–
Rosie? Możemy pogadać?
Miranda
Zabini, czarnowłosa, filigranowa piękność odepchnęła ciężki kufer Rose i
usiadła obok niej.
–
Jasne – odparła Rose, spoglądając na dziewczynę ze zdziwieniem. Zawsze miała
jakiś rodzaj kontaktu z Mirandą, bo obie kolegowały się ze Scorpiusem, ale nie
przypominała sobie, aby kiedykolwiek prowadziła z nią rozmowę w cztery oczy.
Zerknęła niepewnie na brunetkę. Zabini trzymała się ze Scorpiusem, bo
skierowali ich ku sobie rodzice, a do tego oboje trafili do Slytherinu i udało
im się nawiązać trwałą więź. Jeśli Albus był dla niego jak brat, to można było
powiedzieć, że Zabini była jak kuzynka. Czasem dołączała do ich luźnej paczki w
wycieczkach do Hogsmade czy w wolne popołudnia. Rose, jako osoba, której umiejętność życia w społeczeństwie gdzieś po
drodze umknęła, nie nawiązała z nią nigdy bezpośredniego kontaktu. – O co
chodzi?
Miranda
poruszyła się na ławce i przeczesała dłonią swoje lśniące loki w nerwowym
odruchu, zaskakująco przypominając przy tym Scorpiusa.
Stojący
dwa kroki od nich Malfoy, opierał się nonszalancko o ścianę i udawał, że w ogóle nie przysłuchuje się rozmowie.
–
Pomyślałam sobie – zaczęła Miranda – że obie przyjaźnimy się ze Scorpiusem i
resztą, spędzamy razem sporo czasu, a nigdy nie miałyśmy okazji porobić czegoś
tylko we dwie.
Dziewczyna
urwała, przygryzając nerwowo, pomalowaną na czerwono wargę. Rose uniosła lewą
brew, zachęcając ją, żeby kontynuowała. Scorpius zerknął na Mirandę, starając
się ukryć rozbawienie.
– W
związku z tym, chciałam zaproponować, żebyśmy poszły do Hogsmade, tylko we dwie
i spędziły trochę czasu w babskim towarzystwie. To znaczy, jak wrócicie z konkursu – dodała szybko.
–
Och – powiedziała Rose i uśmiechnęła się do Mirandy, mając nadzieję, że uśmiech
wygląda na przyjazny, a nie przerażający. – Jasne. Byłoby super.
–
Świetnie. – Zabini również się uśmiechnęła, ukazując rząd równych, białych zębów.
– W takim razie, powodzenia Weasley. – Po czym, wahając się tylko
sekundę pochyliła się i uścisnęła szybko, mocno zaskoczoną Rose. Następnie
wstała i skierowała się w stronę Scorpiusa.
–
Czy mnie się coś przewidziało – powiedział chłopak, ściszając głos, aby Rose
nie mogła ich usłyszeć – czy ty naprawdę właśnie usiłowałaś zaprosić ją na
randkę?
–
Niczego nie usiłowałam – odszepnęła Miranda. – Zaprosiłam ją na randkę.
A ona się zgodziła.
–
To nie będzie liczyło się jako randka, jeśli Rose nie wie, że nią jest!
–
Och zamknij się – warknęła dziewczyna. – Po prostu mi zazdrościsz, bo jeśli
Rosie umówi się ze mną, to nie umówi się
z tobą.
– A
skąd ten niedorzeczny pomysł, jakobym chciał się z nią umówić? – zapytał Scorpius, dziękując Merlinowi, że
udało mu się nie zarumienić. Wówczas jego kpiący ton mógłby stracić nieco na
wiarygodności. – Poza tym, jeśli chcesz stanąć z nią przed ołtarzem, to polecałbym
ci nauczyć się jej prawdziwego imienia.
Miranda
powstrzymała się przed jakąś jadowitą ripostą i ograniczyła swoją reakcje do
prychnięcia.
– W
każdym razie, powodzenia – powiedziała i, uściskawszy przelotnie Scorpiusa,
odeszła.
–
Miło z jej strony, że wstała tak wcześnie, żeby się pożegnać – powiedziała
Rose. Reszta ich przyjaciół ograniczyła
się do życzenia im szczęścia i kilku uścisków poprzedniego wieczoru, kiedy
wszyscy szli spać. Gdy Scorpius zaproponował, żeby wstali o piątej rano i
życzyli im powodzenia tuż przed podróżą, uzyskał jedynie potężny wybuch
śmiechu.
–
Tak, miło – odparł Scorpius. Od pamiętnej nocy, którą Rose spędziła w łóżku Scorpiusa, było między nimi
trochę niezręcznie. Rose była na siebie wściekła, że usnęła, a Sorpius, że jęknął.
Milczeli
zgodnie przez następne pięć minut, aż blondyn zdecydował się coś z tym zrobić.
–
Rose, myślałem o tych filmach, o których
mi opowiadałaś – zaczął. Rose uśmiechnęła się lekko, słysząc, jak chłopak
zabawnie wymawia słowo filmy, stawiając akcent na drugą sylabę. – I
zbadałem sprawę tej szkoły, do której lecimy. Możemy tam zobaczyć niektóre z
nich.
–
Nie, nie możemy – odpowiedziała Rose, podnosząc wzrok ze swoich stóp. – Czy ty nie czytałeś Historii Hogwartu? W
powietrzu jest zbyt wiele magii, żeby działały tu jakiekolwiek przedmioty
elektroniczne. Kiedy się tu znajdują, zaczynają wariować. Jak możesz tego nie
wiedzieć? – spojrzała na niego krytycznie.
–
Och, wybacz mi, panno Rose Przewyższam-Wiedzą-Was-Wszystkich Weasley, – sarknął
Scorpius – ale jak ty możesz tego nie wiedzieć? Nie wszystkie szkoły
Magii są takie same.
–
Co masz na myśli?
–
To, że uczniowie Beauxbatons, nie żyją tak samo jak uczniowie Hogwartu. We
Francji, Hiszpanii, Portugalii czy Holandii, czarodzieje znacznie bardziej i
chyba lepiej wtapiają się w otoczenie. Nie odcinają się od mugolskiej
technologii, uczą się wszystkiego razem z nimi… Może niewiele osób jest specjalistami w tym temacie, ale chodzi o to,
że umożliwia im się życie w symbiozie z mugolami i ich postępem. Przede
wszystkim uczniom – młodym umysłom, otwartym na zmiany. Dlatego W Beauxbatons,
w zamku, odbywają się lekcje, posiłki i uroczystości, ale sypialnie mieszczą
się w licznych budyneczkach, rozstawionych wokół zamku. – Chłopak przerwał na
moment, spoglądając z zadowoleniem na zszokowaną twarz Rose. – Tam nie wolno
używać czarów. A z reszta, uczniowie tego nie robią, bo podoba im się możliwość
posiadania różnych gadżetów. Oczywiście to nie jest tak, że każdy ma tę dziwną
maszynę z ekranem, albo inne zaawansowane rzeczy. Wszystko to wprowadza się u
nich bardzo powoli i zdecydowana większość nadal unika mugolskiego życia, ale
doprowadza się tam eklektyczność…
Rose
otworzyła usta, żeby go poprawić na „elektryczność”, ale Scorpius mówił tak szybko, że nie zdążyła się odezwać.
– …
No i niektórzy uczniowie mają tele…telefony, które w dużej mierze wypierają tam sowią pocztę.
–
To beznadziejne – powiedziała Rose, korzystając z tego, że Scorpius zrobił
przerwę na oddech. – Pozwalają umrzeć naszej kulturze, żeby zastąpić ją światem
mugoli.
–
Trochę przesadzasz – stwierdził Scorpius. – Tylko w kwestii sów. Używają kilku sprzętów, ale większości nadal za
bardzo się boją. Nie sadzę, żeby kiedyś wymiana dokonała się całkowicie. A
nawet jeśli, zawsze pozostają takie konserwatywne kraje jak nasze. – Uśmiechnął
się do niej pocieszająco.
– I
aż tak nie możesz się doczekać filmów, że
chcesz wykorzystać to, że wyjeżdżamy?
– Cóż, powiedziałaś, że to twoja ulubiona rzecz ze świata
mugoli, a ja ufam twoim osądom – powiedział, patrząc na nią przenikliwie,
wywołując lekki rumieniec na policzkach Rose, za co natychmiastowo się
znienawidziła. – Lecimy z Londynu, potem mamy przesiadkę w Paryżu. Będziemy
czekać na samolot aż trzy godziny, wiec możemy w tym czasie skoczyć do sklepu i
kupić… kupić… – Jego brwi zmarszczyły się w konsternacji, gdy próbował
przypomnieć sobie odpowiednie słowo. – Na czym możemy obejrzeć te filmy?
–
Masz na myśli komputer? Chcesz kupić komputer? – Rose była na tyle zdziwiona,
że na chwile zapomniała o swoim zażenowaniu.
–
Komputer. – Scorpius wyglądał na nieco zagubionego, jak to zwykle bywa z
ludźmi, którzy rozmawiają na tematy, o
których nie mają pojęcia. – Chyba nie masz nic przeciwko?
***
Wraz
z profesor Palmer, przenieśli się prosto na lotnisko, za pomocą proszku Fiuu,
korzystając z kominka jednego z pracowników,
który był czarodziejem. W wielkim pośpiechu władowali się do samolotu. Rose
odkryła w sobie lęk przed lataniem, gdy tylko zajęła swoje miejsce, ale
Scorpius był tak zaraźliwie podekscytowany, że szybko o tym zapomniała. Przez
pierwsze piętnaście minut, co chwila uznawał za konieczne przypomnieć jej, że
znajdują się w powietrzu, a nawet nie lecą na miotłach. Profesor
Palmer żałowałaby, że zgodziła się na podróż samolotem, ale na szczęście
siedziała kilka rzędów za nimi, co oszczędziło trochę jej nerwy.
–
Scorpius, uspokój się – szepnęła do niego
Rose. – Bo wsadzą cię do Azkabanu za naruszanie zasad tajności.
–
Wybacz – powiedział, szczerząc do niej zęby. – Pogadałbym z tobą, ale
zachowujesz się dziwnie, odkąd wskoczyłaś pod moją pościel.
Rose
zaniemówiła z oburzenia i przez chwilę tylko wpatrywała się w niego,
zirytowana.
–
To ty się zachowujesz dziwnie! – warknęła. – Byłeś zażenowany, jak nigdy
przedtem!
–
Nieprawda! – Tym razem to Scorpius się oburzył. – Poza tym, czego ode mnie
oczekiwałaś? Dziewczyna dosłownie wskakuje mi do łóżka, a moi kumple myślą, że ona… – Urwał i
natychmiast się zarumienił. Pomyślał sobie, że ostatnio zdarza mu się to
zdecydowanie za często. Malfoyowie się nie rumienią. – Ty byłaś bardziej
zażenowana.
–
Bzdura – prychnęła. – Po pierwsze, nie wskoczyłam do twojego łóżka - wrzuciłeś mnie do niego. Po drugie,
wcale nie jest tak łatwo mnie zażenować – powiedziała, sama nie wiedząc
dlaczego. Doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie prawda.
–
Chyba sobie żartujesz. – Scorpius skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew – Ciebie jest łatwiej zażenować niż Albusa
upić! Jesteś najbardziej zażenowalną osobą na świecie.
–
Nie ma takiego słowa – odgryzła się Rose. – Nie jest łatwo mnie zażenować.
–
Ach tak? – Scorpius uśmiechnął się do niej prowokacyjnie i nagle wykrzyknął tak
głośno, że wszyscy pasażerowie mogli ich usłyszeć: – Nie, paniusiu! Nie pójdę uprawiać z tobą seksu do łazienki, wiec możesz
przestać błagać!
Kilkanaście
głów odwróciło się w ich stronę, a Rose,
czerwona jak piwonia, zapadła się nieco w swoim fotelu, patrząc z wściekłością
na swojego towarzysza.
–
Rzeczywiście – wykrztusił, dusząc się ze śmiechu. – Świetnie sobie radzisz.
Reszta
pierwszego lotu minęła im raczej spokojnie. Rose była obrażona na Scorpiusa, a
jej irytacja wzrosła jeszcze bardziej, gdy jakiś młody człowiek, idąc miedzy
fotelami, zatrzymał się przy niej, żeby oznajmić, że właśnie idzie do toalety
„w razie jakby była zainteresowana”. Scorpiusowi trzeba przyznać było punkt za
to, że naprawdę ze wszystkich sił próbował
się nie roześmiać.
–
Rose, nie możesz się na mnie boczyć bez końca – powiedział chłopak, gdy
odbierali bagaże. – Powiesz mi jak to działa? – zapytał, wskazując na taśmę z
walizkami.
–
Nie mam pojęcia – warknęła Rose. Kiedy Scorpius patrzył na jej błyskające
groźnie oczy, brwi zmarszczone w wyrazie wściekłości i otaczające to wszystko
rude włosy, ponownie skojarzyła mu się z płomieniem. Dzikim ogniem, który może pochłonąć cały las, jeśli ma na to ochotę,
ale może też dać ci ciepło, którego potrzebujesz. – Nie chodziłam na
mugoloznawstwo. To, że moja mama ma w domu niektóre z tych rzeczy, nie znaczy,
że wiem jak działa cała reszta.
–
Przestań się już wściekać. – poprosił znów
Scorpius. – Idziemy na zakupy, tam musisz ze mną rozmawiać, bo sam sobie nie
poradzę.
–
Zakupy? – zapytała nieprzytomnie dziewczyna. – Jakie zakupy?
–
Mamy kupić tą rzecz, na której można
oglądać filmy.
–
Komputer?
–
Widzisz? Potrzebuje cię. – Scorpius wyszczerzył zęby. – No i chyba musimy też
kupić filmy. Czy można kupić filmy?
Rose
westchnęła bezradnie i pociągnęła go za łokieć. Najpierw odmeldowali się u
profesor Palmer, która poprosiła ich,
żeby nie odchodzili za daleko. Przypomniała im, że samolot odlatuje za trzy
godziny i poinformowała, w której kawiarni mogą ją znaleźć.
–
Zapytaj go o drogę – powiedziała Rose,
wskazując pulchnego, łysiejącego mężczyznę. Miał na sobie niebieską koszulę i
czarną kamizelkę, podobnie jak wszyscy inni pracownicy lotniska. Siedział za
ladą, która mieściła się pod niebieskim
banerem „Informacja”.
– A
co dokładnie mam powiedzieć?
Rose
wymruczała formułkę i podeszła z chłopakiem do białego blatu.
–
Przepraszam – powiedział Scorpius. – Czy mógłby
pan wskazać nam drogę do najbliższego miejsca, w którym można kupić komputer
mobilny?
Mężczyzna
spojrzał na nich nieco dziwnie, a Rose zarumieniła się lekko. Wiedziała, że cos
nie wypali. Czarodzieje nie powinni udawać mugoli. To nigdy nie kończy się
dobrze.
–
Całkiem spory wybór laptopów –
powiedział z naciskiem, który został nieco stłumiony, przez mocno francuski
akcent – mają w sklepie elektronicznym, jakieś dziesięć minut drogi stąd. –
Sięgnął po jedną z map, leżących na jego ladzie. – Zaznaczę to państwu na
mapie, dobrze? – Spojrzał niepewnie na ich twarze, które starały się nie
wyrażać kompletnego zagubienia. Wydał z siebie ciężkie westchnienie,
jednoznacznie dające do zrozumienia, że nie wierzy w powodzenie ich podróży.
Nawet z mapą.
Rose
i Scorpius przestudiowali trasę i, odnalazłszy wyjście z lotniska, ruszyli w
wyznaczonym kierunku.
–
Jak ty w ogóle dajesz radę żyć w
społeczeństwie, Rose? – zapytał Scorpius, podczas gdy dziewczyna wsłuchiwała
się w dobiegający zewsząd do ich uszu, język francuski.
–
Co masz na myśli?
–
Nie mogłaś nawet zapytać tego człowieka o drogę – powiedział, zerkając na nią z
zainteresowaniem. W kącikach jego ust czaił się uśmiech.
Czy
on choć na chwile przestaje być rozbawiony?
–
Po prostu jestem nieśmiała – burknęła Rose.
– O
nie, nie. – Tym razem już nie hamował śmiechu. – Twoja osoba nie ma nic wspólnego z nieśmiałością. Ty nie wstydzisz się tego
człowieka. Ty po prostu nie potrafisz nawiązać, podtrzymać czy prowadzić
rozmowy.
–
Co to niby ma znaczyć? Jeśli to nie jest nieśmiałość, to co?
–
Ty, Rose Weasley, jesteś niezręczna społecznie.
–
Nie ma czegoś takiego – powiedziała Rose, prychając.
–
Jest.
–
Wiec podaj mi definicje „niezręczności społecznej”.
–
Miałaś kiedyś chłopaka? – zapytał Scorpius. Zerknął na nią dyskretnie,
obserwując jej wyraz twarzy, który
pozostał niewzruszony.
–
Owszem. Po piątej klasie w wakacje spotykałam się z jednym mugolem z mojego
miasteczka. I co? – zapytała Rose, gdy, spojrzawszy na trasę wyrysowaną na
mapie, skręcili w prawo.
– A
kiedy go znów spotkałaś, po rozstaniu? –
Scorpius nie przestawał się uśmiechać.
– W
supermarkecie, w te wakacje. – Rose wzruszyła ramionami i zerknęła na niego
podejrzliwie, nie wiedząc do czego zmierza.
– I
jak zareagowałaś?
–
Zamieniłam z nim dwa słowa, potem on spytał co teraz porabiam… a ja rzuciłam w
niego woreczkiem kaszy, który trzymałam i
wybiegłam ze sklepu – powiedziała Rose, rumieniąc się intensywnie.
–
No i masz swoją definicje – odparł, wyraźnie z siebie zadowolony Scorpius,
uśmiechając się szeroko. Powstrzymał się, żeby nie wyciągnąć dłoni i nie
pogłaskać Rose po jej różowym policzku.
Dotarli
do sklepu w ciszy. Scorpius przepuścił dziewczynę w drzwiach i wszedł zaraz za
nią. Rose obserwowała go z zainteresowaniem, ciekawa jak będzie się zachowywał
otoczony dziesiątkami komputerów, z
których każdy wyświetlał inny obraz.
Powiedzenie,
że był podekscytowany byłoby eufemizmem. Okręcił się kilka razy wokół własnej osi, próbując ogarnąć spojrzeniem całą
otaczającą go elektronikę. Oczy mu błyszczały i dopiero po dłuższej chwili
spojrzał z uśmiechem na Rose, ignorując dziwnie na niego patrzącą obsługę
sklepu.
–
Rose – szepnął, nachylając się do jej ucha. Poczuła gęsią skórkę na całym ciele, aż po koniuszki palców. – Jak
poprosimy ich o pomoc, żeby nie wyjść na nienormalnych?
–
Nie poprosimy – odszepnęła Rose. – Po prostu sprawdź ile masz mugolskich
pieniędzy, zobacz na który komputer ci
wystarczy i powiedz „poproszę ten komputer”.
–
Ty to zrób – poprosił, wręczając jej
sakiewkę i odsuwając się od niej szybko, jakby obawiał się, że wrzuci mu ją za
koszulkę. – Ja pójdę wybrać film.
Rose
wskazała mu półki z filmami i
odprowadziła go niepewnym wzrokiem, zastanawiając się mimowolnie, ile głupich
rzeczy uda mu się powiedzieć. Sama zajęła się kupnem komputera, starając się
mówić jak najmniej i całkowicie ufając osądowi przemiłego sprzedawcy.
Wytłumaczyła mu jaki zakres cenowy ją interesuje, a on zaproponował jej trzy
modele. Opisał każdy z nich, używając słów, których Rose nie rozumiała. Nikt
jej nigdy nie uczył czym jest „karta graficzna” albo „twardy dysk”. Mama
powiedziała po prostu: „To jest komputer. Otwórz tę szufladkę, a będziesz mogła
obejrzeć film”.
Rose
udała wiec, że uważnie słucha monologu sprzedawcy, który uśmiechał się do niej zachęcająco. Kiedy skończył
porównywać zalety komputerów, zrobiła w myślach wyliczankę i wskazała na zwycięski
komputer. Mężczyzna wręczył jej błyszczące pudełko i wskazał jej drogę do kasy.
Tymczasem
spomiędzy półek wyłonił się uśmiechnięty
Scorpius. W dłoniach trzymał sześć części „Gwiezdnych Wojen”.
–
Och – powiedziała Rose. – Czy ty w ogóle
przeczytałeś o czym są te filmy?
–
Nie – przyznał. – Ale te świecące miecze wyglądają świetnie, facet w masce jest
dziwny, a dziewczyna ma zabawne włosy.
–
No dobrze – westchnęła Rose, zastanawiając się czy na pewno jest to dobry wybór na pierwszy film w życiu. – Ale wszystkie sześć
filmów trwa razem dwanaście godzin. Będziemy musieli oglądać je na raty, a
wtedy…
–
Nie panikuj – powiedział Scorpius. – Na miejscu będziemy o czternastej i wtedy
jest uczta powitalna, z okazji przyjazdu naszego i innych uczestników. Załóżmy, że potrwa godzinę, albo dwie. Najpóźniej
o szesnastej mamy czas wolny. Możemy kupić trochę jedzenia na lotnisku, żebyśmy
nie wyglądali niekulturalnie, kradnąc żarcie z uczty do plecaków. – Wyszczerzył
zęby i, kładąc jej dłoń na plecach, delikatnie popchnął ją w stronę kasy. – Po
prostu pójdziemy późno spać.
–
Świetny pomysł, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jutro mamy pisemny etap konkursu
– powiedziała kpiąco Rose.
–
Zadanie zaczyna się dopiero o trzynastej. Proszę – Powiedział Scorpius,
starając się, żeby jego oczy przybrały jak najbardziej błagalny wyraz. Rose
pomyślała, że połączenie na wpół–dziecinnego
wyrazu twarzy z chłopakiem, któremu sięgała zaledwie do brody i który właśnie
spoglądał na nią do tyłu przez swoje absurdalnie szerokie ramię, jest dość
zabawne. Mimo wszystko, udało mu się ją zmiękczyć.
–
Jak od razu po uczcie zamkniemy się w pokoju i wyjdziemy dopiero na konkurs,
ludzie pomyślą, że jesteśmy aspołeczni – mruknęła Rose, tracąc pewność siebie.
–
Ty jesteś aspołeczna – przypomniał jej Scorpius, kładąc płyty na ladzie
i przepuszczając Rose, aby mogła zapłacić.
***
Gdy
wysiedli na lotnisku Bordeaux, profesor Palmer zaprowadziła ich do jakiegoś
ciemnego korytarza, którego mugole
zdawali się nie zauważać. Scorpius szepnął Rose na ucho, że jest zaczarowany,
tak, żeby go nie wydzieli, a Rose wbiła mu obcas w stopę, żeby dać do
zrozumienia, że sama do tego doszła. W obecności nauczycielki wolała nie
otwierać ust, w obawie, że wyleci z nich masa przekleństw w kierunku chłopaka,
które ozdabiałyby jakąś cienką ripostę. Scorpius przygryzł wargę, żeby nie
wrzasnąć z bólu i w odpowiedzi uszczypnął ją w biodro.
W
zaułku czekał na nich ogromny powóz,
zaprzężony w jeszcze większe, skrzydlate konie, który został wysłany przez
dyrektorkę Beauxbatons. Rose przespała większość lotu.
Zamek,
w którym mieściła się szkoła, położony był na wzgórzu, usytułowanym na skraju przepięknej wioski. Rose bardzo się tutaj
podobało. Świeciło piękne słońce, ale temperatura nie była za wysoka.
Miejscowość wyglądała, jakby zatrzymała się w czasie jakieś trzysta lat temu.
Była niezwykle malutka, zapewne dlatego, że większość osób nie była chętna do
życia w nieco przestarzałych warunkach, ale miało to swój urok.
Przeszli
przez bogato rzeźbioną bramę i zaczęli wspinać się w górę. Zamek był o wiele mniejszy od Hogwartu, ale
przepiękny. Przypominał raczej budowle z różnych filmów animowanych o
księżniczkach, które Hermiona włączała Rose, gdy ta była malutka. Chyba już
wtedy, gdy przed oczami namalowano jej te przepiękne obrazy, zakochała się w
filmach. Miał wąskie, wysokie wieżyczki, a ściany były w białym kolorze, ale
emanował intrygującą, jakby fioletową poświatą. Ogrody były przepiękne i kwieciste,
a ścieżki wytyczały żywopłoty i krzaczki, równo poprzycinane. Zewsząd dobiegał
ich śpiew ptaków i szum wody, przelewającej się w kilku niewielkich, białych
fontannach.
–
Piękny, prawda? – spytała Rose, obserwując budowlę z podziwem.
–
Wolę Hogwart – powiedział Scorpius wzruszając ramionami. Rose nawet nie
zauważyła, kiedy wsunął swoją dużą dłoń w jej i delikatnie odebrał jej kufer.
Dopiero po paru minutach uświadomiła sobie, że niczego nie dźwiga. Podwójny ciężar (z czego jeden był damskim kufrem)
zdawał się nie robić większego wrażenia na umięśnionych ramionach Scorpiusa. –
Ten jest jakiś taki… zbyt dopieszczony. W Hogwarcie czujesz, jakby każda ściana
wokół ciebie oddychała, a stare, zakurzone zbroje na korytarzach puszczały ci
oko. To jest za czyste.
–
Ja tez wolę Hogwart – przyznała Rose. – Ale w Hogwarcie nie możesz kultywować
swoich obsesji – dodała, wskazując głową na kilka budyneczków, po prawej stronie zamku. Były to te domki, o
których wspominał wcześniej Scorpius. Rose wyczuwała kilka zaklęć, pomiędzy
nimi a zamkiem. Czyżby kontrolowały przepływ magii? Zaciekawiło ją to i
postanowiła zgłębić temat, kiedy tylko będzie znów miała dostęp do szkolnej
biblioteki.
–
To nie są obsesje – Scorpius uśmiechnął się lekko. – To są zainteresowania. Te
rzeczy, mimo że ojciec naprawdę stara się być tolerancyjny, przez większość
życia i tak były dla mnie zakazanym owocem. Właściwie to dość banalne, że
wybrałem sobie taką fiksację.
Gdy
dotarli do Komnaty Jadalnej, profesor Palmer ustawiła ich obok innych, przybyłych
uczestników i usiadła przy stole
nauczycielskim, wcześniej przywitawszy się serdecznie z Madame Maxime.
Ubrani
w błękitne szaty uczniowie, patrzyli na nich z zainteresowaniem. Rose
zauważyła, że wielu z nich było bardzo urodziwych. Szkoła słynęła z tego, że
uczy się w niej wiele wil i ich potomków.
Dziewczęta z zainteresowaniem spoglądały na Scorpiusa.
Rose
również na niego zerknęła. To będzie ciekawe, pomyślała. Uprzedzenia
społeczne i ta niebezpieczna aura sprawiły, że Scorpius nigdy nie musiał opędzać
się od dziewczyn, kiedy był w Hogwarcie. Była ciekawa, jak sobie poradzi z tym,
że wzbudza zainteresowanie.
Madame
Maxime przedstawiła po kolei uczestników
konkursu. Przyleciała para czarnoskórych dziewcząt z Afrykańskiej szkoły oraz
chłopak i dziewczyna ze Stanów Zjednoczonych, którzy mieli na głowach ten sam
odcień blondu i to samo nazwisko, wiec prawdopodobnie byli rodzeństwem. Za nimi
stało dwóch chłopców z węgierskiej akademii i jeszcze jedna para damsko-męska z
Włoch. Beauxbatons również reprezentowali chłopak i dziewczyna.
Po
uroczystym powitaniu, dyrektorka oznajmiła, że konkurs uznaje za otwarty i
zaprosiła ich do uczty. Rose i Scorpius zajęli miejsca przy jednym z dwóch długich stołów.
–
Cześć – powiedziała natychmiast jedna z dziewczyn do Scorpiusa. Miała długie,
proste, złote włosy, nogi, jak barowy stołek i tak długie rzęsy, że Rose
zaczęła się zastanawiać, czy nie łaskoczą jej w powieki. Nie mogłaby być
piękniejsza, nawet gdyby Rose sama ja zaprojektowała.
–
Podoba wam się nasi, szkoli? – dodała szybko jej koleżanka, łamanym angielskim.
Niemalże dorównywała urodą złotowłosej, z
tym że sama miała krótkie, czarne kosmyki i filigranową budowę baletnicy.
Zwracały
się do ich obojga, ale ich oczy utkwione były w Scorpiusie. Złotowłosa
trzepotała zalotnie rzęsami, a czarnulka wydęła wąskie usta.
Rose
uśmiechnęła się, gdy zobaczyła, że jej podejrzenia się potwierdzają. Scorpius
przestał przeżuwać kanapkę, którą właśnie
ugryzł i spoglądał zakłopotany na wdzięczące się do niego dziewczęta.
–
Tak, jest piękna – powiedziała Rose z nietypową dla siebie… normalnością, przy
rozmowie z obcymi.
Dziewczęta
niechętnie przeniosły na nią wzrok i uśmiechnęły się uprzejmie.
Po
chwili rozmowy, Scorpius zaczął całkiem nieźle odnajdywać się w nowej sytuacji
i Rose przestało być do śmiechu. Opowiadał o Hogwarcie i pochylił się w stronę
Francuzek, co jakiś czas tylko zerkając dziwnie na Rose. Dziewczęta śmiały się
dźwięcznie, niezależnie od tego, czy dowcip, który powiedział był zabawny czy też nie. Rose pozostało jedynie grzebać
niemrawo w swoim talerzu. Francuskie jedzenie nie wyglądało na godne zaufania,
wiec prawie nic nie tknęła, choć jej żołądek skręcał się z głodu. Kilka miejsc
od siebie, zauważyła pieczonego kurczaka, ale oczywiście nie potrafiła nikogo
poprosić o to, żeby jej go podał.
–
Witajcie – odezwał się niski głos z prawej strony Rose. Odwróciła się i ujrzała opalonego bruneta o prawie
czarnych oczach. – Nazywam się Marco Riviera i mam być waszym przewodnikiem po
szkole, na czas konkursu. – Mówił płynnie po angielsku, ale miał silny
hiszpański akcent. Rose wiedziała, że Beauxbatons obejmuje czarodziejów nie
tylko z Francji, ale też z Belgii, Portugalii czy właśnie Hiszpanii. – Jak
zjecie, zaprowadzę was do waszych pokoi. Jeśli będziecie czegokolwiek potrzebować,
jestem do waszej dyspozycji. – wyszczerzył się do Rose, ukazując rząd białych
zębów.
–
Bardzo dziękuję. – Rose podejrzewała, że Marco ledwie ją słyszy, przez
dźwięczny śmiech złotowłosej i czarnulki, które
Scorpius właśnie uczył wymawiać słowo „katastrofalny” z brytyjskim akcentem.
Spróbowała się uśmiechnąć. – Ja jestem Rose Weasley. Miło mi cię poznać.
–
Mnie również, Rose Weasley. – Uśmiechnął
się znów, tym razem nieco łagodniej. – Wybacz mi, Rose, jeśli będę zbyt
bezpośredni, ale muszę powiedzieć, że nigdy nie widziałem nikogo piękniejszego
od ciebie.
Z
wrażenia i zażenowania upuściła widelec.
Kątem
oka zauważyła, że głowa Scorpiusa obróciła
się w ich stronę tak szybko, że Rose mogłaby się założyć, że usłyszała jak coś
strzeliło mu w szyi. Chłopak zachował jednak niewzruszony wyraz twarzy i utkwił
w Marco spojrzenie.
–
Przesadziłem, co? – zapytał Hiszpan, nieco zakłopotany. – Wybacz, Rosie. Czy w
Anglii ludzie nie składają tak szczerych deklaracji? To miał być komplement.
Czy naruszyłem twoją przestrzeń osobistą?
Rose
chciała odpowiedzieć, że owszem, naruszył ją aż do szpiku kości, a ostatecznym
„Rosie” przekopał jej przestrzeń na wylot, ale była w stanie jedynie uśmiechać
się nieporadnie, nie chcąc powiedzieć niczego głupiego. Usiłowała pokręcić
przecząco głową, ale nie była pewna czy do jej szyi docierają jakiekolwiek
impulsy nerwowe.
Scorpius
rzucił jej przelotne spojrzenie i szybko wyciągnął dłoń do Marco.
–
Cześć, jestem Scorpius Malfoy – powiedział chłodno, po czym wykonali obaj jeden
z tych tajemnych uścisków dłoni, które
wszyscy mężczyźni zdają się znać od urodzenia. Najwyraźniej była to sprawa
międzynarodowa. – Czy zaprowadziłbyś nas do naszych pokoi? Jesteśmy trochę
zmęczeni po podróży.
–
Och, jasne. – Marco najwyraźniej był mu wdzięczny za rozwianie niezręcznej
atmosfery.
Kto
mówi takie rzeczy dziewczynie, którą poznał trzydzieści sekund temu? Czy
powinnam powiedzieć o nim komuś w Mungu?
Chłopak
wyprowadził ich z Komnaty Jadalnej, skręcił w lewo, gdzie najwyraźniej był
jakiś tajny skrót, bo już po chwili
znaleźli się w pięknych ogrodach, bez konieczności przechodzenia przez
dziedziniec.
Rose
pozwoliła Scorpiusowi wepchnąć się pomiędzy nią i Marco. Pokonała drogę w
milczeniu, przysłuchując się rozmowie chłopaków na temat quiddicha. Marco zaprowadził ich do jednego z budyneczków
sypialnianych. Korytarze kojarzyły się Rose z domkiem jednorodzinnym starszej
pani o dobrym guście. Były wąskie i w kolorze brudnej zieleni, z kwiatami
wymalowanymi u dołu. Zatrzymali się przy dużych, dębowych, dwuskrzydłowych
drzwiach. Marco wręczył Scorpiusowi klucz.
–
Macie wspólny salonik. Sypialnia Rosie
jest po lewej stronie, a twoja po prawej. Mam nadzieję, że będzie wam wygodnie.
W razie jakbyście mnie potrzebowali, wyślijcie patronusa.
Jeszcze
raz uśmiechnął się do nich i odszedł w stronę wyjścia.
–
Panie przodem – powiedział Scopius, otwierając przed nią drzwi. Rose zauważyła,
że na jego ustach, jak zwykle, błąka się uśmiech, ale była wdzięczna, że nie
komentuje zajścia przy stole.
Ściany
salonu były kremowe, a podłoga wyłożona jasnymi panelami. Przy oknie, w którym powiewała jasna firanka w błękitne kwiaty, stał
zestaw mebli, składający się z niebieskiej kanapy i foteli w tym samym kolorze.
Otaczały stolik z jasnego drewna.
Rose
zajrzała do swojej sypialni. Urządzono ją w bieli, co dawało przyjemny efekt,
ale przez moment miała wrażenie, jakby coś ją raziło w oczy. Miała jedną,
niewielką szafkę, przy której już stał
jej kufer, duże łóżko z kolumienkami i baldachimem, oraz uroczą toaletkę. W
oknie wisiały te same firanki co w salonie.
Gdy
wróciła, Scorpius wpatrywał się niepewnie w otwartego laptopa na stoliku.
–
Nie ekscytuj się na zapas – powiedziała Rose. – Jeszcze nie wiemy czy tu
zadziała.
–
Zadziała. Nie widziałaś tej magicznej bariery? Poza tym, spójrz. – Uśmiechnął się i wskazał na kontakt
elektryczny za kanapą. – Mówiłem ci, że tu maja nawet prąd.
Rose
usiadła przed srebrnym laptopem i włączyła go. Ekran pojaśniał. Zachęcona,
wysunęła szufladkę i wsadziła do niej „Nową nadzieję”.
–
Myślisz, że to dobry materiał, na pierwszy film w życiu? – zapytał Scorpius,
grzebiąc w torbie podróżnej Rose, w
poszukiwaniu batonów, które kupili na lotnisku.
–
Wcześniej nawet o nim nie pomyślałam – przyznała Rose. – Ale trochę o tym
myślałam i doszłam do wniosku, że chyba nie mogłeś lepiej trafić. To świetne
filmy, ale nie to jest najważniejsze. Ważne jest to, że nie potrzebujesz
znajomości świata mugoli, żeby je rozumieć – wyjaśniła. – Tutaj wszystko jest
fikcją. Zmyślony wszechświat, zmyślone planety, zmyślone stwory, zmyślona magia
i zmyślone wynalazki. Będzie okej.
Usiedli
na kanapie i zaczęli oglądać. Rose co jakiś czas zerkała na Scorpiusa,
obserwując jego reakcje. Na szczęście, dało się łatwo wyciągać wnioski, bo
kiedy wciągnęła go fikcyjna historia, nie trzymał swoich emocji pod maską
zniewalającego uśmiechu i mogła czytać z jego twarzy, jak z otwartej księgi.
Widziała, po charakterystycznym uniesieniu brwi, że Lord Vader zrobił na nim
wrażenie, gdy tylko pojawił się na ekranie. Ilekroć na scenę wchodziły droidy,
jego twarz marszczyła się w zabawnym skupieniu. To było zjawisko, którego nie rozumiał. Nie był mugolem, nie oglądał
filmów science–fiction, ani nie czytał takich książek. Nie miał żadnego
wyobrażenia o robotach, ten termin nie istniał w jego głowie. Rosie wiedziała,
że ten aspekt go denerwuje.
Jego
twarz wygładzała się, gdy bohaterowie mówili
cokolwiek na temat mocy. To było mu bliższe. Zauważała delikatny uśmiech,
ilekroć Han Solo mówił… cokolwiek. Skrzywił się ze smutkiem, gdy Obi–Wan
zginął. Podczas ataku Rebelii na Gwiazdę Śmierci, wielokrotnie przejechał po
włosach w typowym dla siebie geście frustracji, więc Rose wiedziała, jak go to
stresuje.
Ale
wybuch nastąpił dopiero pod koniec „Imperium Kontratakuje”.
– Luke,
jestem twoim ojcem.
Szczęka
Scorpiusa opadła, a Rose zachichotała.
–
CO?! CO?! CO?! – spojrzał na nią, a ona wiedziała, że minie chwila, zanim
przestanie wariować, wiec zatrzymała film. – NIE! CO?! – Spojrzał z powrotem na
ekran. – Ja to jest, na Merlina… CO?!
Rose
zostawiła go na moment i poszła do swojej sypialni po butelkę wody. Zastała go
obejmującego własne kolana na kanapie, w pozycji siedzącej. Patrzył w
przestrzeń i mamrotał coś do siebie. Brzmiało to niepokojąco podobnie do „Moje
życie jest kłamstwem”, ale Rose wolała nie wyciągać pochopnych wniosków. Usiadła obok niego.
–
Scorpius, słyszysz mnie? – spytała niepewnie.
–
Taa – mruknął, powoli wychodząc z transu. – Ale JAK?
Rose
znów zachichotała i delikatnie pogłaskała jego ramię, starając się nie
zauważać, jakie jest twarde.
–
Wszystko stanie się bardziej zrozumiałe, gdy obejrzymy drugą trylogię. Jej
akcja dzieje się przed tymi filmami.
–
Już nie oglądam więcej żadnego z tych filmów
– powiedział, potrząsając energicznie głową. Białe kosmyki wpadły mu do oczu. –
trzeba ostrzec człowieka, zanim zrzuci się na niego taką bombę!
–
Obiecuję, że nie będzie więcej takich niespodzianek – powiedziała Rose
spokojnie. Spojrzał na nią wzrokiem ufnego szczeniaka i pozwolił włączyć film.
Reszta
seansu przebiegła im w spokoju, nie licząc krótkiego napadu histerii (choć już nie tak mocnej), kiedy okazało się,
że Leia jest siostrą Luke’a. Scorpius przez kilka minut był oburzony, sześć
razy przypominając Rose ich pocałunek z poprzedniego filmu.
Dziewczyna
spinała się lekko, gdy Scorpius, jakby bezwiednie kładł ramię na oparciu kanapy
za jej plecami, prawie ją obejmując. „Mroczne widmo” blondyn oglądał z
niegasnącym zainteresowaniem, ale Rose przysnęła. Obudziła się z głową na
ramieniu Scorpiusa z nosem wtulonym w jego szyję. Podniosła się szybko, próbując udawać, ze nic się nie stało, ale chłopak
zdążył posłać jej łobuzerski uśmiech.
Nową
trylogię skończyli oglądać o drugiej w nocy.
–
Ten Obi–Wan, to jednak jest idiota – powiedział Scorpius, ziewając i
przeciągając się. Po chwili przybrał poważną minę, zaczął się pocierać palcami
po brodzie i przemówił, imitując głos i
akcent Kenobiego. – Hmm, gdzie by tu ukryć syna Vadera przed Vaderem, żeby go
Vader nie znalazł… O wiem! Wyślę go na rodzinną planetę Vadera, do przyrodniego
brata Vadera i zostawię mu prawdziwe nazwisko Vadera. TAM GO NIE ZNAJDZIE. Bo
nie lubi piasku.
Rose
roześmiała się głośno i nie mogła się uspokoić przez dłuższą chwilę. Scorpius
dołączył do niej i uspokoili się dopiero, gdy Rose otarła łzy, które popłynęły jej z oczu.
–
No cóż, ta trylogia nie jest taka dobra,
ma dużo błędów i niedorzeczności – przyznała, głosem ochrypłym od śmiechu. –
Ale jak ci się podobała pierwsza filmowa opowieść w życiu?
Scorpius
uśmiechnął się szeroko.
–To
jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły.
______________________________
Proszę wybaczyć mi taką długa przerwę :P Najpierw
wyjechałam na wakacje i okazało się, że jak schodziłam z gór pod wieczór, to byłam zbyt padnięta, żeby choćby
otworzyć laptopa. Potem skręciłam kostkę i myślałam, że kilkudniowy zakaz
chodzenia przyciśnie mnie do napisania notki, ale nagle zorientowałam się, ze –
o mój Boże – zaraz mam poprawkę! A wiec porządnie i bez stresu zabrałam się za
ten rozdział, kiedy już miałam egzamin za sobą. Mam nadzieję, że przynajmniej się
wam podoba i wam jakoś w ten sposób wynagrodzę te długą nieobecność :P
Mimo wszystko, niedługo wracam na studia, a te wakacje
spędziłam bardzo leniwie, wiec nie wiem, jaka będzie teraz częstotliwość
wrzucania rozdziałów. Pożyjemy,
zobaczymy ;)
Ciężko mi się go pisało, bo miałam go całego w głowie
już od dawna i chyba za bardzo mi zależało, żeby dobrze wyszedł. Inni blogujacy
pewnie rozumieją, jak to jest, kiedy coś się zrodzi w naszej głowie i nijak nie
możesz się zdecydować, jak to najlepiej przelać na papier. A może raczej na
klawiaturę :P
Dziękuję za wszystkie opinie, wasze miłe słowa bardzo
mnie motywowały i sprawiały, że bolało mnie serduszko, gdy nie mogłam znaleźć
czasu żeby to w końcu napisać :D
Dajcie znać czy się podoba. Pozdrawiam was cieplutko
;*
LUBIĘ KOMENTARZE :D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńBardzo Przepraszam, coś źle kliknelam i teraz twój komentarz jest widoczny tylko dla mnie ;( dziękuję za mile słowa + wiele dla mnie znaczy, że dajesz znać, że czytasz ;) pozdrawiam ;*
UsuńHa ha ha to sobie Scor znalazł pasje :) Osobiście nie znoszę "Gwiezdnych wojen" ale rozdział i tak mi się bardzo podobał :D Mogłabyś pisać częściej bo... zaglądam tu codziennie :)
OdpowiedzUsuńWeny, weny i jeszcze raz weny !
Luella
Cieszę się, ze ci się podobał :) Myślę, ze tak długiej przerwy jak tym razem, uda mi się uniknąć. Dziękuje, że zaglądasz ;*
UsuńHaha, Scorpio nieźle sobie wszystko wykombinował. :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobało mi się, jak opisywałaś jego reakcje na ten mugolski świat, a końcówka? :D Dla mnie poniekąd rozczulająca. :) Jakoś taki Scorpio, oglądający po raz pierwszy film i e jego reakcje... Urocze. :D
Pozdrawiam! ^^
Jego rekacje przy oglądaniu filmu pisało mi się najlepiej :P Ciesze się że ci się podobało! Pozdrawiam ;*
UsuńFajnie że Zabini i Weasley będą "psiapsi" :D Jestem ciekawa co z tej znajomości wyniknie :D
OdpowiedzUsuńCo do Scorpiusa to nadal jest dla mnie szoksem olbrzymim, że interesuje się tym, co mugolskie xD Muszę się przyzwyczaić do Twojej wizji c:
"Ciebie jest łatwiej zażenować niż Albusa upić! " - XDDD Oto nastały czasy, kiedy upicie Albusa Pottera jest miarą łatwości danego zadania xddd Śmiechłam srogo xd
Uwielbiam te docinki Rose i Sco :D Jedno lepsze od drugiego i zawsze mają odpowiedzi na swoje docinki xd Chociaż ja na miejscu Rose nie mówiłabym prawdy o tym, że uciekłam kiedy spotkałam byłego chłopaka xd Pewnie nakłamałabym (a już na pewno Rose z mojego opo xd), że świetnie mi się z nim gadało, żeby nie wyjśc na przegrywa xD
Fajnie opisałaś ich drogę do Beauxbatons i sam zamek c: Widzisz? Umiesz pisać opisy! :D
Tak zauważyłam, że ludzie z Beaux są bardzo bezpośredni xD I jeśli chodzi o czarnulke i jej bff to albo są bezczelne albo nie potrafią ukryć uczuć - strasznie są obnoszą ze swoją chcicą na Scorpiusa, co niezbyt dobrze świadczy o nich i o ich szkole xd
A scorpius taki niby nie nie jeśli chodzi o Rose, ale jak już Marco podbija to od razu warczy xddd Taki pies ogrodnika, sam nie weźmie i komuś nie da xd
A tak na marginesie - jesteś fanką Gwiedznych? :D
Dziękuję za komentarz! :D
UsuńCóż, poniekąd zależało mi na łamaniu schematu, jeśli chodzi o Scorpiusa, mam nadzieję, że taka wizja tego bohatera nie bedzie za bardzo zgrzytać :D
Ja chyba też bym nakłamała! Ale Rose nie jest najlepsza w prowadzeniu rozmów, a co dopiero takich, które postawią ją na wygranej pozycji xd
Szczerze mówiąc, to ten opis zamku mi się pisało tak topornie, że kilka razy prawie rzuciłam laptopem w okno, wiec cieszę się, że przy czytaniu nie odczułaś jaki jest wymuszony xd A czarnulka i bff miały byc bezczelne. Jakoś po opisach Rowling z czwartej części, uczniowie Beaux nie przypadli mi do gustu ;p
Jestem wielką fanką, ale postaram się z tym już tak nie obnosić w tekscie, bo wiem, że ludzie zazwyczaj Wojny albo kochają albo nienawidzą :D
Jeszcze raz dziękuję za ten kochaniutki komentarz ;*
Bardzo fajne
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do 10 zdjęć.
OdpowiedzUsuńWięcej informacji na moim blogu
dorea-i-draco.blogspot.com
Niedawno znalazłam twojego bloga ale postaram się nadrobić zaległości.(jeśli źle napisałam twój pseudonim nie obraź się)
Serdecznie pozdrawiam
Blanka Szel
Accidentally in love ❤
Super rozdział! Miranda zapaszająca na "randkę" była świetna xD Rose chyba jeszcze nie wie, że to nie jest zwykłe spotkanie...
OdpowiedzUsuńZażenowanie Rose w samolocie-boskie i przekomiczne! I jeszcze ten gościu co szedł do łazienki xD
Zauroczenie Malfoya filmami-wprost urocze, I ta jego reakcja na to że Vader jest ojcem Luke'a :D Duży plus za Gwizdne wojny! Uwielbiam te filmy <3 (tzn, starą trylogię ;) )
Coś czuję, że będzie niezła zazdrość z Marco i tymi Francuzkami... Będzie się działo! ;D
Idę czytać następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya
PS Przepraszam, że taki niespójny ten komentarz. Ale lepiej będzie po siódmym! :D
Kupowanie laptopów i filmów było tak komiczne,ze równie dobrze molo y byc miniaturka sama w sobie, po prostu mega :D oglądanie tez. Swoją droga niezły agent z tego scora, długi czas mu było głupio po tym, jak jęknął, ale w samolocie udawał.jakby nigdy nic takiego nie miało miejsca i bez problemu wywołał zażenowanie w Rose :D
OdpowiedzUsuńTa Miranda to niezłe ziółko, heh :D Nie powie wprost, że to randka, bo by biedną Rose odepchnęła od siebie ;P A tak, zakamuflowała to babskim wieczorem^^ I wiesz... bardzo interesujące jest to, że przedstawiłaś nam w świecie HP osobę homoseksualną... jestem zwolenniczką, żeby przedstawiać wątki na tle LGBT :)
OdpowiedzUsuńA Scorpius rozbawił mnie w tym rozdziale... To kupowanie mugolskich rzeczy, a oglądanie to już swoją drogą. Całą notę śmiałam się z jego reakcji na temat "Gwiezdnych Wojen" :)
Ha tez Lubie te wątki. Rowling się nad nimi przeslizgiwala, ale przecież statystycznie na tylu uczniów musieli się trafiać jacyś homoseksualiści. No i nam Mirandą dużo myślę, bo zależy żeby ją przedstawić jako osobę z krwi i kości, a nie jako kogoś, kogo główną cechą jest to, że jest lesbijką Xd jak to czasem się zdarza, nawet w książkach
UsuńCiesze się, że udało mi się ciebie rozbawić :)
Reakcje Scorpiusa - świetne. Zazdrość Scorpiusa - świetna. Uśmieszki Scorpisa -świetne.
OdpowiedzUsuńSłowa Rose - bluźnierstwa.
"– No cóż, ta trylogia nie jest taka dobra, ma dużo błędów i niedorzeczności" Cóż, tu zraziła mnie do siebie po całości, żeby nie powiedzieć, że podpisała wyrok. Kompletna ignorancja, kompletna. I chociaż piszę to wszystko z niemałą dawką humoru, jakbym usłyszała coś podobnego w prawdziwym życiu, zapewniłabym paru osobom dodatkową wypłatę. Grabarzom, bo trzeba by zorganizować pogrzeb i sędziemu, bo zakładam, że po morderstwie (w mojej skromnej opinii, jak najbardziej uzasadnionym) czekałby mnie proces czy dwa.
Poza tym nieostrożnym (jak szczerze ufam) niedopatrzeniu odnośnie Gwiezdnych Wojen, które darzę ponadczasową i największą w życiu miłością, rozdział bardzo sympatyczny.
Gdybym miała szansę, uświadomiłabym Marcowi, że jeszcze kilka takich wybiegów, a może się pożegnać ze swoją, jak sądzę, dotąd nie skażoną aparycją.
Pozdrawiam serdecznie
"Moc jest we mnie, a ja jestem silna Mocą" (która najwyraźniej opuściła Rose)
Vi
Jeśli chodzi o te bluźnierstwa Rose, to miałam na myśly tylko tyle, że Rose tę nową trylogię lubi po prostu nieco mniej niż starą, a nie że w ogóle nie lubi Gwiezdnych, oczywiście :D Ja sama jestem wielką fanką (choć staram sie tak tego nie pokazywać w tekście, żeby nie być nachalna wobec czytelników, którzy nie lubią :p) wiec w prawdzywym życiu reaguję podobnie :D
UsuńMacro będzie miał swój wielki powrót, ale do tego jeszcze mamy trochę rozdziałów przed nami :D
Uspokoiłaś mnie swoim wyznaniem... Gwiezdna piona, poproszę
UsuńW końcówce musiałam omijać pewne fragmenty, bo Gwiezdne Wojny nadal przede mną, ale ufff, udało mi się uniknąć spoilerów! Gdy tylko pojawia się motyw wyjazdów jestem w siódmym niebie, to daje ogromne pole do popisów. Chciałam naskrobac coś więcej, ale tak nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ze nie dam rady! Proszę o wybaczenie!
OdpowiedzUsuńKurcze, nawet nie pomyslalam, zeby jakos zaznaczyć spoilery, dobrze ze udalo ci sie je ominąć :D tez lubie wyjazdy, na nich wszystko jest dozwolone :D
Usuń