– Zaraz
się spóźnimy! – krzyczała Melody, biegając po pokoju i siejąc panikę. – Masz
wszystko?! Niczego nie zapomniałaś?!
–
Przestań wrzeszczeć! – odkrzyknęła Rose, wrzucając do walizki nie poskładane
naręcze ubrań. – Błagam cię, Mel, uspokój się. Mamy się tam przenieść przez
kominek, który przecież nie ucieknie! To nie Błędny Rycerz.
–
Ale punktualność jest cnotą dobrze wychowanego czarodzieja! – warknęła. –
Niczego nie zapomniałaś? – powtórzyła, widząc, że Rose w końcu zamyka i zapina
swój kufer, wrzucając jeszcze do niego w locie kosmetyczkę.
–
Nie, wariatko, mam wszystko – zapewniła spokojnie Rose.
–
Nie mogłaś spakować się wczoraj, zamiast na ostatnią chwilę? – zniecierpliwiła
się Mel. Rose wzruszyła ramionami.
–
A może od razu powinnam spakować się tydzień temu, jak ty? – zakpiła Rose,
szturchając przyjaciółkę łokciem.
Razem
zeszły do Pokoju Wspólnego, a potem pomogły sobie nawzajem przerzucić kufry
przez dziurę pod portretem.
–
Czekajcie! – usłyszały, gdy już miały zamknąć za sobą obraz. Odwróciły się obie
i ujrzały Albusa, wlokącego za sobą swój bagaż. – Tak właśnie myślałem, że
przez Rosie będziecie spóźnione – oznajmił, dysząc ciężko.
–
Bo akurat ty miałeś wszystko dopięte na ostatni guzik już dawno temu –
prychnęła Rose, przewracając oczami.
–
A dokąd to się wybieracie? – zawołała za nimi Gruba Dama, zerkając z
ciekawością na ich kufry.
–
Na imprezę! – Odparła Rose, zerkając na nią przez ramie, po czym całą trójką
pomachali jej na pożegnanie.
–
Ciągle nie wierzę, że jestem zaproszona na to wesele – przyznała Melody,
poprawiając nerwowo włosy. Dzisiaj miała po raz pierwszy oficjalnie zostać
przedstawiona rodzicom Albusa jako jego dziewczyna. Rose wyobrażała sobie, że
może być trochę niezręcznie, bo w końcu wielokrotnie spędzała wakacje u Rose,
zatem bardzo często widywała Potterów. Nic wówczas, przynajmniej w oczach
Harry’ego i Ginny, nie wskazywało na to, że Melody może zostać ich potencjalną
synową. Weasley starała się dodać przyjaciółce odwagi, ale potrafiła zrozumieć
jej lęk. Wujek Harry nie stanowił żadnego problemu, ale ciotka potrafiła być
nieco zaborcza, gdy w grę wchodził którykolwiek z jej synów. Z tego co Rose się
orientowała, James obawiał się jej reakcji na tyle, że nigdy nie przedstawił
rodzicom żadnej dziewczyny.
–
Oczywiście, że jesteś – powiedział oburzony Albus, całując ją w policzek.
–
Jako osoba towarzysząca – przypomniała mu Mel, marszcząc brwi.
–
I co w tym takiego – zapytała Rose. – Harold idzie tylko dlatego, że jest osobą
towarzyszącą Cary i jakoś się tym nie przejmuje.
–
Harold nie przejmuje się niczym – zauważyła rozsądnie brunetka.
Lily,
Scorpius i Harold czekali na nich przy wejściu do gabinetu dyrektorki, przy
czym rudowłosa tupała niecierpliwie nogą o posadzkę, zerkając demonstracyjnie
na zegarek.
–
Jesteśmy już pięć minut spóźnieni – zauważyła kwaśno, gdy w końcu Albus podał
gargulcowi hasło i całą szóstką wtoczyli się na schody.
–
Merlinie, Lily, to nasi rodzice, nie Wizengamot – westchnął Albus, odbierając
Melody jej kufer i wciągając go po schodach.
Harold
zapukał do drzwi McGonagall.
–
Proszę!
Dyrektorka
spojrzała na nich surowo, gdy wszyscy weszli do jej gabinetu, jednak nie
skomentowała spóźnienia. Podeszła do kominka i zdjęła z niego misę wypełnioną
zielonym proszkiem.
–
Pamiętajcie proszę – zaczęła – że to wyjątkowa sytuacja i rodzinne święto nie
zwalnia was ze szkolnych obowiązków – ostrzegła, podając Rose proszek fiuu.
Rudowłosa wzięła niewielką garść. – Kiedy po weekendzie wrócicie do szkoły, nie
chcę słyszeć od innych nauczycieli, że macie jakiekolwiek zaległości. Czy to
jest jasne?
Kiwnęli
głowami, pomrukując zgodnie. Rose wrzuciła swój kufer do kominka po czym sama
stanęła obok niego.
–
Do zobaczenia na weselu, pani profesor – powiedziała pogodnie. Dyrektorka
zacisnęła usta, ale Rose dostrzegła wesoły błysk w jej oku.
–
Do zobaczenia, panno Weasley – odparła po chwili.
–
Muszelka! – krzyknęła Rose, upuszczając proch u swoich stóp. Wszystko
zawirowało, a ona zamknęła oczy.
Gdy
w końcu świat wokół niej znieruchomiał, a mdłości zaczęły ustępować, uchyliła
powieki i wygramoliła się z kominka, prosto do przestronnego, jasnego salonu
wujka Billa i ciotki Fleur.
– Rosa! – krzyknął ktoś śpiewnym głosem.
Rose rozejrzała się i oczom ukazała się jej piękna kuzynka, Victorie. Chwyciła
ją w swoje szczupłe, długie ramiona, a Rose nagle poczuła się bardzo
nieatrakcyjna. Odwzajemniła uścisk z uśmiechem. Victorie i Dominique, ze swoimi
złocistymi włosami, szczupłymi sylwetkami i nieskazitelną skórą zawsze
sprawiały, że Rose czuła się w ich towarzystwie nieco zazdrosna. Przez
siedemnaście lat zdążyła się przyzwyczaić do tego uczucia i nauczyła się nie
czuć pogardy do samej siebie, gdy się pojawiało. Któżby nie był zazdrosny?
Nawet ich brat, Louis, był bardzo onieśmielający z tymi swoimi ciemno–rudymi
włosami i tatuażami.
Weasley
doszła do wniosku, iż dobrze się stało, że zarówno Dominiqe i Louis uczęszczali
do Beauxbatons, bo całkiem możliwe, że popadłaby w głębokie kompleksy, gdyby
miała widywać ich codziennie przez dziesięć miesięcy.
–
Cześć, Victorie – wydyszała Rose, gdy kuzynka w końcu ją puściła i pozwoliła
zaczerpnąć powietrza. – Jak tam nerwy? – zagadnęła.
Vic
westchnęła ciężko i przerzuciła swoje złociste włosy przez smukłe ramię.
–
To jakaś kompletna catastrophe, Rosa! – krzyknęła, obejmując kuzynkę i
prowadząc ją w stronę kuchni, skąd dochodziły pomieszane głosy pozostałych
członków rodziny. – Nic nie idzie zgodnie z planem, nie wszyscy goście
potwierdzili zaproszenia – trajkotała. – A Teddy zamówił sobie żółty garniture i nawet mi o tym nie
powiedział!
Przekroczyły
próg kuchni, a oczom Rose ukazała się cała chmara rudowłosych (z kilkoma
wyjątkami) głów, które natychmiast zwróciły się w ich kierunku, po czym ich
właściciele zaczęli, wszyscy naraz, wykrzykiwać powitania i pozdrowienia.
–
Mówiłem ci, Vic, że garnitur będzie musiał pasować do moich zielonych włosów –
wtrącił Teddy, który najwyraźniej słyszał końcówkę ich rozmowy. „Przejął” Rose
z ramion Victorie i uścisnął ją mocno.
–
Teddy, błagam cię! – jęknęła blondynka. – Nie wolno ci mieć zielonych włosów na
naszym ślubie, rozmawialiśmy o tym!
Teddy
odpowiedział jej wzruszeniem ramion, na co blondynka prychnęła wyniośle i
wybiegła z kuchni.
–
To zbyt zabawne, takie droczenie się z nią – powiedział z uśmiechem,
przeczesując dłonią swoje, dzisiaj niebieskie, włosy. – Nie mogę się
powstrzymać. A mój garnitur jest czarny.
–
Uważaj, bo jeszcze „wdroczysz” się w odwołanie wesela – ostrzegła Rose,
szturchając go w żebra.
–
Rosie, skarbie! – wykrzyknęła Hermiona, która pojawiła się znikąd i porwała
córkę w ramiona. Wepchnęła ją z powrotem do salonu, odsuwając na bok
rozbawionego Teddy'ego.
Przy
kominku już stali Albus z Melody. Jak na zawołanie, po chwili do salonu wszedł
Ron, w towarzystwie Harry’ego i Ginny.
Po
wymienieniu wszystkich niezbędnych uścisków i uprzejmości, Ginny przeniosła
wyczekujące spojrzenie na Albusa, zerkając też znacząco na złączone dłonie jego
i Melody.
–
Eee... Mamo, tato – zaczął nieskładnie Al. – To moja dziewczyna, Melody. Którą
już znacie, więc… – wymamrotał, przestępując z nogi na nogę.
–
Miło cię znów widzieć, Melody – powiedział Harry, uśmiechając się ciepło do
brunetki. – Zaniosę wasze kufry do pokoju, w którym będziesz spać razem z Rose
– zaproponował, a następnie spojrzał wyczekująco na swoją żonę. Ginny
zmarszczyła brwi, po czym przywołała uśmiech na twarz.
–
Napijecie się czegoś? – zapytała uprzejmie, po czym objęła nieco przestraszoną
Melody ramieniem i zaczęła ją ciągnąć w stronę kuchni. – A więc powiedz mi,
Melody: jakie masz plany na przyszłość?
Rose
zauważyła jeszcze, jak wujek Harry szturcha lekko swoja żonę łokciem, gdy razem
z nią wyszedł z salonu.
–
A twój brat, Rosie? – zapytał Ron, mierzwiąc włosy córki po raz trzeci, odkąd
ją zobaczył. – Kiedy nas zaszczyci swoją obecnością?
–
Jest umówiony z profesor MdGonagall na ósmą wieczorem – wyjaśniła, uciekając
dłoni ojca. – My zebraliśmy się od razu po lekcjach, ale on ma jeszcze szlaban,
za to, że…
–
Nie – przerwała jej Hermiona. – Obiecałam sobie, że przez ten weekend nie będę
się denerwować, wiec nawet nie chcę wiedzieć. Rozprawię się z nim później.
Płomienie
znowu błysnęły zielenią, a po chwili pojawiła się w nich wirująca, blond–włosa
postać.
–
Dzień dobry – powiedział Scorpius, przestępując z nogi na nogę i odruchowo
stanął tuż przy Rose.
Scorpius
początkowo miał pojawić się dopiero na samym weselu, wraz z rodzicami, którzy
byli zaproszeni. Albus, z uwagi na to, że całą zgrają wybierali się wcześniej,
żeby pomóc w przygotowaniach i spędzić trochę czasu z krewnymi, poprosił
rodziców, żeby jego przyjaciel mógł do nich dołączyć. Harry i Ginny zawsze
lubili Scorpiusa, więc, naturalnie, nie mieli z tym żadnego problemu. Rose
postanowiła zaproponować Haroldowi, aby do nich dołączył, bo narzekał, że czuje
się wykluczony, mimo że Cara miała się do nich przyłączyć dopiero w sobotę,
przenosząc się z Hogwartu wraz z ojcem.
Kiedy
blondyn wyszedł z kominka, w salonie na chwilę zapadła niezręczna cisza, która
jednak nie trwała długo. Hermiona jako pierwsza odzyskała rezon.
–
Dzień dobry, panie Malfoy – powiedziała z uprzejmym uśmiechem. – Miło cię znów
widzieć.
–
Mnie również, pani Weasley – odparł chłopak, rozluźniając się nieco. – Ale
proszę mówić mi Scorpius.
Rose
nie miała pojęcia, dlaczego jest taka zestresowana. Jakie to miało znaczenie,
czy jej rodzice będą lubić Scorpiusa? Z jakiego powodu jej na tym zależało?
Rzuciła szybkie spojrzenie na swojego ojca, który mierzył nowo przybyłego
niechętnym spojrzeniem.
–
Och, a ty mów mi Hermiona – zaproponowała szybko jej matka. – W tej rodzinie
jest zdecydowanie zbyt wiele pań Weasley, tak będzie znacznie wygodniej.
Wszyscy
zwrócili się wyczekująco w stronę Rona. Zamrugał kilka razy.
–
Eee… a mi możesz mówić „Pan Weasley” – powiedział, nadal taksując chłopaka
wzrokiem. Wydawało się, że fakt, iż stoi tak blisko jego córki, że prawie jej
dotyka, nie umknął jego uwadze. Scorpius chyba również to zauważył, bo
odruchowo zrobił krok w tył. Nie poprawiło to sytuacji.
Na
szczęście, atmosferę rozluźnił Harold, który właśnie wypadł z kominka.
–
Cześć, rodzinko – rzucił, mrugając łobuzersko do Hermiony, która obdarzyła go
karcącym spojrzeniem.
–
I pomyśleć, że kiedyś chciałaś, żebym się z nim umówiła – skomentowała Rose,
przewracając oczami.
–
To było zanim poznałam jego nietuzinkowy styl bycia – skomentowała Hermiona,
uśmiechając się do niesfornego przyjaciela córki. – Witaj, Haroldzie. Jak ci
mija rok szkolny?
–
Zna mnie pani – odparł brunet, wzruszając ramionami. – Jak zwykle błyszczę na
każdym polu.
–
Zabawne, bo ilekroć o ciebie pytamy, Rosie mówi, że znów ledwo zdałeś do następnej
klasy – skomentował Ron, klepiąc Harolda przyjacielsko po plecach. – Dobrze, że
ustaliliśmy początek jej randkowania na trzydziesty rok życia – dodał,
spoglądając znacząco na Scorpiusa. Blondyn przełknął głośno ślinę, a Rose
zamknęła oczy i wzięła kilka uspokajających wdechów.
–
Czy możemy już… – zaczęła Rose, ale przerwało jej ponowne zazielenienie się
płomieni i występująca z nich Lily. Przebiegła wzrokiem po wszystkich
zgromadzonych w pokoju.
–
Jak miło, że kochający rodzice postanowili mnie powitać po czterech miesiącach
rozłąki – stwierdziła zgryźliwie.
–
Musisz im wybaczyć, Lil, moja psychiczna siostra jest zajęta torturowaniem
nowej dziewczyny Ala, a twój ojciec
chyba chce trzymać ją w ryzach – wyjaśnił Ron, przytulając siostrzenicę na
powitanie.
–
Jestem pewna, że nikt nie będzie nikogo torturował – oznajmiła rzeczowo
Hermiona. – Wystarczy tych pogaduszek. Może się mylę, ale chyba przyjechaliście
tu pomagać?
Przez
resztę dnia Rose zdążyła przywitać się z całą swoją obszerną rodziną. Wujek
Charlie przyjechał z Rumunii i dzielnie znosił docinki Rose o byciu wiecznym
kawalerem. Louis, który towarzyszył jej przy polerowaniu sreber (choć Rose nie
widziała żadnego sensu w doprowadzaniu domu do nienagannego porządku, skoro
goście nie mieli nawet do niego wchodzić) opowiedział jej o swojej pracy we
francuskim Ministerstwie Magii i zachęcał, żeby pomyślała o wyjeździe z Anglii
po zakończeniu szkoły. Mieszkał z siostrą w Paryżu i zapewniał, że w razie
potrzeby, znajdzie się tam dla Rose wolny kącik.
Rose
zaczęła poważnie o tym rozmyślać, kiedy została odesłana do pomocy przy
dekorowaniu drzwi wejściowych, gdzie dołączyła do niej Dominique, która szybko
zdusiła w zarodku jej rozważanie mieszkania z kuzynostwem.
– Rosa, dziecinko – powiedziała ciepło.
Zamiast wziąć własne białe kwiaty z koszyka, Dom zaczęła poprawiać te
porozwieszane przez Rose. – Jak miło cię widzieć! Świetnie wyglądasz. Choć
sporo przybyło ci w biodrach, odkąd się spotkałyśmy w lipcu – dodała, szczypiąc
wspomniane biodro.
Rose
zerknęła z lękiem w dół i szybko zbadała wzrokiem swój obwód. Dominique nie
była złośliwa, a przynajmniej nigdy nie miała tego na celu. Po prostu nie
posiadała absolutnie żadnego filtra i słynęła z natychmiastowego wypowiadania
na głos tego, co myśli. Rose przypomniała sobie Marco, który powiedział jej, że
jest najpiękniejszą istotą, jaką widział, jakieś trzydzieści sekund po tym, jak
ją poznał. Może ludzie z Beauxbatons po prostu byli bardzo bezpośredni? Ale
Louis też się tam uczył, a nigdy nie zdarzyło mu się zwracać takiej uwagi na
ludzkie niedoskonałości.
–
Dzięki, Dom – odparła Rose zgryźliwie, szukając czegoś, co mogłaby powiedzieć o
aparycji kuzynki, ale oczywiście nie znalazła na niej żadnej skazy. – Jak się
rozwija twój Salon Piękności?
–
Nie najlepiej – przyznała kuzynka, gdy wyrównała ostatnią warstwę kwiatów
założoną przez Rose, po czym płynnie przeszła do narzekania na konkurencyjny
rynek urodowy w światowej stolicy mody i wnikliwych pytań do Rose na temat
zawiłości ekonomicznych. Rose nie miała najmniejszego pojęcia o francuskiej
gospodarce, więc szybko ulotniła się do kuchni.
Ciotka
Fleur była wyjątkowo zrelaksowana, biorąc pod uwagę, że właśnie trwały
szaleńcze przygotowania do ślubu jej córki. Siedziała pośrodku tego chaosu i
popijała herbatkę uspokajającą, a wujek Bill masował jej ramiona.
–
Była trochę agresywna, więc razem z Teddym kazaliśmy jej się wyluzować –
wyjaśnił mężczyzna, kiedy Fleur ucałowała policzki Rose. – Kobiety wariują
przed ślubami…
Zanim
Rose zdążyła zapytać, w czym teraz mogłaby pomóc, babcia Molly zgarnęła ją na
bok.
–
Jakaś ty drobniutka, dziecko, jakby was tam nie karmili – stwierdziła,
trzymając wnuczkę za ramiona i spoglądając z dezaprobatą na jej figurę. – Może
przekąsisz w przerwie jakąś kanapeczkę, co?
Rose
natychmiast przestała martwić się o swoje biodra i uśmiechnęła się z
wdzięcznością do kobiety.
–
Nie jestem głodna, babciu – odparła. – Gdzie jeszcze trzeba pomóc?
Babcia
poklepała ją z uśmiechem po policzku i zaprowadziła na dwór, gdzie w rozstawionym
namiocie krzątali się pozostali Weasleyowie.
W
ogrodzie leżał śnieg, jednak ogromny namiot był odpowiednio ogrzany specjalnymi
zaklęciami, więc kiedy tylko Rose przekroczyła jego krawędź, poczuła się, jakby
weszła do pomieszczenia. Mimo że na zewnątrz powoli zapadał zmrok, pod dachem
wisiały setki światełek, zapewniających odpowiedni, przyjemny klimat. Kolumny
namiotu, sufit, oraz pokrowce na krzesła były błękitne, ale wszystko
przyozdobiono białymi kwiatami, czy to pnącymi się w górę, czy umieszczonymi na
oparciach, czy po prostu zawieszonymi w powietrzu.
Rose
zerknęła w dół. Parkiet również szokował nieskazitelną bielą, ale najwyraźniej
zabezpieczono go zaklęciem, ponieważ buty Rose nie zrobiły żadnych śladów ani
zadrapań. Błoto, które powinna ze sobą przynieść, gdzieś wyparowało.
–
Gdzie jest Melody? – zapytała Albusa, którego zauważyła wcześniej w głębi
namiotu, w towarzystwie Scorpiusa oraz Freda i Jamesa, który żonglowali
pomiędzy sobą kieliszkami do szampana, zamiast ustawiać je na stole w kształt
serca.
–
Kłóci się z organizatorką wesela – wyjaśnił Al., opierając się o stół z rękami
założonymi na piersi, nie spuszczając wzroku z kieliszków fruwających pomiędzy
starszymi chłopcami.
–
Jak to kłóci się z… – zaczęła Rose, ale przerwała, gdy zorientowała się, że
nikt nie zwraca na nią uwagi. – Przepraszam bardzo, ale czy tutaj dzieje się
coś ważnego? – zapytała, wpatrując się we fruwające szkło.
–
Ten z nas, który pierwszy upuści kieliszek, bierze na siebie odpowiedzialność
za dowcip, który szykujemy – wyjaśnił James, kontynuując żonglowanie, a Fred
przytaknął.
Rose
zachłysnęła się z oburzenia.
–
Dowcip?! Jamesie Potterze, moglibyście się powstrzymać od pajacowania w
najważniejszym dniu w życiu waszej kuzynki! Wszystko zepsujecie, przecież ona i
tak już odchodzi od zmysłów!
–
Ale to będzie miły dowcip – stanął w ich obronie Albus, a Rose zmrużyła oczy.
–
Jestem pewna, Al, że twoja dziewczyna by się zainteresowała tak
nieodpowiedzialnym podejściem do sprawy – skomentowała, a Albus głośno
przełknął ślinę. – A skoro będzie miły, to po co ktoś musi brać na siebie
odpowiedzialność?
–
Bo nasze matki i tak się wściekną – pospieszył z wyjaśnieniem Fred. – Takie już
są. To chyba coś w rodzaju hobby… – kontynuował, ale najwyraźniej nie miał
takiej podzielności uwagi, jak James. Kieliszek wyślizgnął się z jego palców i
robił z trzaskiem o ziemię.
–
Aha! – wykrzyknął James, wyrzucając pięść w powietrze w geście zwycięstwa.
–
Chłopcy, co tam się dzieje? – zainteresował się dziadek Weasley, przywołany
przez hałas.
Rose
przewróciła oczami i usunęła się ze sceny, nie chcąc być powiązana z wywołanymi
przez chłopców szkodami. Jasne, szkło nie było warte miliony, ale czy oni sobie
wyobrażali, że kieliszki rosną na drzewach?
–
Rose? – zagadnął znajomy głos. Odwróciła się i ujrzała Scorpiusa, który za nią
podążył. Unikała patrzenia mu w oczy.
–
Hmm?
–
Żebyśmy mieli jasność. To ja nie odzywam się do ciebie czy ty do mnie?
Mimowolny
uśmiech wpełzł na jej usta, a ona w końcu uniosła wzrok.
–
Nie wiedziałam, że któraś z tych dwóch opcji miała miejsce – odparła.
Scorpius
westchnął i podrapał się po karku, wyraźnie zawstydzony.
–
Posłuchaj, Rose, przepraszam za to zamieszanie na imprezie Sylwestrowej. Nie
wiem co mi odbiło i wiem, że byłaś zakłopotana, ale… hm. Było mi naprawdę
głupio i nie bardzo wiedziałem, jak mam z tobą rozmawiać…
Rose,
zaskoczona, uniosła brwi. Nie spodziewała się przeprosin. Oczywiście, była na
niego trochę zła za tę scenę, ale, oprócz tego, od imprezy dręczyły ją straszne
wyrzuty sumienia. Jakby nie dała się ponieść chwili i koncentrowała się na swoim
otoczeniu, zamiast zastanawiać się czy powinna rzucić się na Scorpiusa, może
mogłaby to wszystko powstrzymać. Daniel by jej nie pocałował, a Scorpius nie
pokazałby się połowie uczniów Hogwartu, ze swojej najgorszej strony.
–
Emm… Przeprosiny przyjęte – wymamrotała. Scorpius przyglądał się jej dziwnie.
–
Nie spytasz, dlaczego to zrobiłem? – zapytał, robiąc krok w jej kierunku.
Odpowiedziała
mu milczeniem, a chłopak nagle zrobił się sfrustrowany. Zmarszczył brwi i
wyglądał, jakby ledwo powstrzymywał się przed prychnięciem.
–
Naprawdę musisz bać się wszystkiego? – zirytował się. – Nie próbujesz się
niczego dowiedzieć, bo jesteś zbyt przerażona, żeby poznać prawdę?
–
Wcale nie o to chodzi! – Odwarknęła Rose. – Nie pomyślałeś, że może po prostu
nie mam ochoty znowu się z tobą
kłócić? Że nie mam ochoty wygarniać ci całego tego oczywistego elaboratu, o
tym, że nie masz prawa decydować o tym, kto mnie całuje? Że nie jestem twoją
własnością, twoją dziewczyną, ani niczym, co usprawiedliwiałoby twoją reakcję?
Chyba sam na to wpadłeś, skoro mnie przepraszasz!
Jego
twarz wygładziła się nieco, co zaskoczyło i zniechęciło Rose, bo dopiero się
rozkręcała.
–
Okej – przyznał. – Coś w tym jest.
– Coś w tym jest? – oburzyła się. – Tylko,
jeśli mówiąc coś, masz na myśli
stuprocentową rac…
–
Dobra, dobra! – przerwał jej szybko, unosząc dłoń do góry. – Zrozumiałem. Masz
rację. Nie mogę się złościć, gdy ktoś cię całuje. Jeszcze.
Rose
już miała na końcu języka złośliwą odpowiedź, ale przygryzła wargę, żeby powstrzymać
się przed artykulacją.
–
Jak się wytłumaczyłeś Albusowi? – zagadnęła. W końcu to właśnie jej kuzyn
został po wszystkim ze Scorpiusem, żeby go uspokoić i, najprawdopodobniej,
wygłosić kazanie. Wrócili do Pokoju Wspólnego jakąś godzinę później, wyglądając
jakby nigdy nic się nie wydarzyło.
–
Powiedziałem, że Żabojad powiedział coś obraźliwego…
–
Nie powinieneś nazywać go Żabo… – próbowała wtrącić Rose, ale Scorpius nic
sobie z tego nie robił.
–
… bo pomyślałem, że nie chciałabyś, żeby Al znał prawdę. Mógłby się czegoś
domyślić.
–
Nie ma się czego domyślać – powiedziała twardo Rose. – Myślę, że mogłeś
powiedzieć prawdę. Jakiś chłopak, całujący jego kuzynkę bez jej zgody? Sam by
mu chętnie przyłożył.
–
Że też ja na to nie wpadłem – westchnął Scorpius, przeczesując włosy dłonią.
Rose
wzruszyła ramionami i odwróciła się, kierując swoje kroki w stronę półek z
talerzami.
–
Hej, Rose! – zawołał za nią.
–
Tak? – zapytała, unosząc brwi.
–
Wziąłem komputer – oznajmił, szczerząc się do niej.
***
–
Scorpius, musisz wziąć się w garść – powiedział dziarskim tonem Albus,
szturchając swojego przyjaciela. Malfoy nadal pochylał się smętnie nad kubkiem
z kawą, całkowicie odmawiając uczestniczenia w czymkolwiek, co miało mieć
dzisiaj miejsce.
Wczorajszego
wieczora Rose i Scorpius obejrzeli razem film. Chłopak nie radził sobie
najlepiej z reperkusjami.
–
Jak śmiesz, Potter – warknął Malfoy, spoglądając na przyjaciela z pogardą.
Rose, siedząca obok niego, pokiwała z zapałem głowa. – Jestem w żałobie.
Tak
się akurat nieszczęśliwie złożyło, że na jedynej płycie, którą Rose znalazła w
domu wujostwa, była bajka produkcji Disney’a.
–
Score – westchnął Al. – To był tylko Lew.
– Mufasa
był KRÓLEM!
Tak
się również złożyło, że ową bajką był „Król Lew”.
Rose
była mile zaskoczona wczorajszą reakcją Scorpiusa. Oburzała się, kiedy nie był
ani trochę poruszony, gdy Leonardo DiCaprio umierał po zatonięciu Titanica,
więc przynajmniej nieco zrehabilitował się podczas „Króla Lwa”.
Najpierw
głośno wciągnął powietrze, gdy Skaza wbił swoje parszywe pazury w łapy Mufasy,
po czym z jego ust potoczył się wianuszek przekleństw. Rose już w tym momencie
zaczęła delikatnie pociągać nosem, bo wiedziała co się stanie i całe jej ciało
pokryła gęsia skórka.
– Tato? No chodźmy… Podnieś się! Tato? Chodźmy
do domu…
Usiłowała
nie rozszlochać się na dobre. Zerknęła szybko na Scorpiusa. Przygryzał mocno wargę
a mięsień na jego szczęce drgał.
–
Rose… – szepnął, nie odrywając wzroku od ekranu, najwyraźniej nieświadom, że
Rose go obserwuje. – Rose, dlaczego Mufasa się nie budzi?
Nie
miała serca powiedzieć mu prawdy. Zamiast tego otarła własną łzę z policzka i
delikatnie ułożyła głowę w zagłębieniu pod jego obojczykiem przytulając się do
jego boku, żeby jakoś pocieszyć zarówno Scorpiusa jak i samą siebie. Był
zaskoczony, ale bez wahania objął ją swoim mocnym ramieniem. Zrobiło jej się
nieco cieplej, zarówno w środku jak i na zewnątrz.
Mały
Simba wpełzł pod łapę swojego ojca.
–
Rose, mówiłaś, że to film dla dzieci… – powiedział słabym głosem, który lekko
mu zadrżał. Nie odpowiedziała, jedynie ścisnęła go mocniej.
Oczywiście,
pod koniec filmu, nie ominęła ich przemiła wizyta ojca Rose. Na szczęście,
kiedy wpadł do pokoju film akurat się kończył, a oni siedzieli w odpowiedniej
odległości od siebie.
–
CO TU SIĘ DZIEJE?! – zapytał. Chyba próbował powiedzieć to nonszalancko i
spokojnie, ale najwyraźniej stracił panowanie nad natężeniem głosu. – Dlaczego
drzwi są zamknięte i dlaczego cała reszta jest na dole?!
–
Eee… – powiedziała Rose, zerkając ze zdziwieniem na swojego ojca. – Oglądamy
film, tato. Nikt nie chciał się przyłączyć.
Ron
kiwnął głową i rozejrzał się podejrzliwie po pokoju, po czym utkwił wzrok w
Scorpiusie, który miał taką minę, jakby miał ochotę zniknąć.
–
Tato, przestań zachowywać się dziwnie – wymamrotała Rose.
–
Hugo mówił różne rzeczy – oznajmił tajemniczo Weasley, zwracając się do
blondyna i ignorując słowa swojej córki. – Potrafię być groźny, wiesz?
–
Ja… oczywiście, panie Weasley – wymamrotał Scorpius, nerwowo przeczesując
dłonią włosy i dyskretnie odsuwając się jeszcze dalej od Rose. Dziewczyna
zmarszczyła brwi i podniosła się z podłogi, mając ochotę wypchnąć swojego ojca
za drzwi.
–
Zawód aurora wymaga od czarodzieja… umiejętności obserwacji. Gotowości na każdy
możliwy scenariusz – kontynuował niezrażony, z groźnym błyskiem w oku.
Powinieneś o tym pamiętać – dodał ostrzegawczo.
–
Dobra, dość tego – oznajmiła Rose, wspierając ręce na biodrach. – Tato,
Scorpius jest…
–
Ron! – dobiegł ich głos Hermiony, która sekundę później stanęła w drzwiach.
Przebiegła wzrokiem po pokoju, po czym zatrzymała go na swoim mężu. – Co ty tu
robisz? – spytała podejrzliwie.
Rudowłosy
mężczyzna nagle nieco zbladł.
–
Co? Nic! Gawędzę sobie z Rose i moim kumplem Scorem! – wykrzyknął, a głos mu
nieco zadrżał. – Moim dobrym kumplem! – dodał, pochylając się, po czym poklepał
zaskoczonego chłopaka po ramieniu. Zrobił to na tyle energicznie, że Scorpius
prawie spadł z fotela.
–
Coż… dobrze, ale teraz chodź i pomóż nam nakryć do stołu – powiedziała, po czym
przeniosła wzrok z męża na młodego Malfoya. – Scorpius, będziesz nocował w
pokoju z Albusem, Haroldem i Hugonem, trzecie drzwi na prawo – powiedziała z
uśmiechem. – Mam nadzieję, że nie będzie wam za ciasno. A za dziesięć minut
zejdźcie na kolację.
Wycofała
się z progu i ponownie zerknęła na swojego męża.
–
Ronaldzie Weasley, powiedziałam teraz!
Ron
podskoczył i szybko ruszył w kierunku schodów.
–
Tak, skarbie. Kocham cię, skarbie.
Scorpius
przez następne kilka minut nie poruszył nawet jednym mięśniem.
Rose
wróciła myślami do teraźniejszości.
–
Okej, może i był królem – przyznał Albus. – Ale to nie znaczy, że możesz
wyłączyć się z życia na cały dzień, żeby opłakiwać fakt, że jakiś facet
przestał rysować lwa.
Scorpius
wymamrotał cos pod nosem, gniewnie wbijając w naleśnik widelec, który z głośnym
piskiem przejechał po talerzu.
–
Hej, Malfoy – rzucił przyjacielskim tonem Bill, który towarzyszył im przy
śniadaniu, bo cała reszta była na nogach od piątej rano. – Niezależnie od tego
czy jakiś lew żyje czy nie, porcelana mojej żony nie jest niczemu winna.
Przez
najbliższych kilka godzin Rose poważnie przemyślała postanowienia o nie
dopuszczeniu Melody do zaplanowania swojego wesela i całkowicie zmieniła
zdanie. Zadecydowała, że wszelkie sprawy organizacyjne pozostawi w rękach
przyjaciółki, a ona sama pojawi się dopiero na samej ceremonii i będzie
podziwiać efekt. Dla Melody to i tak będzie jak prezent urodzinowy.
W
domu panował kompletny chaos. Każdy coś poprawiał, przymierzał, lewitował,
ewentualnie uspokajał Victorie, Fleur i Babcię Molly. Niektórych Rose
przyłapała kilkukrotnie w kuchni, kiedy pili herbatki ziołowe.
–
Nie wiem po co zawsze mnie prosisz, żebym wybrała ci kieckę, skoro, jak widać,
sama potrafisz wybrać sobie coś ładnego – stwierdziła Melody, mierząc wzrokiem
długą, błękitną suknię Rose.
–
Bo wtedy to na tobie ciąży odpowiedzialność, a wiem, że to uwielbiasz – odparła
Rose, przeglądając się w wysokim lustrze. Sukienka miała jedno szerokie
ramiączko. Na jej barku materiał marszczył się w taki sposób, że układał się w
róże, ale było to ledwo zauważalne, bo rude loki Rose pozostawiła rozpuszczone
i spływały jej aż do bioder. W biuście sukienka była opięta i wraz z
asymetrycznym ramiączkiem przypominała jej trochę szaty kobiet w Starożytnej
Grecji. W talii miała pas wyszywany srebrnymi kamieniami, a poniżej znajdował
się już tylko zwiewny materiał, opadający luźno aż do kostek. Makijaż zrobiła
sobie oszczędny, tym razem nie pozwalając Mel zbliżyć się do swojej twarzy.
Podkreśliła jedynie migdałowy kształt oczu czarnym eyelinerem i potraktowała
rzęsy tuszem.
–
Korci mnie, żeby sobie trzasnąć niebieską pomadkę na ustach – wyznała
przyjaciółce, uśmiechając się lekko.
Melody
przewróciła oczami.
–
Trzeba było się wyszaleć w Sylwestra – odparła, poprawiając swoją białą, delikatną
sukienkę. Rose miała wrażenie, że jej wyjątkowo skromny i ugrzeczniony wybór
miał coś wspólnego z chęcią zdobycia sympatii Potterów, ale postanowiła tego
nie komentować.
–
Dziewczyny, wyglądacie jakby dekoratorka namiotu weselnego sama was
zaprojektowała – skomentował James, wchodząc bez pukania do pokoju, w
towarzystwie ich kuzynki Roxanne. – Cześć, szwagierko – dodał, mrugając co
Melody.
–
Nikt wam nie mówił, że trzeba pukać? – mruknęła Rose. – Jak tam przygotowania
do Okrutnego Dowcipu Weselnego?
–
Nie wypali – powiedziała smutno Roxanne. – Mama znalazła fajerwerki i farby,
które Fred bardzo inteligentnie podpisał „Dowcip Weselny”. Właśnie kończy na
niego wrzeszczeć. Ojciec puchnie z dumy.
–
Ty też maczałaś w tym palce? – zdziwiła się Rose, na co kuzynka wzruszyła
ramionami.
–
Geny zobowiązują.
–
Cudownie się z wami gawędzi, dziewczęta – wtrącił James, zerkając na zegarek. –
Ale chyba czas już na nas.
Zeszli
na dół, gdzie sporo osób tłoczyło się w przedpokoju. Melody szybko pognała w
kierunku Albusa. Rose odnalazła w tłumie Scorpiusa, Lily i Hugona.
–
Rose – powiedział Malfoy na jej widok, dziwnie ochrypłym głosem. – Wyglądasz…
pięknie.
Rose
zarumieniła się lekko, spoglądając na chłopaka niepewnie, po czym poczuła
dziwne łaskotanie na opuszkach palców. Nigdy wcześniej nie widziała go w
smokingu. Czarny, matowy materiał mocno kontrastował z jego jasną skórą i
włosami. Taliowana marynarka podkreślała jego szczupłą, atletyczna budowę, a schludnie
zawiązana muszka sprawiała, że Rose miała ochotę zerwać ją z niego zębami, a
następnie całować mocno zarysowaną szczękę.
Aczkolwiek
prawdopodobnie nie był to stosowny moment na takie zachowanie.
–
Ty też niczego sobie – powiedziała, próbując się uśmiechnąć.
Lily
przewróciła oczami i chwyciła Scorpiusa pod ramię, po czym zaczęła ciągnąć go w
stronę drzwi.
–
Pospieszmy się, bo nie wpuszczą nas na imprezę – oznajmiła. Scorpius obejrzał
się jeszcze raz na Rose, ale przegapiła jego tęskne spojrzenie.
Hugo
zaoferował siostrze ramię, po czym oboje ruszyli na dwór, stąpając powoli w
stronę namiotu.
–
Rosie – powiedział cicho Hugo. – Nie myśl, że jestem jakiś niedorozwinięty.
Widzę, jak wy na siebie patrzycie. Zechcesz mi się zwierzyć?
–
Zamknij się – warknęła Rose, przyspieszając kroku – Ruszaj się, bo zamarzniemy.
Hugo
westchnął ciężko.
–
Wiesz, myślę, że jeśli przez całe życie będziesz równie niedostępna
emocjonalnie co teraz, to nigdy nie doczekam się siostrzeńców.
–
Powiedziałam: zamknij się! – krzyknęła. – A tak poza tym, czy ty nagadałeś ojcu
jakichś bzdur?
–
Po prostu pochwaliłem się kilkoma obserwacjami – odparł brat, wzruszając
ramionami. – Od kiedy szczera rozmowa z najukochańszym ojcem to zbrodnia?
Rose
postanowiła, że nie zniży się do odpowiedzi na to pytanie, więc przez chwilę
szli w ciszy. W końcu Hugo ponownie postanowił ją przerwać.
–
Rose, myślę, że on jest w tobie zakochany – wymamrotał cicho.
Dziewczyna
usiłowała się nie roześmiać.
–
Czego nie zrozumiałeś, kiedy powiedziałam „zamknij się”?
–
Mówię serio – powiedział poważnym tonem. – Powiedział ci, że wyglądasz
„Pięknie”. Ktoś, kto byłby zauroczony powiedziałby „ładnie”, ktoś z rodziny
„uroczo”, a ktoś, kto chce tylko dobrać ci się do majtek powiedziałby
„seksownie”. Tylko zakochany facet mówi dziewczynie, że wygląda „pięknie”.
–
Nie ma to jak życiowe lekcje od piętnastolatka – odparła ironicznie.
***
– Wyglądasz… pięknie – zacytowała Lily,
gburowatym głosem. – Co to miało być, Malfoy? Czy mógłbyś być bardziej żałosny?
I na co ci była ta chwila wahania? W relacjach z Rose nie ma miejsca na
niepewność!
–
Wiem, wiem – warknął Scorpius. – Ale co mogę na to poradzić? Zawsze jak ją
widzę to trochę zasycha mi w gardle, a jak jest taka wystrojona to robi się
dziesięć razy gorzej! Ostatnio mamy za dużo imprez pod rząd… – mamrotał bez
sensu.
–
W takim razie może weź się w garść – odparła Lily – bo ponoć McGonagall
pozwoliła Melody na organizację balu Walentynkowego. Dziewczyny się stroją na
bal.
–
Świetnie – prychnął.
W
tylnym rzędzie krzeseł ustawionych przed ołtarzem, Scorpius zauważył swojego
ojca, który przywołał go do siebie gestem. Westchnął ciężko i podążył w jego
kierunku.
–
Cześć – powiedział. – Jak się czujesz, w towarzystwie ludzi, wśród których co
najmniej połowa aktywnie cię nienawidzi? – zagadnął sympatycznie.
–
Wyśmienicie – sarknął Draco. – Mam tylko nadzieję, że nie będę musiał rozmawiać
z tym psychopatą, Weasleyem.
–
Tutaj są sami Weasleyowie – zauważył rozsądnie Scorpius.
–
Dobrze wiesz, że chodzi mi o...
–
Pan profesor! – wykrzyknęła radośnie Rose, materializując się tuż przy nich.
–
Panna Weasley – mruknął Draco, przewracając oczami. – Jak miło panią widzieć.
Już się obawiałem, że będę się dobrze bawił.
–
Akurat – zakpiła Rose.
Scorpius
obserwował ich, wyraźnie rozbawiony.
–
Draco, musisz koniecznie spróbować tych ciastek z kremem. – U boku starszego
Malfoya pojawiła się Astoria. Była to wysoka kobieta, niemal tak wysoka jak jej
syn i dorównująca wzrostem mężowi. Miała krótkie, czarne, elegancko
wystylizowane włosy i posągową figurę. – Scorpius! – wykrzyknęła radośnie,
dostrzegając syna, po czym porwała go w ramiona.
–
Kochanie, myślę, że nie powinniśmy ruszać jedzenia przed zakończeniem
ceremonii… – zaczął Draco, podczas gdy Scorpius delikatnie wyplątał się z
ramion matki.
–
Nonsens – odparła Astoria, machnąwszy z gracją dłonią. – Rozmawiałam z
Hermioną, która zapewniła mnie, że Victorie i Teddy z pewnością nie będą mieli
nic przeciwko, żebym spróbowała.
–
Hermioną… – wymamrotał Draco, jakby to było nowo poznane słowo w jakimś obcym
języku.
–
Mamo, to jest Rose Weasley – wtrącił Scorpius, decydując się przerwać ten
dziwny dialog. – Rose, to moja matka, Astoria Malfoy.
–
Miło mi poznać, pani Malfoy – powiedziała nieśmiało Rose.
–
Ach! – Oczy Asturii rozbłysły. – A więc to ty jesteś tą słynną młodą damą, o
której Scorpius paplał przez całe wakacje i na którą mój mąż narzeka od
września. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że w końcu mogę cię poznać –
oznajmiła z uśmiechem, odtrącając wyciągniętą dłoń Rose i podchodząc do niej
bliżej, żeby ją przytulić.
Kiedy
ją puściła, Rose zerknęła z zainteresowaniem na Scorpiusa.
– Paplałeś o mnie? – spytała.
Chłopak
ze wszystkich sił zaklinał swoje policzki, żeby się nie zarumieniły.
–
Dzięki, mamo – powiedział, wzdychając ciężko.
Na
szczęście ocaliła go Fleur, nakazująca wszystkim zająć miejsca.
***
Pod
zadaszeniem było ciepło i przytulnie. Na dworze już dawno zapadł zmrok, a
światełka we wnętrzu namiotu pozwalały zobaczyć te płatki śniegu, które fruwały
najbliżej.
Teddy
i Victorie tańczyli na środku parkietu, uśmiechając się i szepcząc coś do
siebie. Pan młody na czas ceremonii spełnił żądania swojej, teraz już, żony i
wystąpił w czarnych włosach, jednak z okazji imprezy rzeczywiście zmienił kolor
na zielony. Wyglądało na to, że pięknej dziewczynie u jego boku taki układ
pasował.
Mnóstwo
par wciąż wirowało na parkiecie a pozostali goście cieszyli podniebienia
wspaniałościami, które zostały podane na weselu. Ron, Harry i Draco siedzieli w
kącie i głośno kłócili się o politykę gospodarczą Bułgarii w towarzystwie dwóch
pustych butelek po Ognistej Whisky, ale wydawało się to nikomu nie
przeszkadzać. Wszyscy byli w dobrych humorach.
Rose
siedziała przy stoliku, obserwując parkiet i zajadając ciasto czekoladowe, gdy
Scorpius pojawił się przy jej krześle.
–
Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz się zaprosić do tańca? – zapytał z
zadziornym uśmiechem.
–
Myślałam, że wiesz, jakie zagrożenie stanowię w tańcu – powiedziała z wahaniem,
ale pozwoliła ująć się za rękę. Miała wrażenie, że jakaś iskierka przeskoczyła
pomiędzy nimi, kiedy ją dotknął.
–
A ja myślałem, że już kiedyś ustaliliśmy, że będę ich przed tobą chronił –
przypomniał, ciągnąc ją na parkiet, a następnie przyciągając do siebie.
Położył
dłoń na jej talii, a Rose na sekundę przymknęła oczy i westchnęła ciężko, żeby
nieco uspokoić emocje. Nie pomogło, bo wraz z westchnieniem napłynął do niej
cudowny zapach chłopaka.
Kołysali
się przez chwilę po parkiecie, a Rose patrzyła w dół, koncentrując się na
krokach. Scorpius położył jej palec pod brodą i zmusił, żeby spojrzała mu w
oczy.
–
Nie tańczymy walca wiedeńskiego, tylko kołyszemy się na boki – powiedział, a
rozbawienie błyskało w jego srebrnych oczach. – Myślę, że poradzisz sobie bez
patrzenia.
Nie
chciała wyznawać, że nie chodziło tylko o kroki, ale również o to, żeby nie
musieć patrzeć ani na jego piękną twarz, ani prosto w oczy. Działało to na nią
bardzo dekoncentrująco i zawsze wywoływało ten cholerny rumieniec.
–
Dobrze się bawisz? – spytała po chwili.
–
Teraz tak – oznajmił z uśmiechem.
Rose
przygryzła wargę i uciekła wzrokiem na bok. Czuła się już trochę przytłoczona
tym całym weselem. Ledwo odzyskała emocjonalną równowagę po Sylwestrze i zaraz
została wrzucona w kolejną imprezę. Najchętniej uciekłaby do pokoju, wyciągnęła
płótno i wyciszyłaby się w spokoju. Mogłaby nawet wyjść gdzieś do miasta i
zgubić się w tłumie obcych ludzi. Za wiele było już dla niej tego tańczenia o
unikania spojrzeń, za dużo… interakcji.
Uścisk
Scorpiusa na jej talii się wzmocnił.
–
Nie czujesz się tu najlepiej, co? – zapytał, a Rose skinęła głową. – Chcesz się
stąd zmyć?
–
Dokąd? – zapytała, zaintrygowana.
–
Niedaleko. – Wzruszył ramionami, po czym rozejrzał się czy nikt nie patrzy i
pociągnął ją w stronę najbliższego, wolnego stolika. Uniósł do góry obrus,
który sięgał aż do parkietu i gestem zaprosił ją do środka.
–
Bardzo wyszukana miejscówka – stwierdziła ze śmiechem, wchodząc pod stół na
czworaka, zapominając o swojej pięknej sukience.
–
Starałem się – oznajmił, wczołgawszy się za nią, trzymając w rękach dwie porcje
ciasta, które musiał zgarnąć od najbliższego kelnera. – Wiedziałem, że docenisz
tak wyjątkowe miejsce.
Rose,
od razu poczuwszy się swobodniej, szybko wdała się w rozmowę o poszczególnych
gościach, a Scorpius zgodnie jej zawtórował. Wyśmiali nadętych ludzi z
ministerstwa i ekscentrycznych kuzynów ciotki Fleur z Francji. Byli właśnie w
trakcie sprzeczania się o to czy należy żałować iż dowcip Jamesa, Freda i
Roxanne nie wypalił, czy też nie, gdy Rose zorientowała się, że, już jakiś czas
temu, Scorpius przykrył jej dłoń swoją własną i teraz zataczał palcem
wskazującym delikatne kółka na jej skórze. Głos uwiązł jej w gardle.
–
Co? – zaniepokoił się. – Coś nie tak?
–
Nie, nic – odparła szybko, nadal nie odrywając wzroku od jego palca. – Ja tylko…
dekoncentrujesz mnie.
Scorpius
uśmiechnął się łobuzersko i znów uniósł jej brodę do góry. Przybliżył się do
niej i delikatnie pochylił w jej kierunku, aż był na tyle blisko, że Rose
przestała oddychać.
Przygryzł
delikatnie płatek jej ucha, a ciało dziewczyny pokryło się gęsią skórką.
–
Przyganiał kocioł garnkowi – odparł cicho, po czym westchnął głęboko i musnął
ustami delikatną skórę pod jej uchem. Rose wciągnęła głośno powietrze.
Obrus
poruszył się, a Scorpius odskoczył od Rose, jakby go poparzyła, zostawiając ją
zarumienioną i rozdygotaną.
Głowa
Albusa pojawiła się pod stołem, a jej właściciel spojrzał na nich
oskarżycielsko.
–
Nie zaprosiliście nas na imprezę zamkniętą? – wykrzyknął oburzony, po czym
wczołgał się niezdarnie i usiadł obok przyjaciela. Zaraz za nim pojawiła się
Melody i Harold.
–
Czy powinniśmy mieć jakieś wejściówki dla VIP–ów? – zapytał ten ostatni.
Oczy
Rose spoczęły na butelce szampana, która trzymał pod pachą i już po chwili
zaczął się mocować z korkiem.
–
Tam robi się już nudno – wyjaśniła Melody. – Twoja sukienka wystaje za obrus,
Rudzinko. Pomyśleliśmy, że się przyłączymy.
Korek
wystrzelił w górę, odbił się od blatu, a następnie uderzył w głowę Albusa.
Chłopak potarł zranione miejsce i spojrzał z niesmakiem na Harolda.
– Będziemy
mięli osobą imprezę i osobny toast? – spytała z rozbawieniem Rose.
–
Wiadoma rzecz, skoro jesteśmy najfajniejszymi ludźmi na świecie – pospieszył z
wyjaśnieniem Albus.
Harold
uniósł szampana w podniosłym geście.
–
Za miłość! – wykrzyknął i pociągnął łyk, podając butelkę Scorpiusowi.
Rose
uśmiechnęła się szeroko. I przez chwilę wszystko było na swoim miejscu.
***
Uff! Mordęga to była najprawdziwsza.
Bałam się bardzo tego rozdziału. Wiecie, dom pełen Weasleyów, wesele… Nie
potrafię operować tak dużą ilością bohaterów. Nigdy tego nie robiłam i nie mam
takich umiejętności. Jeśli rozdział jest zły, to błagam o wybaczenie :D
A
tak ze spraw organizacyjnych: Zające ćwierkają, że całkiem niedługo doczekam się
zamówionego szablonu, więc jeśli przez jakiś czas nie będzie się można dostać
na bloga, to bez paniki, tak ma być i potrwa tylko chwilę :D Zamknę go, gdy
będę tu doprowadzać wszystko do porządku.
Trzymajcie się, kochani!
Ja dopiero skomentowałam poprzedni, a ty akurat z nowym wyskakujesz. :D
OdpowiedzUsuńAle tym razem nie ma z mojej strony poślizgu, tyle wygrać. ;D
Ja to się dziwię, że nikt ich jeszcze pod tym stołem nie nakrył. Nikt nie słyszy, jak gadają, czy co? XD
I kurde, robiło się tam już tak ciekawie i intymnie, a reszta bandy musiała się wpakować. xD
I wiesz, co? Miałabym ten sam problem. Boże, tyle bohaterów w jednym rozdziale, pewnie bym to koncertowo spierdzieliła. :D
Ale ja uważam, że rozdział ciekawy i nie miałam problemu w jego odnalezieniu się. ;)
Całusy!
Dziękuję bardzo za komentarz :p
UsuńNo wiesz, jak to na weselu, muzyka głośna, rozmów dużo, raczej wątpię żeby ich ktoś usłyszał :D
No niestety, banda nie ma wyczucia czasu xd ciesze się ze dałaś spokojnie rade się odnaleźć ;) pozdrawiam!
Juhuu dzięki za kolejny rozdział ^^
OdpowiedzUsuńSuper się to czyta - zarówno rozdział (dobrze sobie poradziłaś, nie masz w ogóle czym się martwić) jak i całe opowiadanie :3
Muszę przyznać, że wsiąkłam... zamiast uczyć się do zbliżających się egzaminów siedzę i czytam każdy rozdział po 10 razy. Sprawiłaś wiec, że dzieje się ze mną to samo, co wówczas gdy czytam Harry'ego J.K.Rowling
Uwielbiam Twój styl, błagam nie przestawaj pisać!
Ukłony i buziaki ;*
Raven033
PS. Awww i uwielbiam motyw "Rose i Scorpius", zdecydowanie mój ulubiony ^^
UsuńAleż nie ma za co! ^^
UsuńCiesze się baaaardzo ze rozdział ci się podobał i ze lubisz moje opko. Nawet nie wiesz jaka mi radach sprawia fakt ze ci się chce czytać rozdziały więcej niż raz :D
I dziękuję za komplement co do mojego stylu, nie przestanę na bank, zwłaszcza przy takich motywujacych komentarzach; D
Dziękuję za opinie, buźka! ;*
Zapamiętałam następujące błędy - dwa razy "mięli" zaraz "mieli", "osobą". Alias "osobną", "Charcie" zamiast " Charlie" oraz "przyganach" zamiast "przyganiał" (kocioł garnkowi). Troche sie zgubiłam na poczatku, bo nie pamiętałam, ze ten ślub miał byc tak szybko po sylwestrze i zabrakło mi jakiegoś odniesienia czasowego; ponadto miałam wrażenie, ze kolejni bohaterowie zjawiają sie w kominku ze sporym opóźnieniem, mimo ze podróżowali po kolei z gabinetu dyrektorki. A ponadto wielu uwag nie mam; osobiście uwazam, ze poszło Ci naprawdę niezle z bohaterami, tylko z Roxanne miałam problem, i troche z Louisem, bi zastanawiam sie, w jakim wieku są. Najbadziej podobał mi się Ron i sposob, w jaki zastraszał Scora, ale tylko do momentu, w ktorym nie nakryła go Hermiona. Moja ulubiona scena procz tej pod stołem, jakże brutalnie przerwanej, była ta, w ktorym Hugo i Lily oddzielnie wypowiedzieli sie na temat przysłówka "pięknie". No dobra, moze jednak ta dotycząca króla Lwa-sama nie wiem :D obie cudne. Żałuje, ze zart nie wyszedł i licze, ze moze jakis następny sie uda :p chętnie bym o tym poczytala. No i zycze Melody dobrych relacji z przyszła teściowa ;) juz teraz zapraszam na rozdział na Niezależności, który pojawi się w piatek, i pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i wytkniecie błędów :D z tym slubem to rzeczywiscie moglam zrobic zbyt bezczelny przeskok :D nie lybie jednak rozdzialow-przejciówek(ani czytac ani pisać) wiec dodaje takie tylko, kiedy sa potrzebne, a jako ze to blog a nie ksiazka, to sobie wybaczam, hahha xd z tym kominkiem mozesz miec racje, ale zakladalam ze kazdy mogl zamienic dwa slowa z Nervcia czy cos no i nie chcialam metodycznie opisywac pojawiania sie w kominku, zeby akcja byla dynamiczna, ale mozliwe ze przegiełam w druga strone :D ciesze sie ze Ron ci sie podobal, takoego zachowania bedzie przejawial nieco wiecej, w pozniejszym czasie :p wiem ze Lily cieszy sie twoja sympatia i mam nadzieje, ze jej krotki wystep w tym rozdziale cie nie roczarowal :D z zartami to zobaczymy, chcialam jakis napisac raeczywiscie, ale nie kestem dobra w wymyslaniu typowych "prankow" :( jeszcze raz dzieki za opinię i pozdrawiam! ;**
UsuńTaak, prawda, opko nie książka, ale jakis wstęp akurat tutaj by sie przydał, dwuzdaniowy choćby, zeby człowiek ogarnął czasookres :) w moim odczuciu troche tak z tym kominkiem było ;) Lily mnie chyba nigdy nie rozczaruje, choc spodobało mi się, ze akurat tutaj nie miała racji, za to Hugo miał :D zawsze czekam na jej pojawienie się tutaj ;) zapraszam na świeża nowosc na Niezaleznosc, jednak dodałam dzisiaj :D
UsuńDobrze mi się to czyta ;) Rose to najwyraźniej ukochana córeczka tatusia. Randki po ukończeniu 30-stki (hehe chyba wielu ojców tak by chciało ewentualnie jak słyszałam w jakimś filmie "nie ma sprawy ale dopiero po mojej śmierci").
OdpowiedzUsuńJeśli Ron nie umie (i nawet nie chce) się dogadać z Scorpiusem to co będzie gdy przyjdzie mu się porozumieć z Draco. Czekam na dalsze części i życzę weny.
Pozdrawiam Ania;)
opowiadaj-mi.bloog.pl
Rozdział przeogromnie przyjemny i nastrojowy, że się tak wyrażę. Spalam i rozdmuchuję popiół po wszelkich wątpliwościach - podobało mi się, a narracja z wieloma uczestnikami wyszła bardzo umiejętnie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam, całym sercem UWIELBIAM Scorpiusa i jego... jego wszystko w tym rozdziale. Reakcja na ukochanego "Króla Lwa" jak najbardziej prawidłowa, reakcja na Rose niczego sobie, reakcja na pana Weasleya - legendarna.
Melody znowu ukazuje to swoje uporządkowane, pedantyczne i w pewnym sensie przywódcze oblicze, z którym trzeba się zaprzyjaźnić, bo nie sposób inaczej. Hugo okazuje się trochę mniejszym idiotą, niż wcześniej, plus dla niego. Harold, jak to Harold i nie trzeba nic więcej mówić. Zdziwiła mnie trochę (pozytywnie, oczywiście) reakcja Hermiony na naszego Score'a, ale dobrze, że zachowała się tak, a nie inaczej.
"Ron, Harry i Draco siedzieli w kącie i głośno kłócili się o politykę gospodarczą Bułgarii w towarzystwie dwóch pustych butelek po Ognistej Whisky [...}" - to zaś jest mój ulubiony fragment, nie mam pojęcia dlaczego.
I oczywiście nie można pominąć spotkania Rose z profesorem Malfoyem. Kocham te ich wspólne chwile.
Podsumowując, powyższe udane i wyuwielbiane do granic możliwości. Pozdrawiam serdecznie i, jak to mam w zwyczaju, Mocy życzę, bo ona zawsze się przydaje,
Vi
To wspaniale, że rozdzial ci sie podobał :) I cieszę sie, że uwielbiasz Scorpiusa i jego wszystko :D Tych reakcji na pana Weasleya przygotowałam nieco więcej na przyszłość, ale to jeszcze daleko przed nami ^^
UsuńHugo rzeczywiście nie jest aż takim idiotą, choć oczywiście jedna mądra rzecz, którą powiedział nie zmienia fakty, że nadal jest głupiutkim braciszkiem - przynajmniej w oczach Ro :D
Hermionę zawsze widziałam w przyszłości jako znacznie mniej uprzedzoną niż Ron, choć z pewnością jest trochę zachowawcza, jeśli chodzi o Malfoyów.
Cieszę się, ze ten fragment ci się spodobał :D Dlatego lubię twoje komentarze, bo zawsze wyłapujesz te drobnostki, z których jestem zadowolona :)
Dziękuję bardzo za oopinię i również życzę Mocy!
Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że pojawiła się, krótko bo krótko, ale jednak - Astoria *-* Od razu wzbudziła moją sypatę, co masz u mnie za plus, bo już zdążyłam się zapoznać z "wrednymi Astoriami", A tu... widać jak na dłoni, ze Scorpius ma dobre relacje z matką. Mam nadzieję, że w niedługim czasie i relacja z ojcem się poprawi :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście trochę tych imprez okolicznościowych się nazbierało, heh xD Ale mnie tam to pasuje :) Liczę na dalsze droczenie się Rose i Scorpiusa xD A Ron z tą swoją zazdrością o córkę jest przezabawny :)
I nie sądziłam, że Ginny jest aż tak zaborcza na nowe dziewczyny jej synów. Spodziewałam się właśnie tego po Ronie, ale... po niej! Nigdy w życiu^^ Ale myślę, że Melody przypadnie do gustu matce Albusa. Jest przecież taka zorganizowana :)
Szkoda, że kawał weselny się nie udał. Ach ten Fred i jego durny napis! :D
Reakcja Scorpiusa na "Króla Lwa" była przezabawna, ale i jednocześnie prawidłowa! :)
Pozdrawiam serdecznie :*
Tak, uważam, że jeśli Draco jest u mnie człowiekiem tak "zreformowanym", to musi to być realistyczne :D A żeby jakoś naprawić jego poglądy z przeszłości, potrzebna mu do tego była żona o ciepłym usposobieniu, dobrym sercu i otwartym umyśle :)
UsuńImprez okolicznościowych się nazbierało, a w niedalekiej przyszłości nadciąga kolejna! jakoś tak mi się wszystkie razem zbiegły :D Cieszę się, ze Ron cię rozbawił!
Ja właśnie tak widziałam Ginny w przyszłości. Jeśli mamy Rose, która jest klasyczną córeczką tatusia, to i syneczków mamusi potrzebujemy :D
Reakcja na "Króla Lwa" rzeczywiscie prawidłowa. Jak tu przy tym nie płakać?
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie! ;*
"– Rosie, skarbie! – wykrzyknęła Hermina, która pojawiła się znikąd i porwała córkę w ramiona. Wepchnęła ją z powrotem do salonu, odsuwając na bok rozbawionego Teddyego." - *Hermiona i *Teddy'ego
OdpowiedzUsuń"Babcia poklepała ją z uśmiechem po policzku I zaprowadziła na dwór, gdzie w rozstawionym namiocie krzątali się pozostali Weasleyowie."
"Rose zerknęła w dół. Parkiet również szokował nieskazitelnĄ bielą, ale najwyraźniej zabezpieczono go zaklęciem, ponieważ buty Rose nie zrobiły żadnych śladów ani zadrapań."
"– Panna Weasley – mruknął Draco, przewracając oczami. – Jak miło panią widzieć. Już się obawiałem, że będę się dobrze bawił." - Hahahah, niezawodni jak zawsze xd
"– Hermioną… – wymamrotał z Draco, jakby to było nowo poznane słowo w jakimś obcym języku." - Bez Z ;)
"– A ja myślałem, że już kiedyś ustaliliśmy, że będę ich przed tobą chronił – przypomniał, ciągnąC ją na parkiet, a następnie przyciągając do siebie."
"– Przyganach kocioł garnkowi – odparł cicho, po czym westchnął głęboko i musnął ustami delikatną skórę pod jej uchem. Rose wciągnęła głośno powietrze." - *przyganiał
Kolejny świetny rozdział! Ja tam uważam, że bardzo dobrze sobie poradziłaś z taką ilością bohaterów. Każdy miał swoje pięć minut, chociaż trochę zabrakło mi więcej dziadka Weasley i np. Charliego czy George'a ;) Co do braku Percy'ego - jak najbardziej na plus! xd No, i może jeszcze ociupinka rozbawionej Nervci na weselu by się przydała xd
Kurcze, chciałabym być tak zorganizowana jak Mel. U mnie to zawsze wygląda jak u Rose - w pośpiechu i na ostatnią chwilę, a tak to zawsze znajdę wymówkę, żeby wszystko odwlec xd
Jakbym widywała codziennie Rose i Mel, to miałabym kompleksy, więc boję się pomyśleć, co by było przy Dominique i Vic. Chyba depresja od razu xd
Scena poznania Scorpa i rodziców Rose wyszła bardzo dobrze i wesoło :D Uważam, że wiernie oddałaś charaktery kanonicznych postaci, a to bardzo na plus :D
Dom przypomina mi młodą Fleur hahah Btw, uwielbiam kiedy postacie mają cechy właśnie w takim stylu, jak mówienie czegoś bez namysłu czy coś podobnego ;)
Coraz bardziej uwielbiam Harolda! Już myślałam, że będzie z Hermioną na ty xd
Teddy jest dokładnie taki, jakiego go sobie wyobrażałam ;) A Fred jak widać inteligencją nie grzeszy hahah Szkoda, że żart się nie udał :(
Żałoba Scorpiusa wygrała rozdział! Co śmieszne, cały czas się zbieram, ale nigdy tak naprawdę nie obejrzałam Króla Lwa xd Ale skoro nawet Malfoy się wzruszył, to sądzę, że będę płakać przez pół filmu :'))) A Albus jest nieczuły, jeśli go to nie rusza, ot - taka prawda! xddd
Ach ten kontrast Rona z Hermioną i bez niej haha
Hugo chyba poczuł się nagle bardzo odpowiedzialny za Rose i poważnie potraktował rolę braciszka :D Ale sądzę, że nie będzie pierwszym, któremu ona się zwierzy. Btw, czemu mam wrażenie, że zgadał się z Lily, co do nękania Scorose? xd
Nie wiem czy już o tym pisałam, ale uwielbiam, kiedy w opowiadaniach są jakieś bale, wesela i inne uroczystości, cała otoczka, suknie i towarzyskie podchody, więc już nie mogę się doczekać Walentynek xd
I nie daruję, że nie opisałaś więcej wesela hahah
Astoria świetna, nie ma to jak zrobić przypał synalkowi ;D
Ehhh, miałam nadzieję, że Scorose zatańczy coś szybszego, ale w sumie wolny to i tak osiągnięcie jak na Rosie :D
Już myślałam, że Albus ich przyłapie pod tym stołem O.o Te hormony u Scorpa naprawdę stają się nie do ogarnięcia xddd
W ogóle za każdym razem rozczula mnie, jak Mel zwraca się do Rose per Rudzinko <3
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
Cieszę sie, że rozdział ci sie podobał :D Próbowałam każdemu dać chwilę, ale wiadomo, że aż tak się nie dało, więc o niektórych tylko wspomniałam (jak dziadek Weasley i Charlie, George też miał jedno zdanie xd) a co do Percy'ego, to szczerze zapomniałam chwilowo o jego istnieniu, hahah xd
UsuńJa mam odrobinę uperdliwej pedanterii w sobie, więc przelałam to w Mel xd
Miło mi słyszeć (czytać xd), ze udało mi się oddać kanonicznym postaciom sprawiedliwość ^^ A Dom miała właśnie trochę przypominać młodą Fleur, wiec to też dobrze.
To świetnie, że Harold zdobywa twoją sympatię :D
Fred rzeczywiście pomyslunkiem tu się nei wykazał, gapa jedna.
A Króla Lwa polecam, aczkolwiek ostrzegam, będą łzy :d Albus może nie jest aż tak nie czuły, skoro oglądał Króla bardzo dawno, a Scorpius krótko po seansie, rany świeże, żałoba wciąż żywa xd
Ja też uwielbiam różne wesela i imprezy, mam słabość do opisywania ubrań i wgl xd wiec bardzo przyjemnie mi się takie rozdziały pisze :D
Cieszę sie, że Astoria ci się spodobała ^^ Co to za mama, jak czasem wstydu nie narobi :D
Wyobrażasz sobie Rose w szybkim tańcu? To już by było porządne zagrożenie dla otoczenia! XD
Jeeeeej, wesele! Zestresowana Melody jest urocza, na szczęście rodzice Ala dobrze ją przyjęli. Biedna Rose na rodzinnych spotkaniach, juz jej współczuje. No i przynajmniej Hermiona jest nastawiona do Scorpiusa, jeżeli nie przyjaznie, to chociaz neutralnie.
OdpowiedzUsuńCzasem wydaje mi sie, ze gdyby Rose czasem powiedziała inaczej choć jedno zdanie, to to wszystko nie byłoby aż takie trudne. Na przykład tutaj Scor był gotowy do jakiegoś wyznania, chociaz ona pewnie i tak wystraszyłaby sie i uciekła.
Jezu, zawsze płacze na tej scenie Króla Lwa, nawet jak to czytam i przypominam sobie te scenę, to pieką mnie oczy. Jeżeli nie mam zaufania do osób, ktore nie płaczą na Titanicu, to co dopiero z ludźmi, którzy nie płaczą jak umiera Mufasa?
Biedny Scor, Ron jest ewidentnie nieprzystosowany do tego, ze Rose moze sie spotykać z chłopakami :D
Astoria wydaje się bardzo miła, szczególnie, ze tak entuzjastycznie podeszła do spotkania z Rose.
No i znowu ktoś im przeszkodził :/ A było juz tak blisko
Mel rzadko bywa zestresowana, więc rzeczywiście może to być urocze :D
UsuńTrochę celowo idę w stronę takiego efektu - że własnie jeśli cos by było powiedziane inaczej, to nie byłoby tylu nieporozumień. A tak nigdy się nie dowiemy, co by zrobiła :D
Ja też płaczę jak cholera na tej scenie i też już mi oczy łzawiły jak to pisałam... :D
Ron będzie miał w przyszłości sporo do przetrawienia!
Dziękuję za komentarz ;*