Wciąż mamy święta, wiec chyba możemy się zgodzić, że
się wyrobiłam i nazywać to bonusem świątecznym, prawda? :D Myśle, że tak. W
każdym razie, jest to miniaturka i teoretycznie nie ma nic wspólnego z moim
głównym opowiadaniem, ale niektóre rzeczy mogą (lecz nie muszą) się pokrywać.
Nie będę paplać które, zostawiam tu wolną rękę waszej wyobraźni. Scorose
oczywiście występuje, bo ja jestem chora, a choroba nazywa się Shipper do
kwadratu.
Często wspominam w tekście o filmie
"Nędznicy", który miał premierę w 2012 roku, ale na potrzeby tej
historii udawajmy, że jednak wyszedł parę lat wcześniej :P, bo w innym wypadku
potterowska os czasu nie będzie nam sie zgadzać :)
Pozostaje mi jedynie zaprosić was na mój prezent
świąteczny dla was, a wiec: ZAPRASZAM
______________________________
Wszystko
zaczęło się od „Nędzników”. Serio.
Odkąd
pamiętam, wyłem jak dziecko, oglądając „Nędzników”.
To nie był pierwszy film, jaki zobaczyłem, ani nawet pierwszy musical. Hermiona wciskała mi te mugolskie „ulepszacze życia”, od kiedy tylko zaczęliśmy razem mieszkać, czyli jakiś rok po wojnie. I wszystko bardzo mi się podobało. A najbardziej uwielbiałem centra handlowe, co świetnie potwierdzała sytuacja sprzed tygodnia.
To nie był pierwszy film, jaki zobaczyłem, ani nawet pierwszy musical. Hermiona wciskała mi te mugolskie „ulepszacze życia”, od kiedy tylko zaczęliśmy razem mieszkać, czyli jakiś rok po wojnie. I wszystko bardzo mi się podobało. A najbardziej uwielbiałem centra handlowe, co świetnie potwierdzała sytuacja sprzed tygodnia.
–
Przed weselem chciałabym wstąpić do centrum handlowego. Potrzebuję paru rzeczy,
a Rose musi kupić trochę mugolskich ubrań na wyjazd – powiedziała Hermiona,
jednocześnie smażąc jajecznicę i rozwiązując krzyżówkę z dzisiejszego
„Proroka”. Gazeta dopiero przyszła, a ona już wpisała trzy czwarte haseł.
Naprawdę, czasem nienawidziłem faktu, że moja żona i dzieci były mądrzejsze ode
mnie.
Tymczasem
Hugo stał w przedpokoju i bawił się z Gladiatorem – ogromnym, żółtym psiskiem,
którego Hermiona uznała za stosowne po prostu wziąć z ulicy i
przyprowadzić do naszego domu ze słowami „Ron, to jest Gladiator.
Mieszka teraz z nami.”
Żadnego „Kochanie, może chciałbyś mieć nowe zwierzątko?”. Skądże. Nic z tych rzeczy. Zobaczyła to krówsko, gdy wychodziła z pracy, ten spojrzał na nią wzrokiem cierpiętnika (dziwnym trafem używał tego triku tylko na Hermionie, Rosie i Hugonie. Gnój mnie nienawidził. Wiedział, że nie nabiorę się na jego krętactwa), a ona uznała, że kundel nie poradzi sobie bez niej. Cała Hermiona.
Żadnego „Kochanie, może chciałbyś mieć nowe zwierzątko?”. Skądże. Nic z tych rzeczy. Zobaczyła to krówsko, gdy wychodziła z pracy, ten spojrzał na nią wzrokiem cierpiętnika (dziwnym trafem używał tego triku tylko na Hermionie, Rosie i Hugonie. Gnój mnie nienawidził. Wiedział, że nie nabiorę się na jego krętactwa), a ona uznała, że kundel nie poradzi sobie bez niej. Cała Hermiona.
W
każdym razie, Hugo udał, że rzucił piłkę i z satysfakcją przyglądał się, jak
Gladiator po nią biegnie. Przez chwilę był z siebie bardzo zadowolony, że głupi
pies mu uwierzył. Po chwili jednak wrócił, niosąc w pysku identyczną piłkę jak
ta, którą nadal trzymał w dłoni mój syn. Wziął ją w lewą rękę i zmarszczył
brwi, wyraźnie wysilając szare komórki. Spoglądał to na jedną, to na drugą
piłkę, kompletnie nic nie rozumiejąc.
–
Czy ja ją rzuciłem? – zastanowił się na głos.
O czym to ja mówiłem? Ach tak, jedno z moich dzieci jest ode mnie mądrzejsze.
O czym to ja mówiłem? Ach tak, jedno z moich dzieci jest ode mnie mądrzejsze.
Mniej
więcej w tym momencie zrozumiałem, co właściwie powiedziała Hermiona.
–
TAK! CENTRUM HANDLOWE! – wykrzyknąłem, wyrzucając w górę pięść w geście
zwycięstwa.
Od
ponad dwóch miesięcy widywałem dosłownie wszędzie reklamy
nowego iPada 21 i byłem w stanie dojść tylko do jednego właściwego wniosku:
musiałem go mieć.
–
Nie kupisz iPada 21 – powiedziała szybko Hermiona.
–
Ale kochanie… Ja MUSZĘ GO MIEĆ.
–
Ron, minęło dwadzieścia lat, a ty wciąż nie nauczyłeś się obsługi żadnego z
iPadów, które kupiłeś. Ledwo korzystasz z komórki.
To
tyle, jeśli chodzi o wsparcie małżeńskie.
Tak
czy siak, uwielbiałem centra handlowe. Ale chyba telewizje uwielbiałem
bardziej. Obejrzałem mnóstwo filmów, choć wolałem seriale. Na przykład
„Zbuntowany Anioł”.
No
i któregoś dnia, na moją zgubę, Hermiona przyniosła do domu płytę z
„Nędznikami”. Nie chciałem tego oglądać, bo wydawało mi się, że to będzie takie
czysto babskie kino, wiecie, o co mi chodzi. Obejrzała go sama, a ja o nim
zapomniałem. Ale pewnego razu, kiedy akurat byłem na zwolnieniu chorobowym i
zajmowałem się nieróbstwem w najczystszej postaci, ten film się po prostu napatoczył.
Nie mogłem znaleźć płyty z żadnym innym, którego bym do tamtej pory nie
widział, a nowy odcinek „Zbuntowanego Anioła” miał być dopiero za trzy dni.
Pomyślałem „raz kozie śmierć” i jakoś tak samo wyszło.
Ani
się spostrzegłem, zmieniłem się w wodospad. No dajcie spokój, ten film to jakiś
cholerny, emocjonalny rollercoaster! Tyle że bez wzlotów, same upadki.
To
nie tak, że nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się wzruszyć na filmie. Płakałem na
„Titanicu” i „Zielonej mili”, nie jestem przecież robotem. Uroniłem łzę przy
końcówce „Pamiętnika” i oczywiście zasmarkałem całą paczkę chusteczek, kiedy
zginął Mufasa. Już nawet nie wspomnę o tym, że oczy mi łzawią na samą myśl o
„Stowarzyszeniu umarłych poetów”. Jest mnóstwo wzruszających filmów.
Tyle
że żaden z powyższych nie miał w założeniu emocjonalnie roztrzaskać swojego
widza tak jak „Nędznicy”! Chodzi o to, że w standardowym filmie mamy jeden bądź
dwa momenty „kulminacyjne”, jeśli chodzi o smutek czy wzruszenie. Zazwyczaj
płaczemy raz, trochę posmarkamy i jest święty spokój.
W
przypadku „Nędzników” ryczę przez bite dwie godziny. Zaczyna się, kiedy Fantine
śpiewa „I dreamed a dream”, a potem jest już tylko gorzej. Jasne, zwodzą cię,
nabierają, że to niby już koniec łez, ale w rzeczywistości po prostu dają ci
chwilę, żeby się chociaż minimalnie uspokoić. Masz czas na wysmarkanie nosa i
wypicie szklanki wody, bo w innym wypadku doszłoby do odwodnienia.
Ja
osobiście osiągam prawdziwe apogeum przy „Empty chairs at empty tables”, ale to
jest kwestią indywidualną.
W
każdym razie, tak to już było, z tymi „Nędznikami”. Co najbardziej zagadkowe,
zawsze wiedziałem, że będą łzy, ale to mnie nie powstrzymywało przed wracaniem
do tego filmu przynajmniej raz w roku. Człowiek jest dziwną istotą.
Jednak
po jakimś czasie odkryłem zalety posiadania w zanadrzu filmu, jaki do tego
stopnia doprowadza cię do osiągnięcia emocjonalnego piekła. Zwłaszcza gdy
jesteś facetem, któremu przecież nie wypada płakać. Sekret tkwi w tym, że to po
prostu świetna wymówka. Żadne tam „kroiłem cebulę” ani „komar mi wleciał do
oka”. „Nędznicy” są o wiele lepsi i bardziej skuteczni.
Jasne,
może ktoś uwierzy, że cebula wywołała kilka łez, ale kiedy siedzisz z czerwoną,
spuchniętą twarzą, którą ledwo widać spod góry otulających cię chusteczek, a
smarki zwisają ci aż po kolana, nieco tracimy na wiarygodności, mamrocząc
brednie o krojeniu warzyw.
Pozwolę sobie przytoczyć przykład.
Pozwolę sobie przytoczyć przykład.
Pamiętam
dobrze dzień, kiedy dowiedziałem się, że będę miał dziecko. Wróciłem z pracy,
strasznie na coś wkurzony, a Hermiona siedziała przy kuchennym stole.
Uśmiechała się i widziałem radość w jej oczach, ale jednocześnie dało się
odczuć, że jest zdenerwowana. Nie wiedziałem o co chodzi, ale na szczęście moja
żona nigdy nie przebierała w słowach. Beż żadnego wstępu wyjaśniła mi sytuację.
–
Jestem w ciąży – powiedziała.
Następne,
co pamiętam, to fakt, że obudziłem się w Szpitalu św. Munga. Okazuje się, że
zemdlałem.
Dziewięć
miesięcy przeleciało jak z bicza strzelił. No dobra, może nie do końca.
Dziewięć miesięcy z ciężarną kobietą? Ciężarną Hermioną, która na co dzień i
tak jest bardziej nerwowa niż przeciętny człowiek? Cóż, mogę z ręką na sercu
powiedzieć, że to był najbardziej przerażający okres mojego życia.
Tak
czy siak, ani się obejrzeliśmy, już lecieliśmy do szpitala. Znowu. Tym razem
mogę z dumą powiedzieć, że nie zemdlałem, chociaż byłem przerażony, zwłaszcza
po tym, jak Hermiona w trakcie swojego dwudziestogodzinnego porodu jakoś
dziesięć razy wykrzyczała, że nigdy więcej nie pójdzie ze mną do łóżka.
A
potem spojrzałem na nią po raz pierwszy. Miała nazywać się Caroline Nimfadora
Weasley, ale gdy tylko zobaczyłem jej czerwoną, śliczną buźkę, zrozumiałem, że
żadna z niej Caroline. Musiała mieć na imię Rose. Zasugerowałem to Hermionie, a
ona się zgodziła, pod warunkiem, że drugie imię pozostanie takie samo. I tak
narodziła się Rose Nimfadora Weasley.
Kiedy
wróciliśmy do domu, wszystko zaczynało do mnie docierać. Siedziałem przed
telewizorem i całkiem przypadkiem włączyłem „Nędzników”, ale po raz pierwszy
nie zwracałem uwagi na film. Wpatrywałem się w Rose, drzemiącą słodko w moich
ramionach. Byłem ojcem. Tatą. Tatusiem. Życie i los tej małej, bezbronnej
istotki, spoczywały w moich rękach i wiedziałem, że zrobię wszystko, co tylko
potrafię, żeby stała się najszczęśliwszą dziewczynką na Ziemi.
Oczywiście,
oczy mi trochę zwilgotniały akurat w momencie, gdy Hermiona weszła do pokoju.
–
Och, Ron – powiedziała z uśmiechem. – Czy ty płaczesz?
Nie
mogłem dać po sobie poznać, że taka drobnostka poruszyła mnie do tego stopnia.
I wtedy zrozumiałem, że odpowiedź cały czas miałem przed oczami.
–
Trochę – wychrypiałem, wskazując głową na telewizor. – Oglądamy „Nędzników”.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową i wzięła ode mnie Rosie, żeby ją nakarmić.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową i wzięła ode mnie Rosie, żeby ją nakarmić.
Więcej
przykładów? Nie ma sprawy.
Armaty z Chudley przegrywają mecz i ktoś cię pyta czemu płaczesz? Nędznicy. Rodzi się Hugo? Nędznicy. Rosie wygrywa międzynarodowy konkurs? Nędznicy. Nie masz w domu Ognistej Whisky w momencie, kiedy bardzo jej potrzebujesz? Nędznicy. I tak dalej, i tak dalej.
Armaty z Chudley przegrywają mecz i ktoś cię pyta czemu płaczesz? Nędznicy. Rodzi się Hugo? Nędznicy. Rosie wygrywa międzynarodowy konkurs? Nędznicy. Nie masz w domu Ognistej Whisky w momencie, kiedy bardzo jej potrzebujesz? Nędznicy. I tak dalej, i tak dalej.
Rosie
zawsze była córeczką tatusia. Pamiętam ten wieczór, kiedy wróciłem do domu, a
Hermiona stała w salonie, z wrzeszczącą ile sił w płucach małą na rękach. Moja
żona wbiła we mnie wzrok, w którym odbijała się bezradność i wycieńczenie, a ja
zauważyłem, że jest cała spocona, a jej włosy są jeszcze bardziej
naelektryzowane niż zwykle. Podszedłem do niej i wziąłem dziecko na ręce. Wtedy
stało się coś dziwnego. Rose natychmiast zamilkła i zaczęła wpatrywać się we
mnie wesołymi oczkami.
Przez
tydzień spałem na kanapie.
Pamiętam
pierwsze słowo („tata”), pierwsze kroki i pierwszy rysunek, jaki mi podarowała.
Mam go do dziś. Odkąd skończyła pięć lat, nie odstępowała mnie na krok. Kiedy
musiałem odgnomić ogród, Rose biegła w moim kierunku i rwała się do pomocy.
Lubiła siedzieć obok, przy biurku i patrzeć, jak wypełniam papiery do pracy.
Hermiona mogła mówić, co chciała, ale wiedziałem, że była zazdrosna.
Czułem
się strasznie, gdy Rose odjechała do Hogwartu. Patrzyłem, jak stała dumnie w
nowiutkich szatach i wpatruje się w pociąg z ekscytacją wypisaną na twarzy.
Dorastała. Pozna przyjaciół, chłopaka i biedny tatuś pójdzie w odstawkę. Ale
wiedziałem, że nic nie mogę zrobić.
Wtedy
też powiedziałem to głupie zdanie, które prawdopodobnie będzie mnie nawiedzać w
koszmarach aż po krańce wieczności. „Nie spoufalaj się z nim za bardzo, Rosie.”
Oczywiście, że musiała mi zrobić na przekór! Nawet jeśli nieświadomie. Była
krzyżówką Hermiony Granger i wszystkich genów mojej popapranej rodziny. Nie
miałem pojęcia, co najlepszego narobiłem.
Wróciłem
do domu i wbiegłem do salonu, szybko wpychając płytę z „Nędznikami” do
odtwarzacza DVD i walczyłem z łzami aż do momentu, gdy przewinąłem film do „I
dreamed a dream”. Hermiona weszła krótko po mnie i bardzo starała się nie
okazać zdziwienia na widok mojej napuchniętej twarzy i zawodzącej Anne Hathaway
na ekranie. Na szczęście nie odezwała się ani słowem.
Rose
pisała do nas raz w tygodniu, a wszystkie listy mi się podobały. Oczywiście
była we wszystkim najlepsza, a ja z każdym kolejną wiadomością coraz bardziej
nadymałem się z dumy. Poważnie, jeszcze odrobinka więcej i prawdopodobnie bym
eksplodował. Ginny strasznie się ze mnie nabijała, gdy za każdym razem, kiedy
wpadłem pogadać, moja głowa była uniesiona coraz wyżej. Oczywiście, z
największym entuzjazmem czytałem wszelkie wzmianki o tym, jak to moja Rosie nie
cierpi tego złośliwego chłopaka Malfoyów, który dokucza jej na każdym kroku.
Żaliła się, ile wysiłku musi włożyć, żeby rzeczywiście pobić go na wszystkich
testach, tak jak mi obiecała.
Za
każdym razem przez te lata, ilekroć wracała do domu, fruwałem pod sufitem ze
szczęścia.
Za
każdym razem, kiedy odjeżdżała, profilaktycznie włączałem „Nędzników”.
Hermiona,
nawet jeśli zauważyła, że oglądam ten film jeszcze częściej niż dawniej, nie
miała na ten temat nic do powiedzenia. Ilekroć siedziałem przed telewizorem,
posyłała mi tylko ten swój tajemniczy uśmiech i zawsze przynosiła coś
słodkiego.
Podczas
swoich wizyt w domu, Rosie ciągle narzekała na tego chłopaka. Scorpius w końcu
zaczął być świadom ich cichej rywalizacji, więc starał się dwa razy bardziej.
Skutkowało to tym, że Rosie była zmuszona do, jak to określiła, nadludzkiego
wysiłku, żeby wciąż pozostać od niego lepsza w każdym z przedmiotów. Hermiona
posyłała mi wówczas niebywale wrogie spojrzenie, co wyraźnie wskazywało na to,
że obwinia o wszystko mnie. Hermiona Granger złościła się, bo jej córka za
bardzo przejmowała się nauką! Kto by pomyślał.
–
Rosie, to, co powiedziałem wtedy na peronie, to był tylko żarcik – powiedziałem
szybko, mierzwiąc jej rude loki. – Nie musisz być od niego lepsza we wszystkim.
Nigdy
nie zapomnę oburzonej miny Rose. Wściekła się na mnie. Oczywiście, że musiała
być lepsza. Moja mała, ambitna dziewczynka.
Niczego
nie podejrzewałem. Moja wyobraźnia nie była tak rozwinięta. Nawet kłótnia
naszych dzieci, podczas wakacji przed szóstą klasą, nie wzbudziła żadnych
wątpliwości.
–
Może najwyższa pora, żebyś przestał marnować czas na trenowanie quiddicha i
granie w eksplodującego durnia, a zamiast tego przyłożył się od czasu do czasu
do nauki? – mruknęła wówczas Rosie do Hugona, gdy siedzieliśmy w salonie i
graliśmy w jakąś dziwną, mugolską grę planszową. Nie wiedziałem, o co dokładnie
w niej chodziło, liczył się dla mnie fakt, że miałem najwięcej pieniędzy.
Hermiona wykazała się całkowitym brakiem cierpliwości, bo ilekroć próbowała mi
wytłumaczyć, że to nie ma znaczenia, bo posiadam najmniej kapitału w inwestycjach,
coraz bardziej podnosiła głos, czemu towarzyszyły ogniste rumieńce na jej
twarzy.
W
każdym razie, ktoś niefortunnie zagadnął o oceny z ostatnich egzaminów, no i
się zaczęło.
–
Tak? – warknął Hugo, który zawsze się denerwował, ilekroć siostra próbowała go
pouczać. – A może ty powinnaś przestać marnować czas na marzenia o obmacaniu
Scorpiusa Malfoya?
–
Co?! – wykrzyknąłem, kompletnie przerażony.
–
Zamknij się, Hugo! – wrzasnęła Rosie, wstając gwałtownie od stołu. – Dobrze
wiesz, że go nie cierpię!
–
Ta, jasne – zakpił. – I to dlatego wszędzie się z nim prowadzasz?
Moje
oczy musiały być jakoś magicznie przytwierdzone do czaszki Zaklęciem Trwałego
Przylepca, w innym wypadku wyskoczyłyby z orbit.
–
Hugo! Malfoy jest najlepszym przyjacielem Albusa, a ja przebywam w jego
towarzystwie wtedy i TYLKO wtedy, kiedy jesteśmy gdzieś całą trójką! I NIGDY
nie jesteśmy we dwoje, więc zamknij się, ty parszywy, kłamliwy gnojku!
–
Rose, Hugo! – krzyknęła Hermiona, wyraźnie oburzona zachowaniem swoich dzieci.
– Uspokójcie się natychmiast!
–
Jesteś pewna? – spytał Hugo, uśmiechając się złośliwie i kompletnie ignorując
swoją matkę. – To dlaczego znaleziono waszą dwójkę w ciemnym kącie biblioteki,
bez śladu Albusa w pobliżu?
–
Bo się KŁÓCILIŚMY! – Rose kipiała z furii. – Poszliśmy po tę samą książkę i
zaczęliśmy skakać sobie do gardeł, a Flitwick znalazł nas na podłodze, bo
zaczęliśmy walczyć i się przewróciliśmy!
–
Słyszałem co innego.
–
Nie OBCHODZI mnie, co słyszałeś, ty beznadziejny idioto! To ja tam byłam!
Scorpius Malfoy jest pretensjonalnym, nadętym, bogatym przystojniaczkiem i nie
dotknęłabym go nawet metrowym patykiem, chyba że wydłubywałabym mu nim oczy!
–
Wiec myślisz, że jest przystojniaczkiem?
–
Wystarczy! – krzyknęła Hermiona, a ja złapałem w pasie Rose, która rzuciła się
w kierunku brata. Moja żona chwyciła Hugona za ucho i wyprowadziła z salonu. –
Marsz do swojego pokoju.
Między
mną a Rosie zapadła cisza, przerywana jedynie jej ciężkim oddechem.
–
Więc nie chodzisz z Malfoyem? – zaryzykowałem.
–
Chciałaby – mruknął Hugo zza ściany.
–
Ugh! – warknęła Rose i wybiegła z domu, trzaskając każdymi drzwiami, które
napotkała.
Mimo
że nigdy nie widziałem córki tak wzburzonej, uwierzyłem w jej słowa. Jakżebym
miał coś podejrzewać? A może po prostu nie chciałem dopuścić do siebie tej
możliwości? Nawet podstępny uśmieszek Hermiony nic mi nie powiedział.
Uwierzyłem we wszystko, co wykrzykiwała Rosie.
Lata
leciały, a ja ciągle byłem szczęśliwy i dumny, więc oczywiście musiało wydarzyć
się coś strasznego. Na szóstym roku dotarła do nas wieść, że Rose ma chłopaka. I
to nie byle jakiego chłopaka.
–
Malfoy?! – wrzasnąłem, gdy tylko Hermiona przekazała mi „radosną nowinę”. –
Moja dziewczynka umawia się z tym pomiotem Szatana?!
–
Ronald…
–
Może jest lesbijką? – spytałem z nadzieją. – Tak, Rosie ma mózg nie od parady,
założę się, że to część jakiegoś podstępnego planu. Pewnie myśli, że mielibyśmy
jakiś problem z jej orientacją, dlatego chce nam przedstawić najgorszy możliwy
scenariusz, a potem wyjaśni…
–
Ron – powiedziała ostro Hermiona. – Niezależnie od tego, co sobie ubzdurasz,
zabraniam ci wysyłania jej wyjców, zarzucenia pretensjami czy broń Boże
grożenia temu chłopcu w jakikolwiek sposób.
Żarówka
zapaliła mi się w umyśle. Grożenia? Nawet mi to nie przyszło do głowy, ale w
gruncie rzeczy, to chyba najbardziej rozsądne wyjście z tej chorej sytuacji…
–
Ron!
Co
mogłem zrobić? Ach tak, cofnąć się w czasie i nie wspominać ani słowem o
Scorpiusie Malfoyu na tym cholernym peronie. Że też musieliśmy zniszczyć
wszystkie zmieniacze czasu.
Nie
byłem w stanie pojąć, jakim cudem w tak krótkim czasie zdołała przejść od
nienawidzenia tego przeklętego chłopaka do randek z nim. Nie potrafiłem sobie
wyobrazić, co musiało zajść pomiędzy nimi za murami tej okropnej szkoły i chyba
nie chciałem tego robić. Zwłaszcza kiedy Hermiona wróciła z wizyty w Hogsmeade
i stwierdziła, że Rosie była „zarumieniona”. Fuj.
Moja
cierpliwość się skończyła, gdy Rosie przyjechała na wakacje przed siódmą klasą.
Hermiona pojechała po nią na peron i obie wparadowały do kuchni. Wziąłem córkę
w ramiona i zauważyłem, że miała na sobie męską bluzę, co mogło oznaczać tylko
jedno. I to uświadomiło mi straszliwą prawdę.
Moja
szesnastoletnia córka uprawiała seks. Z Malfoyem. Hermiona się domyśliła,
widziałem to. Myślę, że miała nadzieję, że jednak postanowię trwać w naiwnej
niewiedzy, że nie zwrócę na to uwagi. Cóż, mogę być od nich głupszy, ale nie
jestem skończonym imbecylem.
Obgadałem
temat z Harrym, co pozwoliło mi nieco uśmierzyć ból tej rewelacji, ponieważ
miałem okazję oglądać jego zszokowaną minę. Domyślałem się, co musiało dziać
się w jego głowie. Lily była tylko dwa lata młodsza od Rosie. Musiał właśnie
sobie uświadomić, co go czekało. Sądzę, że wszyscy ojcowie mają tak samo – nie
dopuszczamy do siebie myśli, że nasze córki kiedykolwiek będą uprawiały seks,
aż do momentu, gdy zobaczymy niepodważalny dowód. Tak, bluza była dla mnie
niepodważalnym dowodem, nie czepiajcie się, okej? Mam prawie pół wieku na
karku, niejedno już widziałem. Znam się na tych sprawach.
W
tamte wakacje Rosie postanowiła w końcu oficjalnie przedstawić nam swojego
chłopaka. Po wszystkim Hermiona nie odzywała się do mnie przez półtora
tygodnia, ale było warto. Wiedziałem, że osiągnąłem pożądany efekt.
Zaczęło
się bardzo niewinnie. Scorpius był uosobieniem uprzejmości, a ja nie mogłem
oderwać wzroku od mojej pierworodnej. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej,
nawet kiedy przyszły wyniki SUM-ów. Ale nie dałem się zwieść. Przestałem
obserwować Rose i zacząłem wpatrywać się w młodzieńca przy jej boku (Hermiona
twierdzi, że robiłem to nadzwyczaj agresywnie. Jakbym ja
kiedykolwiek w swoim życiu był agresywny).
–
Wiesz, zabijałem już ludzi – wypaliłem nagle, a moja biedna żona zakrztusiła
się herbatą. Widzicie, ile szkody już robił ten cały Scorpius? Moja biedna żona!
–
Eee… – Chłopak wpatrywał się we mnie z przerażeniem. – Tak, wiem, panie
Weasley. Słyszałem, że jest pan świetnym aurorem.
–
Auror musi być zdolny posunąć się do wszystkiego, żeby osiągnąć…
–
Ronald, pokrój ciasto – powiedziała Hermiona ostrym tonem. Już wtedy
wiedziałem, że mam przechlapane, więc postanowiłem iść na całość. – Ja pójdę po
talerzyki.
Wyszła
z salonu, a ja zbliżyłem nóż do ciasta, gdy do głowy wpadł mi fenomenalny plan.
–
Wiecie, jest coś ważnego, co powinniście wiedzieć o tym cieście – zacząłem.
–
Co takiego, tato? – spytała Rose przez zaciśnięte zęby.
–
Zawiera w sobie pewien składnik, który bardzo źle reaguje z wszelkiego rodzaju
medykamentami – powiedziałem dobrotliwie.
–
Więc jeśli wy – kontynuowałem powoli, wbijając wzrok w Rose – zażywacie obecnie
jakieś pigułki bądź eliksiry, reperkusje będą katastrofalne. – Nigdy wcześniej
ani nigdy później nie użyłem słowa „katastrofalne”. – A zatem zastanówcie się
dobrze, zanim odpowiecie na pytanie: czy któreś z was zażywa regularnie jakąś pigułkę
bądź eliksir?
Rose
była czerwona jak piwonia, a jej oczy błyskały gniewnie, podczas gdy Scorpius
zacisnął wargi i wbił wzrok w swoje buty. Przeskakiwałem wzrokiem (wzrokiem
szaleńca, jak to później określiła Rose. Ponoć nóż w mojej dłoni dodał całej
sytuacji teatralnego dramatyzmu) od jednego z nich do drugiego, oczekując
odpowiedzi.
–
Ronald, co robisz? – zapytała głośno Hermiona, która właśnie weszła do
salonu.
–
Och, nic kochanie – powiedziałem niewinnie. – Gawędzę sobie z Rose i moim
kumplem Scorpiusem. – Przyjaźnie poklepałem chłopaka po ramieniu. – Och, widzę,
że przyniosłaś talerze? No cóż, zabierajmy się do tego pysznego ciasta…
Potem
było już tylko gorzej. Musiałem się pogodzić z tym, że Rose jest naprawdę
dorosła. Skończyła szkołę, a kiedy poszliśmy na rozdanie dyplomów, cały czas
przełykałem łzy, zwłaszcza podczas jej przemówienia. Po powrocie do domu
musiałem obejrzeć „Nędzników” dwa razy.
Kilka
miesięcy temu Scorpius wpadł w odwiedziny. Sam. I poprosił o rękę Rose. Nie
zrozumcie mnie źle, palnął naprawdę śliczną mowę o tym, jak bardzo ją kocha,
jak zawsze będzie bezpieczna i szczęśliwa, generalnie on ma zamiar całować
ziemię, po której stąpa Rose. Zaimponowało mi, że był taki pewny siebie,
zdeterminowany, żeby uczynić moją córkę swoją żoną. Z drugiej strony, mocno się
zirytowałem, bo wiedziałem, że pytanie mnie o zgodę to tylko formalność.
–
Czy naprawdę mam coś do powiedzenia? – spytałem w końcu, wzdychając ciężko.
–
Zapewniam pana, że w razie odmownej odpowiedzi nie zamierzam porwać pana córki
i zmusić jej do małżeństwa – powiedział spokojnie. – Ale nie mogę obiecać, że
ona nie będzie chciała ze mną uciec, panie Weasley – dodał, a na jego twarzy
pojawił się ten iście malfoyowski uśmieszek, w którym jednak czegoś brakowało.
Jakby… złej woli. Nie mogłem zaprzeczyć, że ten chłopak niczym nie przypominał
swojego ojca.
–
Mów mi „tato” – powiedziałem, ponownie wzdychając i uniosłem w górę dłonie, na
znak kapitulacji.
–
A mogę mówić „tatku”?
–
Nie.
Jeszcze
tego samego dnia Rosie wpadła do domu cała we łzach i oznajmiła, że wychodzi za
mąż. Hermiona, rzecz jasna, również się rozpłakała, a ja, złożywszy gratulacje,
postanowiłem, że nie będę się bawił w te babskie, emocjonalne szlochy.
Poszedłem do salonu i odpaliłem „Nędzników”.
Rozpoczęło
się szaleństwo. Rose, Hermiona i zaskakująco sympatyczna pani Malfoy, rzuciły się
w wir przygotowań weselnych.
Wtedy
właśnie odnalazłem bratnią duszę w moim przyszłym zięciu, bo oboje uciekaliśmy
z pokoju na dźwięk słów „sukienki”, „druhny”, „catering” czy „kwiaty”. Całe
szczęście, że Astoria nie ciągała na te spotkania swojego męża, bo jeszcze
byśmy zostali najlepszymi kumplami. A piekło by zamarzło.
Wczoraj
odbył się ślub. Chyba denerwowałem się bardziej, niż Rose. Wyglądała
olśniewająco, w sukience, która jakby została dla niej stworzona (co właściwie
było prawdą, bo musiała koniecznie być uszyta na miarę. Astoria prawie
wydrapała mi oczy, gdy usłyszałem ceny usług krawieckich i rzuciłem luźne: „Nie
lepiej kupić coś gotowego?”). Kiedy nadeszła nasza kolej na przemarsz do
ołtarza, Rose ścisnęła kurczowo moje ramię.
–
Wciąż możemy zwiać – szepnąłem jej na ucho, a Rosie zachichotała nerwowo w
odpowiedzi.
–
Kocham go, tatusiu.
I
tak rozpoczął się najkrótszy spacer w moim życiu. Oddawałem córkę pod skrzydła
innego mężczyzny. Dziś zostanie panią Malfoy. Ale moje lęki zostały rozwiane,
gdy spojrzałem w oczy pana młodego. Jego wzrok był lustrzanym odbiciem mojego
własnego, gdy brałem ślub z Hermioną. Zrozumiałem, że Rosie wybrała najlepiej
jak się dało.
A
teraz stoję w oknie, na pierwszym piętrze naszego domu i podsłuchuję, co się
dzieje na dole. Głosy są pomieszane, bo młodzi są już mocno spóźnieni. Za
godzinę mają samolot, który zabierze ich w podróż poślubną na Karaiby. Po
powrocie od razu wprowadzą się do nowego, wspólnego mieszkania. Moja Rosie
dorosła. Moja Rosie wyszła za mąż. Moja Rosie się wyprowadza.
–
Kochanie, pożegnałaś się z tatą? – pyta gorączkowo Hermiona, a ja słyszę odgłos
rozpinanej walizki. Moja niezastąpiona żona musi sprawdzić, czy Rose spakowała
wszystko, czego potrzebuje.
–
Próbowałam – zapewnia Rose. – Ale on tylko tam siedział i jadł, udawał, że nie
słyszy i pobiegł na piętro, mamrocząc coś o narglach – tłumaczy, ale nie słyszę
pretensji w jej głosie. Zawsze umiała przejrzeć mnie na wylot.
Obserwuję
przez okno, jak ładują walizki do bagażnika. Wiem, że Rosie będzie szczęśliwa, że
będzie mieszkać blisko domu. Wiem, że jesteśmy cholernymi czarodziejami i w
każdej chwili możemy się teleportować, gdy któreś zatęskni. Cieszę się jej
szczęściem bardziej niż bym siebie o to podejrzewał. Po prostu nie potrafię się
pożegnać.
Zanim
wsiada, odwraca się na chwilę i dostrzega mnie w oknie. Wiem, że rozumie.
Zawsze rozumiała. Mruga porozumiewawczo, a ja uśmiecham się przez łzy.
Odjeżdżają.
Czuję
dłoń Hermiony, jak zaczyna głaskać mnie delikatnie moje ramię. Spoglądam na nią
i widzę, co nie jest większym zaskoczeniem, że również ma łzy w oczach. Co mnie
zastanawia, to płyta z okładką „Nędzników”, którą trzyma w ręce.
–
Pomyślałam, że będziesz tego potrzebował – mówi, uśmiechając się delikatnie.
______________________________
Mam nadzieję, że wam się podoba i że nie
schrzaniłam Rona za bardzo xd Miałąm opublikowac to w wigilię,male przez ten
poślizg nie zdążyłam wam złożyć życzeń światecznych ;c pozostaje mi mieć nadzieje,
że Boze Narodzenie było udane! Za to życzę wam Sylwestra wszechczasów i
szczęśliwego Nowego Roku ;*
Oprócz tego, dziękuje serdecznie ArcanumFelis i Degausser, które betowały ten tekst
Liczba komentarzy pod rozdziałem 13 jest
zatrważająca, co skutecznie odbiera mi motywację do rozpoczęcia kolejnego,
zatem jeśli ktoś jeszcze nie czytał - zapraszam!
Rozdział planuje od razu po nowym roku
:)
Widzimy się w 2017!
Na koniec zostawiam wam aż dwa fanarty,
luźno korespondujące z fabułą miniaturki, bo nie mogłam zdecydować, który
podoba mi sie bardziej :)
To było tak humorystyczne,a jednocześnie wzruszające, ze chyba bede czytac to zawsze,zeby poprawić sobie humor :* ci Nędznicy,te iPady,ten Ron jako ojciec i jako maz...cudo :*
OdpowiedzUsuńhah, dziękuję bardzo i cieszę sie, że ci sie podobało ;)
UsuńTa miniaturka naprawdę jest urocza <3 Bardzo spodobała mi się wykreowana tutaj postać Rona, myślę, że świetnie ci to wyszło. Szkoda, że w kanonie jest tak mało lubiany przez fanów. Ja sama czasem mam tak, ze nie lubię go jakoś szczególnie ot tak, bez powodu, a tak naprawdę jest bardzo sympatyczną postacią. Właśnie dzięki takim ff jak tu, coraz bardziej go lubię ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na wykorzystanie "Nędzników" jako wyciskacza łez i pretekstu do płaczu. Ja ich jeszcze nie oglądałam, chociaż mam w
planach.
Rozwaliła mnie bluza jako znak tego, że spali ze sobą xddd
I ogólnie miłość Rona do centrów, IPodów i brazylijskich telenoweli xD
I tradycyjnie, ulubione momenty ;D
" O czym to ja mówiłem? Ach tak, jedno z moich dzieci jest ode mnie mądrzejsze." hahahahaha
"Więcej przykładów? Nie ma sprawy.
Armaty z Chudley przegrywają mecz i ktoś cię pyta czemu płaczesz? Nędznicy. Rodzi się Hugo? Nędznicy. Rosie wygrywa międzynarodowy konkurs? Nędznicy. Nie masz w domu Ognistej Whisky w momencie, kiedy bardzo jej potrzebujesz? Nędznicy. I tak dalej, i tak dalej." :D
"– Może jest lesbijką? – spytałem z nadzieją" xD
"Żarówka zapaliła mi się w umyśle. Grożenia? Nawet mi to nie przyszło do głowy, ale w gruncie rzeczy, to chyba najbardziej rozsądne wyjście z tej chorej sytuacji…" - świetne! :D
"– Wiesz, zabijałem już ludzi – wypaliłem nagle, a moja biedna żona zakrztusiła się herbatą. Widzicie, ile szkody już robił ten cały Scorpius? Moja biedna żona!" - oj rzeczywiście, to wszystko wina SCORPIUSA! To chyba w tym momencie prawie poplułam laptopa xD
Naprawdę spodobało mi się wykreowanie postaci Rona w tej miniaturce ;) Sposób narracji bardzo na plus, skojarzył mi się z Percy'm Jacksonem ;)
Oby więcej takich miniaturek!
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny :*
~Arya
Ty jak juz nadrabiasz, to na pelnej pompie xd pod każdą notka taki piękny komentarz! Dziękuję za wszystkie ;* ciesze się się ze ci się podobało ;) ja czytałam kiedyś dużo Dramione, wiec siła rzeczy nie lubiłam w nich Rona, ale ilekroć czytam Pottera to lubię go coraz bardziej, przynajmniej jest zabawny; D
Usuń"Nedzników" polecam, ale miej pod ręką dużo chusteczek; p
Percy'ego jeszcze nie czytałam, ale bardzo mnie zachecilas; p dobrze było sobie przypomnieć, jak dobrze się czuje w narracji pierwszoosobowej, może dlatego fajniewyszło. A jeśli lubisz taki humor narracyjny to polecam ci wszystko, co kiedykolwiek napisała Meg Cabot, zwłaszcza serię "Pośredniczka", ubawisz się ;p
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam ;*
Nie ma za co :D Uznałam, że skoro już mam tyle wolnego, to muszę wreszcie nadrobić blogi xD
UsuńJak będę oglądać, to na pewno wezmę chusteczki, bo płaczę przy większości rzeczy, które mają być wzruszające, czyli nawet piosenkach, teledyskach czy reklamach xD, nie mówiąc już o filmach i książkach.
A Percy'ego i inne książki Riordana serdecznie polecam, jedne z moich ulubionych serii <3
Kiedyś miałam fazę na Meg Cabot i sporo tego przeczytałam, ale niestety bez "Pamiętników księżniczki" i "Pośredniczki", więc mam nadzieję kiedyś nadrobić ;)
Pozdrawiam!
~Arya
Gdy czytałam ten rozdział pierwszy raz miałam banana na twarzy i nie mogłam przestać się cieszyć xd Za drugim razem było podobnie ;) Oczywiście najlepszy moment to ten z bluzą, kto by się spodziewał, że Ronald taki domyślny xd Super, że dałaś nam taki świąteczny smaczek, ale mam jednak nadzieję, że historia Rose i Scorpiusa nie będzie taka słodka i łatwa, jak to przedstawił Ron ;) Życzę weny na ten nowy rok 2017 i jeszcze więcej ciekawszych pomysłów! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hah cieszę się, że ci się podobało i że czytałaś dwa razy! :) No widzisz, Ronald może geniuszem nie jest, ale ma taki uliczny spryt który pozwala rozpoznać kiedy młodzież zaczyna współżycie xd Historia Rose i Scorpiusa oczywiście nie bedzie taka prosta i usłana różami, z reszta, zobaczycie! :)
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
Ach, jestem do tyłu z opowiadaniem, ale to przeczytałam. :D I resztę rozdziałów też na pewno niedługo nadrobię. ^^
OdpowiedzUsuńUważam, że fajnie oddałaś Rona. Wyobrażam go sobie jako takiego troskliwego tatusia. :) Było to urocze i nieco wzruszające,szczególnie ta końcówka. ^^
A z tą bluzą mnie rozwaliło, jaki domyślny. :D I jak Malfoy do nich przyszedł, a on z tymi tekstami, ech... xD
Pozdrawiam Cię ciepło!
A, jeszcze jedno, pierwsza adaptacja nędzników wyszła w 1935 roku, jest też wersja z 1998 i 1995 roku, niekoniecznie Ron musiał widzieć tę z 2012. ;)
UsuńWiem, jak to jest, ja też nie mogę ogarnąć moich zaległosci i mam je również u ciebie xd Cieszę się, że miniaturka ci się podobała ^^ A jeśli chodzi o te filmy, to jednak ja pisząc miałam na myśli tę wersję z 2012, zwłaszcza, ze wspominam o Anne Hathaway :P
UsuńA, no w sumie tak, masz rację. :)
UsuńSpoko, rozumiem, że ma się zaległości i nie wymagam byś raz dwa je nadrobiła. xD
Pozdrawiam!