–
Rose? – zagadnął Scorpius, zaglądając jej przez ramię, ciekaw, w co wsadza nos.
Notatki. Oczywiście.
Postanowił
zignorować jej niespotykane zaangażowanie i poczekał w milczeniu, aż zwróci na niego uwagę. Nie żeby uwaga Rose była mu jakoś
szczególnie potrzebna do życia. Absolutnie.
W
końcu podniosła głowę i odwróciła się w
jego kierunku, unosząc brwi.
–
Tak? – zapytała grzecznie. Miała jednak taki wyraz twarzy, że Scorpius szczerze
wątpił, jakoby miała ochotę usłyszeć jego pytanie, lecz nie potrafił się powstrzymać.
–
Czy możesz podać mi jakieś logiczne wytłumaczenie tego, że Darth Vader przegrał
walkę z Obi–Wanem? Skoro Anakin był najpotężniejszym Jedi, jaki się urodził i
miał tyle midichlorianów, to jaki sens
ma…
–
Och Mój Boże – przerwała mu Rose, bardzo
zirytowanym tonem. – Nie minął nawet dzień, odkąd to obejrzeliśmy, ale ja już
mam dość. Od momentu, w którym otworzyłam oczy, nie słyszę nic innego niż „Jak
Leia mogła pocałować swojego brata?”, „Czemu Obi Wan Kenobi, to taki złośliwy
kretyn?”, „Dlaczego Anakin i Laska ukrywali się na totalnie otwartej
przestrzeni?”, „O co chodzi z tymi warkoczami?” – wypluwała z siebie, marnie
naśladując głos Scorpiusa. – Przysięgam, że jeśli usłyszę jeszcze jedno
kretyńskie pytanie, wyrwę sobie rękę i wsadzę ci ją głęboko do gardła! I bądź
pewny, że dopilnuję, abyś nigdy w życiu nie obejrzał już żadnego filmu! –
Zrobiła krótką przerwę na kilka głębokich oddechów. Scorpius nie mógł oderwać
wzroku, od tego rozwścieczonego cudu. – I wyrzuć słowo „midichloriany” ze
swojej głowy! Wiem, ze Vader jest ekstra, ale bycie super potężnym, wcale nie
wyklucza bycia idiotą! I tak właśnie został pokonany! Jak cholerny Voldemort! –
zakończyła efektownie, powodując, że kilka głów odwróciło się w jej stronę ze
zgrozą. Byli na głównym dziedzińcu Beauxbatons, gdzie zebrała się prawie cała
szkoła. Harry Potter od lat próbował oduczyć ludzi obawy przed wymawianiem tego
imienia, ale nawet w Wielkiej Brytanii jego sukces był minimalny, więc Scorpius
nie był zdziwiony, że do Francji jego mądrości nawet nie dotarły.
–
Widzę, że ktoś jest dzisiaj w dobrym humorze – zakpił Scorpius. Rose odwróciła się gwałtownie, żeby pokazać, jaka jest
zirytowana. Szybko powstrzymał się od powąchania jej włosów, gdy musnęły go po
twarzy – Bo tak robią seryjni mordercy i psychopaci Malfoy, chyba nie chcesz
wyjść na kogoś takiego? Nawet w swojej własnej głowie?
Jeden mały niuszek…
Zastanów
się nad sobą, kretynie.
–
Zaraz piszemy pierwszy etap prestiżowego konkursu, a ty oczekujesz ode mnie, że
będę ci wyjaśniać zawiłości „Gwiezdnych Wojen” – warknęła Rose. – Jak miałabym
być w dobrym humorze, w takim stresie?
Scorpius
przyjrzał się jej, mając nadzieję, że jego zdziwienie jest dobrze skrywane.
Wyglądała świetnie, gdy była wściekła, ale nie chciał przekroczyć niewidzialnej
granicy i sprawić, że rzeczywiście wepchnie mu coś do gardła.
Jej
zaangażowanie w ten konkurs nieustannie go zaskakiwało. Rose zawsze miała
świetne stopnie na swoich ulubionych przedmiotach i przyzwoite na tych, za którymi nie przepadała (z wyjątkiem dawno zakończonej
Historii Magii, ale kto by się tym przejmował), jednak nigdy nie opanował ją
naukowy szał jej słynnej matki. Widywał Rose przy książkach z tych przedmiotów,
które lubiła, bo najwyraźniej czytanie o nich sprawiało jej przyjemność. Jednak
nigdy nie spotkał jej przy podręczniku do Starożytnych Run czy Numerologii, a
do tego nie był pewien, jak wyglądałaby jej skrupulatność w oddawaniu prac
domowych, gdyby nie te wszystkie, wrzeszczące organizery Melody i jej potrzeba
kontrolowania wszystkiego dookoła. W tym terminów wypracowań Rose. A jednak
wszystko jakoś jej wychodziło. Scorpius nigdy by się nie przyznał na głos, jak
bardzo kręci go jej inteligencja i umiejętność zapamiętywania wszystkiego co
kiedykolwiek usłyszała, w tym bezużytecznych informacji z lekcji.
Miało
to też swoje minusy. Kłótnie z Rose nie
były bezpieczne. Będziesz zły, wykrzyczysz coś, czego nie miałeś na myśli, a
ona cztery lata później, przy innej kłótni wrzaśnie „Ale przecież w dwa tysiące
dziewiętnastym roku, powiedziałeś, że…”
Biorąc
pod uwagę jej w miarę odpowiedzialny, lecz nie-obsesyjny stosunek do edukacji,
Scorpius nie mógł się nadziwić temu, co
miało miejsce od kilku tygodniu. Nigdy, przez siedem wspólnych lat, nie widział
jej przy podręcznikach tak często, jak w trakcie przygotowań do konkursu. Nie
żeby narzekał. Czas spędzony z podręcznikami, automatycznie stawał się czasem
spędzonym ze Scorpiusem. Ale to było dziwne.
–
Mogę spytać – zaczął ostrożnie, odwracając ją delikatnie w swoją stronę. –
Dlaczego tak bardzo się przejmujesz tym konkursem? Nie obraź się, ale to nowe,
kujońskie usposobienie nie bardzo do ciebie pasuje.
Spojrzała
na niego z oburzeniem, spod wachlarza czarnych rzęs.
–
Nie czujesz tej całej presji, którą
wszyscy nas obciążyli? – zapytała zdziwiona. – Profesor Palmer spędziła cały
drugi lot, opowiadając nam, jak Hogwart na nas liczy, kilkukrotnie
przypominała, co możemy osiągnąć, jeśli wygramy. Konkurs jest bardzo trudny. A
do tego wszystkiego jeszcze moja matka… – Ostatnie trzy słowa wymamrotała pod nosem
tak cicho, że Scorpius ledwo je zrozumiał.
–
Co z twoją matką? – zapytał ostrożnie.
–
Och, no wiesz. – Wzruszyła ramionami. – Największy geniusz intelektualny swoich
czasów, miliony wyzwolonych skrzatów,
nowelizacja mnóstwa ustaw, pewna kandydatka na nowego Ministra Magii… Takie
tam. – Spuściła głowę. – Jest taka podekscytowana tym konkursem… Ale nie pytaj
mnie o to. Wiem, że wyglądam jak Wielka Kałamarnica, ale ogarnę się, kiedy już
będzie po wszystkim.
Scorpius
nie mógł uwierzyć, że takie pierdoły pozwoliły jej w siebie zwątpić. Był
pewien, że presja jej matki była niczym, w porównaniu do jego stukniętego ojca, Draco
‘Przeleję-Wszystkie-Swoje-Niespełnione-Ambicje-Na-Syna’ Malfoya.
–
Popatrz na mnie Rose. – Chwycił podbródek
dziewczyny, nie bardzo zdając sobie sprawę, z tego co robi i uniósł jej głowę,
tak, że mógł zajrzeć jej w oczy. – Nie widzę tu żadnej Kałamarnicy. – I tu
postaw kropkę. Przestań mówić, przestań mówić, o litościwy Merlinie, przestań
mówić… – Olśniewająca jak zawsze.
Pieprz
się, mózgu.
Rose
wpatrywała się w niego, a w brązowych oczach malowało się zdziwienie.
Zarumieniła się. Scorpius puścił brodę, zanim wpadło jej do głowy, żeby dać mu
w twarz.
–
Wyluzuj się – powiedział, zadowolony z faktu, że jego głos brzmi normalnie.
Uśmiechnął się do niej lekko. – Twoja matka na pewno jest w siódmym niebie, bo
w ogóle zaproszono cię na taki konkurs. A Palmer jest nami zachwycona, musi mówić te wszystkie rzeczy. Ale robi to, żeby nas
zmotywować, a nie nastraszyć, wariatko.
Wyprzedzając
jego najśmielsze oczekiwania, twarz Rose pojaśniała w uśmiechu. A potem go
przytuliła.
Scorpius
nigdy nie widział, żeby obejmowała kogokolwiek, poza rodzicami, Albusem czy
Melody. A już na pewno nigdy się nie spodziewał, że obejmie jego.
Delikatnie
odwzajemnił jej uścisk, jakby obawiał się, że ją spłoszy. Jego myśli nieco
ześwirowały, kiedy otoczył ramionami jej drobne ciało. Dlaczego wącha jej
włosy? Malfoy, czyś ty powąchał jej włosy?
Skończyło
się, równie szybko, jak się zaczęło. Rose
odsunęła się od niego, wyglądając jakby sama była zaskoczona swoim
‘Zupełnie-Nie-W-Stylu-Rose-Weasley’ posunięciem.
–
Masz racje – powiedziała, uśmiechając się do niego szeroko. – Rozwalimy ich.
–
Zapraszam wszystkich uczestników do Sali
numer dziewięć! – krzyknęła blondwłosa kobieta, która właśnie pojawiła się na
balkonie.
Wszystkie
pary posłusznie skierowały się do odpowiedniego korytarza. Scorpius kątem oka
zauważył, że poznany wczoraj Marco posłał Rose zachęcający uśmiech. Dziewczynie
jakimś cudem udało się go odwzajemnić, ale nie dosięgnął jej oczu, w których malowało się zmieszanie. Pokręcił głową z
rozbawieniem. Jak ona sobie radziła, kiedy musiała kupić coś w sklepie?
–
Te francuskie zołzy się w ciebie wpatrują – powiedziała nagle Rose. Scorpius,
który od wczorajszej uczty nie poświęcił
nawet jednej myśli swoim nowym koleżankom, potrzebował chwili, żeby zrozumieć o
czym mówi. Przeleciał wzrokiem po tłumie i dostrzegł dwie, ładne dziewczyny, z
którymi prowadził ożywioną dyskusję, podczas powitalnej kolacji. Wpatrywały się
w niego dość natarczywie i pomachały energicznie, gdy na nie zerknął.
–
Oczywiście, że tak. Jestem nieprzyzwoicie atrakcyjny – odparł Scorpius, zanim
zdążył ugryźć się w język. Chciał powiedzieć jej, ze tylko żartował. Nie miał
jednak czasu tego naprawić, bo właśnie weszli do dużej klasy.
W
pomieszczeniu rozstawiono w równej odległości od siebie kilka stołów. Przy każdym były dwa krzesła, a na blacie stały
tabliczki z nazwą szkoły. Scorpius i Rose zajęli swoje miejsca. Madame Maxime
zaczęła krążyć wokół uczestników, machając z gracją różdżką, rzucając obok
każdej pary jedno zaklęcie. Ta sama czarownika, która wezwała ich do Sali,
zaczęła wyjaśniać im zasady pierwszego zadania.
–
Pani dyrektor właśnie rzuca na wasze stanowiska zaklęcia, dzięki którym nie będziemy w stanie was usłyszeć – wyjaśniła,
stając z przodu klasy. – Nie musicie więc rozmawiać ściszonymi głosami, ani
przejmować się tym, że ktoś was podsłucha i ukradnie wasze odpowiedzi. Na każdą
parę przypada jeden arkusz, który ma zostać wspólnie wypełniony. Działajcie
zespołowo, a na pewno wszystkim pójdzie dobrze. Czy są jakieś pytania? –
Rozejrzała się po klasie. – Wspaniale. Zatem, połamania piór!
***
Drugie
zadanie, które odbyło się następnego dnia, nie wymagało tak zażyłej pracy
zespołowej. Uczestnik musiał przebiec tor, który zawierał pułapki w postaci przedmiotów i różnych stworzeń. Każdą
kolejną rzecz na swojej drodze należało transmutować w pierwotną postać
poprzedniej przeszkody. Tory ustawione były na błoniach zamku. Rose strasznie
spanikowała, kiedy tylko usłyszała sformułowanie „Bieg z przeszkodami”, bo
bieganie (ani, jeśli już o tym mówimy, jakakolwiek forma wysiłku fizycznego),
nie było, delikatnie mówiąc, jej mocną stroną. Gdzieś przy słowie „start” z jej
głowy uleciała cała umiejętność koncentracji i logicznego myślenia. Niezdarnie
pokonała długi, wyznaczony dla niej pas, a rzeczy, które transmutowała, powoli
mieszały jej się w głowie. Kilka razy nie umiała sobie przypomnieć, co było
wcześniej.
Zażenowana,
dołączyła do reszty uczestników. Miała
nadzieję, że pozostali nie byli perfekcyjni na swoich torach. Nie mogła ich
oglądać, ponieważ wszyscy biegli równocześnie, a każdy miał przydzielonych
dwóch sędziów.
–
Nasze punkty się sumują? – zapytała, stając obok Scorpiusa, wciąż nieco
zdyszana. Oddech Scorpiusa nie był nawet trochę przyspieszony, wiec
podejrzewała, że albo skończył swoje zadanie wieki przed nią, albo po prostu
małe bieganko nie robiło na nim wrażenia. Obie wersje były prawdopodobne.
–
Tak – przytaknął chłopak. – Startujemy jako drużyna, więc nawet jeśli jury
zdecyduje, że poszło mi beznadziejnie, jest szansa, że twój, z pewnością spektakularny bieg, nas uratuje.
Rose
zarumieniła się (cholerne geny Weasleyów). Postanowiła, że na razie
nie zwierzy się Scorpiusowi ze swojej porażki. Wieczorem będzie ogłoszenie
wyników. Pozwoli mu do tej pory żyć w nadziei.
Z
drugiej strony, może nie poszło jej aż tak źle? Była dość powolna, ale to
przecież nie zawody sportowe. No i nieco zaszwankowała jej pamięć, jednak,
kiedy już wszystko układało się w jej głowie, zaklęcia były rzucone
perfekcyjnie. Kto wie, może Scorpiusowi jakoś udało się naprawić jej błędy.
–
Co teraz mamy robić? – zapytała Rose, gdy tłumy powoli zaczynały się
rozchodzić, po zakończeniu zadania. Wyniki miały być ogłoszone na wieczornej
uczcie pożegnalnej.
– Cóż… Wydaje mi się, że skoro nie nakazali nam niczego
konkretnego, mamy czas wolny. – Zrobił
krótką przerwę i przejechał dłonią po włosach. – To piękne ogrody. Ja planuję
skoczyć po książkę do dormitorium i poczytać pod jakimś drzewem. – Zerknął na
nią niepewnie, ale Rose nie mogła nazwać pozostałych emocji w jego oczach. Jak
zwykle. – Masz może ochotę do mnie dołączyć?
Rose
szybko pokręciła przecząco głową. Przez ostatni miesiąc spędzała z nim prawie
każde popołudnie, na wspólnej nauce do
konkursu, a odkąd wylecieli, towarzyszył jej niemal przez cały czas. Lubiła
kiedy był w pobliżu, ale starała się trochę to uczucie zminimalizować, bo nikt
ani nic na świecie nie rozpraszało jej bardziej niż Scorpius Malfoy. Ciężko
było prowadzić rozmowę, kiedy ciągle oglądało się jego mięśnie, napinające się
lekko pod cienką warstwą ubrania, lub kiedy jej myśli krążyły wokół różnych
niebezpiecznych tematów. Wszystkich związanych z całowaniem.
– Pójdę na podwieczorek – zadecydowała. – Zgłodniałam od
tego biegu.
Razem
poszli do swojego tymczasowego dormitorium. Scorpius zabrał książkę i skierował
się na błonia, a Rose, w swojej
sypialni, zdjęła nieatrakcyjny kostium konkursowy, składający się z czerwonych
dresowych spodni, koszulki i bluzy. Ubrała czarną bluzeczkę, spódnicę i zakolanówki.
W
rzeczywistości nie była szczególnie
głodna, ale zdecydowała, że może zajrzeć do Komnaty Jadalnej i chociaż wypić
herbatę. Nie była pewna, czy powinna oszczędzać miejsce w żołądku, na wspaniałą
ucztę wieczorem, ponieważ kuchnia francuska nadal nie wkradła się w jej łaski.
Siedziała
właśnie przy jednym ze stołów, tak bardzo
oddalona od pozostałych uczniów, jak tylko się dało. Nie zauważyła z ich strony
żadnych potępiających lub kpiących spojrzeń, wiec może jednak nie poszło jej aż
tak tragicznie, jak sobie wyobrażała. Jeśli zrobiłaby z siebie aż taką idiotkę
i rzeczywiście poszłoby jej najgorzej ze wszystkich, na pewno wyczytałaby to w
twarzach uczniów. Jednak oni wydawali się w ogóle nie zdawać sobie sprawy z jej
istnienia.
Po
jej prawej stronie usiadł Marco.
–
Witaj, Rosie Weasley – powiedział. Rose uśmiechnęła się niezręcznie, usiłując
przełknąć gorącą herbatę. Dlaczego ten chłopak upierał się przy zwracaniu się
do niej pełnym imieniem i nazwiskiem? A właściwie nie imieniem, tylko tym
cholernym „Rosie”, które od urodzenia
usiłowała wszystkim wybić z głów. Dobrze, że rodzice nie nadali jej żadnego
drugiego imienia. Uśmiechnęła się szerzej, tym razem naturalnie, na wspomnienie
tego, jakiego świra dostawał Scorpius, gdy ktoś zwracał się do niego Hyperion.
Jego rodzice musieli go nienawidzić.
–
Cześć, Marco – odparła ostrożnie, gdy już uporała się z herbatą.
–
Posłuchaj, wiem, że wczoraj trochę cię przestraszyłem, tym śmiałym komplementem
– powiedział beztrosko, machając dłonią, jakby chciał podkreślić, że to nic
takiego. – Wybacz mi. Po prostu my, Hiszpanie, jesteśmy bardzo bezpośredni.
–
Nie szkodzi – mruknęła Rose, chociaż nadal czuła się bardzo dziwnie w jego obecności.
Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wziął tost z jej talerza,
ugryzł i odłożył z powrotem. Zupełnie jakby codziennie wyjadali sobie z talerzy
i nie było to nic nadzwyczajnego.
Rose
wpatrywała się w niego bez słowa. Była nieco przewrażliwiona, jeśli w grę
wchodziło JEJ jedzenie.
–
Wiesz, możesz sobie wziąć tę grzankę – powiedziała i podała mu ją, patrząc na
niego wyczekująco. Marco wydawał się nieco zaskoczony, ale w jej głosie nie
było słychać wrogości, wiec wziął kromkę z uśmiechem.
–
Chodzi o to, Rosie Weasley – zaczął znowu – że bardzo mi się podobasz. Chciałem
z tobą o tym porozmawiać.
– W
ogóle mnie nie znasz – odrzekła, unosząc
brwi.
– Cóż, czas najwyższy, żeby to zmienić. – Mrugnął do
niej.
Cholerny
skurczybyk do niej mrugnął.
–
Mieszkam w Anglii – przypomniała. Miała wrażenie, jakby chwytała się pierwszych
lepszych argumentów podczas kłótni.
–
Mam dla ciebie niespodziankę. Przeprowadzam się do Londynu, gdy tylko skończę
szkołę. – Jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Rose obawiała się, że
niedługo sięgnie jego uszu.
Mam
dla ciebie niespodziankę? Jakby znali się od miesięcy, a on przyszedł do niej z
jakimiś fantastycznymi wieściami. Nie podobało jej się to.
Na
litość Boską, Rose. Jak ty kiedykolwiek znajdziesz miłość swojego życia, skoro
przy każdej z nielicznych prób
flirtu w twoją stronę, zachowujesz się, jakbyś była na wojnie, albo jakby ktoś
cię napastował…
–
Hmm, zostało jeszcze dużo czasu do wakacji – stwierdziła Rose i spojrzała w
talerz, kontemplując swoją życiową nieporadność.
– A
ja, odpowiednio wcześnie, usiłuję zaklepać sobie miejsce w twoim sercu. Albo
chociaż w myślach. Skoro tak cię przestraszył mój wczorajszy komplement, na razie zostawmy serce w spokoju.
Marco
umieścił palec pod brodą Rose i uniósł jej
głowę, zmuszając ją, żeby na niego spojrzała. Dziewczyna poczuła jak żołądek
podchodzi jej do gardła, tak bardzo była przerażona tym obrotem wydarzeń. Co
było dość zabawne, jeśli weźmie się pod uwagę, że kiedy Scorpius zrobił wczoraj
coś podobnego, ledwo utrzymała się na nogach. I nie miało to absolutnie nic
wspólnego z przerażeniem.
–
Och nie – powiedział Marco, widząc jej minę. – Powinienem się domyślić. Masz
chłopaka, tak? Ty i Scorpius jesteście parą?
–
Tak! – wykrzyknęła Rose, nieco zbyt entuzjastycznie. Chłopak uniósł brwi. Cóż, nie mogła nic poradzić na swoją
ekscytację. Facet sam podsuwał jej koła ratunkowe. Odchrząknęła. – Tak.
–
Nie wydawaliście się szczególnie
zakochani, więc się nie domyśliłem – powiedział szybko Marco. – To znaczy, może
Scorpius zachow…
–
Och, jesteśmy turbo-zakochani – przerwała mu Rose. Turbo-zakochani? Czy
ktokolwiek, kiedykolwiek na tej planecie użył takiego sformułowania?
–
Jeśli coś by się zmieniło – powiedział Marco, wstając – wyślij mi sowę w
wakacje. – Mrugnął do niej. Cholerny skurczybyk znowu do niej mrugnął.
Jakieś
trzy godziny później, Rose wyszła na
błonia, poszukać Scorpiusa. Po jakimś czasie, który spędziła gubiąc się wśród
ogromnej ilości kwiatów i krzewów, namierzyła go. Siedział pod dużym,
rozłożystym dębem, z książką na kolanach. Kiedy dzieliło ich już tylko kilka
metrów, Rose dostrzegła w oddali plamkę, która do niej machała. Wiedziała, że
to Marco. Któż inny by do niej machał, skoro od przyjazdu z nikim nie zamieniła
słowa?
Szybko
pokonała niewielki labirynt kolorowych kwiatów
i dobiegła do blondyna. Zdążył tylko ponieść głowę, kiedy Rose przerzuciła nogę
przez jego kolana i usiadła mu udach.
–
Co…? – sapnął Scorpius, odruchowo kładąc dłonie na jej talii. Rose spojrzała w
jego oczy, choć raz mogąc rozpoznać, co się w nich maluje. Była to najczystsza
postać szoku.
–
Udawaj, że mnie całujesz – szepnęła Rose, przybliżając usta do jego skóry, tuż obok jego warg.
–
Co proszę? – odszepnął Scorpius.
–
Powiedziałam Marco, że jesteś moim chłopakiem, żeby się odczepił. A on
powiedział, że nie wyglądamy na zakochanych. Więc, proszę, wyglądaj na
zakochanego, przez pięć cholernych minut!
Scorpius
uśmiechnął się lekko, sprawiając, że jego usta prawie musnęły jej. Rose
poczuła, że kręci jej się w głowie. Nagle zrobiła się bardzo świadoma obecności
rąk chłopaka, obejmujących jej talię.
Pocałował
delikatnie policzek Rose, a jego nos muskał jej skórę. Wyczuła, jak szybko wali mu serce, jakby
próbowało dogonić szaleńczą gonitwę jej własnego. Położyła mu dłonie na
ramionach i wdychała korzenny zapach jego perfum. Bardzo chciała przekręcić
głowę o te kilka centymetrów i całować go, aż do momentu, gdy już nie będzie w
stanie oddychać. Nie to, żeby teraz oddychanie wychodziło jej szczególnie
dobrze. Zorientowała się, że ma zamknięte oczy, wiec natychmiast je otworzyła.
Powieki Scorpiusa również były przymknięte. Zerknęła na krajobraz rozciągający
się za drzewem. Marco był coraz bliżej i już z pewnością mógł ich zobaczyć.
–
Zaraz tu będzie – powiedziała Rose, przeklinając drżenie w swoim głowie. –
Myślisz, że to wygląda realistycznie?
Usta
Scorpiusa zjechały na jej żuchwę. Jego oddech na skórze doprowadzał ją do szaleństwa.
–
Cieszę się, że pytasz – mruknął Scorpius. Rose miała wrażenie, że do chłopaka
nie do końca docierają jej słowa, ale nie miała czasu, żeby się nad tym
zastanowić. Przyciągnął ją bliżej siebie, tak, że teraz była przyciśnięta do
jego twardego torsu.
Po
chwili już nie dotykał ustami jej twarzy, tylko całował jej szyję. Nie cmokał,
nie muskał – całował. Rose przygryzła wargę, żeby powstrzymać
westchnienie, które rozpaczliwie
usiłowało wyrwać się z jej gardła. Jedną rękę zaplątał w jej włosach, ale Rose
jakoś nie była w stanie przejąć się faktem, że rozwalał jej kucyka. Jego druga
dłoń lekko zacisnęła się na jej udzie (nikt nie pamiętał, jak się tam
znalazła), a kiedy dziewczyna poczuła jak same końce palców chłopaka wsunęły
się minimalnie pod spódnicę, kompletnie zapomniała o bożym świecie i odchyliła
głowę do tyłu, dając mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Jego
wargi powędrowały z powrotem w górę i
kiedy centymetry dzieliły ich od pocałunku, usłyszeli nad sobą chrząknięcie.
Rose
szybko odepchnęła od siebie Scorpiusa, a on powoli wyplątał dłoń z jej włosów i oparł się na nadgarstkach o trawę. Zauważyła, że
oczy ma ciemniejsze niż zazwyczaj i dziwnie zamglone. Spojrzał na Marco
nieobecnym wzrokiem.
–
Cześć Marco – Rose nieco szybciej odzyskała rezon. Niechętnie wstała z kolan
blondyna. Nogi lekko pod nią dygotała. – O co chodzi?
Marco
znowu odchrząknął i jakby skurczył się w sobie, pod wyjątkowo wrogim
spojrzeniem Scorpiusa.
–
Chciałem tylko upewnić się, że wiecie która
godzina, gołąbeczki – powiedział brunet, uśmiechając się niepewnie. – Za
dziesięć minut zaczyna się uczta i ogłoszenie wyników.
–
Dzięki, że pofatygowałeś się taki kawał drogi, tylko po to, żeby o nas zadbać –
powiedział Scorpius ironicznie i ruszył w stronę zamku, łapiąc Rose za rękę.
Przeszli
przez ogrody w niezręcznej ciszy. Marco był skrępowany tym, że im przerwał
słodkie sam-na-sam, Rose nie miała pojęcia co mogłaby powiedzieć, a Scorpius
wydawał się nie widzieć takiej potrzeby.
Kiedy
weszli do zamku, Marco odetchnął z ulgą, gdy napotkał grupę swoich przyjaciół i szybko oddalił się w ich kierunku. Rose odniosła
wrażenie, że chyba odechciało mu się tych planowanych romansów z jej osobą. Nie
narzekała.
–
Scorpius? – zaczęła. Spojrzał na nią, a jego srebrne oczy znów były niemożliwe do odczytania, ale uśmiechał się do
niej. – Dzięki za to. No wiesz. Pod drzewem – mruknęła, spuszczając głowę. –
Dobrze mieć cię pod ręką w kryzysowej sytuacji.
–
Od czego są przyjaciele. – Wzruszył ramionami. Rose uśmiechnęła się. Nie
sądziła, że są przyjaciółmi. Zawsze
wydawało się jej, że Scorpius przystał na towarzystwo jej, Melody czy Harolda,
ze względu na to, że przyjaźnił się z Albusem. Myślała, że byli znajomymi.
Przyjaźń blondyna nie była jednak czymś, czego by sobie nie życzyła.
–
Przyznasz jednak, że sytuacja była dość nietuzinkowa – powiedziała niechętnie.
– Nie sądzę, żeby podręcznikowa definicja „przyjaciela”, wymagała od niego tego
typu poświęceń.
–
Masz racje – powiedział Scorpius i przewrócił
oczami, zajmując wolne miejsce przy stole, kiedy dotarli do Komnaty Jadalnej. –
Piękna dziewczyna rzuca się na mnie i prosi, żebym ją całował. Jestem tak
wściekły, że chyba zaraz cię zabiję. – Spojrzał jej w oczy, opierając policzek
na dłoni, gdy położył łokieć na stole. Teatralnie udał znudzenie, ale jego oczy
śmiały się do Rose. – Po prostu rozpiera mnie furia.
Rose
zachichotała mimowolnie. Chciała mu grzecznie podziękować, a on obracał
wszystko w niezły żart. Poczuła się też trochę urażona, że najwyraźniej dla
niego nie było to tak zapierające dech w piersi przeżycie, skoro mógł tak niedbale o tym rozmawiać. Ona czuła, jak serce
jej przyspiesza, na samo wspomnienie jego dłoni na swoim ciele.
–
Nie powiedziałam, że masz mnie całować – przypomniała mu Rose. – Powiedziałam,
że masz udawać.
– I
tak też zrobiłem – oburzył się chłopak. – Technicznie rzecz biorąc, nie
pocałowałem cię. Dałem radę być fenomenalnym aktorem, jednocześnie trzymając
się, bardzo szczegółowo, twojej prośby.
–
Zgoda – przyznała Rose. – Technicznie rzecz biorąc, całowania nie było.
– Jakby na zaprzeczenie tych słów, nagle
zrobiło jej się bardzo gorąco w szyję. Czy jest jakaś szansa, że ma malinkę? Rose
zamarła na samą myśl, że ona tu sobie swobodnie rozmawia o całowaniu, a na jej
szyi dowód świeci jak reflektor. Błagam, niech nie będzie malinki.
–
Rany, dzięki Merlinowi, że nasz poczciwy Marco pojawił się w porę – powiedział
Scorpius, z diabolicznym uśmiechem. – Kto wie, co by się stało? Może jednak
faktycznie, byłbym zmuszony cię pocałować. – Niebezpieczne błyski w jego
srebrnych oczach sprawiły, że Rose znowu poczuła jakieś tęskne łaskotki w
brzuchu.
–
Proszę wszystkich o powstanie! – zawołała kobieta, która przemawiała do nich przed każdym zadaniem. Rose
nagle dopasowała jej twarz do kilku zdjęć, które widziała w artykułach
„Proroka” i przypomniała sobie, że blondwłosa wiedźma była francuskim Ministrem
Magii. To by wyjaśniało jej świetny angielski. – Pragnę pogratulować wszystkim
uczestnikom, którzy spisali się wprost…
Przez
kilka minut przemawiała w tym podniosłym tonie, po czym otworzyła kopertę,
przekazaną jej przez jurorów i zaczęła
odczytywać od końca, które miejsca zajęły poszczególne pary. Była przy miejscu
trzecim i nadal nie wymieniła Rose i Scorpiusa. Rudowłosa kątem oka zobaczyła,
że chłopak uśmiecha się szeroko.
–
Miejsce drugie: Rose Weasley i Scorpius Malfoy ze Szkoły Magii i Czarodziejstwa
Hogwart. – Sala wybuchła kolejną salwą oklasków. Zanim Rose zdążyła się zorientować w sytuacji, Scorpius objął ją w
tali, a jej stopy oderwały się od podłogi. Chłopak okręcił ją radośnie w
powietrzu i postawił ją na ziemi.
–
Co ty robisz? – wydyszała Rose, kiedy już udało jej się złapać oddech.
– Nie
wychodzę z roli. – Scorpius uśmiechnął się do niej zaczepnie. – Coś, nad czym
powinnaś popracować.
– …
Miejsce pierwsze: Athénaïse Hugo oraz Fabien Vigier z Akademii Magii
Beauxbatons! – zakończyła Minister. Sala wybuchła tak gromkim aplauzem, że
dźwięk przypominał drogi pokaz fajerwerków.
Rose
odczuła lekkie ukłucie rozczarowania, gdy dowiedziała się, że jednak zajęli
drugie miejsce, ale po swoim, w najlepszym razie średnim, biegu, nie
spodziewała się niczego lepszego. Pozycja na podium w tak prestiżowych zawodach
tak czy siak gwarantowała jej ominięcie niektórych kolejek przy rozmowach kwalifikacyjnych, fantastyczne referencje,
dumę Hermiony i zwolnienie z owutema z Trasmutacji.
Przywołani
przez Madame Maxime laureaci trzech pierwszych miejsc ruszyli środkiem Sali, w
kierunku podium. Dyrektorka trzymała sześć medali.
–
Jak byłem mały to uzbierałem trzymiesięczne kieszonkowe i wymknąłem się z domu,
na finał jakichś mugolskich zawodów w
piłce nożnej – powiedział Scorpius, tuż przy jej uchu. Nie kłopotał się
ściszaniem głosu do szeptu, bo przy niesłabnącym aplauzie i tak miała problemy
z usłyszeniem jego słów. – Widziałem, jak przegrana drużyna, z grobową miną
daje ubrać sobie medale, a potem natychmiast zrywali je z szyi. Niektórzy w
ogóle nie pozwolili ich tam powiesić. Czy my też powinniśmy tak zrobić?
–
Nie – powiedziała szybko Rose i rzuciła mu nerwowe spojrzenie. Byli już prawie
przy podium. – Niektórzy mugole, to
straszne buraki.
______________________________
Tyle na dzisiaj ode mnie ^^ Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Tym
razem wyrobiłam się o wiele szybciej niż ostatnio, wiec przyznam, że jestem z
siebie zadowolona :p Po prawej stronie wrzuciłam małą ankietę. Zależy mi, żeby
nie–komentujący dali mi o tym znać, żebym mogła się jakos orientować w tym, ile
osób tu zagląda :P Mam szczerą
nadzieję, ze udało mi się zaciekawić was dalszymi losami Rosie. Co myślicie o
technicznie-nie-pocałunku? Bo ja miałam wielką frajdę pisząc tę scenę :D Dajcie
znać, co myślicie!
Mam nadzieję, że następny rozdział również uda mi się napisać w miarę szybko :) Dziękuję
za opinie pod poprzednim rozdziałem! Nawet nie wiecie, jak się serducho cieszy,
przy czytaniu.
Pozdrawiam ;*
LUBIĘ KOMENTARZE :D
yy co tu dużo pisać... BOMBA! Scena pod drzewem jest świetna, przeczytałam ja chyba z 10 razy. Nie jest ani trochę przesadzona, po prostu idealna. A Rose i jej życiowa nieporadność przypomina mi mnie ;-)
OdpowiedzUsuńTo co prawda mój pierwszy komentarz tutaj (bo dopiero tu trafiłam), ale mam pewność, że nie ostatni :-)
Pozdrawiam i czekam na następny rozdział ( oby jak najszybciej) :-D
Ann
Cieszę się, że ci sie podoba :D A życiową niezręczność Rose wzoruję trochę na swojej, wiec piona! :p
UsuńDziękuję za komentarz ;*
M.E.G.A!!! Tylko gdzieś w tekście zauważyłam maleńki błąd. Jak chcesz to przejrzyj rozzial jeszcze raz. Nie pamiętam co było źle a już muszę kończyć więc nie dam rady sprawdzić. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńLunatyczka (www.lilypoter.blogspot.com)😘
Nadrobiłam wszystko - tylko, nim zapomnę, taka mała uwaga - nie masz uzupełnionego spisu treści i trochę ciężko się manewrowało w rozdziałach :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że odwiedziłaś WD i, że Ci się spodobało. Mam nadzieję, że zagościsz na stałe :)
Wątek z Gwiezdnymi Wojnami totalnie mnie rozwalił i to ich przekomarzanie się - są wtedy tacy uroczy! Podoba mi się jak zbudowałaś postać Rose - jest odważna, z pazurem i ma swoje zdanie - to jest świetne. A Scorpius ma chyba wszystko ze swojego ojca! :D Ale mimo wszystko fajnie do siebie pasują i myślałam, że będą buziaczki... i były, tylko wtedy, kiedy się nie spodziewałam! I widzę, że Scorpius ma konkurenta do serca Rose (ale i tak da radę, a może nie?) - jestem ciekawa, co z tego wyjdzie, czy Marco faktycznie uwierzy, że są razem, czy wykryje niecny podstęp! Mam nadzieję, że dowiem się niebawem.
Pozdrawiam gorąco!
_______
Dev
O kurcze, dziekuje ze zwróciłas uwagę na ten spis treści, całkiem o tym zapomniałam, hahah; D ciesze się ze podobały ci się Wojny i przekomarzanki a także że podoba ci się Rose. Musze przyznać ze z czasem ja sama coraz bardziej ja lubię :) a buziaczkow "technicznie rzecz biorąc" nie było! :D a czy da rade czy nie to nie zdradze,czytać trzeba ^^ dziękuję za komentarz i pozdrawiam ;*
UsuńSuper rozdział! Chyba jeden z najlepszych!
OdpowiedzUsuń"Nie żeby uwaga Rose była mu jakoś szczególnie potrzebna do życia. Absolutnie."- edy przeczytałam te zdania, już wiedziałam, że będzie ciekawie :D Nie wiem, czy już wspominałam, ale uwielbiam twój styl pisania! Oddajesz wszystko w taki żywy sposób, z wielkim poczuciem humoru. Kiedy czytam twoje opowiadania, prawie cały czas mam banana na twarzy xD
Ach, te rozkminy Malfoya nad Gwiezdnymi Wojnami! <3
Walka z myślami Scorpiusa i ta akcja z wąchaniem też mnie powaliła xD
"– Oczywiście, że tak. Jestem nieprzyzwoicie atrakcyjny"-typowy Malfoy :D
Marco mnie wkurza. Przystawia się do Rose i jest zdecydowanie zbyt nachalny i bezpośredni.
Pomysł z udawaniem zakochanych jest świetny! Scorose razem! Po prostu spełnienie marzeń <3
"– Och, jesteśmy turbo-zakochani –przerwała mu Rose. Turbo-zakochani? Czy ktokolwiek, kiedykolwiek na tej planecie użył takiego sformułowania?
– Jeśli coś by się zmieniło – powiedział Marco, wstając – wyślij mi sowę w wakacje. – Mrugnął do niej. Cholerny skurczybyk znowu do niej mrugnął."-ten fragment też jest super! Świetnie i przekomicznie oddaje niechęć Rose do jakichkolwiek kontaktów społecznych xD W ogóle uwielbiam twoją Rose! Trochę przypomina mi mnie samą z tą niezręcznością towarzyską :D
Scena w ogrodzie była boska! Aż miałam ciary, kiedy to czytałam!
Szkoda, że nie zajęli pierwszego miejsca, ale drugie to też świetny wynik!
Z nieciepliwością czekam na następny rozdział! ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
Ciesze się ze podobał ci się rozdział I ze odpowiada Ci moje dziwne poczucie humoru xd powiem szczerze że w taki właśnie styl kieruje, bo nie lubię zbyt dużej powagi w opowiadaniach tego typu ;p wiec super ze masz banana na twarzy xd
UsuńJa też jestem niezreczny towarzysko, wiec łatwo mi się o tym piszę hahah :D no i bardzo fajnie ze jak nadrabiać rozdziały to każdy skomentowała osobno, dziekuje ;*
Pozdrawiam!
Wydaje mi się że chyba tu kiedyś byłam jakoś tak skojarzyło mi się Twoje opowiadanie ale nie pamiętam bym komentowała.
OdpowiedzUsuńSkleroza to rzecz nabyta wręcz choroba XXI wieku.
Ogólnie z uwagą przeczytałam cały rozdział i masz dużo plusów ode mnie.
Zwłaszcza za wspaniałą historię.
Podoba mi się Twoja Rose.
Spontaniczna, humorystyczna i w ogóle jakaś taka nie pasująca do typowej Weasleyówny xp
Bardzo mnie zaskoczyłaś relacją Rose z pozostałymi postaciami. W tym opowiadaniu drzemie humor i jakaś taka moc, której nie da się ukryć. Lubię takie historie. Przejawiasz się niezwykłą inteligencją i pomysłami.
Dla mnie duży plus gdyż nie przepadam za NN a Twoja historia wyjątkowo mnie zaciekawiła.
pozdrawiam i życzę weny.
[www.pokochac-lotra.blogspot.com]
Świetny rozdział! Zapraszam na swojego bloga w którym może ktoś coś znajdzie dla siebie ;) Pozdrawiam http://fikcyjnahistoriatuomasaznightwish.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńScor mógłby byc troche mniej dobrym aktorem :D
OdpowiedzUsuńNa Merilna, ten Marco jest... ach, dziwny. Zna dziewczynę od paru dni, a ten myśli o przeprowadzce do Londynu? Chyba trzeba rzeczywiście zamknąć go w św. Mungu i zastosować jakieś terapie wstrząsowe, heh :)
OdpowiedzUsuńA ta scena pod dębem... łał, Scorpius jest dobrym aktorem, tak realistycznie poudawał chłopaka Rose... choć, może jednak podświadomie pragnęli tego oboje, heh :)
No i Scorpius i Rose zajęli drugie miejsce :) Bardzo elegancko, jak na taki konkurs... Końcówka rozdziału mnie rozbawiła :D
Może i na takich terapiach kiedyś skończy, kto wie :D
UsuńTak Scorowi "zdolności aktorskich" odmówić nie można... Xd
"– Zaraz piszemy pierwszy etap prestiżowego konkursu, a ty oczekujesz ode mnie, że będę ci wyjaśniać zawiłości „Gwiezdnych Wojen" " na tego typu sprawy każda pora dobra. Scorpius, mój gość.
OdpowiedzUsuńMiałam zamiar cytować poniżej moje ulubione fragmenty, ale zakładam, że nie chce Ci się czytać komentarza, na który składa się Twój rozdział w całości, więc postanowiłam sobie tego oszczędzić. Śmiałam się, ach, jak się śmiałam... Słodka nieświadomości, przyjaciele, też coś. Znaczy, od przyjaźni musi się zacząć, ale wszyscy ogarnięci wiedzą, jak będzie wyglądał koniec. A przynajmniej żywię szczerą nadzieję, że będzie tak wyglądał.
"Nie wydawaliście się szczególnie zakochani, więc się nie domyśliłem – powiedział szybko Marco. – To znaczy, może Scorpius zachow…" I tu! Niby taka mała sugestyjka, ale ludzie widzą, Malfoy. Widzą, a ja przy tym bawię się świetnie.
Czapki z głów za powyższy rozdział
"Moc jest we mnie, a ja jestem silna Mocą"
Vi
No ba! Wiesz jak mało jest fanów GW w moim życiu? Nawet nie mogłam sie nikomu porządnie wygadać z emocji po premierze Rouge One, wiec nie ma się co Scorpiusowi dziwić, że nie może sie zamknąć :D
UsuńCieszę sie, ze się śmiałaś!
No cóz, w końcu to romans, wiec wiadomo gdzie to wszystko zmierza... ale zobaczymy, zobaczymy :D
Super że zauważyłaś tę małą sugestyjkę. Juz myślałam, ze fkt iż Scorpius trochę gorzej sie kryje z uczuciami, został przeze mnie niewystarczająco podkreślony :P
Cieszę się, ze rozdział ci sie podobał, pozdrawiam!
Walki wewnątrz głowy Malfoy'a to miestrzostwo nad mistrzostwami! Ja tam jestem mistrzem, jeżeli chodzi o niezręczne sytuacje. 'Mam chłopaka' to sprawdzony argument, potwierdzam. Uwielbiam czytac o Rose, widze w niej taka mini wersje mnie i mojej nieporadności życiowej! Ale uwielbiam scenę, jak usiadła Scorowi na kolanach. I całą resztę, była po prostu idealna, słodka i cudowna!
OdpowiedzUsuńTo, jak do tej pory, mój ulubiony rozdział!
Hah super, ze ci się podobało :D Ja też jestem apogeum niezręczności, więc łatwo mi się pisze te sytuacje z punktu widzenia Rose xd i cieszę sie, ze scena z z kolanami ci sie podobała!
Usuń