Rose
wygrzebała się z pociągu, starając się nie wpaść na Scorpiusa, który już stał na peronie. Już dawno zapadł wieczór, ale
ciemność rozświetlały delikatnie ćmiące latarnie oraz blask z okien majaczącego
w oddali zamku. Większość uczniów zapewne była teraz na kolacji.
–
Panno Weasley, panie Malfoy, proszę się pospieszyć, bo nie zdążycie nic zjeść
przed snem – krzyknęła profesor Palmer, odwracając się przez ramię, żeby na
nich spojrzeć. Scorpius właśnie próbował
wytargać z wagonu kufer Rose. Widząc to, nauczycielka dodała: – Och, zostawcie
rzeczy! Zanim zjecie kolacje, będą już w waszych sypialniach.
–
Miło, że powiedziała nam o tym odpowiednio wcześnie – mruknął pod nosem
Scorpius. – Na przykład zanim przetargałem dwa kufry przez cały wagon –
dorzucił, wciskając swój bagaż z powrotem
do wejścia.
–
Myślisz, że się trochę za nami stęsknili? – zapytała Rose, chcąc poprawić mu
humor. Zwrócił w jej stronę rozbawiony
wzrok.
–
Nie było nas tylko cztery dni, raczej jakoś się trzymają – przypomniał jej. –
Chociaż myślę, że Miranda z pewnością stęskniła się za tobą –
powiedział, spoglądając na nią znacząco. Rose nie do końca rozumiała, o co mu
chodzi.
–
Miranda? – spytała zdziwiona. – To chyba twoja koleżanka?
–
Och tak – przyznał Scorpius. – Ale wiesz. Przed wyjazdem umówiła się z tobą na r… na babskie wyjście, wiec pewnie
nie może się doczekać.
–
Ach, no tak – przypomniała sobie Rose, patrząc na Scorpiusa podejrzliwie. Nie
miała pojęcia, co go tak bawi, ale była przyzwyczajona, że ten chłopak był
rozbawiony przez siedemdziesiąt procent swojego życia. A w tych pozostałych
trzydziestu mieścił się również czas,
który poświęcał na sen. Miał jednak taką minę, jakby uknuł jakiś przebiegły
plan zawładnięcia wszechświatem, więc Rose była bardziej zainteresowana niż
zazwyczaj.
–
Powiesz mi, o co chodzi? – spróbowała po
kilku minutach, patrząc na niego wyczekująco. Przez całą drogę ze stacji w
Hogsmade, głupi uśmiech nie schodził mu z twarzy, a już prawie dotarli do wrót
zamku.
–
Nie mam pojęcia o czym mówisz –
powiedział Scorpius, uśmiechając się jeszcze szerzej. – Hej, a tak z innej
beczki – w przypadku walki wręcz, na kogo byś stawiała, Melody czy Mirandę?
–
Melody, oczywiście – powiedziała Rose, mimowolnie pozwalając mu zmienić temat.
– Melody zawsze musi wygrać.
–
Ale Miranda to niezły twardziel. Poważnie – dodał, widząc rozbawienie na twarzy
Rose. – Zdziwiłabyś się, jak potrafi skopać tyłek.
– Mówisz na podstawie własnego doświadczenia? – zagadnęła
Rose, szczerze zaciekawiona.
–
Oczywiście, że nie – odparł oburzony chłopak. – Cztery Mirandy nie dałyby mi
rady. Jestem diabolicznie silny – zapewnił ją, zerkając na nią z błyskiem w
oku.
– I
powalająco skromny – uzupełniła Rose, przechodząc przez drzwi wejściowe, które przed nią otworzył.
–
Tylko stwierdzam fakty! Jeśli chcesz, możesz spróbować – zaproponował, zrównując się z nią krokiem. – Dam ci fory.
Możesz rzucić mnie na ziemię, tu i teraz. – Rose poczuła gorąco na policzkach,
rozumiejąc tę pokrętną insynuację w jego wypowiedzi. Na szczęście nie musiała
mu odpowiadać, bo akurat weszli do Wielkiej Sali i szybko odnaleźli swoich
przyjaciół przy stole Gryfindoru. Melody i Harold zamknęli Rose w stalowym
przytulasie, a Al poczochrał jej włosy i wymienił ze Scorpiusem oszczędny,
samczy uścisk.
– Mówiłam, że tęsknili – szepnęła Rose w kierunku
blondyna.
Siedząca
wcześniej obok Harolda, Cara Longbottom również
podeszła przytulić Rose i nieśmiało poklepała Scorpiusa po ramieniu. Rose
szybko złapała przyjaciela za ramię i przyciągnęła go do siebie agresywnie.
–
Harold, od kiedy jadasz z Carą Longbottom? – warknęła mu do ucha. – Jeśli
wystarczyło, żeby mnie nie było przez cztery dni, żebyś zdążył ją zaciągnąć do
łóżka, to przysięgam, że będę torturować
cię przez długie godziny, a potem obetnę ci…
–
Nigdzie jej nie zaciągnąłem – powiedział szybko chłopak, nie chcąc usłyszeć
końca tej groźby. – Nic się nie stało okej? Po prostu spędzam z nią czas.
–
Opowiedzcie o Francji – zażądała Melody, gdy wszyscy usiedli przy stole i
zaczęli jeść. – Scorpius, nawiązałeś jakieś znajomości?
– A
dlaczego nie uwzględniasz mnie w tym pytaniu? – zdziwiła się Rose. Melody
spojrzała na nią z politowaniem.
–
Bo ty nie nawiązałaś żadnej nowej znajomości od trzynastu lat – przypomniała
jej przyjaciółka i wróciła wzrokiem do
Scorpiusa.
Rose
poznała Melody, kiedy obie miały zaledwie jeden dzień i ich matki leżały w tej
samej sali szpitalnej po porodzie. Kobiety zaprzyjaźniły się ze sobą i zaczęły
regularnie odwiedzać swoje domostwa, więc po prostu przeznaczenie skazało ich córki na przyjaźń aż po grób.
Ron
lubił wspominać, jak będąc jeszcze w szpitalu, obie dziewczynki wrzeszczały ile
sił w płucach, zupełnie jakby bez niczyjej wiedzy ustaliły sobie, jakiś
konkurs, polegający na jak najgłośniejszym płaczu. Ostatecznie jednak, żadna
siła znana ludzkości nie mogła się równać
z ilością decybeli, jaka wydobywała się z gardła małej Melody, więc przegrana i
obrażona Rose nagle zamilkła, i nie zapłakała przez następny tydzień.
Najwyraźniej jej przyjaciółka już wtedy musiała być niepokonana.
Kiedy
Mel miała cztery lata i bawiła się na placu zabaw, jak zwykle konstruując
grafik, w jakich porach inne dzieci mogły używać jej zabawek, zobaczyła Harolda
w kącie piaskownicy. Chłopiec nie miał nawet plastikowej łopatki, więc po
prostu przesypywał piasek przez swoje dłonie, z wielce niepocieszoną miną.
Melody ruszyła w jego stronę i łamiąc swój
własny harmonogram, podzieliła się zabawkami tylko z nim.
Kiedy Hermiona podrzuciła na
plac Rose i Albusa, czarnowłosa podeszła do nich i powiedziała „To jest Harold.
Od dzisiaj bawimy się z nim.” Tak się złożyło, że chłopcu z piaskownicy udało
się, po dzień dzisiejszy pozostać w ich życiach.
–
Nieprawda – mruknęła Rose obrażonym tonem. – Nawiązałam znajomość ze
Scorpiusem, kiedy poszliśmy do Hogwartu.
–
Akurat tym razem było odwrotnie, Mel – powiedział Scorpius, uśmiechając się
szeroko. – Rose znalazła miłość swojego życia.
Łokieć
Rose wbił się pomiędzy jego żebra, a chłopak zasyczał w jej kierunku, jak
wściekły wąż.
–
No dobra, dobra – dodał szybko. – To ten chłopak znalazł miłość swojego życia.
– A
co na to Rosie? – zainteresował się Albus.
–
Uciekła gdzie pieprz rośnie – odparł Scorpius. – A raczej na moje ko… – zaczął,
ale Rose szybko nadepnęła jego stopę najmocniej jak umiała. Chłopak znowu wydał
z siebie krótki syk i zacisnął zęby, po
czym dokończył: – …konkretnie przybiegła w moje okolice.
Nikt
nie zwrócił uwagi na ich małą walkę pod stołem ani nawet na bezsens wypowiedzi
Scorpiusa. Rose nadal robiło się gorąco na samo wspomnienie sytuacji w ogrodzie
Beauxbatons. Z jednej strony bardzo chciała opowiedzieć o tym Melody (miała
wrażenie, że Harold czy nawet Albus mogliby przyłożyć Scorpiusowi w obronie jej
niewinności. I z pewnością nie wyszliby z tej walki zwycięsko.), bo Melody
wiedziałaby co myśleć o tej sytuacji. Rose nie miała pojęcia. Czemu całował ją
– a właściwie tylko jej szyję – z takim zapałem? Wiedziała, że to wszystko było
tylko udawane, ale nigdy w życiu nie doświadczyła czegoś tak namiętnego.
Scorpius samą swoją bliskością sprawił, że z głowy zniknęły jej wszystkie myśli,
a ona od wczoraj myślała tylko o tym, co zrobić, żeby ta sytuacja się powtórzyła.
Wiedziała,
że nie o to powinna się martwić. Powinna zastanowić się, co zrobić, żeby między
nią i Scorpiusem nie panowała niezręczna atmosfera, po tej dziwnej przysłudze.
Ale jak na razie nie musiała robić niczego, bo Scorpius wydawał się w ogóle nie pamiętać, że wydarzyło się coś niezwykłego.
Rose nigdy nie przyznałaby się do tego Mel (jeśli w ogóle by jej powiedziała),
ale było jej nieco przykro z powodu całkiem normalnego zachowania chłopaka.
Powinna cieszyć się z braku niezręczności, bo nawet ze swoją codzienną
niezręcznością radziła sobie nie najlepiej, ale jej serce nieustannie uciszało
rozsądek. Czy on nie czuł Tej potrzeby, żeby ich ciała były coraz bliżej
siebie? Nie czuł jak jej skóra pokryła się gęsią skórką, gdziekolwiek jej nie
dotknął? Nie czuł fizycznego, niemożliwego do odparcia przymusu, żeby w
końcu ją pocałować tak naprawdę?
–
Melody, dzisiaj jest ta impreza na którą mnie namawiałaś przez dwa tygodnie,
tak? – przypomniała sobie nagle Rose. Melody pokręciła głową, nie podnosząc na
nią wzroku i wpakowała sobie do ust łyżkę zupy.
–
Tak, ale nie idziemy – mruknęła niewyraźnie.
–
Słucham? – oburzyła się ruda. – Dzień w dzień mi trułaś na temat imprezy u
Garry’ego Thomasa, dobrze wiedząc, że nie chcę na nią iść, bo nie czuję się
dobrze na żadnych imprezach, a teraz mówisz
mi, że nie idziemy? Już obiecałam Garry’emu, że będę!
–
Coś mi wypadło – odpowiedziała Mel wymijająco. – Mnie Garry nie pytał czy będę,
wiec musisz po prostu iść beze mnie. No wiesz, żeby nie było mu przykro. –
Wzruszyła ramionami.
–
Sama? – warknęła na nią Rose. Twarz Melody nieco zbladła. Weasley potrafiła być
przerażająca, a kiedy zaczynała warczeć, wszyscy wiedzieli, że jej irytacja
sięgnęła już bardzo wysokiej granicy. Reszta przyjaciół chyba też to wyczuła bo szybko wystąpili z
inicjatywą odwrócenia uwagi Rose od jej przyjaciółki.
–
Chętnie byśmy ci potowarzyszyli – powiedział Harold, otaczając ramieniem Carę.
– Niestety już się dzisiaj umówiliśmy na
naukę do poniedziałkowego testu z eliksirów – dodał.
Jasne. Już Rose dobrze wiedziała,
jak będzie wyglądała ta nauka. Tym razem to Harold zasłużył na jedno z jej
nienawistnych spojrzeń.
–
Scorpius może z tobą pójść – powiedział
Al znudzonym głosem.
–
Nie zostałem zaproszony – wtrącił blondyn, jakby zaskoczony, że w ogóle jest podmiotem rozmowy o jakiejś imprezie.
–
Ja cię zapraszam – powiedziała szybko Rose. Jasne ucieszyła się, że ktoś
znajomy z nią pójdzie. Ale oprócz tego
poczuła też jakieś euforyczne łaskotki w okolicach żołądka, gdy dotarło do
niej, że to właśnie Scorpius będzie jej towarzyszył. Postanowiła, jak
najszybciej zdusić to uczucie w zarodku. Chłopak uśmiechnął się to niej
zaczepnie i kiwnął głową na znak, że się zgadza.
–
Ja lecę, muszę skoczyć do dormitorium – rzucił nagle Albus, wstając ze swojego
miejsca. – O której się spotkamy? –
zwrócił się do Melody, a wszyscy wymienili zaskoczone spojrzenia.
–
Myślę, że koło dziesiątej, kiedy Cribe już pójdzie
spać i nie będzie się tak często włóczył po korytarzach – odpowiedziała Melody,
siląc się na beztroski ton, udając że nie zauważa czterech pytających spojrzeń
zwróconych w jej stronę. Albus kiwnął głową na znak, że mu to pasuje i ruszył w
stronę wyjścia. Mel nadal nie odrywała wzroku od swojej zupy.
–
Nie gadaj Mel, że on w końcu to zrobił – powiedział Scorpius po chwili ciszy. –
Po tylu latach, nareszcie się odważył?
– O
co ci chodzi? – zapytała Melody, w końcu podnosząc głowę i patrząc na blondyna
wyczekująco.
–
Al się z tobą umówił? – sprecyzowała Rose. Kiedy dowiedziała się co
konkretnie wypadło Melody, jej złość na przyjaciółkę gdzieś uleciała.
–
Możemy was w końcu nazywać Alody? – dorzucił podekscytowany Harold.
–
Zaprosił cię na randkę w jakieś romantyczne miejsce? – spytała Cara,
rozmarzonym tonem.
–
To nie jest randka! – zawołała Melody, na chwilę zapominając nawet o zupie. –
Albus wspomniał, że nie potrafi sam sobie niczego ugotować, a po szkole się
wyprowadza od rodziców. Pośmialiśmy się,
a potem zaproponowałam, że go czegoś nauczę – kontynuowała, nieco zarumieniona,
ale dzielnie ignorowała głupkowate uśmiechy na twarzach przyjaciół. –
Umówiliśmy się dziś w nocy w kuchni, skrzaty będą łazić po Hogwarcie i
sprzątać, albo spać. Zrobimy lasagne.
–
Zróbcie dwie – zaproponowała Rose. – Po
seksie pewnie zgłodniejecie.
Melody
obrzuciła ich wszystkich wściekłym spojrzeniem i wybiegła z Wielkiej Sali. Z
oczu mogłaby strzelać błyskawicami.
–
Strasznie burzliwa ta nasza paczka – powiedziała znudzona Rose, opierając podbródek na dłoni. – Jeszcze nie trafił się taki tydzień,
żeby ktoś z nas nie wybiegł z krzykiem lub tupaniem nogami z posiłku.
***
–
Melody? Mogę cię o coś zapytać? – zagadnęła Rose, naciągając na siebie dżinsy.
Nigdy nie wiedziała, jak bardzo wystrojone będą dziewczyny na imprezie. Kiedy
ona przychodziła w dżinsach, ładnej bluzce i wygodnych butach, one pokazywały
się w małych czarnych i makijażach jak z salonu piękności. Kiedy Rose wciskała
się w coś eleganckiego, reszta pokazywała się w spodniach i trampkach. Takie już
jej parszywe szczęście. Dzisiaj ubrała ciemne dżinsy, zwiewną kremową bluzkę i
właśnie zabierała się za wiązanie kozaków
na obcasie.
– O
co chodzi, Rudzinko? – zapytała Melody. Ona sama miała na sobie granatową
kieckę i czarne szpilki. Rose uznała to za bardzo zaskakujący dobór garderoby na lekcję gotowania, ale odpuściła sobie
komentarz i tylko uśmiechała się pod nosem.
–
Chodzi o… takiego jednego faceta – zaczęła niepewnie Rose. Melody błyskawicznie
przestała nakładać tusz do rzęs i odwróciła
się w stronę przyjaciółki.
–
Znam go? – zapytała szybko.
–
Możliwe – odpowiedziała niepewnie rudowłosa. – Ale nie powiem ci kto to, dopóki nie będzie o czym.
Melody
skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na nią na wpół rozbawiona a na wpół zirytowana. Rose wiedziała, że
z tym będzie problem. Jej przyjaciółka zawsze musiała wiedzieć wszystko.
A ona naprawdę nie była gotowa, żeby poinformować ją o każdym szczególe. Już i
tak czuła się jak idiotka, mając potrzebę przedyskutowania tego konkretnego
wydarzenia, skoro przecież nic konkretnego się nie stało.
Przez
chwilę pojedynkowały się na uparte spojrzenia. W końcu Melody westchnęła ciężko
i wzruszyła ramionami.
–
No dobra. Mogę na razie się na to zgodzić.
–
Świetnie. – Rose odetchnęła z ulgą. – No wiec… jakiś czas temu ja i ten facet
mieliśmy pewne… zbliżenie fizyczne – powiedziała Rose, rumieniąc się lekko.
Oczy Mel zaświeciły się z ekscytacji, a jej wyraz twarzy uświadomił Rose, jak
to zabrzmiało. – Nie całowaliśmy się ani nie robiliśmy żadnej z tych rzeczy, które właśnie pojawiły się w twojej głowie – dodała
szybko. – On tylko trochę… pocałował moją szyję.
–
I? – dopytała Mel, unosząc brew wyczekująco. – Podobało ci się?
Rose
nie odpowiedziała, ale z zadowolonej miny przyjaciółki wywnioskowała, że odpowiedź ma wypisaną na
twarzy.
–
Tyle że on się zachowuje jakby nic się nie stało, wiec pewnie jemu się nie
podobało – wyjaśniła Rose, a brunetka pokręciła przecząco głową i machnęła
ręką, jakby Rose wygadywała głupoty.
– A
ty masz ochotę na powtórkę? – zgadywała
Mel.
–
Nie wiem na co mam ochotę – przyznała z ciężkim westchnieniem, opadając na łóżko. – Wiem za to, że od czasu szyjomiziania nie
jestem w stanie o tym wszystkim zapomnieć na dłużej niż pięć minut.
–
Kiedy ostatnio dałaś sobie zrobić manicure? – Melody nagle zmieniła temat,
spoglądając krytycznie na krótkie i
nierówno obcięte paznokcie Rose.
–
Chyba nigdy, a co?
–
Mogę wiedzieć czemu? Wyglądają okropnie.
–
Nie lubię, kiedy ludzie mnie dotykają – odparła Rose, chowając dłoń do
kieszeni.
–
Najwyraźniej nie wszyscy – rzuciła brunetka, po czym mrugnęła do niej
porozumiewawczo. – Teraz ty go pocałuj, tym razem normalnie – powiedziała,
wzruszając ramionami i wracając do swojej toaletki. Dawała tym samym znać, że
temat uważa za skończony. – Sprawdzisz czy ci podpasuje i wtedy obgadacie
sytuację.
–
Gadasz, jakby to była najprostsza sprawa na świecie – mruknęła Rose, wsadziwszy
twarz w poduszkę.
–
Bo jest, Rudzinko – rzuciła do niej przyjaciółka
przez ramię. – Po prostu nie dla ciebie.
***
Scorpius
od dwóch dni knuł plan morderstwa z zimną krwią. Poważnie. Pewien osobnik
imieniem Marco Riviera, poważnie zaszedł mu za skórę. Były ku temu dwa powody.
Po
pierwsze, uczepił się Rose, jego Rose (O Merlinie, skąd ci się to wzięło,
Malfoy?), jak rzep psiego ogona, a wiec ona musiała wyskoczyć z tym
idiotycznym – i cudownym, jakby ktoś Scorpiusa pytał o zdanie – planem
rzucenia się na niego w ogrodzie. Co prawda nie wszystko potoczyło się w taki
sposób, jak by sobie życzył, ale tak czy
siak, to było świetne. Wcale nie chodziło o to, że to była Rose. W ogóle.
Absolutnie. Scorpius nie żywił do niej żadnych szczególnych uczuć. Jasne, miał
wrażenie, że kiedy ona wchodzi do pomieszczenia, od razu się w nim rozjaśnia,
odwiedzała jego myśli częściej niż jakikolwiek inny człowiek, często odliczał
godziny do momentu kiedy znowu ją zobaczy, zapominał o oddychaniu, kiedy Rose
była w pobliżu i czasem miewał bardzo sugestywne sny z jej udziałem. To jeszcze
o niczym nie świadczy. A sytuacja z Nią, jej szyją, jego kolanami, serią przyspieszonych
oddechów i sercem dudniącym mu w uszach była świetna, bo po prostu jest
facetem. To wszystko.
Minusem
całego wydarzenia było to, że Scorpius, kiedy tylko zamykał oczy, nawet, jeśli
musiał jedynie mrugnąć, wszystko co widział to Rose. Rose na jego
kolanach jej ciało przyciśnięte do jego torsu i jej skóra pachnąca… słońcem. To porządnie mieszało w głowie,
bo kompletnie nie potrafił się skupić na niczym innym, a jego mózg zdawał się
porzucić wszelkie dotychczasowe priorytety i próbował utorować sobie drogę do
ponownego zbliżenia z Rose.
Po
drugie, ten dziad, który sprowokował całą sytuację, wszystko zepsuł, pojawiając
się w momencie, kiedy Scorpiusa dzieliło kilka sekund od całkowitego
zapomnienia, że ma jej nie całować. Jakby Marco nie postanowił im
przeszkodzić, Scorpius pocałowałby cholerną Rose Weasley.
A
wiec, mamy dwa powody, żeby zabić Marco Rivierę. Pierwszy – umieścił to wysoce
rozpraszające wydarzenie w jego życiu, aby dręczyło go po nocach, i drugi –
przerwał je w najgorszym możliwym momencie.
–
Wyglądasz, jakbyś knuł w głowie jakiś niecny plan – usłyszał Scorpius. Obok
niego zmaterializowała się Rose z dwoma butelkami kremowego piwa. To rude
szaleństwo, czyli jej włosy, upięte były za prawym uchem i spływały na jej
pierś a kilka luźnych loków okalało jej
twarz.
Czy
ona chce mnie sprowokować,
żebym ją pocałował? Jak ona śmie, łazić tu sobie, jak gdyby nigdy nic,
wyglądając tak seksownie.
Och,
gdyby wiedziała, jak niecne były te plany.
–
Nic podobnego – powiedział szybko Scorpius, po czym wyjął jej z rąk butelki i
postawił je na parapecie. – Zatańczymy?
Rose
niepewnie spoglądała na jego wyciągniętą dłoń i zachęcający uśmiech. Chociażby
nie wiem jak się starał, Scorpius nie potrafił wyglądać niewinnie. I chyba
właśnie to najbardziej się jej podobało.
–
Ja nie tańczę – powiedziała niepewnie, ale jej zdradziecka ręka drgnęła lekko,
wyrywając się w stronę dłoni Scorpiusa. – Mogłabym niechcący kogoś zabić.
–
Będę ich przed tobą chronił – zaproponował Scorpius i nie czekając na jej
pozwolenie, sięgnął po jej palce i poprowadził na parkiet. Gdy znalazł dla nich
miejsce, pewnym ruchem przyciągnął ją do siebie, a Rose poczuła się jak w
ciasnej i cudownej pułapce. Dobrze, że trzymał ją w stalowym uścisku, bo nogi
odmówiłyby jej posłuszeństwa. Kiedy poczuła
zapach jego perfum, wspomnienie z Francji stało się jeszcze żywsze. Spojrzała
mu w oczy, ciekawa czy on też o tym myśli, ale ich wyraz był, jak zwykle,
nieodgadniony. Od czasu do czasu jej wzrok błądził w kierunku jego ust, bo…
cóż, była tylko człowiekiem.
–
Straszna z ciebie niezdara Rose – powiedział, patrząc na nią z góry, kiedy dwa razy pod rząd potknęła się o własne
stopy. Z jego oczu biło ciepło i rozbawienie. Nie była w stanie się obrazić,
kiedy tak wyglądał.
–
Nikt nie jest idealny. – Wzruszyła ramionami. – Muszę ci coś powiedzieć –
dodała Rose z ciężkim westchnieniem. Od dłuższego czasu zbierała się do
przekazania mu tej nowiny. – Kiedyś zapytałam, dlaczego nie wybrałeś w trzeciej
klasie mugoloznawstwa, a ty odpowiedziałeś, że nie chciałeś żeby twój ojciec dostał zawału. Już się nie boisz ojca,
prawda?
–
Można tak powiedzieć – odparł ostrożnie Scorpius. – O co ci chodzi?
–
Rozmawiałam z profesorem Higginsem – wyznała nieśmiało Rose. – To nauczyciel
mugoloznawstwa. Opowiadałam, że jesteś pasjonatem i wykazujesz
niespotykane zainteresowanie dziedziną… a on zgodził się dopuścić cię do
egzaminu owutemowego ze swojego przedmiotu. Musisz po prostu nadrobić stracone
lata we własnym zakresie.
Scorpius
milczał przez dobrą minutę, wpatrując się z niedowierzaniem w trzymaną w
ramionach dziewczynę, jakby nie do końca wierzył w to co słyszy. Czasem
czyniono takie wyjątki i pozwalano podchodzić do egzaminu uczniom, którzy nie uczestniczyli w danych zajęciach, jeśli
udowodnili, że się do tego egzaminu kwalifikują. Rose nadużyła nieco swojej
pozycji Dziecka Sławnych Ludzi i musiała włożyć dużo wysiłku w tę rozmowę, żeby
jej niezręczność społeczna wszystkiego nie zepsuła. Nie była pewna czy Scorpius
będzie zachwycony takim wtrącaniem się w jego sprawy.
–
Pomyślałam, że skoro jesteśmy zwolnieni z owutema z transmutacji, będziesz miał
na to czas – dodała szybko, wystraszona jego brakiem reakcji. – Jest dopiero
październik, a czas na złożenie deklaracji masz do lutego, wiec możesz
sprawdzić jak będzie ci szło, a jeśli nie, to po prostu…
–
Rose – przerwał jej Scorpius, dziwnie zachrypniętym głosem. – Jesteś naprawdę…
Nie mogę uwierzyć, że to dla mnie zrobiłaś – powiedział w końcu, a Rose
odetchnęła z ulgą. Scorpius uśmiechnął się do niej zaczepnie. – Taki jestem ci
wdzięczny, że mam ochotę cię wycałować.
Rose
uznała, że odpowiedź „W takim razie, ja poproszę” będzie odrobinkę zbyt
entuzjastyczna i tylko zaśmiała się niezręcznie.
Kiedy
piosenka dobiegła końca, Scorpius przeprosił ją i oddalił się w stronę toalety.
–
Hej Malfoy! – usłyszał za sobą Scorpius. Odwrócił się i zobaczył Trzech chłopaków, idących za nim korytarzem. Terry
Mclaggen z Hufflepuffu, i bliźniacy Tomlinson z Gryffindoru. Scorpius raczej z
nimi nie rozmawiał, jeśli nie liczyć kilku niemiłych zaczepek, które zdarzyło
mu się usłyszeć. – Nie sądziliśmy, że wolno ci chodzić na imprezy.
– A
co to konkretnie miałoby znaczyć? – zapytał blondyn, starając się nie tracić
pokojowego nastawienia. Mimo to, poczuł delikatne łaskotanie wściekłości
pomieszanej z adrenaliną. Wyczuwał co się świeci.
–
Nie wiedzieliśmy, że już skończyła się żałoba po Voldemorcie – powiedział jeden
z bliźniaków szyderczo. Scorpius nie
kłopotał się nigdy dowiadywaniem, jak mają na imię. Zignorował zaczepkę i dalej
szedł korytarzem, próbując ich zgubić. Nie zanosiło się, jakby mieli dać za
wygraną.
–
Słyszeliśmy, że twój dziadek spędził tyle
czasu w Azkabanie, że czasem biorą go na przewodnika – rzucił drugi z
bliźniaków. Pięść blondyna zadrżała niebezpiecznie. Gdzieś z tyłu głowy
zabrzmiał mu głos jego matki, mówiący, że wszystkie pieniądze wyrzucone na
prywatne lekcje etykiety poszły w cholerę, bo jej syn, porażka wychowawcza,
został wyrzucony ze szkoły. Uspokój się. Przyspieszył kroku. To tylko
słowa.
–
Osobiście uważam, że takiego robaka jak Draco Malfoy powinno się utopić zaraz
po urodzeniu. No wiecie, zanim złożył jaja – rzucił Mclaggen.
Scorpius
zatrzymał się gwałtownie, jakby go wmurowało w ziemię. Odwrócił się bardzo powoli w stronę trzech kretynów.
Słuszał krew, huczącą mu w uszach.
–
Tobie złamię nos – zwrócił się, bardzo
cicho do jednego z bliźniaków. – A ty, jesteś prawo czy leworęczny? – spytał
drugiego. Ten, z kretyńskim uśmiechem pokazał mu środkowy palec, używając
prawej ręki. – Czyli prawo. Zatem złamię ci lewą rękę, tuż nad łokciem –
zapewnił go, prawie warcząc. Skierował wzrok na Mclaggena. – A z tobą,
zobaczymy.
Wykonał
krok w ich stronę i dla uśpienia ich czujności, popchnął lekko pierwszego
bliźniaka. Ten natychmiast posłał w jego kierunku pięść. Scorpius uchylił się
do tyłu i złapał w locie jego nadgarstek, drugą dłonią złapał miejsce za
łokciem i mocno pchnął, zarazem przyciągając do siebie trzymany nadgarstek.
Usłyszał głośne chrupnięcie łamanej kości i przenikliwy wrzask chłopaka. Puścił
jego rękę, przekładając swoją na tył jego głowy i popchnął mocno w dół, ładując swoje kolano w jego twarz.
Bliźniak
opadł na siemię, skamląc cicho, a dwaj pozostali przez moment stali jak
wmurowani. Po chwili Mclaggen złapał go od tyłu za ręce, dysząc wściekle, a
drugi Tomlinson uderzył go pięścią w nos. Scorpius splunął krwią, zaparł się
porządnie, wykorzystując do tego ciało trzymającego go Mclaggena, zamachnął się
nogą i kopnął bliźniaka w mostek, tak że ten stracił dech i upadł na posadzkę.
Odrzucił
głowę do tyłu, a odgłos łamanego nosa Mclaggena przyniósł mu niebywałą satysfakcję. Pochylił się i zwinnym
ruchem przerzucił chłopaka przez własne plecy po czym rzucił nim o podłogę,
jakby ten był workiem kamieni.
Wrócił
na moment do jednego z bliźniaków i
chwycił go za włosy, podnosząc jego głowę z kafelek.
–
Już… nie… – wydyszał tamten.
–
Obiecałem ci złamany nos – wywarczał Scorpius, po czym trzasnął głową chłopaka
o ziemię, upewniając się, że dopiął swego. Pobiegł z powrotem do Mclaggena i
zaczął go z furią okładać pięściami. Bach! Poszedł łuk brwiowy. Bach! Oko
puchnie. Bach! Gdy ukruszony ząb wbił mu się w skórę, niedbale i szybko otarł pięść o koszulę…
–
Scorpius!
Jak
w letargu podniósł głowę i spróbował
zarejestrować co się dzieje. Rose. Biegła do nich. Przerażony wyraz twarzy i jej
różdżka wycelowana w Scorpiusa. Zaklęcie mknące w jego stronę.
Ciemność.
________________________________________________________________________
Taki rozdzialik dziś dla was mam ;) Godzina jak zwykle dziwna, ale tak
to już ze mną jest xd Mam nadzieje, ze się spodoba.
Widzę, że wypełnialiście ankietę i że więcej osób czyta i nie komentuje. Wiedzcie, że bardzo mi
przykro z tego powodu :D Ale jednocześnie cieszę się, że czytacie!
Myśle, że następny za jakieś dwa tygodnie. Odkąd zaczęłam pracę, nie
mogłam znaleźć chwili żeby popisać, a teraz jeszcze wrócą studia, wiec sama nie wiem jak to będzie z tym
czasem, muszę się przyzwyczaić :D
Czekam na wasze opinie i wysyłam wirtualne przytulaski. Heheszki.
;*!
Miało być całowanie (ewentualnie "szyjomizianie") a nie bójka :( Ooo! Jak mogłaś?! A było już tak pięknie. Zbyt pięknie więc mogłam się spodziewać, że coś namieszasz :p Ale... ale... Scor, który pobił 3 kretynów też mi się podoba :D On mi się w ogóle podoba :p <3
OdpowiedzUsuńLuella
Mnie też się podoba! ;D dzięki za komentarz ;*
UsuńJedyne co mogę powiedzieć to: Scorpius <3 I bardzo dobrze opisana bójka :D
OdpowiedzUsuńWitaj! Cześć!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to nie wiem czy komentuje po kolei rozdziały, czy też nie. Ostatnio mam dużo na głowie, więc wybacz, jeśli pominęłam jakiś rozdział.
Scorpius.... Kocham go.
Uwielbiam Draco, ale Scorpius też skradł moje serce. Było idealnie, już myślałam, że się pocałują, a tu bójka. Szczerze mówiąc dobrze ci wyszła. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały wyjdą w szybkim tempie spod twojego pióra :)
Pozdrawiam, Equmiri
Spoko spoko, wiem jak to bywa z tym wolnym czasem :D ciesze się ze ci się podobało ;)
UsuńPozdrawiam!
Loff Scorpius<3 rozdział genialny. Buziaki!
OdpowiedzUsuńLunatyczka
No proszę, końcówka rozdziału przednia. :D Nie spodziewałam się takich zaczepek. I podobało mi się jak Scorpio się rozprawił z tymi debilami. xD
OdpowiedzUsuńChociaż pewnie teraz będzie miał kłopoty. :C
A te myśli Rose o całowaniu z Malfoyem też mnie rozwaliły. xD
Rozdział bardzo mi się podobał, czekam na kolejny. <3
P.S U mnie pojawił się nowy rozdział. :D
Buziaki! :*
Ciesze się p, że rozdział się podobał ^^ o Scorpiusą się nie martw, najwyżej pobije jeszcze kogoś ;D a Rose wycaluje, żeby nie bolało! Pozdrawiam ;*
UsuńKolejny, kolejny, tak bardzo chcę kolejny rozdział^^
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym blogu
Świetny rozdział
Świetnie piszesz :))
Pozdrawiam i życzę weny ❤
*KP
Ciesze się ze ci się podobał i dziękuję ;*
UsuńW końcu przybyłam! Wybacz, że tak późno!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Chyba najbardziej spodobała mi się końcówka rozdziału. Nie sądziłam, że ktoś będzie zaczepiać Scorpiusa a tu proszę... takie teksty w stronę jego ojca. I bójka - opisana bardzo fajnie i wpadająca Rose - ciekawa jestem jakim zaklęciem go potraktowała.
_______
Pozdrawiam, Devi :)
PS. no i u mnie nowy rozdział :)
Ciesze się, że rozdział ci się podobał I ze opis bójki mi wyszedł ;D A Rose, jak można się spodziewać, stać na porządne zaklęcia, wiec pozostaje tylko się martwić xd pozdrawiam ;*
UsuńChyba już wspominałam, że uwielbiam humor w twoim opowiadaniu :D Ale Scorpiusa też uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńAha, nie mówiłam jeszcze, że tytuły rozdziałów też sa świetne.
Ach ten Malfoy-prowokator...
Podobało mi się wspomnienie początków przyjaźni Rose z Melody! Bardzo oddawało charakter, szczególnie tej drugiej ;D
Nareszcie!!! Albus zaprosił ją na randkę (mam nadzieję, że dobrze im pójdzie). Ship Alody forever! xD
"– Uciekła gdzie pieprz Rośnie – odparł Scorpius. – A raczej na moje ko… – zaczął, ale Rose szybko nadepnęła jego stopę najmocniej jak umiała. Chłopak znowu wydał z siebie krótki syk i zacisnął zęby, po czym dokończył: – …konkretnie przybiegła w moje okolice."- :D Czy "rośnie" było specjalnie napisane wielką literą? (takie nawiązanie do Rose? xd)
Logika Melody mnie rozwala. To proste-pocałuj go! (Nie martw się Rose, ale mnie to też nie jest takie oczywiste :D) Od razu jak przeczytałam, co Mel założyła "na naukę gotowania", nasunął mi się ten sam komentarz co Rose ;)
Szkoda, że nie tańczyli dłużej na tej imprezie... Za to, co dla niego zrobiła, Malfoy powinien być jej wdzięczny do końca swiata! ;D (albo przynajmniej mógł ją pocałować xD)
"– Taki jestem ci wdzięczny, że mam ochotę cię wycałować.
Rose uznała, że odpowiedź „W takim razie, ja poproszę” będzie odrobinkę zbyt entuzjastyczna i tylko zaśmiała się niezręcznie."-No nie Rose, mogłaś tak odpowiedzieć ;D
Kurczę, już było za ładnie i coś musiało pójsć nie tak... mam nadzieję, że nie będzie żadnych nieprzyjemnych konsekwencji dla Scorpiusa z powodu tej bójki... Podoba mi sie, że łamiesz stereotypy i "czarne charaktery" (brakowało mi innego słowa :D) są z Gryffindoru czy Hufflepuffu.
Z niecierpliwośią czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny! ;)
~Arya
PS Przepraszam za trochę niespójny komentarz ;)
A ja uwielbiam RP twoje cudne, długie komentarze ;D powiem ci, ze Rośnie miało być z małej, przeoczyłem to xd a nawiązaniem do sytuacji, które wkurzylo Rose było to, że scorpius chciał wygasa ze uciekła prosto na jego kolana xd
UsuńA co do Mel to kto wie, może lubi ładnie wyglądać, kiedy stoi przy garach :D zwłaszcza gdy pewien gryf on patrzy xd
I milo mi ze zauważyłaś łamanie stereotypów; ) Sama jestem ślizgonka, musze brać złych bohaterów z innych domów hahah xd
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*
Miło mi, ze lubisz moje komentarze xD Ale co znaczy PR? (nie zawsze ogarniam internety :D)
UsuńPozdrawiam itd. ;)
~Arya
* RP :D
UsuńO Boże, wybacz, komentarz pisałam z pracy, gadając jednocześnie z klientem i potem wychodzi jak wychodzi xd zazwyczaj tez jak czytam rozdziały u innych ludzi to potem je komentuje również jak siedzę na słuchawce i moja autokorekta różne dziwactwa tam wciska :D zatem podsumowując: RP nie znaczy nic :D
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do Liebster Blog Award ;))
Wiem, że zapewne mnie nie kojarzysz, ale tak, jestem jedną z tych osób, które czytają, a nie komentuj.;D
+ Jeszcze nie skończyłam czytać Twojego bloga, więc bez spojlerów, proszę XD
Świetny rozdział, uwielbiam twój styl pisania i to jak kreujesz postacie Rose i Scorpiusa są tacy autentyczni i w ogóle to kocham Scora ☺!
OdpowiedzUsuńPoza tym to zakończenie wbiło mnie w krzesło! Czekam na nexta i dużo weny życzę.
Uuuuu jaka akcja na koniec :-o oczekiwałam jakiegoś małego buzi buzi a tu nic, ale i tak ciekawie ;-) ciekawe jakim zaklęciem Rose walnęła Scora i czy nakabluje na niego czy może zatuszuje całą sprawę ;-)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta i gorąco pozdrawiam :-D
Ann
Scor przesadził. Po pierwsze z tym,ze nic nie czuje w myślach dk źródeł,choc wyraźnie czuje. Po drugie z reakcja. A te dziecinne i łuskowate zaczepki. Faktycznie musi się troche hamować. Wiem,kto moze mu pomoc. Czekam rownież na Alody, mysle, ze to by zadziałało :p a co z ta ... eeee.... randka z Miranda? Nie pisałam tego wcZesniej, ale szczerze mówiąc, oczekiwałam,ze dłużej i dokładniej opiszesz ten konkurs, w końcu to wazne wydarzenie. Wydawało mi sie,ze ten bieg to bedzie pierwsza czesc czy cos,a okazało die,ze to koniec. Tutaj zas wydawało mi sie troche "spóźnione" to, ze Scor planował niecne zamiary wobec marca,przecież juz zostawili Beuxbatons za sobą :D
OdpowiedzUsuńMyślałam, że jak Rose i Scorpius wrócą do Hogwartu, będzie jakieś ciepłe powitanie tej dwójki. Hello! Wrócili z ważnego konkursu i zajęli drugie miejsce! Oklaski dla nich, to przecież nie konkurs klubu Glee, gdzie za takie konkursu obrywa się koktajlem! :D Tak... zabrakło mi tego troszeczkę^^
OdpowiedzUsuńI widzę Harold przekroczył granicę i spotyka się Carry, och... biedak nałożył na swoje barki sporego bagażu. Uważaj na Rose, Haroldzie! A może lepiej na na ojca dziewczyny. Heh... już sobie w myślach wyobrażam, jak Neville prawi mu kazania :P
I w końcu Melody i Albus wychodzą razem! Wspólne gotowanie, o tak, zaiste, to przecież nie randka, zważywszy na fakt, że Mel na to spotkanie ubiera się ładnie i do tego nakłada makijaż, heh xD Mam nadzieję, że tej dwójce się uda, naprawdę. Chcę szczęścia dla Albusa... i mam nadzieję, że czytając dalej będzie coś o nim więcej, bo trochę smutno mi, że tak na razie jest pomijany.
I dochodzimy do najważniejszego. Rose i Scorpius. Tak, scena pod dębem jedynie mocno zaowocowała ich uczucia. Mam nadzieję, że kiedyś... w końcu wyznają sobie, co czują - i odezwała się ta, która również stawia przeszkody dla Rose i scorpiusa, heh xD
Oj, nie ładnie tak prowokować Scorpiusa... Oj, nie ładnie. Samy prosili się o bijatykę. Ale dobrze, że w porę przybiegła Rose, bo nie wiadomo, co by się dalej potoczyło.
Może i masz rację, ale jednak chciałam żeby ten konkurs się bardziej kojarzył z takim nerdowskim wydarzeniem o którym mało kto wie, a nie żeby zapachnialo Turniejem Trojmagicznym. Tak jak u nas ktoś ze szkoły pójdzie na konkurs matematyczny Xd
UsuńMiejmy nadzieje, ze na kazaniach się to skończy! ;p
O Albusie później staram się pisać trochę więcej, więc myślę że będzie ci się podobało, choć oczywiście nie kradnie Scorose blasku reflektorów; D
To się porobiło. Zdecydowanie takiego zakończenia się nie spodziewałam. Już bardziej widziałam Malfoya, gadającego do siebie w lustrze i prawiącego swojej nieprzyzwoicie przystojnej osobie morały niż niewinnej bójki z jakimiś idiotami spod ciemnej gwiazdy. Ale, żeby się za bardzo nie rozpisywać, zaznaczę tylko, że czekam aż Scorpius z "wdzięczności" Rose wycałuje.
OdpowiedzUsuńSerdecznie ściskam (rozum to jako ściskanie ręki, nie lubię przytulania )
Vi
Miałam na myśli zrozum, oczywiście. Ten moment, gdy autokorekta rujnuje ci życie...
UsuńHahah, a jakie konkretnie morały miałby prawic swojej nieprzyzwoicie przystojnej osobie? :D
UsuńBrniesz przez te moje rozdziały jak szalona, a twoje komentarze wywołują banana na twarzy, dziękuje ci bardzo za wszystkie!
A autokorekta to taki mały sukinsynek, też mi nieraz rujnuje życie...
Też ściskam i też nie lubię przytulania :)
O matko, jak ten rozdział się skończył! :O Scorpius niepanujący nad gniewem to coś co mi się bardzo podoba! A było już tak blisko pocałunku i co teraz? Smutno mi :(
OdpowiedzUsuńNiestety to chyba ostatni rozdział, który dam radę przeczytać przed wyjazdem, więc wrócę za tydzień :/ (O ile w ogole wrócę, bo boję się wyjeżdżać) i bardzo źle mi z tego powodu, bo nie mogę się doczekać, co bedzie dalej!
Nie ma tak dobrze, perspektywa pocałunku musiała odlecieć w siną dal :D
UsuńI życzę ci udanego wyjazdu. Aż mnie zaintrygowało, dlaczego się boisz wyjeżdżać, mam nadzieję, ze wszystko będzie ok i wyjazd okaże sie na plus :)