–
Powinnyśmy robić to częściej – stwierdziła Melody, nalewając wina do lampki
Rose. Za oknami ich dormitorium już dawno zapadł zmrok. Cara wymknęła się gdzieś
z Haroldem i zapowiedziała, że wróci późno, a Jessica nocowała w sypialni
swoich koleżanek z piątego roku. Rose leżała na dywanie obok Melody, obie z
poduszkami pod głowami i stopami ułożonymi nieco wyżej, na materacu łóżka Rose.
Dziewczęta
ubrały się w piżamy i postanowiły urządzić sobie babski wieczór, tak
stereotypowy, jak tylko mogły wymyślić. Była to ich nieregularna tradycja,
którą rozpoczęły w okolicach trzeciego roku. Zawsze nakładały na twarze
maseczki, plotły sobie nawzajem warkoczyki i piły wino, przy dźwiękach
ulubionych zespołów muzycznych.
–
To nie moja wina, że ostatnio w ogóle nie masz dla mnie czasu – poskarżyła się
żartobliwie Rose, skubiąc brzegi maseczki, która zaschła jej na skórze. –
Całkiem pochłania cię demoralizowanie mojego kuzyna i organizowanie tego
walentynkowego idiotyzmu.
– To
nie żaden idiotyzm – stwierdziła Melody, unosząc się lekko na łokciach, żeby
spojrzeć poważnie na przyjaciółkę, rozłożoną wygodnie na podłodze.
Rose
westchnęła ciężko, przecierając oczy palcami. Senność zaczęła powoli ją
ogarniać.
–
Spytałabym, jak ci się układa z Albusem, ale za bardzo się boję, że zdradzisz
mi jakieś intymne szczegóły, których nie chciałabym znać, bo może zapomniałaś,
ale jest moim kuzynem – usprawiedliwiła się Rose, przeciągając się, a Melody
zaśmiała się dźwięcznie w odpowiedzi.
–
Nie miałabym w zasadzie nic do powiedzenia – przyznała Melody. – Serio. Jestem
tak szczęśliwa, że nawet nie potrafię tego ubrać w słowa. Nie mogłoby być
lepiej, choćbym sama zaprojektowała obecną rzeczywistość.
–
Porzygać się można – podsumowała radośnie Rose, unosząc głowę, żeby napić się
wina.
Mel
przewróciła oczami.
–
A ty nie masz mi już nic do opowiedzenia? Żadnych facetów, Rudzinko? A co z tym
od szyjomiziania?
Rose
poczuła gorąco wstępujące na jej policzki.
–
Nie mam dla ciebie żadnych aktualizacji – powiedziała powoli.
Czuła
się okropnie. Teraz już nie tylko milczała na temat pewnych wydarzeń, lecz
otwarcie okłamywała swoją przyjaciółkę. Wiedziała, że Melody nigdy nikomu by o
tym nie powiedziała, bo kiedy w grę wchodziło życie Rose, nie miała żadnego
problemu z ukróceniem swoich plotkarskich nawyków. Wiele razy o tym rozmyślała
i naprawdę czuła, że powinna wyznać przyjaciółce prawdę o tym, że poszła do
łóżka z jednym z ich przyjaciół. Ale było jej tak niesamowicie wstyd, że jest
taka słaba, niezdecydowana i dziwna… Nie wiedziała nawet, jak powinna zacząć
taką rozmowę i nie potrafiła się do tego zmusić.
–
Wiem, że cos przede mną ukrywasz, skarbie – oznajmiła Melody, wzdychając
ciężko. – I jest mi przykro, że nie chcesz nic powiedzieć. Ale nie martw się,
jakoś sobie z tym poradzę. Wygadasz się, kiedy będziesz gotowa.
Czyli nigdy, podsumowała w myślach Rose.
–
A co z tym Krukonem… Danielem? – zapytała Melody, wahając się krótko, zanim
przypomniała sobie imię. – Widziałam, że rozmawialiście długo na imprezie
Sylwestrowej. Podoba ci się?
–
Myślę, że czas iść spać – oznajmiła Rose, której zdecydowanie nie podobał się
kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. – Jest już późno, a jutro mamy dużo
zajęć… – mamrotała, spiesząc do łazienki, żeby zmyć maseczkę z twarzy.
***
Następnego
dnia, kiedy Rose zeszła na śniadanie, zastała przy stole tylko Harolda. Melody
wstała znacznie szybciej i prawdopodobnie była już dawno po śniadaniu. Możliwe,
że przebywała na kolejnym spotkaniu Komitetu Organizacyjnego Czegośtam. Rose
już dawno przestała próbować nadążać za napiętym grafikiem przyjaciółki.
–
Cześć, Rudzinko – powitał ją Harold, gdy zajęła miejsce naprzeciwko niego,
zapewniając sobie tym samym doskonały widok na stół Slytherinu. Szybko
wypatrzyła wśród uczniów platynową czuprynę.
Scorpius
siedział, jak zwykle, obok Mirandy Zabini. Dziewczyna chyba wyczuła, że Rose
ich obserwuje, bo uniosła głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały. Brunetka jej
pomachała, a kiedy zorientowała się, że Rose właśnie była w trakcie pożerania
Scorpiusa wzrokiem, mrugnęła do niej porozumiewawczo i wróciła do swojego
posiłku.
Dlaczego
nie była w stanie przestać się gapić?
Jego
włosy były, jak zawsze, nieco zmierzwione i opadały mu w nieładzie na czoło.
Rękawy koszuli miał podwinięte do łokci, a krawat był niedbale i luźno
zawiązany na szyi.
Uspokój się, Rose. Co jest takiego
fascynującego w nastolatku, jedzącym śniadanie?
Nic.
Och, na litość boską, czy ty właśnie
sama sobie odpowiedziałaś na własne pytanie retoryczne? A więc to oficjalne.
Oszalałaś.
Wcale
nie był aż tak przystojny. Absolutnie. No jasne, jego włosy były rozmierzwione
i opadały na twarz z tą seksowną manierą, ale oprócz tego nie było w nim nic
specjalnego, prawda? Poza tym, ten srebrzysty odcień wspomnianych włosów był
prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego wyglądał atrakcyjnie. Rose była
gotowa się założyć, że jakby teraz do niego podeszła i ogoliła mu głowę,
okazałby się brzydki.
Och
no dobrze, jego wystające kości policzkowe też miały w sobie coś pięknego i
nadawały twarzy tej arystokratycznej wyniosłości. A mocno zarysowana linia
szczęki również prezentowała się bardzo pociągająco, gdy odwrócił głowę, żeby
powiedzieć coś do Mirandy. Ale to wszystko.
Jasne,
miał mięśnie. Jego przedramiona wyglądały nadzwyczaj przyjemnie, z tymi
podciągniętymi rękawami. Był smukły i muskularny, ale bez przesady! Nie miał
przecież sześciopaka na brzuchu… A właściwie to miał. Rose pamiętała, jak
wbijała w niego palce, podczas tej pamiętnej nocy. Pff, ale czym właściwie specjalnym jest taki sześciopak, pomyślała.
To tylko mięśnie.
Och,
wspaniale, teraz Scorpius przyłapał ją na gapieniu się. Po prostu cudownie.
Rose spuściła wzrok i udała, że zajmuje się swoją owsianką, ale nie wytrzymała
długo. Kilka minut później, kiedy upewniła się, że chłopak jest zaabsorbowany
własnym śniadaniem, znowu wlepiła w niego wzrok.
–
Myślisz, że on farbuje włosy? – wypaliła nagle idiotycznie, a Harold zwrócił
się do niej ze zdziwionym wyrazem twarzy.
–
Kto? – Powędrował za jej spojrzeniem. – Malfoy? A widziałaś jego ojca? Albo
zdjęcia jego dziadka i babci? Oczywiście, że nie farbuje, chyba że robią to
wszyscy. No wiesz, w formie rodzinnej tradycji, przekazywanej z pokolenia na
pokolenie.
Rose
westchnęła ciężko.
–
A tak w ogóle, czemu gapisz się na jego włosy? – zapytał, z ogromnym uśmiechem
na twarzy. – Pogap się na moje.
– Zrobiłabym
to jeśli twoje byłyby równie nonszalancko seksowne – odparła, chowając twarz w
dłoniach. Co właściwie miała do stracenia? Haroldowi i tak udawało się
przejrzeć ją na wylot. Jakimś cudem.
–
Hej! – oburzył się brunet. – Ja też mam wspaniałe włosy! – Wydawał się autentycznie urażony. Jakby Rose
właśnie zmieszała z błotem zarówno jego jak i jego przodków na trzy pokolenia
wstecz.
Przeczesał
palcami swoje czarne kosmyki. Miała wrażenie, że zaraz wyciągnie jakieś
kieszonkowe lusterko i pudełko żelu, żeby dokonać niewielkich poprawek.
–
Czyli zgadzasz się, że jego są wspaniałe? – upewniła się, unosząc brew.
Harold
zawahał się na moment, po czym westchnął ciężko.
–
No dobra – przyznał niechętnie. – Jako współczłonek Bractwa Świetnych Włosów,
przyznaję, że cenię i podziwiam sposób, w jaki układa swoje włosy i pragnę
pogratulować mu bardzo dobrych genów i zdrowych mieszków włosowych.
–
Bractwo? – zdziwiła się Rose, uśmiechając się. – Macie jakieś sekretne
spotkania czy coś w tym stylu?
–
Paragraf trzeci Kodeksu Bractwa Świetnych Włosów mówi, że nie wolno mi wyjawić
żadnych sekretów nikomu, kto nie cieszy się przynależnością do Bractwa.
–
Jakiego Bractwa? – zainteresował się Albus, siadając obok Rose.
–
Żadnego, do którego mógłbyś dołączyć – oznajmił Harold, obrzucając krytycznym
spojrzeniem rozczochrane włosy kolegi. – Co słychać, Al? Tęsknisz za swoim
chłopakiem?
–
Nie mam chłopaka – przypomniał rozsądnie Albus, na co Rose przewróciła oczami.
–
On ma na myśli Scorpiusa – wyjaśniła kuzynowi uczynnie. – No wiesz, ze względu
na to, że ze sobą nie rozmawiacie.
Albus
i Scorpius mieli wieloletnią tradycję, zakorzenioną jeszcze w czasach ich
drugiego roku nauki. Kiedy mieli wówczas rozegrać pierwszy mecz quiddicha
grając przeciwko sobie, rozpętała się pomiędzy nimi straszliwa awantura, która
mogłaby poważnie nadszarpnąć ich przyjaźń. Gdy w końcu emocje nieco opadły, ustalili,
że przed każdym meczem, w którym muszą ze sobą rywalizować, będą trzymać się
pewnego rytuału. Co roku, kiedy Gryffindor i Slytherin miał odbyć rozgrywkę,
chłopcy nie odzywali się do siebie słowem na trzy dni przed i trzy dni po
wydarzeniu. W ten sposób, kiedy emocje w nich buzowały, nie mieli okazji
posprzeczać się ani o to, kto wygra, ani który z nich złapie znicza. A gdy już
było po wszystkim i euforia po wygranej lub załamanie nerwowe po przegranej
powoli szły w niepamięć, chłopcy znów zaczynali ze sobą rozmawiać, jakby nigdy
nic się nie stało. Po odczekaniu tych kilku dni byli nawet w stanie omówić mecz
od strony technicznej i porozmawiać o nim rzeczowo i konkretnie, nie
pozwalając, żeby emocje wzięły nad nimi górę.
–
Jutro jest mecz – stwierdził Al, wzruszając ramionami. – Więc jeszcze cztery
dni i możemy znowu rozmawiać.
–
Mam nadzieję, że nie złamałeś sobie nogi, kiedy wczoraj wybiegałeś z
biblioteki, kiedy tylko Scorpius się w niej pojawił – wtrąciła Rose. – Ten
upadek wyglądał na niebezpieczny.
Dopiero
teraz przyjrzała się uważniej kuzynowi. Miał bardzo smutny wyraz w oczach,
jakby ledwo powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć płaczem, choć jego normalnie
brzmiący głos na to nie wskazywał. Rose nie potrafiła nazwać bijących od niego
emocji, ale wyczuła, że cos jest nie tak.
– Akurat
ty nie jesteś właściwą osobą, żeby wypominać komuś upadki i potknięcia –
wytknął jej Albus, ucinając temat.
Jakiś
czas później, kiedy skończyli śniadanie, Harold udał się w kierunku Wieży
Północnej na Wróżbiarstwo, a Rose i Albus skierowali się do lochów, gdzie mieli
lekcję eliksirów.
Gdy
już byli w klasie, Rose podążyła w stronę pierwszej ławki, w której siadali we
czwórkę, odkąd Melody urządziła w listopadzie zamieszanie, kiedy to Albus
zaczął chodzić z Mary Fitzpatrick. Odwróciła głowę, żeby zagadnąć Albusa o
pracę domową, ale ze zdziwieniem odkryła, że kuzyna nie ma już obok niej.
Zerknęła
za siebie. Albus nadal stał w drzwiach i wpatrywał się w nią z głupim
uśmiechem. Znów spojrzała na pierwszą ławkę i odnotowała, że Scorpius już
siedzi na swoim zwykłym miejscu pod oknem.
–
Żartujesz, prawda? – spytała kuzyna. – Przecież możecie siedzieć w jednej ławce
i nie rozmawiać.
–
Zasady to zasady! – obruszył się Albus.
–
Zasady, czy może chęć robienia z siebie przedstawienia? – zakpiła Rose, a Albus
wzniósł oczy do nieba.
–
Po prostu usiądę dziś z tyłu z Melody. Ty zostań sobie tutaj, nikt cię do niczego
nie zmusza.
–
Świetnie. – Westchnęła z frustracją i zajęła miejsce obok Malfoya.
Na
jego ustach błąkał się delikatny uśmiech, który wskazywał na to, że słyszał jej
wymianę zdań z Alem.
Rose
nigdy nie próbowała udawać, że rozumie to całe zamieszanie wokół quiddicha.
Kątem
oka zarejestrowała, że Albus w rzeczywistości wcale nie siada obok Melody.
Zajął miejsce w ostatnim rzędzie, ale po drugiej stronie klasy, zostawiając jej
przyjaciółkę osamotnioną pod oknem. Zmarszczyła brwi i obiecała sobie zapytać
ich o to dziwne zachowanie po zajęciach.
–
Cześć – przywitała się cicho z Malfoyem i zaczęła wypakowywać z torby wszystko,
czego potrzebowała.
–
Hej – odparł Scorpius, zerkając na nią z ukosa i unosząc kącik ust do góry. W
jego policzku pojawił się dołeczek.
–
Wiesz, ostatnio przeczytałam w mugolskiej książce mojej mamy, że dołeczki w
policzkach są wynikiem wady genetycznej – wypaliła, rumieniąc się w tym samym
momencie. – Wiec na twoim miejscu nie świeciłabym tak swoją piękną twarzą na
prawo i lewo, ani też żadną inną częścią ciała.
Scorpius
oparł się leniwie na nadgarstku uśmiechając się jeszcze szerzej, a Rose
uświadomiła sobie, co właśnie powiedziała.
–
Więc mam piękną twarz? – upewnił się unosząc brwi.
Mniej
więcej w tym momencie Draco Malfoy wszedł do klasy i zasiadł przy biurku, po
czym zaczął przygotowywać się do lekcji, do której pozostało jeszcze dziesięć
minut. Zerkał mimochodem na swojego syna i Rose, siedzących w pierwszej ławce.
Ona jednak nie zwróciła na niego uwagi, zajęta przeżywaniem w głowie swojego
zażenowania. Powinna mieć zakaz rozmawiania z ludźmi.
–
Nie! Nie to miałam na myśli? – wyjaśniła niezdarnie, ale na to chyba było już
za późno.
–
A co z tymi pozostałymi częściami? – zainteresował się chłopak. – Są piękne czy
nie?
–
Nie…
– Czyli
uważasz, że jestem nieatrakcyjny? – zgadywał.
–
Tego też nie miałam na myśli – wymamrotała, a panika powoli zaczynała chwytać
ją za gardło.
–
Więc co masz na myśli? Bo chyba się
już pogubiłem – przyznał, a na jego twarzy pojawiło się wymuszone i przerysowane
zagubienie.
Broda
Rose zaczęła powoli dygotać, od tej całej lawiny słów, która kotłowała jej się
w głowie. Usiłowała nie otwierać ust, żeby nie pozwolić tym wszystkim myślom
się uwolnić, jednak jej starania spełzły na niczym.
–
Twoje części ciała; masz ładne części ciała. Ale to nie znaczy, że ja tak myślę – zaczęła mówić,
nienaturalnie szybkim tempem. – To znaczy nie mówię, że masz brzydkie ciało,
oczywiście, że nie… jest… satysfakcjonującym przykładem tężyzny fizycznej. Tak.
Bardziej niż satysfakcjonującym – jest wspaniałym okazem męskiej budowy.
Ćwiczysz coś, no wiesz, poza quiddichem? Bo nigdy nie widziałam, żebyś wkładał
w swój wygląd jakąś pracę, a jednak, jesteś taki stonowany i muskularny jak ci
faceci w magazynach… – To było tak, jakby nagle zaczęła wymiotować słowami, potykając się o nie coraz szybciej i szybciej.
Miała nadzieję, że może przez to tempo Scorpius nie zrozumie połowy z tego co
mówiła, bo w żaden sposób nie była w stanie tego zatrzymać.
–
Nie to, żebym ja przeglądała takie magazyny! Ale wiesz, widzi się przypadkowo
różne rzeczy… Ale jeśli takowy wpadłby w moje ręce, to w ogóle bym nie była
zaskoczona, gdybym cię w nim zobaczyła, bo masz takie świetne ciało i w ogóle.
Nie to, żebym myślała o tobie w taki sposób. To byłoby z mojej strony bardzo
niestosowne, więc oczywiście, że nie. Chodzi mi tylko o to, że fizycznie
nadawałbyś się do czegoś takiego.
Brwi
Scorpiusa uniosły się jeszcze wyżej.
–
Oczywiście ty byś tego nie zrobił, bo planujesz rozwijać się nieco w poważniejszym
kierunku, jak praca w ministerstwie na przykład, i nigdy nie zapozowałbyś dla
magazynu typu „Chłopcy i ich miotły”, czy jakiegoś innego śmiecia. Nie to,
żebym próbowała ograniczyć twór wybór kariery, albo coś w tym stylu! Mógłbyś
zmienić zdanie, albo potrzebować zarobić szybko jakieś pieniądze i nie byłoby w
tym nic złego, rzecz jasna. Ja na pewno bym to kupiła. – Och na wszystko co
litościwe na tym świecie, czy ona naprawdę to powiedziała? Musiała natychmiast
się zamknąć, jak tylko to naprawi. Można to jeszcze było naprawić…
–
Chcę tylko powiedzieć, że jeśli kiedyś pozowałbyś do fotografii w bieliźnie,
zapłaciłabym, żeby to zobaczyć. – Na kryształowe buty Merlina, to nie miało nic
wspólnego z naprawianiem sytuacji! Skrzywiła się i ukryła twarz w dłoniach,
błagając świat, żeby się zatrzymał i cofnął czas, aby mogła wepchnąć te
wszystkie słowa z powrotem do swoich ust.
–
JESTEŚ ŁADNY, TO PRÓBUJĘ POWIEDZIEĆ! – wykrzyknęła w końcu, wyrzucając dłonie w
powietrze w geście frustracji. Kilka głów odwróciło się w ich stronę, ale Rose
nie zwróciła na nich uwagi, nie pragnąc niczego bardziej, niż umrzeć z
upokorzenia. – PANIE PROFESORZE, CZY BĘDZIE PAN ŁASKAW W KOŃCU ZACZĄĆ LEKCJĘ?!
– dodała, tracąc kontrolę nad głosem. Dopiero teraz zauważyła nauczyciela przy
biurku, który przyglądał się im z bardzo, bardzo zaniepokojonym, przerażonym,
ale też odrobinkę rozbawionym wyrazem twarzy.
–
Eee… tak. – Draco odchrząknął. – Otwórzcie proszę podręczniki na stronie
sześćdziesiątej…
Rose
pozwoliła swojej głowie opaść bezwładnie na ławkę. Włosy zasłoniły każdy
centymetr jej twarzy, dzięki czemu mogła czerwienić się do woli, bez
konieczności pokazywania się komukolwiek. Po chwili jednak poczuła, że jakaś dłoń
odgarnia kilka rudych loków. Jej oczom ukazała się twarz Scorpiusa, którą
również ułożył na ławce, żeby zrównać się z nią wzrokiem. Jego srebrne oczy
lśniły wesoło.
–
Wiesz, jesteś naprawdę urocza, kiedy robisz się taka zażenowana – oznajmił
cicho.
–
Odczep się – mruknęła Rose.
Scorpius
naprawdę próbował przestać się uśmiechać, ale przychodziło mu to z trudem.
Właśnie miał przyjemność doświadczyć jednego z pozytywnych aspektów
niezręczności społecznej Rose. Zdarzało się to rzadko, ale zdarzało, że poziom
paniki i skrępowania Rose osiągał naprawdę krytyczny poziom, a wtedy zaczynała dosłownie
wyrzucać z siebie słowa, mówiąc wszystko na raz w bardzo długich,
skomplikowanych kombinacjach gramatyczno-stylistycznych. Pozwalało mu to poznać
kawałeczek jej najskrytszych myśli i oczywiście zazwyczaj kończyło się na
jakiejś przezabawnej tyradzie niedorzeczności.
Od
dzisiaj ten konkretny monolog Scorpius uznawał za swojego ulubieńca. Stracił
rachubę tego, ile razy nazwała go atrakcyjnym.
–
Wybierasz się jutro na mecz? – zapytał szeptem.
Zerknęła
na niego zdziwiona spod kurtyny włosów.
–
Czy ja wyglądam na kogoś, kto byłby zainteresowany wynikiem waszego meczu?
Na
to nie miał odpowiedzi. Rzeczywiście, Rose nigdy nie pokazywała się na boisku,
zwłaszcza teraz. W poprzednich latach Albus i James od czasu do czasu dawali
radę ją przekonać, żeby poszła wesprzeć swój Dom, ale, z tego co Scorpius
wiedział, ostatnio siedziała na trybunach niemalże trzy lata temu.
–
Nie – przyznał. – Ale może tym razem zrobisz wyjątek?
No
dobra, ostatnio sporo trenował, był na ten mecz strasznie nakręcony i czuł, że
ma szanse zatriumfować. Chciał, żeby to widziała. Był siedemnastoletnim
chłopakiem. Czy to jakaś zbrodnia, mieć czasem ochotę nieco się popisać przed
dziewczyną?
–
Czy to znaczy, że ty chcesz, żebym
poszła na mecz? – upewniła się, unosząc lekko brew, a jej ciemne oczy miały
bardzo zaciekawiony wyraz.
Zawahał
się na moment.
–
Tak – przyznał, czując odrobinę ciepła na policzkach.
–
W takim razie przyjdę – oznajmiła, nie patrząc mu w oczy, a Scorpius widział,
że zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie kryjąc zadowolenia zabrał rękę i
pozwolił włosom Rose opaść z powrotem na twarz. Wyprostował się na krześle i
usiłował słuchać wykładu ojca, który co chwila spoglądał na niego groźnie.
Kiedy
nadeszła przerwa na lunch, Rose, nadal rozdygotana po przedstawieniu, które
sama urządziła na eliksirach, zrezygnowała z posiłku i zaszyła się w Pokoju
Wspólnym Gryfonów. Rozmyślała właśnie, czy nie warto byłoby wezwać jakiegoś
skrzata, żeby przyniósł jej kanapkę z kuchni, gdy Melody wparowała do
pomieszczenia przez dziurę pod portretem.
–
Tu jesteś! – wykrzyczała, zobaczywszy Rose na fotelu. – Rosie, skarbie, czy ja
się przesłyszałam, czy ty naprawdę na eliksirach wykrzyczałaś Scorpiusowi w
twarz, że jest ładny? – zapytała z troską.
–
Może – mruknęła Rose.
Melody
oparła ręce na biodrach, przyglądając jej się uważnie.
–
Wiem, że jest gorętszy niż piekło, ale to dość niespotykany, jak na ciebie,
wybuch szczerości – oznajmiła.
–
Tak, ale powiedziałam coś głupiego, dostałam ataku paniki i miałam jeden z
moich słowotoków.
–
Och, naprawdę? – Uśmiechnęła się wesoło, na co Rose skrzywiła się jeszcze
bardziej niż do tej pory. Nie miała pojęcia, co w tym było takiego zabawnego. –
Nie dąsaj się, po prostu dawno ci się to nie zdarzyło, a mi brakuje tych twoich
niedorzecznych monologów – przyznała Mel. – Teraz żałuję, że nie słyszałam
całości.
Dziura
pod portretem ponownie się otworzyła, a do pokoju wpadła Cara, cała zdyszana i
spocona, jakby ją ścigało stado hipogryfów.
–
Schowajcie mnie! – pisnęła, po czym podbiegła do ogromnego gobelinu,
przedstawiającego godło Gryffindoru i ukryła się za nim.
Zaskoczone,
lecz zaintrygowane dziewczęta podeszły do miejsca jej kryjówki.
–
Dlaczego? – spytała Rose. – Co się stało?
Wejście
do pokoju trzasnęło po raz kolejny, a do środka wtargnął Harold, jeszcze
bardziej zdyszany niż Cara.
–
Rose, Melody! – wykrzyknął, walcząc o oddech. – Widziałyście Carę?
Dodając
dwa do dwóch, Rose i Mel stanęły twarzą do przyjaciela i usiłowały być tak
nonszalanckie i nieświadome tego, co się wokół nich dzieje, jak tylko się
działo. Niestety, niezręczność Rose wydawała się w tym momencie być zaraźliwa,
bo obie skrzyżowały ramiona na piersi w defensywnej manierze i zdecydowanie nie
miały na twarzach niewinnych wyrazów. W rezultacie wyglądały jak dwójka
ochroniarzy, stojących przed wejściem do zatłoczonego klubu, albo po prostu
dwie dziwne dziewczyny, pilnujące zakurzonego gobelinu.
Świetnie. W ogóle nie jest to
podejrzane, pomyślała Rose.
Szybko
opuściła ramiona wzdłuż ciała, ale niestety Melody wpadła na ten pomysł w tym
samym momencie, więc teraz już wyglądały jak dwójka żołnierzy, pilnujących zakurzonego gobelinu. Nie ma to jak z
deszczu pod rynnę.
Na
szczęście Harold wydawał się być zbyt zamyślony, żeby zwrócić na to uwagę.
–
Przysiągłbym, że widziałem jak tu wbiega… – mamrotał pod nosem.
–
Pardon? – zapytała Rose, przykładając rozłożoną dłoń do ucha, co z jakiegoś
powodu wydawało się jej bardzo nonszalanckim ruchem, adekwatnym do tej rozmowy.
Nawet nie wiedziała, czy była jedną z tych osób, które dużo gestykulują podczas
mówienia.
–
Cara – powtórzył Harold. – Widziałyście, żeby tu wchodziła?
–
Cara? – spytała Melody, przekrzywiając głowę na prawą stronę. Wyglądało na to,
że, na nieszczęście, podłapała od Rose pomysł z gestykulacją. – Hmm… –
Pogłaskała palcami swoją nieistniejącą brodę. – Nie jestem pewna, naprawdę, nie
jestem pewna... – Nagle odwróciła się w stronę Rose, z bardzo wyolbrzymionym
zainteresowaniem na twarzy. – Czy widziałaś Carę, Rose?
–
Czy widziałam Carę? – Weasley powtórzyła pytanie. – Nie wydaje mi się, Melody!
– zawołała Rose, niespodziewanie optymistycznie. – Nie wydaje mi się.
–
Cóż, jest mi niezmiernie przykro, Harold, ale sądzę, że jej tu nie ma! – Melody
i Rose najwyraźniej nagle zmieniły się w dwóch pompatycznych mężczyzn w średnim
wieku, albo ludzi występujących w przedstawieniu dla dzieci.
–
Ale wszedłem tu za nią! – zauważył Harold, wyraźnie stresując się jeszcze
mocniej.
–
Och, doprawdy? – spytała Rose i przyłożyła dłoń do czoła, badając pomieszczenie
wzrokiem, mimo, że dzień był bardzo pochmurny i nie było najmniejszej potrzeby
osłaniania oczu przed światłem słonecznym. – Cóż, nigdzie jej tu nie widzę.
Może ty ją widzisz, Melody?
Melody
powtórzyła jej ruchy.
–
Bynajmniej, Rose. Wygląda mi na to, że nie ma jej nigdzie w zasięgu wzroku!
–
Wielka to szkoda, czyż nie? – lamentowała Rose.
–
Wielka szkoda, w istocie.
Harold
kompletnie nic sobie nie robił z odstawianej przez nie szopki.
–
Unika mnie od wczorajszego wieczora – przyznał, wzdychając ciężko.
To
podziałało na dziewczęta tak, jakby ktoś w końcu wyciągnął je z tego dziwnego
transu.
–
Dlaczego? – zapytała poważnie Mel. – Co zrobiłeś?
–
Nie wiem – jęknął, a Rose ledwo powstrzymała się przed wytrzeszczeniem oczu. Nigdy
jeszcze nie widziała przyjaciela tak rozbitego, zwłaszcza kiedy chodziło o
dziewczynę. – Ale jeśli ją spotkacie, to poproście, żeby ze mną porozmawiała,
dobrze? To ważne.
Powędrował
z powrotem do wyjścia i przeszedł na drugą stronę z opuszczoną smętnie głową.
Cara
wyłoniła się zza gobelinu.
–
Dzięki, dziewczyny – powiedziała cicho. – No wiecie, że mnie nie wydałyście.
Choć naprawdę nie mogę uwierzyć, że nabrał się na waszą, od siedmiu boleści,
grę aktorską.
–
Dlaczego się przed nim chowasz? – zapytała Rose, ignorując przytyk. – Wygląda
na poważnie podłamanego.
–
To głupie – wymamrotała Cara. – Nie chcę wam zawracać głowy.
Brunetka
i ruda zerknęły na siebie porozumiewawczo. Chwyciły Carę za ramiona z obu stron
i stanowczo poprowadziły do kanapy.
–
Mów, co się dzieje – poprosiła łagodnie Melody, na co Cara początkowo
odpowiedziała jedynie ciężkim westchnieniem i zamknęła oczy.
–
Po prostu wczoraj miałam jakieś dziwne objawienie – przyznała w końcu. – I
dotarło do mnie, że Harold to absolutnie nie jest facet dla mnie.
–
Co to dokładnie ma znaczyć?
–
To, że nasz związek nie ma prawa skończyć się dobrze – jęknęła. – Harold jest
bardzo miły i dobrze mnie traktuje, ale przecież wiecie, jak obchodził się z
dziewczynami do tej pory, a ja za bardzo się boję, że czeka mnie ten sam los.
–
Cara, wydaje mi się, że Harold się zmienia pod twoim wpływem – zaryzykowała
stwierdzenie Rose.
–
Dajcie spokój – burknęła dziewczyna. – Naprawdę myślicie, że Harold, ten
Harold, którego znamy od lat, zadowoliłby się jedną dziewczyną przez jakiś
dłuższy okres? Narcystyczny przystojny i błyskotliwy, mający w zasięgu ręki
połowę dziewcząt w tej szkole, nonszalancki, zły chłopiec i… i… – zawahała się,
sfrustrowana.
–
… I członek Bractwa Świetnych Włosów? – podsunęła Rose.
–
I członek Bractwa Świetnych Włosów! – wykrzyknęła z przekonaniem, po czym
uświadomiła sobie, co właściwie powiedziała. – Zaraz, co?
Rose
zawsze uważała, że Harold stworzył sobie obraz człowieka, za którego chciałby
uchodzić i posiadał niezwykły talent wdrukowywania tego obrazu ludziom do głów.
Najwyraźniej Cara przejęła tę wizję bez prób zaprzeczenia czemukolwiek. Zdaniem
Rose Harold owszem, może i był przystojny, ale daleko mu było do błyskotliwości
no i nie był wcale archetypem niegrzecznego chłopca. Jednak nie chciała za
bardzo mącić koleżance w głowie.
–
Oczywiście, masz racje – powiedziała łagodnie. – Ale pamiętaj, że to również
Harold, niedojrzały lekkoduch, który jest bardzo lojalny i zaskakująco
troskliwy.
–
Wiem – mruknęła. – I w tym tkwi problem.
–
Cara, nie ma żadnego problemu – zaoponowała Mel. – Jesteście świetną parą, a
pozwól mi proszę wtrącić, że nigdy bym się nie spodziewała, że będę kogoś
zachęcać do umawiania się z Haroldem – dodała, a Rose pokiwała z zapałem głową.
–
Ma rację. Zanim zaczęliście spotykać się na poważnie, nękałyśmy go przez wiele
tygodni, żeby zostawił cię w spokoju, a on kompletnie nic sobie nie robił z
naszych gróźb i postanowił mimo wszystko zdobyć twoje względy. Dlatego
przestałyśmy narzekać i krzyczeć na niego. Zrozumiałyśmy, że musi mu na tobie
naprawdę zależeć, skoro nie posłuchał nas nawet odrobinę – oznajmiła Rose. – A
zawsze trochę go przerażałyśmy.
–
Nie pozwól tym nieuzasadnionym obawom zepsuć związku – dodała Mel. – Zwłaszcza,
że zbliża się Bal Walentynkowy i warunkiem uczestnictwa jest przyjście w
parach. Nie chcesz zostać bez faceta.
Na
twarzy Rose pojawił się zbolały wyraz. Zwróciła się do Melody.
–
Warunkiem uczestnictwa? – jęknęła. – Czyli że trzeba przyjść w parach? To okropne!
–
Tak – westchnęła Mel. – W końcu to Walentynki. Pomysł został pozytywnie
przegłosowany przez nasz komitet, McGonagall się zgodziła i jutro przed
śniadaniem zostanie wywieszony plakat z taką informacją. – Przygryzła wargę,
jakby zastanawiała się czy powinna kontynuować. – Najbardziej ironiczne jest
to, że to był mój własny pomysł, a wszystko wskazuje na to, że to ja zostanę
bez partnera.
To
otrzeźwiło Rose i Carę. Dopiero kiedy przyjaciółka wypowiedziała to ostatnie
zdanie, Rose wyczytała z jej wyrazu twarzy, że już jakiś czas czekała, aby wyrzucić
z siebie tę informację.
–
Co ty pleciesz? – zapytała Longbottom. – A Albus?
–
No właśnie… – zawahała się. – Wczoraj po południu, kiedy byłam z Albusem w
bibliotece, z torby wypadł mi mój pamiętnik, a ja tego nie zauważyłam. A Albus
trochę przeczytał. Dziś w nocy. A przed śniadaniem zrobił mi awanturę.
–
Jak mógł przeczytać twój pamiętnik? – spytała zszokowana Cara.
–
Twierdzi, że tylko zerknął – odparła kwaśno Mel.
–
Które fragmenty? – spytała rzeczowo Rose. – Co takiego tam znalazł?
Melody
zarumieniła się głęboko.
–
Pamiętacie, jak kochałam się w Jamesie?
Rose
westchnęła ciężko, bo właśnie tego się spodziewała. Każda dziewczyna w tej
szkole, która nie była z nim spokrewniona, kochała się w Jamesie. Odkąd pojawił
się w Hogwarcie, otaczał się gronem wielbicielek i Rose zawsze podejrzewała, że
Melody tylko i wyłącznie dlatego miała taką obsesje na punkcie starszego
Pottera. Musiało to mieć związek z psychologią tłumów, czy czymś podobnym.
Kilka dziewcząt zaczęło chichotać na jego widok, więc i cała reszta
podświadomie uznała, że właśnie to należało robić. Tylko takie wyjaśnienie
przychodziło jej do głowy, bo nie potrafiła zrozumieć co innego Melody mogłaby
widzieć w jej głupkowatym kuzynie. Mimo wszystko, wiernie strzegła jej sekretu,
nie martwiąc się tym zbytnio, pewna, że przyjaciółce w końcu przejdzie
W
każdym razie, wszelkie objawy tej fascynacji dobiegły końca w wakacje po
czwartej klasie, gdy Melody była świadkiem, jak James brał udział w błotnej
bitwie, ze swoimi kumplami i rzucił mimochodem ile błota udało mu się
przypadkowo zjeść. Jak widać niektóre sytuacje sprawiają, że zaczynamy widzieć
kogoś w zupełnie innym świetle.
–
I to go tak zdenerwowało? – oburzyła się. – Na Merlina, Mel, przecież to było
lata temu!
–
Wiem! – jęknęła brunetka. – Ale Albusa bardzo to zabolało, bo przecież wszyscy
„zawsze woleli Jamesa” – wyjaśniła, kreśląc cudzysłów w powietrzu.
–
Al był w ciebie wpatrzony od zawsze – przyznała Cara. – Nic dziwnego, że jest
mu przykro, skoro cały ten czas lubiłaś Jamesa.
–
Była tylko głupim dzieckiem! – stwierdziła Rose. – A teraz przecież jest z Alem
i nigdy nawet nie wspomina o Jamesie. Nie ma powodu do histerii.
–
Ale on stwierdził, że gdybym teraz mogła pomiędzy nimi wybierać, to wybrałabym
Jamesa.
–
A powiedziałaś mu, że się myli? – Rose uniosła brwi.
–
Tak, ale mi nie uwierzył i powiedział, że… że potrzebuje czasu – powiedziała
Mel, a głos zadrżał jej nieco.
Rose
westchnęła i objęła ją ramieniem.
–
I dlatego związki są głupie – podsumowała, na co dziewczęta zgromiły ją
spojrzeniem. – Och dajcie spokój. A Albus na pewno pójdzie po rozum do głowy –
spróbowała dodać pocieszająco.
***
–
Spóźniłaś się – oznajmiła Melody, gdy Rose zajęła miejsce obok niej na
trybunach Gryffindoru. – I co ty tu właściwie robisz? Legenda głosi, że nie
widziano cię na boisku, od czasów, gdy dinozaury żyły w pokoju z ludźmi, służąc
jako zwierzęta domowe.
–
Pomyślałam, że wypada pokazać lojalność wobec domu – wydyszała. Mecz zaczął się
pół godziny temu, a ona w tym czasie zmieniła zdanie co do pojawienia się
jakieś siedemnaście razy. – W końcu to nasz ostatni rok w Hogwarcie. A ludzi i
dinozaury dzieli jakieś dwieście trzydzieści milionów lat.
Ten
fragment z lojalnością wobec Gryffindoru nie był do końca prawdą. Mimo że ona
sama była Gryfonką, a w drużynie miała brata, kuzyna, kuzynkę i koleżankę, z
którą dzieliła dormitorium, z jakiegoś powodu jej serce rwało się do krzyczenia
na całe gardło „Do boju, Slytherin!”. Być może miało to jakiś związek z pewnym
blondynem, który właśnie okrążał stadion z drapieżnym wyrazem na twarzy.
Co
prawda Rose widziała go w wielu sytuacjach, włączając te, w których nie miał na
sobie ubrania, ale w tym momencie była gotowa stwierdzić, że nigdy nie wyglądał
tak cudownie. Unosił się w powietrzu, a całe jego ciało było napięte w
gotowości. Oczy mu błyszczały, pełne determinacji, a wiatr czochrał włosy.
Wystarczyło jedno spojrzenie, żeby Rose zdała sobie sprawę, jakie to dla niego
ważne. I w tym momencie uświadomiła sobie, że owszem, chce, żeby Slytherin
wygrał, żeby Scorpius wygrał.
Była
naprawdę beznadziejną Gryfonką.
Blondyn
uniósł głowę i zaczął przeszukiwać wzrokiem czerwono-złote trybuny. Frustracja
malująca się na jego twarzy podpowiedziała Rose, że być może nie robił tego
dziś po raz pierwszy. Kierowana impulsem, wspięła się na palce i pomachała mu
energicznie, ale on już ją zauważył.
Natychmiast
się rozpromienił i odmachał jej szybko, po czym ponownie skupił się na grze.
–
Jaki wynik? – spytała Rose Melody.
–
Remis, po sto dziesięć.
Przez
następne dwadzieścia minut Hugo wbił Ślizgonom dwa kolejne gole. Cara tymczasem
twardo broniła pętli Gryfonów, nie pozwalając przeciwnej drużynie odrobić
straty.
Mogło
mieć to też związek z tym, że dwóch ścigających Slytherinu opuściło boisko, aby
zająć się swoimi kontuzjami. Wszystko wskazywało na to, że, jak tak dalej
pójdzie, Lily i jej mordercza pałka wyeliminują z gry całą drużynę Domu Węża.
–
Znicz! – wykrzyknęła Rose, zerkając na Melody i Harolda, sprawdzając czy też to
zauważyli.
–
Co? Gdzie? – spytał brunet.
–
Tam, przy trybunie Krukonów! – powiedziała, podekscytowana.
–
O Merlinie, masz rację! – szepnęła Melody.
–
PANIE I PANOWIE, MALFOY ZOBACZYŁ ZNICZA! – rozległ się głos komentatora.
Albus
również pędził w tamtym kierunku, z paniką w oczach, podczas gdy Scorpius już
nurkował, z wyciągniętą dłonią i wyrazem triumfu na twarzy.
Sekundę
później było po wszystkim.
Rose
starała się powstrzymać okrzyk radości, żeby wszyscy wokół nie dowiedzieli się,
jakim jest paskudnym zdrajcą. Jedynie Harold zauważył jej euforyczny uśmiech.
Gdy
próbowali się przepchnąć przez tłum, żeby pogratulować Scorpiusowi, Rose minęła
się z profesorem Malfoyem, idącym w przeciwnym kierunku. Najwyraźniej udało mu
się zejść na boisko jako jednemu z pierwszych i już zdążył poklepać syna po
plecach.
–
Wygląda na to, że jednak geny były dla niego łaskawe, prawda, panie profesorze?
– rzuciła. Draco już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, gdy Rose została
odciągnięta na bok.
–
Możemy porozmawiać? – zapytał Daniel Dufrage, uśmiechając się do niej ciepło.
–
Eee… – Rose zerknęła w stronę wiwatujących Ślizgonów. Jasna czupryna
zachęcająco mignęła jej w tłumie. – Czy to nie może poczekać?
–
Obawiam się, że nie, Rosie – powiedział. – Boję się, że ktoś może mnie
wyprzedzić.
Westchnęła
ciężko i pozwoliła wyciągnąć się z boiska. Przecież Scorpius nie ucieknie…
–
Co? – rzuciła, niezbyt uprzejmie. Daniel przełknął ślinę.
–
Poszłabyś ze mną na ten Bal Walentynkowy?
Rose
uniosła brwi.
–
Emm…
Może
ją i Scorpiusa nic nie łączyło, ale mimo wszystko spodziewała się zaproszenia z
jego strony. Żadne z nich nie miało zbyt wielu innych znajomych, z którymi
utrzymywali by bliższe kontakty i dla wszystkich wydawało by się oczywiste, że
wybiorą się na ten bal razem, skoro pary były obowiązkowe, a pozostali
przyjaciele z ich paczki byli w związkach. Choć może sytuacja wyglądała nieco
inaczej, gdy Albus i Mel robili sobie „przerwę”, ale przecież Malfoy nie poszedłby
na bal z Alem. Poczułaby się, jakby łamała jakąś niepisaną umowę między nimi, gdyby
przyjęła zaproszenie Krukona, nie wspominając już o tym, że nie tak dawno
Scorpius dał mu w twarz.
–
Bardzo mi miło, że mnie zapraszasz – zaczęła – ale niestety, miałam… inne
plany.
–
Tego się spodziewałem. – Westchnął. – Posłuchaj Rose. Nie odbierz tego źle,
ale… plotki szybko się rozchodzą. Wiem, że kiedy cię pocałowałem w Sylwestra,
Scorpius sprzedał Albusowi nieco fałszywe wytłumaczenie, dlaczego mnie uderzył, Dotarły
mnie słuchy, że obraziłem jego ojca, czy coś.
Rose
się skrzywiła. Albus musiał opowiedzieć Melody, a ona oczywiście nie potrafiła
zachować niczego dla siebie. Ostatecznie, skoro już uzgodnili taką wersję,
podejrzane by było, gdyby nagle przyznali, że Daniel ją pocałował i za to
dostał w twarz.
–
Byłem na tyle wspaniałomyślny, że nie zaprzeczałem tym plotkom. Nie wiem, co
takiego dzieje się między tobą i tym stukniętym albinosem, ale najwyraźniej
macie coś do ukrycia. Rozumiem to, i nie mówię nikomu prawdy. Kiwam głową,
robiąc z siebie jakiegoś uprzedzonego kretyna, zamiast opowiadać ludziom, że
tylko cię pocałowałem, a Malfoyowi odbiło. Ale mogę przestać to robić.
Dziewczyna
uniosła brwi i powstrzymała irracjonalną chęć ponownego złamania mu nosa.
–
Czy ty właśnie mnie zaszantażowałeś, żebym się z tobą umówiła?
Daniel
podrapał się po głowie i zerknął na nią ze skruchą.
–
Właśnie tak nie chciałem, żebyś to odebrała.
–
A jak niby miałabym… – zaczęła oburzona Rose.
–
Posłuchaj – przerwał jej. – Ja chcę tylko, żebyś dała mi szansę, dobrze? Chcę
mieć nieco więcej czasu, żeby pokazać ci, że jestem całkiem fajnym facetem.
Bardzo cię lubię i nie jest moim celem, żeby wchodzić w drogę waszym sekretom.
Nie jestem z tego dumny, ale postanowiłem posunąć się do postawienia ci takiego
warunku, bo widzę w tym swoją szansę. Cel uświęca środki.
Rose
zastanowiła się nad tym przez chwilę. Ustalili wspólnie, że nie powiedzą
nikomu, co zaszło w Sylwestra. Scorpius na pewno nie chciał, żeby wyszło na
jaw, jak potrafi stracić nad sobą panowanie z powodu takiej drobnostki, a
obrażanie jego rodziny z pewnością było już bardziej zrozumiałym powodem
agresji. Rose nie chciała, żeby ich przyjaciele pomyśleli, że coś ich łączy,
ale Scorpius z pewnością również tego nie chciał. To nie był tylko jej sekret.
Z pewnością mogła zdobyć się na tak niewielkie poświecenie, jak pójście na bal
z Danielem.
–
Dobrze – warknęła. – Pójdę z tobą na ten durny bal.
***
Wieść
dotarła do Scorpiusa dopiero następnego dnia, dzięki Mirandzie. Siedzieli
właśnie w Bibliotece, gdy przekazała mu tę cenną informacje.
–
Cholerny Żabojad – warknął, kiedy już przestał na chybił trafił wyrzucać z
siebie przekleństwa i widzieć świat na czerwono. Brunetka tylko przewróciła
oczami. – Jak ona mogła się na to zgodzić?
–
Czemu nie zaprosiłeś jej pierwszy?
–
Chciałem to zrobić po meczu, ale ona gdzieś zniknęła – westchnął. – Nie
przyszło mi do głowy, że ktoś może mnie wyprzedzić tak szybko.
Ktoś
usiadł obok niego. Odwrócił wzrok w tamtą stronę i uniósł brwi z zaskoczeniem,
widząc tam Albusa.
–
Minął dopiero jeden dzień – zauważył, podczas gdy jego przyjaciel wyjątkowo
agresywnie otworzył podręcznik do obrony przed czarną magią.
–
Wiem, stary – powiedział Potter. – Ale musimy złamać zasady, bo to pilne. Mam
do ciebie prośbę.
–
Jaką?
–
Musisz zabrać Melody na ten cholerny bal.
Scorpius
bardzo się cieszył, że akurat niczego nie spożywał, bo z pewnością by się
zakrztusił.
–
Mam zabrać na bal twoją dziewczynę?
Albus
streścił mu krótko sytuacje pamiętnikową.
–
Jesteś nienormalny – oznajmił Scorpius. – I dlaczego niby chcesz, żeby poszła
tam ze mną?
–
Przecież ja dostanę pierdolca, jeśli Melody pójdzie tam z kimś innym! –
wykrzyknął. – A o ciebie będę spokojny.
–
Nie klnij przy damie – poprosiła Miranda.
Albus
już otwierał usta, żeby przeprosić, gdy Scorpius zaczął rozglądać się demonstracyjnie,
a następnie zajrzał pod stół.
–
Czego szukasz? – zapytała dziewczyna.
–
Damy – wyjaśnił poważnie, wzruszając ramionami, za co zarobił cios w potylicę.
– Tak czy siak – zaczął, jak gdyby nigdy nic. – Wiesz, że jeśli ją zaproszę, to
ona przejrzy nas na wylot, prawda?
–
Tak – przyznał Potter.
–
Ale i tak się zgodzi – dodała Miranda. – Założę się, że zżera ją poczucie winy.
A ty możesz iść na bal ze mną – zaproponowała.
–
Tak właściwie, to świetny pomysł – zapalił się Albus. – A nuż będzie zazdrosna
i zobaczy jak to jest.
–
Po pierwsze, nie wiedziałem, że masz dwanaście lat – powiedział kwaśno
Scorpius. – A po drugie, Mel na pewno wie, że Miranda znacznie bardziej
interesowałaby się nią, niż tobą.
–
Mogę poudawać, że się nawróciłam – stwierdziła pogodnie dziewczyna. – Albo że
gram dla obu drużyn, jeśli wiecie co mam na myśli.
______________________________
Nie wiem, co mi ostatnio dolega, że nie
potrafię napisać rozdziału krótko i treściwie :P I pomyśleć, ze w pierwszych
postach ledwo umiałam dociągnąć do pięciu stron. No cóż, pracuję nad tym.
Ten konkretny bardzo przyjemnie mi się
pisało. Może poza meczem, jakoś tak niezręcznie.
Jak widzicie czeka nas jeszcze jedna
duża impreza i kończymy to niekończące się pasmo. Bardzo nie chciałam wpadać w
kliszę wiecznie imprezujących nastolatków, a tu proszę, jak mi się zbiegły :D
Ale niedługo to kończymy, a następna będzie wyjątkowa, bo rozdział będzie
ważny, oj ważny.
Rozdział z dedykacją dla ViviannePeverell :)
Zachęcam was serdecznie do komentowania
;*
PS. Szablonu niestety nadal nie mam więc
informacja z poprzedniej notki przechodzi na tą ^^
Najbardziej rozśmieszył mnie komenatrz Harolda co do włosów Albusa :D cierpię na amnezje i nie pamietam, ale czy H dał do zrozumienia Rose, ze on wie, ze jej sie podoba Scor? Bio to chyba jedyny człeczek, przed ktorym dziewczyna sie nie kryje. Az zdziwił mnie brak reakcji z jej strony. Co do H to mnie sie wydaje, ze on naprawdę zakochał sie w Carze i mam nadzieje, ze ona tez dojdzie do takiego wniosku. Co do Albusa nie powinien czytac pamiętnika swojej dziewczyny, choc niestety tacy wlasnie jesteśmy :p i pozniej dowiadujemy sie rzeczy, których wcale nie chcemy. Mam nadzieje, ze mu przejdzie, Really.
OdpowiedzUsuńRose i jej logika sa powalające. Nie pomyślała, ze malfoy bedzie jeszcze vadzizdj wściekły, jak sie dowie, zeknaidzie ba walentynki z tym cholernym Danielem. Wczssniej nic do niego nie miała, Le ten szantaż mnie wkurzył. Choc nie powiem,ze zupełnie go nie rozumiem, walczy chłopak na takie sposoby, na jakie potrafi... ale przegra, coz, koniec końców na pewno.
Rose powinna powiedzie Melody o tm, co czuje do Scora, mysle, ze by jej to pomogło. Totalnie mnie rozwalił jej słowotok, był przezabawny :D ciekawi mnie, jak ten bal będziesz wygladal :D No i co szykujesz w nastepnym ważnym rozdziale :p mam nadzieje, ze wiązce sie to z Rose i Scorem :p
Raczej Lily dała Rose i Scorowi do zrozumienia, ze Harold sie czegoś domyśla :D a Rose przyjęła to do wiadomości aczkolwiek odmawia podjęcia rozmowy na ten temat, bo wiadomo, jaka jest xd Haroldowo rzeczywiście zależy na Carze, choć nie ma jej sie co dziwić, ze zareagowała tak, a nie inaczej. Albus niestety zachował sie źle, no ale co poradzić, jest tylko człowiekiem.
UsuńRose rzeczywiście logikę ma tutaj dość wadliwa :D ale nie poker szczera sama ze sobą i nie widzi, co Scirpius do niej czuje, bo tak jest jej o wiele łatwiej. Czasem jak pisze to sama sie łapie za glowe o myśle Rose, ty kretynko xd
Do zwiedzania sie Mel jeszcze daleko :D
Cieszę sie, ze słowotok ci sie podobał xd a co do tych ważnych rzeczy, to nawet nie bede próbowała byc tajemnicza - oczywiście wiąże sie to z Rose i Scorem xd
Dziękuje serdecznie za oponie i pozdrawiam! ;*
Czuję niedosyt!!!!!! Dawno mnie tu nie było i teraz po przeczytaniu dwóch rozdziałów pod rząd mam chęć na więcej i więcej. Liczę na to, że w następnym rozdziale będzie jakaś super sweetaśna(xD) scena RosexScorpius, bo teraz cały czas coś im musi przeszkodzić :))) Szkoda mi Albusa i Mel w sumie też, bo sama byłam w podobnej sytuacji. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, szczególnie teraz po tych "roszadach walentynkowych" xDD i przepowiedni o ważnym rozdziale ^^ mam teraz w końcu WAKACJE :") i duuużo wolnego czasu, więc pewnie będę codziennie zaglądać tu z nadzieją na nową notkę xDD
OdpowiedzUsuńDużo weny, udanego tygodnia i w ogóle :))
Pozdrawiam
*KP
Hahah bedzie scena RosexScorpius, choc nie wkem czy sweetasna to dobre okreslenie, zobaczymy :D "roszady walentynkowe" - fantastyczne określenie, chetnie bym je sobie pozyczyla do rozdziału xd zycze ci udanych najdłuższych wakcji w życiu (bo skoro to już wakacje, to rozumiem ze maturki były? :D), nje zmarnuj wptych wspaniałych miesięcy, bo potem jest juz tylko gorzej! Xd (Lithine - Mistrz Pozytywnych Emocji). Dziekuje ci slicznie za opinie i pozdrawiam ;*
UsuńJeśli tylko "roszady walentynkowe" ci się przydadzą, to nie widzę żadnych przeciwwskazań xd
UsuńOj była matura, była i już w trakcie przygotowań planowałam co będę teraz robić, mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli:")
Pod koniec rozdziału miałam już gotowy komentarz w głowie, ale tu nagle... z dedykacją dla mnie! Uspokajam jednak, puste miejsce po komentarzu zajął uśmiech tak szeroki, że zmarszczki mimiczne gwarantowane (nie żałuję). Dziękuję ogromnie, czuję się zaszczycona :D
OdpowiedzUsuńCo do samego rozdziału, nie przejmowałabym się tym, że nie idzie Ci pisanie krótko i na temat - w niektórych przypadkach lepiej długo i na temat, a dla pewności dodam, że Twój przypadek zalicza się do takich.
Zaczynamy od "babskiego wieczoru" (bardzo przyjemny zwyczaj, tak swoją drogą) i nieskończonych pokładów cierpliwości z niemałą dawką akceptacji u Melody - z taką Rose nietrudno zwariować, szczególnie biorąc pod uwagę sekreciki, których istnienia nie potrafi ukryć. Jeżeli kiedykolwiek nie byłam przekonana co do mojej sympatii do panny Ogarniętej, wątpliwości już dawno rozwiane.
Potem mamy Harolda z jego Bractwem Świętych Włosów (czapki z głów) i wyznania Rose, chociaż nie jestem pewna, czy można ją tak określić, skoro została już przejrzana. A przynajmniej przez Harolda. Wszechobecna dawka humoru, wszechobecne rozterki i nieniknący zachwyt nad osobą Scorpiusa - czego chcieć więcej? Jak już przy Malfoyu, to muszę zaznaczyć, że Ty chyba też masz coś na puncie pięknych ludzi w opowiadaniach, ze szczególnym uwzględnieniem ich opisów. Tu jeden, tu drugi, zawsze się wciśnie i zawsze zachwyca.
Eliksiry i groźne spojrzenia Dracona wyszły po mistrzowsku, panika i aspołeczność Rose z jednej strony urocza, z drugiej zabawna... Ze Scorpiusem trzeba się zgodzić, bo jak jej tu nie kochać?
Pochłaniając (czy to odpowiednie słowo? W każdym razie bardziej mi pasuje niż "czytanie", jest takie bardziej... zachłanne? ) następny fragment, wreszcie doszukałam się tego, czego dosłownego wyrazu brakowało mi u Harolda - głębi. Chociaż już od początku było widać, że za tą ładną twarzyczką i szelmowskim uśmiechem kryje się całkiem niegłupia osóbka, w rozmowie Rose - Melody - Cara zostało to przekazane bardziej dobitnie. Bo Harold jest dobry, jest lojalny, ale ma swoje "dziwactwa" i opinię, którą usilnie pielęgnuje. Piękna postać, naprawdę piękna postać. Dziękuję za nią, bo czegoś takiego teraz potrzebuję - właśnie ukazania głębi.
Ach no, nie dramatyzujmy, mecz wcale niezręcznie nie wyszedł, a niegryfońskość Rose jest jak najbardziej zrozumiana (i może po cichu praktykowana, ale się nie przyznaję). Co do samego Daniela, jaki fajny facet zachowałby się w takiej sprawie po debilnemu? Podpowiem sobie, żaden. Przeklęty Krukon. Nie jestem pewna, co innego Rose mogłaby zrobić - o ile sama informacja o jakimś "iskrzeniu" nie pogrążyłaby Scorpiusa, wręcz przeciwnie, ewentualne plotki o jego atakach nie przysporzyłyby za wiele dobrego. Ładnie się to wszystko rozwinęło w bibliotece, Albus może być spokojny, bo nie dostanie "pierdolca", a sam bal okaże się zaskoczeniem dla nas wszystkich, znając Ciebie.
Podsumowując, rozdział godny uwagi i, najprościej w świecie, świetny. Tu dodałabym coś w stylu "jeden z lepszych", ale jak ma się ochotę tak napisać pod każdym, to chyba traci sens. A, co ja to..? Tak, zapomniałabym, rozdział dwudziesty drugi jest zdecydowanie jednym z lepszych.
Niech Moc, pozdrowienia i Wena będą z Tobą,
zaszczycona Vi
Hahah, cieszę sie, że ci to sprawiło przyjemność. Uwielbiam czytać twoje komentarze, więc wiadomo, że musiałam zadedykować ci rozdział :D
UsuńTo racja, że z Rose łatwo by było zwariować. Postawa Melody jest fajna, zwłaszcza, że poza tym jednym scorpiusowym szczegółem, dziewczęta nie mają przed sobą tajemnic. Choć nie będę spojlerować i nie zdradzę, jaka będzie reakcja Mel, kiedy już jakaś wieść do niej dotrze :)
Cieszy mnie bardzo, że Bractwo Świetnych Włosów zasłużyło na czapki z głów :D
Rose niestety, tak jak to przeczuwała Lily, została przez Harolda przejrzana ;p I dokładnie tak jest, masz rację, jestem niepoprawną estetką i mam wielką słabość do pięknych ludzi. Ostatnio wysypało się tyle tych "złych fanfików" i przez to mamy epidemię tak zwanych Mary Sue (nie pamietam jak zwany jest męski odpowiednik) i ludzie się tak czepiają, że wszyscy bohaterowie piękni jak w brazylijskiej telenoweli... ale co ja poradzę, nie lubię czytać o brzydkich głownych bohaterach, a już tym bardziej o nich pisać :D I uwielbiam przelewać na klawiaturę to, jak widzę w mojej głowie pięknego Scorpiusa :D Więc ostatecznie troche lubię tę swoją słabość...
Groźych spojrzeń Dracona nadejdzie więcej :D I cieszę sie, ze jeszcze nie wyszłam z wprawy przy pokazywaniu aspołeczności Ro.
Nie wiem, czy "pochłaniając" to dobre słowo, dla mnie jest wspaniałe i wywołuje uśmiech na twarzy, w przypadku takich komentarzy :D
Bardzo mnie cieszy, ze udało mi się nadać Haroldowi troche głebi i że zostało to przed ciebie zauważone :) Teraz pozostaje tylko naprowadzić Harolda na właściwą drogę i uświadomić mu, że pielęgnowanie tej opinii nie koniecznie działa na jego korzyść.
Cóż Daniel niestety na dłuższą metę chyba nie da sie lubić, ale nie chcialam, żeby zachował sie jak złośliwy stalker, więc zapakowałam ten szantaż w taką na siłe sympatyczną otoczkę, bo inaczej wyszedłby zbyt demoniczny, jak na charakter tego opowiadania :d No i nawet jeśli plotki o "iskrzeniu" nie pogrążyłyby go zbytnio, to Rose chciala zachować sie w porządku i wzięła pod uwagę, że nie wie, czy by sobie tego życzył. Ach, głupiutka Rose :D
Dusza ma śpiewa zwycięskie pieśni, bo cieszy się, że rozdział ci sie podobał.
Dziękuję ci serdecznie za opinię i pozdrawiam <3 i oczywiście wzajemnie życzę, byc Moc i Wena cię nie opuszczały!
Mówisz, że to długi rozdział, ale ja mam zawsze wrażenie, że jest krótki... Zaczniesz czytać, a tu nagle koniec i szukam jak głupia ciągu dalszego :P
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział był bogaty w przeróżne wątki i mam nadzieje, że napiszę o wszystkim, heh...
Może zacznę od naszej słodkiej pary. Rose była przezabawna, gdy tak gubiła się w słowach. Cały czas się uśmiechałam do ekranu, jak tak podziwiała muskulaturę Scorpiusa. Aż zastanawiałam się, co ten boroczek sobie pomyśl xD No i wygląda na to, że był naprawdę zafascynowany tym, jak Rose łamie się głos i uważa, że jest ładny. Aż jestem ciekaw, jak na to wszystko wypowie się Draco, bo po minie można było wywnioskować, że raczej zadowolony nie był...
I ta przezabawna uwaga Harolda na temat włosów: "Bractwo Świetnych Włosów: xD
O, i bardzo smutno mi, że związek Ala i Melody przeżywa kryzys. Mam nadzieje, że jakoś to sobie wyjaśnią, może na tym przyjęciu walentynkowym? Zaiste, Albus mógł się wkurzyć, że wszyscy wybierają Jamesa zamiast niego... To mi trochę przypomina sytuację z Darów Anioła, gdzie Jace zawsze był podziwiany, a Alec nie xD Melody musi się postarać, aby przeprosić chłopaka... choć co prawda jej zauroczenie było dawne i trwało krótko, więc... no liczę, ze Al się opamięta :)
I zaczyna mnie ten Daniel wkurzać! :( Szantażem wybawił Rose na przyjecie walentynkowe. A widzę Scorpius nie jest z tego powodu zadowolony... Oj, chyba znów poleje się krew ;P
Myślę, że wszystko napisałam, to co trzeba :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Hahah, to chyba znaczy, że mimo długości był interesujący, więc się cieszę ^^
UsuńTak, Scorpius był wręcz zachwycony tym, jak Rose nazywa go ładnym. A Draco może i nie tryskał entuzjazmem, ale troche go też bawi ta ironia losu... zresztą, jeszcze cię zaskoczy! :D
Al i Melody potrzebują troche czasu, zanim sobie cokolwiek wyjaśnią, a impreza walentynkowa nie będzie środowiskiem sprzyjającym poważnym rozmową. Zresztą, mam juz mniej-więcej zaplanowane, jak to się między nimi rozegra i mam nadzieję, że cię nie rozczaruję :) Al zawsze żył trochę w ciebiu starszgo brata, czego nie zawsze da się uniknąć, mając starsze rodzeństwo, ale warto też dodać, że biedny Albus trochę podkręcił ten problem w swojej głowie :) No i niestety oboje są trochę winni - Albus nie powinien czytać pamietnika Mel, a ona za to powinna już dawno wspomnieć mu o tym zauroczeniu
Co do lania krwi nie zdradzę za wiele :D bohaterowie, których niby sama kreuję czasem zaczynają żyć własnym życiem, więc nie ręczę za Scorpiusa, ale próbuję do trochę zresocjalizować xd
Dziękuję ślicznie za opinię i pozdrawiam!
Aha, czyli powiadasz, że dziewczyny piją wino od 3 klasy... Ale patologia xddd
OdpowiedzUsuńRose unikając niewygodnych dla niej tematów w rozmowie z najbliższą przyjaciółką, to naprawdę nic nadzwyczajnego :D
Nie Rose, Scorpius w ogóle nie jest przystojny, oczywiście pomijając tę trzyakapitową wyliczankę wszystkich jego atrakcyjnych cech xd
" No dobra – przyznał niechętnie. – Jako współczłonek Bractwa Świetnych Włosów, przyznaję, że cenię i podziwiam sposób, w jaki układa swoje włosy i pragnę pogratulować mu bardzo dobrych genów i zdrowych mieszków włosowych." - Boże, ja go uwielbiam po prostu! W ogóle cała dyskusja o włosach wymiotła :D Mam takie wrażenie, że to bractwo to dziecko chwili i dużego ego Harolda, co nie? xddd
Ojoj, co z Albusem? Mam nadzieję, że to tylko tęsknota za Malfoyem, a nie nic poważnego ani jakieś problemy z Mel :(
Pamiętaj, Potter! Zawsze możesz porozmawiać ze mną! <3
"Rose nigdy nie próbowała udawać, że rozumie to całe zamieszanie wokół quiddiTcha."
Cały ten słowotok i zagubienie Rose były po protu urocze :D Podczas czytania fragmentu non-stop szczerzyłam się do ekranu i chichotałam pod nosem. Widać, ze na nią też hormony w pewien sposób wpływają xd
A "Chłopcy i ich miotły" już całkowicie wygrało hahahahah Kocham takie dwuznaczności :D Chyba, że nie było tam nic zbereźnego, w takim razie to ja wyjdę na zboczuszka xd
HahHAHAHAHAHAHAHAH, popis aktorski Rose i Melody jest kolejnym zwycięzcą rozdziału! Wyobraziłam sobie to wszystko i tak sobie rechotałam, że cieszę się, że byłam sama w pokoju, bo jakakolwiek osoba, która byłaby obecna, pomyślałaby, że oszalałam :D <--- Dżizas, przecinki aż bolą xd
"Narcystyczny przystojny i błyskotliwy, mający w zasięgu ręki połowę dziewcząt w tej szkole, nonszalancki, zły chłopiec i… i… – zawahała się, sfrustrowana." - brakuje przecinka na początku zdania ;)
No weź Cara, nie miej żadnych wątpliwości co do Harolda, bo ja go sobie wezmę jak ty nie chcesz :P
Mam nadzieję, że Albus zmądrzeje. Ja rozumiem, męskie ego, no ale żeby się tak przejmować sprawą sprzed 3 lat? Potter, ogarnij się, proszę cię bardzo!
"– I dlatego związki są głupie" - Święte słowa!
Jestem dziwna, ale śmieszy mnie fragment o tym, że wiatr czochrał włosy Malfoya xddd
UsuńPałkarz idealnie pasuje do morderczej Lily :DDD
"– Wygląda na to, że jednak geny były dla niego łaskawe, prawda, panie profesorze? – rzuciła. Draco już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, gdy Rose została odciągnięta na bok." - Jaki pocisk! hahah
"– Możemy porozmawiać? – zapytał Daniel Dufrage, uśmiechając się do niej ciepło.
- Eee, nie - twardo odpowiedziała Rose, odpychając Daniela i biegnąc pogratulować Scorpiusowi." - tak to powinno wyglądać, droga Lithine. :D Z góry przepraszam za zły zapis dialogów ;)
W sumie szkoda mi by było, gdyby Slytherin wygrał z Gryffindorem, ale przy takim układzie nie jest mi wcale smutno xd
W trakcie czytania fragmentu z Danielem dosłownie szczęka mi opadła! JAK TEN FIUTEK ZA PRZEPROSZENIEM ŚMIE W OGÓLE COŚ TAKIEGO ROBIĆ?! PRZECIEŻ TO NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z JAKĄKOLWIEK GODNOŚCIĄ! PARSZYWY ŻABOJAD! PSUJE IDEALNY BAL SCOROSE! MAM PLAN! TEGO, ŻE ROSE Z NIM IDZIE JUŻ NIE ZMIENIMY, ALE NIECH NA BALU PRZEBYWA WYŁĄCZNIE Z MALFOYEM <3 A DANIEL MOŻE SOBIE TYLKO POPATRZEĆ NA NICH Z ZAZDROŚCIĄ BUAHAHAHHAHA Dobra, koniec wybuchu. Rozumiesz, każdemu się zdarza :D
"– Przecież ja dostanę pierdolca, jeśli Melody pójdzie tam z kimś innym! – wykrzyknął. – A o ciebie będę spokojny." - Ależ zazdrośnik z tego Ala :D <3
"Albus już otwierał usta, żeby przeprosić, gdy Scorpius zaczął rozglądać się demonstracyjnie, a następnie zajrzał pod stół.
– Czego szukasz? – zapytała dziewczyna.
– Damy – wyjaśnił poważnie, wzruszając ramionami, za co zarobił cios w potylicĘ. " - Oj, Malfoy, grabisz sobie xddd
To jak, Potter idzie z Mirandą? :D Tak czytam dalej i widzę, że niezły wróżbita Maciej ze mnie xd
"– Mogę poudawać, że się nawróciłam – stwierdziła pogodnie dziewczyna. – Albo że gram dla obu drużyn, jeśli wiecie co mam na myśli." - Haha, Mirandę też uwielbiam. Tu powinien być jeszcze jakiś znaczący gest albo mrugnięcie :D
No cóż, lecę do następnego rozdziału! I nie martw się tym, że za długie, takie są idealne <3
Jedyną wadą jest to, że muszę przewijać długo, kiedy wracam do poszczególnych fragmentów podczas komentowania. Ale co to jest przy całej reszcie? :D
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya
PS I znowu za długi komentarz walnęłam xd
Hahah nie no, oczywiście nie chodziło mi o to, że piją wino od 3 klasy, tylko od 3 klasy urządzają sobie wieczorki xd wino dołączyło do tego rytuały w stosownym czasie ;p
UsuńTak, trzeba dużcyh pokładów cierpliwości, żeby radzić sobie z taką przyjaciółką jak Ro
Owszem, bractwo jest wytworem dzikich fantazji Harolda, chcącego, żeby jego wspaniałe włosy były częścią jakiejś ekskluzywnej grupy ;p
hahah miło mi, ze udało mi się wywołać twój chichot :D "Chłopcy i ich miotły było dokładnie taką dwuznacznoscią o jakiej pomyślałaś, więc wszystko z tobą w porządku. Albo ze mną jednak nie :D
Wspaniale, ze popis aktorki dziewczyn ci zaimponował, Rose się skupia na malarstwie, a wszystko wskazuje na to, że powinnam je obie wysłać do szkoły aktorskiej xd
O Harolda zawsze mozesz z Carą zawalczyc, jestem pewna, że byłby zachwycony xd
Wiem, wiem, jeśli moja Lily idealnie pasuje do jakiejś pozycji na boisku, to właśnie do pałkarza xd
Dobrze wiedzieć, że pociski Rose trzymają formę :D A co do tego, jak powinna odpowiedzieć Danielowi, to niestety, nie może być tak łatwo xd
Hahah uwielbiam twój wybuch gniewu na Daniela, zwłaszcza to złowieszcze "BUAHAHAHHAHA" na końcu. Daniel posikałby się ze strachu przed tobą :D
I cieszę się, że Mirandę też uwielbiasz :D
Dziękuję ślicznie za opinię i zaznaczenie błędów ;*
ps. Nie istnieje coś takiego jak za długi komentarz! <3
Słowotok Rose jest przezabawny, jak juz sie rozpędzi, to nie da sie zatrzymać :D aczkolwiek to było chyba apogeum jej niezręczności i umiejętności narobienia sobie wstydu!
OdpowiedzUsuńLubie Harolda i Care, mam nadzieje, ze sie miedzy nimi ułoży. No i jeszcze Mel i Albus, moim zdaniem to ona powinna zrobić awanturę jemu, za czytanie jej pamiętnika. Nie ma to jak byc dorosłym i kłócić sie o rzeczy sprzed lat.
Rose jako zdrajca, haha. Ale w sumie chyba można jej tę małą zdradę wybaczyć na rzecz Scora, prawda?
Daniel to jednak dupek, szantaż jest karalny! Nie dziwie sie Rose, ze chce chronić Scorpiusa, ale nie powinna tak łatwo ulegac ;_;
Albus naprawde baaaaardzo przesadza, jak dla mnie, to Melody powinna isc z kimś zupełnie innym, zeby zobaczył, jakim jest kretynem.
Tak, dokłądnie, apogeum to dobre słowo :D Aż tak zenujące sytuacje rzadko się zdarzają komukolwiek xd
UsuńZgadzam się, Mel zdecydowanie zbyt łagodnie podchodzi tutaj do Albusa, bo sama jest bardziej poszkodowana. Ale miłość sprawia, że robimy głupie rzeczy :P
Rose wybaczyła zdradę samej sobie, jak tylko zobaczyła jaki Scor jest szczęśliwy :D
Rosie trochę spanikowała, więc, z braku lepszego planu, zgodziła się. Kto wie, może zgłosi ten szantaż odpowiednim służbom :D
Dziękuję za opinię i pozdrawiam! ;*