W
Hogwarcie trwała pora kolacji. Scorpius dołączył tego dnia do Albusa, przy
stole Gryffindoru, jednak nie rozmawiali za wiele. Młody Malfoy starał się jak
mógł, być obecnym myślami, ale i tak zbywał pytania i uwagi przyjaciela
jednosłownymi odpowiedziami. Próbował usprawiedliwić się przed samym sobą
zmęczeniem i brzydką pogodą, jednak dobrze wiedział, że prawdziwym winowajcą
jest jego, ostatnio permanentny, parszywy humor. Żałował, że nie jest w stanie
w jakiś sposób spersonifikować swojej nieporadności życiowej, żeby mógł na nią
nakrzyczeć. A przecież jeszcze jakiś czas temu nie podejrzewałby, że w ogóle
takową posiada.
Grzebał
niemrawo widelcem w swoim talerzu, przesuwając warzywa z miejsca na miejsce,
gdy miejsce naprzeciwko niego i Albusa zajął Harold.
–
Kobiety są utrapieniem naszego istnienia – ogłosił jowialnie, uderzając pięścią
w stół.
–
Och, czyli ty też miałeś wspaniały dzień? – odezwał się Scorpius, unosząc wzrok
na bruneta.
–
Cara daje mi popalić.
–
A co zrobiłeś? – wtrącił Albus, pakując do ust ostatni kawałek swojej kanapki.
–
No właśnie nic! – wykrzyknął Harold, wyrzucając ręce w powietrze, chcąc
podkreślić swoją bezradność. – Kompletnie nic! Siedzimy sobie spokojnie w mojej
sypialni, przytulamy się pod kocykiem, a ona nagle mi wyjeżdża z tekstem, że
potrzebuje dowodu na to, że ja traktuję ją poważnie. I prosi mnie, żebym
„zdefiniował” nasz związek – wyjaśnił, kreśląc cudzysłów w powietrzu. – No to
ja jej na to, że dobrze jest jak jest i nie potrzebujemy dokładniejszej
definicji; no bo co to właściwie znaczy, zdefiniować związek? Mówię jej, że
sprawa jest dość oczywista i nie ma potrzeby się w to zagłębiać. A wtedy Cara
zrywa się z łóżka, nazywa mnie nieczułym palantem i wybiega z pokoju! Na biceps
Godryka, kobiety i ich problemy! – zakończył gniewnie, po czym gwałtownym
ruchem przysunął do siebie półmisek z wiśniową galaretką i zaczął jeść, nie
fatygując się przełożeniem pożądanej ilości na własny talerz.
Scorpius
poczuł ukłucie żalu. Czy właśnie nie to próbował uzyskać od Rose, zanim się
pokłócili? Dokładnie to samo, czego Cara chciała od Harolda? Malfoy powoli
zaczynał się obawiać, że ma w sobie jakiś kobiecy pierwiastek. Nie był tym
zachwycony. Przynajmniej on nie nazwał Rose „nieczułym palantem”. Och nie, on
tylko wytknął wszystkie jej wady i oznajmił, że będzie się świetnie bawił na
randce z inną dziewczyną. Wyśmienicie.
Ale
to miało znaczenie wcześniej, zanim wszystko zepsuł. Zaraz, nie, przecież to
ona zepsuła. Albo zrobili to oboje. Wszystko jedno.
–
U nas to ja zapytałem Melody, dokąd zmierza nasz związek – przyznał Albus.
–
Przynosisz wstyd całemu gatunkowi męskiemu – oznajmił Harold. – I co ona na to?
–
Przygotowała mi dwugodzinną prezentacje na ten temat, zawierającą wykresy,
wyliczenia i zakończoną równaniem, które udowadniało, że idealny dla nas moment
na zrobienie sobie dziecka przypadnie na wrzesień 2028 roku. Oczywiście
przyjęła szereg założeń, jak na przykład przewidywane zawody, które pragniemy
wykonywać, mój awans, wzrastający przychód i takie różne. Na podstawie tych
informacji ustaliła również datę ślubu, datę, w której będzie się spodziewać
zaręczyn i datę rozpoczęcia przygotowań do wesela – wyjaśnił znużonym głosem. –
Czyli wychodzi na to, że jestem ustawiony.
Scorpius
i Harold wpatrywali się w niego w milczeniu przez dobrą minutę.
–
A ludzie mówią, że to mężczyźni mają władzę – mruknął Harold.
–
Nikt tak nie mówi, po prostu mężczyźni tak myślą – stwierdził Scorpius. –
Kobiety rządzą światem i pozwalają nam myśleć, że jest odwrotnie, bo kiedy my
pławimy się w blasku naszego ego, im też żyje się lepiej.
–
Nie pamiętam, żebym pisał się na filozoficzną dyskusję – oznajmił Albus,
wstając od stołu. – Dobranoc.
Oddalił
się, a Scorpius ponownie pogrążył się w rozmyślaniach.
Od
randki z Bellą minęły trzy dni. Malfoy naprawdę próbował wykrzesać z siebie
choć odrobinę entuzjazmu, trochę ekscytacji, niepewności, czegokolwiek. Nic
takiego się nie pojawiło. Bella zaciągnęła go do herbaciarni u pani Puddifoot,
a on przez cały czas wyobrażał sobie Rose stojącą obok nich i przewracającą
oczami. Kiedy już ich spotkanie dobiegło końca (Scorpius za nic nie potrafił
sobie przypomnieć o czym rozmawiali. Zwłaszcza, że nie byłe to tyle rozmowa, co
monolog, w wykonaniu jego towarzyszki), cieszył się, że ma to już za sobą.
Problem
polegał na tym, że choć spotkanie się zakończyło, jego relacja z Bellą
najwyraźniej dopiero się rozkręcała. Wydawało mu się, że podczas randki był
raczej nieszczególnie interesujący i dziewczyna będzie zniechęcona do
podtrzymywania dalszych kontaktów. Nic bardziej mylnego! Dosiadała się do niego
podczas posiłków, prosiła o pomoc w pracach domowych, odnajdywała go w
bibliotece i na błoniach.
A
on kompletnie nie miał pojęcia, co powinien z tym zrobić. Był tak zaabsorbowany
uczeniem się, jak postępować z Rose, że umknął mu fakt, iż nie wie nawet, jak
postępować z normalnymi dziewczynami.
Próbował
podejść do sprawy racjonalnie. Sprawa z Weasley wydawała się być skończona, bez żadnych nadziei na poprawę. Czy źle by to o nim świadczyło, gdyby zaangażował
się w związek z jakąś inną dziewczyną? Ale żeby mógł coś z tym zrobić, musiałby
stracić wszelką nadzieję na to, że sprawy jakoś się ułożą. A ona nadal gdzieś
tam była, choćby nie wiadomo jak bardzo próbował się jej pozbyć. Żałował tego,
co jej powiedział, o zamykaniu się w swojej głowie i braku szczerości, choć
właściwie wszystko to było prawdą. Ale mógł ubrać to w nieco inne słowa,
łagodniejsze, takie żeby wiedziała, że on wcale nie uważa jej nawyków za coś
złego.
I
nagle poczuł, że dłużej nie wytrzyma we własnych myślach. Musiał komuś
powiedzieć. Musiał z kimś o tym porozmawiać. Potrzebował świeżego spojrzenia na
sprawę, może rady, albo chociaż pocieszenia i kopa w tyłek. Lily usiłowała
prowadzić go za rękę, ale on nie do końca potrafił jej słuchać. Był bardzo
cierpliwy, ale nie aż tak jak młoda Potter. Ona patrzyła na sytuację i
twierdziła, że wie dokładnie, jak się skończy. On nie miał takiego luksusu, nie
był w stanie wizualizować sobie przyszłości dość perfekcyjnie, żeby trwać w
swoich postanowieniach i taktykach. Miranda wiedziała prawie od początku (no
dobrze, może nie od początku. Powiedział jej w okolicach listopada, a początek
miał miejsce znacznie wcześniej) i ciągle powtarzała mu to samo, zazwyczaj
zupełne przeciwieństwo słów Lily. Nie mógł wygadać się Albusowi, choć wiedział,
że to tej rozmowy potrzebował najbardziej. Albus może nie był zbyt dobry w
udzielaniu rad, ale dyskusje z nim zawsze pomagały Scorpiuswi uporządkować
myśli, spojrzeć na sprawę ze wszystkich możliwych kątów.
Ale
ktoś nowy musiał o tym usłyszeć. To było jak tortura, konfrontowanie się z
samym sobą w powtarzanych ciągle debatach, zastanawianie się co powinien, a
czego nie.
A
zatem, bez żadnego przygotowania ani zastanowienia, wyrzucił z siebie
najbardziej strzeżony sekret całej jego egzystencji.
–
Myślę, że jestem zakochany w Rose – powiedział cicho, nie odrywając wzroku od
talerza.
I
wtedy uświadomił sobie, co właściwie zrobił. Harold może nie był spokrewniony z
Rose, więc zapewne nie zeświruje tak, jak zrobiłby to Albus, ale on przecież
również zawsze roztaczał nad swoja przyjaciółką pieczę i pomagał w odstraszaniu
jakichkolwiek potencjalnych kandydatów na chłopaka. Jego również powinien się
bać.
–
Myślisz, że jesteś, czy jesteś? – zapytał Harold, nieco przerażająco spokojnym
głosem.
–
Jestem.
–
Jasna cholera! – Brunet z nieskrywaną wściekłością rzucił na stół widelec,
który odbił się od blatu i wylądował na podłodze, jakiś metr od nich. Niedobrze,
bardzo niedobrze. Scorpius wiedział, że takie wyznanie może skończyć się źle,
ale szczerze nie spodziewał się po Haroldzie podobnego wybuchu gniewu.
Jednak
następne słowa Harolda zaskoczyły go jeszcze bardziej.
–
Nie mogłeś poczekać jeszcze jednego tygodnia. Siedem krótkich dni i ja byłbym o
dziesięć galeonów bogatszy, ty mały, cholerny sukinsynie.
–
Słu–słucham? – Scorpius zaczął się jąkać, w swoim zrozumiałym zaskoczeniu.
–
Lily będzie zachwycona, ta mała cholera zawsze wygrywa – mamrotał gniewnie pod
nosem brunet. – Nigdy więcej żadnych zakładów z Potterami! A zwłaszcza z Lily,
chciwa, podstępna lisica...
Wziął
sobie kolejny, czysty widelec i kontynuował pochłanianie posiłku, jak gdyby
nigdy nic. Jakby Scorpius nie wyznał mu właśnie swojego ściśle strzeżonego
sekretu i nie rozważał ucieczki, w celu ratowania życia.
–
Przepraszam, co? – To było wszystko, co był w stanie z siebie wydusić.
–
Bo widzisz, dyskutowaliśmy z Lily, kiedy zwierzysz się komuś z naszej trójki,
no i ja postawiłem dychę na to, że zrobisz to dopiero po pierwszym dniu wiosny,
ale Lily, cóż, ona upierała się, że to będzie w marcu, ale przed wiosną. A ja
ciągle się upierałem, że nie zrobisz tego do tego czasu, bo właśnie wiosną
świat robi się cały uroczy i zakochany. A poza tym, rok temu też ci najbardziej
odbijało na punkcie Rosie w tym okresie, więc myślałem, że może to być zależne
od pory roku. Mógłbyś podać mi dżem truskawkowy?
Wyciągnął
dłoń w kierunku słoika, czekając cierpliwie. Scorpius mechanicznym ruchem podał
mu to, o co prosił. Harold zerknął na jego twarz i poprawnie zinterpretował
szok, po czym kontynuował.
–
Och, wybacz mi, czy oczekiwałeś, że to będzie dla mnie jakaś szokująca
rewelacja? – Zachichotał lekko, smarując tosta i obserwując zagubiony wyraz
twarzy blondyna. – No popatrz, naprawdę się tego spodziewałeś. Okej, pominę
część, w której wytykam ci, jak beznadziejnie się maskujecie i powiem ci, żebyś
się wziął w garść i… chwytał byka za rogi, czy coś w tym stylu.
Scorpiusowi
całkiem odebrało mowę. Kompletnie nie mógł nadążyć za kierunkiem, w jakim
popłynęła ta rozmowa. Beznadziejnie się maskował? A jemu wydawało się, że był
taki ostrożny! Nie tylko ostatnio, kiedy spotykali się w tajemnicy przed
wszystkimi, ale też wcześniej, kiedy usiłował wybić ją sobie z głowy, patrzeć
na nią tylko, kiedy była czymś zajęta…
A
potem uderzyła go myśl: Oni, Harold powiedział, że oni beznadziejnie się maskowali. Oboje.
–
Harold, czy ty chcesz powiedzieć, to znaczy, czy myślisz, że Rose, czy masz na
myśli, że ona…
Nieskładny
wysyp słów Scorpiusa znowu został przerwany.
–
Na Merlina, a ludzie mówią, że to ja jestem głupi – powiedział brunet. – Score,
czy ty naprawdę jesteś aż tak ślepy? Każdy by coś zauważył.
–
A kiedy ty… zacząłeś coś zauważać? – zapytał z wahaniem Malfoy.
–
Jakoś na piątym roku – mruknął Harold, wzruszając ramionami. – Wtedy to było
bardziej zauważalne niż teraz, bo kiedyś Rose nie spędzała aż tyle czasu z tobą
i Albusem. Te wszystkie sytuacje, w których „przypadkowo” zderzała się z tobą
na korytarzu…
Scorpius
zastanowił się nad tym przez chwilę i był gotów przyznać, że, nawet biorąc pod
uwagę jej niezdarność, Rose zderzała się z nim zaskakująco często. Coś
zatrzepotało mu gwałtownie w klatce piersiowej.
–
… Albo kiedy raz włosy Rose zaplątały się w guzik twojej szaty, a ty wyplątałeś
je palcami, zamiast użyć zaklęcia…
To
też pamiętał. Zaskakująco dokładnie. Kiedy jeden z rudych loków dziewczyny
owinął się niefortunnie wokół jego guzika, po prosu nie mógł się powstrzymać.
Bardzo chciał dotknąć włosów Rose i przekonać się, czy w rzeczywistości są
równie miękkie, jak sobie wyobrażał. Były.
–
… a kiedy przewróciłeś kociołek na eliksirach i musiałeś zostać po lekcji, żeby
to posprzątać, Rosie koniecznie chciała ci pomóc…
Rozlał
eliksir specjalnie, bo Rose akurat była obok, a on by głupim dzieciakiem, który
próbował wywalczyć sobie kilka dodatkowych, spędzonych z nią minut.
–
… no i w zeszłym roku, za każdym razem, kiedy twoja drużyna miała trening i
biegaliście wokół jeziora bez koszulek, Rosie, dziwnym trafem, uznawała za
konieczne pouczyć się na świeżym powietrzu. A potem całkiem ignorowała naukę i,
zamiast tego, gapiła się na ciebie.
Scorpius
zarumienił się lekko, przypominając sobie, że zawsze wówczas się zastanawiał,
czy może ona na niego patrzy, ale nigdy nie miał odwagi zerknąć w jej stronę i
sprawdzić.
–
Dlaczego nic nie powiedziałeś? – zapytał zszokowany.
–
Nie chciałem się mieszać. – Harold wzruszył ramionami. – A teraz powiedz, co ci
leży na wątrobie, bo mam dziwne wrażenie, że to nie wszystko.
Scorpius
przygryzł lekko wargę, zastanawiając się od czego zacząć.
–
A jeśli się zastanawiasz jak mnie poinformować o tym, że już sypiacie ze sobą,
jak króliki, to oszczędź sobie, bo się domyśliłem. I Lily mi zasugerowała.
–
Nie ma takiego określenia jak „sypiać ze sobą, jak króliki” – wtrącił Scorpius,
bo szok nie pozwalał mu na skonstruowanie jakiejkolwiek innej wypowiedzi. –
Jeśli nalegasz na porównanie do królików, powinieneś użyć innego czasownika…
–
Tak, masz rację, to odpowiedni czas, żeby pouczać mnie na temat umiejętności
językowych – zakpił Harold. – Przestań zmieniać temat i gadaj, co zepsułeś.
Albo co ona zepsuła.
Scorpius
westchnął ciężko i zaczął opowiadać. O tym, jak Bella zaprosiła go na randkę, jak
powiedział o tym Rose i jak przeistoczyło się to w kłótnię, całkowicie
pozbawioną konkretów.
–
I jak to się skończyło?
–
Rose powiedziała, żebym dobrze się bawił na randce z Bellą.
–
A ty na to?
–
„Będę”.
Harold
przewrócił oczami.
–
Powinieneś napisać książkę pod tytułem „Jak urazić kobietę za pomocą dwóch
sylab” – zaproponował szczerze. – Zarobiłbyś góry galeonów. Ale tobie to i tak
niepotrzebne.
–
Czy mógłbyś przestać czynić nieszczególnie subtelne aluzje do mojej sytuacji
majątkowej i zaoferować mi jakąś poradę? Co powinienem zrobić?
–
Raczej nie mogę ci poradzić niczego, czego sam byś się nie domyślił. –
Westchnął ciężko brunet. – Po prostu czekaj, co wydarzy się dalej. Rose też
jest w rozsypce, nawet jeśli nikomu się do tego nie przyzna. Nie będzie
siedzieć bezczynnie w nieskończoność.
–
Co… – Scorpius uniósł brwi. – Czyli sugerujesz, że mam po prostu nie robić nic?
–
Zrobiłeś już dość – uściślił Harold. – Biorąc pod uwagę, jak wielu wątpliwych
rozrywek emocjonalnych jest w stanie dostarczyć facetowi Rose, każdy już do tej
pory dałby sobie z nią spokój.
–
Cóż, to byłoby niemądre, bo Rose przecież jest…
–
Absolutnie nie mam ochoty słuchać jakichś łzawych deklaracji miłosnych – uciął.
– Z tym możesz pójść do Lily. Z pewnością cię wysłucha, po tym jak już cię
zabije, kiedy dowie się, że przestałeś trzymać się jej wskazówek.
Scorpius
nachmurzył się. Jakby wiedział, że jedyną lekcja, jaką wyciągnie z tej rozmowy
będzie czekać i nic nie robić, trzymałby gębę na kłódkę. Choć to, najwyraźniej,
nie miało już żadnego znaczenia, skoro Harold i tak przejrzał wszystkich na
wylot. Powinien założyć z Lily Potter jakąś spółkę.
***
Rose
siedziała skulona przy kominku w Pokoju Wspólnym. Zwinęła się w kłębek na kanapie.
Trzymała w dłoni list, który, zaledwie kilka minut temu, otrzymała od matki.
Rosie,
Zanim się na mnie zdenerwujesz, że próbuję
wtykać nos w twoje wybory życiowe – to jest tylko pomysł. Jeśli Ci się nie
spodoba, po prostu zapomnij o tym liście i rób to, co uważasz za słuszne.
Dużo rozmyślałam o tym, co mi
powiedziałaś o malarstwie. Nic nie poradzę na to, że zaczęłam się trochę
zamartwiać. W końcu jestem Twoją matką – zawsze będę się martwić. Próbowałam znaleźć
dobry sposób na to, żeby Twoja przyszła sytuacja finansowa była w jakikolwiek
sposób zabezpieczona. Zaczęłam rozglądać się za jakimiś możliwościami, które
pomogłyby Ci się rozwijać, jednocześnie nie zmuszając Cię do zmiany kierunku, w
którym zdecydowałaś się podążać. Oto wynik moich poszukiwań.
Przyjrzałam się profilom cenionych
galerii sztuki w Europie, po czym wpisałam na moją listę dziesięć tych, których
profile wydawały się najbardziej interesujące i imponujące. Poprosiłam dwójkę
moich znajomych z Departamentu Czarodziejskiej Kultury i Sztuki, aby
zgromadzili dla mnie nieco więcej informacji. Tak jak miałam nadzieję, okazało
się, że dwie z wyróżnionych przeze mnie galerii prowadzą rekrutację.
Jedna z nich znajduje się w Madrycie i
oferuje staż dwuletni, druga natomiast mieści się w samym centrum Paryża i
zaprasza kandydatów na staż roczny. Do każdego stażysty, który dostąpi
zaszczytu pracowania w ich instytucji podchodzą bardzo indywidualnie: pomagają
zaaklimatyzować się w nowym mieście, wyszukują najmu, jeśli stażysta potrzebuje
miejsca zamieszkania, a przede wszystkim wzbogacają pracę i codzienne obowiązki
stosowną edukacją, pożądaną przez adepta sztuki.
Wiem, że chcesz tworzyć obrazy, a nie je
sprzedawać, ale tylko pomyśl o tym przez chwilę. Załóżmy, czysto hipotetycznie,
że Ci się nie powiedzie, albo kiedyś nie będziesz w stanie nic namalować przez
dłuższy czas (co będzie skutkowało brakiem ciągłości finansowej). W takim
wypadku, po prestiżowym stażu, każda londyńska galeria sztuki będzie stała
przed Tobą otworem. A jeśli nie będziesz taką pracą zainteresowana, zawsze
będziesz miała więcej opcji, nabywszy uprzednio jakieś doświadczenie, niż bez
niego.
Aczkolwiek powyższy argument jest tym
mniej ważnym, bo jestem pewna, że będzie Ci się powodzić wspaniale i odniesiesz
mnóstwo sukcesów.
Natomiast pomyśl tylko, jak bardzo takie
zajęcie poszerzyłoby Twoje horyzonty, ile mogłabyś się dowiedzieć. Obcowałabyś
codziennie ze sztuką na takim poziomie, o jakim do tej pory nie mogłaś marzyć.
Ugruntowałabyś własne opinie, opowiadając o nich klientom i gościom.
Czerpałabyś inspirację, a do tego cieszyła wzrok i duszę tym, co kochasz
najbardziej.
Oczywiście, zdobycie stażu w takim
miejscu to nie bułka z masłem. Wymagają złożenia kilku dokumentów, a także
innych rzeczy, które pomogą rekruterom dowiedzieć się czegoś o kandydacie. Do
koperty wsadziłam Ci dwie broszury, z których będziesz mogła wyciągnąć
wszystkie niezbędne informacje na temat oferty, wymagań i oczywiście samych
galerii.
Decyzja należy do Ciebie, ja proszę
jedynie, żebyś to przemyślała.
Całusy,
Mama.
PS. Jeśli się dostaniesz, nie mów ojcu,
kto podsunął Ci ten pomysł. Raczej nie będzie zachwycony tym, że planujesz
opuścić kraj.
Dziewczyna
uśmiechnęła się lekko pod nosem. Cała mama. Rzeczowe podejście do tematu,
badanie możliwości… sam list przypominał bardziej wypracowanie niż
rodzicielskie rady od serca.
Przeglądała
z uwagą wspomniane broszury, czując dreszczyk emocji na samą myśl, że mogłaby
codziennie przebywać w którymś z tych miejsc. Z fotografii wynikało, że galeria
w Madrycie koncentruje się raczej na malarstwie abstrakcyjnym, czyli czymś niemającym nic wspólnego z pracami Rose, ale to nie znaczy, że ani trochę się tym
nie interesowała. Wnętrza i tak wyglądały niesamowicie, a ona z pewnością
znalazłaby sposób, żeby się tam odnaleźć.
Natomiast
galeria w Paryżu… Weasley poczuła, że z emocji zaczerwieniły się jej policzki.
Wydawała się ogromna, ale mogło to wynikać z tego, że w tej broszurce było
znacznie więcej zdjęć. Obejmowała szerszy zakres rodzajów malarstwa, a Rose
przyłapała się nad tym, że już snuje w myślach rozważania, jaki dział wybierze
dla siebie, jeśli tylko będzie miała taką możliwość.
Ale
wyjechać z Anglii? Całkiem sama w obcym mieście, obcym kraju? Za nic by sobie
nie poradziła. Była świadoma tego, jaka jest niedojrzała, jaka jest, wbrew
pozorom, nieodpowiedzialna. Nie miała pojęcia czy w ogóle będzie potrafiła
sobie poradzić bez rodziców. Unikała, jak tylko mogła, myślenia o tym, co
właściwie będzie ze sobą robić po Hogwarcie. Ale mimo tego, że tak rzadko
dopuszczała do siebie te myśli, jakimś cudem wytworzyło się w jej głowie
przekonanie, że jeszcze długo będzie mieszkać z rodzicami, albo wynajmie
mieszkanie na spółkę z którymś z przyjaciół.
Nie
potrafiła z niczym poradzić sobie sama. Ktoś musiał przecież… przeprowadzać ją
przez jezdnię.
A
poza tym, strasznie by tęskniła. Za rodzicami (choć z tym potrafiłaby sobie
jakoś poradzić, bo była przyzwyczajona do widywania ich raz na kilka miesięcy),
Hugonem, Melody, Albusem, Haroldem, Carą i… i to wszystko. Za nikim innym.
Absolutnie.
Potrząsnęła
energicznie głową, żeby rozwiać nieprzyjemne myśli. Wypieranie nieprzyjemnych
wydarzeń, udawanie, że problem nie istnieje lub odkładanie go na później… do
tej pory wszystkie te rzeczy działały. Dlaczego tym razem ten cholerny chłopak
nie chciał opuścić jej głowy? Jakim cudem każdy strumień świadomości potrafił
doprowadzić do Malfoya?
Ktoś
usiadł obok niej na kanapie.
–
Co czytasz, Rosie? – zapytał Hugo, zerkając jej z ciekawością przez ramię. –
Czy to list z domu? Co piszą? – dopytywał, najwyraźniej rozpoznawszy matczyny
charakter pisma.
–
Mama wysłała mi oferty pracy w galerii sztuki za granicą – odpowiedziała
machinalnie, nie zastanowiwszy się czy właściwie chce, żeby ktoś o tym
wiedział.
Hugo
uniósł wysoko brwi.
–
I co ty o tym myślisz?
–
Rozważam to.
–
Myślałem, że planujesz malować obrazy, a nie je sprzedawać i o nich opowiadać –
powiedział z niesmakiem. – Naprawdę chcesz pojechać za granicę?
–
To nie jest tylko kwestia tego, czy ja chcę – wyjaśniła Rose. – Ponoć chętnych
jest naprawdę dużo. Trzeba załączyć arkusz odpowiedzi na ich pytania, CV, list
motywacyjny oraz esej na jeden z tematów, które proponują w ulotce… – Zerknęła
na jedną z nich, żeby się upewnić. – W jednym przypadku, nawet dwa eseje.
Wątpię, żeby mi się udało, ale jeszcze się zastanawiam. Nie mów o tym nikomu,
dobrze? – rzuciła, zerkając na niego niepewnie.
–
Nie ma sprawy.
Rose
przyjrzała mu się dokładniej. Był lekko zarumieniony, a oczy mu błyszczały.
Dopiero teraz zauważyła, że sprawiał wrażenie roztarnionego.
–
Hugo, coś się stało?
Przez
chwilę wpatrywał się milcząco w tańczące w kominku płomienie.
–
Pocałowałem Logana.
Rose
upuściła list, broszurki i kopertę.
– Co? – sapnęła.
–
Pocałowałem Logana – powtórzył. Na jego twarzy malował się szok pomieszany ze
szczęściem, natomiast oczy były wypełnione tysiącem uczuć, których Rose nie
potrafiła nazwać.
–
Och… – Tylko na tyle była w stanie się zdobyć. – O rany.
–
Naprawdę go pocałowałem.
–
Jak to się stało? – udało jej się wyartykułować.
Hugo
spojrzał na nią zawstydzony.
–
Wracałem z Wielkiej Sali i jakoś tak wyszło, że trafiliśmy na siebie w pustym
korytarzu. Było między nami niezręcznie już od stycznia i tej kłótni w
Sylwestra, ale zrobiło się jeszcze gorzej po moim wypadku. Praktycznie nie
rozmawialiśmy, gdy odwiedził mnie w Skrzydle Szpitalnym, a potem znowu
zaczęliśmy się unikać. Więc go wyminąłem, a wtedy on nagle za mną pobiegł i
zaczął mnie przepraszać, nawet nie wiem za co. Ale mówił o tym, że chce,
żebyśmy znów byli przyjaciółmi, że nie powinien wywierać na mnie presji, skoro
ja wyraźnie nie czuję tego samego co on i wtedy… no… zrozumiałem, że ja wcale
nie chcę, żebyśmy byli tylko przyjaciółmi. – Wyrzucał z siebie słowa, potykając
się o nie, zupełnie jak Rose, podczas swoich niekontrolowanych monologów. – Ale
nie wiedziałem, co powiedzieć, a on ciągle gadał i gadał… no i go pocałowałem –
wydyszał w końcu. – Lubię go, Rosie – kontynuował, gdy jego siostra wciąż
milczała. – Naprawdę go lubię.
–
Ale… pocałunek? Co stało się potem?
–
Pocałunek? – Westchnął z rozmarzeniem. – Był niesamowity, Rose. Poważnie. Przeżyłaś
kiedyś taki pocałunek, że miałaś wrażenie, jakby cały świat gdzieś zniknął?
Jakby nic innego się nie liczyło, jakby nic innego nie istniało?
Wpatrywał
się w nią pytająco, a ona nagle lekko spanikowała, czując jednocześnie, że całe
jej ciało ma ochotę wykrzyczeć „Tak!”.
Ostatecznie
tylko wzruszyła ramionami.
–
Nie jestem gotów, żeby wszystkim powiedzieć – powiedział cicho Hugo,
spuszczając wzrok. – Zrobię to, ale… jeszcze nie.
–
Co się stało po pocałunku? – dopytywała Rose.
–
Powiedziałem mu, że chciałbym, abyśmy byli czymś więcej niż przyjaciółmi, ale
potrzebuję czasu, żeby się przystosować i w ogóle. Wydawał się rozumieć.
Następnym razem, kiedy będzie Hogsmeade, pójdziemy gdzieś razem. Tylko we
dwóch.
–
Na randkę?
–
Na randkę. – Jego uśmiech być nieśmiały, ale niewątpliwie radosny.
Rose
uniosła się na kolanach, klęcząc na kanapie i objęła swojego brata za szyję.
Hugo oplótł ją niezgrabnie swoimi długimi ramionami i odwzajemnił uścisk.
–
Naprawdę go lubię, Rosie – powtórzył, trzymając głowę w zgięciu jej szyi.
–
Wiem, Hugh. Tak strasznie się cieszę – odpowiedziała, głaszcząc swojego
dwumetrowego braciszka po włosach. Siedzieli tak chwilę w milczeniu,
przytulając się, a Rose pomyślała, że ostatnio dziwnie często obdarza swoją
rodzinę uściskami.
–
Dobra, koniec tego rozczulania się – powiedział ze śmiechem rudzielec,
odsuwając się od niej. – Idę spać. Dobranoc, Rosie. I dziękuję. A, jeszcze jedno! – Podniósł się i spojrzał na
nią przez ramie. – Powinnaś kandydować na ten staż. Nie wiem, kto wtedy będzie
wysłuchiwał marudzenia o moim życiu uczuciowym – przyznał, uśmiechając się
lekko – ale uważam, że powinnaś to zrobić.
***
Następnego
dnia po obiedzie, Rose, jak zwykle, opuszczała Wielką Salę w najwyższym
pośpiechu, żeby przypadkiem nie zostać zmuszoną do interakcji z pewnym wysokim
blondynem. Szła w kierunku drzwi z opuszczona głową, wpatrując się w posadzkę i
szybko przebierając nogami. Nie powinna więc być zdziwiona, że na kogoś wpadła.
Uniosła
głowę, a jej oczom ukazał się jakiś blady i wyraźnie przestraszony
pierwszoroczniak.
–
Ty jesteś Rose Weasley? – upewnił się.
–
Tak. O co chodzi? – zapytała dziewczyna, a w jej głosie mimowolnie zabrzmiała
troska. Ktoś, kto przysłał do niej chłopca, musiał być nadzwyczaj groźną i
nerwową personą.
–
Profesor Malfoy przysłał mnie, żebym ci przekazał, że oczekuje cię w swoim
gabinecie – wyjaśnił szybko, po czym odetchnął z ulgą, najwyraźniej
uszczęśliwiony, że zrzucił z siebie ciężar przekazania wiadomości.
Rose
ledwo powstrzymała się przed wzniesieniem oczu do nieba. Oczywiście, że
profesor Malfoy musiał przestraszyć pierwszoroczniaka na śmierć, zapewne grożąc
mu szlabanem i innymi cudami, które wymyślił na poczekaniu, wmawiając chłopcu,
że to właśnie go czeka, jeśli nie uda mu się dostarczyć wiadomości. Już nie raz
wspominał jej, że straszenie „tych skretyniałych pierwszoroczniaków” jest jego
ulubioną rozrywką nauczycielską. Choć Rose uważała, że nie powinien nazywać
tego „straszeniem” tylko „zostawianiem głębokich blizn na psychice”.
–
Dziękuję, już do niego idę – odparła, uśmiechając się lekko, licząc, że jakoś
uspokoi chłopca.
Ruszyła
pospiesznie w kierunku lochów, zastanawiając się, w jakim celu profesor Malfoy
ją do siebie wzywa. Dwie godziny temu miała z nim eliksiry, więc jeśli było to
coś ważnego, mógł przecież poprosić ją, aby została po lekcji. Chyba że sprawa
wymagała rozmowy szczególnie rozwlekłej, a do takich miał przecież skłonność
jej ulubiony nauczyciel.
Stanąwszy
przed drzwiami do gabinetu zapukała mocno, po czym usłyszała zniecierpliwione
„Proszę!”. Weszła do środka.
–
Chciał mnie pan widzieć? – upewniła się, zamykając za sobą drzwi.
–
Zgadza się – odparł Malfoy, wstając zza biurka. – Panno Weasley, co pani
zrobiła mojemu synowi?
–
Słucham? – zdziwiła się Rose, czując jak panika chwyta ją za gardło. – Co pan
ma na myśli?
–
Panno Weasley, wiem, że nie ma pani zbyt wysokiego mniemania o mojej
inteligencji, ale proszę mnie nie obrażać – odparł skwaszony. – Nie wiem, co
łączyło panią i Scorpiusa, ale coś na pewno. – Zawahał się. – Mam szczerą
nadzieję, że wasza relacja ograniczała się do trzymania za ręce i nieśmiałych
spojrzeń i byłbym bardzo wdzięczny, jeśli pozwoliłaby mi pani żyć z właśnie
takim wyobrażeniem. W każdym razie, wiem, że wtedy był szczęśliwy. Teraz nie
jest. Zatem ponawiam pytanie: Co pani mu zrobiła?
–
Nic mu nie zrobiłam! – wykrzyknęła odruchowo Rose. – To wszystko jego wina!
Draco
uniósł brew, a ona przypomniała sobie, że przecież miała udawać głupią.
Przygryzła wargę z irytacją, czerwieniąc się wściekle.
–
To znaczy, chciałam powiedzieć… – zaczęła, już spokojniejszym tonem – że nie
wiem, o czym pan…
–
Rose – powiedział ostro, mrużąc oczy.
–
Och no dobra! – wrzasnęła, wyrzucając ręce w powietrze, jakby nagle jej ciało
zapragnęło eksplodować szczerością.
Profesor
Malfoy zwracał się do niej po imieniu tylko wtedy, kiedy za bardzo zaangażował
się w dyskusję, żeby pamiętać o „pannie Weasley”, albo kiedy po prostu mówił
bardzo, bardzo poważnie.
–
Ale czemu obwinia pan tylko mnie?! Skąd pan wie, że pana święty synek nie
zawinił? – oburzyła się, siadając obrażona na krześle naprzeciwko jego biurka.
–
Przeczucie – zironizował Draco. – Poza tym, jest moim synem. To oczywiste, że
stanę po jego stronie.
–
Bardzo rozsądne: wybierać strony, zanim pozna się jakiekolwiek fakty –
prychnęła wściekle. – Nie powinien pan wtykać nosa w nie swoje sprawy.
–
Zrobiłbym to – powiedział mężczyzna, krzyżując ręce na piersi i marszcząc brwi
z irytacją. – Ale aż mnie skręca w żołądku, gdy widzę go codziennie z tą
idiotką. ‘
Rose
spojrzała na niego zaskoczona, na chwilę zapominając o irytacji. Teraz miała
ochotę przybić mu piątkę.
–
Nie powinien pan tak mówić o swojej uczennicy – powiedziała odruchowo.
Draco
nie krył zdziwienia.
–
Przecież nikt mnie nie słyszy – wyjaśnił, wzruszając ramionami, a Rose prawie
się uśmiechnęła.
Cały
profesor Malfoy. Kwintesencja etyki nauczycielskiej.
–
Co jest nie tak z Bellą? – spytała z przekąsem. – To miła dziewczyna. Scorpius
powinien być z nią szczęśliwy.
–
Ale nie jest – odparł Draco. – A to jest najważniejsze. I wcale nie jest miła.
Przecież to pani, panno Weasley, dostarcza mi plotek o uczniach Hogwartu. A
poza tym, człowiek czasem usłyszy to i owo. Wiem, że panna Bella Halloran
prowadzi dość rozwiązły tryb życia i na każdej przerwie nakłada na usta
czerwoną szminkę – oznajmił Draco tak poważnym tonem, jakby to ostatnie
rzeczywiście miało jakiekolwiek znaczenie. – A do tego interesuje się
Scorpiusem tylko ze względu na jego stan majątkowy.
–
Skąd pan może to wiedzieć? – Rose uniosła brwi.
–
Mam swoje źródła – mruknął, odruchowo kładąc dłoń na jakimś skrawku pergaminu
na swoim biurku.
Weasley
wytężyła wzrok i natychmiast rozpoznała charakter pisma swojej kuzynki. Notka
nie była podpisana, ale to bez wątpienia była zgrabna kursywa Lily Potter.
Rose
pozwoliła, żeby szok przez nią przepłynął, usiłując nie pokazać go na zewnątrz.
Lily i jej macki.
–
Czy ja dobrze rozumiem ? Pan usiłuje przekonać mnie, córkę dwójki
znienawidzonych przez siebie ludzi, żebym zaczęła umawiać się z pańskim synem,
tylko dlatego że nie przypadła panu do gustu obecna potencjalna kandydatka na
synową? – spytała, nie będąc w stanie zamaskować swojego głębokiego
zaskoczenia.
Ktokolwiek
był odpowiedzialny za porządek na tym świecie, zdecydowanie zrobił sobie
dłuższy urlop.
–
Chcę, żeby Scorpius był szczęśliwy… – zaczął Draco.
–
Na co i tak nie miał nigdy zbyt dużych szans. No wie pan, biorąc pod uwagę, że
dał mu pan na drugie imię Hyperion.
–
… a poza tym, wcale nie czuję nienawiści do pani rodziców – kontynuował
niezrażony, po czym uściślił: – No, do pani matki.
Rose
wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmiechu.
–
Panie Malfoy, czyżby w ten sposób próbował pan zamaskować fakt, że trochę mnie
pan polubił? – zapytała z przekąsem.
–
Absolutnie nie. Jest pani zmorą mojej egzystencji – oznajmił Draco, choć zrobił
to bez przekonania. – Ale chcę, żeby Scorpius był szczęśliwy – powtórzył
twardo. – Choć nie przeczę, że jeśli urodziłyby mi się rude wnuki, popełniłbym
samobójstwo.
Weasley
nie przejęła się zbytnio tym, że jego plany wybiegałby tak daleko w przyszłość,
bo wiedziała, że nie mówił poważnie.
A
potem ponownie posmutniała. Bo mimo profesora Malfoya i jego prób interwencji,
ona nadal nie miała pojęcia co należy zrobić.
Powtórzyła
na głoś swoją wątpliwość.
–
Jak to co? – zdziwił się Draco. – Naprostować sytuację. Wziąć się w garść i
naprawić to, cokolwiek pani zepsuła.
–
Ale co jeśli… jeśli Scorpius nigdy nie był, albo już nie jest, zainteresowany… ja… no wie pan…
Draco
teraz patrzył na nią z zaskoczeniem, pomieszanym z ciekawością.
– No
proszę – mruknął. – Nigdy bym się nie spodziewał, że córka Hermiony Granger i
Ronalda Weasleya okaże się tchórzem.
–
Hej! – oburzyła się Rose. – To nie fair! Nie jestem tchórzem!
–
To proszę znaleźć mojego syna i to udowodnić – fuknął. – Ja mogę powiedzieć
tylko, że nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego jak przez tych kilka tygodni,
kiedy to chował się z panią po kątach. To największa zachęta, na jaką pani może
liczyć. Nigdy nie możemy mieć stuprocentowej pewności, co powie ta druga osoba
– wyjaśnił niecierpliwie. – Myśli pani, że ja się nie bałem, gdy postanowiłem
po raz pierwszy zaprosić Astorię na kolację? Byłem tak przerażony, że
rozważałem włożenie pieluchy. Na tym polega życie, panno Weasley.
–
Czyli… według pana, prawdopodobnie… Scorpius jest we mnie zakochany? – spytała
niepewnie, czerwieniąc się jak piwonia.
Draco
uniósł brwi tak wysoko, że prawie zniknęły pod jego białymi włosami.
–
Na Salazara, mam nadzieję, że nie. Niech Merlin ma w opiece tego, który
naprawdę się w pani zakocha.*
Rose
przybrała zaskoczony wyraz twarzy.
–
Czy pan właśnie sparafrazował cytat z „Przeminęło z wiatrem”? – spytała.
–
Co to jest „Przeminęło z wiatrem”?
Rose
przewróciła oczami, stwierdzając, że jej pytanie było głupie. Mogły się dziać w
świecie różne dziwne rzeczy – jak na przykład Draco Malfoy, zachęcający ja do
randek z jego synem – ale niektóre sprawy się nie zmieniają. Jedną z nich
z pewnością był fakt, że profesor Malfoy nigdy nie przeczyta mugolskiej
książki. Przyjemnie było odnaleźć w końcu ten powiew normalności.
–
Pójdę już, panie profesorze – oznajmiła, wstając. – Pomyślę o tym co pan
powiedział i… cóż. Zobaczę co zrobię.
Draco
usiał za biurkiem, jakby nagle opadł z sił, i odetchnął z ulgą. Najwyraźniej
uznał, że spełnił swą powinność i cieszył się, że ma to za sobą.
–
Pomyśl, pomyśl – mruknął. – Obyś wyciągnęła właściwe wnioski.
Już
otwierała drzwi, gdy jeszcze na moment odwróciła głowę i spojrzała na
nauczyciela.
–
Dziękuję – powiedziała.
Draco
posłał jej zmęczony uśmiech.
–
Przegoń tę harpię w cholerę, Rose.
***
Przez
ostatnie pół godziny Rose zmieniła zdanie jakieś czterdzieści siedem razy.
Po
co w ogóle powiedziała, że to przemyśli? Teraz jej mózg sądził, że musi
koniecznie dotrzymać słowa. Ale na samą myśl o tym, że mogłaby podejść do
Scorpiusa i zapytać, czy nie miałby przypadkiem ochoty na stały związek,
ogarniało ją paraliżujące przerażenie.
Nie
mogła powiedzieć o tym profesorowi Malfoyowi, ale strach przed odrzuceniem nie
był jedynym powodem wahania.
I
nie, nie chodziło o awersję do związków i zaangażowania, bo to zaczęło jej
przechodzić jeszcze zanim się pokłócili. Teraz, kiedy już uświadomiła sobie, co
najlepszego zrobiła i jak nieładnie się zachowywała, w ogóle przestała ten
dziwny lęk traktować poważnie. Jak mogła być tak głupia i nie robić wcześniej
wszystkiego, co tylko się dało, żeby zatrzymać Scorpiusa przy sobie? Myśli o
tym, że związki są niemądre, nieopłacalne i przykre, siedziała teraz tylko
gdzieś z tyłu jej głowy, jak stare przyzwyczajenie. Minie trochę czasu, zanim
całkiem przejdzie nad tym do porządku dziennego.
Ale
był jeszcze jeden, oczywisty problem. Co powiedzą rodzice? Rose zdawała sobie
sprawę, że może to zabrzmieć trochę melodramatycznie, ale ona naprawdę obawiała
się, że jej ojciec może zamordować Scorpiusa. Albo chociaż poważnie uszkodzić.
O
siebie była względnie spokojna, bo jednak uziemienie w domu do końca życia i
zakazanie kontaktów z ludźmi nie było aż tak fatalnym scenariuszem jak śmierć w
męczarniach.
A
co, jeśli nie będą wściekli, ale, co chyba byłoby jeszcze gorsze, rozczarowani?
Smutni? Co, jeśli pomyślą sobie, że Rose spotyka się ze Scorpiusem, żeby zrobić
im na złość?
Nie
chciała złamać im serc. Miała dobre kontakty z profesorem Malfoyem, ale
wiedziała, że w przeszłości wyrządził jej rodzicom sporo krzywdy. A ona teraz
miałaby chodzić z jego synem? Cóż za fatalna, wyrodna córka by się tak
zachowała? Jakby w ogóle nie traktowała poważnie wszystkiego, przez co przeszli
Ron i Hermiona…
Ale
przecież minęło dwadzieścia pięć lat.
Z
tymi przemyśleniami zawędrowała do biblioteki, ponieważ jej nogi, bez wiedzy
właścicielki, nadal spacerowały beztrosko, szukając Scorpiusa Malfoya.
I
znalazły go.
Stał
w dziale transmutacji z Bellą Halloran, która trzymała dłonie na jego szerokich
barkach. Rose poczuła, jakby ktoś zamroził jej kręgosłup.
A
potem Bella wspięła się lekko na palce i pocałowała Scorpiusa.
Weasley
nagle zapomniała o wszystkich swoich obiekcjach. Czysta wściekłość całkowicie
ograniczyła jej umiejętność logicznego myślenia. Po raz pierwszy od miesięcy
wiedziała dokładnie co chce, i absolutnie musi zrobić.
Reakcja
rodziców? Teraz to nieistotne.
Strach
przed odrzuceniem? Jaki strach?
Pocałunek
nie trwał długo, zaledwie kilka sekund. Scorpius, delikatnie acz stanowczo,
odsunął od siebie dziewczynę i otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
Ale
Rose nie dała mu takiej możliwości. W trzech susach pokonała odległość dzielącą
ją od pary. Nie patrząc na blondyna, stanęła za Bellą i postukała ją w ramię.
Ta odwróciła się z ciekawością.
–
Zabieraj łapy od mojego chłopaka – powiedziała spokojnie Rose.
A
potem zacisnęła pięść i przyłożyła Belli w nos.
*
W oryginale: „God help the man, who ever really loves you”. Wybaczcie, ostatnio
czytałam po raz fafnasty i za każdym razem obsesja się odświeża.
______________________________
Tundunduuuuun!
Bo jaki jest lepszy czas na dodanie rozdziału
niż czwarta nad ranem?
Także mam nadzieję, że się spodoba :D
Czekam na wasze opinie! Dokarmcie Wena,
bo głodny.
Strzelam, że przenikliwość Harolda was
nie zaskoczyła. Co myślicie o stażu? Choć chyba najbardziej jestem ciekawa, co
myślicie o zachowaniu Draco :P
Dajcie znać!
Trzymajcie się <3
Jest godzina 23, mnie męczy przeziębienie i nie stać mnie na konstruktywny komentarz, dlatego napiszę po prostu, że kocham to opowiadanie, a już najbardziej końcówkę 😁
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo za miłe słowa i komentarz, zwłaszcza napisany mimo kiepskiej kondycji! :D Pozdrawiam ;*
Usuń"Choć chyba najbardziej jestem ciekawa, co myślicie o zachowaniu Draco." - mówisz, masz.
OdpowiedzUsuńZatkało mnie trochę. No, może nie do końca. Ale rozumiesz, Draco, Draco Malfoy, Malfoy, Malfoy Draco namawiający jakiegokolwiek Weasleya do spotykania się ze Scorpiusem? Przecież to się w głowie nie mieści. Był chyba jednak najodpowiedniejszą osobą do otworzenia Rose oczu, bo te wszystkie podchody z jej strony i wyciąganie jakichś zupełnie nieuzasadnionych wniosków robiło się powoli męczące. Gdy tylko przeczytałam, że Draco wcale nie czuje nienawiści do rodziców Rose, czy też raczej "No, do pani matki", moja zepsuta podświadomość zrobiła sobie kucyki, usiadła na ogromnym, puchatym fotelu, zaczęła klaskać malutkimi rączkami i skacząc, krzyczała "Ship! Ship! Dramione! Ship! Ship!". Przepraszam za nią, ma swoje gorsze chwile, w których szczególnie ukazuje swoją, prawda, lekko niezrównoważoną naturę. Nie musisz mi dobitnie uświadamiać, że to nie ta historia, co z resztą już chyba kiedyś zrobiłaś - Ty swoje, a podświadomość swoje. Nic na to nie poradzę. W każdym razie, uwielbiam Draco i zadowoliłabym się nawet rolą jakiegoś pierwszoroczniaka, żeby tylko mógł mnie zastraszyć.
Spostrzegawczość Harolda? Wydaje mi się, że już została ujawniona wcześniej, przynajmniej częściowo, więc jakiegoś dużego zaskoczenia nie odczułam. Bardzo przyjemna sytuacja, tak swoją drogą, Scorpius, który nie potrafi wydusić słowa, i Harold ze swoją galaretką. Mistrzostwo, kochanieńka. Ah, no i jest jeszcze przecież Lily Potter, która niby nie pojawia się za często, ale jej "macki" sięgają wszędzie i niezmiernie radują zdziczałych czytelników typu ja.
A sprawa ze stażem? Mam nadzieję, że Rose przynajmniej jedną rzecz zrobi dobrze i się zgłosi - nie zaszkodzi jej, zdobycie miejsca wygląda na raczej dość mocno trudne, a potem będzie tylko żałować. Znaczy, ja bym żałowała na jej miejscu, niezależnie od tego, kogo bym musiała za sobą zostawić. Ale to Rose, a ja nie wywnioskowałam jeszcze, z której strony ugryźć, żeby się nie zadławić.
Wen dokarmiony? Wybornie.
Niech Moc i karma dla Wena będą z Tobą,
Vi
Pomyśl o tym z innej strony - jak bardzo pomogłoby to Malfoyom, gdyby nazwisko taie jak Weasley zostało na stałe powiązane z jego rodziną? :D
UsuńNiewątpiwie przemówił Rose do rozumi i kto wie, co wyrabiałaby nasza ciapa, gdyby nie Draco! I nie dziwię się, że twoje dramionowe serduszko zaczeło skakać z radosci, zwłaszcza że wiem jak to jest :D w każdym opowiadaniu widzę nawiązania do Scorose i Dramione. Także nie przejmuj sie, totalnie wybaczam twojej podświadomośći.
Pewnie też bym pozwiliła się zastraszać, jeśli tylko miałby to robic Draco :D
Tak, spostrzegawczość Harolda była juz sugerowana od dawna, więc tutaj akurat się nie dziwię, że nikogo nie zaskoczyłam, po prostu się potwierdziła. Niewątpiwie, czasem miło popatrzyc jak komuś takiemu jak Scor barkuje słów ^^ I dziękuje ci bardzo za to "mistrzostwo".
Co Rose zrobi to na razie zachowam w tajemnicy i później wyjdzie na wierzch w najmniej stosownym momencie. Al juz nic nie mwię xd
Wen dokarmiony, za co serdecznie dziękuję!
Również życzę, aby Moc i Wena cię nie opuszczały.
ps. wybacz, ze nie odpisałam jeszcze na twojego ostatniego maila, ale mam problemy z pocztą :/ W każdym razie, spodziewaj sie odpowiedzi, jak tylko uda mi się to ogarnąć.
Co ty robisz o czwartej nad ranem?! Normalni ludzie śpią o tej porze! ;p
OdpowiedzUsuńTak, to kobiety rządzą światem, racja, racja! :) Jak to się mówi: "Mężczyzna jest głową rodziny, a kobieta jest od tego, aby tą głową kręcić" :)
Reakcja Harolda mnie osobiście nie zaskoczyła, bo coś tam kojarzę w poprzednich rozdziałach, jak Lily mówiła, że chłopak coś podejrzewa. Kiedy Scorpius odważył się mu się powiedzieć, że się zakochał w Rose, naprawdę mi się podobała :) Ach, wściekł się, bo przegrał zakład z młodą Potterówna. Harold źle trafił, że założył się właśnie z nią xD
Co do Dracona. Bardzo mi się podoba fakt, że on pragnie, aby Scorpius był szczęśliwy :) Rozczuliło to moje serduszko, bo lubię mieć świadomość, jak Draco kocha swoje dziecko i pragnie dla niego jak najlepiej, co i ja również chcę pokazać w swoim opowiadaniu. Zaskoczyła mnie jednak fakt, ze Draco na ten temat porozmawia z Rose. Myślała, że bardziej zwróci się do Scorpiusa. Ale najwidoczniej ich rozmowa coś dała, bo reakcja Rose na pocałunek Belli i Scorpiusa była bezbłędna :D Należało się tej harpie! :D Aż nie mogę się doczekać, jak na ten czyn zareaguje młody Malfoy.
I ogólnie cieszę się, że Hermiona pomaga w realizowaniu marzeń swojej córki. Dla Rose takie wsparcie matki na pewno jest potrzebne, bo sama nie zdecyduje się, co ma robić w przeszłości. No i też Hugo poparł jej decyzję...
A co do Hugona... Jak ja się cieszę, że postanowiłaś kolejną postać przedstawić w świetle społeczeństwa LGBT :) I do tego tak znaną naszemu młodemu pokoleniu. Mam nadzieję, że chłopak się przełamie i kiedyś powie rodzicom prawdę o sobie, choć to będzie bardzo trudne... Hermiona może i zrozumie, to matka, więc może coś przeczuwać, ale Ron... obawiam się, że z nim będzie kłopot... :(
Pozdrawiam cię serdecznie i czekam na ciąg dalszy :*:*
Hahah, normalni ludzie moze tak, ale ja nie :D
UsuńDokładnie tak, też podzielam taką opinię :)
Racja i Lily mówiła i Rose czasem zauważałą jego podejrzliwe spojrzenia, także wiedziałąm, ze raczej nikogo to nie zaskoczy. Cieszę się, że ci się podobało! ^^ Zaklady z Lilką, to bez wątpienia nie nejlepszy pomysł xd
Ja w ogóle bardzo lubię opisywanie relacji ojciec-syn, zwłaszcza tej konkretnej ;p Ale dlatego też, że ta ich relacja jest niestabilna i zdystansowana, raco nie zwrócił sie do Score'a. Bo ten i tak by nie miał ochoty na taką rozmowę xd No i podskórnie wyczuwał, że to Rose trzeba narostować.
Cieszę sie, że reakcja rose się podobała :D Na reakcję Scorpiusa niestety trzeba poczekać do następnego! :D
Rosie z pewnością potrzebuje wsparcia matki, zwłaszcza, ze jest w momencie życia, w którym bedzie trzeba podjać kilka ważnych decyzji.
Super, ze wątek Hugona ci się podoba :) Tak, będzie musiał się odważyć i powiedzieć o tym rodzicom... ale ich reakcję na razie pozostawię w tajemnicy :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
<3 - nie umiem wyrazić tego słowami <3
OdpowiedzUsuńLuella
Po serduszkach wnoszę, że w takim dobrym sensie? :D Dziękuję <3
UsuńW najlepszym <3 Przeczytałam już 2 razy! Bo rozmowa z Draco - uwielbiam! A i taka bojowa Rose mi się podoba :) Przegoniła harpię :)
UsuńLuella
Ps. mam nadzieję, że na staż to ze Scorpiusem pojedzie :) On na pewno znajdzie sobie zajęcie w Paryżu :)
No to super, że się podobało <3
UsuńWidzę, że to popularna opinia, że Scorp pojedzie z nią :D
Arrrghhhh, przez nieuwagę skasowałam komentarz!!!
OdpowiedzUsuń:(((((((((((((((
Jestem wściekła, bo był długi i już prawie go kończyłam!
"Grzebał niemrawo widelcem w swoim talerzu, przesuwając warzywa z miejsca na miejsce, gdy miejsce naprzeciwko niego i Albusa zajął Harold." - Masz powtórzenie, może lepiej będzie brzmiało "gdy naprzeciwko niego usiadł Harold."? ;)
"Rozlał eliksir specjalnie, bo Rose akurat była obok, a on byŁ głupim dzieciakiem, który próbował wywalczyć sobie kilka dodatkowych, spędzonych z nią minut."
"– A jeśli się zastanawiasz jak mnie poinformować o tym, że już sypiacie ze sobą, jak króliki, to oszczędź sobie, bo się domyśliłem. I Lily mi zasugerowała.
– Nie ma takiego określenia jak „sypiać ze sobą, jak króliki” – wtrącił Scorpius, bo szok nie pozwalał mu na skonstruowanie jakiejkolwiek innej wypowiedzi. – Jeśli nalegasz na porównanie do królików, powinieneś użyć innego czasownika…" - Hahahahah, Scorpius zboczuszek xD I nie ma przecinków przed jak ;)
"Powinien założyć z Lily Potter jakąś spółkę." - A NIE MÓWIŁAM? :D
" Już nie raz wspominał jej, że straszenie „tych skretyniałych pierwszoroczniaków” jest jego ulubioną rozrywką nauczycielską. Choć Rose uważała, że nie powinien nazywać tego „straszeniem” tylko „zostawianiem głębokich blizn na psychice”." - Chichotałam przez cały ten fragment :D
"– Na co i tak nie miał nigdy zbyt dużych szans. No wie pan, biorąc pod uwagę, że dał mu pan na drugie imię Hyperion." - xddd
"Weasley nie przejęła się zbytnio tym, że jego plany wybiegałby tak daleko w przyszłość, bo wiedziała, że nie mówił poważnie." - *wybiegały
"Powtórzyła na głoś swoją wątpliwość." - *głos
"Draco usiał za biurkiem, jakby nagle opadł z sił, i odetchnął z ulgą." - *usiadł
"Myśli o tym, że związki są niemądre, nieopłacalne i przykre, siedziała teraz tylko gdzieś z tyłu jej głowy, jak stare przyzwyczajenie." - *myśl albo *siedziały
Nie będzie tak długo, jak było, bo nie mam już cierpliwości :(
Podobało mi się, kiedy chłopcy narzekali na dziewczyny xD Wyszła taka trochę parodia scen, kiedy facet w barze nad (kolejną już) szklanką trunku wyżala się barmanowi xd
UsuńNo, może Harold nie był szczególnie delikatny wobec Cary, ale przynajmniej był szczery xddd I tak prędzej czy później się pogodzą :D
Biceps Godryka i prezentacja Mel mnie rozwaliły! :D Ona jest czasem gorsza niż Hermiona w czasach szkolnych! xD
"– Nikt tak nie mówi, po prostu mężczyźni tak myślą – stwierdził Scorpius. – Kobiety rządzą światem i pozwalają nam myśleć, że jest odwrotnie, bo kiedy my pławimy się w blasku naszego ego, im też żyje się lepiej." - Święte słowa! ;)
Reakcja Harolda na wyznanie Scora wymiotła :D Biedny, stracił tyle kasy, ale musiał być na to przygotowanym, zakładając się z Lily. Ona zawsze jest krok do przodu i wie najlepiej ;D Szczerze, nie sądziłam, że wiedział od tak dawna. No, nie doceniłam go <3 Jego ukryta inteligencja to kolejny powód do kochania xD
Zagubiony Scorpius! Nareszcie! I tak jest uroczy <3
Urzekło mnie, kiedy Harold wymieniał te wszystkie sytuacje, gdy Scorose do siebie ciągnęło! Serce rośnie!
Fajnie, że Hermiona zrobiła taki research, dbając o dobro Rose ;) Jedno ale: ona ma tam pojechać ze Scorpem! *diabelski uśmieszek*
Mam nadzieję, że złoży podanie i się tam dostanie. Mogłaby przecież nawet mieszkać z Louisem i Dom, chociaż nie wiem, czy byłaby tak szczęśliwa z Dom xddd
Ale rewelacje u tego Hugona. No dobra, cieszę się, że jest szczęśliwy. ;) I niby nie są tak blisko z siostrą, ale lubię ich relację ;)
No i gwiazda wieczoru - profesor Malfoy! Nie obyłoby się bez pastwienia nad Bogu ducha winnym dzieciakiem xddd
Ot, cały Draco! To urocze, że tak troszczy się o syna <3 Wiedziałam, że coś wyczuwał między Scorose! Wydaje mi się, że nawet jeśli tak się tego wypiera przed samym sobą, to podświadomie czuje, że Rose jest tą jedyną Scorpiusa i tak naprawdę jest dla niego idealną synową, ale jeszcze nie chce się do tego przyznać ze względu na dumę xd Ajjj, jakie rozbudowane zdanie mi wyszło.
Btw, według mnie, trochę jest dla Rose takim chrzestnym xD
Lily i jej macki powoli zaczynają mnie przerażać...
"– Przegoń tę harpię w cholerę, Rose." - tekst rozdziału hahahah
Rose niepotrzebnie się zamartwia na zapas.
Taaaaaaak! Harpia ma za swoje! Co prawda jeszcze jej nie zdążyłam porządnie znielubić, ale przystawianie się do Malfoya to zdecydowanie za dużo! (Dobrze, że przynajmniej ją odsunął!) Rose pokazała jaja! <3 Bella ma za swoje!
Szkoda tylko, że nie opisałaś reakcji Scorpa. To grzech, przerywać w takim momencie! :D
Teraz czekamy tylko na zdziwienie Alusia hahah
Nareszcie mogę to napisać - z niecierpliwością czekam na następny rozdział! <3
Pozdrawiam i życzę mnóstwa weny!
~Arya
PS Dałam radę nadrobić te kilkanaście rozdziałów! Jestem z siebie dumna :D Bez odpowiedzi na komentarze nie byłoby tak łatwo, więc gratki tobie też się należą :D
PS2 Wybacz chaos komentarza xd
Dziękuję za zaznaczenie błędów. A komentarz i tak pokaźny :D
UsuńHahah i nie Scorpius zboczuszek tylko Harold, niewinny Scorpi przecież tylko poprawiał błąd frazeologiczny czy coś xd
Rzeczywiście wyszłą troche parodia z tymi chłopcami. Baru w Hogwarcie nie ma, to sobie nawzajem muszą narzekać xd Sytuacja między Haroldem i Carą zmienia się tak często jak rzucanie i palenie u Harolda, więc wiesz :D
No trzeba przyznać, że to bardzo głupie ze strony Harolda, żeby zakładać sie z Lily xd I miło że jego wszechwiedza dała radę jednak kogoś zaskoczyć :D Bardzo lubię pisać te rzadkie przebłyski intelektu u Harolda xd
Scorpius zagubiony bywa rzadko, więc niewatpliwie jest powód do radości :P
Cieszę sie, ze zwróciłaś uwagę na te "wspominki" Scorose'owych sytuacji!
Dlaczego wszyscy sądzą, że Scor totalnie pojedzie za nią? xd Zachowajmy troche suspensu! xd
Nazywanie Draco "gwiazdą wieczoru" mnie rozwaliło, nie wiem czmeu wyobraziłam go sobie na scenie, w blasku reflektorów i z mikrofonem xd
Bardzo trafnie rozpracowujesz jego postać :D Ale nie będę paplać za duzo :P i strasznie spodobało mi sie porównanie do chrzestnego, bardzo trafne!
Cieszę sie że odwazna Rose ci sie spodobała :D Początkowo chciałam napisać dalszą część i reakcję Score'a, ale jakos tak mi się na tym zdaniu idealnie zamknęło xd
Gratuluje nadrobienia wszystkich rozdziałów! Cieszy mnie bardzo, że znów mogę wyczekiwać twoich komentarzy, bo serducho się od nich uśmiecha :D A i odpowiadanie na nie to sama przyjemność.
Także dziękuję ci pięknie za wszystkie i pozdrawiam! ;*
Na początek PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM :****
OdpowiedzUsuńPo prostu tak dużo działo się przez ten czas w moim życiu, nie miałam czasu pisać komentarzy, bo oczywiście wszystko czytałam regularnie. No, ale teraz stwierdziła, ze najwyższy czas dać o sobie jakiś znak :)
Jestem taka szczęśliwa z tej końcówki, takiej Rose nie znałam. Draco, jakoś szczególnie nie zaskoczył, on taki jest dużo się nie odzywa, ale wszystko widzi, haha^^
Obiecuje, że pod następnymi rozdziałami, wrócę do żywych i moje komentarze będą bardziej sensowne :)
Duuuuużo weny
Pozdrawiam
KP
Cieszę sie bardzo, że jesteś z powrotem! :D
UsuńHahah, to chyba dobrze, ze Draco nie zaskoczył. Masz racje, jest takim milczącym, lecz uważnym obserwatorem ^^
I miło, że końcówka cię uszczęśliwiła :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
Bardzo rozbawiła mnie ta wizja, ze Scor mógłby krzyknąć do Rose, ze jest nieczułym palantem i sie rozpłakać. Nie wiem czemu xD
OdpowiedzUsuńBiedny Harold przegrał hajs! Nie dziwie sie, ze sie domyślił, takie rzeczy jednak widać. Bardzo podobały mi sie te małe wzmianki o tym, co działo sie wczesniej. Takie małe, urocze rzeczy.
Dobrze, ze Hermiona tak rzeczowo podeszła do sprawy i podała Rose rożne opcje rozwoju kariery i ze sie w to tak zaangażowała. Moim zdanie to dla Rose ogromna szansa. Nie wiem co bedzie dalej, ale ja nie zrezygnowałabym z niej dla żadnego chłopaka.
No i Hugo w koncu sie określił i pocałował Logana, to dobrze, czekałam na to.
Jakos sie Malfoy'owi nie dziwie. Tez nie lubie dzieci około 11 roku życia :D
Wzmianka o rudych wnukach to mistrzostwo. Dobrze, ze Draco wziął sprawy w swoje ręce. W koncu, choć moze trudno mu sie do tego przyznać, lubi Rose.
Borze szumiący, czyżby Rose przestała byc wreszcie irytuajaca idiotka? Mam nadzieje, ze tak.
Hahah Harold rzeczywiscie biedny, ale kto normalny zaklada sie z Lily Potter? :D Super, że wzmianki o poprzednich latach ci się podobały ^^
UsuńCo dokładnie Rose zrobiła/zrobi z tą szansą, okaże się w kolejnych rozdziałach, wiec na razie paplać nie będę. Ale samą informację, ze jest staż w galeriach, warto zapamiętać :D
Hahah ja to w ogóle dzieci za bardzo nie lubię, może tylko takie maleńkie i sliczne, jak jeszcze nie mówią.
Tak, Rose i jej cieżki charakter wracają na właściwe tory, co było dla mnie wielką ulgą, bo strasznie cieżko mi sie te jej irracjonalne zachowania pisało. Aż sie serce krajało :P