–
Rose ostrożnie wystawiła głowę zza drzwi i zajrzała do Wielkiej Sali.
Rozejrzała się uważnie po ogromnym pomieszczeniu, poszukując blond czupryny.
Najwyraźniej Scorpius jeszcze nie zszedł na śniadanie. Bardzo dobrze. Ruszyła w
stronę swojego stołu, z przerażeniem buzującym jej w żyłach.
Ona pocałowała jego!
Weszła w tryb histerii, jak tylko wróciła
wczoraj do swojego dormitorium i od tego czasu ani na chwilę nie przestawała
dramatyzować. Ona! Jego! Jak niby miała się z tego wytłumaczyć samej sobie, a
co dopiero Scorpiusowi?! Co w nią, na niegodziwość Voldemorta, wstąpiło?! Nie
potrafiła tego wyjaśnić. Jak ten cholerny chłopak potrafił tak na nią działać,
ledwo jej dotykając?
Teraz
już nawet nie mogła być oburzona, że ośmielił się ją dotknąć, nie mogła, jak
gdyby nigdy nic na niego nakrzyczeć, czy też zażądać, żeby to się nie powtórzyło, bo to ona pocałowała jego. Nigdy
się z tego nie wyliże.
Zawsze
wiedziała, że Scorpius był atrakcyjny. Musiałaby być ślepa, żeby nie zauważyć,
że od jakiegoś czasu jej samej uginają się nogi od samego patrzenia na
tego faceta. Nie sposób było przeoczyć,
że na nią działał, że ją pociągał. Ale nie podejrzewała, że jest w stanie do
tego stopnia pozbawić ją umiejętności logicznego myślenia i sprawić, ze rzuci
się na niego jak wariatka.
Nie
byli parą i nic nie zapowiadało tego, żeby mieli nią zostać, wiec Rose musiała
cos z tym zrobić. Musiała jakoś mu wytłumaczyć swoje irracjonalne zachowanie. I
chyba musiała go przeprosić…
Och,
zaraz zwymiotuję.
Problemem
nie było nawet to, że Rose nie potrafiła nazwać ich relacji. Najgorsze było to,
że czuła się niebywale upokorzona. Przez samą siebie. Co on teraz o niej
myślał? Że jest jakąś napaloną dzikuską? Zakochaną w nim psychofanką?
Może
dlatego nie przyszedł na śniadanie. Pewnie siedzi w swoim dormitorium, skulony
pod łóżkiem, bo boi się, że jak pojawi
się w Wielkiej Sali, to Rose zażąda, żeby się z nią ożenił.
Nie
przejmuj się Rose. Z każdym dniem zbliżasz się coraz bardziej do słodkiego
ukojenia, jakie przynosi śmierć.
–
Cześć Rosie – przywitał ją Harold, przesuwając się nieco, aby mogła usiąść
obok. Ze zdziwieniem przywitała siedzących naprzeciwko Albusa i Melody. Ramię w
ramię, wymieniali od czasu do czasu uprzejme uwagi, jakby nigdy nic miedzy nimi nie zaszło. Uniosła pytająco brew
w kierunku Harolda, ale odpowiedział jej jedynie wzruszeniem ramion, które mówiło „Mnie nie pytaj”.
Jedli
w ciszy, która wisiała pomiędzy nimi, jak gradowa burza. Rose miała wrażenie,
że słyszy cichutkie tykanie bomby, która
miała lada chwila wybuchnąć.
–
Harold, śmierdzisz – rzuciła, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. – Znowu palisz?
–
Właściwie nie – odpowiedział, nakładając sobie na talerz jajecznicę. –
Technicznie rzecz biorąc, wczoraj paliłem znowu. Zatem dzisiaj palę wciąż.
–
Rosie, jesteś dzisiaj na językach – wtrącił nagle Albus, otwierając swój egzemplarz „Proroka Codziennego”. Uśmiechnął się do
niej w taki sposób, że Rose uświadomiła sobie istnienie czegoś ważnego, o czym
ona nie wie.
–
Co proszę? – spytała, bojąc się tego, co usłyszy. Błagam, niech to nie
będzie nic związanego z…
–
Jakaś czwartoklasistka, powiedziała mi – zaczął Al, spoglądając na nią
nonszalancko, znad gazety – że widziano cię wczoraj wieczorem, jak zbiegałaś z
siódmego piętra, cała zarumieniona i
rozczochrana. Ale najciekawsze jest to, że zaraz za tobą, w bardzo podobnym
stanie, przybiegł Scorpius – zakończył, kompletnie ignorując wyraz śmiertelnego
przerażenia na twarzy Rose. – Teraz połowa szkoła szepcze o waszym tajemnym
romansie.
Rose
nie zdążyła nawet otworzyć ust, żeby odpowiedzieć, gdy oboje, Albus i Melody
wybuchli histerycznym śmiechem. Obserwowała w milczeniu, jak nie mogą się
uspokoić, a Melody ociera łzy serwetką.
– O
co wam chodzi? – zapytała w końcu, mocno zbita z tropu. – Co jest takie
zabawne?
–
Och, daj spokój, Rosie – powiedziała Mel,
nadal chichocząc. – Ty i Scorpius? Czego ci ludzie nie wymyślą…
–
Dokładnie – dodał Al, mierzwiąc sobie włosy. – W życiu nie słyszałem czegoś równie niedorzecznego. O tak, dwójka ludzi pojawiła się
gdzieś w tym samym czasie, na pewno wracali z sekretnego gniazdka miłosnego!
Nawet jeśli to Rosie Weasley i Scorpius Malfoy.
–
Eee… – mruknęła Rose, nie bardzo wiedząc, jak się do tego odnieść. Powinna
odczuć ulgę, że jej przyjaciele nie wierzyli w te durne plotki, ale z drugiej
strony poczuła dziwne ukłucie w klatce piersiowej, słysząc ich reakcję na
pomysł, że mogłaby się związać ze Scorpiusem. Spróbowała pozbyć się tego uczucia. – Rozumiem, że to nieprawdopodobna
perspektywa, ale aż tak?
–
Rosie, jesteś piękna, nie zrozum mnie źle – powiedziała Mel, uśmiechając się do
niej. – Ale Scorpius chyba wolałby kogoś bardziej…
– …
swobodnego – dokończył Albus, a Melody pokiwała energicznie głową. – On jest
sam wystarczająco dziwny, nie sądzę, żeby związał się z dziewczyną, gdyby miał
radzić sobie z jej podwójną dawką
niezręczności.
–
Nie jestem niezręczna przy Scorpiusie – mruknęła Rose. – Bo się znamy.
–
Dlaczego w ogóle o tym rozmawiamy? –
zapytała Melody. – Chyba najważniejsze, że to nieprawda, tak?
–
Tak – powiedziała szybko Rose. – Myślicie, że da się coś zrobić, żeby
sprostować te plotki?
–
Nie możesz podchodzić do ludzi i mówić,
ze to nieprawda. Winny się tłumaczy – wyjaśnił Harold, a Rose uświadomiła
sobie, że tylko on się wcześniej nie roześmiał. Spojrzała na niego
podejrzliwie. Chłopak uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i puścił jej oko.
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Czyżby coś podejrzewał?
–
Harold ma racje – dodała Melody. Rose nałożyła sobie na talerz sześć naleśników i polała je syropem klonowym. Musiała czymś zajeść
swoje stargane nerwy. – Po prostu, choć wiem, że to będzie dla ciebie trudne,
zachowuj się naturalnie, jakby nic się nie stało i przewracaj oczami, gdy
słyszysz wokół siebie szepty. No i przydałoby się pogadać ze Scorpiusem, żeby
wiedział czego się spodziewać i niechcący nie potwierdził tych plotek.
Fantastycznie.
Jakby potrzebowała kolejnych powodów,
żeby pogadać ze Scorpiusem.
–
Gdzie on teraz jest? – zapytała z ciężkim westchnieniem, kiedy już uporała się
ze swoimi naleśnikami.
–
Pewnie jeszcze w pokoju – powiedział Albus. – Nie chciało mu się wstawać na
śniadanie, więc możliwe, że dopiero zbiera się do wyjścia. – Wstał i wskazał
głową na wyjście z Sali. – Jeśli chcesz, możemy iść razem. Umówiłem się z Mary przy wejściu do Pokoju Wspólnego
Ślizgonów – dodał, a Rose zauważyła kątem oka, jak Melody zaciska szczękę. – Na
pewno chętnie wpuści cię do środka.
Średnio
podekscytowana spotkaniem z Mary i absolutnie przerażona konfrontacją ze
Scorpiusem, Rose ruszyła niechętnie za Alem.
W
lochach czekała na nich dziewczyna Pottera. Uniosła brwi na widok Rose, ale
Albus szybko wyjaśnił jej sytuację, opowiedział o plotkach i poprosił o hasło.
Mary spojrzała nieufnie na Rose, odwróciła
się w stronę kamiennej ściany i cicho wyszeptała odpowiednie słowo.
–
Któż byłby taki naiwny, żeby uwierzyć,
żeby nasz Oziębły Przystojniak poleciał na Rosie Weasley – powiedziała, śmiejąc
się wdzięcznie, uwiesiwszy się na ramieniu Albusa. Szybko rzuciła Rose
przepraszające spojrzenie. – Oczywiście bez urazy skarbie, to nic osobistego –
dodała z fałszywym uśmiechem.
–
Jasne – mruknęła Rose, starając się nie myśleć o określeniu „Oziębły
Przystojniak”. – To do zobaczenia – rzuciła do Albusa i zniknęła za drzwiami.
Na
jej szczęście, pokój wspólny był niemal
pusty, ze względu na godzinę. Trójka Ślizgonek, siedzących na skórzanej
kanapie, posłała jej dziwne spojrzenie, ale zignorowała to i ze spuszczoną
głową pomaszerowała w kierunku sypialni chłopców z siódmego roku. Mogła tylko
mieć nadzieję, że współlokatorzy Malfoya są na śniadaniu.
Zapukała
niepewnie do drzwi. Otworzyły się po dwóch
minutach.
Zdecydowanie
nie była na to przygotowana.
Nie
była przygotowana na zaspanego, rozczochranego Scorpiusa, otwierającego drzwi
jedynie w luźnych, dresowych spodniach.
W
rej sekundzie, umysł Rose się zatrzymał. Nie była w stanie robić nic innego,
niż podziwiać stojącego przed nią chłopaka. Podziwiała jego włosy, sterczące we
wszystkich kierunkach i leniwy uśmiech, który
wpłynął na jego twarz, kiedy ją zobaczył. A jego tors… no cóż.
–
Rose – jego głos wyrwał ją z zamyślenia. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się
o framugę drzwi. – Kiedy powiedziałem „Accio Piękność” nie sądziłem, że
naprawdę zadziała – powiedział, a Rose uniosła brwi, nie mogąc powstrzymać
rozbawienia. Scorpius skrzywił się i skinął głową. – Masz racje, to było słabe.
Wejdź – powiedział, przepuszczając ją w drzwiach, a Rose bardzo się starała go
nie dotknąć, kiedy przechodziła obok. – Co cię sprowadza?
Rozejrzała
się po pokoju. Obok swojego łóżka,
Scorpius miał duży, szklany pojemnik, wewnątrz którego szalał niebieski
płomień. Nieraz słyszała, jak narzekał na chłód w lochach, więc jej to nie
zaskoczyło. Czując gorąco, które zapewne miało też coś wspólnego z samą
obecnością blondyna, Rose zdjęła szatę szkolną, przewiesiła ją przez oparcie
krzesła i została w czarnej spódnicy i białej koszuli. Miała również ochotę
poluzować swój krawat Gryffindoru, ale jej ręce były dziwnie odrętwiałe. Wzięła
głęboki wdech.
–
Po pierwsze, chciałam cię przeprosić – powiedziała powoli. – Nie chciałam, żeby
to się wczoraj tak potoczyło, nie wiem co we mnie wstąpiło…
–
Czy widzisz, żebym narzekał? – wtrącił Scorpius, ale Rose go zignorowała.
– …
nie chciałam się zachować, jak wariatka, to chyba cała ta muzyka i klimat mnie… a poza tym, byłam wczoraj bardzo śpiąca
i wszystko mieszało mi się w głowie – paplała bez sensu. – Nie chcę żebyś
pomyślał sobie, że…
–
Rose – przerwał jej Scorpius, chwytając ją za nadgarstki. Aż podskoczyła, pod
wpływem nagłego kontaktu. – W porządku. Przestań już, bo trajkoczesz, jak
małpka.
–
Przepraszam – mruknęła Rose. – Jeśli wszystko rozumiesz i nie uważasz, ze
jestem stuknięta, to możemy przejść do tej drugiej części. Otóż… ktoś nas widział i teraz są o nas plotki… Musimy
im zaprzeczyć i zrobić wszystko, żeby ich nie zachęcać.
–
Dlaczego? – zapytał Scorpius, unosząc zaczepnie brew.
–
Słucham? – zapytała wpatrując się z niedowierzaniem w jego rozbawioną twarz.
Przygryzł lekko wargę, być może po to, żeby się nie zaśmiać.
Och,
świetnie. Żartował sobie z niej. W Rose zaczęła narastać irytacja. To dobrze.
To zdecydowanie dobrze. Wściekłość była o wiele lepsza, niż ta obezwładniająca
chęć, żeby złapać go za te cholerne włosy i wpić się w…
–
Dlaczego mamy im zaprzeczać? – rozwinął Scorpius, dalej patrząc na nią
wyzywająco.
–
Dlaczego?! – wykrzyknęła, wyrywając nadgarstki z jego uścisku, i wyrzucając
dłonie w powietrze. – Zwariowałeś? Musimy im zaprzeczać, bo teraz wszyscy
myślą, że jesteśmy razem!
– A
dlaczego to takie straszne? – zapytał, uśmiechając się jeszcze szerzej.
Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem przez kilka sekund, po czym przeszła
się po pokoju, żeby się uspokoić.
–
Bo nie jesteśmy!
Podszedł
do niej z dziwnym błyskiem w oku, a Rose stwierdziła, ze to dokładnie ten sam
wzrok, którym przeszywał ją wczoraj,
zanim uciekła z pokoju. Nie wróżyło to nic dobrego.
–
Naprawdę? – zapytał takim tonem, jakby szczerze pytał ją o opinię. Co za tupet!
–
Oczywiście! – wykrzyknęła.
–
Skąd ta pewność?
–
Co proszę? – sapnęła, na co wzruszył ramionami i przechylił głowę w lewo.
–
Skąd pewność, że nie jesteśmy razem?
Gapiła
się na niego przez dłuższą chwilę, zszokowana. Wszystkie logiczne konkluzje
wyparowały z jej głowy.
– Cóż, nie spytałeś, czy zostanę twoją dziewczyną –
bąknęła i natychmiast uświadomiła sobie, że to najgłupsza rzecz, jaką w życiu
powiedziała.
– A
tego oczekiwałaś?
–
Nie!
–
Tak myślałem – powiedział Scorpius, kiwając głową, jakby właśnie tego się
spodziewał. – To trochę nudne, prawda? Jesteśmy zbyt dziwni na taki banał.
–
Banał – powtórzyła głucho Rose, walcząc z
ochotą podrapania go po twarzy. Rozejrzała się oszołomiona i uświadomiła sobie,
że jakimś cudem udało mu się uwięzić ją między nim a oparciem kanapy.
–
Och daj spokój. – Zaśmiał się cicho i
przybliżył się do niej lekko. – Kiedy będziemy starzy i będziesz opowiadać
naszym wnukom, jak się zeszliśmy, naprawdę chcesz im zaserwować jakieś nudne
„Spytał, a ja się zgodziłam.”?
Rose
zamarła. Bardzo wiele rzeczy było nie tak z jego wypowiedzią, ale chyba
największym jej problemem była figura retoryczna „nasze wnuki”.
W
sensie ich.
W
sensie dzieci dzieci Rose i Scorpiusa.
Co
to miało być? I czemu coś ja załaskotało w brzuchu, kiedy to powiedział?
–
Naszym wnukom? – powtórzyła, głosem
kipiącym z furii.
–
Tak. Myślałem sobie, żeby było ich minimum dziewięć – powiedział beztrosko,
opierając dłonie po obu jej stronach, na oparciu kanapy, zamykając ją pomiędzy
swoimi ramionami. – Jeśli chodzi o dzieci, trójka będzie dobrą liczbą. Przyjemna ilość. Wystarczajaca, żeby ponieść
dalej rodowe nazwisko, ale nie dość, żebyśmy mieli własną drużynę quiddicha.
Rose
była w stanie tylko się na niego gapić. Facet oszalał. Nie potrafiła znaleźć
innego wytłumaczenia.
– I
oczywiście, wszystkie byłyby w Slytherinie – dodał, choć Rose mogłaby przysiąc,
że w rzeczywistości go to nie obchodzi. Tak czy siak, tego było już za wiele.
Skrzyżowała
ramiona na piersi i wyprostowała się, nieświadoma, że w ten sposób się do niego przybliżyła. Scorpius nie przeoczył
tego szczegółu. Uśmiechnął się zaczepnie i przysunął ręce bliżej jej ciała.
–
Chyba sobie żartujesz! – wykrzyknęła. – Przynajmniej jedno z moich dzieci
będzie Gryfonem. Albo Krukonem.
–
No dobrze – zgodził się Scorpius, delikatnie przemieszczając swoje dłonie, aż
spoczęły na dole jej pleców. – Jeden może
być czarną owcą. Pod warunkiem, że nie będzie Puchonem.
– A
jeśli to będzie dziewczynka? – spytała patrząc na niego wyzywająco, spod
długich, czarnych rzęs.
–
Malfoyowie zawsze mają synów.
–
Weasleyowie maja mieszankę.
Uśmiechnął
się, słysząc jej błyskawiczną odpowiedź i pochylił głowę nieco bliżej jej
twarzy.
–
No dobrze – zgodził się łaskawie. – Dwoje z naszych dzieci, chłopcy, trafią do
Slytherinu. – Był już wystarczająco blisko, żeby policzyć piegi na jej nosie i
policzkach. – Trzecie będzie dziewczynką i możesz ja wychować zgodnie z
wariackim kodeksem moralnym Gryfonów.
Rose
zastanowiła się przez chwile, dlaczego ma problemy z oddychaniem. A potem
uświadomiła sobie, że to może mieć cos wspólnego
z faktem, iż zaraz znowu pocałuje Scorpiusa Malfoya.
Zaraz,
zaraz. CO?!
Odepchnęła
go od siebie tak mocno, że zaskoczony chłopak aż się zatoczył. Po chwili uniósł brew i uśmiechnął się do niej zalotnie.
–
Coś nie tak, Rose?
–
Zaraz ci powiem, co jest nie tak! – wrzasnęła histerycznie. – Nasze wnuki?! Nie
będziemy mieć żadnych wnuków! I nie
będziemy mieć żadnych dzieci, bo nie jesteśmy i nigdy nie będziemy w relacji
romantycznej!
Oparł
się leniwie o kolumienkę swojego łożka.
– Mówiłem ci już kiedyś, jaka jesteś seksowna, kiedy się
wściekasz?
Warknęła
bezradnie i chwyciła swoją szatę z jego krzesła.
–
Jesteś niemożliwy.
– Uwielbiasz
to.
–
Scorpius!
Uśmiechnął
się z zadowoleniem i przywołał na swoją twarz udawany zachwyt.
–
Tak jest Rose, jeszcze raz, wykrzycz moje imię – zamruczał.
–
Scorpius! – powtórzyła, chcąc przywołać
go do porządku, ale uświadomiła sobie, że to było dokładnie to czego chciał.
–
Tak! Jeszcze raz! – westchnął i zaśmiał się cicho.
–
Aghr!
Rose
wybiegła z jego pokoju, trzaskając drzwiami demonstracyjnie. Scorpius był
zadowolony. Nie został zmuszony do zaprzeczenia czemukolwiek, co do niej czuje,
ona również niczego nie zanegowała, z
wyjątkiem tych marnych tłumaczeń; na kilka przezabawnych sekund, nakłonił ja do
rozmowy o ich dzieciach; prawie ją pocałował i nawet nie próbowała go udusić.
Cel osiągnięty.
Scorpius
był cierpliwym człowiekiem. Poczeka tyle, ile będzie trzeba, aż Rose przestanie
zachowywać się jak wariatka i uporządkuje wszystko w swojej własnej głowie. Nie
miał zamiaru niczego przyspieszać. Znał Rose. Mógł sobie wyobrazić, jaka jest przerażona. Potrzebowała czasu, a on nie
chciał jej przestraszyć.
Rose
była wściekła. Nie była tylko pewna czy wściekała się na Scorpiusa, za to że z
premedytacją wyprowadził ja z równowagi,
czy może na siebie, przez uczucia, które w niej wywoływał.
Chciała
wydostać się z zamku. Nie było tu miejsca, w którym mogła się wyciszyć i przemyśleć sprawę na chłodno. A właściwie to
nie. Nie chciała o tym myśleć, raczej wyrzucić to ze swojej głowy, żeby
osiągnąć spokój ducha. Wieża Astronomiczna była magiczna tylko w nocy. Jeśli
chodzi o Pokój Życzeń, to na chwilę obecną sama myśl o tym miejscu wywoływała u
niej gęsia skórkę i dziwne łaskotki w brzuchu. Tam na pewno nie zazna tego,
czego potrzebuje.
Dokąd
mogła pójść? Hogsmeade? Za łatwo będzie
ją złapać. Będzie musiała przemaszerować całe błonia. Jeśli będzie szła szybko,
zajmie to jakieś dziesięć minut. Jakie były szanse, że w tym czasie nikt w
przeogromnym zamku nie wyjrzy przez okno? Rose uznała, że nie jest do dość
bezpieczna opcja, żeby mogła mieć nadzieję, że pani Pomfrey uwierzy w jej
wymówkę o spędzeniu całego dnia w łóżku, kiedy przyjdzie prosić ją o
usprawiedliwienie.
A
jeśli użyłaby proszku Fiuu i przeniosła się prosto do wioski? To też nie
wchodziło w grę. Jedynym miejscem w Hogsmeade, o którym wiedziała na pewno, że jest tam kominek była
gospoda pod Trzema Miotłami. Co powie Madame Rosmerta, kiedy ja zobaczy? Nawet
jeśli jej uwierzy, że ma pozwolenie, mogłaby chcieć to potwierdzić. Żaden
nauczyciel Hogwartu nie zezwoliłby uczniowi na samotną wizytę w Hogsmeade, a
nawet jeśli, to na pewno napisałby jakąś przepustkę. A co z pozostałymi
klientami knajpy?
Poza
tym, wioska nie była odpowiednim miejscem. Była za blisko. Jeszcze coś by ja
opętało, wróciła by do zamku i zabiła
Malfoya. A jej matka narzekałaby, że dwadzieścia godzin porodu poszło w
cholerę, bo jej dziecko spędzi resztę życia w Azkabanie.
Zerknęła
na cienki, srebrny zegarek na swoim nadgarstku. Dochodziła dziewiąta. Rodzice
zapewne wyszli do pracy. Może po prostu użyć kominka w swoim domu i połazić po
Londynie. Pochodzić po księgarniach albo sklepach z ciuchami, może coś zje.
Jedzenie zawsze uspokajało jej nerwy, przecież była kobietą…
Ale
czyjego kominka mogłaby użyć w Hogwarcie? Wszystkie te, do których uczniowie mieli dostęp, były zablokowane, ale
nauczyciele na pewno mieli możliwość korzystania z tego środka komunikacji.
Wszyscy wyruszyli już albo na śniadanie, albo do wielkiej Sali. Rose uznała, że
musi zaryzykować. Rozejrzała się niepewnie wokół siebie. Nadal stała przy
Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Jedyne komnaty prywatne, jakie znajdowały się w
lochach, należały do profesora Malfoya. Rose zauważyła tabliczkę z jego
nazwiskiem po drugiej stronie korytarza. Nie żeby ją to zaskoczyło, w końcu już
raz oddelegowała Scorpiusa do jego gabinetu, w środku nocy.
Podbiegła
do drzwi i otworzyła je zaklęciem. Zamknęła je za sobą cichutko, uświadamiając
sobie, że nawet nie sprawdziła, czy korytarz jest pusty. Przez chwilę stała w
gabinecie profesora Malfoya z zaciśniętymi powiekami, nasłuchując jakichś kroków czy oburzonych okrzyków, ale nic takiego nie
nastąpiło, więc na paluszkach podeszła do drzwi, za którymi musiały być kwatery
nauczyciela.
–
Alohomora – mruknęła, celując różdżką w
gałkę i ku swojemu wielkiemu zdziwieniu, usłyszała satysfakcjonujące
kliknięcie. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że brak konkretnych zabezpieczeń
nie wróży nic dobrego.
Wbiegając
do małego saloniku, nawet nie miała czasu prychnąć kpiąco, widząc jego
pretensjonalnie luksusowy wystrój,
oczywiście w ciemnych barwach, przeplatanych odrobiną srebra. Stając przed
kominkiem szybko zlokalizowała stojące na nim małe pudełeczko, wypełnione
zielonym proszkiem. Nabrała go trochę w dłoń.
–
Panna Weasley.
Rose
wrzasnęła rozsypując wokół siebie proszek
i odwracając się błyskawicznie. Zielony ogień zapłonął wokół niej delikatnie na
ułamek sekundy, w miejscach gdzie pyłek opadł na ziemię.
Przed
nią stał Draco Malfoy, w całej swojej przerażającej okazałości. Jego różdżka była wycelowana w Rose.
– Cóż za cudowny początek dnia. – Ciężkie westchnienie
rezygnacji i sposób w jaki potarł nasadę swojego nosa zdecydowanie nie
wskazywały na to, że mówił szczerze. – Czy jest sens, żebym w ogóle pytał o
powód tej wizyty i wykradania moich prywatnych zapasów Proszku Fiuu?
–
Eee… – zaczęła Rose i uświadomiła sobie, że dzisiaj zdecydowanie zbyt często
zaczyna wypowiedzi w ten elokwentny sposób.
– Cóż. To skomplikowana sprawa.
–
Mam czas – powiedział Draco, opuszczając różdżkę
i chowając ją do kieszeni szaty. – Czwartki zawsze mam wolne, więc możesz sobie
wyobrazić mój entuzjazm na twój widok w moim gabinecie w dzień odpoczynku.
Wytłumacz się proszę, jak najszybciej. I weź pod uwagę, że wszystko, co powiesz
będzie miało znaczenie, gdy będę ustalał sposób, w jaki zostaniesz ukarana.
–
Dobrze… – zaczęła ostrożnie Rose i postanowiła być szczera… oczywiście
zatajając te części, których wyznać nie
mogła. – Jeden z uczniów, chłopak… wie pan jak to my, nastolatki potrafimy
histeryzować, kiedy w grę wchodzą w chłopcy. – Powiedziała, uśmiechając się do
niego, ale niewzruszona mina Dracona przypomniała jej, że przecież nie miał
poczucia humoru. – Chodzi o to, że kiedy się zdenerwuję, bardzo ciężko jest mi
się w jakiś sposób uspokoić, a ostatnie wydarzenia naprawdę mnie przytłaczają,
nie miałam możliwości ani czasu w żaden sposób wypuścić z siebie tych nerwów… I
sęk w tym, że ja muszę, naprawdę muszę wyrwać się na dzisiaj z zamku.
Wiem, że pan nie zrozumie, bo ja sama do końca nie wiem dlaczego, ale muszę
być z dala od tego miejsca i od tych wszystkich ludzi… o tak, ludzie są
najgorsi. Proszę, proszę, proszę pozwolić mi wyjść – zakończyła, patrząc na
niego błagalnie. Wiedziała, że są nikłe szanse powodzenia tej operacji, ale
skoro i tak miał ją ukarać…?
Draco
zaśmiał się, wpatrując się w nią z niedowierzaniem.
–
Panno Weasley, chyba nie sądzi pani, że moje sumienie pozwoli mi na udawanie,
że nie widzę jak uczennica z premedytacją łamie jeden z najważniejszych punktów regulaminu szkolnego.
–
Przecież był pan Ślizgonem! – krzyknęła Rose, machając rękami z frustracją.
Naprawdę musiała cos zrobić z tą swoją nadmierną gestykulacją. – Wy nie macie
sumienia.
Draco
spojrzał na nią z niesmakiem.
–
Nigdy bym się nie spodziewał, że córka
Hermiony Granger będzie powtarzać jakiekolwiek krzywdzące stereotypy –
powiedział, mrużąc oczy.
–
To był żart – odparła Rose, przewracając oczami, za co natychmiast zganiła się
w duchu. – A jeśli zawrzemy układ?
–
Dlaczego mam dziwne przeczucie, że pomysł na ten układ wyprowadzi mnie z równowagi?
–
Bo ciężko jest znaleźć cokolwiek, co nie wyprowadziłoby pana z równowagi – wyjaśniła ochoczo Rose. – Zrobimy tak: Pan,
w swojej nieocenionej łasce i pomysłowości, pozwoli mi użyć swojego kominka, w
którym pojawię się ponownie, jeszcze przed końcem zajęć. Ja, w dowodzie
wdzięczności, zapomnę o tym, że widziałam jak Scorpius spuszcza łomot trzem
chłopakom oraz o tym, że pan również o tym wie – powiedziała, przeklinając w
duchu swoje usta, za to że zaczęły ją łaskotać, gdy wypowiedziała imię młodego
Malfoya. – Przysięgam, że już nigdy nie użyję tego przeciwko panu, w formie jakiegoś
paskudnego szantażu.
Nauczyciel
wpatrywał się w nią bez słowa przez kilka minut, a Rose mogła wyobrazić sobie
trybiki, obracające się pod elegancko uczesanymi, białymi włosami.
–
Skąd mam wiedzieć, czy dotrzymasz słowa? – spytał w końcu.
–
Jestem Gryfonką. – Wzruszyła ramionami, zapominając o jego poprzedniej uwadze o
stereotypach. – Czy jakikolwiek Gryfon, z którym
zawarł pan układ, nie dotrzymał danego słowa?
–
Żaden gryfon nigdy nie zaufał mi na tyle, żeby wchodzić w jakikolwiek układ.
– Cóż, mnie można zaufać. Proszę spytać kogokolwiek.
–
Nie bardzo mam teraz możliwość przejść się po zamku i robić wywiad środowiskowy
– mamrotał Draco pod nosem i podrapał się po karku. – Zrobimy tak: Wypuszczę
cię i nie powiem nikomu, że opuściłaś zamek, ale odejmę pięćdziesiąt punktów Gryffindorowi, a ty będziesz miała szlaban w tę
sobotę…
–
Stoi – powiedziała natychmiast Rose, zapominając, że rozmawia z nauczycielem.
–…
I pójdę z tobą.
–
Co proszę? – zapytała, kompletnie zbita z tropu. – Po co?
–
Panno Weasley. – Znowu westchnął. – Uwierz, że wcale mi się to nie uśmiecha,
ale nie mam innego wyjścia. Obejmuję posadę nauczyciela w szkole, w której ty jesteś uczennicą. Jestem, podobnie jak reszta Grona
Pedagogicznego, za ciebie odpowiedzialny. Absolutnie nie mogę wypuścić cię
samej ze szkoły, dokąd tylko chcesz, niezależnie od tego czym byś mnie
szantażowała. Obawiam się, że musisz przystać na moje warunki.
–
Czy mam jakieś wyjście?
–
Nie.
Rose
westchnęła ciężko, chwyciła pióro leżące
na stoliku i zapisała adres na kawałku pergaminu.
–
Przenosimy się pod ten adres – powiedziała, podając notkę Draco. – To mój dom. Rodziców nie ma o tej porze, ale na wszelki
wypadek proszę zachowywać się cicho.
Po
czym odwróciła się na piecie, chwyciła kolejną garść proszku, rzuciła i wkroczyła
w płomienie.
Wypadła
z kominka wprost do przestronnego salonu swoich rodziców i odwróciła się, by ujrzeć profesora Malfoya,
wygrzebującego się z paleniska chwilę później. Otwierał usta, żeby coś
powiedzieć. Rose położyła palec na ustach.
–
Śmigotka jest w kuchni – szepnęła, po czym wraz ze swoim nauczycielem eliksirów przeszła na paluszkach przez swój salon i
przedpokój, niezależnie od tego, jak dziwacznie to brzmiało.
–
Kim jest Śmigotka, panno Weasley? – zapytał niezadowolony Draco, gdy już wyszli
na zewnątrz, a on szedł obok Rose wzdłuż ruchliwej ulicy. Weasleyowie mieszkali
w żółtym szeregowcu, w
pół-czarodziejskiej dzielnicy, blisko centrum Londynu. Pół-czarodziejskiej, bo
stała swobodnie wśród mugoli, których bliskość lubiła Hermiona, ale obecność
czarodziejów nie była w żaden sposób manifestowana wobec ich sąsiadów.
–
Skrzatka domowa – odparła Rose, zastanawiając się, jak chciałaby spędzić ten
czas. Nie przewidziała, że profesor Malfoy będzie do niej mówił.
Zdecydowanie nie pomagało jej to w wyciszeniu się, ani opanowaniu morderczych
myśli. A także tych innych myśli, których Rose zdecydowanie nie chciała
mieć w obecności jego ojca.
–
Skrzatka domowa w domu Hermiony Granger? Czy świat się kończy?
–
Wie pan, że moja mama wyszła za mąż, prawda? – spytała Rose, spoglądając na
niego z niesmakiem. – Nazywa się Granger-Weasley. Poza tym, moja mama nigdy,
przez te wszystkie lata nie walczyła o wyeliminowanie skrzatów domowych z czarodziejskich domów! Nie ma nic
przeciwko pracy, bo sama nie wiedziałaby co ze sobą zrobić, gdyby nie pracowała.
Ona chciała dla nich umów o pracę i godziwego wynagrodzenia, więc dlaczego
miałaby nie korzystać z płatnej usługi, w której pracodawca i pracownik żyją w
uczciwej symbiozie? Gospodarka tego potrzebuje, poza tym Śmigotka jest
jednocześnie przyjaciółką mojej mamy. Ktoś musi dawać zatrudnienie skrzatom,
żeby te ustawy, które wprowadziła mogły być kultywowane…
Profesor
Malfoy zachichotał, ale nic nie powiedział, a ona właśnie uświadomiła, że jego
ostatnia uwaga chyba miała być żartem. Profesor Malfoy zażartował.
Nie najlepiej, ale zawsze…
–
Panno Weasley, co ty właściwie chciałaś robić w mugolskim Londynie? – zapytał
Draco, po dłuższej chwili ciszy, rozglądając się wokół, obrzucając samochody i wieżowce wzrokiem, w którym
zainteresowanie mieszało się z odrazą. Rose zastanowiła się chwilę i spojrzała
na niego ostrożnie.
–
Słyszał pan kiedyś o McDonaldzie?
***
– Z
czego oni to robią? – sapnął Draco, przeżuwając trzeciego cheeseburgera, z
rozmarzonym wyrazem twarzy. – Nie obchodzi mnie, że to mugolska restauracja, w
tym musi być magia. Może założyciel był czarodziejem? – zasugerował, wkładając
sobie do ust cztery frytki, nabite na widelec.
Tak,
niezależnie od tego, jak bardzo Rose namawiała go do normalnego zachowania,
Draco Malfoy stanowczo odmówił jedzenia
czegokolwiek paluchami. Mrucząc pod nosem, że uwłacza to jego
arystokratycznemu wychowaniu udał się do łazienki i wrócił z kompletem
sztućców, które prawdopodobnie sobie tam wyczarował, transmutując papier
toaletowy, czy coś w tym stylu. Rose podsumowała to ciężkim westchnieniem i
przyniosła zamówienia do stolika, ignorując dziwne spojrzenia ludzi, rzucane w
kierunku nauczyciela. Na Merlina, byli przecież w Londynie, czy ludzie naprawdę
nie widywali tu większych dziwactw, niż nóż i widelec w McDonaldzie?
Na
szczęście udało jej się namówić go do
użycia jedynie widelca, przy jedzeniu frytek. Burgery łaskawie trzymał w
dłoniach, odginając elegancko małe palce.
–
Powtórzyłam to panu tysiąc razy – odparła
znudzona Rose. Najadła się jednym zestawem. Profesor Malfoy najwyraźniej
potrzebował trzech kolejnych. – To mugolskie jedzenie, bardzo niezdrowe i pełne
chemii, ale wciąż pyszne. Receptura jest ściśle tajna.
–
Bo jest magiczna! – syknął, maczając jedną z frytek w truskawkowym szejku. Rose
wzdrygnęła się z obrzydzeniem. Kilka głów
odwróciło się w ich stronę. – Dlatego nie mówią mugolom, jak to się robi! Choć
z drugiej strony… Ponad czterdzieści lat Bali, przyjęć, kolacji w eleganckich
restauracjach, a w życiu nie jadłem w naszym świecie niczego podobnego… –
mamrotał Draco, rozpakowując Wieśmaka.
–
Eee… Panie profesorze – zaczęła niepewnie Rose – jest pan pewien, że zje pan to
wszystko?
–
Jestem najedzony od dwudziestu minut, Panno Weasley – przyznał Draco,
wzdychając ociężale. – Jednak czuję, że jeśli przestanę jeść, będę żałował.
Och, nie mogę się doczekać, aż przyprowadzę tu Astorię…
Rose
obserwowała go z lekkim uśmiechem, który
kontrastował z jej zmęczonym wyrazem twarzy. Była na tyle zdekoncentrowana
pilnowaniem nauczyciela, żeby nie zrobił nic głupiego na oczach mugoli,
oraz rozbawiona jego reakcją na jedzenie, że czuła się już znacznie lepiej.
Była gotowa, żeby wrócić do Hogwartu… i przespać resztę dnia. Miała lekkie
wyrzuty sumienia, ale przecież była uczennicą idealną! Czy nie mogła czasem
pozwolić sobie na odrobinę luzu?
–
Panie profesorze – zagadnęła, zmuszając go tym samym, żeby na moment oderwał
się od jedzenia i na nią spojrzał. – Jak Pan skończy, możemy wrócić do szkoły. Już mi lepiej, nie muszę łazić po
mieście cały dzień.
Wyraz
twarzy Draco był nieco rozczarowany, ale posłusznie dojadł kanapkę i ubrał
płaszcz. Gdy skierowali się do wyjścia, wypalił nagle coś o kolacji i popędził
znowu w stronę kasy, zostawiając ogłupiałą Rose pod drzwiami.
______________________________
Tak, wiem, trochę za szybko, ale nie mogłam się powstrzymać! Bardzo
dobrze pisało mi się ten rozdział i chciałam jak najszybciej się nim z wami
podzielić. Co o nim myślicie?
Trochę szkoda, że taki niewielki był odzew pod poprzednim rozdziałem, bo
powiem nieskromnie, że byłam z niego dumna :D No cóż, miejmy nadzieję, że kolejne bardziej wam podejdą!
A i nie martwcie się, nie zapomniałam o babskim wypadzie Rosie i Mirandy ^^
Koci Obiektyw, Luella, Condawiramurs, Księżniczka Półkrwi, Devirose,
Ann – dziękują wam bardzo za
wspaniałe komentarze pod jedenastką <3 !
Pozdrawiam was wszystkich gorąco, dziękuję za czytanie i czekam na wasze
opinie!
;*
Ps. Patrzcie no tylko, na ten cukierkowy fanarcik! *.*
Wow, nie spodziewałam się tej notki tak szybko xD
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twojego Scora :D chyba jednak musiał już wcześniej myślec o Rose na poważnie, że teraz własciwie jest pewny, że ona potrzebuje czasu, a on jej go da :D trochę mi mutno było gdy przyjaciele Rose tak zareagowali na jej ewentualny związek ze Scorem, choć właściwie nie do końca im się dziwię, bo to jest dosc dziwna para, ale jaka cudowna za to xD i chyba to Harold najlepiej to widzi. ale z drugiej strony co się dziwić, skoro Albus i Melody ewidentnie sami sobie nie radza we własnych sprawach sercowych. Widać, że dziewczyny potrzebują się nawzajem wygadac. W każdym razie wracając do akcji z dormitorium. Rozmowa na temat dzieci i wnuków bezcenna :p w ogóle ja kocham humor w tym opowiadaniu. Aczkolwiek nie wiem, czy ucieczka z nauczycielem i to chyba jeszcze podczas lekcji, do mugolskiej częsci Londynu , nie była już lekką przesadą. Choć z drugiej strony... Ja nie mogę,Draco uważający cheesburgery za najlepsze jedzenie w swoim życiu był tego warty, serio :D:D ja nie mogę z nim, ile on ma lat :D podobała mi się Twoja interpretacja tego ,jak Hermiona walczyła o skrzaty :D Jeśli chodzi o techniczne sprawy,to było troche literówek, szczególnie często pisałaś "ja" zamiast "ją" ;p pozdrawiam i czekam na cd :*
Ja też nie, widać samą siebie potrafię zaskoczyć xd Na następną poczekacie trochę dłuzej, żeby nie było, że nie mam życia, hahah :D
UsuńJeśli chodzi o Scorpiusa, to kiedy mamy jego punkt widzenia, staram sie być bardzo... oszczędna :p Nie byłoby zabawy, gdyby były znane wszystkie jego myśli o Ro.
Ucieczka moze nieodpowiednia, ale nie powiesz mi chyba, że nigdy ci sie nie zdarzyło zwiać z lekcji? :D A Rosie jest specyficzna, najlepiej się czuje w tłumie, wokół ludzi których nie zna. Draco moim zdaniem i tak pokazał minimum odpowiedzialności, tym że za nią poszedł :D
Draco w maku tak pięknie wytworzył się przed moimi oczami, że przez chwilę myślałam, żeby zrobic z tego osobną miniaturkę, zamiast potraktować jako fragment rozdziału xd
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ;*
OMG! Dla mnie idealnie, że wrzuciłaś tak szybko! Już się nie mogłam doczekać!
OdpowiedzUsuńHah. Zabawne jak Scorpius poukładał sobie w głowie życie z Rose. Bardzo pozytywnie mnie to zaskoczyło bo obawiałam się, że będzie "udawał", że nic takiego nie zaistniało. Bardzo dobre posunięcie! :D
Ucieczka z Draco.. hah dawno się tak nie śmiałam. Bardzo fajnie, że odczarowujesz jego złą postać. I to jak powiedział o swojej zmarłej żonie.. Aż mi oczy zwilgotniały. ;__;
Jeśli mogę prosić to nie przedłużaj czasu oczekiwania bo ja tutaj dostaję skrętu wewnętrznego! ;__;
~ I czytałam Przeklęte dziecko.. I prześlizgując się pomiędzy kolejnymi stronami mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Twoje opowiadanie podoba mi się zdecydowanie bardziej. Twoje dialogi są mniej sztuczne niż to co tam było.. Naprawdę.. Zamysł Rowling i pomysł spoko.. Ale wykonanie.. Te postacie.. Uch!
Naprawdę pierwszy raz się spotykam, że opowiadanie pisane przez kogoś innego niż autor jest lepsze. Dlatego mam nadzieję, że dociągniesz opowiadanie do końca! :D
(A nie zostawisz mnie tak jak z opowiadaniem o Bieberze.. i kurde nie trawię typa, a w Twoim opowiadaniu na maksa go polubiłam! )
Dziękuję bardzo za komentarz! Ale zacznę od małej uwagi, żeby nie było nieporozumień: zaczęłam pisać zanim przeczytałam przeklęte dziecko i ogólnie moja wizja nie ma nic wspólnego z ta sztuką, więc W MOIM OPOWIADANIU ASTORIA ŻYJE! :D Z resztą, wspominałam o niej w rozdziale 10, chyba muszę to bardziej wytłuścić, żebyście nie zapominali :D
UsuńWystarczy, że Rose zachowuje sie, jakby nic nie zaszło, niech chociaż Scorpius trzyma fason xd
O jejku bardzo mi miło, że tak ci się podoba, nawet bardziej niż Przeklęte dziecko, ale aż mi serce szybciej zabiło, jak napisałaś o tym opowiadaniu o Bieberze! Nie wiedziałam, że czytałaś BFP! ;O Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ktoś czyta moje wypociny po takim długim odstępie czasowym :D To na pewno dociągnę do końca ;)
Dziękuje ci bardzo za opinię i pozdrawiam ;**
ALE WSTYD! OMG! XD Wybacz.. Po prostu jestem świeżo po i nastąpiło małe zamieszanie w światach. No i śmiesznie, że Rowling też "zeswatała" Rose i Scorpiusa :D
OdpowiedzUsuńPani! Opowiadanie o Bieberze to było coś super! :D Trafiłam przez przypadek na nie i jakoś tak podeszłam mega sceptycznie, ale wraz z każdym kolejnym rozdziałem już tylko o tym myślałam. A jak zostawiłaś mnie bez zakończenia to wchodziłam chyba przez rok kolejny.. i tak jednego dnia weszłam.. bo tak mi tęskno Za Savanah było.. i bam. Info o Twoim nowym opowiadaniu! Ale mi się micha cieszyła. :D
Ja Cię również pozdrawiam! I postaram się częściej komentować.:*
Spoko spoko :D Ja mam mieszane odczucia do "...dziecka". Przyjamnie całkiem się czytało, ale nie miało tego ducha co książki i Harrym i po prostu traktuję to jako 'dodatek' a nie jako część kanonu :D
UsuńNawet nie wiesz jak mi miło to czytać :D Nie umiałam tam już nic napisać, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że na upartego ten ostatni rozdział można potraktować jako zakończenie :D Chociaż czasem tęsknie za tym opkiem.
Dzięki za komentarze i czekam na kolejne! ;*
Niby jaki ojciec taki syn, jednak w tym wydaniu Scora było tego aż za dużo, tego wkurzającego elementu Draco
OdpowiedzUsuńAle czemu? Toż to część misternego planu ;p
UsuńMcDonald rządzi :) Nawet dla Draco <3 Jednak go lubię, też tak mama w MD, że mimo, że jestem najedzona to jem więcej i więcej xD Bo to jest pyyyyyycha <3 ot co!. A co do rozmowy Rose i Scora... była piękna :) i ta wzmianka o wnukach i dzieciach :) ah i oh... ooo... rozdział piękny a ja biegnę bo taxówka czeka xD
OdpowiedzUsuńLuella
Hah, ja mam dokładnie tak samo :D Cieszę się, że rozdział ci się podobał i mam nadzieję, że taxówka nie uciekła :D
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*
Nowy rozdział ^^ tak szybko, tak cudownie :))
OdpowiedzUsuńPodobało mi się... wszystko, wiadomo najbardziej wątek Scorse(?:')), Draco w Mc, ale po tym fragmencie tak zapragnęłam odwiedzić to miejsce... ale 22 30 to chyba nie za dobra pora na jedzenie :")
Wracając do młodych to ta scena wyszła ci idealnie, twój Scorpius jest idealny *-* ubóstwiam każdy moment w opowiadaniu kiedy on jest <3 co do Al i Mel... no cóż trochę zdziwiło mnie ich zachowanie, wydawało mi się, że są inni, opowiadanie jeszcze trwa, więc może mnie zaskoczą :)
Nasyciłaś mnie tymi rozdziałami co nie zmienia faktu, że czeeeeekam na więcej :))
Życzę ci duuuuużo weny i pozdrawiam :*
*KP
Ps. Mogą być jakieś literówki czy inne niespodzianki, ale pisałam komentarz na telefonie :')
To wyobraź sobie jaka ja miałam ochotę na maka, gdy to pisałam, a wtedy była 3 w nocy! :D
UsuńCiesze się, że uwielbiasz Scorpusa, sama bym go chętnie dla sobie zagarnela, szkoda ze jest fikcyjny... xd Al i Mel po prostu nie ogarniaja niczego, co nie jest związane z nimi samymi ;D
Cieszę się, że ci się podobało ;) dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*
Natrafiłam na Twój blog dzisiaj i już zdążyłam przeczytać wszystkie rozdziały :) Opowiadanie bardzo mi się podoba, świetna jest taka "inna Rose" i powiem szczerze, jak na początku Scorpius nie przypadł mi do gustu, to teraz jestem nim zachwycona :D Szkoda tylko, że nie wspomnisz czasem trochę więcej też o reszcie młodego pokolenia, jak np. o Lily, Jamesie czy dzieciach Billa lub Georga ;) Ale wiadomo, każdy ma swój własny pomysł na opowieść :) Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ciesze się bardzo że ci się podoba i że przekonałas do Scorpiusa; D jeśli chodzi o resztę młodych to niektórych mogę wprowadzić, aczkolwiek nie wiem kiedy xd tych, którzy już pokonczyli Hogwart na pewno wprowadze gdy akcja przeniesie się do Nory czy gdzieś tam ;D dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam ;*
UsuńLedwo przeczytałam 11 rozdział, jeszcze nie zdążyłam ochłonąć, a tu już kolejna dawka emocji ;-) tak trzymać XD
OdpowiedzUsuńZaczynając od początku, Rose unikając konfrontacji ze Scorem, myślę - norma; Al i Mel nabijający się z niezręczności Rose - norma;
Rose próbująca wszystko sprostować, wyjaśnić albo ukryć - norma;
Bardzo dwuznaczna i pełna różnych aluzji rozmowa Rose ze Scorem w jego pokoju - norma... nie czekaj jaka norma, to chyba jakiś sen. Szczerze czytałam ten fragment z wypiekami na twarzy i niepewnością w sercu, i tylko czekałam na coś w stylu: "zerwała się z krzykiem z łóżka, to był tylko sen", a tu nic. XD
Scor był taki władczy, pewny siebie wręcz arogancki, że normalnie uwielbiam go jeszcze bardziej i na miejscu Rose pewnie rzuciłaby się na niego jak wariatka ;-P A ten moment z wykrzykiwaniem imienia Scora spowodował, że przez 15 minut siedziałam i jak głupia uśmiechałam się do ekranu XD. To dopiero teraz Ślizgonki z pokoju wspólnego będą miały powody do plotek ;-) I jeszcze na koniec (jakby to powiedział Scor zważywszy na jego zapędy odnośnie wspólnej przyszłości z Rose ) wypad przyszłej synowej i teścia na heeseburgera do maka, BOMBA! Nawet ciężko mi jest wyobrazić sobie Pana Wiecznie Poważnego ;-) w maku razem ze swoją "ulubioną" uczennicą zajadającego fast food XD
Pozdrawiam i czekam na więcej ;-)
Ann
Ps. Przepraszam za literówki (jeśli jakieś są :-)) oraz za możliwy brak składności, pisałam na telefonie ;-)
Haha, uwielbiam twoje komentarze; D bardzo się ciesze ze scena w pokoju cis ie podobała, mam nadzieje ze kolejne rozdziały cie nie rozczaruja; D ja chyba tez wole takiego wladczego Scora.
UsuńNo tak, Draco w maku to nie jest do końca prawdopodobna sytuacja xd
Super ze się podobało i dziękuję za komentarz; *
Pozdrawiam!
Super! Kiedy następny rozdział? ;p
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, jak zwykle pełen mojego ulubionego rodzaju humoru :D
OdpowiedzUsuń"Nie przejmuj się Rose. Z każdym dniem zbliżasz się coraz bardziej do słodkiego ukojenia, jakie przynosi śmierć." - świetne! xD
Rozmyślania Rose o konsekwencjach pocałowania Scorpa mnie rozwaliły, szczególnie to, że Malfoy się chowa pod łóżkiem w obawie przed oświadczynami napalonej fanki ;D
Cała scena w Wielkiej Sali tez ciekawie wyszła, ale chyba na miejscu Rose wkurzyłabym się trochę na to, jak zareagowali na plotki o Scorose xD
Nie lubię tej laseczki Albusa. Ale kto by ją lubił?
Oczywiście Rose weszła w jak najbardziej odpowiednim momencie do sypialni :D
Uwielbiam twojego Scorpiusa!!! <3 Jest taki... aż brak mi słów! xD
Podryw na "Accio piękność" wymiótł hahah
"Przyjemna ilość. Wystarczająca, żeby ponieść dalej rodowe nazwisko, ale nie dość, żebyśmy mieli własną drużynę quidditcha." - myślę, że jednak Ron byłby zadowolony z całej gromadki do trenowania xddd
Uwielbiam przekomarzanki Rose z aroganckim Malfoyem! <3 Cała ich rozmowa o planach na dzieci (jak to brzmi haha) była świetna!
Krzyczenie imienia Scorpiusa tez wyszło przekomicznie! Ach, ta dwuznaczność... xD
Szczerze mówiąc, myślałam, ze Draco bardziej ją udupi. Ale 50 punktów to jednak trochę jest... Bo myślę, że na szlaban Rose nie będzie narzekać :D Za to Mel może się wkurzyć xD
"Powiedziała, uśmiechając się do niego, ale niewzruszona mina Dracona przypomniała jej, że przecież nie miał poczucia humoru." Nie wiem, czy powinno mnie to śmieszyć, no ale cóż, nic nie poradzę. Najwyżej okaże się, że jestem dziwna xD
Rose jak zwykle okazała swój wielki takt ze stereotypami dotyczącymi domów hahaha
ostatni fragment wyszedł ci naprawdę uroczo ;) Myślę, że Malfoy tak naprawdę lubi Rosie, ale nie chce tego okazać, by nie nadszarpnąć swego mrocznego wizerunku :d
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
~Arya ;D
Rose nie bardzo mogła okazać wkurzenie, żeby nie wywołać żadnych pytań ;D
UsuńRon pewnie byłby zadowolony z gromadki wnuków, ale nie wiem co powiedziałby, jakby mu oznajmiono ze będą dziećmi Malfoya xd
Draco pokazał, że ma jakieś pozostałości dobrego serduszka, ograniczając się do 50 punktów; p
Tak, powinno śmieszyc, bo moje poczucie humoru tez jest dziwne xd
Oj ta Rose, kiedy ona sobie uświadomi, że relacje z Scorpiusem zaczynają iść do przodu... że to zdezorientowanie, kiedy jest przy chłopaku, to uczucie, które wypływa na zewnątrz. Ale cieszy mnie ta postawa Scorpiusa - jak bawi go, jak Rose jest taka wkurzona i nieświadoma swoich uczuć. O tak, Scorpius, czekaj na nią cierpliwie... ja poczyem z tobą, heh xD
OdpowiedzUsuńI tak wyprawa Rose z Draco Malfoy. No nie wiem, czy to aby nie przesada i że to wydaje się być naprawdę niesmaczne, ale... jednak Malfoy postąpił słusznie, że nie puścił jej samą... że w jakimś stopni jest za uczennice odpowiedzialny.
I kurcze, ten z początku zbiło mnie z tropu, że Hermiona posiada w domu skrzata domowego... ale tłumaczenie Rose wiele wyjaśnia. Trzeba traktować skrzaty domowe z należytym szacunkiem i płacić za wykonywaną robotę, a ot co! :)
Hah, Rose jest specyficzna i niektórych rzeczy po prostu nie chce do siebie dopuścić, ale nawet ona nie będzie ślepa wiecznie :D Przynajmniej Scorpius zachowuje się jak trzeba xd
UsuńDlaczego niesmaczne?
No cóż, chciałam ugryźć temat w taki bardziej niebanalny sposób... w końcu Hermiona nigdy nie twierdziła, że skrzaty nie powinny pracować ;P
"Rose wybiegła z jego pokoju, trzaskając drzwiami demonstracyjnie. Scorpius był zadowolony. Nie został zmuszony do zaprzeczenia czemukolwiek, co do niej czuje, ona również niczego nie zanegowała, z wyjątkiem tych marnych tłumaczeń; na kilka przezabawnych sekund, nakłonił ja do rozmowy o ich dzieciach; prawie ją pocałował i nawet nie próbowała go udusić. Cel osiągnięty." - To. Jest. Geniusz.
OdpowiedzUsuń"Scorpius był cierpliwym człowiekiem." - a tym króciutkim zdańkiem rozwaliłaś mnie po całości, właściwie nie wiem, dlaczego.
Kto by pomyślał, że sam Draco Malofy zakocha się w czymś, co mugolskie? Oczywiście, te tłumaczenia, że niby magiczne, to tamto, ale fakt faktem. Ten krótki wypad Rose na miasto (z nauczycielem, jak to brzmi) może zapewnić lepsze relacje z dziadkiem jej dzieci, jak sądzę. Chociaż Malfoy w tym nerwowym i tykającym wydaniu na samym początku raczej do mnie nie przemawiał, kupiłaś mnie nim koniec końców. A, jak wiadomo, koniec to dopiero początek... Zważając na fakt, że nic tu końcem nie było, zdanie powyższe można uznać za bezsensowne, ale tak mi się napisało.
Pozdrawiam gorąco (jak ogień w dormitorium Scorpiusa i on sam)
Vi
Hahahah w sensie, ze fragment to geniusz czy sam Scrorpius i jego osoba? :D
UsuńMój Draco na tyle się boi wszystkiego co mugolskie, że szybko uznał, ze czarodzieje maczali w tym palce, bo to jest opcja bezpieczniejsza dla jego umysłu :D
I wydaje mi się, że wbrew pozorom był całkiem spokojny, gdy złapał Rose w gabinecie, choć oczywiście wkurzony :D
Hahah gorący Scorpius xd
Chciałam skończyć opowiadanie przez nowym rozdziałem, wchodzę i patrzę, ze przegrałam z życiem jednak :D Ale wróciłam do pracy, wiec będe miała mnóstwo czasu na nadrobienie!
OdpowiedzUsuńPoranna reakcja Rose jest tak autentyczna, ze nawet sobie nie wyobrażasz!
Biedna Rose, rozmowa o tym wszystkim musiała byc dla niej okropna, ja zazwyczaj w takich chwilach śmieje sie głupkowato, nie polecam. Znałam kiedys kogoś baaaaardzo podobnego do Scora, wiec jestem całym sercem za Rose i jej niezręcznością społeczna, tez byłam takim dzikusem. Chyba dlatego tak bardzo lubie to opowiadanie, umiem sie bardzo dobrze odnaleźć w uczuciach Rose :D
' A jej matka narzekałaby, że dwadzieścia godzin porodu poszło w cholerę, bo jej dziecko spędzi resztę życia w Azkabanie.' Umarłam sobie troche po tym tekście ze śmiechu, naprawde aż parsknelam :D A mcdonald wygrał wszystko, naprawde wszystko. Aż zgłodniałam.
Hahah przepraszam, wyprzedziłąm cię :D Ciekawe podejście, że będziesz mieć czas, skoro wróciłaś do pracy xd
UsuńNo cóż, Rose pozostaje Rose ^^
Ja dzikusem nadal jestem, więc łatwo się wczuć xd Niewątpliwie, rozmowa była dla niej ciężka, a potem poradzila sobie z nadmiarem emocji w iście swoim stylu :D
Cieszę sie, że udało mi sie Ciebie rozbawić no i że podobał ci się wypad do maka :)