sobota, 10 września 2016

[6]"Ty, Rose Weasley, jesteś niezręczna społecznie."

– Rosie? Możemy pogadać?
Miranda Zabini, czarnowłosa, filigranowa piękność odepchnęła ciężki kufer Rose i usiadła obok niej.
– Jasne – odparła Rose, spoglądając na dziewczynę ze zdziwieniem. Zawsze miała jakiś rodzaj kontaktu z Mirandą, bo obie kolegowały się ze Scorpiusem, ale nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek prowadziła z nią rozmowę w cztery oczy. Zerknęła niepewnie na brunetkę. Zabini trzymała się ze Scorpiusem, bo skierowali ich ku sobie rodzice, a do tego oboje trafili do Slytherinu i udało im się nawiązać trwałą więź. Jeśli Albus był dla niego jak brat, to można było powiedzieć, że Zabini była jak kuzynka. Czasem dołączała do ich luźnej paczki w wycieczkach do Hogsmade czy w wolne popołudnia. Rose, jako osoba, której umiejętność życia w społeczeństwie gdzieś po drodze umknęła, nie nawiązała z nią nigdy bezpośredniego kontaktu. – O co chodzi?
Miranda poruszyła się na ławce i przeczesała dłonią swoje lśniące loki w nerwowym odruchu, zaskakująco przypominając przy tym Scorpiusa.
Stojący dwa kroki od nich Malfoy, opierał się nonszalancko o ścianę i udawał, że w ogóle nie przysłuchuje się rozmowie.
– Pomyślałam sobie – zaczęła Miranda – że obie przyjaźnimy się ze Scorpiusem i resztą, spędzamy razem sporo czasu, a nigdy nie miałyśmy okazji porobić czegoś tylko we dwie.
Dziewczyna urwała, przygryzając nerwowo, pomalowaną na czerwono wargę. Rose uniosła lewą brew, zachęcając ją, żeby kontynuowała. Scorpius zerknął na Mirandę, starając się ukryć rozbawienie.
– W związku z tym, chciałam zaproponować, żebyśmy poszły do Hogsmade, tylko we dwie i spędziły trochę czasu w babskim towarzystwie. To znaczy, jak wrócicie z konkursu – dodała szybko.
– Och – powiedziała Rose i uśmiechnęła się do Mirandy, mając nadzieję, że uśmiech wygląda na przyjazny, a nie przerażający. – Jasne. Byłoby super.
– Świetnie. – Zabini również się uśmiechnęła, ukazując rząd równych, białych zębów.  – W takim razie, powodzenia Weasley. – Po czym, wahając się tylko sekundę pochyliła się i uścisnęła szybko, mocno zaskoczoną Rose. Następnie wstała i skierowała się w stronę Scorpiusa.
– Czy mnie się coś przewidziało – powiedział chłopak, ściszając głos, aby Rose nie mogła ich usłyszeć – czy ty naprawdę właśnie usiłowałaś zaprosić ją na randkę?
– Niczego nie usiłowałam – odszepnęła Miranda. – Zaprosiłam ją na randkę. A ona się zgodziła.
– To nie będzie liczyło się jako randka, jeśli Rose nie wie, że nią jest!
– Och zamknij się – warknęła dziewczyna. – Po prostu mi zazdrościsz, bo jeśli Rosie umówi się ze mną, to nie umówi się z tobą.
– A skąd ten niedorzeczny pomysł, jakobym chciał się z nią umówić? – zapytał Scorpius, dziękując Merlinowi, że udało mu się nie zarumienić. Wówczas jego kpiący ton mógłby stracić nieco na wiarygodności. – Poza tym, jeśli chcesz stanąć z nią przed ołtarzem, to polecałbym ci nauczyć się jej prawdziwego imienia.
Miranda powstrzymała się przed jakąś jadowitą ripostą i ograniczyła swoją reakcje do prychnięcia.
– W każdym razie, powodzenia – powiedziała i, uściskawszy przelotnie Scorpiusa, odeszła.
– Miło z jej strony, że wstała tak wcześnie, żeby się pożegnać – powiedziała Rose. Reszta ich przyjaciół ograniczyła się do życzenia im szczęścia i kilku uścisków poprzedniego wieczoru, kiedy wszyscy szli spać. Gdy Scorpius zaproponował, żeby wstali o piątej rano i życzyli im powodzenia tuż przed podróżą, uzyskał jedynie potężny wybuch śmiechu.
– Tak, miło – odparł Scorpius. Od pamiętnej nocy, którą Rose spędziła w łóżku Scorpiusa, było między nimi trochę niezręcznie. Rose była na siebie wściekła, że usnęła, a Sorpius, że jęknął.
Milczeli zgodnie przez następne pięć minut, aż blondyn zdecydował się coś z tym zrobić.
– Rose, myślałem o tych filmach, o których mi opowiadałaś – zaczął. Rose uśmiechnęła się lekko, słysząc, jak chłopak zabawnie wymawia słowo filmy, stawiając akcent na drugą sylabę. – I zbadałem sprawę tej szkoły, do której lecimy. Możemy tam zobaczyć niektóre z nich.
– Nie, nie możemy – odpowiedziała Rose, podnosząc wzrok ze swoich stóp. – Czy ty nie czytałeś Historii Hogwartu? W powietrzu jest zbyt wiele magii, żeby działały tu jakiekolwiek przedmioty elektroniczne. Kiedy się tu znajdują, zaczynają wariować. Jak możesz tego nie wiedzieć? – spojrzała na niego krytycznie.
– Och, wybacz mi, panno Rose Przewyższam-Wiedzą-Was-Wszystkich Weasley, – sarknął Scorpius – ale jak ty możesz tego nie wiedzieć? Nie wszystkie szkoły Magii są takie same.
– Co masz na myśli?
– To, że uczniowie Beauxbatons, nie żyją tak samo jak uczniowie Hogwartu. We Francji, Hiszpanii, Portugalii czy Holandii, czarodzieje znacznie bardziej i chyba lepiej wtapiają się w otoczenie. Nie odcinają się od mugolskiej technologii, uczą się wszystkiego razem z nimi… Może niewiele osób jest specjalistami w tym temacie, ale chodzi o to, że umożliwia im się życie w symbiozie z mugolami i ich postępem. Przede wszystkim uczniom – młodym umysłom, otwartym na zmiany. Dlatego W Beauxbatons, w zamku, odbywają się lekcje, posiłki i uroczystości, ale sypialnie mieszczą się w licznych budyneczkach, rozstawionych wokół zamku. – Chłopak przerwał na moment, spoglądając z zadowoleniem na zszokowaną twarz Rose. – Tam nie wolno używać czarów. A z reszta, uczniowie tego nie robią, bo podoba im się możliwość posiadania różnych gadżetów. Oczywiście to nie jest tak, że każdy ma tę dziwną maszynę z ekranem, albo inne zaawansowane rzeczy. Wszystko to wprowadza się u nich bardzo powoli i zdecydowana większość nadal unika mugolskiego życia, ale doprowadza się tam eklektyczność…
Rose otworzyła usta, żeby go poprawić na „elektryczność”, ale Scorpius mówił tak szybko, że nie zdążyła się odezwać.
– … No i niektórzy uczniowie mają tele…telefony, które w dużej mierze wypierają tam sowią pocztę.
– To beznadziejne – powiedziała Rose, korzystając z tego, że Scorpius zrobił przerwę na oddech. – Pozwalają umrzeć naszej kulturze, żeby zastąpić ją światem mugoli.
– Trochę przesadzasz – stwierdził Scorpius. – Tylko w kwestii sów. Używają kilku sprzętów, ale większości nadal za bardzo się boją. Nie sadzę, żeby kiedyś wymiana dokonała się całkowicie. A nawet jeśli, zawsze pozostają takie konserwatywne kraje jak nasze. – Uśmiechnął się do niej pocieszająco.
– I aż tak nie możesz się doczekać filmów, że chcesz wykorzystać to, że wyjeżdżamy?
– Cóż, powiedziałaś, że to twoja ulubiona rzecz ze świata mugoli, a ja ufam twoim osądom – powiedział, patrząc na nią przenikliwie, wywołując lekki rumieniec na policzkach Rose, za co natychmiastowo się znienawidziła. – Lecimy z Londynu, potem mamy przesiadkę w Paryżu. Będziemy czekać na samolot aż trzy godziny, wiec możemy w tym czasie skoczyć do sklepu i kupić… kupić… – Jego brwi zmarszczyły się w konsternacji, gdy próbował przypomnieć sobie odpowiednie słowo. – Na czym możemy obejrzeć te filmy?
– Masz na myśli komputer? Chcesz kupić komputer? – Rose była na tyle zdziwiona, że na chwile zapomniała o swoim zażenowaniu.
– Komputer. – Scorpius wyglądał na nieco zagubionego, jak to zwykle bywa z ludźmi, którzy rozmawiają na tematy, o których nie mają pojęcia. – Chyba nie masz nic przeciwko?

***
                                                                                                                                                                              
Wraz z profesor Palmer, przenieśli się prosto na lotnisko, za pomocą proszku Fiuu, korzystając z kominka jednego z pracowników, który był czarodziejem. W wielkim pośpiechu władowali się do samolotu. Rose odkryła w sobie lęk przed lataniem, gdy tylko zajęła swoje miejsce, ale Scorpius był tak zaraźliwie podekscytowany, że szybko o tym zapomniała. Przez pierwsze piętnaście minut, co chwila uznawał za konieczne przypomnieć jej, że znajdują się w powietrzu, a nawet nie lecą na miotłach. Profesor Palmer żałowałaby, że zgodziła się na podróż samolotem, ale na szczęście siedziała kilka rzędów za nimi, co oszczędziło trochę jej nerwy.
– Scorpius, uspokój się – szepnęła do niego Rose. – Bo wsadzą cię do Azkabanu za naruszanie zasad tajności.
– Wybacz – powiedział, szczerząc do niej zęby. – Pogadałbym z tobą, ale zachowujesz się dziwnie, odkąd wskoczyłaś pod moją pościel.
Rose zaniemówiła z oburzenia i przez chwilę tylko wpatrywała się w niego, zirytowana.
– To ty się zachowujesz dziwnie! – warknęła. – Byłeś zażenowany, jak nigdy przedtem!
– Nieprawda! – Tym razem to Scorpius się oburzył. – Poza tym, czego ode mnie oczekiwałaś? Dziewczyna dosłownie wskakuje mi do łóżka, a moi kumple myślą, że ona… – Urwał i natychmiast się zarumienił. Pomyślał sobie, że ostatnio zdarza mu się to zdecydowanie za często. Malfoyowie się nie rumienią. – Ty byłaś bardziej zażenowana.
– Bzdura – prychnęła. – Po pierwsze, nie wskoczyłam do twojego łóżka - wrzuciłeś mnie do niego. Po drugie, wcale nie jest tak łatwo mnie zażenować – powiedziała, sama nie wiedząc dlaczego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie prawda.
– Chyba sobie żartujesz. – Scorpius skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew – Ciebie jest łatwiej zażenować niż Albusa upić! Jesteś najbardziej zażenowalną osobą na świecie.
– Nie ma takiego słowa – odgryzła się Rose. – Nie jest łatwo mnie zażenować.
– Ach tak? – Scorpius uśmiechnął się do niej prowokacyjnie i nagle wykrzyknął tak głośno, że wszyscy pasażerowie mogli ich usłyszeć: – Nie, paniusiu! Nie pójdę uprawiać z tobą seksu do łazienki, wiec możesz przestać błagać!
Kilkanaście głów odwróciło się w ich stronę, a Rose, czerwona jak piwonia, zapadła się nieco w swoim fotelu, patrząc z wściekłością na swojego towarzysza.
– Rzeczywiście – wykrztusił, dusząc się ze śmiechu. – Świetnie sobie radzisz.
Reszta pierwszego lotu minęła im raczej spokojnie. Rose była obrażona na Scorpiusa, a jej irytacja wzrosła jeszcze bardziej, gdy jakiś młody człowiek, idąc miedzy fotelami, zatrzymał się przy niej, żeby oznajmić, że właśnie idzie do toalety „w razie jakby była zainteresowana”. Scorpiusowi trzeba przyznać było punkt za to, że naprawdę ze wszystkich sił próbował się nie roześmiać.
– Rose, nie możesz się na mnie boczyć bez końca – powiedział chłopak, gdy odbierali bagaże. – Powiesz mi jak to działa? – zapytał, wskazując na taśmę z walizkami.
– Nie mam pojęcia – warknęła Rose. Kiedy Scorpius patrzył na jej błyskające groźnie oczy, brwi zmarszczone w wyrazie wściekłości i otaczające to wszystko rude włosy, ponownie skojarzyła mu się z płomieniem. Dzikim ogniem, który może pochłonąć cały las, jeśli ma na to ochotę, ale może też dać ci ciepło, którego potrzebujesz. – Nie chodziłam na mugoloznawstwo. To, że moja mama ma w domu niektóre z tych rzeczy, nie znaczy, że wiem jak działa cała reszta.
– Przestań się już wściekać. – poprosił znów Scorpius. – Idziemy na zakupy, tam musisz ze mną rozmawiać, bo sam sobie nie poradzę.
– Zakupy? – zapytała nieprzytomnie dziewczyna. – Jakie zakupy?
– Mamy kupić tą rzecz, na której można oglądać filmy.
– Komputer?
– Widzisz? Potrzebuje cię. – Scorpius wyszczerzył zęby. – No i chyba musimy też kupić filmy. Czy można kupić filmy?
Rose westchnęła bezradnie i pociągnęła go za łokieć. Najpierw odmeldowali się u profesor Palmer, która poprosiła ich, żeby nie odchodzili za daleko. Przypomniała im, że samolot odlatuje za trzy godziny i poinformowała, w której kawiarni mogą ją znaleźć.
– Zapytaj go o drogę – powiedziała  Rose, wskazując pulchnego, łysiejącego mężczyznę. Miał na sobie niebieską koszulę i czarną kamizelkę, podobnie jak wszyscy inni pracownicy lotniska. Siedział za ladą, która mieściła się pod niebieskim banerem „Informacja”.
– A co dokładnie mam powiedzieć?
Rose wymruczała formułkę i podeszła z chłopakiem do białego blatu.
– Przepraszam – powiedział Scorpius. – Czy mógłby pan wskazać nam drogę do najbliższego miejsca, w którym można kupić komputer mobilny?
Mężczyzna spojrzał na nich nieco dziwnie, a Rose zarumieniła się lekko. Wiedziała, że cos nie wypali. Czarodzieje nie powinni udawać mugoli. To nigdy nie kończy się dobrze.
– Całkiem spory wybór laptopów – powiedział z naciskiem, który został nieco stłumiony, przez mocno francuski akcent – mają w sklepie elektronicznym, jakieś dziesięć minut drogi stąd. – Sięgnął po jedną z map, leżących na jego ladzie. – Zaznaczę to państwu na mapie, dobrze? – Spojrzał niepewnie na ich twarze, które starały się nie wyrażać kompletnego zagubienia. Wydał z siebie ciężkie westchnienie, jednoznacznie dające do zrozumienia, że nie wierzy w powodzenie ich podróży. Nawet z mapą.
Rose i Scorpius przestudiowali trasę i, odnalazłszy wyjście z lotniska, ruszyli w wyznaczonym kierunku.
– Jak ty w ogóle dajesz radę żyć w społeczeństwie, Rose? – zapytał Scorpius, podczas gdy dziewczyna wsłuchiwała się w dobiegający zewsząd do ich uszu, język francuski.
– Co masz na myśli?
– Nie mogłaś nawet zapytać tego człowieka o drogę – powiedział, zerkając na nią z zainteresowaniem. W kącikach jego ust czaił się uśmiech.
Czy on choć na chwile przestaje być rozbawiony?
– Po prostu jestem nieśmiała – burknęła Rose.
– O nie, nie. – Tym razem już nie hamował śmiechu. – Twoja osoba nie ma nic wspólnego z nieśmiałością. Ty nie wstydzisz się tego człowieka. Ty po prostu nie potrafisz nawiązać, podtrzymać czy prowadzić rozmowy.
– Co to niby ma znaczyć? Jeśli to nie jest nieśmiałość, to co?
– Ty, Rose Weasley, jesteś niezręczna społecznie.
– Nie ma czegoś takiego – powiedziała Rose, prychając.
– Jest.
– Wiec podaj mi definicje „niezręczności społecznej”.
– Miałaś kiedyś chłopaka? – zapytał Scorpius. Zerknął na nią dyskretnie, obserwując jej wyraz twarzy, który pozostał niewzruszony.
– Owszem. Po piątej klasie w wakacje spotykałam się z jednym mugolem z mojego miasteczka. I co? – zapytała Rose, gdy, spojrzawszy na trasę wyrysowaną na mapie, skręcili w prawo.
– A kiedy go znów spotkałaś, po rozstaniu? – Scorpius nie przestawał się uśmiechać.
– W supermarkecie, w te wakacje. – Rose wzruszyła ramionami i zerknęła na niego podejrzliwie, nie wiedząc do czego zmierza.
– I jak zareagowałaś?
– Zamieniłam z nim dwa słowa, potem on spytał co teraz porabiam… a ja rzuciłam w niego woreczkiem kaszy, który trzymałam i wybiegłam ze sklepu – powiedziała Rose, rumieniąc się intensywnie.
– No i masz swoją definicje – odparł, wyraźnie z siebie zadowolony Scorpius, uśmiechając się szeroko. Powstrzymał się, żeby nie wyciągnąć dłoni i nie pogłaskać Rose po jej różowym policzku.
Dotarli do sklepu w ciszy. Scorpius przepuścił dziewczynę w drzwiach i wszedł zaraz za nią. Rose obserwowała go z zainteresowaniem, ciekawa jak będzie się zachowywał otoczony dziesiątkami komputerów, z których każdy wyświetlał inny obraz.
Powiedzenie, że był podekscytowany byłoby eufemizmem. Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, próbując ogarnąć spojrzeniem całą otaczającą go elektronikę. Oczy mu błyszczały i dopiero po dłuższej chwili spojrzał z uśmiechem na Rose, ignorując dziwnie na niego patrzącą obsługę sklepu.
– Rose – szepnął, nachylając się do jej ucha. Poczuła gęsią skórkę na całym ciele, aż po koniuszki palców. – Jak poprosimy ich o pomoc, żeby nie wyjść na nienormalnych?
– Nie poprosimy – odszepnęła Rose. – Po prostu sprawdź ile masz mugolskich pieniędzy, zobacz na który komputer ci wystarczy i powiedz „poproszę ten komputer”.
– Ty to zrób – poprosił, wręczając jej sakiewkę i odsuwając się od niej szybko, jakby obawiał się, że wrzuci mu ją za koszulkę. – Ja pójdę wybrać film.
Rose wskazała mu półki z filmami i odprowadziła go niepewnym wzrokiem, zastanawiając się mimowolnie, ile głupich rzeczy uda mu się powiedzieć. Sama zajęła się kupnem komputera, starając się mówić jak najmniej i całkowicie ufając osądowi przemiłego sprzedawcy. Wytłumaczyła mu jaki zakres cenowy ją interesuje, a on zaproponował jej trzy modele. Opisał każdy z nich, używając słów, których Rose nie rozumiała. Nikt jej nigdy nie uczył czym jest „karta graficzna” albo „twardy dysk”. Mama powiedziała po prostu: „To jest komputer. Otwórz tę szufladkę, a będziesz mogła obejrzeć film”.
Rose udała wiec, że uważnie słucha monologu sprzedawcy, który uśmiechał się do niej zachęcająco. Kiedy skończył porównywać zalety komputerów, zrobiła w myślach wyliczankę i wskazała na zwycięski komputer. Mężczyzna wręczył jej błyszczące pudełko i wskazał jej drogę do kasy.
Tymczasem spomiędzy półek wyłonił się uśmiechnięty Scorpius. W dłoniach trzymał sześć części „Gwiezdnych Wojen”.
– Och – powiedziała Rose. – Czy ty w ogóle przeczytałeś o czym są te filmy?
– Nie – przyznał. – Ale te świecące miecze wyglądają świetnie, facet w masce jest dziwny, a dziewczyna ma zabawne włosy.
– No dobrze – westchnęła Rose, zastanawiając się czy na pewno jest to dobry wybór na pierwszy film w życiu. – Ale wszystkie sześć filmów trwa razem dwanaście godzin. Będziemy musieli oglądać je na raty, a wtedy…
– Nie panikuj – powiedział Scorpius. – Na miejscu będziemy o czternastej i wtedy jest uczta powitalna, z okazji przyjazdu naszego i innych uczestników. Załóżmy, że potrwa godzinę, albo dwie. Najpóźniej o szesnastej mamy czas wolny. Możemy kupić trochę jedzenia na lotnisku, żebyśmy nie wyglądali niekulturalnie, kradnąc żarcie z uczty do plecaków. – Wyszczerzył zęby i, kładąc jej dłoń na plecach, delikatnie popchnął ją w stronę kasy. – Po prostu pójdziemy późno spać.
– Świetny pomysł, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jutro mamy pisemny etap konkursu – powiedziała kpiąco Rose.
– Zadanie zaczyna się dopiero o trzynastej. Proszę – Powiedział Scorpius, starając się, żeby jego oczy przybrały jak najbardziej błagalny wyraz. Rose pomyślała, że połączenie na wpół–dziecinnego wyrazu twarzy z chłopakiem, któremu sięgała zaledwie do brody i który właśnie spoglądał na nią do tyłu przez swoje absurdalnie szerokie ramię, jest dość zabawne. Mimo wszystko, udało mu się ją zmiękczyć.
– Jak od razu po uczcie zamkniemy się w pokoju i wyjdziemy dopiero na konkurs, ludzie pomyślą, że jesteśmy aspołeczni – mruknęła Rose, tracąc pewność siebie.
– Ty jesteś aspołeczna – przypomniał jej Scorpius, kładąc płyty na ladzie i przepuszczając Rose, aby mogła zapłacić.
***

Gdy wysiedli na lotnisku Bordeaux, profesor Palmer zaprowadziła ich do jakiegoś ciemnego korytarza, którego mugole zdawali się nie zauważać. Scorpius szepnął Rose na ucho, że jest zaczarowany, tak, żeby go nie wydzieli, a Rose wbiła mu obcas w stopę, żeby dać do zrozumienia, że sama do tego doszła. W obecności nauczycielki wolała nie otwierać ust, w obawie, że wyleci z nich masa przekleństw w kierunku chłopaka, które ozdabiałyby jakąś cienką ripostę. Scorpius przygryzł wargę, żeby nie wrzasnąć z bólu i w odpowiedzi uszczypnął ją w biodro.
W zaułku czekał na nich ogromny powóz, zaprzężony w jeszcze większe, skrzydlate konie, który został wysłany przez dyrektorkę Beauxbatons. Rose przespała większość lotu.
Zamek, w którym mieściła się szkoła, położony był na wzgórzu, usytułowanym na skraju przepięknej wioski. Rose bardzo się tutaj podobało. Świeciło piękne słońce, ale temperatura nie była za wysoka. Miejscowość wyglądała, jakby zatrzymała się w czasie jakieś trzysta lat temu. Była niezwykle malutka, zapewne dlatego, że większość osób nie była chętna do życia w nieco przestarzałych warunkach, ale miało to swój urok.
Przeszli przez bogato rzeźbioną bramę i zaczęli wspinać się w górę. Zamek był o wiele mniejszy od Hogwartu, ale przepiękny. Przypominał raczej budowle z różnych filmów animowanych o księżniczkach, które Hermiona włączała Rose, gdy ta była malutka. Chyba już wtedy, gdy przed oczami namalowano jej te przepiękne obrazy, zakochała się w filmach. Miał wąskie, wysokie wieżyczki, a ściany były w białym kolorze, ale emanował intrygującą, jakby fioletową poświatą. Ogrody były przepiękne i kwieciste, a ścieżki wytyczały żywopłoty i krzaczki, równo poprzycinane. Zewsząd dobiegał ich śpiew ptaków i szum wody, przelewającej się w kilku niewielkich, białych fontannach.
– Piękny, prawda? – spytała Rose, obserwując budowlę z podziwem.
– Wolę Hogwart – powiedział Scorpius wzruszając ramionami. Rose nawet nie zauważyła, kiedy wsunął swoją dużą dłoń w jej i delikatnie odebrał jej kufer. Dopiero po paru minutach uświadomiła sobie, że niczego nie dźwiga. Podwójny ciężar (z czego jeden był damskim kufrem) zdawał się nie robić większego wrażenia na umięśnionych ramionach Scorpiusa. – Ten jest jakiś taki… zbyt dopieszczony. W Hogwarcie czujesz, jakby każda ściana wokół ciebie oddychała, a stare, zakurzone zbroje na korytarzach puszczały ci oko. To jest za czyste.
– Ja tez wolę Hogwart – przyznała Rose. – Ale w Hogwarcie nie możesz kultywować swoich obsesji – dodała, wskazując głową na kilka budyneczków, po prawej stronie zamku. Były to te domki, o których wspominał wcześniej Scorpius. Rose wyczuwała kilka zaklęć, pomiędzy nimi a zamkiem. Czyżby kontrolowały przepływ magii? Zaciekawiło ją to i postanowiła zgłębić temat, kiedy tylko będzie znów miała dostęp do szkolnej biblioteki.
– To nie są obsesje – Scorpius uśmiechnął się lekko. – To są zainteresowania. Te rzeczy, mimo że ojciec naprawdę stara się być tolerancyjny, przez większość życia i tak były dla mnie zakazanym owocem. Właściwie to dość banalne, że wybrałem sobie taką fiksację.
Gdy dotarli do Komnaty Jadalnej, profesor Palmer ustawiła ich obok innych, przybyłych uczestników i usiadła przy stole nauczycielskim, wcześniej przywitawszy się serdecznie z Madame Maxime.
Ubrani w błękitne szaty uczniowie, patrzyli na nich z zainteresowaniem. Rose zauważyła, że wielu z nich było bardzo urodziwych. Szkoła słynęła z tego, że uczy się w niej wiele wil i ich potomków. Dziewczęta z zainteresowaniem spoglądały na Scorpiusa.
Rose również na niego zerknęła. To będzie ciekawe, pomyślała. Uprzedzenia społeczne i ta niebezpieczna aura sprawiły, że Scorpius nigdy nie musiał opędzać się od dziewczyn, kiedy był w Hogwarcie. Była ciekawa, jak sobie poradzi z tym, że wzbudza zainteresowanie.
Madame Maxime przedstawiła po kolei uczestników konkursu. Przyleciała para czarnoskórych dziewcząt z Afrykańskiej szkoły oraz chłopak i dziewczyna ze Stanów Zjednoczonych, którzy mieli na głowach ten sam odcień blondu i to samo nazwisko, wiec prawdopodobnie byli rodzeństwem. Za nimi stało dwóch chłopców z węgierskiej akademii i jeszcze jedna para damsko-męska z Włoch. Beauxbatons również reprezentowali chłopak i dziewczyna.
Po uroczystym powitaniu, dyrektorka oznajmiła, że konkurs uznaje za otwarty i zaprosiła ich do uczty. Rose i Scorpius zajęli miejsca przy jednym z dwóch długich stołów.
– Cześć – powiedziała natychmiast jedna z dziewczyn do Scorpiusa. Miała długie, proste, złote włosy, nogi, jak barowy stołek i tak długie rzęsy, że Rose zaczęła się zastanawiać, czy nie łaskoczą jej w powieki. Nie mogłaby być piękniejsza, nawet gdyby Rose sama ja zaprojektowała.
– Podoba wam się nasi, szkoli? – dodała szybko jej koleżanka, łamanym angielskim. Niemalże dorównywała urodą złotowłosej, z tym że sama miała krótkie, czarne kosmyki i filigranową budowę baletnicy.
Zwracały się do ich obojga, ale ich oczy utkwione były w Scorpiusie. Złotowłosa trzepotała zalotnie rzęsami, a czarnulka wydęła wąskie usta.
Rose uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że jej podejrzenia się potwierdzają. Scorpius przestał przeżuwać kanapkę, którą właśnie ugryzł i spoglądał zakłopotany na wdzięczące się do niego dziewczęta.
– Tak, jest piękna – powiedziała Rose z nietypową dla siebie… normalnością, przy rozmowie z obcymi.
Dziewczęta niechętnie przeniosły na nią wzrok i uśmiechnęły się uprzejmie.
Po chwili rozmowy, Scorpius zaczął całkiem nieźle odnajdywać się w nowej sytuacji i Rose przestało być do śmiechu. Opowiadał o Hogwarcie i pochylił się w stronę Francuzek, co jakiś czas tylko zerkając dziwnie na Rose. Dziewczęta śmiały się dźwięcznie, niezależnie od tego, czy dowcip, który powiedział był zabawny czy też nie. Rose pozostało jedynie grzebać niemrawo w swoim talerzu. Francuskie jedzenie nie wyglądało na godne zaufania, wiec prawie nic nie tknęła, choć jej żołądek skręcał się z głodu. Kilka miejsc od siebie, zauważyła pieczonego kurczaka, ale oczywiście nie potrafiła nikogo poprosić o to, żeby jej go podał.
– Witajcie – odezwał się niski głos z prawej strony Rose. Odwróciła się i ujrzała opalonego bruneta o prawie czarnych oczach. – Nazywam się Marco Riviera i mam być waszym przewodnikiem po szkole, na czas konkursu. – Mówił płynnie po angielsku, ale miał silny hiszpański akcent. Rose wiedziała, że Beauxbatons obejmuje czarodziejów nie tylko z Francji, ale też z Belgii, Portugalii czy właśnie Hiszpanii. – Jak zjecie, zaprowadzę was do waszych pokoi. Jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować, jestem do waszej dyspozycji. – wyszczerzył się do Rose, ukazując rząd białych zębów.
– Bardzo dziękuję. – Rose podejrzewała, że Marco ledwie ją słyszy, przez dźwięczny śmiech złotowłosej i czarnulki, które Scorpius właśnie uczył wymawiać słowo „katastrofalny” z brytyjskim akcentem. Spróbowała się uśmiechnąć. – Ja jestem Rose Weasley. Miło mi cię poznać.
– Mnie również, Rose Weasley. – Uśmiechnął się znów, tym razem nieco łagodniej. – Wybacz mi, Rose, jeśli będę zbyt bezpośredni, ale muszę powiedzieć, że nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego od ciebie.
Z wrażenia i zażenowania upuściła widelec.
Kątem oka zauważyła, że głowa Scorpiusa obróciła się w ich stronę tak szybko, że Rose mogłaby się założyć, że usłyszała jak coś strzeliło mu w szyi. Chłopak zachował jednak niewzruszony wyraz twarzy i utkwił w Marco spojrzenie.
– Przesadziłem, co? – zapytał Hiszpan, nieco zakłopotany. – Wybacz, Rosie. Czy w Anglii ludzie nie składają tak szczerych deklaracji? To miał być komplement. Czy naruszyłem twoją przestrzeń osobistą?
Rose chciała odpowiedzieć, że owszem, naruszył ją aż do szpiku kości, a ostatecznym „Rosie” przekopał jej przestrzeń na wylot, ale była w stanie jedynie uśmiechać się nieporadnie, nie chcąc powiedzieć niczego głupiego. Usiłowała pokręcić przecząco głową, ale nie była pewna czy do jej szyi docierają jakiekolwiek impulsy nerwowe.
Scorpius rzucił jej przelotne spojrzenie i szybko wyciągnął dłoń do Marco.
– Cześć, jestem Scorpius Malfoy – powiedział chłodno, po czym wykonali obaj jeden z tych tajemnych uścisków dłoni, które wszyscy mężczyźni zdają się znać od urodzenia. Najwyraźniej była to sprawa międzynarodowa. – Czy zaprowadziłbyś nas do naszych pokoi? Jesteśmy trochę zmęczeni po podróży.
– Och, jasne. – Marco najwyraźniej był mu wdzięczny za rozwianie niezręcznej atmosfery.
Kto mówi takie rzeczy dziewczynie, którą poznał trzydzieści sekund temu? Czy powinnam powiedzieć o nim komuś w Mungu?
Chłopak wyprowadził ich z Komnaty Jadalnej, skręcił w lewo, gdzie najwyraźniej był jakiś tajny skrót, bo już po chwili znaleźli się w pięknych ogrodach, bez konieczności przechodzenia przez dziedziniec.
Rose pozwoliła Scorpiusowi wepchnąć się pomiędzy nią i Marco. Pokonała drogę w milczeniu, przysłuchując się rozmowie chłopaków na temat quiddicha. Marco zaprowadził ich do jednego z budyneczków sypialnianych. Korytarze kojarzyły się Rose z domkiem jednorodzinnym starszej pani o dobrym guście. Były wąskie i w kolorze brudnej zieleni, z kwiatami wymalowanymi u dołu. Zatrzymali się przy dużych, dębowych, dwuskrzydłowych drzwiach. Marco wręczył Scorpiusowi klucz.
– Macie wspólny salonik. Sypialnia Rosie jest po lewej stronie, a twoja po prawej. Mam nadzieję, że będzie wam wygodnie. W razie jakbyście mnie potrzebowali, wyślijcie patronusa.
Jeszcze raz uśmiechnął się do nich i odszedł w stronę wyjścia.
– Panie przodem – powiedział Scopius, otwierając przed nią drzwi. Rose zauważyła, że na jego ustach, jak zwykle, błąka się uśmiech, ale była wdzięczna, że nie komentuje zajścia przy stole.
Ściany salonu były kremowe, a podłoga wyłożona jasnymi panelami. Przy oknie, w którym powiewała jasna firanka w błękitne kwiaty, stał zestaw mebli, składający się z niebieskiej kanapy i foteli w tym samym kolorze. Otaczały stolik z jasnego drewna.
Rose zajrzała do swojej sypialni. Urządzono ją w bieli, co dawało przyjemny efekt, ale przez moment miała wrażenie, jakby coś ją raziło w oczy. Miała jedną, niewielką szafkę, przy której już stał jej kufer, duże łóżko z kolumienkami i baldachimem, oraz uroczą toaletkę. W oknie wisiały te same firanki co w salonie.
Gdy wróciła, Scorpius wpatrywał się niepewnie w otwartego laptopa na stoliku.
– Nie ekscytuj się na zapas – powiedziała Rose. – Jeszcze nie wiemy czy tu zadziała.
– Zadziała. Nie widziałaś tej magicznej bariery? Poza tym, spójrz. – Uśmiechnął się i wskazał na kontakt elektryczny za kanapą. – Mówiłem ci, że tu maja nawet prąd.
Rose usiadła przed srebrnym laptopem i włączyła go. Ekran pojaśniał. Zachęcona, wysunęła szufladkę i wsadziła do niej „Nową nadzieję”.
– Myślisz, że to dobry materiał, na pierwszy film w życiu? – zapytał Scorpius, grzebiąc w torbie podróżnej Rose, w poszukiwaniu batonów, które kupili na lotnisku.
– Wcześniej nawet o nim nie pomyślałam – przyznała Rose. – Ale trochę o tym myślałam i doszłam do wniosku, że chyba nie mogłeś lepiej trafić. To świetne filmy, ale nie to jest najważniejsze. Ważne jest to, że nie potrzebujesz znajomości świata mugoli, żeby je rozumieć – wyjaśniła. – Tutaj wszystko jest fikcją. Zmyślony wszechświat, zmyślone planety, zmyślone stwory, zmyślona magia i zmyślone wynalazki. Będzie okej.
Usiedli na kanapie i zaczęli oglądać. Rose co jakiś czas zerkała na Scorpiusa, obserwując jego reakcje. Na szczęście, dało się łatwo wyciągać wnioski, bo kiedy wciągnęła go fikcyjna historia, nie trzymał swoich emocji pod maską zniewalającego uśmiechu i mogła czytać z jego twarzy, jak z otwartej księgi. Widziała, po charakterystycznym uniesieniu brwi, że Lord Vader zrobił na nim wrażenie, gdy tylko pojawił się na ekranie. Ilekroć na scenę wchodziły droidy, jego twarz marszczyła się w zabawnym skupieniu. To było zjawisko, którego nie rozumiał. Nie był mugolem, nie oglądał filmów science–fiction, ani nie czytał takich książek. Nie miał żadnego wyobrażenia o robotach, ten termin nie istniał w jego głowie. Rosie wiedziała, że ten aspekt go denerwuje.
Jego twarz wygładzała się, gdy bohaterowie mówili cokolwiek na temat mocy. To było mu bliższe. Zauważała delikatny uśmiech, ilekroć Han Solo mówił… cokolwiek. Skrzywił się ze smutkiem, gdy Obi–Wan zginął. Podczas ataku Rebelii na Gwiazdę Śmierci, wielokrotnie przejechał po włosach w typowym dla siebie geście frustracji, więc Rose wiedziała, jak go to stresuje.
Ale wybuch nastąpił dopiero pod koniec „Imperium Kontratakuje”.
Luke, jestem twoim ojcem.
Szczęka Scorpiusa opadła, a Rose zachichotała.
– CO?! CO?! CO?! – spojrzał na nią, a ona wiedziała, że minie chwila, zanim przestanie wariować, wiec zatrzymała film. – NIE! CO?! – Spojrzał z powrotem na ekran. – Ja to jest, na Merlina… CO?!
Rose zostawiła go na moment i poszła do swojej sypialni po butelkę wody. Zastała go obejmującego własne kolana na kanapie, w pozycji siedzącej. Patrzył w przestrzeń i mamrotał coś do siebie. Brzmiało to niepokojąco podobnie do „Moje życie jest kłamstwem”, ale Rose wolała nie wyciągać pochopnych wniosków. Usiadła obok niego.
– Scorpius, słyszysz mnie? – spytała niepewnie.
– Taa – mruknął, powoli wychodząc z transu. – Ale JAK?
Rose znów zachichotała i delikatnie pogłaskała jego ramię, starając się nie zauważać, jakie jest twarde.
– Wszystko stanie się bardziej zrozumiałe, gdy obejrzymy drugą trylogię. Jej akcja dzieje się przed tymi filmami.
– Już nie oglądam więcej żadnego z tych filmów – powiedział, potrząsając energicznie głową. Białe kosmyki wpadły mu do oczu. – trzeba ostrzec człowieka, zanim zrzuci się na niego taką bombę!
– Obiecuję, że nie będzie więcej takich niespodzianek – powiedziała Rose spokojnie. Spojrzał na nią wzrokiem ufnego szczeniaka i pozwolił włączyć film.
Reszta seansu przebiegła im w spokoju, nie licząc krótkiego napadu histerii (choć już nie tak mocnej), kiedy okazało się, że Leia jest siostrą Luke’a. Scorpius przez kilka minut był oburzony, sześć razy przypominając Rose ich pocałunek z poprzedniego filmu.
Dziewczyna spinała się lekko, gdy Scorpius, jakby bezwiednie kładł ramię na oparciu kanapy za jej plecami, prawie ją obejmując. „Mroczne widmo” blondyn oglądał z niegasnącym zainteresowaniem, ale Rose przysnęła. Obudziła się z głową na ramieniu Scorpiusa z nosem wtulonym w jego szyję. Podniosła się szybko, próbując udawać, ze nic się nie stało, ale chłopak zdążył posłać jej łobuzerski uśmiech.
Nową trylogię skończyli oglądać o drugiej w nocy.
– Ten Obi–Wan, to jednak jest idiota – powiedział Scorpius, ziewając i przeciągając się. Po chwili przybrał poważną minę, zaczął się pocierać palcami po brodzie i przemówił, imitując głos i akcent Kenobiego. – Hmm, gdzie by tu ukryć syna Vadera przed Vaderem, żeby go Vader nie znalazł… O wiem! Wyślę go na rodzinną planetę Vadera, do przyrodniego brata Vadera i zostawię mu prawdziwe nazwisko Vadera. TAM GO NIE ZNAJDZIE. Bo nie lubi piasku.
Rose roześmiała się głośno i nie mogła się uspokoić przez dłuższą chwilę. Scorpius dołączył do niej i uspokoili się dopiero, gdy Rose otarła łzy, które popłynęły jej z oczu.
– No cóż, ta trylogia nie jest taka dobra, ma dużo błędów i niedorzeczności – przyznała, głosem ochrypłym od śmiechu. – Ale jak ci się podobała pierwsza filmowa opowieść w życiu?
Scorpius uśmiechnął się szeroko.
–To jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły.
______________________________
Proszę wybaczyć mi taką długa przerwę :P Najpierw wyjechałam na wakacje i okazało się, że jak schodziłam z gór pod wieczór, to byłam zbyt padnięta, żeby choćby otworzyć laptopa. Potem skręciłam kostkę i myślałam, że kilkudniowy zakaz chodzenia przyciśnie mnie do napisania notki, ale nagle zorientowałam się, ze – o mój Boże – zaraz mam poprawkę! A wiec porządnie i bez stresu zabrałam się za ten rozdział, kiedy już miałam egzamin za sobą. Mam nadzieję, że przynajmniej się wam podoba i wam jakoś w ten sposób wynagrodzę te długą nieobecność :P
Mimo wszystko, niedługo wracam na studia, a te wakacje spędziłam bardzo leniwie, wiec nie wiem, jaka będzie teraz częstotliwość wrzucania rozdziałów. Pożyjemy, zobaczymy ;)
Ciężko mi się go pisało, bo miałam go całego w głowie już od dawna i chyba za bardzo mi zależało, żeby dobrze wyszedł. Inni blogujacy pewnie rozumieją, jak to jest, kiedy coś się zrodzi w naszej głowie i nijak nie możesz się zdecydować, jak to najlepiej przelać na papier. A może raczej na klawiaturę :P
Dziękuję za wszystkie opinie, wasze miłe słowa bardzo mnie motywowały i sprawiały, że bolało mnie serduszko, gdy nie mogłam znaleźć czasu żeby to w końcu napisać :D
Dajcie znać czy się podoba. Pozdrawiam was cieplutko ;*
LUBIĘ KOMENTARZE :D

19 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Przepraszam, coś źle kliknelam i teraz twój komentarz jest widoczny tylko dla mnie ;( dziękuję za mile słowa + wiele dla mnie znaczy, że dajesz znać, że czytasz ;) pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Ha ha ha to sobie Scor znalazł pasje :) Osobiście nie znoszę "Gwiezdnych wojen" ale rozdział i tak mi się bardzo podobał :D Mogłabyś pisać częściej bo... zaglądam tu codziennie :)
    Weny, weny i jeszcze raz weny !
    Luella

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze ci się podobał :) Myślę, ze tak długiej przerwy jak tym razem, uda mi się uniknąć. Dziękuje, że zaglądasz ;*

      Usuń
  3. Haha, Scorpio nieźle sobie wszystko wykombinował. :D
    Bardzo podobało mi się, jak opisywałaś jego reakcje na ten mugolski świat, a końcówka? :D Dla mnie poniekąd rozczulająca. :) Jakoś taki Scorpio, oglądający po raz pierwszy film i e jego reakcje... Urocze. :D
    Pozdrawiam! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jego rekacje przy oglądaniu filmu pisało mi się najlepiej :P Ciesze się że ci się podobało! Pozdrawiam ;*

      Usuń
  4. Fajnie że Zabini i Weasley będą "psiapsi" :D Jestem ciekawa co z tej znajomości wyniknie :D
    Co do Scorpiusa to nadal jest dla mnie szoksem olbrzymim, że interesuje się tym, co mugolskie xD Muszę się przyzwyczaić do Twojej wizji c:
    "Ciebie jest łatwiej zażenować niż Albusa upić! " - XDDD Oto nastały czasy, kiedy upicie Albusa Pottera jest miarą łatwości danego zadania xddd Śmiechłam srogo xd
    Uwielbiam te docinki Rose i Sco :D Jedno lepsze od drugiego i zawsze mają odpowiedzi na swoje docinki xd Chociaż ja na miejscu Rose nie mówiłabym prawdy o tym, że uciekłam kiedy spotkałam byłego chłopaka xd Pewnie nakłamałabym (a już na pewno Rose z mojego opo xd), że świetnie mi się z nim gadało, żeby nie wyjśc na przegrywa xD
    Fajnie opisałaś ich drogę do Beauxbatons i sam zamek c: Widzisz? Umiesz pisać opisy! :D
    Tak zauważyłam, że ludzie z Beaux są bardzo bezpośredni xD I jeśli chodzi o czarnulke i jej bff to albo są bezczelne albo nie potrafią ukryć uczuć - strasznie są obnoszą ze swoją chcicą na Scorpiusa, co niezbyt dobrze świadczy o nich i o ich szkole xd
    A scorpius taki niby nie nie jeśli chodzi o Rose, ale jak już Marco podbija to od razu warczy xddd Taki pies ogrodnika, sam nie weźmie i komuś nie da xd
    A tak na marginesie - jesteś fanką Gwiedznych? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! :D
      Cóż, poniekąd zależało mi na łamaniu schematu, jeśli chodzi o Scorpiusa, mam nadzieję, że taka wizja tego bohatera nie bedzie za bardzo zgrzytać :D
      Ja chyba też bym nakłamała! Ale Rose nie jest najlepsza w prowadzeniu rozmów, a co dopiero takich, które postawią ją na wygranej pozycji xd
      Szczerze mówiąc, to ten opis zamku mi się pisało tak topornie, że kilka razy prawie rzuciłam laptopem w okno, wiec cieszę się, że przy czytaniu nie odczułaś jaki jest wymuszony xd A czarnulka i bff miały byc bezczelne. Jakoś po opisach Rowling z czwartej części, uczniowie Beaux nie przypadli mi do gustu ;p
      Jestem wielką fanką, ale postaram się z tym już tak nie obnosić w tekscie, bo wiem, że ludzie zazwyczaj Wojny albo kochają albo nienawidzą :D
      Jeszcze raz dziękuję za ten kochaniutki komentarz ;*

      Usuń
  5. Nominowałam cię do 10 zdjęć.
    Więcej informacji na moim blogu
    dorea-i-draco.blogspot.com

    Niedawno znalazłam twojego bloga ale postaram się nadrobić zaległości.(jeśli źle napisałam twój pseudonim nie obraź się)

    Serdecznie pozdrawiam
    Blanka Szel
    Accidentally in love ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Miranda zapaszająca na "randkę" była świetna xD Rose chyba jeszcze nie wie, że to nie jest zwykłe spotkanie...
    Zażenowanie Rose w samolocie-boskie i przekomiczne! I jeszcze ten gościu co szedł do łazienki xD
    Zauroczenie Malfoya filmami-wprost urocze, I ta jego reakcja na to że Vader jest ojcem Luke'a :D Duży plus za Gwizdne wojny! Uwielbiam te filmy <3 (tzn, starą trylogię ;) )
    Coś czuję, że będzie niezła zazdrość z Marco i tymi Francuzkami... Będzie się działo! ;D
    Idę czytać następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    ~Arya
    PS Przepraszam, że taki niespójny ten komentarz. Ale lepiej będzie po siódmym! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Kupowanie laptopów i filmów było tak komiczne,ze równie dobrze molo y byc miniaturka sama w sobie, po prostu mega :D oglądanie tez. Swoją droga niezły agent z tego scora, długi czas mu było głupio po tym, jak jęknął, ale w samolocie udawał.jakby nigdy nic takiego nie miało miejsca i bez problemu wywołał zażenowanie w Rose :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ta Miranda to niezłe ziółko, heh :D Nie powie wprost, że to randka, bo by biedną Rose odepchnęła od siebie ;P A tak, zakamuflowała to babskim wieczorem^^ I wiesz... bardzo interesujące jest to, że przedstawiłaś nam w świecie HP osobę homoseksualną... jestem zwolenniczką, żeby przedstawiać wątki na tle LGBT :)

    A Scorpius rozbawił mnie w tym rozdziale... To kupowanie mugolskich rzeczy, a oglądanie to już swoją drogą. Całą notę śmiałam się z jego reakcji na temat "Gwiezdnych Wojen" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha tez Lubie te wątki. Rowling się nad nimi przeslizgiwala, ale przecież statystycznie na tylu uczniów musieli się trafiać jacyś homoseksualiści. No i nam Mirandą dużo myślę, bo zależy żeby ją przedstawić jako osobę z krwi i kości, a nie jako kogoś, kogo główną cechą jest to, że jest lesbijką Xd jak to czasem się zdarza, nawet w książkach
      Ciesze się, że udało mi się ciebie rozbawić :)

      Usuń
  9. Reakcje Scorpiusa - świetne. Zazdrość Scorpiusa - świetna. Uśmieszki Scorpisa -świetne.
    Słowa Rose - bluźnierstwa.
    "– No cóż, ta trylogia nie jest taka dobra, ma dużo błędów i niedorzeczności" Cóż, tu zraziła mnie do siebie po całości, żeby nie powiedzieć, że podpisała wyrok. Kompletna ignorancja, kompletna. I chociaż piszę to wszystko z niemałą dawką humoru, jakbym usłyszała coś podobnego w prawdziwym życiu, zapewniłabym paru osobom dodatkową wypłatę. Grabarzom, bo trzeba by zorganizować pogrzeb i sędziemu, bo zakładam, że po morderstwie (w mojej skromnej opinii, jak najbardziej uzasadnionym) czekałby mnie proces czy dwa.
    Poza tym nieostrożnym (jak szczerze ufam) niedopatrzeniu odnośnie Gwiezdnych Wojen, które darzę ponadczasową i największą w życiu miłością, rozdział bardzo sympatyczny.
    Gdybym miała szansę, uświadomiłabym Marcowi, że jeszcze kilka takich wybiegów, a może się pożegnać ze swoją, jak sądzę, dotąd nie skażoną aparycją.

    Pozdrawiam serdecznie
    "Moc jest we mnie, a ja jestem silna Mocą" (która najwyraźniej opuściła Rose)
    Vi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o te bluźnierstwa Rose, to miałam na myśly tylko tyle, że Rose tę nową trylogię lubi po prostu nieco mniej niż starą, a nie że w ogóle nie lubi Gwiezdnych, oczywiście :D Ja sama jestem wielką fanką (choć staram sie tak tego nie pokazywać w tekście, żeby nie być nachalna wobec czytelników, którzy nie lubią :p) wiec w prawdzywym życiu reaguję podobnie :D
      Macro będzie miał swój wielki powrót, ale do tego jeszcze mamy trochę rozdziałów przed nami :D

      Usuń
    2. Uspokoiłaś mnie swoim wyznaniem... Gwiezdna piona, poproszę

      Usuń
  10. W końcówce musiałam omijać pewne fragmenty, bo Gwiezdne Wojny nadal przede mną, ale ufff, udało mi się uniknąć spoilerów! Gdy tylko pojawia się motyw wyjazdów jestem w siódmym niebie, to daje ogromne pole do popisów. Chciałam naskrobac coś więcej, ale tak nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ze nie dam rady! Proszę o wybaczenie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, nawet nie pomyslalam, zeby jakos zaznaczyć spoilery, dobrze ze udalo ci sie je ominąć :D tez lubie wyjazdy, na nich wszystko jest dozwolone :D

      Usuń

I jak wrażenia? :) Podziel się w komentarzu!

Najfajniejsi ludzie na świecie