–
Aua! Jasna cholera! – wrzasnęła Rose, łapiąc się za dłoń, w której poczuła
dotkliwy ból. Zawsze myślała, że tylko ofiara ciosu powinna go odczuwać.
Jeszcze
nigdy nikomu nie przyłożyła.
Nie
dane jej było usłyszeć, co Bella ma do powiedzenia na temat jej słów czy też
ciosu, bo dziewczyna niemal natychmiast straciła przytomność i osunęła się w
dół po regale. Rose przez chwilę przyglądała się jej, zaskoczona, że była w
stanie tak kogoś ogłuszyć swoim skromnym ciosem. A potem uniosła wzrok.
Scorpius
stał po drugiej stronie Belli, wyprostowany, z różdżką wycelowaną miejsce, w
którym jeszcze przed chwilą stała dziewczyna.
–
Oszołomiłeś ją? – sapnęła zaskoczona Rose. – Dlaczego?!
–
Żeby powstrzymać cię przed robieniem większego zamieszania – powiedział, ale w
kącikach jego ust czaił się uśmiech. – Możesz powtórzyć, co do niej
powiedziałaś, zanim zaprezentowałaś swój, niewątpliwie odziedziczony po matce,
prawy sierpowy? Bo chyba nie dosłyszałem.
Rose
spłonęła rumieńcem. Czyny zaczęły doganiać myśli. Na piegi Merlina, jak mogła
kogoś uderzyć?!
–
Ja… Cóż… Miałam na myśli… – jąkała się.
–
Powiedziałaś „mojego chłopaka” – uciął, zniecierpliwiony. – Jestem twoim
chłopakiem?
Nigdy
w życiu nie była równie zawstydzona. Spojrzała na swoje stopy, a jedną z nich zaczęła
„grzebać” w podłodze, jakby była to ziemia.
–
Ja… yhm… przepraszam… to znaczy… miałam na myśli, jeśli byłbyś zainteresowany…
bo ja jestem – zakończyła, zaskakująco pewnym głosem, po czym odważyła się
ponownie na niego spojrzeć. Serce zatrzepotało jej w piersi, gdy zobaczyła, że
chłopak się uśmiecha.
–
No nie wiem. – Scorpius udał, że się namyśla. – Mogę się zgodzić, ale tylko
dlatego, że znokautowałaś drugą kandydatkę.
Patrzyli
na siebie przez chwilę, w pełnej napięcia ciszy. A potem nogi Rose drugi raz
tego wieczora ruszyły do przodu bez jej wiedzy. Pobiegła kilka kroków przed
siebie, prosto w rozłożone ramiona blondyna.
–
Przepraszam – powiedziała cicho. Scorpius obejmował ja mocno ramionami w talii
i, prawdopodobnie nieświadomie, uniósł ją kilka centymetrów ponad ziemię. –
Byłam taka głupia, Scorpius, nie wiem co sobie myślałam, powinnam…
–
Znając ciebie, po prosu unikałaś myślenia na ten temat, jak tylko się dało. –
Zaśmiał się cicho w jej włosy, po czym stopy Rose znów sięgnęły podłoża. Nadal
jednak nie wypuścił jej z objęć. Dopiero docierało do niej, jak bardzo za nim
tęskniła. Scorpius miał rację – zawsze unikała myślenia na niewygodne tematy.
–
Tak, ale to wszystko moja winna, powinnam…
–
Rose, już dobrze. – Uścisk się wzmocnił, a Scorpius uniósł nieco głowę i
pocałował ją delikatnie w czoło. – Ja też przepraszam, powinienem od razu
odrzucić propozycje Belli… powiedziałem ci wtedy o tym, bo chciałem zmusić cię
do zadeklarowania czegoś, na co nie byłaś gotowa.
–
Byłam gotowa! – pisnęła, nie bardzo rozumiejąc dlaczego chce jej się płakać.
Poczuła w sobie nagły przypływ odwagi. Zadarła głowę, żeby spojrzeć w jego
niesamowite, srebrne oczy, i ujęła jego twarz w dłonie. Wydawał się zaskoczony.
– Lubię cię. Zależy mi na tobie. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Przez
godzinę przed zaśnięciem wspominam sytuacje z danego dnia, w których byłam
blisko ciebie. Nie wiem jak mogłam myśleć, że to coś innego niż… że nie
powinniśmy…Chcę z tobą być, Scorpius. – Starała się uważać na słowa, żeby
niechcący nie powiedzieć czegoś, na co żadne z nich nie było gotowe.
Jego
oczy błyszczały, usta miał lekko rozchylone.
–
Dlaczego nic nie mówisz? – zestresowała się.
–
Próbuję w to uwierzyć – powiedział cicho, nadal wpatrując się w nią z wyrazem
szczęśliwego szoku na twarzy. – Czy zabrzmi to nadzwyczaj głupio, jeśli
poproszę, żebyś mnie uszczypnęła?
Rose
uśmiechnęła się lekko i opuściła dłonie na jego barki, po czym spełniła jego
prośbę.
–
Okej. – Wyszczerzył się. – Czyli to się dzieje naprawdę.
Zanim
Rose zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją krótko i zaborczo. Poczuła jak miękną
jej kolana i była wdzięczna losowi za to, że trzyma ją w swoich silnych
ramionach.
– Naprawdę
mnie zechcesz? – spytała nieśmiało,
– Pytasz
poważnie? Nie masz pojęcia, ile zachodu mnie kosztowałaś, Rose Weasley –
szepnął, a jego oddech był lekko przyspieszony.
–
Więc mi opowiedz – poprosiła cicho. Głupkowaty, szeroki uśmiech nie chciał
zejść z jej twarzy.
Scorpius
zarumienił się lekko i zrobił taką minę, jakby to była ostatnia rzecz, o której
miał ochotę mówić.
–
Później – powiedział szybko, odsuwając się od niej. – Co zrobimy z Bellą? –
zapytał, wskazując głową na nieprzytomną dziewczynę.
Rose
poczuła ponownie narastający w niej gniew, ale zaraz spróbowała się uspokoić.
Już po wszystkim. Scorpius był jej. Już nikt poza nią nie będzie go całował.
–
Co masz na myśli? – wycedziła.
–
Czemu ja uderzyłaś? – zapytał rozbawiony.
–
Bo pocałowała mojego chłopaka – warknęła.
–
Który jeszcze pięć minut temu wcale nim nie był – przypomniał jej, uśmiechając
się jeszcze szerzej. – Zatem teoretycznie nie zrobiła nic złego.
–
Czy ty jej bronisz? – syknęła Rose.
Scorpius
uniósł dłonie w górę w geście kapitulacji.
–
Zawsze myślałem, że to byłoby urocze, gdybyś była o mnie choć trochę zazdrosna
– powiedział. – Teraz dopiero widzę, że jesteś wówczas absolutnie przerażająca.
–
To nie jest śmieszne – mruknęła. – Ty też przyłożyłeś Danielowi, kiedy mnie
pocałował w Sylwestra.
Scorpius
cały się spiął na samo wspomnienie Krukona.
–
Ale ja mu nie powiedziałem, że jestem twoim chłopakiem – wyjaśnił. – A to ta
kwestia jest, w przypadku Belli, problematyczna.
Rose
pisnęła cicho i położyła sobie dłonie na ustach. Co ona narobiła?
–
Po tym dźwięku wnioskuję, że nie chcesz, żeby wszyscy się o nas dowiedzieli?
–
Jeszcze nie… potrzebujemy… plan… co powiemy… Albus… Melody… tata…
–
W porządku. – Złapał ją za dłoń i ścisnął lekko. – Coś wymyślimy.
Oboje
przyklękli przy Belli. Rose przyszło coś do głowy. Wyciągnęła różdżkę.
–
Wymażemy jej pamięć – oznajmiła. – Tylko kilka sekund. Nic się nie stanie…
–
Nie! – zaprotestował Scorpius. – Absolutnie nie będziemy grzebać komuś w
głowie. Chyba musisz przemyśleć swoje metody rozwiązywania problemów.
Weasley
przewróciła oczami, ale posłusznie schowała różdżkę.
–
I pomyśleć, że z naszej dwójki to ja jestem Gryfonką – mruknęła. – Skoro nie
pozwalasz mi jej zaczarować, to co proponujesz?
Scorpius
już celował w Bellę.
–
Zajmę się tym – oznajmił. – Rennervate.
Dziewczyna
otworzyła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Jej wzrok spoczął na twarzy Rose.
–
Ty! – wrzasnęła. – Uderzyłaś mnie!
–
Tak – potwierdziła Rose, na pół wściekła, na pół zmieszana. – Bardzo
przepraszam. Trochę mnie poniosło.
–
Trochę? – prychnęła. A potem zmieniła ton głosu. Najwyraźniej pozostałe
informacje powracały do jej oszołomionego umysłu. – Zaraz. Powiedziałaś, że
Scorpius jest twoim chłopakiem?
Rose
skinęła powoli głową. Bella przeniosła wzrok na blondyna, szukając
potwierdzenia, na co on powtórzył gest.
–
Nie wiedziałam – mruknęła. – Przecież poszedł ze mną do Hogsmeade.
–
Nikt jeszcze nie wie, Bello – zaczął spokojnie Scorpius. – I chcemy cię prosić,
żebyś na razie zachowała tę informację dla siebie.
Dziewczyna
prychnęła w odpowiedzi.
–
Pewnie. Bo akurat mam w zwyczaju wyświadczać przysługi komuś, kto bije mnie po
twarzy. – Przewróciła oczami.
–
Mam propozycję – powiedział przyjaźnie Malfoy. – Chcemy zachować tę informację
w tajemnicy do… – Przerwał, zerkając pytająco na Rose.
Zrobiła
w głowie szybką kalkulacje. Wystarczy im kilka dni, muszą się tylko
przygotować. Był wtorek.
–
Poniedziałku – powiedziała.
–
Poniedziałku – powtórzył Scorpius, przenosząc wzrok z powrotem na Bellę. –
Zapłacę ci dwadzieścia galeonów za każdy dzień milczenia.
Oczy
obu dziewcząt rozszerzyły się; Rose z zaskoczenia, a Belli z ekscytacji.
–
Dwadzieścia pięć – powiedziała natychmiast ta druga.
–
Chyba sobie… – zaczęła oburzona Weasley, ale Scorpius jej przerwał.
–
Stoi – powiedział natychmiast.
Bella
uśmiechnęła się z przekąsem, a Rose wiedziała, że dziewczyna żałuje nie
poproszenia o większą sumę.
Cała
trójka wstała powoli z podłogi, a Weasley nawet zdobyła się na odrobinę dobrego
wychowania i pomogła koleżance.
–
Nie wiedziałam, że jesteście razem, ani że w ogóle coś was łączy – rzuciła
ciemnowłosa. – Daniel powiedział zupełnie co innego.
Głowa
Scorpiusa uniosła się tak szybko, że grzywka podskoczyła mu na czole w zabawny
sposób.
–
Daniel? – spytała ostro Rose. – A co on ma z tym wszystkim wspólnego?
–
Zachęcał mnie, żebym umawiała się ze Scorpiusem – przyznała Bella, spuszczając
wzrok. – Twierdził, że mu się podobam. I że wie to od ciebie – dodała, patrząc
na Rose.
Weasley
widziała, że Scorpius zacisnął dłonie w pieści, ale kiedy się odezwał, głos
miał spokojny.
–
Przykro mi Bello. Daniel cię okłamał. Prawdopodobnie chciał mnie… wyeliminować
– powiedział ostrożnie. – Zadbamy o to, żeby pożałował, że tak cię wykorzystał.
–
Wszystko jedno. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia. –
Dwadzieścia pięć za dzień – rzuciła na odchodne.
Przez
chwilę wsłuchiwali się w odgłosy jej oddalających się kroków.
–
Zabije go – warknął Scorpius, teraz już wyraźnie dygocząc na całym ciele. – Po
prostu rozerwę go na strzępy.
Rose
bardzo trudno było się na to nie zgodzić. W tym momencie sama chętnie
odnalazłaby Daniela i pozbawiła go wszystkich kończyn. Próbowała jednak
zachować resztki zdrowego rozsądku.
–
Nie jest tego wart – powiedziała, bez przekonania. Ponownie podeszła do
Scorpiusa i objęła go w pasie, wtulając się w niego. Cudowne ciepło wypełniało
jej ciało, gdy jej chłopak głaskał ją
po placach. – Nie powinieneś proponować Belli takich pieniędzy.
–
Chciałem mieć pewność, że będziesz gotowa. I spokojna – powiedział cicho.
Składał w pocałunki w jej włosach, tak lekkie i delikatne, że prawie ich nie
czuła.
–
Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
Czuła,
jak chłopak uśmiecha się szeroko.
–
Mam kilka pomysłów – oznajmił, a Rose odsunęła się od niego i uderzyła go lekko
w ramię. Jego uśmiech nagle nieco przygasł. – Muszę już lecieć, Picasso. Jestem
umówiony z profesorem Higginsem. Zobaczymy się w nocy w Pokoju Życzeń?
Rose
skrzywiła się.
–
Tak będziesz mnie teraz nazywał?
–
Podoba mi się. – Scorpius wyglądał tak, jakby miał zaraz eksplodować
szczęściem, niezależnie od tego o czym by nie rozmawiali.
–
Będę w pokoju przed północą – oznajmiła.
Scorpius
pochylił się i podniósł z podłogi swoją torbę, po czym pocałował ją szybko w
czoło i ruszył do wyjścia.
–
Ach, Rose, byłbym zapomniał – rzucił, odwracając się ponownie w jej kierunku. –
Jak będziecie w Pokoju Wspólnym, spróbuj pożyczyć od Albusa Mapę Huncwotów,
dobrze? Powiedz, że będzie ci w tym tygodniu potrzebna. Zanim się…
posprzeczaliśmy, Al zrobił się podejrzliwy i zaczął mnie na niej obserwować.
Jestem pewien, że lada dzień zauważyłby, że ciebie też nie ma wtedy w łóżku.
Rose
skinęła głową. Scorpius popatrzył na nią jeszcze przez kilka sekund, po czym
pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem, i odszedł.
***
– A więc?
– Więc co?
– Powiesz mi?
Tak jak planowali, spotkali się w Pokoju Życzeń. W
kominku tańczyły płomienie, a oni leżeli razem na kanapie, przykryci kocem.
Dochodziła godzina pierwsza. Odkąd przekroczyli próg pokoju, nie zamienili ze
sobą ani słowa.
Scorpius wiedział, że kiedyś będzie musiał jej o wszystkim
opowiedzieć. A także, że będzie to nadzwyczaj żenujące. Dlatego właśnie
usiłował odwlekać tę rozmowę w nieskończoność, zamiast tego ciesząc się innymi
rzeczami. Jak na przykład tym, że może przez godzinę tulić do siebie Rose
Weasley, napawać się w spokoju jej zapachem i nie stresować się, że dziewczyna
zaraz wyskoczy mu z ramion i ucieknie gdzie pieprz rośnie.
– Co konkretnie? – Próbował grać na zwłokę.
Zniecierpliwiona Rose przekręciła się w jego objęciach,
pchnęła go lekko tak, że teraz leżał na plecach, po czym wdrapała się na jego
tors.
– Wszystko – naciskała. – Dlaczego Lily zawsze o
wszystkim wiedziała?
– Bo to Lily – przypomniał jej.
– Nie o to mi chodzi – mruknęła. – Dobrze wiem, że
ciągle knuliście coś za moimi plecami. Chciałabym wiedzieć, jaka kryje się za
tym historia.
– Długa – westchnął, ale wiedział, że jest jej to
winien. Posłusznie rozpoczął swoją spowiedź.
W przeciwieństwie do większości ludzi, Scorpius mógł z
bolesną dokładnością określić moment, w którym się zakochał. Działo się to na
drugim roku. Nie był pewien czy człowiek może być w tym wieku zakochany, więc
może należałoby raczej nazwać jego ówczesny stan zauroczeniem. Ale nie jemu
było to oceniać.
Mimo tego, że przyjaźnił się z Albusem Potterem,
ignorowanie Rose wychodziło mu naprawdę nieźle. Przez ponad rok. Al po prostu
dzielił swój czas pomiędzy przyjaciela i kuzynkę.
Wszystko to poszło w cholerę, gdy w drugiej klasie
został sparowany z Rose na eliksirach. Ciężko było nie odzywać się do niej ani
nie patrzeć na nią przez cały semestr, podczas gdy musieli wspólnie pracować na
lekcji. I początkowo wcale nie było źle! Ale potem, jakby wbrew sobie, zaczął
ją zagadywać. Ba, wręcz uczynił z tego swoje cotygodniowe wyzwanie, bo
zagadywanie Rose Weasley wcale nie było proste. Ale jednak mu odpowiadała. A po
jakimś czasie sama go zagadywała. O pracę domową. O pogodę. O nauczycieli. O
jedzenie. I jakoś tak, od słowa do słowa, coraz częściej razem żartowali, a
ona… a ona się rumieniła. Scorpius nie był ślepy, zdawał sobie sprawę, że Rose
była bardzo ładną dziewczyną, ale wszystko to zostało jakoś magicznie
zwielokrotnione, kiedy zobaczył jak się rumieni. Jej policzki pokrywały się
wówczas najpiękniejszym odcieniem różu, jaki potrafił sobie wyobrazić, a do
tego przygryzała wargę w taki uroczy sposób.
Jego umysł został odblokowany podczas jednego, ciepłego
popołudnia w lochach. W jednej chwili kroił spokojnie swoje korzonki stokrotki,
a w następnej już był w szponach załamania nerwowego. Wystarczyło, że rzucił
jej jedno krótkie spojrzenie i uświadomił sobie straszliwą prawdę.
Kochał się w cholernej Rose Weasley.
Był tak zaskoczony swoim nagłym olśnieniem, że wrzucił
do eliksiru za dużo korzonków, a ten eksplodował, załatwiając tym samym jemu i
Rose tygodniowy szlaban.
Można powiedzieć, że ten krótki okres w jakiś sposób
podbudował ich znajomość. Nie byli przyjaciółmi, ale teraz przynajmniej czasem
mógł bez skrępowania dołączyć do niej i Albusa w bibliotece.
Próbował jakoś pogodzić się z tym, co sobie
uświadomił. Wiedział, że jego ojciec nie zniósł by tego najlepiej. Mógł sobie
tylko wyobrażać, jak zareagowałby Ronald Weasley.
Aczkolwiek ich ojcowie byli ostatnim ze zmartwień.
Znalazł się w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Nie tylko pozwolił sobie
zakochać się w Rose Weasley, ale także był absolutnie pewien, że ona nie
odwzajemnia jego uczuć. Do czasu. Ale ten czas nastąpił znacznie, znacznie
później.
Póki co, próbował wybić ją sobie z głowy. I szło mu
naprawdę fantastycznie
No dobrze, może nie do końca. Był przecież ten incydent na czwartym roku… Ale jak miał
niby temu zapobiec? Starał się, naprawdę się starał. Spędził większość wakacji,
próbując o niej nie myśleć. A potem zobaczył ją we wrześniu na peronie,
wyglądającą lepiej niż kiedykolwiek. A do tego nie miała już aparatu na zębach.
Scorpius nie miał innego wyjścia niż wrócić do
rozpaczania nad swoimi uczuciami. Uczuciami, które, jak się okazało, niestety postanowiły
wejść w fuzję z szalejącymi, chłopięcymi hormonami.
Gotów był przysiąc z ręką na sercu, że próbował skrócić
jej spódnicę tylko o cal. Aczkolwiek powinien pamiętać o tym, że hormony i
magia nigdy nie idą w parze. Kiedy zaklęcie sięgnęło Rose, spódnica, w istocie,
skurczyła się o cal. A potem o jeszcze jeden. I następny.
Owszem, Scorpius zobaczył całkiem spory kawałek skóry.
Niestety, inni chłopcy również.
– Zaraz, zraz. – Rose przerwała jego żenujący wywód. Usiłował
omijać szczegóły, ale najwyraźniej trochę się rozpędził. – To byłeś ty?!
Scorpius, to była najbardziej krępująca chwila w moim życiu! Myślałam, że nie
zdążę dobiec do łazienki, zanim wszyscy zobaczą moje majtki! – wykrzyknęła
zirytowana dziewczyna.
Blondyn poczuł rumieniec na twarzy.
– Och, nie wiedziałaś, że to byłem ja? – spytał, mając
ochotę zapaść się pod ziemię. – Przepraszam, Rose, miałem czternaście lat, to
naprawdę było niechcący…
– Chłopaki to prosiaki – przerwała mu, przewracając
oczami. – Kontynuuj proszę. Jestem ciekawa co jeszcze zrobiłeś.
Na szóstym roku Rose i jej przyjaciele – Harold
Pettyfer i Melody Barton – zaczęli spędzać coraz więcej czasu z nim i Albusem.
I nagle, zanim Scorpius zdążył się nad tym głębiej zastanowić, z piątki znajomych
zrobiła się paczka przyjaciół. Rose nagle była wszędzie, a on nie mógł przestać patrzeć i fantazjować. Jej włosy z
każdym rokiem były coraz dłuższe, bo tylko nieznacznie je podcinała. Duże,
gęste, czerwone loki opadały dziewczynie aż do bioder. Miała te niesamowicie
ciemne oczy, otoczone wianuszkiem długich, czarnych rzęs. Czasem miał ochotę
policzyć piegi, rozsiane po jej zadartym nosku.
Ruchy dłoni, gdy o czymś opowiadała, sposób w jaki
poruszała biodrami, kiedy chodziła, nawyk opierania policzka na palcu
wskazującym, i przygryzanie pióra, podczas robienia notatek – wszystkie te
głupoty były dla niego całkowicie hipnotyzujące. Rozpraszała go niesamowicie,
do tego stopnia, że przez cały szósty rok pożyczał od Albusa notatki z transmutacji,
bo gapił się na Rose, zamiast pisać.
Była jedyną dziewczyną, z którą potrafił (i chciał)
tak swobodnie rozmawiać, śmiać się i żartować, nie czując się przy tym jak
idiota. Był zdeterminowany, żeby tego nie zepsuć, zachowując się jak napędzany
hormonami dupek.
Scorpius od samego początku zdawał sobie sprawę, że za
przyjaźń z Rose zawsze będzie ponosił pewną cenę. Oznaczała ona odpychanie
swoich myśli i impulsów oraz ignorowanie natrętnych emocji. Teraz byli
przyjaciółmi już ponad rok a on w żadnym wypadku nie był skłonny wrócić do
tego, co było przedtem.
Przysięgał sobie, że będzie w stanie to zwalczyć.
Będzie rozmawiał z nią w taki sposób, jakby wcale nie była w jego oczach
najpiękniejszą istotą na kuli ziemskiej. Będzie przebywał blisko niej tak, jakby
jej dotyk nie sprawiał, że robi mu się gorąco. A pewnego dnia będzie spokojnie
obserwował, jak zakochuje się w kimś innym. Będzie jej kumplem, jej
przyjacielem, jej powiernikiem. Czasem była to prawdziwa tortura, ale twierdził,
że to nadal lepsze niż życie całkiem pozbawione jej obecności.
Zdarzały się wpadki. Zawsze wydawało mu się, że nikt
nigdy by go nie podejrzewał o te uczucia, ale mimo to, ganił samego siebie co
wieczór, za to, że patrzy na nią zbyt długo i zbyt często; za to, że czasem się
przesuwa, aby lepiej ją widzieć. Zdawał sobie sprawę, że nie jest otoczony
przez samych idiotów i tylko kwestią czasu było, zanim jego zachowanie zacznie
wydawać się komuś podejrzane.
Wszystkie te obronne mury wybudował wokół siebie z
powodu wiary, że nigdy nie miałby szans u kogoś takiego jak Rose. I nie
chodziło tylko o to, że była tak absurdalnie atrakcyjna, bo przecież albo nie
zdawała sobie z tego sprawy, albo była taka tylko dla niego. Większy problem
stanowił fakt, że Rose była całkowicie wycofana społecznie i szczędziła uczuć
nawet dla swoich przyjaciół, co zdążył zauważyć przez te wszystkie lata
obserwacji. Nawet nie łudził się, że potrafiłby ją nakłonić, by się w nim
zakochała.
Sprawy uległy delikatnej modyfikacji w ogrodach
Beauxbatons. Czasem, kiedy wspominał tamto wydarzenie, był nawet wdzięczny
przeklętemu Marco, że postanowił im przerwać. Bo czy sam Scorpius byłby do tego
zdolny?
Wszystko, czego pragnął przez ostatnie sześć lat,
dosłownie rzuciło mu się w ramiona. Czy raczej na kolana. A może jedno i
drugie.
Jego ostrożnie i pieczołowicie skonstruowane mury
obronne, zawaliły się nieodwracalnie, w momencie gdy Rose wplotła mu palce we
włosy i przyciągnęła go bliżej siebie.
Mimo że jeszcze wtedy nie miał okazji poznać smaku jej
ust, zaczął obserwować. Nieco uważniej niż poprzednio. Zauważał drobiazgi, jak
to, że w tym roku szkolnym reagowała na niego inaczej niż wcześniej – była
jakby bardziej zarumieniona, częściej się jąkała, czasem zdarzało jej się
zadrżeć krótko, gdy ich dłonie spotykały się przypadkiem. Ale wydarzyło się też
kilka rzeczy, które bardziej rzuciły mu się w oczy, jak na przykład to, że
zgodziła się polecieć do Francji samolotem, choć zajmowało to tak dużo czasu i
ochroniła go przed wydaleniem za szkoły, kiedy pobił trzech chłopaków. Albo ten
jej wyczyn z profesorem Higginsem. Przecież załatwiła mu możliwość pisania
owutema, do którego powinien zgłosić się cztery lata wcześniej! Nie przypominał
sobie, żeby kiedykolwiek wykazała tyle inicjatywy, jeśli chodziło o cudze
szczęście. Czy to nie znaczyło, że musiało jej na nim choć trochę zależeć?
Spędził niekończące się, bezsenne noce, zastanawiając się, co też może siedzieć
w głowie tej dziewczyny.
Nie mógł przestać jej dotykać. Wbrew poleceniom głosu,
który wrzeszczał na niego w jego własnej głowie, Scorpius wykorzystywał każdą
okazję, żeby pomóc jej podnieść torbę i zawiesić ją na odsłoniętym ramieniu,
zostawiając tam palec o kilka sekund za długo. Czasem zakładał jej kosmyk
włosów za ucho, a przepuszczając ją w drzwiach zawsze stawał bokiem w progu, w
taki sposób, że musiała otrzeć się o niego ramieniem, gdy wchodziła do
pomieszczenia. I choć usiłował sobie wmówić, że jest nieszczęsnym bohaterem
tragicznym, czuł się raczej jak zdesperowany prześladowca. Na Merlina, przecież
prawie pocałował ją w tym cholernym schowku na miotły! Był później przekonany,
że Rose była bardzo zniesmaczona i choć wydarzenie w ogrodach Beauxbatons
dodało mu nieco pewności siebie, obiecywał sobie skończyć z tymi podchodami.
Ale potem Rose pocałowała go w Pokoju Życzeń. I
wszystko się zmieniło.
Na sekundę kompletnie skamieniał. Nie miał pojęcia, że
jej było w tamtym momencie choć w połowie równie trudno nad sobą panować jak
jemu. Kiedy poruszyła wargami, poruszyła całym jego światem.
Jej usta smakowały tak, jak pomadka nawilżająca,
której zawsze używała. Raz zapytał, czy mógłby ją pożyczyć, mamrocząc jakiś
żałosny tekst o ustach spierzchniętych od zimna. Następnie spędził całą lekcję
zaklęć ocierając własną dolną wargę o górną, nie mogąc oprzeć się myśleniu o
tym, że tak mogłyby smakować pocałunki Rose. I miał racje. Chyba od tej pomadki
zaczęła się jego obsesja na punkcie cynamonu.
W tamtym momencie gotów był oświadczyć, że ten
pocałunek był najlepszym, co go w życiu spotkało. Ale Rose uciekła. A on w
ogóle nie był zaskoczony.
Potrzebował planu. Wiedział, że w przypadku Rose nie
zadziała nic, co można by nazwać „standardowym”. Jeśli zaprosiłby ją do
Hogsmeade, odmówiłaby. Cokolwiek by zrobił, znów by się spłoszyła. A poza tym,
nie miał pojęcia, co ona tak naprawdę myśli. Takie działanie z ukrycia,
zbliżanie się do niej bez sugerowania zobowiązań, zdecydowanie bardziej
odpowiadało jego Ślizgońskiej naturze. Za nic nie znalazłby w sobie dość
odwagi, żeby po prostu powiedzieć Rose, że ją lubi. A Harold nazwałby go czarną
owcą męskiego gatunku.
Wiedział, że potrzebuje strategii. Szczegółowych
wytycznych, odnośnie tego, co należy robić. Nie mógł po prostu poderwać Rose – on musiał porządnie
zajść jej za skórę. A pomóc mógł mu tylko ktoś, kto znał obiekt jego westchnień
i obsesji lepiej niż on. Ktoś, kto był nieomylny, kiedy w grę wchodziły ludzkie
relacje i zachowania. Potrzebował geniusza. Zwrócił się, rzecz jasna, do Lily
Potter.
– Ta dziewczyna zaczyna mnie przerażać – mruknęła
Rose, wpatrzona w przestrzeń. – I to ona cały czas tobą kierowała?
– Kazała mi robić wszystko na opak – uściślił
Scorpius. – Twierdziła, że tylko w ten sposób nie spłoszysz się tak, jak byś to
normalne zrobiła.
Dziewczyna zamyśliła się na moment.
– Niechętnie to przyznaję, ale wygląda na to, że jak
zwykle miała rację – powiedziała.
– Ty chyba też jesteś mi winna jakieś wyjaśnienie –
wtrącił chłopak z uśmiechem. – Znokautowałaś dziewczynę dlatego, że ośmieliła
się mnie dotknąć.
Rose spojrzała na niego z irytacją.
– Dotknąć? Pocałowała…
– Tak, tak, wiem – przerwał jej, zniecierpliwiony. –
Ale nie widziałem wcześniej u ciebie takich wybuchów agresji.
– Szlag mnie trafił – powiedziała dziewczyna,
wzruszając ramionami. – Poza tym, ty jesteś agresywny. Widocznie masz na mnie
zły wpływ.
– To zabawne, bo ja nie uderzyłem nikogo od czasu Balu
Walentynkowego. Zatem ty masz na mnie dobry wpływ – zauważył z uśmiechem. – Ale
nie tylko o sam cios mi chodziło. Tak nagle zadecydowałaś, że jednak chcesz
wziąć sprawy swoje ręce i wyeliminować
konkurencję?
Rose spuściła wzrok z zakłopotaniem i wymamrotała coś
pod nosem, z czego Scorpius zrozumiał tylko „profesor Malfoy”.
Złapał ja delikatnie za brodę i zmusił, żeby na niego
spojrzała.
– Okej, jestem zaintrygowany – oznajmił. – A teraz
powtórz to jeszcze raz, tylko tak, żebym cokolwiek usłyszał.
– Profesor Malfoy namówił mnie, żebym… naprawiła
sytuację między nami – powiedziała cicho Rose. – Nie podobała mu się Bella, a
zauważył, że spędzasz z nią coraz więcej czasu. Jest bardziej spostrzegawczy,
niż ci się wydaje.
Scorpius wpatrywał się w nią zaskoczony.
– Mój ojciec zachęcał
cię do tego, żebyś się ze mną związała? – upewnił się, unosząc wysoko brwi.
– Zawsze uważałam, że jest szalony. W końcu mamy dowód
– odparła, układając wygodnie głowę na szerokiej klatce piersiowej Scorpiusa.
Odruchowo zaczął bawić się jej włosami, nawijając na palce poszczególne
sprężynki, ale myślami był gdzie indziej.
– Zawsze uwielbiał wtrącać się w moje sprawy –
mruknął. – Chociaż ten jeden raz skończyło się to dobrze. Ale nigdy nie
zapomnę, jak miałem dziesięć lat i jakiś chłopiec w miasteczku dowiedział się,
że jestem Malfoyem i skopał mi tyłek. Powiedziałem o tym tacie, a on poszedł do
jego domu i zamiast nakrzyczeć na niego, jak to zrobiłby normalny rodzic, sam
kopnął go w tyłek.
Zaszokowana Rose aż uniosła głowę.
– Twój ojciec kopnął
dziecko? Do tego obce?
– Wiem, wiem. Puchnę z dumy.
Dziewczyna zachichotała cicho, choć wiedziała, że nie
jest to właściwa reakcja.
– Powiedział, że najbardziej mu zależy, żebyś był
szczęśliwy – odezwała się po chwili, starając się brzmieć łagodnie. – Czy już
wie o twoim mugoloznawstwie? Przekazałeś Higginsowi deklaracje. Teraz nie da
się tego odwołać.
– Nie chce tego odwołać – żachnął się Scorpius. – I
powiem tacie… kiedyś.
– Jak nie zrobisz tego szybko, to sam się dowie –
upierała się Rose. – A wtedy będzie mu przykro. Zwłaszcza, że przecież wiążesz
z tym przyszłość.
Chłopak uparcie milczał, wyraźnie niezadowolony, że
Rose wybrała ten konkretny temat. Nie dała się spławić.
– Wiesz, powiedział mi kiedyś, że przyjął stanowisko
nauczyciela w Hogwarcie na rok, aby być bliżej ciebie – zaczęła ponownie. –
Chciał lepiej cię poznać, żebyście mogli się do siebie zbliżyć i… rozwiązać
swoje problemy. A wiesz przecież, że on nie cierpi tej pracy. Kompletnie się w
niej nie odnajduje i nienawidzi większości uczniów, ale mimo to, wciąż tu jest.
Powiedz mu o mugoloznawstwie. Jesteś mu to winien.
Scorpius zerknął na nią z niezadowoleniem.
– Nie wiedziałem, że bycie w związku oznacza, że teraz
już zawsze będziesz mi mówić, co mam robić.
– A myślisz, że z jakiego innego powodu bym się na to
zgodziła? – sarknęła Rose, uśmiechając się wesoło. – Sądzisz, że twoje piękne
oczy i jedwabiście miękkie włosy miały z tym cokolwiek wspólnego? Skąd, to
wizja władzy nad cudzym losem mnie pociąga.
Chłopak zmarszczył brwi, udając, że się nad czymś
zastanawia.
– Szczerze, to nie myślałem o oczach i włosach.
Stawiałem raczej na mięśnie brzucha i talent do całowania – oznajmił ze
śmiechem, po czym obrócił ich tak sprawnym ruchem, że Rose ledwo zdążyła
zarejestrować co się dzieje. Dotarło do niej tylko, że teraz to Scorpius jest
nad nią, a nie na odwrót, a zaraz potem poczuła jego usta na swoich.
Nie pozwoliła, żeby trwało to zbyt długo, bo
wiedziała, że jeszcze kilka sekund, i nie będzie pamiętać, o czym właściwie
rozmawiali. Och, no dobrze, wsadziła na moment dłonie pod jego czarną koszulkę,
żeby pozwolić swoim palcom na choćby krótki kontakt z wspomnianymi mięśniami
brzucha. Ale tylko na chwilkę.
– Czekaj – sapnęła, odsuwając go od siebie. Scorpius
nie wziął sobie tego do serca, bo po prostu przeniósł pocałunki na jej szyję.
Rose postanowiła szybko powiedzieć coś jeszcze, zanim wszystkie słowa jakie
zna, uciekną jej z głowy. – Twój tata.
Scorpius podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na nią z
wyrzutem.
– Ty to potrafisz zepsuć nastrój.
Weasley pacnęła go delikatnie w głowę.
– Bardzo śmieszne – mruknęła z niesmakiem. – Nie
wymigasz się tak łatwo. Powiesz ojcu o owutemie. Jutro, po lekcjach. Mogę pójść
z tobą, jeśli potrzebujesz wsparcia duchowego. Nie ma się czego bać.
Teraz był wyraźnie urażony.
– Wcale się nie boję!
– Przecież jesteś Ślizgonem – powiedziała z udawanym
zaskoczeniem. – Każdy wie, że to same tchórze.
– Mówił ci ktoś kiedyś, że takie powtarzanie
krzywdzących stereotypów jest bardzo nieeleganckie? – Scorpius usiłował się na
nią zdenerwować, ale wiedział, że nie mówiła poważnie.
– Tak – odparła natychmiast. – Twój ojciec. Widzisz?
Sam się wpycha do naszej rozmowy. To chyba jakiś znak.
***
No dobrze. Może jednak trochę się bał. Ale kto mógłby
go za to winić? Przecież bycie wydziedziczonym to nic przyjemnego, a Scorpius
podejrzewał, że właśnie to go czekało.
Korytarz przed gabinetem jego ojca był pusty –
większość uczniów udała się już na kolację. Rano Rose próbowała go namówić,
żeby poszedł do ojca od razu, aby mieć to już z głowy, ale on nie potrafił
zebrać w sobie niezbędnej odwagi. Uznał, że jeśli zrobi to wieczorem, lepiej
się oswoi z tą myślą. Dziewczyna nie naciskała, bo teraz, kiedy byli parą
(Malfoy nadal nie do końca wierzył, że dzieje się to naprawdę), za bardzo
stresowała się perspektywą zdemaskowania, żeby jeszcze namawiać go do szybkiego
uporania się z problemem.
Scorpius przyznawał, że miał niezły ubaw z tego jej
zestresowania. Parę razy zdarzyło mu się złapać ją za rękę, kiedy miał pewność,
że nikt nie patrzy, na co ona odskakiwała bardzo gwałtownie i bardzo zabawnie.
W końcu musiał przestać, bo za którymś razem potknęła się o własne stopy i
spojrzała na niego z ogromnym wyrzutem.
Szukał innych sposobów, żeby jakoś dać ujście swojej
ekstazie. Skorzystał z tego, że na zajęciach z transmutacji siedzą w ławkach
zabudowanych od przodu – przez cała lekcje trzymał dłoń na kolanie Rose od
czasu do czasu głaszcząc je delikatnie. Dziewczyna prychała wściekle pod nosem
i przez godzinę jej twarz była nieprzerwanie pokryta intensywnym odcieniem
różu, ale ani razu nie strąciła jego dłoni.
Jakoś odciągnęło to jego myśli od straszliwego
zadania, przed którym miał stanąć już za kilka minut.
Towarzysząca mu Rose splotła jego palce ze swoimi i
ścisnęła delikatnie, żeby dodać mu otuchy.
– Gotów? – spytała, spoglądając na niego niepewnie.
– Nie. Ale i tak nie pozwolisz mi zwiać, wiec miejmy
to już z głowy.
Rose przewróciła oczami, i puściła jego dłoń, żeby
zapukać do drzwi gabinetu, a choć nie trzymała go mocno, Scorpius poczuł się
tak, jakby nagle stracił jakieś ważne oparcie. Niemal się zachwiał.
Drzwi się otworzyły, a w progu stanął zniesmaczony
Draco Malfoy, zapewne podejrzewając, że jak zwykle ktoś będzie mu zawracał
głowę. Jednak jego twarz wygładziła się, kiedy zobaczył syna. Nie był
przyzwyczajony do jego wizyt – odkąd zaczął pracować w Hogwarcie, Scorpius był
w jego gabinecie może ze trzy razy.
– Scorpius – powiedział. – I panna Weasley. Czemu
zawdzięczam tę wizytę?
– Muszę ci coś powiedzieć – mruknął Scorpius. – Coś
ważnego.
Draco kiwnął głową, po czym przeniósł pytające
spojrzenie na Rose.
– Ja przyszłam, żeby zrobić zdjęcie pana miny, kiedy
usłyszy pan to „coś” – oznajmiła, po czym, ku zaskoczeniu ich obojga, wyjęła z
kieszeni szaty aparat. – Ale nie radziłabym rozmawiać w progu, bo sądzę, że
powinien pan usiąść.
Mężczyzna zamrugał kilka razy, po czym odsunął się,
żeby mogli wejść do środka. Obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem, po czym
stanął za swoim dużym, dębowym i, zdaniem Rose, bardzo pretensjonalnym
biurkiem.
Scorpius postanowił nie owijać w bawełnę.
– Tato, postanowiłem napisać w tym roku owutema z
mugoloznawstwa. Zapewniono mi taką możliwość, jeśli samodzielnie nadrobię
materiał.
Draco zbladł dramatycznie i opadł bezwładnie na fotel.
Nikt nie zwrócił uwagi na błysk flesza.
No dawaj, to
jak zrywanie plastra, pomyślał
Scorpius, usiłując zachęcić samego siebie. Raz,
szybko i porządnie.
– Podjąłem taką decyzję – kontynuował twardo –
ponieważ wiążę z tym swoją przyszłość.
Ciężka i nieznośna cisza trwała przez dobre dwie
minuty. Zarówno Draco jak i Scorpius pozostali nieruchomi, tylko Rose kręciła
głową, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Starszy mężczyzna wpatrywał
się w syna, prawie nie mrugając.
Dziewczyna w końcu westchnęła zniecierpliwiona i
podeszła do nauczyciela. Zamachała mu dłonią przed twarzą, ale nie wywołało to
żadnych rezultatów.
– Panie profesorze? – powiedziała głośno. Nadal
wpatrywał się tempo przed siebie. Rose zwróciła się w stronę Scorpiusa. – Chyba
go zabiłeś.
Wtedy Draco odchrząknął niezręcznie, jakby wyrwany z
transu.
– Nie, nie… Wszystko jest w porządku – wymamrotał,
potrząsając głową. – Wszystko jest w porządku…
– Tato, możesz się wściekać, zrozumiem – zapewnił go
niechętnie Scorpius.
– Ależ ja się wcale nie wściekam! – wykrzyknął Draco
bardzo piskliwym głosem. – Czy widzisz, żebym się wściekał?! Wszystko jest w
porządku! Co prawda nie wiem, dlaczego mówię tak dziwnie, ale… – Tutaj ponownie
odchrząknął, po czym dokończył, tym razem przesadnie niskim tonem: – wszystko
jest w porządku.
– Okej – powiedział z wahaniem Scorpius, przeciągając
samogłoskę.
– A zatem… – zaczął ponownie jego ojciec. – Co
dokładnie… jak chciałbyś… majątek.
– Majątek? – powtórzył chłopak, niepewny czy dobrze
usłyszał. – Co z majątkiem?
– Cóż, jesteś dziedzicem fortuny Malfoyów – odparł
Draco, najwyraźniej w końcu zdolny ułożyć w miarę normalne zdanie i
wypowiedzieć je właściwym dla siebie tonem. – Taki majątek nie tylko się
posiada, trzeba nim również umiejętnie zarządzać, czego od dziecka staram się
ciebie nauczyć… nie możemy być pewni czy ta konkretna… kariera… nie będzie z
tym kolidowała – podsumował, otaczając słowo „kariera” tylko delikatnym
posmakiem niechęci.
– Każdy Malfoy ma jakąś pracę – warknął Scorpius, a
Rose miała wielką ochotę, żeby do niego podejść i pogłaskać do po ramieniu lub
uspokoić go w jakikolwiek inny sposób. Wiedziała jednak, że w chwili obecnej
powinna udawać, że jej nie ma. – Ty pracujesz, twój przeklęty ojciec też był
jakimś tam figurantem w ministerstwie. I jakoś byliście w stanie zajmować się majątkiem.
W czym tkwi problem?
Draco się zmieszał.
– Ja… cóż, niby tak, ale… Scorpius, co to właściwie
miałaby być za „kariera? – mruknął sceptycznie. – Co będziesz robił? Nawet
jeśli chciałbyś dalej edukować się w tym kierunku po szkole, to co potem?
Będziesz podawał zupę w Dziurawym Kotle? Czy może, jeśli aż tak lubisz mugoli,
chciałbyś serwować frytki w McDonaldzie? – spytał, pamiętając nazwę restauracji
do której zabrała go Weasley.
Rose spojrzała z niepokojem na Scorpiusa. Teraz był
już wyraźnie zdenerwowany i smutny. Och, nie. Nie ma mowy. Nie miała zamiaru
dopuścić do tego, żeby taka głupota go skrzywdziła.
Zerknęła wojowniczo na nauczyciela.
– Panie Malfoy, jeśli naprawdę się panu wydaje, że pan
pomaga, to powinien pan się…
– Rose – uciął Scorpius.
W sumie, chyba powinna być mu wdzięczna. Na końcu tego
zdania była bardzo nieelegancka i wulgarna sugestia. Może to i dobrze, że nie
zdążyła jej zwokalizować.
Draco jakby dopiero przypomniał sobie o jej obecności.
– Scorpius, czy to panna Weasley cię do tego namówiła?
– zapytał słabo.
– Nie! – odpowiedział oburzony Scorpius.
– Ale to ja załatwiłam mu możliwość pisania owutema –
przyznała Rose. – Bo widzi pan, panie profesorze – zaczęła, znów przyjmując
nieco agresywny ton i twardo patrząc nauczycielowi oczy – Ja też chcę, żeby Scorpius był
szczęśliwy.
Jej uwaga chyba trochę otrzeźwiła Draco.
– Och, tak – powiedział. – Tak oczywiście. – Zerknął
znów na Rose. – Czy to jest ta rzecz, o której mówiłaś już w grudniu, że na
razie obawia się mi powiedzieć?
Dziewczyna skinęła głową.
Profesor Malfoy podniósł się ze swojego fotela, choć
wyglądał, jakby nieco niepewnie trzymał się na nogach. Podszedł do syna i
położył mu dłonie na ramionach.
– Nie będę udawał, że to jest kariera, którą bym dla
ciebie wybrał – powiedział twardo. – Ale nawet jeśli postanowiłbyś zostać
zawodowym klaunem na rodeo, zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, żeby cię w tym
wspierać. Jeśli uważasz, że idąc tą drogą postępujesz właściwie, ja się z tym
zgadzam. Ostatnim, czego bym dla ciebie chciał, jest to, żebyś za dwadzieścia
lat żałował decyzji podjętych w młodości, jak… jak niektórzy ludzie –
zakończył, choć dla nikogo nie było tajemnicą, kogo naprawdę miał na myśli.
Scorpius wpatrywał się w swojego ojca, jakby zobaczył
go po raz pierwszy w życiu.
– Po-poważnie? – wyjąkał w końcu, a Draco się
uśmiechnął. Rose nigdy wcześniej nie widziała u niego tego uśmiechu. Musiał być
przeznaczony tylko dla syna. Kryło się w nim wiele emocji – szczęście, ciepło,
odrobina żalu za własne błędy, ale przede wszystkim… duma.
– Nie mogę uwierzyć, że bałeś się mi powiedzieć przez
tyle czasu. Niech no tylko twoja matka o tym usłyszy. Ale ja jej o tym nie
powiem, bo wtedy na mnie spadnie wybuch gniewu – oznajmił, zdejmując dłonie z
ramion syna.
Scorpius również pozwolił sobie na nieśmiały uśmiech.
– No dobrze – powiedział z wahaniem. – My już będziemy
szli… – mruknął, a uśmiech Draco przygasł, niemal niezauważalnie. – Ale – dodał
szybko Scorpius – ale może wpadłbym po kolacji. Na herbatę. Czy coś.
Uśmiech wrócił na swoje miejsce.
– Byłoby fantastycznie.
Na chwilę zapadło milczenie, które przerwała Rose.
– No cóż, do zobaczenia, panie profesorze –
powiedziała, zbierając się do wyjścia.
– Zaraz, zaraz – wtrącił Draco. – Czy dzieje się coś –
wskazał najpierw na nią, a potem na swojego syna – o czym powinienem wiedzieć?
Rose i Scorpius spojrzeli na siebie szybko.
– Jeszcze nie – odparł chłopak, po czym razem wypadli
na korytarz.
Młody Malfoy wydawał się nie do końca pojmować, co się
właściwie wydarzyło. Przez kilka minut maszerował przed siebie tak szybko, że
Rose musiała za nim truchtać. Nie odzywała się, chciała dać mu czas, żeby jakoś
przetrawił ostatnie wydarzenia. Kierował się wgłąb lochów, oddalając się coraz
bardziej zarówno od Sali Wejściowej jak i wejścia do Pokoju Wspólnego
Ślizgonów. Kiedy dotarł do końca korytarza, zatrzymał się gwałtownie i spojrzał
na dziewczynę, wciąż z zagubionym wyrazem na twarzy.
– Rose – powiedział. – Czy ty to słyszałaś?!
– Tak! – pisnęła radośnie w odpowiedzi, nie będąc w
stanie dłużej zmuszać się do ukrywania emocji. – Scorpius, byłeś wspaniały!
Uśmiechnął się nieśmiało, przeczesując dłonią włosy w
geście zakłopotania.
– Tak myślisz? – spytał. – Bez ciebie bym sobie nie
poradził, Picasso. To po twoich słowach zaczął zachowywać się… sympatycznie –
powiedział z wahaniem, jakby nigdy się nie spodziewał, że mógłby użyć tego
określenia w odniesieniu do swojego ojca.
Rose potrząsnęła głową tak energicznie, że włosy na
chwilę zasłoniły jej pole widzenia. Odgarnęła je z twarzy, zniecierpliwiona.
– Bzdura – powiedziała. – Wszystko zrobiłeś sam. Ja
tylko przypomniałam twojemu ojcu, że jeśli na kilka minut przestanie być
dupkiem, to świat się nie zawali…
Ale Scorpius przerwał jej, obejmując ją w talii i
śmiejąc się gardłowo. Rose poczuła dreszcze, biegnące jej po kręgosłupie.
Zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła unieść się w powietrze. Nigdy by się nie
spodziewała, że zobaczenie innego człowieka tryskającego radością, może uczynić
ją tak szczęśliwą. Miała ochotę na przemian obsypywać go pocałunkami i
szczerzyć zęby jak kretynka.
– Naprawdę uważasz, że byłem wspaniały? – zapytał
cicho, chowając twarz w rudych włosach, a Rose słyszała po jego głosie, że on
również się uśmiecha.
– Żartujesz? – sapnęła, nie przestając go obejmować.
Czuła potrzebę zasypania go komplementami. Nie miała innego pomysłu na
zapewnienie go, że w istocie, był wspaniały. – Wszedłeś tam i od razu
powiedziałeś wszystko, prosto z mostu, a on mamrotał jakieś bzdury, a ty nadal
swoje! Byłeś taki zdecydowany, że nie wiem jakim cudem od razu się na ciebie
nie rzuciłam… – paplała bez sensu, czując jak Scorpius zatrząsł się ze śmiechu.
– Przysięgam, że nigdy już nie nazwę żadnego Ślizgona tchórzem! Jesteś taki
dzielny, kocham cię…
Śmiech zamarł Scorpiusowi na ustach. Rose
znieruchomiała w jego ramionach. Odstawił ją na ziemie, a ona natychmiast się
od niego osunęła. Śliczna, piegowata twarz była teraz czerwona ze wstydu i
wykrzywiona paniką. Malfoy wielokrotnie widział ją, mówiącą coś, co natychmiast
chciała cofnąć, ale jeszcze nigdy wcześniej nie była tak przerażona.
Nadzieja, euforia i niepewność eksplodowały w jego
żołądku.
– Rose… – zaczął ostrożnie, robiąc mały kroczek w jej
kierunku, ale natychmiast się cofnęła.
– Nie! – sapnęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
– Co powiedziałaś? – spróbował inaczej.
– Nic! – krzyknęła. – Nic nie powiedziałam!
– Powiedziałaś, że…
– Nic się nie stało! – pisnęła desperacko dziewczyna.
– Powiedziałam, że jesteś dzielny, a potem przestałam
mówić!
– Ale powiedziałaś, że mnie…
– Nie, nie, nie! – krzyknęła znów, tonem
niebezpiecznie zbliżonym do szlochu.
A potem, zanim Scorpius zdążył chociażby mrugnąć,
odwróciła się na pięcie i popędziła w przeciwnym kierunku.
Przez chwilę stał, jakby ktoś go spetryfikował.
Czy on naprawdę ośmielił się myśleć, że jego dylematy
w związku z tym, jak postępować z Rose, się skończyły? Nie miał bladego pojęcia
co robić. Czy powinien za nią pobiec? A może lepiej dać jej chwilę, żeby mogła
ochłonąć? Co jeśli znów ją odstraszył? Jeśli znów ją straci?
Nie. Nie mógł tu po prostu sterczeć, gdy ona będzie
toczyć swoje wewnętrzne monologi i wyciągać błędne wnioski. Musiał jak
najszybciej zrobić… cokolwiek.
Zrobił jeden krok, gdy wspomnienie sprzed wielu
miesięcy uderzyło go z siłą buldożera.
– Musisz
wiedzieć jedną ważną rzecz, na wypadek gdybyś kiedyś chciał jej wyznać, że ją
kochasz.
– Tak?
– Nie rób
tego.
– Co… Nigdy? A
jeśli Rose będzie chciała kiedyś wyjść za mąż… czysto hipotetycznie… jej
przyszły mąż też nie powinien jej nigdy tego powiedzieć?
– Nie nigdy. Po
prostu trzeba poczekać na odpowiedni moment. Najlepiej gdyby ona powiedziała to
pierwsza… prawdopodobnie jej się to wymsknie i natychmiast wszystkiemu
zaprzeczy i to właśnie będzie znakiem, że jest gotowa to usłyszeć.
Musiał natychmiast znaleźć Lily Potter.
______________________________
Dialog ze „wspomnienia”
Scorpiusa, pochodzi z rozdziału trzynastego, zatytułowanego „Zabierz moja rękę,
Rose.”. W razie jakby ktoś się zastanawiał :D
Chciałam
odczekać jeszcze dwa dni z dodaniem, ale już nie mogłam się powstrzymać.
Cukrem
posypałam jak cholera, ale mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe
:D Uznałam, że gołąbeczki zasługują na chwilę wytchnienia.
Jak zwykle
proszę was pięknie o komentarze, aby mój Wen nie był głodny! ^^
Mam nadzieję,
ze rozdział się podobał. Czekam na wasze opinie. Szczególnie odnośnie tej
najbardziej cukrowej części, czyli „spowiedzi” Scorpiusa. Do tej pory byłą
oszczędna, gdy przestawiałam wydarzenia z jego punkty widzenia, więc uznałam,
że czas na kilka szczegółów.
Miałam
również mieszane uczucia odnośnie reakcji Dracona – chciałam, żeby była
wiarygodna, ale też nei chciałam, żeby nagle się z niego zrobił negatywny
bohater :D Ostatecznie jestem chyba w miarę zadowolona. Dajcie znać co
myślicie.
Trzymajcie
się! <3
Hej, dzis komentuję na blogspocie, bo ntke czytałam co prawda na wattpadzie, ale offline, wiec i tak nie mogłam wypisywać błędów. Az tylu ich nie było, zapamiętałam "prosu" zamiast "prostu" i np.powtorzenie słowa "dziwny".
OdpowiedzUsuńNotka była taka cudna, ale nie byłabyś sobą, gdybys jej tak nie zakończyła :p trzeba było jeszcze troche zakombinować. Ciekawe jest to, ze Rose nie przeraża zaangażowanie Scora, ale to, ze sama wyznała my niechcący miłośc, juz tak. Prwnie to dlatego, ze ona wciąż nie pojmuje, ze on tez ją kocha. Jestem bardzo ciekawa, kto wygra(l) zakład-hermiona czy Draco. Swoją droga reakcja Starszego Malfoya na rewelację syna była swietna :Dnie spodziewałam sie, ze az tak go zatka na amen :p ale ja tez jestem ciekawa, co konkretnie chciałby robic Scor w mugolskim świecie ;p bardzo ciekawi mnje tez, jak Rose i Scor powiedzą przyjaciołom o swoim związku, choc najpierw sie chyba musza pogodzić. Musle, ze najlepiej bedzie to zrobic tak, jak poleciła Lily w trzynastym rozdziale :p
Cieszę sie, że notka się podobała :D No ostatnio mam słabość do takich niefortunnych zakończeń ^^ U Rose sie trochę pozmieniało i zdecydowała, że już jest w stanie się zaangazować, ale owszem, nie zdaje sobie sprawy z tego, że Scor ją kocha :P Do rozwiązania zakładu jeszcze troche czasu ^ Hahah nie potrafiłam rozegrać reakcji Draco inaczej, musiało go zatkać xd Odnośnie przyszłej kariery Scora to również w swoim czasie coś na ten temat powiem. On nie chciałby dosłownie w mugolskim świecie pracować tylko w czymś z nimi związanym ;p
UsuńDziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam ;*
Ajajajaj... tak, wreszcie, dziękuję bardzo i pozamiatane. Aż miałam ochotę wyściskać Rose, bo już myślałam, że jej licencja na głupotę nigdy się nie skończy, a tu proszę. Zostawiam za sobą tylko niewielki ślad, żeby potem dokończyć, wybacz, ale jestem aktualnie strasznie zabiegana. Taka przystawka dla Wena...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wracam jak najszybciej się da,
Vi
Ech, mnie tez ulżyło, że Rose przestaje zachowywać się nielogicznie, żebym mogła przestać się na nią złościć...
UsuńDziękuję za przystawkę, Wen się cieszy <3
Ach, bardzo podobał mi się ten rozdział. Cieszy mnie bardzo, że Rose i Scorpius dali sobie szanse na związek... Dziewczyna w końcu odważyła się zrobić duży krok do przodu...
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że Scorpius od dawna cicho podkochuje się w Rose. Myślałam, że ich miłość rozkwitła po tym konkursie... a tu taka niespodzianka :)
Ale to super, że sobie wszystko wytłumaczyli... przynajmniej wiedzą teraz na czym stoją. Mam tylko nadzieję, że ich przyjaciele zaakceptują ich związek...
Reakcja Dracona mnie zadowala i cieszę się, że nie jest "czarnych charakterem"... że jest człowiekiem z sercem i chce jak najlepiej dla Scorpiusa. A jak wiesz, bardzo mnie cieszy fakt, że Draco troszczy się o syna - to jest bardzo ważne! :)
I tak, końcówka bardzo interesująca, i zapewne nie zdziwi cię to, że wyczuwam tutaj znów 'Przyjaciół":
"– Co powiedziałaś? – spróbował inaczej.
– Nic! – krzyknęła. – Nic nie powiedziałam!
– Powiedziałaś, że…
– Nic się nie stało! – pisnęła desperacko dziewczyna. – Powiedziałam, że jesteś dzielny, a potem przestałam mówić!"
Uroczo! *-* :)
Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg zdarzeń :*
Cieszy mnie bardzo, że ci się podobał! Tak, Ro i Scor powoli posuwają się do przodu...
UsuńWłaśnie miałam nadzieję, że te wyznania Score'a będą małym zaskoczeniem ;) Uczucia trwają już długo, po konkursie po prostu dostał kopa pewności siebie.
Reakcja przyjaciół, przy odrobinie szczęścia, pojawi się w następnym rozdziale, chociaż nei jestem pewna.
nie umiałabym z Dracona zrobić teraz czarnego charakteru, za bardzo sie do niego przywiązałam :D
Końcówka oczywiście inspirowana "Przyjaciółmi" ^^
Dziękuję ślicznie za opinie i pozdrawiam! ;*
Ten, mam jeszcze sporo do nadrobienia, ale zainteresował mnie ten rozdział i go przeczytałam, nie wracając do poprzednich. XD Już nawet nie pamiętam, gdzie skończyłam, szczerze mówiąc, haha :D
OdpowiedzUsuńNo i widzę, że masz taką samą skłonność do dram jak ja XD Ale scenka z ich zejściem była całkiem słodka, podobała mi się. :D (Może to znak, że sama też powinnam obsypać cukrem niektórych bohaterów).
Komć chaotyczny i bez składu, ale wiem, jak bardzo się każde słowo liczy, żeby nakarmić Wena :D
Czasem dobra drama jest potrzebna :D Może wygląda jakbym je lubiła, ale szczerze to jestem zbyt przywiązana do tych bohaterów i potem mam wyrzuty sumienia ;c ale zmuszam sie do bycia konsekwentną i trzymania się fabuły, którą zaplanowałam :D
UsuńDziękuję za karmę dla Wena i pozdrawiam ^^
"– Tak, ale to wszystko moja winna, powinnam…" - *wina
OdpowiedzUsuń"– Rose, już dobrze. – Uścisk się wzmocnił, a Scorpius uniósł nieco głowę i pocałował ją delikatnie w czoło. – Ja też przepraszam, powinienem od razu odrzucić !propozycjĘ! Belli…"
"Ale nigdy nie zapomnę, jak miałem dziesięć lat i jakiś chłopiec w miasteczku dowiedział się, że jestem Malfoyem i skopał mi tyłek. Powiedziałem o tym tacie, a on poszedł do jego domu i zamiast nakrzyczeć na niego, jak to zrobiłby normalny rodzic, sam kopnął go w tyłek.
Zaszokowana Rose aż uniosła głowę.
– Twój ojciec kopnął dziecko? Do tego obce?
– Wiem, wiem. Puchnę z dumy." - Hahahahhahahahaha
"Rose postanowiła szybko powiedzieć coś jeszcze, zanim wszystkie słowa jakie zna, uciekną jej z głowy. – Twój tata.
Scorpius podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na nią z wyrzutem.
– Ty to potrafisz zepsuć nastrój.
Weasley pacnęła go delikatnie w głowę." - :DDD
"Draco zbladł dramatycznie i opadł bezwładnie na fotel.
Nikt nie zwrócił uwagi na błysk flesza." - Już kolejny raz się śmieję na głos podczas tego rozdziału :D
"Tutaj ponownie odchrząknął, po czym dokończył, tym razem przesadnie niskim tonem: – wszystko jest w porządku." - Hahah, wyobraziłam to sobie xD
Rozdział jak zwykle cudowny! <3 Cukru co prawda sporo, ale mi to akurat zupełnie nie przeszkadza :D
Jak dobrze, że Rose wreszcie się odważyła! Szok Scorpa był uroczy ;) Jego reakcja na cios Rose zresztą też :D Dobrze, że załatwili Bellę, chociaż utraciła w moich oczach. Niby miła i w ogóle, ale tak chciwa, że od razu odrzuca xD Wkurzyła mnie -_-
Szacun, że Malfoy tak się przed Rose otworzył. Gdybym ja była na jego miejscu, to bym chyba zapadła się pod ziemię ze wstydu ;) Sytuacja ze spódniczką wygrała hahah
W sumie to nie wiem, czy już wcześniej podejrzewałam, że był zakochany od dłuższego czasu... Teraz sobie próbuję przypomnieć, ale chyba jednak sądziłam, że byli po prostu dobrymi przyjaciółmi - np. te sytuacje z walizką. Szczerze, to nawet żal mi się go zrobiło jak wspominał o tym friendzonie i że będzie zawsze trwał przy niej, nawet kiedy wyjdzie za kogoś innego :/
"– Zaraz, zraz. – Rose przerwała jego żenujący wywód" - Zrazy są spoko, ale chyba nie to Rose miała na myśli xddd Sorki za tego suchara, ale nie mogłam się powstrzymać :')
To śmieszne, że przez tak długi czas ciągnęło ich do siebie, ale nie chcieli się do tego przyznać lub nie byli tego świadomi :D Bardzo mi się podobała cała spowiedź Malfoya, lubię takie retrospekcje ;)
Draco wyjątkowo przyzwoicie jak na niego zareagował, ale myślę, że gdyby nie Rose, mogłoby być znaczenie gorzej xd Aparat i błysk flesza w tej sytuacji mnie rozwaliły haha
I Draco, który się "wcale nie wścieka" xddd Cieszę się, że szanuje decyzję Malfoya, mimo, że nie do końca mu się podoba.
Ehhh, wiedziałam, że nie będzie raju cały czas. Rose musiała uciec xD Czuję, że Scor się z nią dosyć szybko dogada, jeśli można tak to ująć haha A Lily na pewno mu w tym pomoże ;)
No nie, teraz zaczynam mieć złe przeczucia... (parafraza Star Wars, pozdro dla fanów :D) Skoro Scorose zbliża się już do całkowitego szczęścia w związku (no dobra, z odpałami Rose to niemożliwe), to czyżby zbliżał się koniec tej historii? Proszę, nie!!! *szklące się oczy* Jest jeszcze tyleee *macha rękami pokazując ogrom* do opowiedzenia, nie kończ! No dobra, może to trochę na wyrost, ale przezorny zawsze ubezpieczony xD
A, jeszcze jedno. W swojej niebywałej inteligencji nie ogarnęłam, że masz Wattpada :') To znaczy już wcześniej widziałam w komach, że ludzie coś o tym piszą, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi xD Tak więc te 28 gwiazdek (a nie, 29, bo miniaturka :D) to ode mnie. Tak piszę, żebyś się nie przestraszyła, że jakaś psychopatka głosuje na 28 rozdziałów w mniej niż minutę bez czytania xddd
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya
PS Mam nadzieję, że dokopią temu gnojkowi z Ravu buahahah
Cieszę sie, że udało mi się rozbawić i że cukier szczególnie nie przeszkadzał :D
UsuńNo nie mogłam sprawić, żebyście za bardzo polubili Bellę, bo jeszcze by się okazało, że Scorpiusowi byłoby z nią lepiej niż z Ro xd
Troche odwlekał tę swoją opowieść, ale ostatecznie czuł potrzebę wyjaśnienia paru spraw, mimo wstydu xd
A sytuacje z walizką to swoją drogą :D Można być dobrym kumplem i jednocześnie wodzić za kimś tęsknym wzrokiem, Scor przez lata dopracował tę sztukę do perfekcji xd rzeczywiście, bł w przykrej sytuacji, ale na szczęście friendzone zakońćzył sie dawno temu :D hahah sucharek ze zrazami był całkiem niezły, jak będę na komputerze to wszystko poprawię :P Ogólnie cieszy nie, ze całą retrospekcja ci sie podobała :D
No, ostatecznie dobre sie stało, że Ro była w pogotowiu, żeby nie pozwolić Draco być tak bardzo Draco xd
Za to Rose musiała pozostać Rose. Więc uciekła od kłopotów ;p
Nie chcę zdradzić za dużo, ale nei da sie ukryć, że opowiadanie zmierza powoli ku końcowi :P Jeszcze kilka rozdziałów i kilka spraw do rozwiązania no i nieprzyzwoicie długi epilog xd Niestety, wszystko sie kiedyś kończy :D Aczkolwiek jeśli będziesz zainteresowana, szybko wrócę z kolejną historią i mam dziwne przeczucie, że to też będzie Scorose, bo chyba to jedno opowiadanie nie dało rady całkiem mnie wyleczyć z tego połączenia xd
Hah dziękuję ci pięknie za te wszystkie gwiazdki na wattpadzie :D
I oczywiście również za komentarz <3 Pozdrawiam! ;*
Co za miła odmiana, ze Rose mnie nie wkurza. Wreszcie wziela sie w sobie i powiedziała Scorowi prawie wszystko co czuje. Tak trzymać, Rose! Chociaz naszła mnie straszna myśl, ze skoro są razem i jest juz marzec, to opowiadanie moze byc za połowa i wcale nie bedzie trwać wiecznie, chociaz bardzo bym tego chciała!
OdpowiedzUsuńMatko, jaki cudowny był ten opis z pierwszych lat, uwielbiam takie retrospekcje! I ten piękny, pełny opis uczuć Scora przez całość opowiadania, takie mała kumulacja wszystkich tych pięknych scen w jednym miejscu!
O Jeżu, Draco kopiący jakiegoś gnojka w tyłek. Absolutnie go wielbię i kocham.
Biedny Draco, o włos od zawału, aż bym go przytuliła. Przynajmniej jakos mniej więcej to zaakceptował i obyło sie bez wydziedziczenia.
Noooo i Rose sie wygadała. I uciekła. Powinien pobiec za nią i jej powiedzieć, ze tez ją kocha!
Jest mi niezmiernie smutno, ze nadrobiłam wszystkie rozdziały. Nie lubie czekać, a tu jestem zmuszona :/ jak żyć?
Opowiadanie jest zdecydowanie za połową ;c i nie chcę roztaczać ciemnych fluidów, ale chyba trzeba powiedzieć, że zbliża sie do końca :D
UsuńNawet nie wiesz, jak sie cieszę, ze opis poprzednich lat ci sie podobał <3 Miałam tę retrospekcję oczami Score'a w głowie już od samego początku i czekałam na możliwość napisania tego :D
Aj, jak tu nie kochać Draco? Kopie małych gnojków w tyłek, co za facet :D
a ja sie bardzo cieszę, ze udało ci sie nadrobić i ze w ogóle miałaś na to ochotę. Dziękuję ci serdecznie, za każdy pozostawiony przez Ciebie komentarz <3 Wyłołałaś nimi wiele bananów na mojej twarzy! :D Pozdrawiam ;*
Bardzo mnie ta informacja smuci, ze poznałam ten blog, gdy zbliza sie do końca :/ ale mam szczera nadzieje, ze masz w zanadrzu pomysł na kolejne opowiadanie! Lepiej powiedz, że masz i daj mi trochę radości! :D
UsuńPewnie! Co prawda na pewno zrobię sobie chwilę przerwy pomiędzy zakończeniem tej historii i rozpoczęciem następnej (choć długo nie wytrzymam xd), ale pomysł już porządnie wykiełkował :D
Usuń