poniedziałek, 26 grudnia 2016

Córeczka tatusia

Wciąż mamy święta, wiec chyba możemy się zgodzić, że się wyrobiłam i nazywać to bonusem świątecznym, prawda? :D Myśle, że tak. W każdym razie, jest to miniaturka i teoretycznie nie ma nic wspólnego z moim głównym opowiadaniem, ale niektóre rzeczy mogą (lecz nie muszą) się pokrywać. Nie będę paplać które, zostawiam tu wolną rękę waszej wyobraźni. Scorose oczywiście występuje, bo ja jestem chora, a choroba nazywa się Shipper do kwadratu.
Często wspominam w tekście o filmie "Nędznicy", który miał premierę w 2012 roku, ale na potrzeby tej historii udawajmy, że jednak wyszedł parę lat wcześniej :P, bo w innym wypadku potterowska os czasu nie będzie nam sie zgadzać :)
Pozostaje mi jedynie zaprosić was na mój prezent świąteczny dla was, a wiec: ZAPRASZAM
______________________________
Wszystko zaczęło się od „Nędzników”. Serio. 
Odkąd pamiętam, wyłem jak dziecko, oglądając „Nędzników”.
To nie był pierwszy film, jaki zobaczyłem, ani nawet pierwszy musical. Hermiona wciskała mi te mugolskie „ulepszacze życia”, od kiedy tylko zaczęliśmy razem mieszkać, czyli jakiś rok po wojnie. I wszystko bardzo mi się podobało. A najbardziej uwielbiałem centra handlowe, co świetnie potwierdzała sytuacja sprzed tygodnia.
– Przed weselem chciałabym wstąpić do centrum handlowego. Potrzebuję paru rzeczy, a Rose musi kupić trochę mugolskich ubrań na wyjazd – powiedziała Hermiona, jednocześnie smażąc jajecznicę i rozwiązując krzyżówkę z dzisiejszego „Proroka”. Gazeta dopiero przyszła, a ona już wpisała trzy czwarte haseł. Naprawdę, czasem nienawidziłem faktu, że moja żona i dzieci były mądrzejsze ode mnie.
Tymczasem Hugo stał w przedpokoju i bawił się z Gladiatorem – ogromnym, żółtym psiskiem, którego Hermiona uznała za stosowne po prostu wziąć z ulicy i przyprowadzić do naszego domu ze słowami „Ron, to jest Gladiator. Mieszka teraz z nami.”
Żadnego „Kochanie, może chciałbyś mieć nowe zwierzątko?”. Skądże. Nic z tych rzeczy. Zobaczyła to krówsko, gdy wychodziła z pracy, ten spojrzał na nią wzrokiem cierpiętnika (dziwnym trafem używał tego triku tylko na Hermionie, Rosie i Hugonie. Gnój mnie nienawidził. Wiedział, że nie nabiorę się na jego krętactwa), a ona uznała, że kundel nie poradzi sobie bez niej. Cała Hermiona.
W każdym razie, Hugo udał, że rzucił piłkę i z satysfakcją przyglądał się, jak Gladiator po nią biegnie. Przez chwilę był z siebie bardzo zadowolony, że głupi pies mu uwierzył. Po chwili jednak wrócił, niosąc w pysku identyczną piłkę jak ta, którą nadal trzymał w dłoni mój syn. Wziął ją w lewą rękę i zmarszczył brwi, wyraźnie wysilając szare komórki. Spoglądał to na jedną, to na drugą piłkę, kompletnie nic nie rozumiejąc.
– Czy ja ją rzuciłem? – zastanowił się na głos.
O czym to ja mówiłem? Ach tak, jedno z moich dzieci jest ode mnie mądrzejsze.
Mniej więcej w tym momencie zrozumiałem, co właściwie powiedziała Hermiona.
– TAK! CENTRUM HANDLOWE! – wykrzyknąłem, wyrzucając w górę pięść w geście zwycięstwa. 
Od ponad dwóch miesięcy widywałem dosłownie wszędzie reklamy nowego iPada 21 i byłem w stanie dojść tylko do jednego właściwego wniosku: musiałem go mieć.
– Nie kupisz iPada 21 – powiedziała szybko Hermiona.
– Ale kochanie… Ja MUSZĘ GO MIEĆ.
– Ron, minęło dwadzieścia lat, a ty wciąż nie nauczyłeś się obsługi żadnego z iPadów, które kupiłeś. Ledwo korzystasz z komórki.
To tyle, jeśli chodzi o wsparcie małżeńskie.
Tak czy siak, uwielbiałem centra handlowe. Ale chyba telewizje uwielbiałem bardziej. Obejrzałem mnóstwo filmów, choć wolałem seriale. Na przykład „Zbuntowany Anioł”.
No i któregoś dnia, na moją zgubę, Hermiona przyniosła do domu płytę z „Nędznikami”. Nie chciałem tego oglądać, bo wydawało mi się, że to będzie takie czysto babskie kino, wiecie, o co mi chodzi. Obejrzała go sama, a ja o nim zapomniałem. Ale pewnego razu, kiedy akurat byłem na zwolnieniu chorobowym i zajmowałem się nieróbstwem w najczystszej postaci, ten film się po prostu napatoczył. Nie mogłem znaleźć płyty z żadnym innym, którego bym do tamtej pory nie widział, a nowy odcinek „Zbuntowanego Anioła” miał być dopiero za trzy dni. Pomyślałem „raz kozie śmierć” i jakoś tak samo wyszło.
Ani się spostrzegłem, zmieniłem się w wodospad. No dajcie spokój, ten film to jakiś cholerny, emocjonalny rollercoaster! Tyle że bez wzlotów, same upadki. 
To nie tak, że nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się wzruszyć na filmie. Płakałem na „Titanicu” i „Zielonej mili”, nie jestem przecież robotem. Uroniłem łzę przy końcówce „Pamiętnika” i oczywiście zasmarkałem całą paczkę chusteczek, kiedy zginął Mufasa. Już nawet nie wspomnę o tym, że oczy mi łzawią na samą myśl o „Stowarzyszeniu umarłych poetów”. Jest mnóstwo wzruszających filmów.
Tyle że żaden z powyższych nie miał w założeniu emocjonalnie roztrzaskać swojego widza tak jak „Nędznicy”! Chodzi o to, że w standardowym filmie mamy jeden bądź dwa momenty „kulminacyjne”, jeśli chodzi o smutek czy wzruszenie. Zazwyczaj płaczemy raz, trochę posmarkamy i jest święty spokój.
W przypadku „Nędzników” ryczę przez bite dwie godziny. Zaczyna się, kiedy Fantine śpiewa „I dreamed a dream”, a potem jest już tylko gorzej. Jasne, zwodzą cię, nabierają, że to niby już koniec łez, ale w rzeczywistości po prostu dają ci chwilę, żeby się chociaż minimalnie uspokoić. Masz czas na wysmarkanie nosa i wypicie szklanki wody, bo w innym wypadku doszłoby do odwodnienia. 
Ja osobiście osiągam prawdziwe apogeum przy „Empty chairs at empty tables”, ale to jest kwestią indywidualną. 
W każdym razie, tak to już było, z tymi „Nędznikami”. Co najbardziej zagadkowe, zawsze wiedziałem, że będą łzy, ale to mnie nie powstrzymywało przed wracaniem do tego filmu przynajmniej raz w roku. Człowiek jest dziwną istotą. 
Jednak po jakimś czasie odkryłem zalety posiadania w zanadrzu filmu, jaki do tego stopnia doprowadza cię do osiągnięcia emocjonalnego piekła. Zwłaszcza gdy jesteś facetem, któremu przecież nie wypada płakać. Sekret tkwi w tym, że to po prostu świetna wymówka. Żadne tam „kroiłem cebulę” ani „komar mi wleciał do oka”. „Nędznicy” są o wiele lepsi i bardziej skuteczni.
Jasne, może ktoś uwierzy, że cebula wywołała kilka łez, ale kiedy siedzisz z czerwoną, spuchniętą twarzą, którą ledwo widać spod góry otulających cię chusteczek, a smarki zwisają ci aż po kolana, nieco tracimy na wiarygodności, mamrocząc brednie o krojeniu warzyw.
Pozwolę sobie przytoczyć przykład.
Pamiętam dobrze dzień, kiedy dowiedziałem się, że będę miał dziecko. Wróciłem z pracy, strasznie na coś wkurzony, a Hermiona siedziała przy kuchennym stole. Uśmiechała się i widziałem radość w jej oczach, ale jednocześnie dało się odczuć, że jest zdenerwowana. Nie wiedziałem o co chodzi, ale na szczęście moja żona nigdy nie przebierała w słowach. Beż żadnego wstępu wyjaśniła mi sytuację.
– Jestem w ciąży – powiedziała. 
Następne, co pamiętam, to fakt, że obudziłem się w Szpitalu św. Munga. Okazuje się, że zemdlałem.
Dziewięć miesięcy przeleciało jak z bicza strzelił. No dobra, może nie do końca. Dziewięć miesięcy z ciężarną kobietą? Ciężarną Hermioną, która na co dzień i tak jest bardziej nerwowa niż przeciętny człowiek? Cóż, mogę z ręką na sercu powiedzieć, że to był najbardziej przerażający okres mojego życia.
Tak czy siak, ani się obejrzeliśmy, już lecieliśmy do szpitala. Znowu. Tym razem mogę z dumą powiedzieć, że nie zemdlałem, chociaż byłem przerażony, zwłaszcza po tym, jak Hermiona w trakcie swojego dwudziestogodzinnego porodu jakoś dziesięć razy wykrzyczała, że nigdy więcej nie pójdzie ze mną do łóżka.
A potem spojrzałem na nią po raz pierwszy. Miała nazywać się Caroline Nimfadora Weasley, ale gdy tylko zobaczyłem jej czerwoną, śliczną buźkę, zrozumiałem, że żadna z niej Caroline. Musiała mieć na imię Rose. Zasugerowałem to Hermionie, a ona się zgodziła, pod warunkiem, że drugie imię pozostanie takie samo. I tak narodziła się Rose Nimfadora Weasley.
Kiedy wróciliśmy do domu, wszystko zaczynało do mnie docierać. Siedziałem przed telewizorem i całkiem przypadkiem włączyłem „Nędzników”, ale po raz pierwszy nie zwracałem uwagi na film. Wpatrywałem się w Rose, drzemiącą słodko w moich ramionach. Byłem ojcem. Tatą. Tatusiem. Życie i los tej małej, bezbronnej istotki, spoczywały w moich rękach i wiedziałem, że zrobię wszystko, co tylko potrafię, żeby stała się najszczęśliwszą dziewczynką na Ziemi.
Oczywiście, oczy mi trochę zwilgotniały akurat w momencie, gdy Hermiona weszła do pokoju.
– Och, Ron – powiedziała z uśmiechem. – Czy ty płaczesz?
Nie mogłem dać po sobie poznać, że taka drobnostka poruszyła mnie do tego stopnia. I wtedy zrozumiałem, że odpowiedź cały czas miałem przed oczami. 
– Trochę – wychrypiałem, wskazując głową na telewizor. – Oglądamy „Nędzników”.
Hermiona pokiwała ze zrozumieniem głową i wzięła ode mnie Rosie, żeby ją nakarmić. 
Więcej przykładów? Nie ma sprawy.
Armaty z Chudley przegrywają mecz i ktoś cię pyta czemu płaczesz? Nędznicy. Rodzi się Hugo? Nędznicy. Rosie wygrywa międzynarodowy konkurs? Nędznicy. Nie masz w domu Ognistej Whisky w momencie, kiedy bardzo jej potrzebujesz? Nędznicy. I tak dalej, i tak dalej.
Rosie zawsze była córeczką tatusia. Pamiętam ten wieczór, kiedy wróciłem do domu, a Hermiona stała w salonie, z wrzeszczącą ile sił w płucach małą na rękach. Moja żona wbiła we mnie wzrok, w którym odbijała się bezradność i wycieńczenie, a ja zauważyłem, że jest cała spocona, a jej włosy są jeszcze bardziej naelektryzowane niż zwykle. Podszedłem do niej i wziąłem dziecko na ręce. Wtedy stało się coś dziwnego. Rose natychmiast zamilkła i zaczęła wpatrywać się we mnie wesołymi oczkami.
Przez tydzień spałem na kanapie.
Pamiętam pierwsze słowo („tata”), pierwsze kroki i pierwszy rysunek, jaki mi podarowała. Mam go do dziś. Odkąd skończyła pięć lat, nie odstępowała mnie na krok. Kiedy musiałem odgnomić ogród, Rose biegła w moim kierunku i rwała się do pomocy. Lubiła siedzieć obok, przy biurku i patrzeć, jak wypełniam papiery do pracy. Hermiona mogła mówić, co chciała, ale wiedziałem, że była zazdrosna.
Czułem się strasznie, gdy Rose odjechała do Hogwartu. Patrzyłem, jak stała dumnie w nowiutkich szatach i wpatruje się w pociąg z ekscytacją wypisaną na twarzy. Dorastała. Pozna przyjaciół, chłopaka i biedny tatuś pójdzie w odstawkę. Ale wiedziałem, że nic nie mogę zrobić. 
Wtedy też powiedziałem to głupie zdanie, które prawdopodobnie będzie mnie nawiedzać w koszmarach aż po krańce wieczności. „Nie spoufalaj się z nim za bardzo, Rosie.” Oczywiście, że musiała mi zrobić na przekór! Nawet jeśli nieświadomie. Była krzyżówką Hermiony Granger i wszystkich genów mojej popapranej rodziny. Nie miałem pojęcia, co najlepszego narobiłem.
Wróciłem do domu i wbiegłem do salonu, szybko wpychając płytę z „Nędznikami” do odtwarzacza DVD i walczyłem z łzami aż do momentu, gdy przewinąłem film do „I dreamed a dream”. Hermiona weszła krótko po mnie i bardzo starała się nie okazać zdziwienia na widok mojej napuchniętej twarzy i zawodzącej Anne Hathaway na ekranie. Na szczęście nie odezwała się ani słowem.
Rose pisała do nas raz w tygodniu, a wszystkie listy mi się podobały. Oczywiście była we wszystkim najlepsza, a ja z każdym kolejną wiadomością coraz bardziej nadymałem się z dumy. Poważnie, jeszcze odrobinka więcej i prawdopodobnie bym eksplodował. Ginny strasznie się ze mnie nabijała, gdy za każdym razem, kiedy wpadłem pogadać, moja głowa była uniesiona coraz wyżej. Oczywiście, z największym entuzjazmem czytałem wszelkie wzmianki o tym, jak to moja Rosie nie cierpi tego złośliwego chłopaka Malfoyów, który dokucza jej na każdym kroku. Żaliła się, ile wysiłku musi włożyć, żeby rzeczywiście pobić go na wszystkich testach, tak jak mi obiecała. 
Za każdym razem przez te lata, ilekroć wracała do domu, fruwałem pod sufitem ze szczęścia. 
Za każdym razem, kiedy odjeżdżała, profilaktycznie włączałem „Nędzników”.
Hermiona, nawet jeśli zauważyła, że oglądam ten film jeszcze częściej niż dawniej, nie miała na ten temat nic do powiedzenia. Ilekroć siedziałem przed telewizorem, posyłała mi tylko ten swój tajemniczy uśmiech i zawsze przynosiła coś słodkiego.
Podczas swoich wizyt w domu, Rosie ciągle narzekała na tego chłopaka. Scorpius w końcu zaczął być świadom ich cichej rywalizacji, więc starał się dwa razy bardziej. Skutkowało to tym, że Rosie była zmuszona do, jak to określiła, nadludzkiego wysiłku, żeby wciąż pozostać od niego lepsza w każdym z przedmiotów. Hermiona posyłała mi wówczas niebywale wrogie spojrzenie, co wyraźnie wskazywało na to, że obwinia o wszystko mnie. Hermiona Granger złościła się, bo jej córka za bardzo przejmowała się nauką! Kto by pomyślał.
– Rosie, to, co powiedziałem wtedy na peronie, to był tylko żarcik – powiedziałem szybko, mierzwiąc jej rude loki. – Nie musisz być od niego lepsza we wszystkim.
Nigdy nie zapomnę oburzonej miny Rose. Wściekła się na mnie. Oczywiście, że musiała być lepsza. Moja mała, ambitna dziewczynka.
Niczego nie podejrzewałem. Moja wyobraźnia nie była tak rozwinięta. Nawet kłótnia naszych dzieci, podczas wakacji przed szóstą klasą, nie wzbudziła żadnych wątpliwości.
– Może najwyższa pora, żebyś przestał marnować czas na trenowanie quiddicha i granie w eksplodującego durnia, a zamiast tego przyłożył się od czasu do czasu do nauki? – mruknęła wówczas Rosie do Hugona, gdy siedzieliśmy w salonie i graliśmy w jakąś dziwną, mugolską grę planszową. Nie wiedziałem, o co dokładnie w niej chodziło, liczył się dla mnie fakt, że miałem najwięcej pieniędzy. Hermiona wykazała się całkowitym brakiem cierpliwości, bo ilekroć próbowała mi wytłumaczyć, że to nie ma znaczenia, bo posiadam najmniej kapitału w inwestycjach, coraz bardziej podnosiła głos, czemu towarzyszyły ogniste rumieńce na jej twarzy.
W każdym razie, ktoś niefortunnie zagadnął o oceny z ostatnich egzaminów, no i się zaczęło. 
– Tak? – warknął Hugo, który zawsze się denerwował, ilekroć siostra próbowała go pouczać. – A może ty powinnaś przestać marnować czas na marzenia o obmacaniu Scorpiusa Malfoya? 
– Co?! – wykrzyknąłem, kompletnie przerażony.
– Zamknij się, Hugo! – wrzasnęła Rosie, wstając gwałtownie od stołu. – Dobrze wiesz, że go nie cierpię!
– Ta, jasne – zakpił. – I to dlatego wszędzie się z nim prowadzasz?
Moje oczy musiały być jakoś magicznie przytwierdzone do czaszki Zaklęciem Trwałego Przylepca, w innym wypadku wyskoczyłyby z orbit.
– Hugo! Malfoy jest najlepszym przyjacielem Albusa, a ja przebywam w jego towarzystwie wtedy i TYLKO wtedy, kiedy jesteśmy gdzieś całą trójką! I NIGDY nie jesteśmy we dwoje, więc zamknij się, ty parszywy, kłamliwy gnojku!
– Rose, Hugo! – krzyknęła Hermiona, wyraźnie oburzona zachowaniem swoich dzieci. – Uspokójcie się natychmiast!
– Jesteś pewna? – spytał Hugo, uśmiechając się złośliwie i kompletnie ignorując swoją matkę. – To dlaczego znaleziono waszą dwójkę w ciemnym kącie biblioteki, bez śladu Albusa w pobliżu?
– Bo się KŁÓCILIŚMY! – Rose kipiała z furii. – Poszliśmy po tę samą książkę i zaczęliśmy skakać sobie do gardeł, a Flitwick znalazł nas na podłodze, bo zaczęliśmy walczyć i się przewróciliśmy!
– Słyszałem co innego.
– Nie OBCHODZI mnie, co słyszałeś, ty beznadziejny idioto! To ja tam byłam! Scorpius Malfoy jest pretensjonalnym, nadętym, bogatym przystojniaczkiem i nie dotknęłabym go nawet metrowym patykiem, chyba że wydłubywałabym mu nim oczy!
– Wiec myślisz, że jest przystojniaczkiem?
– Wystarczy! – krzyknęła Hermiona, a ja złapałem w pasie Rose, która rzuciła się w kierunku brata. Moja żona chwyciła Hugona za ucho i wyprowadziła z salonu. – Marsz do swojego pokoju.
Między mną a Rosie zapadła cisza, przerywana jedynie jej ciężkim oddechem.
– Więc nie chodzisz z Malfoyem? – zaryzykowałem.
– Chciałaby – mruknął Hugo zza ściany. 
– Ugh! – warknęła Rose i wybiegła z domu, trzaskając każdymi drzwiami, które napotkała.
Mimo że nigdy nie widziałem córki tak wzburzonej, uwierzyłem w jej słowa. Jakżebym miał coś podejrzewać? A może po prostu nie chciałem dopuścić do siebie tej możliwości? Nawet podstępny uśmieszek Hermiony nic mi nie powiedział. Uwierzyłem we wszystko, co wykrzykiwała Rosie.
Lata leciały, a ja ciągle byłem szczęśliwy i dumny, więc oczywiście musiało wydarzyć się coś strasznego. Na szóstym roku dotarła do nas wieść, że Rose ma chłopaka. I to nie byle jakiego chłopaka.
– Malfoy?! – wrzasnąłem, gdy tylko Hermiona przekazała mi „radosną nowinę”. – Moja dziewczynka umawia się z tym pomiotem Szatana?!
– Ronald…
– Może jest lesbijką? – spytałem z nadzieją. – Tak, Rosie ma mózg nie od parady, założę się, że to część jakiegoś podstępnego planu. Pewnie myśli, że mielibyśmy jakiś problem z jej orientacją, dlatego chce nam przedstawić najgorszy możliwy scenariusz, a potem wyjaśni…
– Ron – powiedziała ostro Hermiona. – Niezależnie od tego, co sobie ubzdurasz, zabraniam ci wysyłania jej wyjców, zarzucenia pretensjami czy broń Boże grożenia temu chłopcu w jakikolwiek sposób.
Żarówka zapaliła mi się w umyśle. Grożenia? Nawet mi to nie przyszło do głowy, ale w gruncie rzeczy, to chyba najbardziej rozsądne wyjście z tej chorej sytuacji…
– Ron!
Co mogłem zrobić? Ach tak, cofnąć się w czasie i nie wspominać ani słowem o Scorpiusie Malfoyu na tym cholernym peronie. Że też musieliśmy zniszczyć wszystkie zmieniacze czasu.
Nie byłem w stanie pojąć, jakim cudem w tak krótkim czasie zdołała przejść od nienawidzenia tego przeklętego chłopaka do randek z nim. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, co musiało zajść pomiędzy nimi za murami tej okropnej szkoły i chyba nie chciałem tego robić. Zwłaszcza kiedy Hermiona wróciła z wizyty w Hogsmeade i stwierdziła, że Rosie była „zarumieniona”. Fuj.
Moja cierpliwość się skończyła, gdy Rosie przyjechała na wakacje przed siódmą klasą. Hermiona pojechała po nią na peron i obie wparadowały do kuchni. Wziąłem córkę w ramiona i zauważyłem, że miała na sobie męską bluzę, co mogło oznaczać tylko jedno. I to uświadomiło mi straszliwą prawdę.
Moja szesnastoletnia córka uprawiała seks. Z Malfoyem. Hermiona się domyśliła, widziałem to. Myślę, że miała nadzieję, że jednak postanowię trwać w naiwnej niewiedzy, że nie zwrócę na to uwagi. Cóż, mogę być od nich głupszy, ale nie jestem skończonym imbecylem.
Obgadałem temat z Harrym, co pozwoliło mi nieco uśmierzyć ból tej rewelacji, ponieważ miałem okazję oglądać jego zszokowaną minę. Domyślałem się, co musiało dziać się w jego głowie. Lily była tylko dwa lata młodsza od Rosie. Musiał właśnie sobie uświadomić, co go czekało. Sądzę, że wszyscy ojcowie mają tak samo – nie dopuszczamy do siebie myśli, że nasze córki kiedykolwiek będą uprawiały seks, aż do momentu, gdy zobaczymy niepodważalny dowód. Tak, bluza była dla mnie niepodważalnym dowodem, nie czepiajcie się, okej? Mam prawie pół wieku na karku, niejedno już widziałem. Znam się na tych sprawach. 
W tamte wakacje Rosie postanowiła w końcu oficjalnie przedstawić nam swojego chłopaka. Po wszystkim Hermiona nie odzywała się do mnie przez półtora tygodnia, ale było warto. Wiedziałem, że osiągnąłem pożądany efekt. 
Zaczęło się bardzo niewinnie. Scorpius był uosobieniem uprzejmości, a ja nie mogłem oderwać wzroku od mojej pierworodnej. Nigdy nie widziałem jej tak szczęśliwej, nawet kiedy przyszły wyniki SUM-ów. Ale nie dałem się zwieść. Przestałem obserwować Rose i zacząłem wpatrywać się w młodzieńca przy jej boku (Hermiona twierdzi, że robiłem to nadzwyczaj agresywnie. Jakbym ja kiedykolwiek w swoim życiu był agresywny).
– Wiesz, zabijałem już ludzi – wypaliłem nagle, a moja biedna żona zakrztusiła się herbatą. Widzicie, ile szkody już robił ten cały Scorpius? Moja biedna żona!
– Eee… – Chłopak wpatrywał się we mnie z przerażeniem. – Tak, wiem, panie Weasley. Słyszałem, że jest pan świetnym aurorem.
– Auror musi być zdolny posunąć się do wszystkiego, żeby osiągnąć…
– Ronald, pokrój ciasto – powiedziała Hermiona ostrym tonem. Już wtedy wiedziałem, że mam przechlapane, więc postanowiłem iść na całość. – Ja pójdę po talerzyki.
Wyszła z salonu, a ja zbliżyłem nóż do ciasta, gdy do głowy wpadł mi fenomenalny plan.
– Wiecie, jest coś ważnego, co powinniście wiedzieć o tym cieście – zacząłem.
– Co takiego, tato? – spytała Rose przez zaciśnięte zęby. 
– Zawiera w sobie pewien składnik, który bardzo źle reaguje z wszelkiego rodzaju medykamentami – powiedziałem dobrotliwie.
– Więc jeśli wy – kontynuowałem powoli, wbijając wzrok w Rose – zażywacie obecnie jakieś pigułki bądź eliksiry, reperkusje będą katastrofalne. – Nigdy wcześniej ani nigdy później nie użyłem słowa „katastrofalne”. – A zatem zastanówcie się dobrze, zanim odpowiecie na pytanie: czy któreś z was zażywa regularnie jakąś pigułkę bądź eliksir?
Rose była czerwona jak piwonia, a jej oczy błyskały gniewnie, podczas gdy Scorpius zacisnął wargi i wbił wzrok w swoje buty. Przeskakiwałem wzrokiem (wzrokiem szaleńca, jak to później określiła Rose. Ponoć nóż w mojej dłoni dodał całej sytuacji teatralnego dramatyzmu) od jednego z nich do drugiego, oczekując odpowiedzi.
– Ronald, co robisz? – zapytała głośno Hermiona, która właśnie weszła do salonu. 
– Och, nic kochanie – powiedziałem niewinnie. – Gawędzę sobie z Rose i moim kumplem Scorpiusem. – Przyjaźnie poklepałem chłopaka po ramieniu. – Och, widzę, że przyniosłaś talerze? No cóż, zabierajmy się do tego pysznego ciasta…
Potem było już tylko gorzej. Musiałem się pogodzić z tym, że Rose jest naprawdę dorosła. Skończyła szkołę, a kiedy poszliśmy na rozdanie dyplomów, cały czas przełykałem łzy, zwłaszcza podczas jej przemówienia. Po powrocie do domu musiałem obejrzeć „Nędzników” dwa razy. 
Kilka miesięcy temu Scorpius wpadł w odwiedziny. Sam. I poprosił o rękę Rose. Nie zrozumcie mnie źle, palnął naprawdę śliczną mowę o tym, jak bardzo ją kocha, jak zawsze będzie bezpieczna i szczęśliwa, generalnie on ma zamiar całować ziemię, po której stąpa Rose. Zaimponowało mi, że był taki pewny siebie, zdeterminowany, żeby uczynić moją córkę swoją żoną. Z drugiej strony, mocno się zirytowałem, bo wiedziałem, że pytanie mnie o zgodę to tylko formalność.
– Czy naprawdę mam coś do powiedzenia? – spytałem w końcu, wzdychając ciężko.
– Zapewniam pana, że w razie odmownej odpowiedzi nie zamierzam porwać pana córki i zmusić jej do małżeństwa – powiedział spokojnie. – Ale nie mogę obiecać, że ona nie będzie chciała ze mną uciec, panie Weasley – dodał, a na jego twarzy pojawił się ten iście malfoyowski uśmieszek, w którym jednak czegoś brakowało. Jakby… złej woli. Nie mogłem zaprzeczyć, że ten chłopak niczym nie przypominał swojego ojca.
– Mów mi „tato” – powiedziałem, ponownie wzdychając i uniosłem w górę dłonie, na znak kapitulacji.
– A mogę mówić „tatku”?
– Nie.
Jeszcze tego samego dnia Rosie wpadła do domu cała we łzach i oznajmiła, że wychodzi za mąż. Hermiona, rzecz jasna, również się rozpłakała, a ja, złożywszy gratulacje, postanowiłem, że nie będę się bawił w te babskie, emocjonalne szlochy. Poszedłem do salonu i odpaliłem „Nędzników”.
Rozpoczęło się szaleństwo. Rose, Hermiona i zaskakująco sympatyczna pani Malfoy, rzuciły się w wir przygotowań weselnych.
Wtedy właśnie odnalazłem bratnią duszę w moim przyszłym zięciu, bo oboje uciekaliśmy z pokoju na dźwięk słów „sukienki”, „druhny”, „catering” czy „kwiaty”. Całe szczęście, że Astoria nie ciągała na te spotkania swojego męża, bo jeszcze byśmy zostali najlepszymi kumplami. A piekło by zamarzło.
Wczoraj odbył się ślub. Chyba denerwowałem się bardziej, niż Rose. Wyglądała olśniewająco, w sukience, która jakby została dla niej stworzona (co właściwie było prawdą, bo musiała koniecznie być uszyta na miarę. Astoria prawie wydrapała mi oczy, gdy usłyszałem ceny usług krawieckich i rzuciłem luźne: „Nie lepiej kupić coś gotowego?”). Kiedy nadeszła nasza kolej na przemarsz do ołtarza, Rose ścisnęła kurczowo moje ramię.
– Wciąż możemy zwiać – szepnąłem jej na ucho, a Rosie zachichotała nerwowo w odpowiedzi.
– Kocham go, tatusiu.
I tak rozpoczął się najkrótszy spacer w moim życiu. Oddawałem córkę pod skrzydła innego mężczyzny. Dziś zostanie panią Malfoy. Ale moje lęki zostały rozwiane, gdy spojrzałem w oczy pana młodego. Jego wzrok był lustrzanym odbiciem mojego własnego, gdy brałem ślub z Hermioną. Zrozumiałem, że Rosie wybrała najlepiej jak się dało.
A teraz stoję w oknie, na pierwszym piętrze naszego domu i podsłuchuję, co się dzieje na dole. Głosy są pomieszane, bo młodzi są już mocno spóźnieni. Za godzinę mają samolot, który zabierze ich w podróż poślubną na Karaiby. Po powrocie od razu wprowadzą się do nowego, wspólnego mieszkania. Moja Rosie dorosła. Moja Rosie wyszła za mąż. Moja Rosie się wyprowadza. 
– Kochanie, pożegnałaś się z tatą? – pyta gorączkowo Hermiona, a ja słyszę odgłos rozpinanej walizki. Moja niezastąpiona żona musi sprawdzić, czy Rose spakowała wszystko, czego potrzebuje. 
– Próbowałam – zapewnia Rose. – Ale on tylko tam siedział i jadł, udawał, że nie słyszy i pobiegł na piętro, mamrocząc coś o narglach – tłumaczy, ale nie słyszę pretensji w jej głosie. Zawsze umiała przejrzeć mnie na wylot. 
Obserwuję przez okno, jak ładują walizki do bagażnika. Wiem, że Rosie będzie szczęśliwa, że będzie mieszkać blisko domu. Wiem, że jesteśmy cholernymi czarodziejami i w każdej chwili możemy się teleportować, gdy któreś zatęskni. Cieszę się jej szczęściem bardziej niż bym siebie o to podejrzewał. Po prostu nie potrafię się pożegnać.
Zanim wsiada, odwraca się na chwilę i dostrzega mnie w oknie. Wiem, że rozumie. Zawsze rozumiała. Mruga porozumiewawczo, a ja uśmiecham się przez łzy. Odjeżdżają. 
Czuję dłoń Hermiony, jak zaczyna głaskać mnie delikatnie moje ramię. Spoglądam na nią i widzę, co nie jest większym zaskoczeniem, że również ma łzy w oczach. Co mnie zastanawia, to płyta z okładką „Nędzników”, którą trzyma w ręce.
– Pomyślałam, że będziesz tego potrzebował – mówi, uśmiechając się delikatnie.
______________________________
Mam nadzieję, że wam się podoba i że nie schrzaniłam Rona za bardzo xd Miałąm opublikowac to w wigilię,male przez ten poślizg nie zdążyłam wam złożyć życzeń światecznych ;c pozostaje mi mieć nadzieje, że Boze Narodzenie było udane! Za to życzę wam Sylwestra wszechczasów i szczęśliwego Nowego Roku ;*
Oprócz tego, dziękuje serdecznie ArcanumFelis i Degausser, które betowały ten tekst
Liczba komentarzy pod rozdziałem 13 jest zatrważająca, co skutecznie odbiera mi motywację do rozpoczęcia kolejnego, zatem jeśli ktoś jeszcze nie czytał - zapraszam!
Rozdział planuje od razu po nowym roku :)
Widzimy się w 2017!


Na koniec zostawiam wam aż dwa fanarty, luźno korespondujące z fabułą miniaturki, bo nie mogłam zdecydować, który podoba mi sie bardziej :)


11 komentarzy:

  1. To było tak humorystyczne,a jednocześnie wzruszające, ze chyba bede czytac to zawsze,zeby poprawić sobie humor :* ci Nędznicy,te iPady,ten Ron jako ojciec i jako maz...cudo :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah, dziękuję bardzo i cieszę sie, że ci sie podobało ;)

      Usuń
  2. Ta miniaturka naprawdę jest urocza <3 Bardzo spodobała mi się wykreowana tutaj postać Rona, myślę, że świetnie ci to wyszło. Szkoda, że w kanonie jest tak mało lubiany przez fanów. Ja sama czasem mam tak, ze nie lubię go jakoś szczególnie ot tak, bez powodu, a tak naprawdę jest bardzo sympatyczną postacią. Właśnie dzięki takim ff jak tu, coraz bardziej go lubię ;)
    Świetny pomysł na wykorzystanie "Nędzników" jako wyciskacza łez i pretekstu do płaczu. Ja ich jeszcze nie oglądałam, chociaż mam w
    planach.
    Rozwaliła mnie bluza jako znak tego, że spali ze sobą xddd
    I ogólnie miłość Rona do centrów, IPodów i brazylijskich telenoweli xD
    I tradycyjnie, ulubione momenty ;D
    " O czym to ja mówiłem? Ach tak, jedno z moich dzieci jest ode mnie mądrzejsze." hahahahaha
    "Więcej przykładów? Nie ma sprawy.
    Armaty z Chudley przegrywają mecz i ktoś cię pyta czemu płaczesz? Nędznicy. Rodzi się Hugo? Nędznicy. Rosie wygrywa międzynarodowy konkurs? Nędznicy. Nie masz w domu Ognistej Whisky w momencie, kiedy bardzo jej potrzebujesz? Nędznicy. I tak dalej, i tak dalej." :D
    "– Może jest lesbijką? – spytałem z nadzieją" xD
    "Żarówka zapaliła mi się w umyśle. Grożenia? Nawet mi to nie przyszło do głowy, ale w gruncie rzeczy, to chyba najbardziej rozsądne wyjście z tej chorej sytuacji…" - świetne! :D
    "– Wiesz, zabijałem już ludzi – wypaliłem nagle, a moja biedna żona zakrztusiła się herbatą. Widzicie, ile szkody już robił ten cały Scorpius? Moja biedna żona!" - oj rzeczywiście, to wszystko wina SCORPIUSA! To chyba w tym momencie prawie poplułam laptopa xD
    Naprawdę spodobało mi się wykreowanie postaci Rona w tej miniaturce ;) Sposób narracji bardzo na plus, skojarzył mi się z Percy'm Jacksonem ;)
    Oby więcej takich miniaturek!
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    ~Arya


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jak juz nadrabiasz, to na pelnej pompie xd pod każdą notka taki piękny komentarz! Dziękuję za wszystkie ;* ciesze się się ze ci się podobało ;) ja czytałam kiedyś dużo Dramione, wiec siła rzeczy nie lubiłam w nich Rona, ale ilekroć czytam Pottera to lubię go coraz bardziej, przynajmniej jest zabawny; D
      "Nedzników" polecam, ale miej pod ręką dużo chusteczek; p
      Percy'ego jeszcze nie czytałam, ale bardzo mnie zachecilas; p dobrze było sobie przypomnieć, jak dobrze się czuje w narracji pierwszoosobowej, może dlatego fajniewyszło. A jeśli lubisz taki humor narracyjny to polecam ci wszystko, co kiedykolwiek napisała Meg Cabot, zwłaszcza serię "Pośredniczka", ubawisz się ;p
      Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i pozdrawiam ;*

      Usuń
    2. Nie ma za co :D Uznałam, że skoro już mam tyle wolnego, to muszę wreszcie nadrobić blogi xD
      Jak będę oglądać, to na pewno wezmę chusteczki, bo płaczę przy większości rzeczy, które mają być wzruszające, czyli nawet piosenkach, teledyskach czy reklamach xD, nie mówiąc już o filmach i książkach.
      A Percy'ego i inne książki Riordana serdecznie polecam, jedne z moich ulubionych serii <3
      Kiedyś miałam fazę na Meg Cabot i sporo tego przeczytałam, ale niestety bez "Pamiętników księżniczki" i "Pośredniczki", więc mam nadzieję kiedyś nadrobić ;)
      Pozdrawiam!
      ~Arya

      Usuń
  3. Gdy czytałam ten rozdział pierwszy raz miałam banana na twarzy i nie mogłam przestać się cieszyć xd Za drugim razem było podobnie ;) Oczywiście najlepszy moment to ten z bluzą, kto by się spodziewał, że Ronald taki domyślny xd Super, że dałaś nam taki świąteczny smaczek, ale mam jednak nadzieję, że historia Rose i Scorpiusa nie będzie taka słodka i łatwa, jak to przedstawił Ron ;) Życzę weny na ten nowy rok 2017 i jeszcze więcej ciekawszych pomysłów! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah cieszę się, że ci się podobało i że czytałaś dwa razy! :) No widzisz, Ronald może geniuszem nie jest, ale ma taki uliczny spryt który pozwala rozpoznać kiedy młodzież zaczyna współżycie xd Historia Rose i Scorpiusa oczywiście nie bedzie taka prosta i usłana różami, z reszta, zobaczycie! :)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  4. Ach, jestem do tyłu z opowiadaniem, ale to przeczytałam. :D I resztę rozdziałów też na pewno niedługo nadrobię. ^^
    Uważam, że fajnie oddałaś Rona. Wyobrażam go sobie jako takiego troskliwego tatusia. :) Było to urocze i nieco wzruszające,szczególnie ta końcówka. ^^
    A z tą bluzą mnie rozwaliło, jaki domyślny. :D I jak Malfoy do nich przyszedł, a on z tymi tekstami, ech... xD
    Pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze jedno, pierwsza adaptacja nędzników wyszła w 1935 roku, jest też wersja z 1998 i 1995 roku, niekoniecznie Ron musiał widzieć tę z 2012. ;)

      Usuń
    2. Wiem, jak to jest, ja też nie mogę ogarnąć moich zaległosci i mam je również u ciebie xd Cieszę się, że miniaturka ci się podobała ^^ A jeśli chodzi o te filmy, to jednak ja pisząc miałam na myśli tę wersję z 2012, zwłaszcza, ze wspominam o Anne Hathaway :P

      Usuń
    3. A, no w sumie tak, masz rację. :)
      Spoko, rozumiem, że ma się zaległości i nie wymagam byś raz dwa je nadrobiła. xD
      Pozdrawiam!

      Usuń

I jak wrażenia? :) Podziel się w komentarzu!

Najfajniejsi ludzie na świecie