Scorpius
nie spotkał Lily na kolacji. Najwyraźniej zjadła już wcześniej. Przez jakiś
czas zastanawiał się czy nie powinien jakimś podstępem wkraść się do Pokoju
Wspólnego Gryfonów, aczkolwiek zrezygnował z tego pomysłu. Mógłby powiedzieć,
że chce się zobaczyć z Albusem… ale wątpił, że byłby w stanie odpowiednio
nonszalancko rzucić „Hej, a tak nawiasem mówiąc, gdzie twoja siostra?”. Poza
tym, mógłby wpaść na Rose i byłby zmuszony do interakcji z nią, nie uspokoiwszy
wcześniej swoich myśli i szaleńczo pędzącego serca.
Dopiero
późnym wieczorem, kiedy już miał z głowy tę niezręczną, obiecaną wizytę u ojca,
spotkał Lily na korytarzu.
–
O, hej – wypalił. – Właśnie cię szukałem. Rzuciłaś na mnie jakieś zaklęcie
namierzające?
Brwi
dziewczyny uniosły się wysoko.
–
Nie. Niby skąd miałabym wiedzieć, że mnie szukasz?
Scorpius
nieco się zmieszał. Wyglądało na to, że za bardzo przyzwyczaił się do jej
wszechwiedzy.
–
Tak, jakoś… nieistotne. Lily, chciałem z tobą porozmawiać o czymś ważnym. Bo
widzisz… Rose i ja tak jakby jesteśmy razem. To znaczy, tak mi się wydaje –
mruknął, niepewny czy sytuacja jest nadal aktualna.
–
Tak, a niebo jest niebieskie – odparła Lily, przewracając oczami. – Masz jeszcze
jakieś prawdy oczywiste do obwieszczenia? Podejrzewałam, że Rose lada moment
pozbiera się do kupy i weźmie za ciebie na poważnie, zwłaszcza po tym
anonimowym liście, który wysłałam do profesora Malfoya…
–
Jakim liście? – wtrącił Scorpius.
–
Nieważnie. – Potter machnęła ręką. – O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Malfoy
uznał, że najlepiej będzie od razu przejść do rzeczy.
–
Przed kolacją, Rose powiedziała… to znaczy, chyba raczej jej się wymsknęło…
powiedziała, że mnie kocha – wydyszał, rumieniąc się lekko. Odbył z Lily tyle
dziwnych rozmów, omawiali razem całe mnóstwo niestosownych tematów, a on nagle,
przy tym konkretnym wyznaniu, poczuł się niezręcznie. Przełknął ślinę. –
Powiedziała, że mnie kocha, a potem to odwołała. Dokładnie tak jak
przewidziałaś, jeszcze w grudniu.
Lily
nie wyglądała na zaskoczoną.
–
Dobrze – powiedziała ostrożnie. – Cieszę się. Coś jeszcze?
Scorpius
wytrzeszczył na nią oczy.
–
Jak to „coś jeszcze”? Co ja mam teraz zrobić? Ona uciekła!
–
Jak to Rose – odparła, wzruszając ramionami. – Ale chyba powiedziałam ci już
dawno, że to będzie znak, że Rose już nie wypiera się zaangażowania. I że
możesz jej powiedzieć, co tylko ci się podoba.
–
Tak… tak po prostu? – jęknął. – Nie masz dla mnie może jakieś bardziej
przejrzystej rady?
–
Tylko taką, żebyś zrobił to szybko – oznajmiła Potter. – Bo to, że Rose jest na
etapie nie-uciekania od zobowiązań, wcale nie znaczy, że nie może się to
zmienić. – Zerknęła na zegarek. – Ale niedługo jest cisza nocna, więc chyba i
tak musisz poczekać do jutra.
Scorpius
potrząsnął głową.
–
Dzisiaj – sapnął. – Powiem jej dzisiaj.
Dawno
nie miał takiej tremy. Poziom jego paniki mógłby spokojnie konkurować z
najgorszymi wybuchami histerii u Rose.
Teoretycznie
powinien przygotowywać się do tego od dawna, do tego, żeby w końcu móc jej
powiedzieć. Tyle że jakoś zawsze wydawało mu się, że ma jeszcze mnóstwo czasu.
Za bardzo przyzwyczaił się do myśli, że Rose nie jest gotowa.
Teraz
natomiast, choć Lily wyraźnie dała mu do zrozumienia, że Scorpius może już
wyrzucić z siebie absolutnie wszystko, ogarniało go dziwne przerażenie. Bo
przecież nawet Lily musi się czasem mylić. Co jeśli to jest właśnie ten czas?
Co jeśli Rose znowu ucieknie albo, co gorsza, roześmieje mu się w twarz?
Może
kiedy wymsknęły jej się te dwa słowa, rzeczywiście nie miała tego na myśli.
***
Rose
była w wysokim stadium Histerii Absolutnej.
Och,
na barchanowe gacie ciotki Muriel! Co też ona najlepszego narobiła? Dlaczego
nie potrafiła trzymać gęby na kłódkę?
Powinna
mieć zakaz rozmawiania z ludźmi.
Powinna
mieć swojego osobistego prawnika, z którym konsultowałaby się przed
wypowiedzeniem każdego zdania.
Nie
miała pojęcia, co jej strzeliło do głowy. Nie chciała mu tego mówić. Na pewno
nie teraz. Ani w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Właściwie, planowała z tym
poczekać do czasu, gdy któreś z nich będzie na łożu śmierci.
Rose
w ogóle nie cierpiała rozmyślać o rzeczach dla niej niewygodnych. Zawsze
odkładała to na później, a później nigdy nie nadchodziło. Wszystkie zagadnienia
dotyczące uczuć i relacji międzyludzkich upychała w jakiejś szufladce na dnie
umysłu, po czym szczelnie zamykała ją na klucz. To był jej sposób na to, aby
iść przez życie szczęśliwą, bez zmartwień. Tylko czasem, gdy jej umysł się
nudził, odczuwała jakiś dziwny ciężar pod sercem, bo przypominało jej się, że
te problemy gdzieś tam są. I tylko wtedy bywała smutna.
Dzisiaj
okazało się, że czas najwyższy zaprzestać tej techniki. Wszystko wskazywało na
to, że jeśli tyle rzeczy się w sobie upycha, coś może się niechcący wymsknąć. I to właśnie to!
W
rezultacie wyznała Scorpiusowi miłość, będąc jego dziewczyną od niecałej doby.
Wyśmienicie.
Prawdopodobnie
wystraszyła go na amen. A nawet nie zdążyła się nim nacieszyć. Nawet nie miała
okazji choć raz nazwać go misiem, skarbem, kotkiem czy jakimś innym idiotycznym słowem, z powodu których
zawsze dokuczała znajomym. Była pewna, że w przypadku jej i Scorpiusa się to
nie przyjmie, ale miło by było chociaż spróbować.
Nawet
się wcześniej nie zastanowiła, nad tym czy go kocha (czemu nie należy się
dziwić, skoro unikała myślenia o tym jak ognia). Ale jakoś tak, kiedy
powiedziała to na głos, uświadomiła sobie ze zgrozą, że to szczera prawda.
Przekręciła
się w łóżku i odsłoniła ciężką, szkarłatną kotarę, żeby sprawdzić, która
godzina. Staroświecki zegarek na szafce nocnej mówił, że dochodziła pierwsza w
nocy.
Z
cichym jękiem przewróciła się na brzuch, próbując znaleźć pozycję, w której
byłoby jej wygodnie. Od dwóch godzin wierciła się w pościeli, usiłując odpędzić
nieprzyjemne myśli i zasnąć, ale nie przynosiło to żadnych skutków.
Teraz,
kiedy o tym wszystkim myślała, zastanawiała się, jakim cudem wpadła na to
dopiero teraz.
No
bo jak mogłaby go nie kochać? Znosił
wszystkie jej humorki bez mrugnięcia okiem. Sprawiał że się śmieje, tęskni i
godzinami rozmawia z nim o magii, filozofii, malarstwie i szkole. Cieszył się
każdym jej najdrobniejszym sukcesem, nieważne czy był to „Wybitny” z
wypracowania, czy informacja o tym, że udało jej się sprzedać obraz w
prestiżowej galerii. A kiedy zdarzało jej się zasnąć w Pokoju Życzeń i obudzić
z krzykiem z jakiegoś głupiego koszmaru, tulił ja do siebie i szeptał słowa
pocieszenia, aż do momentu, gdy odzyskiwała spokój ducha. A potem wcale się z
niej nie śmiał, kiedy pytał, co jej się śniło, a ona opowiadała, że skoczył na
nią błękitno-różowy, zmechanizowany wąż, noszący koronę z diamentów.
Kiedy
tak leżała, pogrążona w szponach własnej histerii, usłyszała dźwięk. Coś jakby…
muzyka? Brzmiało jak bębny, choć nie do końca. Bardziej… bongosy?
Wydawało
się, że owa muzyka dopływa do niej zza okna.
–
Nie – jęknęła Rose w poduszkę, pełna złych przeczuć. – Tylko nie Scorpius na
bongosach. Błagam, niech to nie będzie Scorpius na bongosach…
Wciąż
pojękując rozpaczliwie, wygramoliła się z ciepłej pościeli i podreptała do
okna. Po drodze zerknęła na śpiące współlokatorki, żeby upewnić się, czy żadna
z nich się nie obudziła.
Na
wszelki wypadek rzuciła Muffliato.
Otworzyła
szeroko okno. Na zewnątrz, w istocie, znajdował się Scorpius. Siedział na
miotle, a przed nim, magicznie lewitowane, unosiły się bongosy, w które chłopak
z wielkim zaangażowaniem uderzał.
Nadal
miał na sobie szkolny mundurek: białą koszulę, ciemne spodnie i krawat
Slytherinu, choć zrezygnował z szaty. Z jakiegoś powodu, przez ten formalny
ubiór, sytuacja wydawała się Rose jeszcze bardziej abstrakcyjna.
–
Scorpius! – syknęła Rose cicho, mimo że po rzuceniu zaklęcia nikt nie mógł jej
usłyszeć. – Co ty wyprawiasz?!
Blondyn
uniósł głowę znad instrumentu i popatrzył na nią z uśmiechem, nie przestając
grać.
–
Chciałem się z tobą zobaczyć, a nie mogłem wymyślić innego sposobu, na
wywołanie cię z pokoju – wyjaśnił wesoło.
Rose
wytrzeszczyła na niego oczy. Na poczekaniu byłaby w stanie wymienić pięć
lepszych pomysłów. A on pomyślał akurat o bongosach.
–
Nie mogłeś wysłać sowy? – spytała spokojnie.
–
Uznałem, że wszystkich pobudzi.
–
I nie pomyślałeś, że bongosy zrobią to samo?
Scorpius
wydawał się zbity z pantałyku, choć Rose mogłaby przysiąc, że udaje.
–
Jakoś nie przyszło mi to do głowy – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Pójdziemy
do Pokoju Życzeń? Chciałem z tobą porozmawiać.
Dziewczyna
spięła się gwałtownie, gdy uderzyły w nią wszystkie obawy, co do rozmów ze
Scorpiusem. Czy naprawdę będzie chciał rozmawiać o tym? Mógłby się nad nią zlitować.
–
Jest późno – mruknęła.
–
Ja tam nie mógłbym teraz zasnąć – powiedział, po czym w końcu przestał uderzać
w bongosy i spojrzał jej w oczy w taki sposób, jakby usiłował wedrzeć się do
umysłu. – Mam dziwne przeczucie, że ty też.
Rose
przełknęła głośno ślinę, ale nie była w stanie zaprzeczyć.
–
Melody ma w szafce pelerynę niewidkę Albusa – powiedziała cicho. – Będę w
Pokoju Życzeń za dziesięć minut.
–
Nie ma potrzeby, żebyś błąkała się w nocy po zamku – odparł Scorpius,
uśmiechając się szeroko. Machnął różdżką, sprawiając, że bębny zniknęły, po czym
poklepał zachęcająco swoją miotłę. – Wskakuj. Polecimy na Wieżę Astronomiczną,
stamtąd jest o wiele bliżej.
–
Eee… A co jeśli twój tata tam będzie?
–
Sprawdziłem – odparł natychmiast. – Teren czysty.
Rose
powoli podniosła swoją szatę z podłogi, gdzie porzuciła ją przed pójściem spać
(szczęśliwym zrządzeniem losu, Melody była już wówczas w objęciach Morfeusza,
więc nie miała okazji się oburzyć), po czym zbliżyła się do okna i obrzuciła
miotłę niepewnym, zlęknionym spojrzeniem.
–
Ja nie latam – powiedziała stanowczo, jednocześnie narzucając pelerynę.
–
Wiem – odrzekł Scorpius, kiwając głową. – Czas to zmienić.
Chcąc
jakoś jeszcze opóźnić nadchodzącą przygodę,
wzięła z szafki nocnej swój nierozwiązany krawat Gryffindoru. Włożyła go przez
głowę, choć wiedziała, że nie jest jej potrzebny.
Wdrapała
się na parapet, przerzucając nogi na zewnątrz, próbując zapanować nad
ogarniającym ją przerażeniem. Usiłowała jakoś zracjonalizować swoje obawy.
Przecież nie miała nigdy lęku wysokości – po prostu nie potrafiła utrzymać się
na miotle Ale teraz to Scorpius będzie prowadził, ona musi jedynie usiąść na
tym cholernym badylu… i nie spaść.
–
Rose – odezwał się ponownie chłopak, podlatując bliżej, tak, że miotła niemal
stykała się z parapetem. – Przecież cię nie puszczę.
Wydawało
jej się, że już kiedyś usłyszała od niego coś podobnego, choć nie mogła sobie
dokładnie przypomnieć, kiedy się to stało.
Prawą
nogę przełożyła przez trzonek, a następnie pozwoliła Scorpiusowi objąć się
mocno w talii i przenieść jej ciężar na miotłę.
Usadowił
ja przed sobą, zupełnie jak wtedy, kiedy zabrał ją na konną przejażdżkę. Otoczył
ją mocnymi ramionami, kładąc dłonie tam, gdzie trzymała swoje, dzięki czemu
stwarzał jej w głowie iluzję, że to ona steruje miotłą. Mimo że wiedziała, iż
to nie prawda, wywołało to lekki uśmiech.
Kiedy
ruszyli, Rose zamknęła oczy, pozwalając
by jedynym, co uświadamiało jej, że się przemieszczają, był pęd
powietrza, który czuła na twarzy.
–
Noc jest bardzo ładna – szepnął Scorpius prosto do jej ucha. – Zobacz sama.
Nie
miała pojęcia, jak się domyślił, że jej powieki są zaciśnięte.
–
Wierzę ci na słowo – sapnęła. – Kiedy lądujemy?
Lecieli
jeszcze tylko przez kilka minut, ale dla niej to było jak wieczność.
Dopiero,
kiedy jej stopy uderzyły w twardy grunt, a ona głośno wypuściła powietrze,
zdała sobie sprawę, że w ogóle wstrzymywała oddech.
–
I jak się podobało? – zapytał Scorpius, podczas gdy Rose zsiadała z miotły,
usiłując zapanować nad drżeniem kolan.
–
Może poświęciłabym więcej uwagi na zachwycanie się urokami lotu, gdybyś mnie
ciągle nie rozpraszał – mruknęła oskarżycielsko, nie mogąc powstrzymać lekkiego
uśmiechu.
–
A jaki sposób niby cię rozpraszałem? – oburzył się blondyn, a na jego
przystojnym obliczu pojawiła się mina niewiniątka.
–
Na przykład kładąc dłonie na moich udach, zamiast trzymać je na miotle –
zauważyła rozsądnie.
Białe
zęby błysnęły w szerokim uśmiechu.
W
milczeniu ruszyli w kierunku schodów. Po chwili Scorpius delikatnie złapał ją
za rękę, splatając jej palce ze swoimi. Zupełnie jakby spacerowali wspólnie
ulicami Hogsmeade, a nie skradali się nocą po zamku.
Rose
naprawdę nie mogła uwierzyć we własną niedorzeczność, gdy poczuła, że się
rumieni.
***
No powiedz jej.
Czekam na odpowiedni moment.
To świetnie, bo przegapiłeś już jakieś
pięćdziesiąt!
Scorpius
miał wrażenie, że trochę kręci mu się w głowie, od tych wszystkich kłótni,
które toczył sam ze sobą.
Problem
polegał na tym, że tyle razy już wyobrażał sobie, jak w końcu mówi jej, że ją
kocha… że teraz wszystko było nie tak.
Chciał
być romantyczny, a Merlin mu świadkiem, że raczej mu się to nie zdarzało. Mógł
być zakochanym kretynem, mógł wzdychać do dziewczyny przez sześć lat, ale to
nie zmieniało faktu, że był facetem. A romantyzm był dla kobiet. I to właśnie
dla nich mężczyźni silili się na te wszystkie bzdury.
I
jeśli którakolwiek na to zasługiwała, była to właśnie Rose.
A
jemu z jakiegoś powodu wydawało się, że te cholerne bongosy mogłyby uchodzić za
lepszą wersje romantycznej serenady pod jej oknem, ale kiedy przyszło do
mówienia, stchórzył w ostatniej chwili.
Ale
za każdym razem kiedy otwierał usta, czuł, że jeśli właśnie w tym momencie
eksploduje czułymi słówkami, wcale nie zostawi jej w głowie miłego, żywego
wspomnienia, do którego będzie chciała powracać.
W
ich otoczeniu aktualnie nie było nic romantycznego. Może poza kominkiem. Ogień
hasał w nim wesoło, wytwarzając całkiem przyjemną atmosferę.
A
oni siedzieli na łóżku i grali w pokera.
I
to Rose wpadła na pomysł, żeby zrobić z tego rozbieranego pokera!
Nie wiem, kogo próbujesz nabrać, ale i
tak nikt by ci nie uwierzył.
Rose
znajdowała się naprzeciwko niego, ubrana w podkoszulek, majtki i jedną
skarpetkę w barwach Gryffindoru.
–
Więc tak teraz będą wyglądały nasze randki? – zapytała z uśmiechem.
–
Tylko do poniedziałku – odparł z uśmiechem.
Na
chwilę zapadło milczenie, podczas którego Rose wymieniła karty.
–
Cholera – mruknęła, kiedy Scorpius ujawnił swojego fula, w odpowiedzi na jej
dwie pary. – Gumka do włosów się liczy? – zapytała, sięgając dłonią po
przedmiot.
Malfoy
przewrócił oczami.
–
Jasne – powiedział.
–
Całe założenie od początku było bardzo niesprawiedliwe – mruknęła naburmuszona,
a rude loki wysypały się na ramiona. – Ty zacząłeś grę całkiem ubrany, a ja
przyszłam tutaj w piżamie.
–
Marudzisz tylko dlatego, że ciągle przegrywasz – stwierdził Scorpius z
uśmiechem. Przygryzła wargę i zmarszczyła brwi, jak zawsze, kiedy była
sfrustrowana.
–
A ty dałbyś mi fory, gdybyś mnie… – urwała, a chłopak dostrzegł panikę, która na
ułamek sekundy zagościła w jej oczach. Zaraz jednak odzyskała rezon. –lubił –
zakończyła spokojnie.
–
Poczujesz się lepiej, jeśli zdejmę koszulę? – zapytał uczynnie.
–
Tak – odpowiedziała natychmiast, uśmiechając się zaczepnie.
–
Czuję się uprzedmiotowiony – powiedział, posłusznie pozbywając się ubrania.
Rose
zignorowała go i uprzątnęła karty z łóżka, po czym rozłożyła się wygodnie na
plecach.
–
Nie chcę już grać – oznajmiła.
–
A co chcesz robić, Picasso? – zapytał Scorpius, kładąc się przodem do niej i
wspierając głowę na dłoni.
Dziewczyna
uniosła się na łokciach i spojrzała na niego.
–
Naucz mnie jakichś szkockich przekleństw – zaproponowała poważnie, wpatrując
się w niego czujnymi, ciemnymi oczami.
Zaśmiał
się lekko. Odczuwał silną potrzebę jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, więc
podsunął lekko do góry jej czarny podkoszulek i zaczął zataczać kółka swoim palcem wskazującym na jej
płaskim brzuchu. Rose zerknęła w dół, ale nie protestowała.
–
Dlaczego przekleństw? – zapytał chłopak, unosząc brew.
–
To czegokolwiek.
– Tha gaol agam ort* – powiedział twardo, próbując się nie
zrumienić.
–
Co powiedziałeś?
–
Że ładnie wyglądasz. – Ponownie starał się sprawiać wrażenie, że jest ucieleśnieniem
niewinności.
Weasley
podejrzliwie zmrużyła oczy.
–
Mam dziwne wrażenie, że kłamiesz – oznajmiła.
–
Nie śmiałbym. – Scorpius wyszczerzył zęby w uśmiechu.
–
Skąd w ogóle znasz szkocki?
–
Dokładnie to gaelicki szkocki – poprawił ją. – Malfoy Manor położone jest na
zachodzie Szkocji, a ojciec twierdził, że to ważne, abym pielęgnował swoje
narodowe dziedzictwo, czy coś w tym stylu. Poza tym, wesz jak on lubi żyć w
przeświadczeniu, że jest wyjątkowy, a tym językiem posługuje się stosunkowo
niewielka ilość ludzi. Odbierałem lekcje wtedy, kiedy jeszcze obchodziło mnie
jego zdanie.
–
Och – odparła zaskoczona. – No to naucz mnie chociaż kilku przekleństw. Ja znam
trochę francuskich, mogę ciebie ich nauczyć w ramach rekompensaty.
–
To bardzo miłe z twojej strony, ale po francusku też mówię.
Rose
prychnęła, wyraźnie urażona, że Scorpius tak ją przewyższa w kwestii
umiejętności lingwistycznych.
–
Cholerna arystokracja – warknęła. – Ja za to umiem… przyrządzić pyszne… kanapki
z serem.
Scorpius
roześmiał się głośno, a naburmuszona dziewczyna podniosła się i uklękła na
łóżku z demonstracyjnie skrzyżowanymi rękami.
Poszedł
w jej ślady, klękając naprzeciwko niej.
–
Nie bocz się. Nauczę cię tych przekleństw – zaproponował z uśmiechem.
Rose
wyraźnie się rozpromieniła.
–
Przekleństwo numer jeden: Ráicleach – powiedział blondyn,
mocno akcentując.
–
A co to znaczy? – zainteresowała się.
–
Nie będę używał takich słów przy damie! – oburzył się teatralnie, kładąc dłoń
na piersi.
–
Przecież i tak to robisz – stwierdziła, przewracając oczami.
–
Ale w innym języku, więc się nie liczy – odparował. – Możesz tak nazwać kogoś,
kto bardzo, bardzo cię wkurzy. Raczej osobę płci żeńskiej. Ráicleach. Powtórz.
– Ráicleach
– powtórzyła Rose, takim tonem, jakby mówiła „piękny motylek”.
–
Wy, Anglicy i ten wasz górnolotny akcent.– Scorpius z rozbawieniem wzniósł oczy
do nieba, ignorując fakt, że na co dzień również posługuje się owym akcentem. –
Twarde „r”, nie zmiękczaj też „ch” i postaraj się zabrzmieć nieco bardziej
agresywnie. Ráicleach
–. Ráicleach! – powtórzyła, jak wściekły kociak.
Scorpius
objął dłonią jej twarz, ściskając policzki
–
Jeszcze raz – powiedział cicho.
– Ráicleach.
Wyglądała przeuroczo. Wielkie, ciemne oczy
wpatrywały się w niego niewinnie, podczas gdy ona wypowiadała brzydkie słowo.
Rude włosy otaczały ją jak lwia grzywa, spływając aż do pasa, nadając całej
drobnej postaci odrobinę dzikości.
Kiedy tak trzymał policzki swojej dziewczyny, jej
usta wydymały się zachęcająco…
Zanim w ogóle się zorientował co robi, pocałował ją
zachłannie, przewracając ich oboje i przygniatając Rose do materaca. Jedyny
dźwięki jaki się wówczas z niej wydobył, to zduszone „hmpf!”.
– Och! – sapnęła, kiedy położył jej dłonie na udach
i podciągnął je do góry. – Ale miałeś mnie uczyć… – urwała, a z jej gardła
wydobył się jęk, kiedy Scorpius przygryzł delikatnie jej ucho.
– Chrzanić edukację – warknął, gdy oplotła go nogami
w pasie i gwałtownie wysunęła biodra do przodu. – Podczas tego, co mam zamiar z
tobą robić, możesz równie dobrze przeklinać po angielsku.
Rose nie miała żadnych obiekcji. Jedną dłoń wplotła
w jego włosy, a druga powędrowała do paska od spodni.
Uwielbiała
te chwile, gdy czuła na sobie jego twarde, umięśnione ciało. Serce
przyspieszyło tempo, aż to tego stopnia, że prawie czuła jego głuche uderzenia
o żebra. Każdy nerw w jej ciele wydawał się być pobudzony.
Scorpius
przygryzł jej wargę i warknął pożądliwie, gdy przebiegła palcami po jego nagim
torsie. Zabrał rękę, którą wcześniej obejmował ja w tali i przeniósł ją w górę,
żeby zaplątać palce w jej włosach. Odchylił jej głowę do tyłu żeby pogłębić
pocałunek.
–
Scorpius – jęknęła, kiedy całował wrażliwą skórę pod jej obojczykiem.
–
Jeszcze raz, Rose – szepnął, zaciskając palce na jej biodrach.
–
Scorpius…
Do
żadnego z nich jakoś nie docierało, że nie muszą się nigdzie spieszyć. Pragnęli
jak najszybciej być jeszcze bliżej siebie.
Cóż, pomyślała mgliście Rose, gdy Scorpius zsuwał z niej podkoszulek. Przynajmniej nauczyłam się dziś nowego
słowa.
***
Rose
uchyliła powieki i, mamrocząc coś sennie pod nosem, przekręciła się na brzuch.
Słońce wpadało do pomieszczenia i brutalnie wybudzało ją z rozkosznego snu.
Budzik jeszcze nie zadzwonił, więc wiedziała, że nie ma się czym martwić.
Scorpius
uśmiechnął się do niej sennie i objął ją w talii, przyciągając lekko do siebie.
Zaraz, zaraz pomyślała nieprzytomnie, wtulając twarz w szyje
Scorpiusa. Szyję Scorpiusa. Otworzyła
raptownie oczy, gdy uświadomiła sobie straszliwą prawdę. Jeśli jest tu szyja Scorpiusa, to znaczy, że jest tu też reszta
Scorpiusa, a to z kolei oznacza, że wcale nie znajduję się w swoim dormitorium,
zatem żaden budzik nie zadzwoni…
–
Jasna cholera! – wrzasnęła, odpychając od siebie chłopaka. – Malfoy, obudź się!
Zasnęliśmy w Pokoju Życzeń! Zaspaliśmy!
Chłopak
wymamrotał coś w odpowiedzi i ponownie objął ja ramieniem.
–
Nie! Scorpius, złaź ze mnie natychmiast!
Nieco
już obudzony jej wrzaskami blondyn, przetoczył się na plecy i splótł dłonie za
głową.
–
Możesz powtórzyć?
–
Zaklęcia! – odparła, wyrzucając ręce w powietrze. Zeskoczyła z łóżka i
podbiegła do stolika, na którym wczoraj Scorpius zostawił swój zegarek. –
Zaklęcia kończą się za piętnaście minut! Musimy zdążyć chociaż na kawałek!
–
Och! – Z twarzy Malfoya natychmiast zniknęły resztki senności. – Trzeba było
tak od razu! – wykrzyknął, również zrywając się na różne nogi i błyskawicznie
wbijając się w spodnie.
–
Nie mam tu nic do ubrania – jęknęła Rose, przypominając sobie ze zgrozą, że
wczoraj opuściła dormitorium jedynie w piżamie, pelerynie i cholernym krawacie.
–
Jesteś w Pokoju Życzeń – przypomniał jej rozsądnie Scorpius, rozglądając się za
swoimi skarpetkami. – Na pewno da się coś załatwić.
–
Racja – przyznała. – Eee… panie Pokoju? – zagadnęła głośno. – Potrzebuję białej
koszuli, czarnej spódnicy i ciemnych butów w moim rozmiarze.
Wszystko
o co poprosiła, pojawiło się przed nią na łóżku. Westchnęła z ulgą i szybko się
ubrała.
–
Mam iść pierwsza? – zapytała, wiążąc pod szyją pelerynę, gdy z zaskoczeniem
stwierdziła, że Scorpius jeszcze nie jest gotowy.
–
Tak – odparł, podchodząc do niej i całując ją z roztargnieniem w czoło. –
Zobaczymy się w klasie.
Nie
trzeba jej było dwa razy powtarzać. Porwała z podłogi krawat, nawet nie patrząc
w jego stronę i pędem wybiegła z pokoju.
Kiedy
dotarła do sali, w której odbywały się zaklęcia, wpadła do środka jak burza, a
drzwi z hukiem uderzyły o ścianę.
–
Przepraszam… – wydyszała, usiłując złapać w płuca choć odrobinę życiodajnego
tlenu.
Profesor
Flitwick spojrzał na nią oburzony i pokręcił z rozczarowaniem głową.
–
Panno Weasley, dawno nie byłem świadkiem tak skandalicznego spóźnienia. Lekcja
prawie się kończy. Griffindor traci trzydzieści punktów. Proszę zająć miejsce i żeby mi się to więcej nie powtórzyło.
–
Tak, panie profesorze – sapnęła, wlokąc się na tył klasy. Nie zamierzała
marudzić z powodu utraty sporej ilości punktów, bo wiedziała, że byłoby
znacznie gorzej, gdyby w ogóle się nie pokazała.
Po
drodze minęła ławkę, w której Melody siedziała z – dzięki Merlinowi – Haroldem.
Rose naprawdę była za to wdzięczna, bo chciała odłożyć rozmowę z przyjaciółką,
jak tylko się da. Gdyby miejsce obok niej było wolne, a ona by go nie zajęła,
wyglądałaby jeszcze bardziej podejrzanie niż teraz. A było naprawdę źle. Nie
wróciła przecież na noc do pokoju.
Nie
było najmniejszych szans, żeby brunetka jakimś cudem tego nie zauważyła.
Podejrzliwy wzrok, którym śledziła Rose, był na to najlepszym dowodem.
Zerknęła
na ostatnią ławkę, przy której siedział samotnie Albus. Dziewczyna trochę się
obawiała, że Mel mogła już podzielić się z nim niewygodnymi dla Weasley
informacjami, aczkolwiek wyraz twarzy kuzyna na to nie wskazywał. Odetchnęła z
ulgą i opadła na sąsiadujące z nim krzesło.
–
Cześć, Śpiochu. Jak już tyle cię ominęło, mogłaś nie przychodzić i oszczędzić
nam punktów. Flitwick nie sprawdził dzisiaj obecności – powiedział z uśmiechem, podsuwając jej
notatki pod nos. – Możesz sobie przepisać… Hej, czy ty masz na szyi krawat
Slytherinu?
Zaskoczona
Rose spojrzała w dół.
–
Co? Oczywiście, że n… Och, cholera! – syknęła, a Al nadal wpatrywał się w jej
krawat ze zmarszczonymi brwiami.
Scorpius
wybrał ten moment, żeby pojawić się w klasie. Miał znacznie więcej szczęścia i
rozumu niż Rose. Otworzył drzwi bardzo cichutko, po czym, korzystając z tego,
że profesor Flitwick pochylał się nad jedną z ławek, i tłumaczył coś Carze
Longbottom, wszedł do sali i zajął najbliższe drzwiom wolne miejsce w pierwszej
ławce.
Rose
zerknęła na jego szyję i jej najgorsze podejrzenia się spełniły. Zwisał z niej
żółto-czerwony krawat.
Chłopak
jakby wyczuł, że dziewczyna na niego patrzy. Odwrócił się w jej stronę,
uśmiechnął się i mrugnął. Zaraz jednak dostrzegł jej przerażony wyraz twarzy i
pytająco uniósł brwi. Rose, niezbyt subtelnie zresztą, wskazała na swój
Ślizgoński krawat (który, z czego właśnie zdała sobie sprawę, był dobre sześć
czy siedem centymetrów za długi), a Scorpius wytrzeszczył oczy. Natychmiast
zaczął się podnosić, planując zapewne opuścić salę, zanim ktokolwiek się
zorientuje.
–
Panie Malfoy, a dokąd to pan się wybiera? – zapiszczał profesor Flitwick. –
Lekcja jeszcze trwa, proszę natychmiast usiąść.
Chłopak
opadł z powrotem na krzesło, opuszczając się na nim najniżej jak się dało,
zdeterminowany by nie dopuścić, aby ktoś dostrzegł barwy jego krawatu.
Rose
dostrzegła, że zaczął majstrować przy węźle.
–
Rose – syknął Albus, dźgając ją łokciem w żebra.
–
Przestań, Al! Próbuje przepisywać notatki – wymamrotała.
–
Och daruj sobie, dobrze wiem, że znasz to zaklęcie od miesięcy! Dlaczego masz
na sobie krawat Slytherinu? I, na gacie Merlina, czy Scorpius… ROSE WEASLEY,
CZY TY…
–
Silencio! – Rose w porę wygrzebała różdżkę z kieszeni szaty i uciszyła kuzyna.
Teraz
jego usta tylko otwierały się i zamykały, nie wydając z siebie żadnego dźwięku,
podczas gdy jego twarz była wykrzywiona gniewem.
Rose
wiedziała, że najgorsze nadeszło i nie ma już odwrotu. Teraz zależało jej
jedynie na tym, by odwlec wybuch Albusa. Chociaż do przerwy.
–
Nie mam pojęcia, co się z wami dzisiaj dzieje – powiedział profesor Flitwick,
tym razem obrzucając Albusa spojrzeniem pełnym dezaprobaty. – Och, w końcu –
dodał, gdy rozbrzmiał upragniony dzwonek. Weasley nie pamiętała, kiedy ostatnio
usłyszała podobną uwagę z ust nauczyciela, zamiast ucznia.
Scorpius
wypadł z klasy pierwszy, a Rose pognała za nim, chcąc odciągnąć Albusa i resztę
wesołej kompanii jak najdalej od całej reszty uczniów, którzy właśnie
wysypywali się na korytarze i spoglądali na pościg z ciekawością.
Musieli
wyglądać dość osobliwie: przewodził im, truchtający pospiesznie i przepychający
się przez tłumy, Malfoy, Rose trzymała się kilka kroków za nim. Gdzieś za jej
plecami musiał być Albus, którego pokrzykiwania już dało się słyszeć:
najwyraźniej ktoś go odczarował.
Ruda
zaryzykowała spojrzenie przez ramię. Tuż obok Albusa biegła Melody, ciągnąc za
rękę Carę, której to z kolei towarzyszył, wyszczerzony od ucha do ucha, Harold.
Kiedy
w końcu zrobiło się luźniej, Scorpius się zatrzymał, a Rose, nie bardzo wiedząc
co ze sobą zrobić, stanęła obok niego.
–
TY PODŁY, PRZEBRZYDŁY ŚLIZGONIE! – wrzasnął Albus, rzucając się w kierunku
Malfoya. – Z moją kuzynką?! Z MOJĄ NIEWINNĄ KUZYNKĄ?! CO CI ODBIŁO?!
Na
szczęście Harold w porę się z nim zrównał i założył mu na szyi jakiś
skomplikowany chwyt, a Cara, starając się pomóc, złapała szamoczącego się
chłopaka za ramiona.
–
Albus – powiedział nerwowo Harold. – Bądź rozsądny.
–
Rozsądny?! – syknął Al, kompletnie ignorując fakt, że właśnie jest podduszany.
– On przeleciał moją kuzynkę!
Rose
czuła się bardzo niekomfortowo z faktem, że parę osób nadal ich słucha.
–
Albus, to nie tak… – zaczęła.
–
Co tu się, do ciężkiej cholery, wyprawia?! – zza zakrętu wyłoniła się Lily,
Hugo i kilkunastu innych Gryfonów z piątej klasy. Najwyraźniej wracali wspólnie
z jakiejś lekcji.
Na
korytarzu zapadła cisza, przerywana jedynie głuchym warczeniem i sapaniem
Albusa, którego Harold aktualnie usiłował zakneblować swoją paczką papierosów.
Potter
obrzuciła wszystkich kalkulującym spojrzeniem i po kilku sekundach na jej
twarzy wykwitło zrozumienie. Pociągnęła Hugona za łokieć i postawiła go obok
Rose, po czym zwróciła się do gapiów.
–
To sprawy rodzinne – oznajmiła. – Rozejść się. – Spojrzała groźnie po twarzach
zebranych, ale nikt się nie ruszył. – No już! – warknęła, po czym, dla zachęty,
wyciągnęła różdżkę. To podziałało. Nikt nie chciał mieć wroga w magicznie
utalentowanej córce Harry’ego Pottera, która przypadkiem była także
wszechwiedząca, a legenda głosiła, że odziedziczyła po matce umiejętność
rzucania upiorgacka.
–
No dobrze – powiedziała spokojnie, chowając różdżkę i spoglądając na Albusa. –
Pozwolę sobie dojść do wniosku, że mój najdroższy brat dowiedział się o waszym
małym sekrecie.
–
I ty o tym wiedziałaś?! – wrzasnął Albus, któremu w końcu udało się wypluć
paczkę papierosów. – Och, no tak, oczywiście,
że wiedziałaś. Bo to totalnie w twoim stylu, żeby nie powiedzieć własnemu
bratu, żę jego najlepszy przyjaciel i jego kuzynka… och, zaraz zwymiotuję!
Rose,
nie mogąc się powstrzymać, machnęła różdżką, wyczarowując wiadro, tuż pod
stopami Albusa. Chyba nie uznał tego za zabawne.
–
Al, jeśli tylko dałbyś sobie wytłumaczyć… – zaczął powoli Scorpius, robiąc krok
w stronę przyjaciela. Rose odruchowo stanęła przed Malfoyem, ufając naiwnie, że
Albus, widząc ją, zatrzyma się na swojej drodze do morderstwa.
–
Zamknij się! – odparował natychmiast Gryfon. – Po prostu w głowie mi się to nie
mieści! Tyle chodzi dziewczyn po świecie, a ty musiałeś przespać się z moją kuzynką! Uwieść moją kuzynkę! Kuzynkę swojego najlepszego
przyjaciela!
–
Al, przecież ja nie… nie jestem Haroldem! – wypalił Scorpius, któremu
najwyraźniej zabrakło argumentów.
–
Hej! – krzyknął urażony brunet, a wszyscy, oprócz Albusa, spojrzeli na niego
wymownie. Harold oklapł. – No dobra, bywałem dość rozwiązły.
–
Albus, próbujemy ci wytłumaczyć, że to wcale nie jest tak! Nikt mnie nie
uwiódł! Jesteśmy… – Rose nie dane było dokończyć, bo teraz Albus zwrócił się do
niej i, jeśli było to w ogóle możliwe, wydawał się jeszcze bardziej
rozgniewany.
–
Czy mogłabyś mi nie przerywać, gdy usiłuję bronić twojego honoru? – warknął, a
Rose nieco zatkało.
–
Albus, uspokój się – skarciła go Cara, walcząc z jego ramionami, które
usiłowały wyrwać się na wolność.
Harold
zaczynał mieć coraz większe problemy z utrzymaniem Albusa w swoim stalowym
uścisku
–
Al, przyjacielu – stęknął. – Może porozmawiamy o tym na spokojnie, przy
szklaneczce Whisky… Bez tego całego kopania, wierzgania i… Auć! Gryzienia…
–
Rozerwę cię na strzępy, Malfoy! – wrzasnął niezrażony Potter.
–
Albus, dobrze wiemy, że nie dałbyś mu rady – wtrąciła Lily, na co brat spojrzał
na nią z oburzeniem.
–
Mógłbym go zabić kciukiem!
–
Ja jestem za tym, żeby tego nie sprawdzać – wtrąciła Rose.
–
A ciebie nikt nie pytał o zdanie! – odparował Albus. – Myślałby kto, że trochę
bardziej się przejmiesz tym, że zostałaś wykorzystana…
–
Potter, dość tego – powiedział twardo Scorpius. – Rozumiem, że musisz sobie
użyć, ale nie będziesz stał tutaj i mnie obrażał. Wykorzystana? Czy tobie
kompletnie odbiło? Ja bym wykorzystał
jakąkolwiek dziewczynę, a co dopiero Rose? Miałbym wykorzystać dziewczynę którą
kocham?
Albus
znieruchomiał, ale Rose przestała zwracać na niego uwagę. Oniemiała, zwróciła
się w stronę Scorpiusa. Jego policzki były zarumienione i wyglądał, jakby miał
ochotę spoliczkować samego siebie.
–
Kochasz mnie? – zapytała nieśmiało.
Chłopak
z zakłopotaniem przeczesał włosy dłonią.
–
Rose, czy teraz ty oszalałaś? Oczywiście, że cię kocham – mruknął, nadal się
rumieniąc, ale patrząc jej w oczy. – Chciałem, żebyś usłyszała to po raz
pierwszy w nieco bardziej romantycznych warunkach, ale skoro ten idiota
wszystko zepsuł…
–
To nieważne. – Rose potrząsnęła głową, nie mogąc przestać się uśmiechać. – Ja
też cię kocham, Scorpius. Przepraszam… że uciekłam. Znowu.
Tego
uśmiechu jeszcze u niego nie widziała. Wykonał mały kroczek w jej stronę i
zrobił taki ruch, jakby chciał ją objąć, ale głośne chrząkniecie przypomniało
im, że nie są sami.
–
Zaraz się rozpłaczę – powiedziała Lily, wznosząc oczy do nieba. – Czy możemy
wrócić do furii mojego brata?
–
Zaraz, momencik – sapnął Albus, jakby na moment stracił głos i dopiero go
odzyskał. – Jesteście zakochani? Ależ
to kompletnie zmienia postać rzeczy! Dlaczego nic nie mówiliście?!
Rose
i Scorpius spojrzeli na siebie wymownie.
–
Próbowaliśmy – powiedziała Weasley.
–
Od pięciu minut – dodał chłopak.
– Zakochani! – westchnął w uniesieniu
Albus. – Mój najlepszy przyjaciel i moja kuzynka! Co za wspaniała nowina!
Zaklepuję ojca chrzestnego pierwszego dziecka!
–
Nie możesz tak po prostu zaklepać
ojca chrzestnego – wytracił zniesmaczony Harold, który w końcu uznał za
stosowne puścić swojego przyjaciela.
– Tata
będzie miał zawał serca – powiedział wesoło Hugo, sam do siebie.
–
Jakiego dziecka? – dodała Rose, ale nikt nie zwracał na nią uwagi.
–
Chyba rzeczywiście przyda nam się dzisiaj ta Ognista Whisky – powiedział Albus
ze śmiechem. – Jest co świętować. Ale jesteśmy wszyscy zaskoczeni, co? –
zagadnął, zerkając porozumiewawczo na przyjaciół.
Harold
spojrzał w ziemię z miną winowajcy.
–
Eee… widzisz, Al – zaczął niezręcznie. – My, tak jakby, trochę wiedzieliśmy.
Uśmiech
zszedł z twarzy Pottera, który teraz, dla odmiany, zmrużył gniewnie oczy.
–
Co to znaczy wiedzieliśmy?
–
Ja się domyślałem – mruknął Hugo.
–
Ja też, a potem wyciągnąłem informacje od Lily – przyznał Harold.
–
A ja dowiedziałam się od nich dwóch – dodała Cara.
Wszyscy
zaczęli zbliżać się powoli do Albusa, a następnie głaskać go po ramionach i
powtarzać kojące zapewnienia, że wszystko jest w porządku. To było tak, jakby
usiłowali uspokoić żywą bombę zegarową.
A
wtedy Rose uświadomiła sobie, że jest jedna osoba, która, w ciągu całego tego
zamieszania, nie odezwała się ani razu.
Uniosła
głowę i zerknęła nad ramieniem Albusa, gdzie stała jej przyjaciółka, trzymając
się na uboczu, obserwując milcząco całą sytuację. Kiery Rose spojrzała na jej
twarz, coś ukłuło ją w sercu i uświadomiła sobie, że popełniła fatalny błąd.
Na
twarzy brunetki nie malował się gniew ani niesmak. Jedynie smutek, żal i…
rozczarowanie.
–
Mel… – zaczęła błagalnie Rose, ale jej najlepsza przyjaciółka już odwracała się
na pięcie i odbiegała w przeciwnym kierunku.
__
*zwrot,
którego użyłam znaczy „kocham cię”, w razie jakby się ktoś nie domyślił :D
Aczkolwiek ani tego, ani użytego później słowa, radzę nie wpisywać w tłumacza
gogle, bo wariuje – wiadomo robi to nawet przy angielskim, wiec nie dziwota, że
przy tak mało popularnym języku jest jeszcze gorzej. Dla ciekawskich – językiem
gaelickim szkockim posługuje się około 60.000 osób.
Przy
pisaniu tych dwóch fraz posłużyłam się kilkoma pomocniczymi filami na youtube
(tak KILKOMA. Też nie wiedziałam, że tak ciężko mi będzie znaleźć „odpowiednie”
przekleństwo xd) Oraz książką „The Naughty Little Book of Gaelic”, której
autorem jest pan Michael Newton.
______________________________
No witam, witam.
Z przyjemnością stwierdzam, ze w tym
miesiącu wskoczył mi rekord wyświetleń! Co jest zagadkowe, bo aktywność w
komach już od dłuższego czasu jest mniejsza niż kiedyś :D
Rozdział pisało mi się całkiem płynnie i
przyjemnie, ale dopiero od gdy w pokera, wcześniej jakoś nie chciało iść. Ale
za to potem jak się ze mnie słowa wylały to nie mogłam przestać :D Pisanie
ostatniej sceny to była świetna zabawa, mam nadzieję, że ją dobrze przyjmiecie,
jak i cały rozdział :)
Jako ciekawostkę dodam, że zdanie
„Scorpius na bongosach” było, z jakiegoś powodu, pierwszym, które pojawiło się
w moim dzienniczku pomysłów i inspiracji. I do tej pory nie wiem, co miałam na
myśli, gdy je zapisywałam, ale prawdopodobnie nie miało nic wspólnego z tym co
wyszło :D
Jak zwykle czekam na wasze opinie, a Wen
jak zwykle głodny ^^
Rozdział z dedykacją dla Mary Alice :)
Trzymajcie się!
Ps. Zakochałam się w tym fanarcie! <3
hej, rozdział b mi się podobał. A już szczególnie od momentu, wktórym Albus chciał zabić scora :D znaczy, nie, że ja życze Scorowi śmierci, ale to było przezabawne po prostu. Właściwie to nie wiem, czy lepsza była ta chęć mordu, czy to, jak w sekundę zmieniło się jego nastawienie, kiedy zrozumiał, że Rose w pełni zgodzi się na relację romanstyczną z naszym Malfoyem xDxD ale swoją drogą to ten Albus to naprawdę ślepy, jakoś pula genowa się dziwnie rozłozyła pomiędzy nim a Lily xD ciekawe, jaki jest pod tym względem James :D
OdpowiedzUsuńOgólnie ten rozdział jest taki radosny i mega mi sie podobała scena w PŻ i te niby przekleńśtwa, to piekne. I może zabrzmi to troche okrutnie, ale autentycznie cieszę się, że zakończyłaś tę notkę mniej przyjemnym akcentem, bo dzięki temu jest totalnie życiowo. Nie dziwię się Mel, że tak zareagowała. Myślę, że jest na Rose neisamowicie wkurzona, i chyba to będzie poważna kłótnia (o ile można to tak nazwać, bo równie prawdopodobne jest, że Melody przestanie reagować na Rose) w ich przyjaźni. Rose zraniła jej zaufanie. Ale wierzę z całego serca, że koniec końców sie pogodzą. Bo jak nie, to nie będę już taka zadowolona xD
kocham Twoje poczucie humoru i dialogi Potterów-Weasleyów-przyjaciół. to majstersztyk!
Cieszy mnie, że rozdział się podobał :D Hahah, miałam nadzieję, że to wyjdzie tak zabawnie jak w mojej wyobraźni xd Albus rzeczywiście był ślepy i w zasadzie to jest całkiem fajna teoria - Lily dostała za duzo geniuszu i przez to Albus został poszkodowany przez jakąś brutalną, genetyczną matematykę xd
UsuńEj, przekleństwo było prawdziwe! :D No cóż, zakońcenie musiało byc trochę mniej pocieszne niż huśtawki nastrojów Albusa - ostatnio moje opowiadanie spływa cukrem xd Mel jest naprawdę przykro, ale nie ma co sie dziwić, bo kto by podejrzewał, że przyjaciółka okaże do niej taki brak zaufania i zatai przed nią coś dużego. A czy i jak sie pogodzą, to się okaże :D
Dziękuję za komplement i za komentarz! <3 Pozdrawiam ;*
Cieszę się, że między Rose, a Scirpiusem się wszystko wyjaśniło, bo bałam się, że Rose będzie jakoś dziwnie się zachowyawać, ale na szczęście nie^^ i cieszę się, że w końcu wszyscy(a przynajmniej ich znajomi) się dowiedzieli. W trochę zabawny dla mnie, stresujący dla Rose i Scorpiusa i zadziwający dla np. Albusa sposób :') Mam nadzieję, że między Rose, a Melody będzie, ok :/ ale na miejscu Mel też czuła bym żal i smutek i napewno ciężko byłoby mi wysłuchać wyjaśnień przyjaciółki :/ No, ale co się stanie to zostawiam już tobie i twojej wyobraźni i czekam na kolejne rozdziały :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie *KP
hah, cieszę sie, że Rose tym razem nikogo nie rozczarowała ^^ oraz, że sposób w jaki dowiedziała sie reszta był dla ciebie zabawny :D Melody nie można się dziwić, w końcu Rose trzymałą przed nią wielki sekret przez bardzo długi czas. Dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam ;*
UsuńO matuchno kochana! Strasznie mi się podobał ten rozdział. A końcówka... och, cóż mogę rzecz, był miodem na moje serduszko :) W końcu nasza para przyznała się otwarcie do swoich uczuć. Tyle emocji, co dusili w sobie - w szczególności Rose - aż w końcu powiedzieli sobie, że się kochają :)
OdpowiedzUsuńNo i tak scenka z Albusem. Jego złość i wściekłość, a potem jak zmienia nastawienie i łagodnieje... Piękna scena... prawie jak w "Przyjaciołach", hehe xD Tylko jeszcze została kwestia Mel... tak, dziewczyna o niczym nie miała pojęcia i zapewne będzie zła na Rose, że jej nie powiedziała o Scorpiusie... ciekawa jestem, co się stanie dalej... :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny! :*:*
To super, ze ci się podobał <3 i ze udało mi sie polać trochę miodu na serduszko :D Zgadza sie, duszone emocje w kocu mamy z głowy.
UsuńOczywiscie przy scenę z Alem nieco się inspirowałam "Przyjaciółmi", właśnie przy tej nagłej zmianie nastawienia :D Co tam z Mel to nie będę paplać, bo wypaplam za dużo ^^
Dziękuję pięknie za komentarz i pozdrawiam! ;*
Hahahah, ja myślę, że to, że Lily nie wiedziała o szukającym ją Scorpiusie było zmyłką. Ona tak naprawdę była tego świadoma, ale udawała, że nie, żeby Malfoy nie pomyślał, że Lily wie absolutnie wszystko xddd
OdpowiedzUsuń"Rose była w wysokim stadium Histerii Absolutnej.
Och, na barchanowe gacie ciotki Muriel! Co też ona najlepszego narobiła? Dlaczego nie potrafiła trzymać gęby na kłódkę?" - Hahaha, cytat rozdziału! :D
"Twarde „r”, nie zmiękczaj też „ch” i postaraj się zabrzmieć nieco bardziej agresywnie. Ráicleach
–. Ráicleach! – powtórzyła, jak wściekły kociak." - Kropka ci się przeniosła ;)
Wiem, że się powtarzam, ale ten rozdział dołączył do grupy ulubionych rozdziałów twojego opowiadania <3 W sumie do tej grupy należy pewnie jakoś połowa rozdziałów, ale ciii :D
Ogólnie całość cudowna, zwłaszcza z tym słodko - gorzkim zakończeniem. No dobra, przejdę może do szczegółów :D
Haha, reakcja Lily była tak bardzo w jej stylu xD Coś jak "no fajnie, jesteś z Rose, ale ja w sumie już swoje zrobiłam" *wzruszenie ramionami* xD
Hahaha, Scorpius na bongosach to kolejna świetna scena! :D Trzeba docenić to, że starał się być romantyczny xd Swoją drogą, skąd wie, jak grać na bongosach? O.o Może uczą tego wszystkich arystokratów? xddd
Haha, Rose i rozbierany poker :D Nie spodziewałabym się po niej, nawet pomimo tych nielicznych momentów odwagi xD Ale ogólnie cała scena słodziutka <3 Szczególnie to pierwsze gaelickie "przekleństwo" <3 No i zarumieniony Scorpius, ewenement!
To, jak Albus poznała po krawatach, że Scorose spało ze sobą, skojarzyło mi się ze sceną z "Córeczki tatusia" :D Cały ostatni fragment miałam banana na twarzy, szczególnie spodobała mi się nagła zmiana Ala, kiedy dowiedział się, że są w sobie zakochani :D Jego zagubienie, kiedy okazało się, że był jedynym nieuświadomionym, też było urocze <3 I oczywiście wyjęta żywcem z kom-romów scena wyznawania sobie miłości przez Scorose <333
Tak jak mówiłam - cała ostatnia scena to był miód na moje kamienne serduszko :D Jedynie Mel... Absolutnie ją rozumiem, ale mam nadzieję, że się pogodzą. No bo hej, przecież Mel i Rose są jak Bonnie i Clyde, Scooby i Kudłaty czy Scor i Al <3 Nie nie mogą się pokłócić na wieki!
Czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny <3
Fanart faktycznie cudowny!
~Arya
PS Obejrzałam wreszcie "Króla Lwa" i muszę przyznać, że zrobiła to po części dzięki tobie ;D No wiesz, skoro nawet Scor się wzruszył, to też chciałam wiedzieć dlaczego. Podobał mi się, choć na śmierci Mufasy nie płakałam, może jedynie trochę zaszkliły mi się oczy i to bardziej w tym ujęciu krajobrazu po samej śmierci (pewnie przez/dzięki muzyce);) Może wynika to z tego, że nie oglądałam tego będąc dzieckiem? Ale ogólnie pozostawił pozytywne wrażenia, szczególnie "Krąg życia" i "Hakuna matata". Teraz jeszcze w kolejce czekają "Nędznicy" :D
PS2 Niedawno doznałam olśnienia i zobaczyłam, że na miniaturce twojego profilu nie widniej zdjęcie Stilesa z Teen Wolf, tylko Leo xddd
PS3 Wybacz jakość komentarza, ale piszę go leżąc chora w łóżku, więc wiesz xd
Hahah podoba mi sie, że w każdym zachowaniu Lily widzisz zmyłkę :D
UsuńCieszę się bardzo, ze ci sie podobał, miałam wątpliwości, co do niektórych fragmentów ;p
Wiesz, to, ze Scorpius wystukał jakąś tam melodyjkę, nie znaczy od razu, ze jest Chopinem bongosów :D Ale kto wie, co sie dzieje w tych arystokratycznych domach xd
A z Rose i rozbieranym pokerem, to chodziło mi bardziej o to, że pomysł był Score'a, ale próbował wmówić czytelnikowi, że było odwrotnie :D Moze źle to zaznaczyłam, pokombinuję z tym xd
Hah jest coś miłego w tym, że jeden mój tekst skojarzył ci sie z drugim :D Reakcje Albusa są chyba moimi ulubionymi fragmentami tego rozdzialu, więc bardzo mnie cieszy, ze się przyjęły. A to, ze scena rodem z rom-komów, to nie wiem czy to dobrze czy źle xdd?
Nie spodziewałabym się, że masz kamienne serduszko! :D Jakie piękne porównania do Rose i Mel, hahah <3
Możliwe, ze Król Lew dziala na mnie tak szlochogennie, dlatego, że tak go zapamiętałam z dzieciństwa, kto wie :D Ale fajnie, ze zostawił pozytywne wrażenia. Daj znać, jak się przyjmą "Nędznicy" :D A jeśli piosenki ci się spodobają, to polecam obczaić je później w wersji teatralnej (moja ulubiona to ze spektaklu z okazji 25 rocznicy musicalu xd), bo jednak ci filmowi aktorzy nie wykonali ich aż tak... imponująco, jak profesjonalni broadwayowscy weterani :D
No pewnie, że Leo <3
Dziękuję serdecznie za komentarz i błyskawicznego powrotu do zdrowia życzę! ;*
Z tym rozbieranym pokerem to ja źle ujęłam xD Zrozumiałam, że to był pomysł Scorpiusa, ale nie spodziewałabym się, że Rose się zgodzi :D
UsuńA scena rodem z kom-romów jak najbardziej na plus, przynajmniej dla mnie xD (inaczej nie byłoby tych serduszek za zdaniem ;D)
Dziękuję, już trochę lepiej się czuję ;*
Aaa, okej, nie załapałam :d Ale w sumie to juz są parą, czego miałaby się wstydzić :D
UsuńTo bardzo się cieszę!
No ja jak zwykle spóźniona :D na swoje usprawiedliwienie mam tyle, ze mam dosc aktywny wyjazd :D No i zobaczyłam jeszcze dedykacje, ze ktora bardzo, bardzo dziękuje, naprawde bardzo sie uśmiechnęłam, gdy to zobaczyłam! <3
OdpowiedzUsuńNo ale czas przejść do rozdziału.
O borze szumiący, to jednak był Scorpius na bongosach! Uśmiałam się, biedna Rose! :D Ja na miejscu Rose myślałabym, że śnie, bo sytuacja jest naprawde abstrakcyjna, hahah.
Podziwiam research zrobiony, zeby napisac kilka slow po szkocku! A tak btw. To po francusku nie ma fajnych przekleństw, wszystko ma jakis słaby wydźwięk ;__; Chociaz co ja tam wiem, po sześciu latach umiem powiedzieć tylko jak mam na imię i mogę sie założyć, ze i tak robię tam jakis błąd :/
Rose w krawacie Slytheriunu, teraz ktoś sie musi skapnąć! Mam nadzieje, bo czekam na reakcje Ala. No i sie skapnal! Cała akcja z krawatami to mistrzostwo, naprawde, uśmiałam sie strasznie. A najgorsze jest to, ze zawsze czytam w pracy, bo tylko tutaj mam czas, i jak szef siedzi na kamerach, to sobie patrzy jak sie chichram do telefonu ;_;
Furia Albusa bezcenna, szczególnie moment, jak dowiedział sie, ze są w sobie zakochani i sie ucieszył :D
Ale bardzo szkoda mi Melody, Rose zrobiła okropne świństwo nie mówiąc jej o tym i nie ufając jej, przeciez to jej przyjaciółka!
Ważne, ze jesteś, nieważne kiedy :D Nie ma za co <3
Usuńhahah w sumie racja, mogłam dodać jakiś fragment o tym, jak Ro sie szczypie, zeby sprawdzić, czy aby jednak nie udało sie zasnać :D
Dziękuję bardzo za pochwałę mojego researchu :d Choć bardzo dobrze się bawiłam szukajac tych przekleństw xd Ja wgl francuskich przekleństw nie znam, może jedno, a też sie uczyłam, ale trzy lata. Również umiem się tylko przedstawić :D
Cieszę sie, ze udało mi się Ciebie rozbawić! Mam nadzieję, że szef jednak nic podejrzanego nie zauważy :D
Bardzo dziękuję za opinię, pozdrawiam i życzę udanego wyjazdu (Chyba że już sie skończył :D)! ;*