środa, 16 sierpnia 2017

[28]"Chyba go zabiłeś."

– Aua! Jasna cholera! – wrzasnęła Rose, łapiąc się za dłoń, w której poczuła dotkliwy ból. Zawsze myślała, że tylko ofiara ciosu powinna go odczuwać.
Jeszcze nigdy nikomu nie przyłożyła.
Nie dane jej było usłyszeć, co Bella ma do powiedzenia na temat jej słów czy też ciosu, bo dziewczyna niemal natychmiast straciła przytomność i osunęła się w dół po regale. Rose przez chwilę przyglądała się jej, zaskoczona, że była w stanie tak kogoś ogłuszyć swoim skromnym ciosem. A potem uniosła wzrok.
Scorpius stał po drugiej stronie Belli, wyprostowany, z różdżką wycelowaną miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała dziewczyna.
– Oszołomiłeś ją? – sapnęła zaskoczona Rose. – Dlaczego?!
– Żeby powstrzymać cię przed robieniem większego zamieszania – powiedział, ale w kącikach jego ust czaił się uśmiech. – Możesz powtórzyć, co do niej powiedziałaś, zanim zaprezentowałaś swój, niewątpliwie odziedziczony po matce, prawy sierpowy? Bo chyba nie dosłyszałem.
Rose spłonęła rumieńcem. Czyny zaczęły doganiać myśli. Na piegi Merlina, jak mogła kogoś uderzyć?!
– Ja… Cóż… Miałam na myśli… – jąkała się.
– Powiedziałaś „mojego chłopaka” – uciął, zniecierpliwiony. – Jestem twoim chłopakiem?
Nigdy w życiu nie była równie zawstydzona. Spojrzała na swoje stopy, a jedną z nich zaczęła „grzebać” w podłodze, jakby była to ziemia.
– Ja… yhm… przepraszam… to znaczy… miałam na myśli, jeśli byłbyś zainteresowany… bo ja jestem – zakończyła, zaskakująco pewnym głosem, po czym odważyła się ponownie na niego spojrzeć. Serce zatrzepotało jej w piersi, gdy zobaczyła, że chłopak się uśmiecha.
– No nie wiem. – Scorpius udał, że się namyśla. – Mogę się zgodzić, ale tylko dlatego, że znokautowałaś drugą kandydatkę.
Patrzyli na siebie przez chwilę, w pełnej napięcia ciszy. A potem nogi Rose drugi raz tego wieczora ruszyły do przodu bez jej wiedzy. Pobiegła kilka kroków przed siebie, prosto w rozłożone ramiona blondyna.
– Przepraszam – powiedziała cicho. Scorpius obejmował ja mocno ramionami w talii i, prawdopodobnie nieświadomie, uniósł ją kilka centymetrów ponad ziemię. – Byłam taka głupia, Scorpius, nie wiem co sobie myślałam, powinnam…
– Znając ciebie, po prosu unikałaś myślenia na ten temat, jak tylko się dało. – Zaśmiał się cicho w jej włosy, po czym stopy Rose znów sięgnęły podłoża. Nadal jednak nie wypuścił jej z objęć. Dopiero docierało do niej, jak bardzo za nim tęskniła. Scorpius miał rację – zawsze unikała myślenia na niewygodne tematy.
– Tak, ale to wszystko moja winna, powinnam…
– Rose, już dobrze. – Uścisk się wzmocnił, a Scorpius uniósł nieco głowę i pocałował ją delikatnie w czoło. – Ja też przepraszam, powinienem od razu odrzucić propozycje Belli… powiedziałem ci wtedy o tym, bo chciałem zmusić cię do zadeklarowania czegoś, na co nie byłaś gotowa.
– Byłam gotowa! – pisnęła, nie bardzo rozumiejąc dlaczego chce jej się płakać. Poczuła w sobie nagły przypływ odwagi. Zadarła głowę, żeby spojrzeć w jego niesamowite, srebrne oczy, i ujęła jego twarz w dłonie. Wydawał się zaskoczony. – Lubię cię. Zależy mi na tobie. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Przez godzinę przed zaśnięciem wspominam sytuacje z danego dnia, w których byłam blisko ciebie. Nie wiem jak mogłam myśleć, że to coś innego niż… że nie powinniśmy…Chcę z tobą być, Scorpius. – Starała się uważać na słowa, żeby niechcący nie powiedzieć czegoś, na co żadne z nich nie było gotowe.
Jego oczy błyszczały, usta miał lekko rozchylone.
– Dlaczego nic nie mówisz? – zestresowała się.
– Próbuję w to uwierzyć – powiedział cicho, nadal wpatrując się w nią z wyrazem szczęśliwego szoku na twarzy. – Czy zabrzmi to nadzwyczaj głupio, jeśli poproszę, żebyś mnie uszczypnęła?
Rose uśmiechnęła się lekko i opuściła dłonie na jego barki, po czym spełniła jego prośbę.
– Okej. – Wyszczerzył się. – Czyli to się dzieje naprawdę.
Zanim Rose zdążyła odpowiedzieć, pocałował ją krótko i zaborczo. Poczuła jak miękną jej kolana i była wdzięczna losowi za to, że trzyma ją w swoich silnych ramionach.
– Naprawdę mnie zechcesz? – spytała nieśmiało,
– Pytasz poważnie? Nie masz pojęcia, ile zachodu mnie kosztowałaś, Rose Weasley – szepnął, a jego oddech był lekko przyspieszony.
– Więc mi opowiedz – poprosiła cicho. Głupkowaty, szeroki uśmiech nie chciał zejść z jej twarzy.
Scorpius zarumienił się lekko i zrobił taką minę, jakby to była ostatnia rzecz, o której miał ochotę mówić.
– Później – powiedział szybko, odsuwając się od niej. – Co zrobimy z Bellą? – zapytał, wskazując głową na nieprzytomną dziewczynę.
Rose poczuła ponownie narastający w niej gniew, ale zaraz spróbowała się uspokoić. Już po wszystkim. Scorpius był jej. Już nikt poza nią nie będzie go całował.
– Co masz na myśli? – wycedziła.
– Czemu ja uderzyłaś? – zapytał rozbawiony.
– Bo pocałowała mojego chłopaka – warknęła.
– Który jeszcze pięć minut temu wcale nim nie był – przypomniał jej, uśmiechając się jeszcze szerzej. – Zatem teoretycznie nie zrobiła nic złego.
– Czy ty jej bronisz? – syknęła Rose.
Scorpius uniósł dłonie w górę w geście kapitulacji.
– Zawsze myślałem, że to byłoby urocze, gdybyś była o mnie choć trochę zazdrosna – powiedział. – Teraz dopiero widzę, że jesteś wówczas absolutnie przerażająca.
– To nie jest śmieszne – mruknęła. – Ty też przyłożyłeś Danielowi, kiedy mnie pocałował w Sylwestra.
Scorpius cały się spiął na samo wspomnienie Krukona.
– Ale ja mu nie powiedziałem, że jestem twoim chłopakiem – wyjaśnił. – A to ta kwestia jest, w przypadku Belli, problematyczna.
Rose pisnęła cicho i położyła sobie dłonie na ustach. Co ona narobiła?
– Po tym dźwięku wnioskuję, że nie chcesz, żeby wszyscy się o nas dowiedzieli?
– Jeszcze nie… potrzebujemy… plan… co powiemy… Albus… Melody… tata…
– W porządku. – Złapał ją za dłoń i ścisnął lekko. – Coś wymyślimy.
Oboje przyklękli przy Belli. Rose przyszło coś do głowy. Wyciągnęła różdżkę.
– Wymażemy jej pamięć – oznajmiła. – Tylko kilka sekund. Nic się nie stanie…
– Nie! – zaprotestował Scorpius. – Absolutnie nie będziemy grzebać komuś w głowie. Chyba musisz przemyśleć swoje metody rozwiązywania problemów.
Weasley przewróciła oczami, ale posłusznie schowała różdżkę.
– I pomyśleć, że z naszej dwójki to ja jestem Gryfonką – mruknęła. – Skoro nie pozwalasz mi jej zaczarować, to co proponujesz?
Scorpius już celował w Bellę.
– Zajmę się tym – oznajmił. – Rennervate.
Dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się wokół siebie. Jej wzrok spoczął na twarzy Rose.
– Ty! – wrzasnęła. – Uderzyłaś mnie!
– Tak – potwierdziła Rose, na pół wściekła, na pół zmieszana. – Bardzo przepraszam. Trochę mnie poniosło.
– Trochę? – prychnęła. A potem zmieniła ton głosu. Najwyraźniej pozostałe informacje powracały do jej oszołomionego umysłu. – Zaraz. Powiedziałaś, że Scorpius jest twoim chłopakiem?
Rose skinęła powoli głową. Bella przeniosła wzrok na blondyna, szukając potwierdzenia, na co on powtórzył gest.
– Nie wiedziałam – mruknęła. – Przecież poszedł ze mną do Hogsmeade.
– Nikt jeszcze nie wie, Bello – zaczął spokojnie Scorpius. – I chcemy cię prosić, żebyś na razie zachowała tę informację dla siebie.
Dziewczyna prychnęła w odpowiedzi.
– Pewnie. Bo akurat mam w zwyczaju wyświadczać przysługi komuś, kto bije mnie po twarzy. – Przewróciła oczami.
– Mam propozycję – powiedział przyjaźnie Malfoy. – Chcemy zachować tę informację w tajemnicy do… – Przerwał, zerkając pytająco na Rose.
Zrobiła w głowie szybką kalkulacje. Wystarczy im kilka dni, muszą się tylko przygotować. Był wtorek.
– Poniedziałku – powiedziała.
– Poniedziałku – powtórzył Scorpius, przenosząc wzrok z powrotem na Bellę. – Zapłacę ci dwadzieścia galeonów za każdy dzień milczenia.
Oczy obu dziewcząt rozszerzyły się; Rose z zaskoczenia, a Belli z ekscytacji.
– Dwadzieścia pięć – powiedziała natychmiast ta druga.
– Chyba sobie… – zaczęła oburzona Weasley, ale Scorpius jej przerwał.
– Stoi – powiedział natychmiast.
Bella uśmiechnęła się z przekąsem, a Rose wiedziała, że dziewczyna żałuje nie poproszenia o większą sumę.
Cała trójka wstała powoli z podłogi, a Weasley nawet zdobyła się na odrobinę dobrego wychowania i pomogła koleżance.
– Nie wiedziałam, że jesteście razem, ani że w ogóle coś was łączy – rzuciła ciemnowłosa. – Daniel powiedział zupełnie co innego.                
Głowa Scorpiusa uniosła się tak szybko, że grzywka podskoczyła mu na czole w zabawny sposób.
– Daniel? – spytała ostro Rose. – A co on ma z tym wszystkim wspólnego?
– Zachęcał mnie, żebym umawiała się ze Scorpiusem – przyznała Bella, spuszczając wzrok. – Twierdził, że mu się podobam. I że wie to od ciebie – dodała, patrząc na Rose.
Weasley widziała, że Scorpius zacisnął dłonie w pieści, ale kiedy się odezwał, głos miał spokojny.
– Przykro mi Bello. Daniel cię okłamał. Prawdopodobnie chciał mnie… wyeliminować – powiedział ostrożnie. – Zadbamy o to, żeby pożałował, że tak cię wykorzystał.
– Wszystko jedno. – Dziewczyna wzruszyła ramionami i ruszyła do wyjścia. – Dwadzieścia pięć za dzień – rzuciła na odchodne.
Przez chwilę wsłuchiwali się w odgłosy jej oddalających się kroków.
– Zabije go – warknął Scorpius, teraz już wyraźnie dygocząc na całym ciele. – Po prostu rozerwę go na strzępy.
Rose bardzo trudno było się na to nie zgodzić. W tym momencie sama chętnie odnalazłaby Daniela i pozbawiła go wszystkich kończyn. Próbowała jednak zachować resztki zdrowego rozsądku.
– Nie jest tego wart – powiedziała, bez przekonania. Ponownie podeszła do Scorpiusa i objęła go w pasie, wtulając się w niego. Cudowne ciepło wypełniało jej ciało, gdy jej chłopak głaskał ją po placach. – Nie powinieneś proponować Belli takich pieniędzy.
– Chciałem mieć pewność, że będziesz gotowa. I spokojna – powiedział cicho. Składał w pocałunki w jej włosach, tak lekkie i delikatne, że prawie ich nie czuła.
– Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę.
Czuła, jak chłopak uśmiecha się szeroko.
– Mam kilka pomysłów – oznajmił, a Rose odsunęła się od niego i uderzyła go lekko w ramię. Jego uśmiech nagle nieco przygasł. – Muszę już lecieć, Picasso. Jestem umówiony z profesorem Higginsem. Zobaczymy się w nocy w Pokoju Życzeń?
Rose skrzywiła się.
– Tak będziesz mnie teraz nazywał?
– Podoba mi się. – Scorpius wyglądał tak, jakby miał zaraz eksplodować szczęściem, niezależnie od tego o czym by nie rozmawiali.
– Będę w pokoju przed północą – oznajmiła.
Scorpius pochylił się i podniósł z podłogi swoją torbę, po czym pocałował ją szybko w czoło i ruszył do wyjścia.
– Ach, Rose, byłbym zapomniał – rzucił, odwracając się ponownie w jej kierunku. – Jak będziecie w Pokoju Wspólnym, spróbuj pożyczyć od Albusa Mapę Huncwotów, dobrze? Powiedz, że będzie ci w tym tygodniu potrzebna. Zanim się… posprzeczaliśmy, Al zrobił się podejrzliwy i zaczął mnie na niej obserwować. Jestem pewien, że lada dzień zauważyłby, że ciebie też nie ma wtedy w łóżku.
Rose skinęła głową. Scorpius popatrzył na nią jeszcze przez kilka sekund, po czym pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem, i odszedł.
               
***

– A więc?
– Więc co?
– Powiesz mi?
Tak jak planowali, spotkali się w Pokoju Życzeń. W kominku tańczyły płomienie, a oni leżeli razem na kanapie, przykryci kocem. Dochodziła godzina pierwsza. Odkąd przekroczyli próg pokoju, nie zamienili ze sobą ani słowa.
Scorpius wiedział, że kiedyś będzie musiał jej o wszystkim opowiedzieć. A także, że będzie to nadzwyczaj żenujące. Dlatego właśnie usiłował odwlekać tę rozmowę w nieskończoność, zamiast tego ciesząc się innymi rzeczami. Jak na przykład tym, że może przez godzinę tulić do siebie Rose Weasley, napawać się w spokoju jej zapachem i nie stresować się, że dziewczyna zaraz wyskoczy mu z ramion i ucieknie gdzie pieprz rośnie.
– Co konkretnie? – Próbował grać na zwłokę.
Zniecierpliwiona Rose przekręciła się w jego objęciach, pchnęła go lekko tak, że teraz leżał na plecach, po czym wdrapała się na jego tors.
– Wszystko – naciskała. – Dlaczego Lily zawsze o wszystkim wiedziała?
– Bo to Lily – przypomniał jej.
– Nie o to mi chodzi – mruknęła. – Dobrze wiem, że ciągle knuliście coś za moimi plecami. Chciałabym wiedzieć, jaka kryje się za tym historia.
– Długa – westchnął, ale wiedział, że jest jej to winien. Posłusznie rozpoczął swoją spowiedź.
W przeciwieństwie do większości ludzi, Scorpius mógł z bolesną dokładnością określić moment, w którym się zakochał. Działo się to na drugim roku. Nie był pewien czy człowiek może być w tym wieku zakochany, więc może należałoby raczej nazwać jego ówczesny stan zauroczeniem. Ale nie jemu było to oceniać.
Mimo tego, że przyjaźnił się z Albusem Potterem, ignorowanie Rose wychodziło mu naprawdę nieźle. Przez ponad rok. Al po prostu dzielił swój czas pomiędzy przyjaciela i kuzynkę.
Wszystko to poszło w cholerę, gdy w drugiej klasie został sparowany z Rose na eliksirach. Ciężko było nie odzywać się do niej ani nie patrzeć na nią przez cały semestr, podczas gdy musieli wspólnie pracować na lekcji. I początkowo wcale nie było źle! Ale potem, jakby wbrew sobie, zaczął ją zagadywać. Ba, wręcz uczynił z tego swoje cotygodniowe wyzwanie, bo zagadywanie Rose Weasley wcale nie było proste. Ale jednak mu odpowiadała. A po jakimś czasie sama go zagadywała. O pracę domową. O pogodę. O nauczycieli. O jedzenie. I jakoś tak, od słowa do słowa, coraz częściej razem żartowali, a ona… a ona się rumieniła. Scorpius nie był ślepy, zdawał sobie sprawę, że Rose była bardzo ładną dziewczyną, ale wszystko to zostało jakoś magicznie zwielokrotnione, kiedy zobaczył jak się rumieni. Jej policzki pokrywały się wówczas najpiękniejszym odcieniem różu, jaki potrafił sobie wyobrazić, a do tego przygryzała wargę w taki uroczy sposób.
Jego umysł został odblokowany podczas jednego, ciepłego popołudnia w lochach. W jednej chwili kroił spokojnie swoje korzonki stokrotki, a w następnej już był w szponach załamania nerwowego. Wystarczyło, że rzucił jej jedno krótkie spojrzenie i uświadomił sobie straszliwą prawdę.
Kochał się w cholernej Rose Weasley.
Był tak zaskoczony swoim nagłym olśnieniem, że wrzucił do eliksiru za dużo korzonków, a ten eksplodował, załatwiając tym samym jemu i Rose tygodniowy szlaban.
Można powiedzieć, że ten krótki okres w jakiś sposób podbudował ich znajomość. Nie byli przyjaciółmi, ale teraz przynajmniej czasem mógł bez skrępowania dołączyć do niej i Albusa w bibliotece.
Próbował jakoś pogodzić się z tym, co sobie uświadomił. Wiedział, że jego ojciec nie zniósł by tego najlepiej. Mógł sobie tylko wyobrażać, jak zareagowałby Ronald Weasley.
Aczkolwiek ich ojcowie byli ostatnim ze zmartwień. Znalazł się w naprawdę beznadziejnej sytuacji. Nie tylko pozwolił sobie zakochać się w Rose Weasley, ale także był absolutnie pewien, że ona nie odwzajemnia jego uczuć. Do czasu. Ale ten czas nastąpił znacznie, znacznie później.
Póki co, próbował wybić ją sobie z głowy. I szło mu naprawdę fantastycznie
No dobrze, może nie do końca. Był przecież ten incydent na czwartym roku… Ale jak miał niby temu zapobiec? Starał się, naprawdę się starał. Spędził większość wakacji, próbując o niej nie myśleć. A potem zobaczył ją we wrześniu na peronie, wyglądającą lepiej niż kiedykolwiek. A do tego nie miała już aparatu na zębach.
Scorpius nie miał innego wyjścia niż wrócić do rozpaczania nad swoimi uczuciami. Uczuciami, które, jak się okazało, niestety postanowiły wejść w fuzję z szalejącymi, chłopięcymi hormonami.
Gotów był przysiąc z ręką na sercu, że próbował skrócić jej spódnicę tylko o cal. Aczkolwiek powinien pamiętać o tym, że hormony i magia nigdy nie idą w parze. Kiedy zaklęcie sięgnęło Rose, spódnica, w istocie, skurczyła się o cal. A potem o jeszcze jeden. I następny.
Owszem, Scorpius zobaczył całkiem spory kawałek skóry. Niestety, inni chłopcy również.
– Zaraz, zraz. – Rose przerwała jego żenujący wywód. Usiłował omijać szczegóły, ale najwyraźniej trochę się rozpędził. – To byłeś ty?! Scorpius, to była najbardziej krępująca chwila w moim życiu! Myślałam, że nie zdążę dobiec do łazienki, zanim wszyscy zobaczą moje majtki! – wykrzyknęła zirytowana dziewczyna.
Blondyn poczuł rumieniec na twarzy.
– Och, nie wiedziałaś, że to byłem ja? – spytał, mając ochotę zapaść się pod ziemię. – Przepraszam, Rose, miałem czternaście lat, to naprawdę było niechcący…
– Chłopaki to prosiaki – przerwała mu, przewracając oczami. – Kontynuuj proszę. Jestem ciekawa co jeszcze zrobiłeś.
Na szóstym roku Rose i jej przyjaciele – Harold Pettyfer i Melody Barton – zaczęli spędzać coraz więcej czasu z nim i Albusem. I nagle, zanim Scorpius zdążył się nad tym głębiej zastanowić, z piątki znajomych zrobiła się paczka przyjaciół. Rose nagle była wszędzie, a on nie mógł przestać patrzeć i fantazjować. Jej włosy z każdym rokiem były coraz dłuższe, bo tylko nieznacznie je podcinała. Duże, gęste, czerwone loki opadały dziewczynie aż do bioder. Miała te niesamowicie ciemne oczy, otoczone wianuszkiem długich, czarnych rzęs. Czasem miał ochotę policzyć piegi, rozsiane po jej zadartym nosku.
Ruchy dłoni, gdy o czymś opowiadała, sposób w jaki poruszała biodrami, kiedy chodziła, nawyk opierania policzka na palcu wskazującym, i przygryzanie pióra, podczas robienia notatek – wszystkie te głupoty były dla niego całkowicie hipnotyzujące. Rozpraszała go niesamowicie, do tego stopnia, że przez cały szósty rok pożyczał od Albusa notatki z transmutacji, bo gapił się na Rose, zamiast pisać.
Była jedyną dziewczyną, z którą potrafił (i chciał) tak swobodnie rozmawiać, śmiać się i żartować, nie czując się przy tym jak idiota. Był zdeterminowany, żeby tego nie zepsuć, zachowując się jak napędzany hormonami dupek.
Scorpius od samego początku zdawał sobie sprawę, że za przyjaźń z Rose zawsze będzie ponosił pewną cenę. Oznaczała ona odpychanie swoich myśli i impulsów oraz ignorowanie natrętnych emocji. Teraz byli przyjaciółmi już ponad rok a on w żadnym wypadku nie był skłonny wrócić do tego, co było przedtem.
Przysięgał sobie, że będzie w stanie to zwalczyć. Będzie rozmawiał z nią w taki sposób, jakby wcale nie była w jego oczach najpiękniejszą istotą na kuli ziemskiej. Będzie przebywał blisko niej tak, jakby jej dotyk nie sprawiał, że robi mu się gorąco. A pewnego dnia będzie spokojnie obserwował, jak zakochuje się w kimś innym. Będzie jej kumplem, jej przyjacielem, jej powiernikiem. Czasem była to prawdziwa tortura, ale twierdził, że to nadal lepsze niż życie całkiem pozbawione jej obecności.
Zdarzały się wpadki. Zawsze wydawało mu się, że nikt nigdy by go nie podejrzewał o te uczucia, ale mimo to, ganił samego siebie co wieczór, za to, że patrzy na nią zbyt długo i zbyt często; za to, że czasem się przesuwa, aby lepiej ją widzieć. Zdawał sobie sprawę, że nie jest otoczony przez samych idiotów i tylko kwestią czasu było, zanim jego zachowanie zacznie wydawać się komuś podejrzane.
Wszystkie te obronne mury wybudował wokół siebie z powodu wiary, że nigdy nie miałby szans u kogoś takiego jak Rose. I nie chodziło tylko o to, że była tak absurdalnie atrakcyjna, bo przecież albo nie zdawała sobie z tego sprawy, albo była taka tylko dla niego. Większy problem stanowił fakt, że Rose była całkowicie wycofana społecznie i szczędziła uczuć nawet dla swoich przyjaciół, co zdążył zauważyć przez te wszystkie lata obserwacji. Nawet nie łudził się, że potrafiłby ją nakłonić, by się w nim zakochała.
Sprawy uległy delikatnej modyfikacji w ogrodach Beauxbatons. Czasem, kiedy wspominał tamto wydarzenie, był nawet wdzięczny przeklętemu Marco, że postanowił im przerwać. Bo czy sam Scorpius byłby do tego zdolny?
Wszystko, czego pragnął przez ostatnie sześć lat, dosłownie rzuciło mu się w ramiona. Czy raczej na kolana. A może jedno i drugie.
Jego ostrożnie i pieczołowicie skonstruowane mury obronne, zawaliły się nieodwracalnie, w momencie gdy Rose wplotła mu palce we włosy i przyciągnęła go bliżej siebie.
Mimo że jeszcze wtedy nie miał okazji poznać smaku jej ust, zaczął obserwować. Nieco uważniej niż poprzednio. Zauważał drobiazgi, jak to, że w tym roku szkolnym reagowała na niego inaczej niż wcześniej – była jakby bardziej zarumieniona, częściej się jąkała, czasem zdarzało jej się zadrżeć krótko, gdy ich dłonie spotykały się przypadkiem. Ale wydarzyło się też kilka rzeczy, które bardziej rzuciły mu się w oczy, jak na przykład to, że zgodziła się polecieć do Francji samolotem, choć zajmowało to tak dużo czasu i ochroniła go przed wydaleniem za szkoły, kiedy pobił trzech chłopaków. Albo ten jej wyczyn z profesorem Higginsem. Przecież załatwiła mu możliwość pisania owutema, do którego powinien zgłosić się cztery lata wcześniej! Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek wykazała tyle inicjatywy, jeśli chodziło o cudze szczęście. Czy to nie znaczyło, że musiało jej na nim choć trochę zależeć? Spędził niekończące się, bezsenne noce, zastanawiając się, co też może siedzieć w głowie tej dziewczyny.
Nie mógł przestać jej dotykać. Wbrew poleceniom głosu, który wrzeszczał na niego w jego własnej głowie, Scorpius wykorzystywał każdą okazję, żeby pomóc jej podnieść torbę i zawiesić ją na odsłoniętym ramieniu, zostawiając tam palec o kilka sekund za długo. Czasem zakładał jej kosmyk włosów za ucho, a przepuszczając ją w drzwiach zawsze stawał bokiem w progu, w taki sposób, że musiała otrzeć się o niego ramieniem, gdy wchodziła do pomieszczenia. I choć usiłował sobie wmówić, że jest nieszczęsnym bohaterem tragicznym, czuł się raczej jak zdesperowany prześladowca. Na Merlina, przecież prawie pocałował ją w tym cholernym schowku na miotły! Był później przekonany, że Rose była bardzo zniesmaczona i choć wydarzenie w ogrodach Beauxbatons dodało mu nieco pewności siebie, obiecywał sobie skończyć z tymi podchodami.
Ale potem Rose pocałowała go w Pokoju Życzeń. I wszystko się zmieniło.
Na sekundę kompletnie skamieniał. Nie miał pojęcia, że jej było w tamtym momencie choć w połowie równie trudno nad sobą panować jak jemu. Kiedy poruszyła wargami, poruszyła całym jego światem.
Jej usta smakowały tak, jak pomadka nawilżająca, której zawsze używała. Raz zapytał, czy mógłby ją pożyczyć, mamrocząc jakiś żałosny tekst o ustach spierzchniętych od zimna. Następnie spędził całą lekcję zaklęć ocierając własną dolną wargę o górną, nie mogąc oprzeć się myśleniu o tym, że tak mogłyby smakować pocałunki Rose. I miał racje. Chyba od tej pomadki zaczęła się jego obsesja na punkcie cynamonu.
W tamtym momencie gotów był oświadczyć, że ten pocałunek był najlepszym, co go w życiu spotkało. Ale Rose uciekła. A on w ogóle nie był zaskoczony.
Potrzebował planu. Wiedział, że w przypadku Rose nie zadziała nic, co można by nazwać „standardowym”. Jeśli zaprosiłby ją do Hogsmeade, odmówiłaby. Cokolwiek by zrobił, znów by się spłoszyła. A poza tym, nie miał pojęcia, co ona tak naprawdę myśli. Takie działanie z ukrycia, zbliżanie się do niej bez sugerowania zobowiązań, zdecydowanie bardziej odpowiadało jego Ślizgońskiej naturze. Za nic nie znalazłby w sobie dość odwagi, żeby po prostu powiedzieć Rose, że ją lubi. A Harold nazwałby go czarną owcą męskiego gatunku.
Wiedział, że potrzebuje strategii. Szczegółowych wytycznych, odnośnie tego, co należy robić. Nie mógł po prostu poderwać Rose – on musiał porządnie zajść jej za skórę. A pomóc mógł mu tylko ktoś, kto znał obiekt jego westchnień i obsesji lepiej niż on. Ktoś, kto był nieomylny, kiedy w grę wchodziły ludzkie relacje i zachowania. Potrzebował geniusza. Zwrócił się, rzecz jasna, do Lily Potter.
– Ta dziewczyna zaczyna mnie przerażać – mruknęła Rose, wpatrzona w przestrzeń. – I to ona cały czas tobą kierowała?
– Kazała mi robić wszystko na opak – uściślił Scorpius. – Twierdziła, że tylko w ten sposób nie spłoszysz się tak, jak byś to normalne zrobiła.
Dziewczyna zamyśliła się na moment.
– Niechętnie to przyznaję, ale wygląda na to, że jak zwykle miała rację – powiedziała.
– Ty chyba też jesteś mi winna jakieś wyjaśnienie – wtrącił chłopak z uśmiechem. – Znokautowałaś dziewczynę dlatego, że ośmieliła się mnie dotknąć.
Rose spojrzała na niego z irytacją.
– Dotknąć? Pocałowała…
– Tak, tak, wiem – przerwał jej, zniecierpliwiony. – Ale nie widziałem wcześniej u ciebie takich wybuchów agresji.
– Szlag mnie trafił – powiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami. – Poza tym, ty jesteś agresywny. Widocznie masz na mnie zły wpływ.
– To zabawne, bo ja nie uderzyłem nikogo od czasu Balu Walentynkowego. Zatem ty masz na mnie dobry wpływ – zauważył z uśmiechem. – Ale nie tylko o sam cios mi chodziło. Tak nagle zadecydowałaś, że jednak chcesz wziąć sprawy  swoje ręce i wyeliminować konkurencję?
Rose spuściła wzrok z zakłopotaniem i wymamrotała coś pod nosem, z czego Scorpius zrozumiał tylko „profesor Malfoy”.
Złapał ja delikatnie za brodę i zmusił, żeby na niego spojrzała.
– Okej, jestem zaintrygowany – oznajmił. – A teraz powtórz to jeszcze raz, tylko tak, żebym cokolwiek usłyszał.
– Profesor Malfoy namówił mnie, żebym… naprawiła sytuację między nami – powiedziała cicho Rose. – Nie podobała mu się Bella, a zauważył, że spędzasz z nią coraz więcej czasu. Jest bardziej spostrzegawczy, niż ci się wydaje.
Scorpius wpatrywał się w nią zaskoczony.
– Mój ojciec zachęcał cię do tego, żebyś się ze mną związała? – upewnił się, unosząc wysoko brwi.
– Zawsze uważałam, że jest szalony. W końcu mamy dowód – odparła, układając wygodnie głowę na szerokiej klatce piersiowej Scorpiusa. Odruchowo zaczął bawić się jej włosami, nawijając na palce poszczególne sprężynki, ale myślami był gdzie indziej.
– Zawsze uwielbiał wtrącać się w moje sprawy – mruknął. – Chociaż ten jeden raz skończyło się to dobrze. Ale nigdy nie zapomnę, jak miałem dziesięć lat i jakiś chłopiec w miasteczku dowiedział się, że jestem Malfoyem i skopał mi tyłek. Powiedziałem o tym tacie, a on poszedł do jego domu i zamiast nakrzyczeć na niego, jak to zrobiłby normalny rodzic, sam kopnął go w tyłek.
Zaszokowana Rose aż uniosła głowę.
– Twój ojciec kopnął dziecko? Do tego obce?
– Wiem, wiem. Puchnę z dumy.
Dziewczyna zachichotała cicho, choć wiedziała, że nie jest to właściwa reakcja.
– Powiedział, że najbardziej mu zależy, żebyś był szczęśliwy – odezwała się po chwili, starając się brzmieć łagodnie. – Czy już wie o twoim mugoloznawstwie? Przekazałeś Higginsowi deklaracje. Teraz nie da się tego odwołać.
– Nie chce tego odwołać – żachnął się Scorpius. – I powiem tacie… kiedyś.
– Jak nie zrobisz tego szybko, to sam się dowie – upierała się Rose. – A wtedy będzie mu przykro. Zwłaszcza, że przecież wiążesz z tym przyszłość.
Chłopak uparcie milczał, wyraźnie niezadowolony, że Rose wybrała ten konkretny temat. Nie dała się spławić.
– Wiesz, powiedział mi kiedyś, że przyjął stanowisko nauczyciela w Hogwarcie na rok, aby być bliżej ciebie – zaczęła ponownie. – Chciał lepiej cię poznać, żebyście mogli się do siebie zbliżyć i… rozwiązać swoje problemy. A wiesz przecież, że on nie cierpi tej pracy. Kompletnie się w niej nie odnajduje i nienawidzi większości uczniów, ale mimo to, wciąż tu jest. Powiedz mu o mugoloznawstwie. Jesteś mu to winien.
Scorpius zerknął na nią z niezadowoleniem.
– Nie wiedziałem, że bycie w związku oznacza, że teraz już zawsze będziesz mi mówić, co mam robić.
– A myślisz, że z jakiego innego powodu bym się na to zgodziła? – sarknęła Rose, uśmiechając się wesoło. – Sądzisz, że twoje piękne oczy i jedwabiście miękkie włosy miały z tym cokolwiek wspólnego? Skąd, to wizja władzy nad cudzym losem mnie pociąga.
Chłopak zmarszczył brwi, udając, że się nad czymś zastanawia.
– Szczerze, to nie myślałem o oczach i włosach. Stawiałem raczej na mięśnie brzucha i talent do całowania – oznajmił ze śmiechem, po czym obrócił ich tak sprawnym ruchem, że Rose ledwo zdążyła zarejestrować co się dzieje. Dotarło do niej tylko, że teraz to Scorpius jest nad nią, a nie na odwrót, a zaraz potem poczuła jego usta na swoich.
Nie pozwoliła, żeby trwało to zbyt długo, bo wiedziała, że jeszcze kilka sekund, i nie będzie pamiętać, o czym właściwie rozmawiali. Och, no dobrze, wsadziła na moment dłonie pod jego czarną koszulkę, żeby pozwolić swoim palcom na choćby krótki kontakt z wspomnianymi mięśniami brzucha. Ale tylko na chwilkę.
– Czekaj – sapnęła, odsuwając go od siebie. Scorpius nie wziął sobie tego do serca, bo po prostu przeniósł pocałunki na jej szyję. Rose postanowiła szybko powiedzieć coś jeszcze, zanim wszystkie słowa jakie zna, uciekną jej z głowy. – Twój tata.
Scorpius podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na nią z wyrzutem.
– Ty to potrafisz zepsuć nastrój.
Weasley pacnęła go delikatnie w głowę.
– Bardzo śmieszne – mruknęła z niesmakiem. – Nie wymigasz się tak łatwo. Powiesz ojcu o owutemie. Jutro, po lekcjach. Mogę pójść z tobą, jeśli potrzebujesz wsparcia duchowego. Nie ma się czego bać.
Teraz był wyraźnie urażony.
– Wcale się nie boję!
– Przecież jesteś Ślizgonem – powiedziała z udawanym zaskoczeniem. – Każdy wie, że to same tchórze.
– Mówił ci ktoś kiedyś, że takie powtarzanie krzywdzących stereotypów jest bardzo nieeleganckie? – Scorpius usiłował się na nią zdenerwować, ale wiedział, że nie mówiła poważnie.
– Tak – odparła natychmiast. – Twój ojciec. Widzisz? Sam się wpycha do naszej rozmowy. To chyba jakiś znak.

***

No dobrze. Może jednak trochę się bał. Ale kto mógłby go za to winić? Przecież bycie wydziedziczonym to nic przyjemnego, a Scorpius podejrzewał, że właśnie to go czekało.
Korytarz przed gabinetem jego ojca był pusty – większość uczniów udała się już na kolację. Rano Rose próbowała go namówić, żeby poszedł do ojca od razu, aby mieć to już z głowy, ale on nie potrafił zebrać w sobie niezbędnej odwagi. Uznał, że jeśli zrobi to wieczorem, lepiej się oswoi z tą myślą. Dziewczyna nie naciskała, bo teraz, kiedy byli parą (Malfoy nadal nie do końca wierzył, że dzieje się to naprawdę), za bardzo stresowała się perspektywą zdemaskowania, żeby jeszcze namawiać go do szybkiego uporania się z problemem.
Scorpius przyznawał, że miał niezły ubaw z tego jej zestresowania. Parę razy zdarzyło mu się złapać ją za rękę, kiedy miał pewność, że nikt nie patrzy, na co ona odskakiwała bardzo gwałtownie i bardzo zabawnie. W końcu musiał przestać, bo za którymś razem potknęła się o własne stopy i spojrzała na niego z ogromnym wyrzutem.
Szukał innych sposobów, żeby jakoś dać ujście swojej ekstazie. Skorzystał z tego, że na zajęciach z transmutacji siedzą w ławkach zabudowanych od przodu – przez cała lekcje trzymał dłoń na kolanie Rose od czasu do czasu głaszcząc je delikatnie. Dziewczyna prychała wściekle pod nosem i przez godzinę jej twarz była nieprzerwanie pokryta intensywnym odcieniem różu, ale ani razu nie strąciła jego dłoni.
Jakoś odciągnęło to jego myśli od straszliwego zadania, przed którym miał stanąć już za kilka minut.
Towarzysząca mu Rose splotła jego palce ze swoimi i ścisnęła delikatnie, żeby dodać mu otuchy.
– Gotów? – spytała, spoglądając na niego niepewnie.
– Nie. Ale i tak nie pozwolisz mi zwiać, wiec miejmy to już z głowy.
Rose przewróciła oczami, i puściła jego dłoń, żeby zapukać do drzwi gabinetu, a choć nie trzymała go mocno, Scorpius poczuł się tak, jakby nagle stracił jakieś ważne oparcie. Niemal się zachwiał.
Drzwi się otworzyły, a w progu stanął zniesmaczony Draco Malfoy, zapewne podejrzewając, że jak zwykle ktoś będzie mu zawracał głowę. Jednak jego twarz wygładziła się, kiedy zobaczył syna. Nie był przyzwyczajony do jego wizyt – odkąd zaczął pracować w Hogwarcie, Scorpius był w jego gabinecie może ze trzy razy.
– Scorpius – powiedział. – I panna Weasley. Czemu zawdzięczam tę wizytę?
– Muszę ci coś powiedzieć – mruknął Scorpius. – Coś ważnego.
Draco kiwnął głową, po czym przeniósł pytające spojrzenie na Rose.
– Ja przyszłam, żeby zrobić zdjęcie pana miny, kiedy usłyszy pan to „coś” – oznajmiła, po czym, ku zaskoczeniu ich obojga, wyjęła z kieszeni szaty aparat. – Ale nie radziłabym rozmawiać w progu, bo sądzę, że powinien pan usiąść.
Mężczyzna zamrugał kilka razy, po czym odsunął się, żeby mogli wejść do środka. Obrzucił ich podejrzliwym spojrzeniem, po czym stanął za swoim dużym, dębowym i, zdaniem Rose, bardzo pretensjonalnym biurkiem.
Scorpius postanowił nie owijać w bawełnę.
– Tato, postanowiłem napisać w tym roku owutema z mugoloznawstwa. Zapewniono mi taką możliwość, jeśli samodzielnie nadrobię materiał.
Draco zbladł dramatycznie i opadł bezwładnie na fotel.
Nikt nie zwrócił uwagi na błysk flesza.
No dawaj, to jak zrywanie plastra, pomyślał Scorpius, usiłując zachęcić samego siebie. Raz, szybko i porządnie.
– Podjąłem taką decyzję – kontynuował twardo – ponieważ wiążę z tym swoją przyszłość.
Ciężka i nieznośna cisza trwała przez dobre dwie minuty. Zarówno Draco jak i Scorpius pozostali nieruchomi, tylko Rose kręciła głową, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Starszy mężczyzna wpatrywał się w syna, prawie nie mrugając.
Dziewczyna w końcu westchnęła zniecierpliwiona i podeszła do nauczyciela. Zamachała mu dłonią przed twarzą, ale nie wywołało to żadnych rezultatów.
– Panie profesorze? – powiedziała głośno. Nadal wpatrywał się tempo przed siebie. Rose zwróciła się w stronę Scorpiusa. – Chyba go zabiłeś.
Wtedy Draco odchrząknął niezręcznie, jakby wyrwany z transu.
– Nie, nie… Wszystko jest w porządku – wymamrotał, potrząsając głową. – Wszystko jest w porządku…
– Tato, możesz się wściekać, zrozumiem – zapewnił go niechętnie Scorpius.
– Ależ ja się wcale nie wściekam! – wykrzyknął Draco bardzo piskliwym głosem. – Czy widzisz, żebym się wściekał?! Wszystko jest w porządku! Co prawda nie wiem, dlaczego mówię tak dziwnie, ale… – Tutaj ponownie odchrząknął, po czym dokończył, tym razem przesadnie niskim tonem: – wszystko jest w porządku.
– Okej – powiedział z wahaniem Scorpius, przeciągając samogłoskę.
– A zatem… – zaczął ponownie jego ojciec. – Co dokładnie… jak chciałbyś… majątek.
– Majątek? – powtórzył chłopak, niepewny czy dobrze usłyszał. – Co z majątkiem?
– Cóż, jesteś dziedzicem fortuny Malfoyów – odparł Draco, najwyraźniej w końcu zdolny ułożyć w miarę normalne zdanie i wypowiedzieć je właściwym dla siebie tonem. – Taki majątek nie tylko się posiada, trzeba nim również umiejętnie zarządzać, czego od dziecka staram się ciebie nauczyć… nie możemy być pewni czy ta konkretna… kariera… nie będzie z tym kolidowała – podsumował, otaczając słowo „kariera” tylko delikatnym posmakiem niechęci.
– Każdy Malfoy ma jakąś pracę – warknął Scorpius, a Rose miała wielką ochotę, żeby do niego podejść i pogłaskać do po ramieniu lub uspokoić go w jakikolwiek inny sposób. Wiedziała jednak, że w chwili obecnej powinna udawać, że jej nie ma. – Ty pracujesz, twój przeklęty ojciec też był jakimś tam figurantem w ministerstwie. I jakoś byliście w stanie zajmować się majątkiem. W czym tkwi problem?
Draco się zmieszał.
– Ja… cóż, niby tak, ale… Scorpius, co to właściwie miałaby być za „kariera? – mruknął sceptycznie. – Co będziesz robił? Nawet jeśli chciałbyś dalej edukować się w tym kierunku po szkole, to co potem? Będziesz podawał zupę w Dziurawym Kotle? Czy może, jeśli aż tak lubisz mugoli, chciałbyś serwować frytki w McDonaldzie? – spytał, pamiętając nazwę restauracji do której zabrała go Weasley.
Rose spojrzała z niepokojem na Scorpiusa. Teraz był już wyraźnie zdenerwowany i smutny. Och, nie. Nie ma mowy. Nie miała zamiaru dopuścić do tego, żeby taka głupota go skrzywdziła.
Zerknęła wojowniczo na nauczyciela.
– Panie Malfoy, jeśli naprawdę się panu wydaje, że pan pomaga, to powinien pan się…
– Rose – uciął Scorpius.
W sumie, chyba powinna być mu wdzięczna. Na końcu tego zdania była bardzo nieelegancka i wulgarna sugestia. Może to i dobrze, że nie zdążyła jej zwokalizować.
Draco jakby dopiero przypomniał sobie o jej obecności.
– Scorpius, czy to panna Weasley cię do tego namówiła? – zapytał słabo.
– Nie! – odpowiedział oburzony Scorpius.
– Ale to ja załatwiłam mu możliwość pisania owutema – przyznała Rose. – Bo widzi pan, panie profesorze – zaczęła, znów przyjmując nieco agresywny ton i twardo patrząc nauczycielowi  oczy – Ja też chcę, żeby Scorpius był szczęśliwy.
Jej uwaga chyba trochę otrzeźwiła Draco.
– Och, tak – powiedział. – Tak oczywiście. – Zerknął znów na Rose. – Czy to jest ta rzecz, o której mówiłaś już w grudniu, że na razie obawia się mi powiedzieć?
Dziewczyna skinęła głową.
Profesor Malfoy podniósł się ze swojego fotela, choć wyglądał, jakby nieco niepewnie trzymał się na nogach. Podszedł do syna i położył mu dłonie na ramionach.
– Nie będę udawał, że to jest kariera, którą bym dla ciebie wybrał – powiedział twardo. – Ale nawet jeśli postanowiłbyś zostać zawodowym klaunem na rodeo, zrobiłbym wszystko co w mojej mocy, żeby cię w tym wspierać. Jeśli uważasz, że idąc tą drogą postępujesz właściwie, ja się z tym zgadzam. Ostatnim, czego bym dla ciebie chciał, jest to, żebyś za dwadzieścia lat żałował decyzji podjętych w młodości, jak… jak niektórzy ludzie – zakończył, choć dla nikogo nie było tajemnicą, kogo naprawdę miał na myśli.
Scorpius wpatrywał się w swojego ojca, jakby zobaczył go po raz pierwszy w życiu.
– Po-poważnie? – wyjąkał w końcu, a Draco się uśmiechnął. Rose nigdy wcześniej nie widziała u niego tego uśmiechu. Musiał być przeznaczony tylko dla syna. Kryło się w nim wiele emocji – szczęście, ciepło, odrobina żalu za własne błędy, ale przede wszystkim… duma.
– Nie mogę uwierzyć, że bałeś się mi powiedzieć przez tyle czasu. Niech no tylko twoja matka o tym usłyszy. Ale ja jej o tym nie powiem, bo wtedy na mnie spadnie wybuch gniewu – oznajmił, zdejmując dłonie z ramion syna.
Scorpius również pozwolił sobie na nieśmiały uśmiech.
– No dobrze – powiedział z wahaniem. – My już będziemy szli… – mruknął, a uśmiech Draco przygasł, niemal niezauważalnie. – Ale – dodał szybko Scorpius – ale może wpadłbym po kolacji. Na herbatę. Czy coś.
Uśmiech wrócił na swoje miejsce.
– Byłoby fantastycznie.
Na chwilę zapadło milczenie, które przerwała Rose.
– No cóż, do zobaczenia, panie profesorze – powiedziała, zbierając się do wyjścia.
– Zaraz, zaraz – wtrącił Draco. – Czy dzieje się coś – wskazał najpierw na nią, a potem na swojego syna – o czym powinienem wiedzieć?
Rose i Scorpius spojrzeli na siebie szybko.
– Jeszcze nie – odparł chłopak, po czym razem wypadli na korytarz.
Młody Malfoy wydawał się nie do końca pojmować, co się właściwie wydarzyło. Przez kilka minut maszerował przed siebie tak szybko, że Rose musiała za nim truchtać. Nie odzywała się, chciała dać mu czas, żeby jakoś przetrawił ostatnie wydarzenia. Kierował się wgłąb lochów, oddalając się coraz bardziej zarówno od Sali Wejściowej jak i wejścia do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Kiedy dotarł do końca korytarza, zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na dziewczynę, wciąż z zagubionym wyrazem na twarzy.
– Rose – powiedział. – Czy ty to słyszałaś?!
– Tak! – pisnęła radośnie w odpowiedzi, nie będąc w stanie dłużej zmuszać się do ukrywania emocji. – Scorpius, byłeś wspaniały!
Uśmiechnął się nieśmiało, przeczesując dłonią włosy w geście zakłopotania.
– Tak myślisz? – spytał. – Bez ciebie bym sobie nie poradził, Picasso. To po twoich słowach zaczął zachowywać się… sympatycznie – powiedział z wahaniem, jakby nigdy się nie spodziewał, że mógłby użyć tego określenia w odniesieniu do swojego ojca.
Rose potrząsnęła głową tak energicznie, że włosy na chwilę zasłoniły jej pole widzenia. Odgarnęła je z twarzy, zniecierpliwiona.
– Bzdura – powiedziała. – Wszystko zrobiłeś sam. Ja tylko przypomniałam twojemu ojcu, że jeśli na kilka minut przestanie być dupkiem, to świat się nie zawali…
Ale Scorpius przerwał jej, obejmując ją w talii i śmiejąc się gardłowo. Rose poczuła dreszcze, biegnące jej po kręgosłupie. Zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła unieść się w powietrze. Nigdy by się nie spodziewała, że zobaczenie innego człowieka tryskającego radością, może uczynić ją tak szczęśliwą. Miała ochotę na przemian obsypywać go pocałunkami i szczerzyć zęby jak kretynka. 
– Naprawdę uważasz, że byłem wspaniały? – zapytał cicho, chowając twarz w rudych włosach, a Rose słyszała po jego głosie, że on również się uśmiecha.
– Żartujesz? – sapnęła, nie przestając go obejmować. Czuła potrzebę zasypania go komplementami. Nie miała innego pomysłu na zapewnienie go, że w istocie, był wspaniały. – Wszedłeś tam i od razu powiedziałeś wszystko, prosto z mostu, a on mamrotał jakieś bzdury, a ty nadal swoje! Byłeś taki zdecydowany, że nie wiem jakim cudem od razu się na ciebie nie rzuciłam… – paplała bez sensu, czując jak Scorpius zatrząsł się ze śmiechu. – Przysięgam, że nigdy już nie nazwę żadnego Ślizgona tchórzem! Jesteś taki dzielny, kocham cię…
               
Śmiech zamarł Scorpiusowi na ustach. Rose znieruchomiała w jego ramionach. Odstawił ją na ziemie, a ona natychmiast się od niego osunęła. Śliczna, piegowata twarz była teraz czerwona ze wstydu i wykrzywiona paniką. Malfoy wielokrotnie widział ją, mówiącą coś, co natychmiast chciała cofnąć, ale jeszcze nigdy wcześniej nie była tak przerażona.
Nadzieja, euforia i niepewność eksplodowały w jego żołądku.
– Rose… – zaczął ostrożnie, robiąc mały kroczek w jej kierunku, ale natychmiast się cofnęła.
– Nie! – sapnęła, czerwieniąc się jeszcze bardziej.
– Co powiedziałaś? – spróbował inaczej.
– Nic! – krzyknęła. – Nic nie powiedziałam!
– Powiedziałaś, że…
– Nic się nie stało! – pisnęła desperacko dziewczyna. – Powiedziałam, że jesteś dzielny, a potem przestałam mówić!
– Ale powiedziałaś, że mnie…
– Nie, nie, nie! – krzyknęła znów, tonem niebezpiecznie zbliżonym do szlochu.
A potem, zanim Scorpius zdążył chociażby mrugnąć, odwróciła się na pięcie i popędziła w przeciwnym kierunku.
Przez chwilę stał, jakby ktoś go spetryfikował.
Czy on naprawdę ośmielił się myśleć, że jego dylematy w związku z tym, jak postępować z Rose, się skończyły? Nie miał bladego pojęcia co robić. Czy powinien za nią pobiec? A może lepiej dać jej chwilę, żeby mogła ochłonąć? Co jeśli znów ją odstraszył? Jeśli znów ją straci?
Nie. Nie mógł tu po prostu sterczeć, gdy ona będzie toczyć swoje wewnętrzne monologi i wyciągać błędne wnioski. Musiał jak najszybciej zrobić… cokolwiek.
Zrobił jeden krok, gdy wspomnienie sprzed wielu miesięcy uderzyło go z siłą buldożera.

– Musisz wiedzieć jedną ważną rzecz, na wypadek gdybyś kiedyś chciał jej wyznać, że ją kochasz.
– Tak?
– Nie rób tego.
– Co… Nigdy? A jeśli Rose będzie chciała kiedyś wyjść za mąż… czysto hipotetycznie… jej przyszły mąż też nie powinien jej nigdy tego powiedzieć?
– Nie nigdy. Po prostu trzeba poczekać na odpowiedni moment. Najlepiej gdyby ona powiedziała to pierwsza… prawdopodobnie jej się to wymsknie i natychmiast wszystkiemu zaprzeczy i to właśnie będzie znakiem, że jest gotowa to usłyszeć.

Musiał natychmiast znaleźć Lily Potter.

______________________________
Dialog ze „wspomnienia” Scorpiusa, pochodzi z rozdziału trzynastego, zatytułowanego „Zabierz moja rękę, Rose.”. W razie jakby ktoś się zastanawiał :D
Chciałam odczekać jeszcze dwa dni z dodaniem, ale już nie mogłam się powstrzymać.
Cukrem posypałam jak cholera, ale mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe :D Uznałam, że gołąbeczki zasługują na chwilę wytchnienia.
Jak zwykle proszę was pięknie o komentarze, aby mój Wen nie był głodny! ^^
Mam nadzieję, ze rozdział się podobał. Czekam na wasze opinie. Szczególnie odnośnie tej najbardziej cukrowej części, czyli „spowiedzi” Scorpiusa. Do tej pory byłą oszczędna, gdy przestawiałam wydarzenia z jego punkty widzenia, więc uznałam, że czas na kilka szczegółów.
Miałam również mieszane uczucia odnośnie reakcji Dracona – chciałam, żeby była wiarygodna, ale też nei chciałam, żeby nagle się z niego zrobił negatywny bohater :D Ostatecznie jestem chyba w miarę zadowolona. Dajcie znać co myślicie.
Trzymajcie się! <3

14 komentarzy:

  1. Hej, dzis komentuję na blogspocie, bo ntke czytałam co prawda na wattpadzie, ale offline, wiec i tak nie mogłam wypisywać błędów. Az tylu ich nie było, zapamiętałam "prosu" zamiast "prostu" i np.powtorzenie słowa "dziwny".
    Notka była taka cudna, ale nie byłabyś sobą, gdybys jej tak nie zakończyła :p trzeba było jeszcze troche zakombinować. Ciekawe jest to, ze Rose nie przeraża zaangażowanie Scora, ale to, ze sama wyznała my niechcący miłośc, juz tak. Prwnie to dlatego, ze ona wciąż nie pojmuje, ze on tez ją kocha. Jestem bardzo ciekawa, kto wygra(l) zakład-hermiona czy Draco. Swoją droga reakcja Starszego Malfoya na rewelację syna była swietna :Dnie spodziewałam sie, ze az tak go zatka na amen :p ale ja tez jestem ciekawa, co konkretnie chciałby robic Scor w mugolskim świecie ;p bardzo ciekawi mnje tez, jak Rose i Scor powiedzą przyjaciołom o swoim związku, choc najpierw sie chyba musza pogodzić. Musle, ze najlepiej bedzie to zrobic tak, jak poleciła Lily w trzynastym rozdziale :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, że notka się podobała :D No ostatnio mam słabość do takich niefortunnych zakończeń ^^ U Rose sie trochę pozmieniało i zdecydowała, że już jest w stanie się zaangazować, ale owszem, nie zdaje sobie sprawy z tego, że Scor ją kocha :P Do rozwiązania zakładu jeszcze troche czasu ^ Hahah nie potrafiłam rozegrać reakcji Draco inaczej, musiało go zatkać xd Odnośnie przyszłej kariery Scora to również w swoim czasie coś na ten temat powiem. On nie chciałby dosłownie w mugolskim świecie pracować tylko w czymś z nimi związanym ;p
      Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ajajajaj... tak, wreszcie, dziękuję bardzo i pozamiatane. Aż miałam ochotę wyściskać Rose, bo już myślałam, że jej licencja na głupotę nigdy się nie skończy, a tu proszę. Zostawiam za sobą tylko niewielki ślad, żeby potem dokończyć, wybacz, ale jestem aktualnie strasznie zabiegana. Taka przystawka dla Wena...

    Pozdrawiam i wracam jak najszybciej się da,
    Vi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, mnie tez ulżyło, że Rose przestaje zachowywać się nielogicznie, żebym mogła przestać się na nią złościć...
      Dziękuję za przystawkę, Wen się cieszy <3

      Usuń
  3. Ach, bardzo podobał mi się ten rozdział. Cieszy mnie bardzo, że Rose i Scorpius dali sobie szanse na związek... Dziewczyna w końcu odważyła się zrobić duży krok do przodu...
    Nie sądziłam, że Scorpius od dawna cicho podkochuje się w Rose. Myślałam, że ich miłość rozkwitła po tym konkursie... a tu taka niespodzianka :)
    Ale to super, że sobie wszystko wytłumaczyli... przynajmniej wiedzą teraz na czym stoją. Mam tylko nadzieję, że ich przyjaciele zaakceptują ich związek...
    Reakcja Dracona mnie zadowala i cieszę się, że nie jest "czarnych charakterem"... że jest człowiekiem z sercem i chce jak najlepiej dla Scorpiusa. A jak wiesz, bardzo mnie cieszy fakt, że Draco troszczy się o syna - to jest bardzo ważne! :)
    I tak, końcówka bardzo interesująca, i zapewne nie zdziwi cię to, że wyczuwam tutaj znów 'Przyjaciół":

    "– Co powiedziałaś? – spróbował inaczej.
    – Nic! – krzyknęła. – Nic nie powiedziałam!
    – Powiedziałaś, że…
    – Nic się nie stało! – pisnęła desperacko dziewczyna. – Powiedziałam, że jesteś dzielny, a potem przestałam mówić!"

    Uroczo! *-* :)

    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg zdarzeń :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie bardzo, że ci się podobał! Tak, Ro i Scor powoli posuwają się do przodu...
      Właśnie miałam nadzieję, że te wyznania Score'a będą małym zaskoczeniem ;) Uczucia trwają już długo, po konkursie po prostu dostał kopa pewności siebie.
      Reakcja przyjaciół, przy odrobinie szczęścia, pojawi się w następnym rozdziale, chociaż nei jestem pewna.
      nie umiałabym z Dracona zrobić teraz czarnego charakteru, za bardzo sie do niego przywiązałam :D
      Końcówka oczywiście inspirowana "Przyjaciółmi" ^^
      Dziękuję ślicznie za opinie i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Ten, mam jeszcze sporo do nadrobienia, ale zainteresował mnie ten rozdział i go przeczytałam, nie wracając do poprzednich. XD Już nawet nie pamiętam, gdzie skończyłam, szczerze mówiąc, haha :D
    No i widzę, że masz taką samą skłonność do dram jak ja XD Ale scenka z ich zejściem była całkiem słodka, podobała mi się. :D (Może to znak, że sama też powinnam obsypać cukrem niektórych bohaterów).
    Komć chaotyczny i bez składu, ale wiem, jak bardzo się każde słowo liczy, żeby nakarmić Wena :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem dobra drama jest potrzebna :D Może wygląda jakbym je lubiła, ale szczerze to jestem zbyt przywiązana do tych bohaterów i potem mam wyrzuty sumienia ;c ale zmuszam sie do bycia konsekwentną i trzymania się fabuły, którą zaplanowałam :D
      Dziękuję za karmę dla Wena i pozdrawiam ^^

      Usuń
  5. "– Tak, ale to wszystko moja winna, powinnam…" - *wina
    "– Rose, już dobrze. – Uścisk się wzmocnił, a Scorpius uniósł nieco głowę i pocałował ją delikatnie w czoło. – Ja też przepraszam, powinienem od razu odrzucić !propozycjĘ! Belli…"
    "Ale nigdy nie zapomnę, jak miałem dziesięć lat i jakiś chłopiec w miasteczku dowiedział się, że jestem Malfoyem i skopał mi tyłek. Powiedziałem o tym tacie, a on poszedł do jego domu i zamiast nakrzyczeć na niego, jak to zrobiłby normalny rodzic, sam kopnął go w tyłek.
    Zaszokowana Rose aż uniosła głowę.
    – Twój ojciec kopnął dziecko? Do tego obce?
    – Wiem, wiem. Puchnę z dumy." - Hahahahhahahahaha
    "Rose postanowiła szybko powiedzieć coś jeszcze, zanim wszystkie słowa jakie zna, uciekną jej z głowy. – Twój tata.
    Scorpius podniósł gwałtownie głowę i spojrzał na nią z wyrzutem.
    – Ty to potrafisz zepsuć nastrój.
    Weasley pacnęła go delikatnie w głowę." - :DDD
    "Draco zbladł dramatycznie i opadł bezwładnie na fotel.
    Nikt nie zwrócił uwagi na błysk flesza." - Już kolejny raz się śmieję na głos podczas tego rozdziału :D
    "Tutaj ponownie odchrząknął, po czym dokończył, tym razem przesadnie niskim tonem: – wszystko jest w porządku." - Hahah, wyobraziłam to sobie xD
    Rozdział jak zwykle cudowny! <3 Cukru co prawda sporo, ale mi to akurat zupełnie nie przeszkadza :D
    Jak dobrze, że Rose wreszcie się odważyła! Szok Scorpa był uroczy ;) Jego reakcja na cios Rose zresztą też :D Dobrze, że załatwili Bellę, chociaż utraciła w moich oczach. Niby miła i w ogóle, ale tak chciwa, że od razu odrzuca xD Wkurzyła mnie -_-
    Szacun, że Malfoy tak się przed Rose otworzył. Gdybym ja była na jego miejscu, to bym chyba zapadła się pod ziemię ze wstydu ;) Sytuacja ze spódniczką wygrała hahah
    W sumie to nie wiem, czy już wcześniej podejrzewałam, że był zakochany od dłuższego czasu... Teraz sobie próbuję przypomnieć, ale chyba jednak sądziłam, że byli po prostu dobrymi przyjaciółmi - np. te sytuacje z walizką. Szczerze, to nawet żal mi się go zrobiło jak wspominał o tym friendzonie i że będzie zawsze trwał przy niej, nawet kiedy wyjdzie za kogoś innego :/
    "– Zaraz, zraz. – Rose przerwała jego żenujący wywód" - Zrazy są spoko, ale chyba nie to Rose miała na myśli xddd Sorki za tego suchara, ale nie mogłam się powstrzymać :')
    To śmieszne, że przez tak długi czas ciągnęło ich do siebie, ale nie chcieli się do tego przyznać lub nie byli tego świadomi :D Bardzo mi się podobała cała spowiedź Malfoya, lubię takie retrospekcje ;)
    Draco wyjątkowo przyzwoicie jak na niego zareagował, ale myślę, że gdyby nie Rose, mogłoby być znaczenie gorzej xd Aparat i błysk flesza w tej sytuacji mnie rozwaliły haha
    I Draco, który się "wcale nie wścieka" xddd Cieszę się, że szanuje decyzję Malfoya, mimo, że nie do końca mu się podoba.
    Ehhh, wiedziałam, że nie będzie raju cały czas. Rose musiała uciec xD Czuję, że Scor się z nią dosyć szybko dogada, jeśli można tak to ująć haha A Lily na pewno mu w tym pomoże ;)
    No nie, teraz zaczynam mieć złe przeczucia... (parafraza Star Wars, pozdro dla fanów :D) Skoro Scorose zbliża się już do całkowitego szczęścia w związku (no dobra, z odpałami Rose to niemożliwe), to czyżby zbliżał się koniec tej historii? Proszę, nie!!! *szklące się oczy* Jest jeszcze tyleee *macha rękami pokazując ogrom* do opowiedzenia, nie kończ! No dobra, może to trochę na wyrost, ale przezorny zawsze ubezpieczony xD
    A, jeszcze jedno. W swojej niebywałej inteligencji nie ogarnęłam, że masz Wattpada :') To znaczy już wcześniej widziałam w komach, że ludzie coś o tym piszą, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi xD Tak więc te 28 gwiazdek (a nie, 29, bo miniaturka :D) to ode mnie. Tak piszę, żebyś się nie przestraszyła, że jakaś psychopatka głosuje na 28 rozdziałów w mniej niż minutę bez czytania xddd
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział <3
    Pozdrawiam i życzę weny!
    ~Arya
    PS Mam nadzieję, że dokopią temu gnojkowi z Ravu buahahah

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę sie, że udało mi się rozbawić i że cukier szczególnie nie przeszkadzał :D
      No nie mogłam sprawić, żebyście za bardzo polubili Bellę, bo jeszcze by się okazało, że Scorpiusowi byłoby z nią lepiej niż z Ro xd
      Troche odwlekał tę swoją opowieść, ale ostatecznie czuł potrzebę wyjaśnienia paru spraw, mimo wstydu xd
      A sytuacje z walizką to swoją drogą :D Można być dobrym kumplem i jednocześnie wodzić za kimś tęsknym wzrokiem, Scor przez lata dopracował tę sztukę do perfekcji xd rzeczywiście, bł w przykrej sytuacji, ale na szczęście friendzone zakońćzył sie dawno temu :D hahah sucharek ze zrazami był całkiem niezły, jak będę na komputerze to wszystko poprawię :P Ogólnie cieszy nie, ze całą retrospekcja ci sie podobała :D
      No, ostatecznie dobre sie stało, że Ro była w pogotowiu, żeby nie pozwolić Draco być tak bardzo Draco xd
      Za to Rose musiała pozostać Rose. Więc uciekła od kłopotów ;p
      Nie chcę zdradzić za dużo, ale nei da sie ukryć, że opowiadanie zmierza powoli ku końcowi :P Jeszcze kilka rozdziałów i kilka spraw do rozwiązania no i nieprzyzwoicie długi epilog xd Niestety, wszystko sie kiedyś kończy :D Aczkolwiek jeśli będziesz zainteresowana, szybko wrócę z kolejną historią i mam dziwne przeczucie, że to też będzie Scorose, bo chyba to jedno opowiadanie nie dało rady całkiem mnie wyleczyć z tego połączenia xd
      Hah dziękuję ci pięknie za te wszystkie gwiazdki na wattpadzie :D
      I oczywiście również za komentarz <3 Pozdrawiam! ;*

      Usuń
  6. Co za miła odmiana, ze Rose mnie nie wkurza. Wreszcie wziela sie w sobie i powiedziała Scorowi prawie wszystko co czuje. Tak trzymać, Rose! Chociaz naszła mnie straszna myśl, ze skoro są razem i jest juz marzec, to opowiadanie moze byc za połowa i wcale nie bedzie trwać wiecznie, chociaz bardzo bym tego chciała!
    Matko, jaki cudowny był ten opis z pierwszych lat, uwielbiam takie retrospekcje! I ten piękny, pełny opis uczuć Scora przez całość opowiadania, takie mała kumulacja wszystkich tych pięknych scen w jednym miejscu!
    O Jeżu, Draco kopiący jakiegoś gnojka w tyłek. Absolutnie go wielbię i kocham.
    Biedny Draco, o włos od zawału, aż bym go przytuliła. Przynajmniej jakos mniej więcej to zaakceptował i obyło sie bez wydziedziczenia.
    Noooo i Rose sie wygadała. I uciekła. Powinien pobiec za nią i jej powiedzieć, ze tez ją kocha!
    Jest mi niezmiernie smutno, ze nadrobiłam wszystkie rozdziały. Nie lubie czekać, a tu jestem zmuszona :/ jak żyć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiadanie jest zdecydowanie za połową ;c i nie chcę roztaczać ciemnych fluidów, ale chyba trzeba powiedzieć, że zbliża sie do końca :D
      Nawet nie wiesz, jak sie cieszę, ze opis poprzednich lat ci sie podobał <3 Miałam tę retrospekcję oczami Score'a w głowie już od samego początku i czekałam na możliwość napisania tego :D
      Aj, jak tu nie kochać Draco? Kopie małych gnojków w tyłek, co za facet :D
      a ja sie bardzo cieszę, ze udało ci sie nadrobić i ze w ogóle miałaś na to ochotę. Dziękuję ci serdecznie, za każdy pozostawiony przez Ciebie komentarz <3 Wyłołałaś nimi wiele bananów na mojej twarzy! :D Pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Bardzo mnie ta informacja smuci, ze poznałam ten blog, gdy zbliza sie do końca :/ ale mam szczera nadzieje, ze masz w zanadrzu pomysł na kolejne opowiadanie! Lepiej powiedz, że masz i daj mi trochę radości! :D

      Usuń
    3. Pewnie! Co prawda na pewno zrobię sobie chwilę przerwy pomiędzy zakończeniem tej historii i rozpoczęciem następnej (choć długo nie wytrzymam xd), ale pomysł już porządnie wykiełkował :D

      Usuń

I jak wrażenia? :) Podziel się w komentarzu!

Najfajniejsi ludzie na świecie