – powiedziała po chwili, puszczając Rose. – Ale z zaczerwienionymi
oczami nic nie zrobię – dodała. – Powiesz mi, gdzie byłaś? Wiem, że Jess to
kretynka, ale nie tylko ona słyszała, jak potykasz się o własne stopy o
czwartej nad ranem. Nie radziłabym ci nigdy podejmować kariery złodzieja, bo
absolutnie nie potrafisz się skradać.
–
Poszłam posiedzieć na wieży astronomicznej – przyznała Rose, po czym po chwili
wahania dodała: – Siedział tam też profesor Malfoy.
Głowa
Melody obróciła się szybko, a oczy
błysnęły szokiem.
–
Co proszę? – syknęła, a Rose nie wiedziała, czy jej irytacja bierze się z
faktu, że Rose odczekała całe dwadzieścia minut od przebudzenia, żeby jej o tym
opowiedzieć, czy może raczej z zazdrości, że to nie ona mogła spędzić „urocze” kilka
godzin w towarzystwie swojego ukochanego nauczyciela. – Gadaj!
Dziewczęta
udały się do Wielkiej Sali na śniadanie, a po drodze Rose streszczała Melody
szczegóły minionej nocy. Brunetka uznała,
że wyczarowanie osobnego fotela dla Rose było „urocze”.
– I
nie możesz uchylić nawet rąbka tajemnicy, na temat tego, czym go
zaszantażowałaś – zrzędziła Melody.
–
Wiesz, że mówię ci o wszystkim, Mel, ale
to nie mój sekret.
–
Nie o wszystkim – wypomniała jej przyjaciółka.
– Nadal nie znam tożsamości tego tajemniczego faceta, który zawrócił ci w
głowie zwykłym szyjomizianiem. – Mrugnęła do niej sugestywnie, a Rose poczuła
gorąco wstępujące na jej policzki. I po co spędziła prawie bezsenną noc,
starając się wyrzucić Malfoya z głowy, skoro wystarczyło jedno zdanie, żeby jej
twarz zapłonęła żywym ogniem?
Na
szczęście w oddali zobaczyła swojego brata, który z kolei na jej widok popędził szybko na drugi koniec stołu.
–
Hugo, pajacu, ja cię widzę – zawołała, machając w kierunku Hugona, który jej zdaniem po prostu musiał być często upuszczany
na głowę, kiedy był mały, bo Rose nie była w stanie uwierzyć, że człowiek sam z
siebie mógłby być od urodzenia tak głupi.
Rudowłosy
chłopak posłusznie przytruchtał do Rose. Wyglądało to dość komicznie, bo oto
prawie dwumetrowy, chudy jak tyczka chłopak stał przed swoją, niemalże dwie
głowy niższą siostrą, ze spuszczoną głowa i miną winowajcy.
Rose
nie bardzo wiedziała, skąd wzięła się ta pokora, bo jeszcze nic nie zdążyła
powiedzieć. Ale tak to już z nimi było. Hugo włóczył się po szkole ze swoimi kumplami z drużyny – bywał na lekcjach,
czasem w Pokoju wspólnym, ale generalnie przez cały swój czas wolny siedział na
boisku. Jego siostra nie wiedziała, czy to była wina ojca, który odkąd
zrozumiał, że Rose nie potrafi utrzymać się na miotle dłużej niż dziesięć
sekund, i nic nie zwiastuje zmiany, mógł nieco przesadzić, gdy regularnie
przypominał Hugonowi, jak to koniecznie musi zadbać o reputacje Weasleyów, jako
świetnych graczy.
W
rezultacie, kiedy Rose już udawało się go złapać, zazwyczaj wysypywała z siebie
jedynie uwagi, które przekazywała jej
listownie matka. Nic dziwnego, że chłopak spodziewał się bury, skoro rzadko
kiedy udawało jej się wrzucić w rozmowę coś w stylu „Co słychać?”
–
Co słychać? – spytała szybko, zadzierając głowę, żeby spojrzeć na swojego młodszego
brata. Hugo spojrzał na nią z nieskrywanym zdziwieniem.
– W
porządku, Rosie – powiedział powoli. – Trenujemy do następnego meczu, wiec
ostatnio jestem trochę zajęty – dodał, gdy oboje szli przez wielką salę, w
stronę stołu Gryfonów.
– A
nie jesteś ani trochę zajęty… szkołą? – zagadnęła ostrożnie. – Nie żebym się
czepiała, ale masz a tym roku SUM-y i może powinieneś poświecić trochę mniej
uwagi…
–
Mama do ciebie napisała? – wtrącił Hugo, ale ku zdziwieniu Rose, w jego głosie
nie było wrogości. Przewrócił oczami, ale
zaraz potem uśmiechnął się do niej. – Wiem, wiem, ostatnio trochę przesadzałem
z treningami, ale chcę, żebyśmy wygrali.
–
Tak, ale niektórzy gracze… – dziewczyna
starała się ważyć słowa, bo skoro Lilly poskarżyła się Hermionie, a nie
odważyła się pogadać z samym Hugonem, to raczej nie chciała, żeby wyszło to na
światło dzienne. – Niektórzy gracze mogą być trochę przemęczeni.
– Cóż, Lil ostatnio zasłabła podczas treningu i zleciała
z miotły, wiec chyba możesz mieć rac…
–
Hugo!- Rose momentalnie zapomniała o
swoim postanowieniu odegrania „fajnej” starszej siostry. – W przyszłym tygodniu
nie zrobisz ani jednego treningu, zrozumiano? Jeśli dowiem się, że twoja
drużyna lata, napiszę do matki i dopilnuję żebyś dostał co najmniej trzy wyjce.
Czy wyrażam się jasno?
–
Tak, Rosie – westchnął chłopak i oddalił się w kierunku swoich znajomych. Lilly
siedziała wśród nich, opierając brodę na
łokciu i wszystko wskazywało na to, że drzemie. Rose miała nadzieję, że jej
brat dotrzyma słowa, bo w przeciwieństwie do Hugona, Lilly zależało na zebraniu
jak najlepszych sumów.
–
Cześć, robaczki – mruknął Harold, gdy dziewczęta usiadły naprzeciwko niego przy
stole Gryffindoru.
–
Gdzie Al? – spytała Rose, rozglądając się. Pan Prefekt Perfekcyjny zazwyczaj
stawiał się na śniadaniu przed nimi, chyba, że poprzedniej nocy akurat pił
whisky ze Scorpiusem.
–
Jest zajęty – powiedział brunet z uśmiechem, spoglądając w kierunku stoły
Slytherinu. Melody i Rose odwróciły się,
żeby sprawdzić, o co mu chodzi. Albus
siedział obok Scorpiusa i „gruchał” ze swoją nową dziewczyną, Mary Fitzpatrick.
Dziewczyna aktualnie karmiła go gofrem, siedząc na jego kolanach. Malfoy nie
wydawał się zachwycony tym towarzystwem i skupiał się na grzebaniu widelcem w
swoim talerzu. Wyglądał, jakby lekko zbierało mu się na mdłości. Rose nie mogła
powstrzymać uśmiechu, gdy zobaczyła jak blondyn przewrócił oczami, kiedy Mary
„przypadkiem” ubrudziła nos Albusa marmoladą, po czym ucałowała to miejsce.
Dziewczęta
odwróciły głowy z powrotem w kierunku
stołu, a Rose zaryzykowała szybkie spojrzenie na Melody. Jej przyjaciółka
zaciskała usta i patrzyła przed siebie, ale nic nie powiedziała.
–
Wygląda na to, że Albusowi dostanie się nieco od życia, jeśli wiesz, co mam na
myśli – powiedział Harold i mrugnął do Rose, chcąc wzmocnić aluzję.
Najwyraźniej brakowało mu męskiego towarzystwa.
–
Przepraszam, bierzesz mnie za kogoś innego? – spytała Rose, a Harold przewrócił oczami i zajął się owsianką. – A gdzie Cara,
niewolnica miłości? – dodała kpiąco, nakładając sobie na talerz grzanki
cynamonowe, co oczywiście przypomniało jej wczorajszy incydent przed
eliksirami. Z całej siły próbowała skupić się na czymś innym, żeby się nie
zarumienić.
– Cóż, zasugerowałem, że powinniśmy ograniczyć
pokazywanie się publicznie, bo profesor Longbottom wysyłał mi coraz więcej
wrogich spojrzeń…
–
Czyli jednak trochę się go boisz – stwierdziła Melody. Rose cieszyła się, że próbuje dołączyć do rozmowy, ale jej mina nadal nie
wyglądała zachęcająco.
– …
ale Cara stwierdziła, że skoro jej ojciec mi przeszkadza, to z pewnością moje
zamiary wobec niej nie są tak czyste i szczere jak się zarzekam – dokończył
Harold, z bardzo ponurym wyrazem twarzy. – Mogę jedynie podejrzewać, że ma to
coś wspólnego z tymi wszystkimi bzdurami,
które jej wcisnęłyście na mój temat.
–
Nonsens – oburzyła się Rose. – To po prostu mądra dziewczyna.
W
odpowiedzi jej przyjaciel westchnął tylko i rzucił jej niechętne spojrzenie.
Rozmowę przerwała im sowie poczta.
Czarny
jak smoła, puchacz Rose, noszący imię Fatum (tylko ona uważała to za zabawne)
wylądował przed nią z gracją, dźwigając sporą, kwadratową paczkę. Rose
rozerwała papier z nieskrywaną ekscytacją. W środku było białe pudełko z logiem
sklepu Mag-larz, mającego siedzibę na ulicy Pokątnej.
– To
te nowe akwarele, które zamówiłaś? –
zapytała Melody, zerkając na pudełko, bez większego zainteresowania. Rose
potwierdziła, skinieniem głowy. – Tak właściwie, po co ci one? Normalnie chyba
nie używasz akwareli?
–
Tak, ale to co maluję teraz, nie chce wyjść niczym innym, wiec muszę spróbować – wyjaśniła Rose.
–
Czyżbyś w końcu malowała mój portret? –
zapytał Harold uśmiechając się, z ustami pełnymi owsianki.
–
Harold, namalowałam już z dziesięć twoich portretów, a ty za każdym razem twierdziłeś, że nie jesteś na nich tak
przystojny, jak w rzeczywistości – przypomniała mu Rose. – Zatem powiedz mi,
czego nie zrozumiałeś, gdy powiedziałam „Nigdy więcej”?
–
To nie twoja wina – powiedział brunet. – Żaden artysta nie potrafiłby przenieść
na płótno takiego piękna.
–
Możemy podrzucić to do Pokoju Życzeń, zanim pójdziemy na Zielarstwo? – powiedziała cicho Rose, pochylając się w
kierunku przyjaciółki. Czasem zastanawiała się, jak wielu uczniów wie, o
istnieniu pokoju. Ona i Melody nigdy nie powiedziały o tym Albusowi, bo ich
rodzicie uparcie odmawiali wyjawienia jego lokalizacji w obawie, że
wykorzystają go do niewłaściwych celów. Widząc swojego kuzyna obmacującego się
z Fitzpatrick, gratulowała sobie tej decyzji. Poza tym, Rose zawsze miała
wrażenie, jakoby wujek Harry żywił nadzieję, że jego syn sam odnajdzie Pokój,
choć nigdy nie przyznałby się do tego przed Ginny.
–
Jasne.
–
Macie dzisiaj Zaklęcia z Puchonami, prawda? – zapytał Harold. – Powiedz Amy
Delvecio, że Harold ją pozdrawia – dodał, uśmiechając się chytrze. – Będzie
wiedziała, o co chodzi.
–
Jesteś pewien, że złamie ten szyfr? – spytała Rose, unosząc brew.
***
Kilka
godzin później, Scorpius szedł korytarzem na siódmym piętrze, trzymając pod pachą cienką książkę. Próbował do niej
zajrzeć, ale najwyraźniej została zaczarowana w taki sposób, żeby mogła ją
otworzyć tylko osoba, dla której jest przeznaczona.
Scorpius
dobrze wiedział, gdzie jest Pokój Życzeń,
ponieważ zdarzało mu się czasem odwiedzać te wyjątkowe miejsce, ale kiedy
spytał Melody, gdzie może znaleźć Rose, a ona mu zaczęła tłumaczyć ile kroków
od schodów ma zrobić i w które miejsce na ścianie zapukać, posłusznie udawał,
że słucha jej instrukcji. Najwyraźniej brunetka czuła się dobrze, ze
świadomością, że wie o czymś, o czym nie wiedzą inni ludzie.
Odnalazł
miejsce, w którym powinny znajdować się
drzwi i zapukał w kamienną ścianę, obawiając się nieco, że Rose tego nie
usłyszy, ponieważ mury były przecież bardzo grube. Magia wydawała się mu jednak
sprzyjać, bo po kilkunastu sekundach na ścianie pojawiły się ogromne,
dwuskrzydłowe drzwi, przez które wychyliła się rozczochrana głowa Rose.
–
Scorpius? – zdziwiła się. – Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
–
Eee… – Chłopak był bardzo rozproszony plamą różowej farby na jej policzku. Zmierzył ją wzrokiem. Była ubrana w
czarną koszulkę, którą zawiązała nad pępkiem w dziwny węzeł, dzięki czemu
Scorpius miał wspaniały widok na jej gładki brzuch. Luźne dżinsy wisiały jej na
biodrach, a nogawki były podwinięte. Blondyn ze zdziwieniem stwierdził, że bose
stopy Rose, całe są upstrzone kolorowymi farbami. – Melody powiedziała, że tu
będziesz. Mogę wejść?
Początkowo
planował tylko dać jej to, co miał do przekazania i zostawić ją w spokoju, ale
niecodzienny ubiór i cała ta farba,
rozbudziły jego ciekawość. Po prostu musiał wiedzieć, co znajdzie w środku.
Rose
nie wydawała się chętna, żeby go wpuścić, ale po chwili uchyliła drzwi nieco
szerzej i zrobiła dla niego przejście.
–
No dobrze – mruknęła, po czym zamknęła za nim drzwi, gdy przekroczył próg.
Pomieszczenie
było bardzo duże i jasne. Na podłodze walały się otwarte pudełka farb. Scorpius
dostrzegł też dwie palety i zwinięty w kącie fartuch. Tylko tyle zdążył
zarejestrować, zanim spojrzał w prawo i zauważył obrazy.
Naprawdę
dobre obrazy. Część z nich stała z tyłu, oparta o ścianę. Reszta była
rozstawiona nieregularnie po pokoju, albo o coś oparta, albo zmuszona zaklęciem
do utrzymania pionu. Pierwszy rzucił mu się w oczy jego własny wizerunek, który stał najbliżej niego, ale jego ekscytacja, a myśl
o tym, że Rose go namalowała, szybko zmalała, bo dostrzegł również portret
Harolda i Melody. A właściwie, cztery portrety Harolda. Najwyraźniej ich
autorka nie była z nich zadowolona, bo na każdym z nich wymalowała wściekle
czerwone X.
Melody
spoglądała na niego z ram, uśmiechając się wdzięcznie. W dłoniach trzymała
puchar, na którym Rose napisała
drobniutką czcionką „Puchar wszystkiego”. Uśmiechnął się lekko.
Nieco
dalej stało nawet płótno, przedstawiające
profesor McGonagall, stojącą na mównicy. Jej otoczone zmarszczkami oczy, miały
zmęczony wyraz, ale usta uśmiechały się lekko.
Pod
ścianą, Rose ustawiła obrazy przedstawiające jej rodziców, Albusa i Lilly. Poświeciła nawet jedno płótno
Carze Longbottom. Scorpius stwierdził, że patrząc na każdy z tych obrazów, da
się stwierdzić jakie uczucia Rose żywi do danego człowieka, albo jak
interpretuje jego sposób bycia. Z zainteresowaniem wrócił do portretu
przedstawiającego jego samego.
Scorpius
Malfoy spoglądający na niego z ram portretu, jako jedyna osoba, ze wszystkich
obrazów Rose, nie miał na sobie szaty
czarodzieja. Dziewczyna namalowała go w skórzanej kurtce i szarej koszulce.
Ręce miał w kieszeniach spodni. Nie uśmiechał się, co było dość dziwne, skoro
Weasley zawsze wytykała mu, że wszystko go bawi. Jego głowa była odchylona
nieco do tyłu, włosy zmierzwione. Srebrne oczy, których Scorpius po prostu nie
cierpiał, bo miał wrażenie, że wygląda z nimi jak kosmita, na obrazie wydały mu
się nagle znacznie bardziej atrakcyjne, mimo dziwnego błysku, który umieściła w
nich Rose. To nadawało mu trochę przerażający wygląd. Czy Rose się go bała?
–
Nie wpatruj się tak, bo się w sobie zakochasz – usłyszał obok siebie i zerknął
na Rose, która stała przy nim z rękami
skrzyżowanymi na piersi. Uświadomił sobie, że gapił się na obrazy i milczał od
kilku minut.
–
To wszystko twoje? – zapytał, a dziewczyna skinęła głową. – Rose one są…
naprawdę świetne.
Poczuł
się głupio, mając nagle wrażenie, że „świetne” to zdecydowanie za mało i
powinien powiedzieć coś więcej. Coś, co jakoś wyróżni się z morza standardowych, nudnych komplementów. A co jak kiedyś
się pobiorą i będą mieć dzieci, a Rose zrobi karierę i ktoś ją spyta „Co
powiedział twój mąż o obrazach, kiedy pierwszy raz je zobaczył?”, a ona odpowie
„Sukinsyn, powiedział tylko, że są świetne!”?
Chyba
trochę się rozpędziłeś.
–
Dzięki – odparła z uśmiechem i wzruszyła ramionami.
Za
jej plecami zauważył aż trzy, niemal identyczne obrazy, przedstawiające biały
zamek, z gdzieniegdzie rozsianymi odcieniami fioletu.
–
Beauxbatons? – zagadnął, zbliżając się do płócien.
– Dlaczego aż trzy?
–
Nie potrafię ująć w obrazie tej poświaty – mruknęła rudowłosa,
podchodząc do niego. – Specjalnie po to zamówiłam
akwarele, bo tymi farbami, którymi maluję zazwyczaj, nie daję rady jej
namalować.
–
Poświatę?
–
Tak. Zamek emanował takim dziwnym fioletowym blaskiem, możliwe, że od rodzaju
magii, której tam się używa. – Ponownie
wzruszyła ramionami. – Nie zwróciłeś uwagi?
Zerknął
na nią, próbując powstrzymać uśmiech. A
wszyscy mówią, że to Melody jest pedantyczna.
–
Nie widziałem żadnej poświaty, gdy tam byliśmy – przyznał. – Ale widzę ją na
twoich obrazach. Więc chyba jednak udało ci się ją namalować…
–
Nie! – przerwała mu, wyrzucając ręce w powietrze, w geście frustracji. –
Właśnie o to chodzi! Powinna być namalowana w taki sposób, żebyś nie wiedział, że na nią patrzysz. Dlatego z
akwarelami próbuję nowej techniki. – Wskazała na swoje bose stopy i na ogromne
płótno, które rozciągało się na podłodze, tuż obok nóg Scorpiusa. Najwyraźniej
postanowiła namalować zamek stopami. Było jednak widać po nierównych konturach
zamku, że jest w tej technice nowicjuszką.
To
by wyjaśniało farbę na stopach.
Nie
gadaj, geniuszu.
–
Dlaczego się nie ruszają? – zapytał, zmieniając temat, po czym wskazał na
pozostałe obrazy. W świecie czarodziejów
rzadko spotykało się nieruchome malowidła. Gdy się nad tym chwilę zastanowił,
to stwierdził, że w Hogwarcie nie ma ani jednego.
–
Jeszcze ich nie zaklęłam – przyznała Rose. – I nie wiem czy w ogóle kiedyś to zrobię
–
Dlaczego? – zapytał, unosząc jasną brew.
–
Bo wtedy nie będą już takie, jakimi je namalowałam – powiedziała cicho
dziewczyna. – Nie wiem czy wiesz, ale zdecydowana większość obrazów, na których ludzie się ruszają i mogą przemieszczać
na sąsiednie ramy, została zaczarowana po śmierci artysty, który namalował dane
dzieło. Malarz wkłada kawałek duszy, we wszystko, co stworz. Dba o szczegóły,
emocje, jakie niesie ze sobą malowana postać, bądź te, które odczuwa sam malarz,
troszczy się o cieniowanie, kolory, proporcje… A kiedy obraz zostaje
zaczarowany, to wszystko znika. Nic już nie jest takie, jakim je uczynił
artysta. Kiedy postać zaczyna żyć własnym życiem, wszystko robi się trochę…
bezsensowne.
Wysłuchał
jej w milczeniu i uśmiechnął się lekko pod nosem, słysząc rosnącą frustracje w
jej głosie.
– W
takich chwilach, lepiej by było być mugolem, co? – mruknął, szczerząc zęby i
szturchając ją lekko łokciem. – Ich obrazy chyba się nie ruszają?
– W
takim razie, już wiem co będę robić po szkole – odpowiedziała, również się uśmiechając. – Za dnia –niezawodna
Uzdrowicielka, w nocy – niezrównana, mugolska malarka.
–
Chcesz być Uzdrowicielem? – spytał z lekkim zdziwieniem. – Ale wiesz, że ktoś
taki czasem musi porozmawiać z pacjentem?
–
Ma wyleczyć pacjenta – mruknęła, nagle pochmurniejąc. – Nie muszę z
każdym nawiązywać zbędnego kontaktu. Dlaczego mnie szukałeś? – zapytała, a gdy
poczuł na sobie jej piękne, ciemne oczy, uświadomił sobie, że odkąd wszedł do
pokoju, dopiero teraz naprawdę na niego spojrzała.
– Mój ojciec dał mi to, i kazał ci przekazać – wyjaśnił i
podał jej książkę, którą trzymał pod pachą.
Rose
wyjęła różdżkę z kieszeni i stuknęła nią
w swoje dłonie, żeby oczyścić je z farby, po czym wzięła książkę od Scorpiusa.
Gruby, czarny tom nosił tytuł „Gwiazdozbiory dla opornych”, wypisany białą
czcionką. Rose uśmiechnęła się pod nosem i otworzyła książkę.
„Panno
Weasley, po twojej minie było widać dość dotkliwie, że nie masz pojęcia, na co
patrzysz. Jeśli już musisz oglądać gwiazdy, zadbaj o edukacyjną stronę tego
przedsięwzięcia. I na przyszłość, polecam zajmować się tym w oknie swojego
dormitorium.”
–
Powiedz swojemu ojcu, że jest bardzo dowcipny – mruknęła Rose, podchodząc do
swojej szkolnej torby i wsuwając tam książkę. – Byłeś wcześniej w Pokoju
Życzeń, czy Melody po prostu, jak gdyby nigdy nic, ci o nim opowiedziała? –
zapytała Scorpiusa i zaczęła sprzątać pootwierane pudełka farb. Uznała, że na
dzisiaj już wystarczy. I tak nie byłaby w stanie nic namalować, rozproszona
przebywaniem w jednym pokoju ze Scorpiusem, a do tego zażenowana, że zobaczył
swój własny portret.
Może
to nic takiego? Namalowałam też innych ludzi – pomyślała.
Ale
jego namalowałaś najlepiej.
Och,
zamknij się.
–
Przychodzę tutaj dość często – przyznał, krzyżując ręce na piersi. Rose nie
mogła przestać bezczelnie gapić się na jego muskuły, które napięły się pod białą koszulą. – Ale Melody o tym
nie wiedziała, więc możesz być na nią zła, za wydanie twojego małego sekretu.
–
To nie sekret – powiedziała Rose. – Albus też wie, że tutaj maluję.
–
Ja nie wiedziałem nawet, że malujesz – powiedział Scorpius, jakby z
wyrzutem. – I to jak.
Rose
zarumieniła się lekko. Słyszała od paru osób,
że jest dobra, ale jeszcze żaden komplement nie zachwycił jej tak bardzo jak
krótkie słowo „świetne”, usłyszane z ust Scorpiusa. Była na siebie wściekła, że
to co myślał ten chłopak, miało dla niej takie znaczenie.
– A
dlaczego przychodzisz tutaj często? – zagadnęła, chcąc zmienić temat. – W co
zmienia się ten Pokój, dla ciebie?
Scorpius
wpatrywał się w nią przez chwilę, tak intensywnie, że musiała odwrócić wzrok. Cisza zawisła pomiędzy nimi na nieznośnie
długą chwilę, aż Rose zaczęła żałować, że spytała.
–
Nie umiem tego opisać – powiedział w końcu. – Ale mogę ci pokazać.
–
Mam się bać? – spytała z uśmiechem, chcąc rozluźnić nieco atmosferę, gdy
Scorpius wyciągał ją za łokieć z Pokoju.
–
Zobaczymy – odparł, a kącik jego ust uniósł
się w górę. Dołeczek w policzku pojawił się, jak na zawołanie.
Gdy
stanęli przy ścianie, drzwi znikły, a chłopak stanął przed nią i przejechał
dłonią po włosach. Rose czekała, aż zacznie przechadzać się wzdłuż ściany, żeby
przywołać odpowiednie życzenie, ale nic takiego nie nastąpiło.
–
Chyba najpierw wyjaśnię ci parę rzeczy, żebyś wiedziała, jak wygląda sytuacja –
rzekł, w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie. – Kiedy byłem mały, mama
zachęcała mnie, żebym bawił się z dzieciakami z okolicy. Problem polegał na
tym, że Malfoy Manor jest położone w sąsiedztwie czarodziejskiej dzielnicy i
wszystkie dzieci wiedziały kim jestem, wiec oczywiście, nikt nie chciał się ze
mną bawić. Nazywały mnie wężem i nie pozwalały się do siebie zbliżać –
wyjaśnił, a Rose zdusiła w sobie pragnienie pogłaskania go po policzku. – Nie
chciałem martwić rodziców, więc często
mówiłem im, że idę pobawić się z kolegami, a że nie miałem żadnych, to musiałem
znaleźć sobie jakieś zajęcie, na te kilka godzin. Niedaleko mojego domu był
sklep muzyczny. – Uśmiechnął się lekko, do swoich wspomnień. – Było tam mnóstwo
płyt, zarówno czarodziejskich twórców, jak i mugolskich i tylko jeden gramofon.
Sklepik był ciemny i zawsze, przez te wszystkie lata, okropnie zakurzony.
Właściciel ledwo zauważał, że ciągle tam jestem, miałem wrażenie, że nie wie,
co się wokół niego dzieje. A ja siedziałem w kącie i mogłem słuchać
wszystkiego: rock, klasyka, opera… wszystko zależało od tego, jak się czułem,
co działo się w mojej głowie.
Rose
słuchała go z uwagą. Robił się taki uroczy, gdy tylko się czymś ekscytował.
Nawet teraz, opowiadając o czymś, co wydarzyło się lata temu, miał w oczach
błysk i zaraźliwy uśmiech na twarzy.
–
Jak już byłem w Hogwarcie, brakowało mi tego miejsca. Brakowało mi zakątka, w
którym bym mógł dać upust swojemu
nastrojowi. I pewnego razu, gdy akurat pobiłem… to znaczy pokłóciłem się z
dwoma Krukonami, rozmyślałem sobie, jak fajnie by było wrócić do tego sklepu… i
pokój się pojawił.
–
Czy, skoro już podsyciłeś moją ciekawość do granic możliwości, możesz mi w
końcu pokazać ten pokój? – zapytała
zniecierpliwiona Rose.
–
Tak – powiedział Scorpius, zdejmując z szyi srebrno-zielony krawat. – Ale musze
zawiązać ci oczy.
Rose
otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie zdążyła, bo chłopak natychmiast
zabrał się do roboty. Przewiązał jej oczy krawatem i otoczył ramionami, żeby
zawiązać go z tyłu głowy. Rose prawie eksplodowała, w wyniku nagłego wzrostu
temperatury ciała, spowodowanego jego bliskością. Czuła ciepły oddech przy uchu
i zwinne palce zawiązujące krawat. Zaskakująco frustrujący był fakt, że nawet
jej nie dotykał.
Po
chwili położył delikatnie dłoń na jej plecach i przeprowadził ją przez drzwi,
które najprawdopodobniej pojawiły się,
gdy wiązał krawat. Kiedy tylko usłyszała, jak się zamykają, zaniemówiła z
wrażenia.
>i
omiń oklaski ^^<
Otaczała
ją muzyka. Otaczała? Może „wypełniała” byłoby bardziej odpowiednim słowem? A
może jedno i drugie?
Miała
wrażenie, że gdyby wyciągnęła dłoń, choćby na kilka centymetrów, mogłaby dotknąć dowolnego instrumentu, który
słyszała. Początkowo rozbrzmiewał tylko flet, po czym dołączyły do niego inne
dźwięki. Wszystkie czuła na każdym centymetrze skóry, a także gdzieś pod
spodem. Jakby jednocześnie muzyka rozbrzmiewała wokół niej i we wnętrzu jej
ciała. Wrażenie było niesamowite.
Tak
bardzo chciała zobaczyć, jak wygląda to miejsce, że powieki zaczęły ją
łaskotać. W jej głowie zrodziła się pewność, że jeśli odsłoni teraz oczy,
zobaczy jak wygląda muzyka.
– I
co myślisz? – zapytał Scorpius, tuż przy jej uchu. Dreszcz przeszedł całe jej
ciało. Muzyka była tak głośna, a jednocześnie Rose doskonale słyszała chłopaka,
który mówił prawie szeptem.
–
Jak to możliwe? – zapytała cicho Rose. – Skąd dobiega muzyka?
Scorpius
stanął za nią i położył jej dłonie na ramionach. Nogi lekko jej zmiękły, ale
zdusiła w sobie pragnienie oparcia się o jego tors.
–
To Fortuna Lactavernus – powiedział powoli, masując lekko kciukami jej
skórę. Rose zakręciło się w głowie. –
Zwane również Nucicielami. Fruwają teraz wokół nas. Są ich setki. W tej
ciemności wyglądają trochę, jak świetliki. Normalnie są niewidzialne, możemy je
ujrzeć tylko, kiedy świecą.
–
A… kim są te… Nuciciele? – wyjąkała Rose, w końcu się poddając i opierając o
mocną klatkę piersiową chłopaka. Jego korzenny zapach był odurzający. Wdychała
go pełną piersią.
–
Legenda głosi, że przed wiekami, latały wokół
ludzi i śpiewały – zaczął cicho Scorpius. – Potrafiły, swoją piękną muzyką,
kontrolować ludzkie emocje, a najwięcej szczęścia, czerpały ze smutku. Dlatego,
kiedy wyczuwały ludzki smutek, otaczały takiego człowieka swoim śpiewem i
pogłębiały negatywne emocje. Chełpiły się tą wielką mocą, czym wywołały gniew
Merlina. Postanowił je ukarać. Nie godził się z faktem, że wysysały szczęście z
ludzi, ale jednak, Merlin również był tylko człowiekiem. Mimo swojego gniewu,
pozwolił Nucicelom się zauroczyć. – Scorpius szeptał jej teraz prosto do ucha i
Rose mogłaby przysiąc, że przygryzł lekko jego płatek. Starała się skupić na
słowach, próbując się upewnić, że tylko sobie to wyobraziła. Całe jej ciało
było pokryte gęsia skórką. – Postanowił, że może załagodzić im karę i zapytał,
jakie jest ich ostatnie życzenie. A że Nucicele najbardziej kochały śpiewać,
właśnie o to poprosiły. Żeby nigdy nie musiały przestawać. Tak też się stało.
Nie mają już wpływu na ludzkie emocje, ale nadal potrafią je wyczuwać. Emocje i
pragnienia. Na tej podstawie wybierają utwór, który będą śpiewać. To co,
słyszysz teraz, również wybrały dla nas, bazując na naszych uczuciach. Choć nie
wiem ile w tym mnie, a ile ciebie – zakończył i odgarnął włosy Rose na plecy.
–
Niesamowite – szepnęła Rose. – Mogłabym…? – zaczęła, sięgając do krawatu,
zawiązanego na oczach. Dłoń Scorpiusa zacisnęła się na jej nadgarstku.
–
Zepsujesz efekt – powiedział cicho, a Rose słyszała uśmiech w jego głosie. –
Wyglądają po prostu, jak setki fruwających światełek.
Rose
poczuła, że chłopak obchodzi ją dookoła i staje przed nią, po czym znów otoczył ja ramionami, żeby poprawić węzeł z tyłu
głowy. Był tak blisko. Teraz czuła jego oddech na wargach. Wystarczyłoby…
Obrazy
jego srebrnych oczu i bladoróżowych ust przelatywały przez jej myśli. Palce
Rose zacisnęły się na jego koszuli. Nie mogła wymyślić innego sposobu, żeby
utrzymać równowagę.
– A
kto powiedział, że to na nie chcę patrzeć? – wyszeptała, choć naprawdę nie
potrafiła powiedzieć, jakim cudem to zdanie wydostało się z jej ust. A tym
bardziej, jak w ogóle narodziło się w jej
głowie.
Przestań
mówić!
Nie
musiała go widzieć, żeby poczuć na sobie jego intensywne spojrzenie.
– A
na co chcesz patrzeć, Rose? – zamruczał nisko.
Rose
nie była w stanie dłużej się kontrolować. Wszystkie jej myśli były zbyt
rozmyte, żeby mogła z nich wyciągnąć jakąś logiczną konkluzję. Pozwoliła
swojemu ciału przejąć kontrolę nad sytuacją.
Pociągnęła
go w dół za koszulę i zetknęła ich usta
ze sobą. Scorpius znieruchomiał na sekundę, po czym, gdy pierwszy szok minął,
oddał pocałunek z mocą. Rose zarzuciła mu ręce na szyję i zatopiła jedną dłoń w
jego jedwabistych włosach. Chłopak objął ją w talii, a ona odnotowała, z pomocą
jakiegoś zakamarka umysłu, że jej stopy na chwilę oderwały się lekko od ziemi.
Poczuła, jak opiera ją o ścianę, przyciągając do siebie tak bardzo, że nie było
po miedzy nimi choćby milimetra odstępu. Rose czuła dreszcze, aż u nasady
kręgosłupa. Jego dłoń na jej nagiej talii, zdawała się pozostawiać tam szlak
płomieni.
Złożył
kilka pocałunków na jej szyi, co
pozwoliło im oboje zaczerpnąć nieco powietrza, ale szybko, zniecierpliwiony
powrócił do ust. Rose wsunęła dłonie pod jego koszulę i zacisnęła palce na
twardych mięśniach brzucha. W odpowiedzi otrzymała ciche warknięcie, wydobywające
się gdzieś z tyłu gardła Scorpiusa. Przesunął wargi na jej ucho i przygryzł je
delikatnie. Rose wydała z siebie westchnienie, pomieszane z jękiem.
Ten
właśnie dźwięk, okazał się dla niej kubłem zimnej wody. Odepchnęła od siebie
chłopaka i zerwała opaskę z głowy.
W
pomieszczeniu było ciemno, ale wokół nich
rzeczywiście fruwały setki światełek. Rose nie miała czasu zachwycić się tym
niesamowitym widokiem. Scorpius stał przed nią, oddychając ciężko i szybko. Dwa
górne guziki jego koszuli były odpięte, włosy jeszcze bardziej rozczochrane niż
zwykle, a na policzkach miał delikatne rumieńce. Nie mogła oderwać wzroku od
jego ust, nabrzmiałych od pocałunków.
Potem
popełniła kolejny błąd i spojrzała w jego oczy. Były ciemniejsze, niż zwykle.
Mimowolnie zadrżała z podniecenia, widząc ich wyraz.
–
Ja… – wychrypiała, upuszczając krawat na podłogę.
Scorpius
wykonał krok w jej stronę. Zareagowała błyskawicznie i, jak zwykle,
niesamowicie dojrzale. Odwróciła się na
pięcie i wybiegła z pokoju, uciekając jak najszybciej w kierunku swojej wieży,
jak na prawdziwego Gryfona przystało.
____________________________________________________
Mam ogromną nadzieję, że rozdział się wam spodoba :D Pokój Życzeń był właściwie pierwszą sceną, która
narodziła się w mojej głowie, kiedy zaczęłam wymyślać to opowiadanie, więc
oczywiście, bardzo chciałam napisać ten rozdział. I dobrze mi się go tworzyło.
Czekam wiec na wasze opinie, jeszcze bardziej niecierpliwie, niż zazwyczaj :P
Rozdział dedykuję Condawiramurs :)
Dzisiaj zostawiam wam taki fanarcik, jest rozczulający <3
Piszcie, co myślicie!
Pozdrawiam ;*
OJACIĘ!
OdpowiedzUsuńScena w pokoju.. z tą muzyką.. Z pocałunkiem.. Omg! Czekałam na to tak bardzo, że gdy nadszedł ten moment.. miałam dreszcze! Ja poproszę więcej! :D
Ogólnie Twoje opowiadanie jest tak świetne, że aż brak mi słów! Postacie są tak żywe, nie ma w nich ani grama sztuczności, takiego wymyślania na siłę. Relacje między nimi (Rose i Draco no kurczę! *_*)
Nie miałam nigdy czasu komentować i jakoś tak wiesz.. piszę zawsze bez składu i ładu.. ale po tym co wyczarowałaś to nie mogę się powstrzymać!
Cudownie! Aż mam rumieńce normalnie. :D
Czekam na następny rozdział na wdechu normalnie! Nie każ długo czekać. :D
Awww, ciesze się ze skomentowałas i ze ci się podobało ^^ hah uwielbiam pisać i Rose i Draco, może dlatego mi wychodzi :D
UsuńMam nadzieje ze następne rozdziały cie nie rozczaruja i dziękuję za komentarz; *
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!! Moje emocje są pod sufitem! Kobieto bez takich scen przed snem xD i jak ja mam niby zasnąć? ;D A tak serio jak już ochłonęłam to chciałam Ci napisać, że ten rozdział, ta scena z muzyką była idealna <3 To wszystko było idealne :) Byleby tylko Rose tego nie schrzaniła :) I książka od Dracona :D uroczo :D
OdpowiedzUsuńDobra idę spać :*
Pisz kolejny idealny rozdział :*
Luella
Hahah mam nadzieje, ze jednak udało ci się zasnąć? :D Ciesze się bardzo, że scena z muzyką wyszła <3 A kto schrzani a kto nie, przekonamy się w następnym rozdziale :D
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam; *
Heeeej :* Przybywam z komentarzem :)). Rozdział bardzo mi sie podobał. Każdy zdaje sie być nie dość, że lepszu, to dłuższy i bardziej emocjonalny. Wg mnie Rose powinna powiedzieć Melody o Scorze, choć ta na 99% się domyśla. Uwielbiam scenki z Weasley i jej przyjaciólmi, np. ten Harold, zawsze mnie rozbawi :D mam nadzieję, ze trochę dorośnie i stworzy z Carą relację, jaką powinien, ale że jednocześnie nei straci swojego poczucia humoru :p. Dosyć rozbawiła mnie wizja Twojego Hugona. wielkiego, dwumetrowego kolesia, którego Rose uważa za głupkowatego. I faktycznie jakoś wybitną inteligencją się nie wykazał, szczególnie jak wspomniał o Lily., która spadła z miotły i nic go to nie nauczyło.... Ale podejrzewam, ze Rose może nieco przesadzać. Trochę zdziwiło mnie,ze Albus nie wie o PŻ, ale rozbawiło mnie bardzo tłumaczenie, że HArry chciałby, aby chłopak sam znalazł pokój. To totalnie prawda:D
OdpowiedzUsuńOczywiscie najwięcej do powiedzenia mam na temat drugiej, przewspaniałej części. Draco i jego pomysł na książke mnie rozwalił. Widac, że w piśmie nie zapomina o sarkazmie, ale jak już spotka Rose, to nieco gorzej mu idzie trzymanie fasonuxD w każdym razie własciwie to trochę mnie dziwi to, ze Rose całkiem dobrze sobie raddzo z rozmawianiem z ludźmi, z którymi jest bliżej, albo Właściwie nawet nie do końca blisko jak z Draconem, a niby i tak jest taka aspolczena i w ogole... dla mnie to nie do konca jest prawda, wg mnie ona sobie poradziłaby z każdym, po prostu jest dośc spcyficzna, introwertyczna :D Rozwaliła mnie wizja uzdrowicielki w dzień, malarki w nocy...
Właśnie, jak już jeteśmy przy tym hobby - ono jst genialne. I bardzo mi się podoba zamiłowanie Rose do perfekcji w tej materii. I w ogóle to, że maluje... Boże, ja nawet narysować czegoś prócz słonia tyłem za bardzo nie potrafię :D. Podobnie spodobała mi się pasja Scora i to, jak wymyslil, że będzie mógł słuchać muzyki w Hogwarcie. Podziwiam Cię za ten pomysl, naprawdę, jest wrecz genialny!!! opisałaś to bardzo plastycznie i wyobraziłam sobie ten wspaniały pokój i tę muzykę, ktora była wokól, wszędzie, jak tlen.. Wspaniałe. Scor z pewnością zfrobił to z pełna premedytacją i bardzo dobrze... MIędzy nimi jest taka magia, taka chemia, że ach....!!!! Żaluje jedynie, że Scor nie był nieco szybszy i jej nie zatrzymał, nim uciekła jak na prawdziwą Gryfonkę przystalo ^^. Dlaczego nagle się przeraziła? Boże!!! mam nadziej ę, że nie będzie go unikać... Cudownie opisałaś ich pierwsze pocalunki i teraz przynajmniej oboje wiedzą, że to drugie również jest zainteresowane.. I mam nadzieję, że ze względu na świadomość dobrego dogadywania się miedzy sobą, ogarną, że to ni tylko "poządanie". Cudo, naprawdę, cudo! uwielbiam także Twoje poczucie humoru i żarty wplatane w dialogi ;).
jedyne zastrzeżenia, jakie mam, to fakt, że wcześniej nie wspomnialaś o pasji Rose, a wypadałoby... jakbś wpadła na nią dopiero teraz. Zainteresowania Scora mogłaś trzymać w tajemnicu, to nawet lepiej, ale o malowaniu Weasley powinnąs była wspomnieć. Ponadto M.elody nazywała wszystko "uroczym", no i zamiast to nie ona mogła spędzić „urocze” kilka godzin" powinno byc "uroczych kilku godzin" (bo jest zaprzeczenie). BYło też kilka nadprogramowych przecinków i powtórzeń np. imienia Rose.
A, i niech się na Boga Melody i Albus ogarną, no.
Hej! Rosie (w opowiadaniu zabrania się tak nazywać, to chociaż tutaj sobie pofolguję xd) niestety NIE MOŻE powiedzieć Mel, bo popsuje mi to szyki xd mam już w planach jak dokładnie się dowie, Mel czy reszta; D ale domyślać się może, nie zdradze :)
UsuńCóż Hugo jest jaki jest, możesz być ze mnie dumna, że zaczyna ISTNIEĆ w moim opowiadaniu xd
Może Draco nie ma inteligencji Rose dlatego na piśmie lepiej radzi sobie z riposta :D
Cóż, ja jestem aspołeczna (swoją drogą, introwertyczna to tez pasujące do Rose określenie) i tak właśnie mam - ze znajomymi mogę gadać, ale przy kimś choć trochę obcym głupie i zawsze wychodzi awkward na pełnej pompie xd
Ciesze się ze podoba ci się malowanie i scena w pokoju :D cóż, Scorpi nie wie, co Rose do niego czuje, ale jednak chemii jest świadom wiec być może specjalnie zmanipulowal taka sytuację... ;D
Przerazila się swoich uczuć no I tego ze to ona tak naprawdę wykonała pierwszy krok, z resztą, rozdrobnie to w następnym rozdziale; D no i wszystko bez pośpiechu, bo nam się nudno zrobi! ^^
Z tą pasją to wiem, ale tak długo wahałam się pomiędzy malarstwem a czymś innym ze cały czas odkladalam ostateczna decyzję i mruczalam pod nosem "dobra, w następnym rozdziale juz na pewno o tym wspomnę, przecież to dopiero początki..." no i zrobiła się jedenastka i wyszło jak wyszło xd
A to nagromadzenie "uroczych" określeń było celowe; D godziny oczywiście poprawie, jak dorwe komputer, dzieki; D
Pozdrawiam i dziękuję za cudowny komentarz ;***
Ooo... ^^
OdpowiedzUsuńMój komentarz dziś będzie pewnie całkowicie bezsensu, ale zwale to na chorobę :p
Wow nie wim co powiedziec, końcówka mnie zauroczyła (kocham tak sceny *-*), jak Malfoy mówił o tym dzieciństwie.. ojoj to też chciałam go pocieszyć
Fajne, że pojawił się postać Hugo(?) i rozmowa między rodzeństwem, jakbym widziala siebie i brata <3 :')
Noo, a pozostala część rozdziału świetna jak zawsze :*
Życzę weny, więc dodawaj szybko kolejny rozdział :))
I Pozdrawiam
*KP
Dziękuję bardzo za komentarz <3 ciesze się ze podobał ci się rozdział, postaram się pospieszyć z następnym :D
UsuńNo! W końcu się pocałowali!
OdpowiedzUsuńJuż wiem, że Rose to chłopczyca i w pewnych "urodowych" sprawach potrzebuje pomocy Mel, ale litości! Powinna nauczyć się kilku zaklęć. I pytanie, Rose zacznie o siebie bardziej dbać bo coś się wydarzyło między nią a Scorpiusem? Ciekawa jestem jak teraz potoczy się ich realacja. W końcu wskoczyła na wyższy poziom.
Świetnie, że Rose ma jakąś pasję. Ale nie wpadłabym na to, że jest nią malowanie! Serio! Rose wydaje się zbyt wybuchowa i wszędzie jej pełno, a jednak takie hobby wymaga cierpliwości! Podoba mi się, że w rozdziale wróciłaś do ostatniej sceny poprzedniego rozdziału - Draco wziął Rose za totalnego imbecyla astronimicznego i podarował jej książkę, ciekawa jestem czy jakoś mu się za to odgryzie!
______________
Dziękuję za informację o rozdziale! Przez to przestawienie listy na bloggerze nie zauważyłam :/
Pozdrawiam gorąco!
Hej, ale moja Rose chyba nie jest chlopczyca :D dba o siebie, lubi być ładnie ubrana, a zaklęć jakoś nigdy nie zglebiala, bo zawsze Mel pod ręką xd a czy jakby o siebie nie dbała, to w ogóle by ją obeszło, że ma cienie pod oczami? :D
UsuńMasz rację z tym malowaniem. Chyba każdy wybuchowy człowiek musi się kiedyś wyciszyć, wiec w jakiś pokrewnych sposób to jednak do niej pasuje :D
Draco jak zawsze w formie, hahah xd
Dziękuję bardzo za komentarz ;/tez niektóre rzeczy przegapić morzem ten nowy układ, denerwuje mnie ;/
Pozdrawiam! ;*
O słodki Merlinie co tu się właśnie stało XD??!! Jestem w takim szoku, że muszę dosłownie zbierać się z podłogi ;-) Ale zaczynając od początku to wydaje mi się, że malowanie idealnie pasuje do Rose (ogranicza kontakty z ludźmi do minimum XD)
OdpowiedzUsuńDraco jak zawsze dostrzega wszystkie szczegóły i ta książka z tą sarkastyczną notką, po prostu Mistrz!
Wcale nie dziwie się Rose, że rzuciła się na Scora, i tak długo wytrzymała ;-), a jej reakcja "po wszystkim" to 100% Rose w Rose. Zatem powiem tak, rozdział świetny i czekam z niecierpliwością na to co powie, albo jak się zachowa Scorpius XP
Jestem jeszcze ciekawa czy i kiedy Rose wybierze się na babski wypad (czytaj: randkę) z Mirandą (mam nadzieję, że o tym nie zapomniałaś ;-)). Ciekawe czy Scorpius byłby zazdrosny ;-P
Pozdrawiam i czekam na nexta (mam nadzieję, że też nas miło zaskoczysz i
wrzucisz coś wcześniej ;-))
Ann :-*
Hahah ciesze się, że ci się podobało :D tez uważam, że malowanie pasuje! I uwielbiam jak czytelnik rozumie moich bohaterów, hahah, widzisz dokładnie to, co chce pokazać :D
UsuńNie bój nic, o babskie wypadzie nie zapomniałam, już niedługo :D może i wrzucę wcześniej, chociaż zauważyłam, że przy dłuższych przerwach czytelnicy bardziej komentują :D ale chyba jestem za miękka, żeby tak was trzymać xd
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*
Co najmniej dwa razy zauważyłam Lilly, a powinno być Lily ;)
OdpowiedzUsuń" Poczuł się głupio, mając nagle wrażenie, że „świetne” to zdecydowanie za mało i powinien powiedzieć coś więcej. Coś, co jakoś wyróżni się z morza standardowych, nudnych komplementów. A co jak kiedyś się pobiorą i będą mieć dzieci, a Rose zrobi karierę i ktoś ją spyta „Co powiedział twój mąż o obrazach, kiedy pierwszy raz je zobaczył?”, a ona odpowie „Sukinsyn, powiedział tylko, że są świetne!”
Chyba trochę się rozpędziłeś." - zabiłaś mnie tym! xddd
Kolejny wspaniały rozdział! Uwielbiam takie sceny jak w Pokoju Życzeń! <3 <3 <3
Ej, też chcę zaklęcie na cienie pod oczami! xD
Reakcja Mel na nocne spotkanie Rose była przekomiczna :D
Rozmowa Rose z bratem urocza. Nie pomyślałabym, że Hugo będzie taki skupiony na zwycięstwie. Przypomina mi w tym typowego fanfickowego Jamesa Pottera II xD
"– Harold, namalowałam już z dziesięć twoich portretów, a ty za każdym razem twierdziłeś, że nie jesteś na nich tak przystojny, jak w rzeczywistości – przypomniała mu Rose. – Zatem powiedz mi, czego nie zrozumiałeś, gdy powiedziałam „Nigdy więcej”?
– To nie twoja wina – powiedział brunet. – Żaden artysta nie potrafiłby przenieść na płótno takiego piękna." - uwielbiam narcyzm Harolda! xD
"Harold ją pozdrawia" xddd
Widzę, że Rose się trochę otwiera na innych - ja na jej miejscu chyba nie wpuściłabym nikogo do takiego pokoju :D
Naprawdę uroczy prezent od Draco :D
Fajnie wymyśliłaś tę historię Nucicieli. Szacun za wymyślenie łacińskiej nazwy ;)
bardzo podobał mi się początkowy opis wrażeń Rose w Pokoju i samego pomieszczenia, taki plastyczny, aż sama poczułam się jakbym tam była.
Podczas czytania dalszej sceny w Pokoju miałam normalnie ciary :D Znowu bardzo mi się podobał opis, dało się odczuć emocje obydwojga ;)
A zachowanie Rose rzeczywiście bardzo dojrzałe! xD
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya
PS Teraz dopiero zwróciłam na to uwagę - o co chodzi z tymi skrzydłami na okładce? Że Rose to niby taki dobry anioł, a Scorpius mroczny bad boy (no wiesz, bójki te sprawy xD)? Czy po prostu ładnie ci pasowały od tła? xD
A któż by nie chciał zaklęcia na cienie pod oczami? To moja zmora ;D
UsuńHugo rzeczywiście wychodzi trochę jak typowy James xd
Czasem mam ochotę napisać osobne opowiadanie o Haroldzie, ale to chyba już moja dziwnosc się odzywa ;P
Ja pewnie też bym nie wpuściła nikogo do pokoju, no ale w końcu Scorpius to Scorpius - nikt mu się nie oprze xd
Jak wymyslalam Nucicielom historie to tak się nakrecilam ze prawie napisałam książkę fantasy, większość wyciełam, starałam się wybrać najlepsze rzeczy :D
I ciesze się bardzo że miałaś ciary!
Akurat szablon pobieralam z szabloniarni bo mi się spodobał, ale włacinie można to tak interpretować :D
O nie! Ja chcę opowiadanie o Haroldzie z jakimś romansem, chyba że ładnie poprowadzisz wątek z Carą xD
UsuńNim zapomnę:
OdpowiedzUsuń"– Macie dzisiaj Zaklęcia z Puchonami, prawda? – zapytał Harold." - Uczniowie od szóstego roku lekcje mają ze wszystkimi... nie ma już podziału na dwie grupy ;)
Ach, Rose maluje... hymm, w zupełności tak jak moja Rose. Ciekawe, chyba obie spostrzegamy je jako artystki, heh ;p Jedyny wspólny element :D
I ogólnie kupiłaś mnie tym rozdziałem :) Och, czekałam aż w końcu Rose i Scorpius w końcu się do siebie zbliżą i pocałunkiem rozładują całą tą sytuację. I w ogóle, ta atmosfera z Nucicielami, zasłonięte oczy Rose krawatem Scorpiusa... ach, miło się czytało :)
Szkoda tylko, że Rose tak wybiegła, aż ciekawi mnie, jak będzie dalej zachowywała, heh ;)
O kurcze, w sumie o tym nigdy nie pomyślałam, dzieki!
UsuńHah no proszę, coś wspólnego sie znalazło :D
Cieszę się, że pocałunek ci się podobał <3
Już na początku Twojego opowiadania zakochałam się w Scorpiusie. W jego powalającej urodzie, w porównaniach Rose, z których najbardziej do mnie trafia, że ktoś tak piękny nie powinien po prostu chodzić po Ziemi. Zakochałam się w jego małej popularności i nieprzeciętnym poczuciu humoru. W reakcjach na dotyk Rose, w sposobie, w jakim o niej myślał. W zafascynowaniu Gwiezdnymi Wojnami, którym podbił moje serce, prawie jak sam Anakin. Jakoś nie zdawałam sobie sprawy z widzianego przeze mnie obrazu Scorpiusa do czasu, gdy zaczął opowiadać o Nucicielach. Poza jego całą aparycją, charakterem i humorem, pokochałam jego słowa. I tu pojawia się przekleństwo wyobraźni - to, co mamy w głowie zazwyczaj nie przenosi się na rzeczywistość. Zastanawiam się, czy ludzie, właściwie chłopcy, tacy, jak Scorpius Malfoy gdzieś naprawdę są. A spotkałabym takiego jegomościa z niemałą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńDopisałaś bardzo wyraźnym pismem do listy moich miłości imię powyższego, zaraz pod wdzięcznym "Draco Malfoy'em". Dziękuję Ci za to, bo szczerze wierzę, że to wyobrażenia wpływają w jakiś sposób na rzeczywistość i bez nich wszystko straciłoby swój smak.
Co się tyczy samego rozdziału, Rose znowu zachwyca iście gryfońską odwagą i pozostaje mieć nadzieję, że się w końcu opanuje. Nie przesadzajmy z heroicznością, co za dużo, to nie zdrowo.
Kłaniam się w pas, wracając do spisu treści
Vi
Bardzo bardzo sie cieszę, ze zakochałaś sie w Scorpiusie :D Miejmy nadzieję, ze te nasze wyidelizowane wyobrażenia rzeczywiscie gdzieś po tej ziemi chodzą, bo w przeciwnym razie będziemy musiały całe życie sobie cos wyobrażać :D Super, że podobało ci się, jak Scor przedstawił opowieść o Nucicielach.
UsuńA co do możliwosci dopisania Scorpiusa do listy miłości - cała przyjemność po mojej stronie! :D
Jak tiara przydzielała naszą Rose do Gryffindoru to chyba była pijana xd
Motyw z obrazami i przedstawianiem na nich przez różnych ludzi i obiektów jest bardzo ciekawy! Bardzo lubię te ich drobne, osobiste rozmowy. Maja taka intymna, przyjemna atmosferę.
OdpowiedzUsuńGest Dracona był bardzo uroczy, to było bardzo miłe z jego strony!
Jestem zachwycona przedstawianiem tego słowa 'swietne' z dwóch perspektyw. Takie to urocze i zabawne. Napisze tez po raz setny, ze jestem zachwycona opisami, scena z muzyka jest po prostu przepiękna!
W KONCU DOCZEKAŁAM SIE POCAŁUNKU! Moment był wprost idealny, lepszego nie mogłam sobie wymyślić! To było cos po prostu pięknego!!! Tylko Rose jak zwykle stchórzyła, a szkoda....
Cieszę sie, że motyw z obrazami ci się podoba i że udaje mi sie tworzyć intymną atmosferę w rozmowach Scorose ^^
UsuńJak Draco robi coś miłego i uroczego to już święto :D
I fajnie, że zwróciłaś uwagę na słowo "świetne" z dwóch perspektyw! I dziękuję za komplement odnoścnie opisu, na scenie z muzyką bardzo mi zależało, zeby przedstawić to wiarygodnie i plastycznie :)
Tak, pocałunek w końcu sie pojawił i super, że opis wyszedł tak, jak miał :D Rose to Rose, co poradzić xd
Dziękkuję za komentarz i pozdrawiam :*