–
Powiedzieć mi o czym? – powtórzył pytanie Scorpius.
Albus,
który początkowo planował udawać, że nie usłyszał i uciec jak najszybciej z
miejsca zdarzenia, odwrócił się powoli. Dawno mu się nie zdarzyło myśleć tak
szybko. Ilość pomysłów na odpowiedź, która przebiegła mu przez głowę podczas
tego obrotu, była niemożliwa do zliczenia.
Ale
kiedy spojrzał na uniesione brwi Scorpiusa, jedynym, co wydostało się z ust
Pottera było elokwentne:
–
O niczym.
–
Tak, twoja zrelaksowana postura i spokojna twarz mówią „nie mam nic do ukrycia”
– skomentował Scorpius, przewracając oczami. Albus zdał sobie sprawę, że ma
napięte ramiona, wykrzywioną nerwami twarz, oraz, że nerwowo zaciska pięści.
Podjął desperacja próbę przywrócenia sobie normalnego wyglądu, zaczynając od
rozluźnienia szczęki.
–
Co tam słychać? – rzucił nerwowo.
–
Al, o czym Rose musi mi powiedzieć? – drążył Scor. – I czemu tego nie robi?
–
Nie możesz tego usłyszeć ode mnie – odparł Albus, w końcu porzucając taktykę
udawania ofiary amnezji wybiórczej. – Co mam ci powiedzieć?
Malfoy
westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
–
Czyli przyznajesz, że Rose coś przede mną ukrywa? – zapytał, siląc się na
zdawkowy ton, jednak Albus musiałby być poważnie niedorozwinięty, żeby nie
usłyszeć rozczarowania i smutku w jego głosie.
–
Tak – odparł ostrożnie.
–
Czy to coś ważnego?
–
Tak – powtórzył.
–
I oczekujesz, że będę się zachowywał, jakbym nie chciał natychmiast usłyszeć, o
co chodzi? – zapytał kpiąco Scorpius. – Albus, przyjacielu, chyba przeceniasz moją
cierpliwość.
–
No cóż, ja nic ci nie powiem – zaoponował Potter, czując jak ta uparta,
odziedziczona po ojcu strona jego osobowości, dochodzi do głosu. Ledwo
powstrzymał się przed tupnięciem nogą, ale przypomniał sobie, że zaledwie kilka
minut temu Rose wyśmiała ten gest. – A ty czekaj cierpliwie, aż zrobi to sama. Nie
naciskaj na nią, powie ci, kiedy będzie gotowa.
–
Czemu zawsze ktoś z nas musi czekać, aż Rosie będzie na coś gotowa?
–
Hej, sam się w to wpakowałeś – zauważył brunet, poprawiając okulary na nosie.
Nieco mu ulżyło, że przyjaciel najwyraźniej przestał drążyć temat. – Zaraz,
zaraz, czy ty właśnie nazwałeś ją Rosie? A zawsze cię chwali, że jako jedyny
tego nie robisz.
Scorpius
zarumienił się lekko, po czym wzruszył ramionami.
–
Robie to tylko wtedy, kiedy nie słyszy – przyznał. – Jeśli jej powiesz, to
jesteś martwy.
–
Jeśli ty dasz po sobie poznać, że coś wiesz, jesteś martwy dwa razy – uzupełnił
Albus. Jego przyjaciel westchnął ciężko i kiwnął głową na znak zgody, po czym
odmaszerował z naburmuszoną miną.
***
Dwa
dni później Rose uświadomiła sobie, że odkąd jest ze Scorpiusem, ani razu nie
znalazła się w stanie czystej paniki. Aż do teraz.
Od
rozmowy z Albusem była nieco nerwowa. Nastrój ten coraz bardziej rósł sił w
siłę w miarę mijającego czasu.
I
choć upominała od czasu do czasu samą siebie, że jej kuzyn jest przecież osobą
godną zaufania i z pewnością nic nie wypapla Scorpiusowi, wewnętrzny lęk
pozostał. Ilekroć młody Malfoy pojawiał się w zasięgu wzroku, Rose natychmiast studiowała
jego twarz, poszukując oznak gniewu lub czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na
to, że już wie.
–
Picasso, czemu tak dziwnie mi się przyglądasz? – zapytał któregoś razu.
–
Wpatruję się. To romantyczne – usprawiedliwiła się.
–
Skoro tak twierdzisz – zgodził się ze śmiechem i pocałował ją zachłannie, a ona
na moment zapomniała, czym tak właściwie się przejmowała.
Mimo
wszystko, zaczynała już trochę unikać zarówno jego jak i Albusa. Jednak trwało
to na tyle krótko, że Scorpius, pochłonięty nauką, niczego nie zauważył. Była
za to bardzo wdzięczna losowi.
Późnym
wieczorem siedziała u siebie w pokoju, usiłując się nie martwić, ale
przychodziło jej to z wielkim trudem. Miała przecież tak wyśmienite warunki do
dołowania się! Melody jeszcze nie wróciła z „sesji naukowej” z Albusem, a Cara
znowu gdzieś zniknęła, prawdopodobnie odbyć kolejną, ważną kłótnie z Haroldem.
W dormitorium panowała jedynie cisza, przerywana spokojnym oddechem śpiącej
Jessiki. Rose zawsze lubiła tę dziewczynę najbardziej wtedy, kiedy spała.
Najwyraźniej
ktoś, kto był odpowiedzialny za porządek na tym świecie uznał, że wystarczy już
na dzisiaj tego rwania włosów z głowy, ponieważ w tym momencie otworzyły się
drzwi sypialni i do środka wkroczyła Melody.
A
następnie zrobiła coś, co nie zdarzyło się jej od dobrych paru tygodni:
spojrzała prosto na Rose.
Weasley
była tak zaskoczona, że na moment przestała oddychać. Zdążyła przyzwyczaić się
do ostentacyjnego ignorowania, a zapomniała jak to jest, czuć na sobie uważne
spojrzenie Melody. Spojrzenie, które pełne było… troski.
–
Już wiesz – powiedziała Rose, szybko uświadamiając sobie, co jest powodem
nagłej zmiany nastawienia przyjaciółki.
Brunetka
kiwnęła głową, nadal przyglądając się jej uważnie, po czym usiadła na łóżku i
opiekuńczo objęła Rose ramieniem.
–
Jak się czujesz? – spytała cicho, zerkając z niepokojem na łóżko śpiącej
lokatorki. Wyjęła z kieszeni różdżkę i mruknęła pod nosem muffliato.
Rose
spojrzała na nią z przekąsem.
–
Wiesz, że to dobre wieści, prawda? – zapytała. – Kiedy ktoś dostaje się na
jakiś prestiżowy projekt, to raczej nie powinno się z nim rozmawiać w taki
sposób, jakby umarł członek rodziny.
–
Och, ale ty sama dobrze wiesz, że to wspaniała nowina – odparła Melody
zniecierpliwiona. – I jestem z ciebie szaleńczo dumna. Obiecuję, że jak tylko
powiesz całej reszcie świata, zamówię dla ciebie gratulacyjny napis na niebie.
Ale wolałam porozmawiać o rzeczach istotnych. Na pewno jesteś rozdarta. Nie
wiesz co masz zrobić. Odkładasz to na później, i tak dalej. Znam cię od
siedemnastu lat, Rudzinko.
–
Może i masz odrobinkę racji… –
mruknęła niechętnie Rose. Nie miała ochoty o tym myśleć, więc jakim cudem miałby chcieć o tym rozmawiać?
–
Będziesz musiała się rozstać ze Scorpiusem – Melody od razu przeszła do rzeczy.
–
Widzisz, właśnie dlatego tak mi ciebie brakowało, Mel. Te twoje niewyczerpalne
pokłady optymizmu…
–
Przestań robić uniki, Rosie – powiedziała ostro. – Rozmawiaj ze mną.
Weasley
tak bardzo stęskniła się za rozkazami przyjaciółki, że aż postanowiła być
posłuszna.
–
Wcale nie musielibyśmy się rozstawać – zaoponowała. – To tylko rok, nie aż tak
długo. Będziemy już wtedy oboje mieli licencję na teleportację, a są też inne
środki transportu. Moglibyśmy się odwiedzać…
–
Ale to nie to samo – ucięła Mel. – Ty pracowałabyś w galerii, Scorpius na pewno
szybko znajdzie pracę w Anglii, bylibyście zajęci swoimi sprawami… w rezultacie
i tak wyglądałoby to jak każdy związek na odległość. A potem zainteresuje się
nim jakaś piękna pasjonatka mugoloznawstwa…
–
Lalalalalalala! – wyśpiewała histerycznie Rose, zakrywając sobie uszy dłońmi.
–
Stara, dobra, dojrzała Rosie – powiedziała Melody z uśmiechem, widząc panikę na
twarzy Weasley. – Tak czy siak, chcę tylko, żebyś rozważyła wszystkie
możliwości. Jasne, nie możesz pod żadnym pozorem odrzucić tej okazji, ale
zależy mi, żebyś spojrzała na to realistycznie. Mamy po siedemnaście lat,
jesteśmy tylko gówniarzami. Żadne z was nie może oczekiwać, że to drugie
cierpliwie przeczeka rok.
–
Więc uważasz, że Scorpius nie będzie chciał… na mnie poczekać? – zapytała ruda,
a przy ostatnim słowie głos nieco jej zadrżał. To była właśnie ta najgorsza
ewentualność, której się bała. Chyba wolałaby, żeby przykuł ją łańcuchami do
taśmy z bagażami na lotnisku w Anglii i kategorycznie zabronił jej odlatywać,
niż żeby powiedział „no trudno” i pozwolił jej odejść, tak na zawsze.
Wzdrygnęła się.
–
Musiałabym być Scorpiusem, żeby to wiedzieć. Dlatego właśnie musisz jak
najszybciej mu powiedzieć. Albus miał racje.
–
Albus to największa pleciuga w dziejach Hogwartu – mruknęła gorzko Rose. – Nie
wytrzymał nawet czterdziestu ośmiu godzin, żeby ci powiedzieć.
–
Masz szczęście, że mi powiedział! – oburzyła się Melody. – Nie ma sensu udawać,
że Albus jest skarbnicą dobrych rad i złotych myśli, szczególnie w kwestach
uczuć romantycznych czy życiowych wyborów. Gdybyś nadal mogła się zwrócić tylko
do niego, prawdopodobnie wylądowałabyś gdzieś w Moskwie, bez pracy, dokumentów,
środków do życia i możliwości kontaktu z ludźmi.
–
I dlaczego nagle jedynym zmartwieniem jest mój związek ze Scorpiusem? – Weasley
bardzo chciała zmienić temat, albo chociaż nieco go przekształcić. – Gdzie się podziała
dyskusja nad faktem, że taki wyjazd jest w ogóle bardzo dużą zmianą życiową?
Zwłaszcza dla mnie? Co jeśli będę musiała pokonać ruchliwe skrzyżowanie,
znaleźć przystanek autobusowy, nauczyć się mapy metra albo trafić do sklepu
spożywczego? Co jeśli zepsuje mi się hydraulika w mieszkaniu, albo zamek w
drzwiach? Co jeśli podziurawię wszystkie skarpetki i nie będę wiedziała gdzie
najbardziej się opłaca kupić nowe?
–
Bo to nie podlega żadnej dyskusji – powiedziała twardo brunetka. – Rudzinko,
tutaj nie ma się nad czym zastanawiać, nie
możesz nie pojechać. Musisz sobie
poradzić. Nawet z takim horrorem jak… kupno skarpetek. Nie debatujemy nad tym,
czy powinnaś jechać, bo odpowiedź jest tylko jedna.
–
No dobrze, w takim razie co z innymi ludźmi, od których będę daleko? – jęknęła
Rose. – Będę tam całkiem sama, Mel! Dlaczego nikt mi nie uświadamia, że relacje
z innymi bliskimi osobami będą narażone? Nie będę widywać rodziców i Albusa.
–
Ale to rodzina – zaśmiała się Mel. – Rok niczego nie zmieni i dobrze o tym
wiesz. A rodziców i tak nie widujesz podczas roku szkolnego Wytrzymają jeszcze
jeden rok. Albus też.
–
A co z nami? – dodała cicho Weasley. – I z Haroldem?
–
Harolda nigdy nikomu nie udało się pozbyć. Musiałabyś chyba upozorować własną
śmierć. A my to co innego. – Melody się uśmiechnęła. – To więcej niż jakieś tam
więzy krwi. Nic nas pokona. Nie tak na stałe.
–
Czyli nie wierzysz, że mnie i Scorpiusa też „nic nie pokona”? – zapytała Rose z
lękiem, starając się ignorować fakt, jak melodramatycznie to brzmi.
–
Nic takiego nie powiedziałam. Po prostu chcę, żebyś ty też wierzyła.
–
I dlatego podawałaś mi te wszystkie powody, dla których będziemy musieli się
rozstać? Żebym ci udowodniła, że to nieprawda? – Zmarszczyła brwi z
niezadowoleniem.
Dziewczyna
nie odpowiedziała, tylko znów uśmiechnęła się tajemniczo, na co Rose uderzyła
ją poduszką.
–
Czyli między nami… wszystko w porządku? – zapytała niepewnie.
–
Dla mnie było w porządku już jakieś pół godziny po naszej kłótni – przyznała
brunetka. – Po prostu uznałam, że potrzebujesz dłuższej kary – dodała, za co
zarobiła kolejny cios poduszką.
–
I uznałaś, że zaczekasz na jakiś dramatyczny moment w moim życiu, żebyś mogła
wkroczyć ze swoimi radami i pokazać, jaka jesteś wspaniała?
–
A co? Nie jestem?
–
Trochę jesteś.
Melody
wyciągnęła się wygodnie na łóżku i oparła głowę na dłoniach.
–
No to opowiadaj – zakomenderowała. – I przynieś wino.
***
Następnego
dnia, po egzaminie praktycznym z obrony przed czarną magią, Rose zaszyła się w
opustoszałym Pokoju Wspólnym Gryfonów. Przeglądała swoje notatki z zielarstwa,
włącznie z tymi z pierwszych lat, na których atrament zdążył już nieco
wyblaknąć. Usiłowała właśnie odczytać właściwości ropy z Czyrakobulwy, kiedy
ktoś poklepał ją po ramieniu. Uniosła głowę i ujrzała przed tobą Scorpiusa.
–
Och, to ty – mruknęła, uśmiechając się nieprzytomnie. – Myślałam, że to Melody.
Chłopak
rozłożył ręce.
–
Co mnie zdradziło?
–
Jak w ogóle tu wszedłeś? – zapytała, ignorując jego pytanie, po czym oderwała
wzrok od przystojnej twarzy Malfoya. Dopiero wtedy zorientowała się, że
towarzyszył mu Harold, który zapewne wpuścił go do Pokoju Wspólnego. Zauważyła
również, że jej chłopak ma dziwnie uradowany wyraz twarzy, a oczy błyszczały mu
radością.
–
Scorpius, czemu się tak dziwnie uśmiechasz? – zapytała nieufnie. Znała już
wszystkie jego uśmiechy. Ten konkretny zawsze wydawał jej się dość złowieszczy,
ale chyba był też dziedziczny.
W
odpowiedzi spojrzał na nią z oburzeniem.
–
A co, nie mogę po prostu cieszyć się z tego, że mamy piękne popołudnie, które
spędzę z moją piękna dziewczyną?
Rose
przeniosła pytający wzrok na Harolda.
–
Właśnie widzieliśmy, jak Daniel się potknął i zarył twarzą o beton – pośpieszył
z wyjaśnieniem. – Myślę, że zarysował podłogę.
–
Było przezabawnie – dodał Scorpius.
–
Powinieneś już dać mu spokój – stwierdziła Rose, siląc się na dezaprobatę. –
Przecież ostatecznie nie narobił żadnych szkód.
–
Szantażem zmusił cię do pójścia z nim na bal i nasłał na mnie dziewczynę, o
której wiedział tylko tyle, że lubi pieniądze – uściślił Malfoy. – A jestem
pewien, że jeśli byłby w Slytherinie, czyli miałby nieco więcej sprytu,
namieszałby znacznie bardziej i skuteczniej. Zatem sądzę, że nie przesadzam,
jeśli czasem zaśmieję się niewinnie za jego plecami.
–
A spalenie jego brwi na zielarstwie też było niewinne? – drążyła Rose. – I nie
wmówisz mi, że fakt, iż jego włosy od miesiąca są różowe, to przypadek…
–
Nic nam o tym nie wiadomo – wtrącił natychmiast Harold. – Ani o tym dziwnym
wypadku z Puszkami Pigmejskimi… zresztą, spytaj Albusa…
–
A już na pewno nie mieliśmy niż wspólnego z tym dziwnym zaklęciem hipnotycznym,
w wyniku którego przez tydzień wyśpiewywał hymn Hogwartu, ilekroć ktoś
wypowiedział jego imię – dodał Scorpius.
Rose
zastanawiała się, czy to Albus i oczywisty gen szaleństwa, dziedziczony w ich
rodzinie sprawił, że Scorpius i Harold stali się nienormalni, czy może raczej
to któryś z nich wpłynął w ten sposób na Pottera. Każda opcja była równie
prawdopodobna.
–
Jesteś gotowa? – zapytał Scorpius, widząc, że jej myśli znowu gdzieś odpłynęły.
–
Do czego? – Ta cała nauka sprawiała, że coraz wolniej kojarzyła fakty.
–
Mieliśmy się uczyć nad jeziorem.
–
Och! – drgnęła lekko, a notatki rozsypały się po podłodze. – Całkiem
zapomniałam! Ale to nic, właściwie mogę iść zaraz…
–
Przepracowujesz się, Rosie – powiedział Harold, po czym obaj chłopcy zajęli
miejsca obok niej na kanapie. – Powinnaś więcej sypiać.
Kiwnęła
głową, nie chcąc dodawać, że jej problemy ze snem wcale nie wynikały z nadmiaru
nauki. A przynajmniej nie tylko.
–
Sama wiesz, że i tak nie ma znaczenia, jak pójdą ci egzaminy – wtrącił
Scorpius, obejmując ją opiekuńczo ramieniem. – Przecież będziesz sławną
malarką. Nikogo nie będzie obchodzić, czy potrafisz sporządzić eliksir
Słodkiego Snu.
Rose
spojrzała na niego z niezadowoleniem.
–
Nie powinieneś raczej powiedzieć czegoś w stylu „na pewno pójdzie ci świetnie”?
–
Wszyscy to sobie nawzajem powtarzamy od tygodni – wyjaśnił, wzruszając
ramionami. – Postanowiłem pójść w innym kierunku. Albus jest u siebie? –
zapytał znienacka.
–
Chyba tak.
–
Muszę z nim o czymś pogadać – powiedział, całując ją przelotnie w czoło. – Jak
wrócę, to możemy iść na błonia.
–
Tylko zapukaj do drzwi, bo chyba jest u niego Melody – ostrzegła go Rose, na co
Scorpius uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i zniknął na schodach do
sypialni chłopców.
Weasley
spojrzała na Harolda, który, jak to ostatnio miał w zwyczaju, wpatrywał się w
jakiś punkt na ścianie i kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie.
–
Wszystko gra? – zapytała ostrożnie.
W
odpowiedzi tylko westchnął cierpiętniczo.
–
No cóż, tutaj nie możesz palić – powiedziała.
Kolejne
westchnienie.
–
Chodzi o Carę?
To
najwyraźniej było jak odbezpieczenie granatu.
–
W ogóle nie wiem, o co jej chodzi! – wybuchnął, wyrzucając ręce w powietrze. –
Co ja takiego zrobiłem, Rosie? Wszystko było dobrze, świetnie się bawiliśmy,
nigdy nie mówiłem, że mam co do niej jakiekolwiek wątpliwości, a ona nagle
stwierdza, że ja nie wiem czego chcę!
Czy wy, baby, nigdy nie możecie mówić, co dokładnie macie na myśli?
–
Nie – przyznała Rose. – Takie już z nas przekorne istoty.
–
Świetnie – warknął. – Nie mam bladego pojęcia, co zrobić z tą sytuacją.
Tym
razem to Rose wydała z siebie westchnienie. Dawno, dawno temu, udzielała
Haroldowi rad, odnośnie postępowania z dziewczynami, chociaż ona wolała nazywać
ten okres „tworzeniem potwora”. Ale najwyraźniej najważniejszych lekcji nie
zrozumiał.
–
Harold, nie pamiętasz tej ważnej zasady, o której ci mówiłam, odnośnie
dziewczyn?
Chłopak
zmyślił się.
–
Że lubią, jeśli masz na sobie spodnie, przynajmniej do końca kolacji?
–
Co? Fuj, nie…
–
Że należy je komplementować, nawet jeśli akurat wyglądają kiepsko?
–
Tak, owszem, ale nie to mam na myśli.
–
Że nigdy nie wolno mówić, że są grube?
–
To też, ale…
–
Że mają dziwne, niemożliwe do wyjaśnienia obsesje na punkcie butów?
–
Chodziło mi o to, że dziewczyny lubią czuć zaangażowanie faceta – powiedziała
Rose, chcąc zakończyć tę zgadywankę. – Wtedy mają wrażenie, że związek jest
stabilny, a uczucie jest obustronne. Tylko tego chce Cara. Potwierdzenia, że
nie jest jedyną osobą, która się stara i której zależy.
Harold
wpatrywał się w nią z uniesionymi brwiami.
–
A skąd coś takiego mogłoby jej przyjść do głowy?
Rose
przewróciła oczami.
–
Myślę, że ma to coś wspólnego z samym faktem spotykania się z tobą. Nie sądzę,
żeby w związku z kimś innym była równie niepewna i, co za tym idzie, kłótliwa.
–
Czyli to moja wina? – obruszył się Harold. – I to nawet nie przez coś, co
zrobiłem będąc z Carą, tylko to, jak zachowywałem się wcześniej, tak?
–
Przykro mi, skarbie, ale tak działa świat – westchnęła Weasley, klepiąc go
pocieszająco po policzki. – Cara oglądała twoje podboje prze lata. Nie możesz
oczekiwać, że po prostu wymaże to z pamięci.
–
Więc co mam zrobić?
–
Coś dużego – zachęciła go Rose, całkiem zapominając, że Melody już dawno temu
dała jej zakaz udzielania rad w kwestiach uczuciowo-towarzyskich. Była w tej
kwestii nie bardziej uzdolniona niż Albus. – No wiesz, jakiś… gest.
–
Gest – powtórzył Harold, a oczy mu rozbłysły, jakby nagle zaczął doceniać
geniusz i wagę jej wspaniałych porad. – Zaangażowanie… – mamrotał pod nosem, a
Rose poczuła, że traci jego uwagę.
–
Wróciłem – ogłosił Scorpius. – Gotowa?
–
Taa… – mruknęła Rose, rzucając jeszcze jedno niespokojne spojrzenie na Harolda.
Nieco się obawiała, jaki właściwie pomysł zasiała w jego głowie.
Pozwoliła
Scorpiuswi spleść jego palce ze swoimi, po czym razem opuścili wieżę. Szli w
milczeniu, które chłopak przerwał dopiero po kilku minutach.
–
Wszystko w porządku? – zapytał, zerkając na nią z ciekawością, kiedy schodzili
po schodach. – Nie odezwałaś się od dwóch pięter.
–
Wydaje mi się, że namieszałam – powiedziała niepewnie, nadal myśląc o
Haroldzie. – Tylko jeszcze nie wiem, dlaczego.
–
A co dokładnie masz na myśli? – Scorpius wydawał się rozbawiony.
–
No bo… powiedziałam coś Haroldowi – wyznała, ale zanim zdążyła usłyszeć z ust
Scorpiusa jakąkolwiek reprymendę, zorientowała się, że czuje się dziwnie lekko.
Jakby… czegoś jej brakowało. W okolicach ramienia. – Cholera! Zapomniałam torby
z książkami. – Przygryzła wargę, czując niechęć na samą myśl o ponownym spacerze
w górę schodów.
–
W takim razie leć zająć nam dobre miejsce – odparł Scorpius, poprawnie
interpretując jej wyraz twarzy. – A ja wrócę po twoja torbę.
Rose
uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wspięła się na palce, żeby go
pocałować. Delikatnie. A przynajmniej taki był plan.
Scorpius
wplótł dłoń w jej włosy i objął ją w talii, a ona w odpowiedzi zacisnęła palce
na jego koszuli, przyciągając go bliżej siebie. Kiedy na nią naparł, poczuła,
jak poręcz od schodów wbija jej się w plecy.
–
Zaraz ktoś nas zobaczy – sapnęła, choć jej umysł krzyczał: Zaciągnij go do jakiegoś schowka na miotły!
–
I co z tego? – wymruczał Scorpius, całując jej linię szczęki.
–
Jeśli tą osobą znów będzie wujek Neville… to znaczy profesor Longbottom, to
będzie jeszcze bardziej niezręcznie niż ostatnio. – Wiedziała, że to prawda.
Ale nie bardzo mogła poradzić cokolwiek na to, jak jej ciało reagowało na dotyk
Scorpiusa. Zwłaszcza, że ostatnio bardzo mało czasu spędzali tylko we dwoje,
nie mówiąc o jakichkolwiek intymnych spotkaniach w Pokoju Życzeń. Durne
egzaminy. – A poza tym, mieliśmy się uczyć.
–
Nauka nie ucieknie – stwierdził filozoficznie Scorpius, bawiąc się guzikiem jej
koszuli. Rose dziękowała niebiosom, że w pobliżu nie było żywej duszy.
–
Edukacja jest bardzo ważna – zaoponowała Rose, odsuwając go od siebie stanowczo
i usiłując uspokoić oddech.
Scorpius
uśmiechnął się z przekąsem. Jego policzki były lekko zaróżowione.
–
No dobrze – zgodził się. – Do zobaczenia na błoniach.
Skierował
się z powrotem do Wieży Gryffindoru. Stanąwszy przed portretem Grubej Damy
podał jej hasło, które wcześniej wypowiedział Harold.
Kiedy
znalazł się w Pokoju Wspólnym, zastał przyjaciela w tym samym miejscu, w którym
chwilę temu go zostawili, z tym że teraz miał przed sobą kawałek pergaminu, na
którym bazgrał coś zapamiętale.
–
Harold, czyżby to były cyfry? – zapytał ze zdumieniem Malfoy. – Nie wiedziałem,
że potrafisz liczyć.
–
Ha-ha – skomentował brunet. – Usiłuję oszacować, ile powinno mi zostać galeonów
w mojej skrytce u Gringotta… – dodał, marszcząc brwi z wysiłku.
–
Może chciałbyś pożyczyć mój kalkulator? – zaproponował ochoczo Scorpius. –
Kupiłem go podczas przerwy świątecznej. Może działać w Hogwarcie, ponieważ jest
na baterie słoneczną…
–
Co to jest kalkulator? – przerwał mu Harold.
Scorpius
uśmiechnął się jeszcze szczerzej i z radością zaczął recytować definicję,
pochodzącą z jego podręcznika do mugoloznawstwa.
–
To mugolskie urządzenie, dzięki któremu możemy w szybki i łatwi sposób…
–
Dobra, zapomnij, że spytałem – uciął znów brunet. – A tak z innej beczki: znasz
może jakiś fajny sklep jubilerski, który prowadzi sprawną sprzedaż wysyłkową?
Tylko nie coś super ekskluzywnego, nie jestem bogato urodzonym Malfoyem…
–
Ach, te twoje subtelne aluzje do moich pieniędzy. Nigdy się nie starzeją! –
powiedział Scorpius, przewracając oczami. – Może Magovski? Jeśli to takie
pilne, to zwróć się do Melody. Założę się, że ma w dormitorium ich najnowsze
katalogi – dodał sięgając po torbę Rose i wieszając ja sobie na ramieniu, po
czym zaczął pakować podręczniki, które zostawiła na stole.
Harold
kiwnął głową.
–
Dzięki – mruknął, notując coś w rogu pergaminu.
–
A co? Planujesz prezent przeprosinowy dla Cary?
–
Coś w tym stylu.
Kiedy
Scorpius chwycił podręcznik do zielarstwa, jakiś złożony kawałek pergaminu
wysunął się spomiędzy kartek i pofrunął na podłogę. Schylił się po niego.
Nieświadomie zawiesił wzrok na pierwszej linijce tekstu.
Szanowna panno Weasley….
***
–
Rose! – usłyszała za sobą i natychmiast się zatrzymała. Nie była jeszcze nawet
blisko ich ulubionego dębu, ledwo co wyszła z zamku. Nie spodziewała się, że
Scorpius tak prędko ją dogoni.
–
Szybki jesteś… – zaczęła pogodnie, odwracając się w jego kierunku, ale urwała,
bo znów czekało ją zaskoczenie. Chłopak stał zaledwie kilka centymetrów od niej
i oddychał ciężko. Scorpius niełatwo się męczył. Wyglądało na to, że przebiegł
całą drogę od Wieży Gryffindoru.. Uniosła wzrok na jego twarz i poczuła jak
krew odpływa jej z twarzy.
Jego
oczy błyszczały, ale nie tak jak zwykle. Zazwyczaj kolor jego tęczówek kojarzył
się z płynnym srebrem, teraz natomiast bardziej przypominał stal.
Nigdy
nie widziała go tak wściekłego.
–
Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? – zapytał cicho, a ona z przerażeniem
stwierdziła, że ton jego głosu nie pasuje do tego, co widziała w oczach.
Słychać w nim było tylko smutek i ból.
Wolałaby,
żeby na nią nakrzyczał.
–
Powiedzieć o czym? – spytała odruchowo, choć odgadnięcie odpowiedzi na to
pytanie zajęło jej jakieś dwie sekundy.
Poszedł po jej podręczniki. Podręcznik
do zielarstwa. List w podręczniku do zielarstwa.
–
O tym, że planujesz przeprowadzkę – wyjaśnił, a jego spojrzenie przeszywało ja
na wylot, wywołując niezmierzone ilości poczucia winy. Nikt nigdy tak na nią
nie patrzył. Jak szczeniaczek, którego właściciel właśnie wyrzucił z domu, bez
słowa wyjaśnienia.
–
Chciałam ci powiedzieć. – Rose wiedziała, że brzmi żałośnie. – Bałam się jak
zareagujesz…
–
A czego konkretnie się spodziewałaś? – zapytał ostrzej, a ona odczuła dziwną
ulgę. Nawet wściekłość była lepsza, niż ten pełen wyrzutu wzrok.
–
Nie wiem – mruknęła. – Ale chciałam najpierw sama zdecydować, czy jadę, a wcale
nie chcę być tak daleko od ciebie i… wiedziałam, że będziesz się wściekał, że chcę
pojechać, ale przecież ja muszę…
–
Nie obchodzi mnie, że jedziesz! – wykrzyknął Scorpius, a spojrzenie
szczeniaczka niemal całkiem zniknęło. – Wściekam się, bo mi nie powiedziałaś!
Równie
dobrze mógłby ją spoliczkować. Spodziewała się, że chłopak zaproponuje
rozstanie, ale nie podejrzewała, że…
Nie obchodzi go…
–
Przepraszam – powiedziała cicho. – Ale to chyba już i tak nie będzie miało
znaczenia prawda?
Skoro
jej wyjazd go nie obchodził i, tak czy siak, przestaną się widywać, równie
dobrze mogliby odpuścić sobie tę kłótnię, prawda?
–
Nie ma znaczenia! – Scorpius wydawał się jeszcze bardziej oburzony. – Kiedy
myślałem już, że wszystko działa jak powinno, i że udało mi się do ciebie
dotrzeć… ty nadal uważasz, że takie sekrety są w porządku…
–
Wcale nie uważałam, że to w porządku! – Rose odruchowo zaczęła się bronić. –
Wiedziałam, że powinnam ci powiedzieć i planowałam to zrobić! Nawet już
wyznaczyłam sobie termin. Dowiedziałbyś się po ostatnim egzaminie – burknęła,
urażona. Nie była przecież aż taką
kretynką.
Wyraz
twarzy Scorpiusa nieco złagodniał.
–
Naprawdę? Chciałaś mi powiedzieć?
–
Na gacie Merlina, Scorpius, myślałeś, że planowałam tak po prostu wylecieć z
kraju, nic ci nie mówiąc? – warknęła.
–
Szczerze mówiąc, nigdy nie wykluczam żadnego możliwego scenariusza, jeśli
chodzi o ciebie – przyznał, a kąciki jego ust drgnęły. – Jesteś chodzącą
definicją słowa „nieprzewidywalna”.
Rose
nie dała się nabrać na ten czarujący pół-uśmiech.
–
A ty jesteś chodzącą definicją słowa „kretyn” – odparowała. – Oczywiście! Rose
jest nieprzewidywalna, Rose jest stuknięta, Rose zrobiła coś dziwnego! Trzeba
natychmiast na nią naskoczyć, nakrzyczeć i skopać jej serce szczenięcym
spojrzeniem!
Scorpius
wydawał się nie brać sobie do serca jej świętego oburzenia, co zirytowało ją
jeszcze bardziej.
–
Czyli nie planowałaś po prostu… zostawić mnie w październiku bez słowa? –
zapytał z wahaniem, rumieniąc się lekko.
–
Nie – prychnęła. – Po prostu chciałam się trochę na tę rozmowę… przygotować. Ale
teraz dochodzę do wniosku, że równie dobrze mogłam zaczekać do października.
–
Dlaczego? – spytał zdziwiony. – Teraz przynajmniej my możemy jakoś się przygotować…
–
Do czego? Do rozstania? – Z niezadowoleniem stwierdziła, że jej głos się łamie.
Ale czy można było się temu dziwić? Nikt wcześniej z nią nie zrywał, a już na
pewno nie robił tego nikt, w kim była zakochana.
Scorpius
uniósł brwi.
–
Rozstania? – zapytał z wahaniem. – Chcesz się rozstać?
Teraz
to Rose była zdziwiona. Na tyle, że na moment zapomniała o łzach cisnących się
do oczu.
–
Przecież to powiedziałeś – zauważyła. – Wcześniej myślałam… no, miałam
nadzieję… że może moglibyśmy jakoś przetrzymać ten rok, ale ty przed chwilą powiedziałeś,
że cię to nie obchodzi. Nie obchodzi cię, że wyjeżdżam.
–
Źle mnie zrozumiałaś – odparł natychmiast, uśmiechając się szeroko.
Serce
Rose zabiło szybciej. Ta rozmowa to był jakiś cholerny, emocjonalny
rollercoaster.
–
Czyli… a co z odległością? – zapytała, losowo wybierając jedno z setki pytań,
które cisnęły jej się na usta.
Scorpius
zaśmiał się i położył dłonie na jej ramionach. Weasley poczuła, jakby ciepło
nagle zaczęło przepływać przez jej ciało, prosto z opuszków palców chłopaka.
– Rose
Weasley. Kosztowałaś mnie zdecydowanie zbyt dużo wysiłku, sprytu i bólu głowy,
żebym teraz tak po prostu pozwolił ci wylecieć z kraju beze mnie.
Nadal
nic nie rozumiała. Przecież musiała jechać.
–
Czyli co zrobimy? – zapytała żałośnie.
–
Pojadę z tobą. – Scorpius wzruszył ramionami, po czym delikatnie zaczął sunąć
dłońmi w dół jej ciała.
Rose
wytrzeszczyła na niego oczy.
–
Czyś ty zwariował? – zapytała poważnie. – Nie możesz się przeprowadzić do
Francji!
–
A co, to jakiś przywilej zarezerwowany tylko dla rudzielców? – zdziwił się.
–
Dobrze wiesz o co mi chodzi! – pisnęła. –
Nie możesz tego zrobić tylko ze względu na mnie. To twoje życie, twoja
przyszłość…
–
Chciałbym, żebyś ty była moją przyszłością – wtrącił wesoło.
–
Czy ty nie możesz chociaż przez chwilę być poważny? – zdenerwowała się. Nie
miała pojęcia, czy powinna nakrzyczeć na niego za to, że sobie z niej żartuje,
czy może przyjąć, że chłopak mówi serio i eksplodować ze szczęścia.
–
Jestem stuprocentowo poważny – zapewnił. – Posłuchaj, Picasso, jeśli cię to
jakoś uspokoi, miewałem już pomysły, żeby po szkole poszukać pierwszej pracy za
granicą. Zwłaszcza odkąd myślałem poważnie o mugoloznawstwie, bo w wielu
krajach, na przykład we Francji, społeczeństwo magiczne nie jest takie hermetyczne
i traktuje tę dziedzinę poważnie. Będzie mi tam znacznie łatwiej się rozwinąć
niż w Anglii. Ale nic nie mówiłem, bo nie wiedziałem, co o tym myślisz, a nie
chciałem cię stracić. A poza tym, rok ograniczonych kontaktów z ojcem
zdecydowanie jest czymś, czego już nie mogę się doczekać.
Oczy
Rose otworzyły się jeszcze szerzej.
–
Ty naprawdę nie żartujesz – wymamrotała. – Chcesz jechać ze mną do Francji.
Chcesz… mieszkać ze mną we Francji. Odbiło ci – dodała, jakby nie dotarł do
niej żaden z jego argumentów. Zakręciło jej się w głowie z emocji. Oparła
dłonie o klatkę piersiową Scorpiusa, który teraz obejmował ją w talii. – Nie
możesz podejmować takich decyzji!
–
Mogę robić co mi się podoba – oznajmił, szczerząc zęby. – W świetle prawa,
jestem dorosły. Ty też. I co z tego, że jesteśmy młodzi? Kocham cię. Czy to nie
ma żadnego znaczenia?
–
Oczywiście, że ma – sapnęła.
Scorpius
przeniósł jedną dłoń na jej policzek.
–
W takim razie mam zamiar przyczepić się do ciebie na tak długo, jak to możliwe.
Już dawno postanowiłem sobie, że jeśli kiedyś uda mi się nakłonić ciebie do
czegoś równie niepraktycznego jak związek ze mną, to pójdę za tobą na koniec
świata. Paryż jest nieco bliżej, ale myślę, że też się liczy.
Rose,
do której powoli zaczynał docierać sens tej rozmowy, uśmiechnęła się lekko.
–
A czy kiedy podejmowałeś to postanowienie, byłeś akurat po lekturze setki
romansideł z lat dziewięćdziesiątych? – zapytała.
Scorpius
zmarszczył brwi.
–
Nie czytam romansideł. Po prostu jestem romantycznym facetem.
Rose
uniosła brwi z powątpiewaniem.
–
No dobrze, staram się być. Kiedy chodzi o ciebie.
Milczeli
przez kilka sekund. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy.
Malowała się na niej pewność, zdecydowanie, szczęście i… czułość.
–
Scorpius?
–
Tak?
–
Mógłbyś mnie uszczypnąć?
Malfoy
uśmiechnął się wesoło i delikatnie uszczypnął jej policzek. Rose uśmiechnęła
się i zrelaksowała w jego ramionach.
–
Czyli wyjeżdżamy razem do Paryża – podsumowała, a głos drżał jej z emocji. – I
będziemy razem mieszkać?
–
Jeśli tylko mnie zechcesz – odparł cicho Scorpius.
–
Dobrze, ale mam jeden warunek.
Chłopak
uniósł brwi.
–
Tak, Picasso?
–
Codzienne śniadania do łóżka.
***
Jeśli
Rose wydawało się, że decyzja Scorpiusa będzie największym zaskoczeniem tego
tygodnia, to bardzo się myliła. Prawdziwa bomba dopiero nadchodziła.
Póki
co, wszyscy żyli w błogiej nieświadomości. Dwa dni po kłótni, tudzież rozmowie
pełnej romantycznych deklaracji, siedziała z Melody w bibliotece.
–
Co my tu w ogóle robimy? – zapytała Rose, kiedy uświadomiła sobie, że nie
zabrała ze sobą żadnych książek. – Przecież dzisiaj miałyśmy ostatni egzamin.
Powinnyśmy nie wracać tutaj już nigdy.
–
Właśnie dlatego nas tu pokierowałam – oznajmiła Mel, wyciągając z kieszeni szaty
dwie tabliczki ulubionej czekolady Rose: tej z kokosowym nadzieniem. –
Wiedziałam, że będzie pusto, wiec będziemy mogły w spokoju jeść i plotkować. W
Pokoju Wspólnym właśnie zaczyna się impreza.
–
Pani Pince nie pozwala jeść czekolady w bibliotece – oznajmiła Rose,
jednocześnie odwijając jedną tabliczkę, po czym ugryzła kawałek, jakby jadła
batona. Melody powtórzyła jej czynność.
–
Pani Pince nawet nie ma na stanowisku – odparła, wskazując głową na puste
biurko, przy którym zazwyczaj pracowała bibliotekarka. – Nie spodziewała się,
że kogoś będzie musiała dzisiaj pilnować, więc pewnie oddaje się jakimś
przyjemniejszym czynnościom.
Weasley
odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o krzesło i zamknęła oczy, chcąc
delektować się kokosowo-czekoladowym smakiem, rozpływającym się na jej języku.
–
Od trzech dni nie robimy nic innego, tylko jemy i plotkujemy – zauważyła Rose.
– Nie to, żebym narzekała.
–
Musimy to robić na zapas, skoro za kilka miesięcy wyjeżdżasz ze swoim
chłopakiem do Paryża.
Nie
dane im było długo cieszyć się ciszą i samotnością.
–
Dziewczyny! – wykrzyknął Harold, wyłaniając się zza półek. – Wszędzie was
szukałem!
Rose
nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek słyszała tak donośny głos w
bibliotece. Dziwnie było kończyć szkołę.
–
Co się stało? – zapytała Melody, patrząc z troską na Harolda, który miał bardzo
tajemniczy wyraz twarzy.
Chłopak
przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, naprzeciwko dziewcząt.
–
Poprosiłem Carę o rękę.
Dwie
tabliczki czekolady pacnęły o podłogę.
–
Co? – sapnęła Melody. – Harold, nie możesz być aż tak głupi!
–
Dzięki – mruknął chłopak, wznosząc oczy do nieba.
–
Co ci strzeliło do głowy? – jęknęła Rose. Pewnie przestraszył tę biedną
dziewczynę na śmierć!
–
Ty – odparł. – Powiedziałaś, że muszę się zdobyć na jakiś gest i pokazać
zaangażowanie. I wtedy mnie olśniło, że to fantastyczny pomysł. Kocham Carę,
chcę z nią być, nad czym tu się zastanawiać?
Melody
spojrzała krytycznie na przyjaciółkę.
–
Rudzinko, co mówiłyśmy o udzielaniu ludziom rad?
–
Harold, nie to miałam na myśli! – oburzyła się Rose. – Nigdy bym ci nie
doradziła, żebyś się oświadczył w wieku siedemnastu lat! Nie powinieneś być
zdziwiony, że odmówiła!
–
Ale ona nie odmówiła – zaoponował,
uśmiechając się diabolicznie. – Powiedziała tak,
choć nie da się ukryć, że była zaskoczona. Ale też szczęśliwa. Kogo obchodzi,
że mamy siedemnaście lat? Znamy się od siedmiu. A nawet dłużej. Po co marnować
czas, skoro już za dwa lata możemy uszczęśliwić naszych rodziców wnukami?
–
Chyba mi słabo – oznajmiła Rose, łapiąc się kurczowo oparcia swojego krzesła.
–
A mi niedobrze – dorzuciła Melody. – To po to były ci te broszurki Magovskiego?
–
Naprawdę się zgodziła?
Harold
spojrzał na obie dziewczyny z rozbawieniem.
–
Oczywiście. Jestem zaręczony.
–
O mój Boże. – brunetka złapała się za głowę.
–
Dokładnie – zgodziła się Rose. – Ja… Harold… Cóż… Gratulacje!
–
Dzięki. – Wyszczerzył zęby. – Mięliśmy ogłosić to wspólnie po kolacji, ale…
znam was od pieluch, uznałem, że zasługujecie, aby wiedzieć trochę wcześniej.
Jesteście dla mnie jak siostry. A poza tym, bez Rose nie wpadłbym na taki
pomysł.
Melody
posłała Rose przerażone spojrzenie.
–
Powinnaś mieć zakaz rozmawiania z ludźmi.
–
Ale przecież ostatecznie wszystko dobrze się skończyło – zaoponowała niewinnie
Rose, wzruszając ramionami. – Prawda?
______________________________
Przepraszam was najmocniej, że rozdział
z takim opóźnieniem, ale ciocia Lithine pojechała w zeszłym tygodniu na
zasłużone wakacje :D A nie mogłam, jak normalny człowiek, pojechać na wakacje
wypoczynkowe, z siedzeniem na plaży, lenieniem się i możliwością pisania. Nie,
nie, ja musiałam łazić całymi dniami, oglądać cuda i padać wieczorem na ryj.
Tak czy siak, ostatnio mówiłam, że
jeszcze jeden/dwa rozdziały i epilog. Myślałam, że raczej na pewno będzie to
jeden, ale ten mi się jakoś rozrósł, więc resztę zostawiam na kolejny :D
Jak zwykle czekam na wasze opinię,
dajcie znać czy rozdział się wam podobał! Wen głodniutki, zapiera się rękami i
nogami (nie chce, dziad jeden, kończyć tego opowiadania).
Z 32 nie powinno być takiej obsuwy, choć
nigdy nic nie wiadomo. Postaram się, żeby było cacy ;)
Trzymajcie się! <3
Cudo❤ czekam na kolejny rozdział:D
OdpowiedzUsuń<3
UsuńSuper rozdział! Trafilam na to opowiadanie jakies 2 tygodnie temu i ojejuskuuu!!!! Cudo. Rose i Score to taki ship, ze o boze. Blagam cie, nie kończ tego ff, bo juz nie bede miala na co czekac na bloggerze hahah<3 proszę, chce tylko, zeby Rose zaszła w ciążę i wtedy mozesz juz konczycXDD albo niech sie dowie jeszcze w szkole, ze jest w ciazy i Draco sie o tym dowie, i bedzie przypalowo bardzo i superowo. Nie no, po prostu koooocham to opowiadanie<3333 czekam niecierpliwie, na nastepny, nie spoznij sie;)))
OdpowiedzUsuńCiesze sie bardzo, ze ci sie podobało! Żadnych nastolatek w ciąży u mnie nie bedzie, juz tego wystarczy na bloggerze :D + wszystko juz zaplanowane i nie bede raczej niczego zmieniać xd ale niedługo wracam z nowym opowiadaniem. Kto wie, mkze cinsie spodoba i bedziesz miaka na co czekac :D dziekuje bardzo za komentarz i pozdrawiam!
UsuńNIE MÓW, ŻE ZARAZ KONIEC! ;___;
OdpowiedzUsuńNie rób mi tego.. ;__;
Ja się tak przywiązałam do tej małej rudej istotki i uroczego Scorpiusa..
Nie możesz mi tak serca złamać!
~
Zapłakany Koci Obiektyw.
~
PS. Jeju. Aż mi się mordka cieszy jak oni są tacy razem uroczy! <3
Oj mi też płaczno trochę na samą myśl, ale kiedyś trzeba ;c
UsuńI również jestem do nich przywiązana. Prawie jakbym miała dzieci :D
Dziękuję za opinię i pozdrawiam! ;* I nie płacz mi tam xd
Halo, halo, Mary melduje się na posterunku!
OdpowiedzUsuńUff, dobrze, że Al niczego nie wygadał Scorowi, jednak nie aż taka z niego plotkara.
No i Mel w koncu wyciągnęła rękę w tej dramatycznej sytuacji :D dobrze, że się pogodziły! Rose powinna mieć teraz przyjaciółkę, wokół chłopaka świat się nie kręci.
Jak zobaczyłam fragment o upadku Daniela to od razu przypomniał mi się tekst ze starej sondy ulicznej ‚a zeby upadł i sobie ten głupi ryj rozwalil’ xd Stawiam, ze winny jest gen Albusa, ale to nie zmienia faktu, jak bardzo są pomysłowi :D
Już się boję, co przyszło Haroldowi do głowy... Moze faktycznie Rose nie powinna udzielać takich rad?
Jak dobrze, ze Scorpius znalazł ten list i Rose nie musiała dłużej tego ukrywać! Bardzo mi jej było szkoda podczas ich kłótni, ale dobrze, ze Scor tak zareagował i pozwolił jej realizować swoje marzenia. Nie wyobrażam sobie, zeby mogło byc inaczej, przeciez on tak bardzo ją kocha.
No i juz sie dowiedziałam co wykombinował Harold! No chłopak ma rozmach, nie powiem... ale cieszę sie jego szczęściem!
Cieszę sie tez szczęściem Rose i tym, ze bedzie mogła układać sobie życie ze Scorem w Paryżu!
Juz nie mogę sie doczekać ostatniego rozdziału i epilogu, chociaz jednocześnie nie chce, zeby to opowiadanie sie skończyło :(
Pozdrawiam i mam nadzieje, ze miałaś udany wyjazd :*
Witam, witam!
Usuńe tam, to ze raz udało mu sie nie wygadać jednej osobie to jeszcze nie świadczy, ze nie jest plotkarą :D
No tak, z kłótnią sobie ostatecznie poradzili i to niefortunne znalezienie listu wyszło na dobre. Cieszę sie, że zachowanie Score'a zyskało twoją aprobatę :D
O tak, nie da się ukryć, że ma rozmach... welp, stało się :D
Ja też nie chcę ;c ale cóż za melodramatyczny tasiemiec by wyszedł, jakbym przeciągała w nieskończoność :D
Wyjazd się bardzo udał! I dziękuję ci bardzo za tamtego maila. Mój chłopak "planował" nam każdy dzień zwiedzania i o ile prawdopodobnie wpadł by na to, zeby iść do zamku Sisi i na Belweder, to wątpie, żeby pomyślał o lunaparku! A bardzo sie cieszę, ze ostatecznie tam poszliśmy, strasznie mi się podobało, klimat naprawdę niesamowity <3 a trafiliśmy tam w trakcie jakiegoś festiwalu/festynu, więc wgl cały Prater tętnił życiem :D
+ bo teraz mi się przypomniało :D
OdpowiedzUsuńJakbyś potrzebowała szablonu do następnego opowiadania, to, jakbyś chciała, mogę się zaoferować, bo planuję wrocic do grafiki :)
Jeżeli dodały sie 3 takie komentarze, to z góry przepraszam, ale blogger płata mi figle dzisiaj xD
Na pewno się do ciebie zgłoszę :D Trochę to jeszcze potrwa, bo muszę zaplanować dokładnie fabułę (na razie mam tylko szkielet) no i trochę się odzwyczaić od obecnych kreacji bohaterów, bo kolejne (najprawdopodobniej) również będzie Scorose. Muszę ich wykreować od zera, a nie chcę podświadomie przenosić ich cech na nową historię :D W każdym razie będę pamiętać, odezwe sie w komentarzu albu na mailu, albo i tu i tu :D Dziękuję śicznie za opoinię i pozdrawiam! ;*
UsuńŁał, nie wierzę, że Harold pierwszy zaplanuje takie pełne zaangażowanie. Widać bardzo poważnie potraktował sprawę i naprawdę mu zależy na Carze.
OdpowiedzUsuńChoć Melody ma racje... Rose powinna mieć zakaz doradzania ludziom xD
I ogólnie cieszę się, że Mel i Rose są pogodzone i ze Scorpius wyrusza z Rose do Francji :)
No własnie chciałam taki szokers, że akurat Harold pierwszy i co w tak młodym wieku :D
UsuńNiby powinna, ale dobrze, ze czasem te jej rady sie dobrze kończą ^^