–
Scorpius! – Rose przebiegła całą drogę z Wieży Gryfindoru aż do Sali Wejściowej
i miała już porządną zadyszkę, jednak dziś wyjątkowo się tym nie przejmowała.
Zupełnie jakby wystarczył jeden list, żeby wszystkie jej zmartwienia nagle
gdzieś uleciały.
Nie,
żeby ostatnimi czasy było ich zbyt wiele. Całymi dniami czuła się dziwnie lekka
i szczęśliwa.
Blondyn,
którego imię tak zażarcie nawoływała, odkąd tylko zobaczyła jego jasne włosy
gdzieś wśród morza uczniów, zmierzających na śniadanie, w końcu ją usłyszał.
Zatrzymał się i odwrócił, unosząc brwi na jej widok. Rose szybko pokonała
ostatnie dzielące ich metry i radośnie zarzuciła mu ręce na szyję.
Scorpius
odsunął ją lekko od siebie na długość ramion, wyraźnie zaniepokojony.
Hmm,
no tak. Przecież jeszcze nie wiedział, skąd wziął się jej nagły entuzjazm.
–
Rose? Czy coś się stało? – zapytał nerwowo.
Rose
poniekąd rozumiała jego niepokój. W końcu nie codziennie zachowywała się tak
swobodnie, gdy była wystawiona na widok dziesiątek uczniów. Nie wspominając już
o tym, że nigdy publicznie nie postępowała tak poufale w stosunku do Scorpiusa,
bo miała poważną paranoję na punkcie tego, że ktoś mógłby odkryć ich niechlubny
sekret.
Właściwie,
jak się chwilę nad tym zastanowiła, to jej zachowanie było naprawdę głupie i lekkomyślne.
Z
drugiej strony zmartwienie Scorpiusa i jego lekko przerażone spojrzenie nie
były dla niej do końca akuratne, bo przecież gdyby stało się coś złego, to nie
przebiegłaby przez salę w podskokach, rzucając mu się na szyję z tak szerokim
uśmiechem, że powoli zaczynała ją boleć twarz. No chyba że uznał, iż
zwariowała.
–
Możemy chwilę pogadać w jakimś ustronnym miejscu? – zaproponowała, drżąc z
ekscytacji. Może rzeczywiście jej zachowanie mogło wzbudzić jakieś podejrzenia.
Lepiej będzie schować te wybuchy radości do jakiegoś ustronnego korytarza.
–
Rose, czy coś się stało? – powtórzył Scorpius. – I co tam masz? – dodał,
wskazując na pergamin, który trzymała w dłoni tak kurczowo, że był już całkiem
pomięty.
Rose
wzięła głęboki wdech, uznając, że jeśli jakoś go nie uspokoi, to nie uda jej
się przekazać mu jakichkolwiek informacji. Położyła mu dłonie na barkach, przywołała
bezbrzeżny spokój na swoją twarz i spojrzała w jego niesamowite oczy.
–
Wszystko jest w porządku – powiedziała powoli. – Nie stało się nic złego. Chcę
ci powiedzieć, o co chodzi, ale nie chcę robić tego tutaj. Dobrze?
Scorpius
pokiwał powoli głową i rozejrzał się wokół. Nikt nie zwracał na nich większej
uwagi niż zwykle.
Złapał
Rose za rękę i pociągnął ją do niewielkiego pokoju przylegającego do Wielkiej
Sali. Wiedzieli, że jest używany tylko podczas uczty powitalnej na początku
roku, żeby upchnąć gdzieś pierwszoroczniaków oczekujących na Ceremonię
przydziału. Mieli zatem względną pewność, że nikt im nie przeszkodzi.
–
Słucham – oznajmił uprzejmie, wpatrując się w Rose wyczekująco.
Dziewczyna
wyszczerzyła się do niego, po czym wesoło zamachała mu przed twarzą kawałkiem
pergaminu.
–
Mój obraz został sprzedany! – obwieściła.
Scorpius
wytrzeszczył na nią oczy.
–
Co… Poważnie? – upewnił się, na co ona pokiwała z zapałem głową. – Rose, to
wspaniale!
Tym
razem to on oplótł ją ciasno ramionami w talii, a Rose poczuła, jak jej stopy
odrywają się od ziemi, po czym poszybowała w powietrzu, gdy Scorpius
trzykrotnie okręcił ją wokół własnej osi.
–
Gratulacje – dodał, spoglądając z uśmiechem na zarumienioną z emocji
dziewczynę. – To chyba strasznie szybko, co? Kiedy został wystawiony?
–
Pod koniec stycznia, czyli ponad miesiąc temu. Więc nie aż tak strasznie szybko – przyznała. – Ale
biorąc pod uwagę fakt, że jestem całkowitym nowicjuszem i malarzem bez renomy,
to naprawdę sukces! Możliwe… że dobrze mi to wróży. No wiesz, jeśli… jeśli
chciałabym w przyszłości zrobić coś podobnego – dodała nieśmiało.
–
A nie planujesz?
–
Nie wiem, może. – Przygryzła wargę. – Już pytali o moją kolejną pracę.
–
I nad czym się zastanawiasz? – zapytał. – Uwielbiasz to robić. Myślałem, że
tego właśnie chcesz.
–
Nie wiem, czego chcę. – Wzruszyła ramionami. – Umiem malować. Nie wiem, czy to
jest wszystko, co chcę robić.
–
Dlaczego?
–
Nie sądzisz, że to po jakimś czasie zmieniłoby się w rutynę? Psucie czegoś, co
kocham, i zmuszanie się, żeby robić to każdego dnia, dla pieniędzy i aby
zadowolić innych ludzi? Nie wiem, czy nadal bym to kochała.
–
To nie myśl o tym w ten sposób – poradził. – Nawet jeśli miałabyś… blokady i
nie przychodziłoby do ciebie… eee… natchnienie, byłabyś w stanie zarobić tyle,
żeby spokojnie się utrzymać. Poza tym, o przyszłości myśli się wtedy, kiedy już
nadejdzie. Coś wykombinujesz.
–
To chyba niezbyt odpowiedzialne podejście – skomentowała Rose. – Poza tym, nie
chodzi tylko o to – dodała. – Moi rodzice na pewno by się załamali. Nie wiem
dlaczego, ale w naszej rodzinie chyba istnieją tylko cztery opcje kariery: auror,
uzdrowiciel, pracownik ministerstwa i profesjonalny gracz quiddicha. Wybrałam
jedną z nich, żeby ich zadowolić. – Wzruszyła ramionami. – Rodzice chcą, żebym
miała porządny zawód, który zapewniłby bezpieczną przyszłość i stały dochód.
–
Byłabyś nieszczęśliwa w tej pracy – zaoponował Scorpius. – Musiałabyś nieustannie wchodzić w interakcje z
ludźmi. Widywałabyś ich setki każdego dnia i nie na takiej zasadzie, jak wtedy,
kiedy chodzisz w zatłoczone miejsce, żeby zgubić się w tłumie obcych, bo nie na
tym polega taki zawód.
–
Ale mama…
–
Twoja mama chce, żebyś była szczęśliwa. Jeśli byś z nią o tym porozmawiała,
zrozumiałabyś, że mam rację – upierał się. – Ale dobrze, załóżmy, że twoja mama
byłaby niezadowolona. Co z twoim tatą? On nie przywiązuje aż tak wielkiej wagi
do edukacji czy kariery. Wspomnij mu, że chcesz zostać malarką.
–
Po moim trupie! – oburzyła się Rose.
–
Och daj spokój, Picasso. – Scorpius przewrócił oczami. – Co najgorszego mogłoby
się stać?
–
Mógłby mnie usłyszeć!
Blondyn
zachichotał cicho.
–
Zaufaj mi, Rose. Pogadaj z rodzicami – poprosił. – Dla mnie? – dodał pytająco,
unosząc lekko brwi, a Rose poczuła, że się roztapia pod wpływem jego
spojrzenia. Jakby była zrobiona z czekolady i ktoś nagle ją wsadził do
piekarnika.
Jak
niby miała mu odmówić? Zwłaszcza że w niektórych kwestiach mógł mieć rację.
–
No dobrze – mruknęła. – Spróbuję.
–
A wracając do tematu pieniędzy: o to nie musisz się martwić. Przecież istnieją
różne plany awaryjne. – Uśmiechnął się do niej łobuzersko. – Zawsze możesz
zostać moją żoną i dysponować fortuną Malfoyów. Nie przepracowalibyśmy ani
jednego dnia.
–
Scorpius! To nie jest śmieszne! – Uderzyła go lekko otwartą dłonią w ramię. – A
poza tym, chciałabym mieć własne pieniądze, a nie polegać na czyichś.
Scorpius
uniósł jedną brew.
–
I to jest jedyny powód, dla którego nie chciałabyś za mnie wyjść?
Rose
wsparła dłonie na biodrach, zerkając na niego z irytacją.
–
Jeśli tak miałyby wyglądać twoje oświadczyny, to współczuję jakiejkolwiek
nieszczęśnicy, którą czeka ten los.
–
Jak miło – westchnął teatralnie. – I co jest złego w poleganiu na czyichś
pieniądzach, jeśli ta osoba nie ma nic przeciwko?
–
Chciałabym być niezależna i samowystarczalna.
–
Ach, te dzisiejsze kobiety. – Scorpius przewrócił oczami.
–
I jak to sobie w ogóle wyobrażasz, że nie przepracowalibyśmy ani jednego dnia?
– dociekała Rose. – Zanudzilibyśmy się na śmierć! Co niby byśmy robili?
Scorpius
diametralnie zmienił wyraz twarzy. Spojrzał na nią z drapieżnym błyskiem oku, a
zaczepny uśmiech błąkał się po jego uchylonych ustach. Oparł dłonie o ścianę za
głową Rose, zbliżając się do niej małymi kroczkami.
–
Dobrze wiesz, co byśmy robili – powiedział cicho, zerkając szybko na jej usta.
Rose
zaczerwieniła się raptownie, ale spojrzała na niego z oburzeniem.
–
Jesteś niereformowalny!
–
A ty nieludzko piękna.
–
Zamknij się.
–
Zawsze tak przyjmujesz komplementy?
–
To nie był…
Dalsza
część jej wypowiedzi została stanowczo przerwana przez usta Scorpiusa. Rose
natychmiast zapomniała, co właściwie chciała powiedzieć. Ramiona chłopaka
objęły ją mocno w talii i przyciągnęły do siebie, po czym poczuła, że jej plecy
jeszcze mocniej napierają na ścianę, gdy oboje usiłowali zlikwidować ostatnie
dzielące ich milimetry. Po chwili Scorpius przygryzł jej dolną wargę, a jego
usta stłumiły jęk.
–
Niech już będzie noc – westchnęła, gdy zaczął całować jej szyję. Jego palce
zaciskały się rytmicznie na jej spódnicy od mundurka, jakby chciał podciągnąć materiał
do góry, ale się powstrzymywał.
–
Już niedługo, Rose – szepnął, odnajdując ustami jej ucho i skubiąc delikatnie
jego płatek. Rose zadrżała w jego ramionach.
Za
każdym razem, kiedy Rose wiedziała, że spotkają się wieczorem w Pokoju Życzeń,
niecierpliwie wyczekiwała, aż godzina będzie stosownie późna i wszystkie jej
współlokatorki zasną.
Ponadto,
coraz później wracała do siebie. Miejsce pod obojczykiem Scorpiusa, gdzie
idealnie pasowała jej głowa, stawało się wygodniejsze z każdą kolejną schadzką.
Zostawała tam czasem godzinami, cieszyła się jego ciepłym torsem, silnymi
ramionami i jego palcami, które bawiły się rudymi włosami. Rozmawiali
godzinami. O ulubionych potrawach, kolorach, piosenkach, zajęciach i innych
ulubionych rzeczach. Rose opowiadała Scorpiusowi o filmach i mugolskich
sprzętach, a on jej o dziwactwach wychowywania się w starej, czystokrwistej,
snobistycznej rodzinie. Ona serwowała mu historyjki o dowcipach i głupotach,
które czasem robili jej kuzyni, a on jej o swoich lekko stukniętych krewnych.
Rozmawiali
o wojnie, zarówno o tych aspektach znanych wszystkim, jak i o z pozoru
nieznaczących drobnostkach, które usłyszeli od rodziców.
Zdarzało
im się zasnąć na krótko, a ona coraz rzadziej budziła się zażenowana tym, że
znowu całą drzemkę spędziła, wtulając się w niego jak kotka.
Rose
uwielbiała te godziny.
– Niedługo? Cały dzień! – jęknęła
rozpaczliwie, ale zachowując resztki zdrowego rozsądku, odsunęła od siebie
chłopaka. – Musisz iść na śniadanie – powiedziała, starając się wrócić do
beztroskiego tonu.
–
A co z tobą? – zdziwił się, również oddychając szybko, dotykając swoje
zarumienione policzki górną stroną dłoni, żeby trochę je ochłodzić.
–
I tak nic nie przełknę, jestem zbyt podekscytowana – wyznała. – Później się
najem. Zeszłam tu tylko po to, żeby ci powiedzieć o obrazie. Reszta jeszcze nie
wie, chciałam powiedzieć tobie pierwszemu.
–
Dlaczego? – zdziwił się, unosząc brew z rozbawieniem. – Oni też są twoimi
przyjaciółmi.
Rose
otworzyła usta, ale zaraz potem znów je zamknęła. Nie pomyślała o tym, żeby
samej sobie zadać wcześniej to pytanie. Nie miała odpowiedzi.
–
Ja… – zaczęła. – Bez powodu. Po prostu, pierwszy przyszedłeś mi do głowy i…
–
Dlaczego pierwszy przyszedłem ci do głowy? – dociekał.
–
Idź na śniadanie – fuknęła Rose, czerwona na twarzy i w zaskakująco, jak na
nią, szybkim tempie ulotniła się z klasy.
Scorpius
pokręcił z rozbawieniem głową i udał się na śniadanie.
Kiedy
już pojawił się w Wielkiej Sali, ostrożnie zlustrował wzrokiem uczniów,
poszukując twarzy, które widział wcześniej w Sali Wejściowej, kiedy to Rose
zarzuciła mu ręce na szyję. Tak jak podejrzewał, nikt nawet mu się nie
przyglądał, nie wspominając o jakiejkolwiek podejrzliwości. Zawsze powtarzał
Rose, że przesadza z tą ostrożnością.
Tylko
Lily Potter mrugnęła do niego porozumiewawczo, choć był pewien, że nie było jej
wtedy przed drzwiami. Ona i jej wszechpotężne macki.
–
Chyba pomyliłeś stoły – powiedział, gdy zauważył Albusa wśród innych Ślizgonów,
po czym zajął miejsce obok niego.
–
Czy to zbrodnia, chcieć od czasu do czasu zjeść śniadanie z przyjacielem? –
zapytał radośnie Gryfon, krojąc kiełbaskę na talerzu. Wyglądało na to, że już
kończył.
Scorpius
uniósł brew, słysząc jego odpowiedź.
–
Al, co ty knujesz? – zapytał podejrzliwie. – Czy to znowu ma jakiś związek z
twoim fetyszem na punkcie Puszków Pigmejskich? Bo już mówiłem, że nie będę o
tym z tobą…
–
Nie mam fetyszu na punkcie Puszków Pigmejskich! – wykrzyknął Potter,
najwyraźniej nieco za głośno, bo kilka Ślizgońskich głów odwróciło się z
zainteresowaniem w jego kierunku. – Po prostu uznałem, że ostatnio jesteś
dziwny i chciałem odbyć męską rozmowę.
–
I męska rozmowa musi się odbywać przy bekonie i tostach? – upewnił się.
Albus
zawahał się na moment, a Scorpius dostrzegł wyraz rezygnacji na jego twarzy.
–
Melody powiedziała, że to dobra technika manipulacji – przyznał Al, wzdychając.
– Zająć przesłuchiwanego jedzeniem i piciem…
–
Przesłuchiwanego? – wtrącił Malfoy, ale Albus udawał, że go nie słyszy.
–
… aby jego uwaga była rozproszona i żeby
nie miał pełnej kontroli nad informacjami, którymi się dzieli.
–
Skąd twoja dziewczyna zna techniki manipulacji psychologicznej?
–
Tak czy siak – kontynuował niezrażony Gryfon, ponownie go ignorując. –
Opowiedziałem jej o twoim zachowaniu, no a ona kazała mi porozmawiać z tobą
szczerze, uprzejmie i wyciągnąć z ciebie najwięcej, jak się da.
–
Powiedz, Al, bolą cię czasem plecy? – zapytał zdawkowo Scorpius.
–
Nie, dlaczego?
–
Pomyślałem, że ten pantofel, pod którym trzyma cię Mel, może czasem uwierać.
–
Strasznie śmieszne – warknął Al. – Mówię serio, Score. Pamiętaj, że szczerość
jest podstawą przyjaźni – wyrecytował.
–
Albus, podstawą naszej przyjaźni była nienaturalnie jasna skóra, popaprane
rodziny i okropne imiona.
Albus
skrzywił się lekko.
–
Fakt. Nasze imiona są straszne, Scorpiusie Hyperionie Malfoy.
Tym
razem to Scorpius wyglądał, jakby zjadł cytrynę.
–
Masz całkowitą rację, Albusie Severusie Ginevro Potter.
–
Nie mam na trzecie Ginevra.
–
Ale mógłbyś mieć – podsumował Scorpius. – I czym właściwie objawia się moje
„dziwne” zachowanie?
Albus
przygryzł wargę, jakby nie był pewien, czy powinien mówić.
–
Włóczysz się nocami po zamku – powiedział w końcu. – Raz nie mogłem zasnąć,
zerknąłem na Mapę Huncwotów i zobaczyłem twoją kropkę, wymykającą się z
dormitorium. Od tej pory szukam cię tam codziennie, ale zazwyczaj po prostu
włóczysz się bez sensu po zamku, albo… albo całkiem znikasz z mapy. – Przełknął
ślinę. – Nie jestem idiotą, Scorpius.
Malfoy
zamyślił się na chwilę. Włóczenie się po zamku było celowe. Pomyślał już
wcześniej o tym, że Albus może przypadkowo wypatrzeć go na swojej mapie, więc
zawsze poświęcał trochę czasu na spacery po ciemnych korytarzach, żeby sprawiać
wrażenie, jakby nie miał konkretnego celu. No i za każdym razem przychodzili z
Rose do pokoju z co najmniej pół godzinnym odstępem pomiędzy sobą. Albusowi
najwyraźniej nie przeszło przez myśl, żeby zacząć śledzić własną kuzynkę.
Nieco
skostniał z przerażenia, ale Albus nie wydawał się szczególnie podejrzliwy. Po
prostu się martwił.
–
Mam ostatnio trochę kłopotów z ojcem i ze swoją głową, przez tego owutema z
mugoloznawstwa. O którym on nadal nie wie. Chodzę czasem do Pokoju Życzeń, żeby
posłuchać muzyki. Czasem też zmieniam go w siłownię. – Właściwie żadna z
rzeczy, które właśnie powiedział, nie była nieprawdą. Z tym że robił to za
dnia.
–
I musisz to robić w środku nocy?
–
Wtedy się najlepiej rozmyśla i kontempluje. – Wzruszył ramionami. – Myślisz, że
dlaczego Rose łazi na Wieżę Astronomiczną właśnie w nocy?
Powinien
był odgryźć sobie język. Należało trzymać Rose najdalej od tej rozmowy, jak
tylko się dało.
–
No tak – powiedział Albus, wzruszając tylko ramionami, jakby uważał temat za
skończony.
Scorpius
ledwo powstrzymywał się przed wytrzeszczeniem na niego uczy. Naprawdę nie
wyczuł tam jakiegokolwiek fałszu? Scorpius zaczynał podejrzewać siebie o to, że
celowo wymyślał tak kiepskie kłamstwa, żeby Albus w końcu go zdemaskował i żeby
nie musieć już kłamać. Nigdy jakoś nie zauważył, że jego przyjaciel jest aż tak
ufną osobą.
Najwyraźniej
Abus naprawdę żył w wielkiej, różowej bańce.
Po
tym pełnym emocji śniadaniu, Scorpius wymamrotał coś o bibliotece i opuścił
Wielką Salę. Po drodze wstąpił do lochów, żeby zgarnąć swoją torbę. Była, co
prawda, sobota, aczkolwiek był mocno do tyłu z pracami domowymi, a chciał też
trzymać się swojej grafiku powtórek z mugoloznawstwa, który przygotowała dla
niego Melody, starannie kalkulując, ile materiału miesięcznie, tygodniowo i
dziennie musiał przerabiać, żeby wyrobić się do egzaminów. Upojna wizja wolnej
niedzieli powoli rozpływała się w jego głowie, zostając gdzieś na pograniczu
cichych nadziei i dzikich fantazji.
Kiedy
zajął sobie w prawie pustej bibliotece ustronne miejsce między regałami, był
zachwycony. Otaczała go kompletna cisza. Siedział na tyle daleko od biurka pani
Pince (kiedy ona w końcu… przejdzie na
emeryturę?), że nie słyszał nawet skrobania jej pióra po pergaminie.
Nie
było mu dane długo cieszyć się spokojem. Miranda jakimś cudem znalazła go po
niecałych piętnastu minutach.
–
Czego chcesz? – warknął nieuprzejmie, wzdrygając się na dźwięk skrzypienia
odsuwanego krzesła.
–
Ach, Scorpius Malfoy – westchnęła teatralnie Miranda. – Mój najjaśniejszy
promyczek słońca w tym smutnym zamku. Jak się miewasz tego pięknego dnia?
–
Próbuję się uczyć – wyjaśnił z niesmakiem.
Miranda
była kompletnie niewrażliwa na jego aluzje.
–
Jak tam z Rose?
–
Świetnie. – Scorpius przewrócił oczami. – Zabiję się lada dzień.
–
Musisz być taki melodramatyczny? – Melody westchnęła. – Chodzisz po zamku
uśmiechnięty od ucha do ucha. Nie wyglądasz na osobę, która chce ze sobą
skończyć.
–
To była hiperbola – warknął. – Po prostu wszystko jest takie niejasne i
skomplikowane…
–
To powiedz jej, czego chcesz.
–
Po pierwsze: Lily mi zabroniła, po drugie: Rose ucieknie, zanim skończę zdanie,
po trzecie: kto powiedział, że ja czegoś chcę?
–
Nie zgrywaj się. – Miranda uderzyła go w ramię. – Wpadłeś po uszy. A Rose
myśli, że taki układ ci pasuje. Przecież ona w ogóle nie jest świadoma tego,
jakie emocje w tobie wywołuje.
–
Nie wywołuje we mnie żad…
–
Zamknij się – zakomenderowała dziewczyna, a Scorpius z niesmakiem odnotował, że
już drugi raz ktoś to dzisiaj do niego powiedział. – Sam mówisz, że Rosie nie
ma pojęcia, jaka jest w twoich oczach. Może czas jej powiedzieć? Myślicie
oboje, że to takie cholernie mądre i sprytne, jak sobie jesteście tacy
tajemniczy, ale na chwilę obecną jest to po prostu głupie – zaopiniowała.
–
Ale Lily…
–
Pieprzyć Lily – rzuciła Miranda, a według Scorpiusa brakowało jej tylko tego,
żeby splunęła pogardliwie na ziemię.
Spojrzał
na nią z oburzeniem, jakby obraziła wszystkich jego bogów.
–
Nie jest nieomylna – kontynuowała niezrażona. – Powiedz Rose. Zachowujesz się
nie fair wobec niej, oczekując, że po prostu się wszystkiego domyśli, co ci tam chodzi po głowie i co
piszesz w swoim różowym pamiętniczku.
–
Jeśli miałbym pamiętnik, to z pewnością nie byłby różowy – zaoponował Scorpius.
– A nie chcę nic mówić Rose, bo to by było przerażające, tak się… obnażyć. Jeśli by mnie wyśmiała, albo
posłała do diabła, to nie moglibyśmy już nigdy normalnie porozmawiać. Wolałbym
zachować resztki swojej dumy.
Ich
rozmowa została przerwana, gdy usłyszeli kroki. Zza półek wyłonił się Harold w
towarzystwie… Belli Halloran. Scorpius ostatnio podejrzanie często widywał tę
dziewczynę. I wszelkie jej działania sprawiały, że był bardzo zagubiony, przez
co ciągle się rumienił. Obawiał się, że może to zostać źle odczytane.
Spojrzeli
wymownie na Harolda, którego przez całą swoją edukację widzieli w bibliotece
może z pięć razy. Nigdy w sobotę.
–
Zawalam zaklęcia i zielarstwo – odpowiedział na ich niewypowiedziane pytanie,
sadowiąc się ciężko na krześle naprzeciwko Scorpiusa. – A Bella cię szukała.
Pomyślałem, że możesz tu być.
Scorpius
zerknął pytająco na ciemnowłosą dziewczynę, stojącą przy ich stoliku.
–
Cóż, chyba przejdę od razu do rzeczy – zachichotała nerwowo. – W następną sobotę
jest Hogsmeade. Nie chciałbyś może się ze mną wybrać?
Scorpius
zamarł. Czegoś takiego kompletnie nie przewidział i przez chwilę miał nadzieję,
że mówiła do Mirandy. Ale nie spuszczała z niego wzroku.
Przełknął
głośno ślinę.
–
Masz na myśli…
–
Randkę – potwierdziła, spuszczając ze skrępowaniem wzrok.
Scorpius
wiedział, że Bella była bardzo atrakcyjną dziewczyną. Miała ładne, ciemne
włosy, długie nogi i bardzo szczupłą sylwetkę. Prawie każdy chłopak wodził za
nią wzrokiem. Dobrze się uczyła, mówiła dużo ciekawych rzeczy, z pewnością nie
była głupia. Być może każdy z tych obracających się za nią chłopców bez wahania
zapomniałby o Rose Weasley i umówił się z Bellą.
Każdy oprócz ciebie.
–
Ja… – zaczął nieskładnie. – Czy mógłbym dać ci znać nieco później?
Bella
wyraźnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi i wydawała się być jeszcze
bardziej zawstydzona. Cóż, może powinna go spytać podczas rozmowy w cztery
oczy. Skinęła głową i wycofała się w głąb biblioteki.
Zaintrygowany
Harold odprowadził ją wzrokiem.
–
Jak to się dzieje? – zapytał Scorpiusa. – Przecież ty się nawet nie odzywasz.
–
Ale wygląda – odparła Miranda. – Chociaż wiem, co masz na myśli. Scorpius
ciągle kradnie dziewczyny, które mi się podobają. Teraz Bella, wcześniej…
Urwała,
kiedy Scorpius kopnął ją gwałtownie w kostkę i syknęła z bólu.
–
Wcześniej kto? – zainteresował się Harold. – przecież Scorpius…
–
Czy możecie się zamknąć na pięć cholernych minut?! – warknął Scorpius, chowając
twarz w dłoniach. Harold i tak domyślał się zdecydowanie za dużo. – To jest
biblioteka! Niektórzy naprawdę chcą się czegoś nauczyć!
***
Rose
wracała właśnie z popołudniowej herbatki u Hagrida, gdy zobaczyła Scorpiusa w
oddali za chatką gajowego. Zmierzał w kierunku zagrody, siedząc dumnie w
siodle. Koń dreptał powoli, spacerowym tempem. Pamiętała, że Scorpius mówił
jej, jak to się nazywa, ale wyleciało jej z głowy.
Minęła
chatkę i zbliżyła się do ogrodzenia. Gdy tylko twarz chłopaka była na tyle
blisko, że mogła dostrzec jej wyraz, zauważyła, że nie spuszczał z niej wzroku.
Możliwe, że zauważył ją wcześniej niż ona jego ze względu na agresywną czerwień
jej włosów.
–
Rose – powiedział, zatrzymując Skuld blisko płotka. – Co tu robisz? – zapytał,
zeskakując z siodła.
Rose
wepchnęła dłonie do kieszeni swojego płaszcza i wzruszyła ramionami.
–
Zobaczyłam się i pomyślałam, że… – Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego po
prostu nie poszła do zamku, a zamiast tego postanowiła poprzeszkadzać
Scorpiusowi – spytam, o której się dziś widzimy w Pokoju Życzeń.
–
O której chcesz – odparł, uśmiechając się do niej lekko, ale coś było nie tak.
Miał dziwny niepokój w oczach, co z jakiegoś powodu natychmiastowo wywoływało go
również u Rose.
Niewiele
myśląc, przeszła przez płotek i podeszła do niego.
–
Wszystko w porządku? – zapytała z wahaniem, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Scorpius oderwał wzrok od siodła, przy którym akurat majstrował, i wbił srebrne
spojrzenie w palce Rose, głaszczące jego twarde ramię. Zastygł na chwilę w
takiej pozycji, pogrążony w myślach.
–
Bella Halloran zaprosiła mnie na randkę – powiedział w końcu. Weasley
natychmiast zabrała rękę, po czym splotła ją z drugą, za swoimi plecami.
Poczuła się, jakby ją uszczypnął, wybudzając ją tym samym z błogiego snu, w
którym żyła sobie spokojnie od kilku tygodni.
Wszystko,
co dobre, kiedyś się kończy. Albo trzeba o tym porozmawiać. Rose nie była fanką
poważnych rozmów. Ani poważnych rozmyślań, jak już o tym mowa.
–
Och – bąknęła sztywno i bez sensu. – I zgodziłeś się?
–
Powiedziałem, że się zastanowię – odparł, równie niewyraźnie jak ona, unikając
jej wzroku. Scorpius nigdy wcześniej nie bał się spojrzeć jej w oczy.
Rose
spróbowała zmusić uśmiech, żeby zagościł na jej twarzy.
– Cóż,
to nieładnie tak trzymać ją w niepewności – powiedziała, siląc się na wesołość.
– Dlaczego miałbyś się nie zgodzić?
Wtedy
w końcu na nią spojrzał.
–
Czyli nie masz nic przeciwko? – upewnił się, a srebrne oczy nagle wydały się
Rose mieć kolor stali. Twardej, nieustępliwej… wściekłej.
–
A dlaczego miałabym mieć?
Nie
musiał wiedzieć, że na samą wzmiankę o Belli, przed oczami Rose pojawiła się
wizja różnych agresywnych czynności.
Ale
czy to nie ona sama powiedziała, że takie relacje jak ta ich zawsze się kończą?
Że iskierka się kiedyś wypali i będą musieli ruszyć dalej? Może to był właśnie
ten czas?
Problem
polegał na tym, że u Rose iskierka płonęła jak szalona.
Scorpius
najwyraźniej znudził się udawaniem spokojnego i kopnął z wściekłością w
najbliższy kamyk, odsyłając go na drugą stronę zagrody.
–
Nie mam pojęcia – warknął. – Nie wiem, czego się spodziewałem, chociaż raz
próbując wyciągnąć z ciebie jakąś szczerą odpowiedź!
–
Jestem szczera! – zawołała, podnosząc głos.
–
Na pewno nie sama ze sobą! – odparował, po czym chwycił ją za ramiona. – Wolisz
zamykać się w tej swojej niedojrzałej głowie i odmawiać przemyślenia
czegokolwiek, co ma związek z relacjami międzyludzkimi!
–
Co ma do tego moja dojrzałość? – Próbowała się odsunąć, ale jego palce trzymały
ją w stalowym, choć bezbolesnym uścisku. – Mówisz, jakbyś ty był zawsze taki
konkretny w wyrażaniu oczekiwań!
–
Moje oczekiwania nie mają znaczenia! To twoje decyzje się tutaj liczą! Te,
których podjęcia odmawiasz – oznajmił gniewnie, puszczając jej ramiona i
odchodząc parę kroków, po czym odwrócił się tyłem do Rose i przeczesał włosy
dłońmi w geście frustracji.
–
Ale może ja chciałabym usłyszeć, czego konkretnie chcesz? – jęknęła bezradnie,
nie wiedząc, jakim cudem niewinna rozmowa przerodziła się w tak pozbawioną
sensu kłótnię.
–
Za każdym razem, kiedy próbowałem ci to powiedzieć, uciekałaś jak spłoszona gazela
albo mi nie wierzyłaś! – odparł, wyrzucając ręce w powietrze.
–
Niby kiedy?! – oburzyła się, urażona porównaniem do gazeli. – Co takiego
próbowałeś mi powiedzieć?
Scorpius
odtworzył usta, jakby chciał jej odpowiedzieć, ale powstrzymał się i zaraz
zamknął je z powrotem.
–
Nieważne – mruknął po chwili.
–
No powiedz.
–
Nie mogę.
–
Bo co?
–
Bo się boję! – wykrzyknął w końcu.
–
Boisz się mnie? – zapytała Rose,
chichocząc nerwowo, nie będąc pewna, czy blondyn żartuje.
–
Wyobraź sobie, że tak – prychnął, z wyrazem wściekłości pomieszanej z
bezradnością na twarzy. – I chyba nie chcę się już dłużej narażać.
Rose
poczuła, że robi jej się zimno i nie miało to nic wspólnego z panującą na
dworze temperaturą.
–
Co masz na myśli?
–
Jeszcze nie wiem.
–
Świetnie! – warknęła w końcu. – W takim razie najlepiej nie mówmy nic i
czekajmy, aż problem sam się rozwiąże!
–
I kto to mówi! – wykrzyknął oburzony. – Rose Weasley, która unika rozmowy, jak
tylko się da, i rozwiązuje problem poprzez udawanie, że go nie ma!
–
Może próbuję to zmienić – warknęła, przez zaciśnięte zęby. – Ale kiedy ja się staram,
ty odmawiasz współpracy!
–
Postaraj się bardziej!
–
Wiesz co? Ja też mam dość.
–
Super. – Przewrócił oczami. – Więc idź schowaj się przed ludźmi, czy co tam
lubisz robić w wolnym czasie. Tylko, broń Boże, nie rozmyślaj o niczym
istotnym.
–
Świetnie – pisnęła, mrugając szybko, czując, jak łzy napływają jej do oczu. Nie
mogła się teraz rozkleić. Musiała jeszcze chwilę wytrzymać. – A ty baw się
dobrze na randce z Bellą!
Scorpius
złapał swoje siodło i ponownie umieścił stopę w strzemieniu.
–
Och, uwierz mi. – Odbił się od ziemi i wskoczył na konia. – Będę!
I
pogalopował w stronę lasu. Nawet jego koń wydawał się wściekły.
Rose
odwróciła się na piecie i zaczęła biec w stronę szkoły. Teraz już mogła
pozwolić łzom toczyć się po twarzy.
Co
z nią było, do ciężkiej cholery, nie tak? Jak mogła pozwolić, żeby to się
stało? Przez krótką i cudowną chwilę miała tego cholernego, cudownego chłopaka
tylko dla siebie. Mogła go dotykać, całować, przytulać i rozmawiać z nim
godzinami o mniej lub bardziej ważnych rzeczach. Nikt jej nie popędzał. Jasne,
on z pewnością nie myślał o niej w takich kategoriach, był raczej
zainteresowany tylko jej ciałem. Ale mimo wszystko znosił wszystkie jej
humorki, dziwne wypowiedzi, bezsensowne rumieńce i każdą drobna obsesje. Jakie
to miało znaczenie, że to nie było prawdziwe, że nie łączyło ich nic
poważniejszego? Liczyło się to, że w tym konkretnym momencie swojego życia
czuła się szczęśliwa i… kompletna. Dlaczego jej cholerny temperament uparł się,
żeby zakończyć to tak szybko?
Nie
rozumiała samej siebie. W żaden sposób nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego nie
pozwalała ich rozmowie potoczyć się takim torem, żeby nabrała jakiegokolwiek
sensu.
Tylko
co właściwie mogła zrobić inaczej? Czy jeśli powiedziałaby, że krew ją zalewa
na samą myśl o jego randce z Bellą, to czy rozmowa i tak nie zakończyłaby się
kłótnią? Skoro ani ona, ani Scorpius nie chcieli, żeby łączyło ich coś więcej
niż przyjaźń z… dodatkami, to nie miała żadnego prawa mu mówić, że nie powinien
umawiać się z inną dziewczyną. Jeśli by to zrobiła, zapewne też by się
zdenerwował. Może miał rację, próbując na samym początku ustalić z nią jakieś
zasady. Może powinni się umówić, że nie chodzą na randki, dopóki to „coś”
między nimi trwa.
Ale
jeśli Bella naprawdę mu się podoba, to oczywiste, że nawet gdyby ustanowili
taką zasadę, i tak zgodził by się na jej propozycję. A wtedy kontakty z Rose
tak czy siak musiałyby się zakończyć, bo inny scenariusz byłby nieuczciwy dla
całej ich trójki.
Wiec
co mogła zrobić lepiej?
Przyznawała,
że ostatnimi czasy, gdy leżała w łóżku i wspominała z czułością wszystkie
ostatnie chwilę ze Scorpiusem, czasem nachodziły ją myśli, że… że może… cóż… że
może naprawdę nie miała racji z tą swoją awersją do związków. Ze Scorpiusem
wszystko wydawało się tak proste, tak cudowne… może mogłaby się nauczyć
właściwszego toku myślenia i choć w jednej kwestii przestać być dziwakiem.
Ale
nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby mu o tym wszystkim powiedzieć! Za
bardzo się bała, że go przestraszy, że Scorpius zaraz jej wytłumaczy, z tą
swoją rozbawioną miną i dołeczkiem w policzku – wszystko źle zrozumiałaś Rose… przecież nie o taką relację nam
chodziło… nie lubię cię…
Cóż,
teraz i tak wszystko się skończyło, wiec może nie miała nic do stracenia.
Oprócz godności.
Pogrążona
w myślach ledwo zauważyła, że jest już w szkole. Zamek o tej porze był dość
cichy, bo, w godzinach poobiednich, uczniowie zazwyczaj się uczyli, odrabiali
prace domowe lub też zażywali zasłużonego relaksu i rozluźnienia. Rzadko kiedy
robili to na korytarzach.
Przestała
już płakać, choć czuła, że jej oczy nadal są opuchnięte i z pewnością czerwone.
Marzyła o przemyciu twarzy zimną wodą, wiec skierowała swoje kroki w stronę
najbliższej łazienki na pierwszym piętrze, gdy nagle usłyszała za sobą znajomy
głos.
–
Rosie, kochanie! – zawołała Hermiona Weasley, truchtając za córką. – Wszędzie
cię szukałam. Chciałam cię chociaż uściskać, zanim wrócę do domu.
–
Mama? – zdziwiła się Rose, jednak już po chwili wszelkie nieprzyjemne emocje
opuściły jej ciało, gdy znalazła się w ciepłych ramionach mamy. Czym ona
właściwie się przejmowała jeszcze chwilę temu? Przecież wszystko będzie dobrze.
Znowu czuła się jak małe dziecko, ze swoimi dziecinnymi problemami.
Odwzajemniła uścisk, a jeśli Hermiona zauważyła, że córka nie przytulała jej
tak czule, odkąd skończyła jedenaście lat, nie skomentowała tego. – Co ty tu
robisz? – spytała Rose zduszonym głosem.
–
Pilnuję Hugona – wyjaśniła Hermiona, głaszcząc rude loki. – Rozmyślałam o nim
przez cały ten czas, odkąd miał wypadek, i postanowiłam, że poproszę panią
dyrektor o specjalne wytyczne dla niego. Będzie bardziej pilnowany, dzięki
czemu ograniczy treningi, przestanie terroryzować kolegów z drużyny i skupi się
na nauce.
W
końcu jednak matka nie mogła już ignorować tego, jak niebywale długo trwa ten
uścisk. Ostrożnie odsunęła od siebie Rose i przyjrzała się jej uważnie.
–
Skarbie, czy ty płakałaś? Co się stało?
–
Co? Och nie. – Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką. – To od zimna.
Hermiona
nadal przyglądała jej się sceptycznie.
–
Rosie, wiesz przecież…
–
Mamo – zaczęła nagle dziewczyna, sama nie wiedząc, jaka siła ją nakłania, żeby
to powiedziała. – Postanowiłam, że zostanę malarką.
Hermiona
patrzyła tylko na nią, unosząc lekko brew.
–
Tak na poważnie – dodała. – No wiesz, w życiu.
Wyraz
twarzy kobiety się nie zmienił.
–
Jako wybór kariery, nie hobby – uzupełniła, oczekując wybuchu lub litościwego
spojrzenia.
–
Rosie – przerwała jej matka, uśmiechając się lekko. – Naprawdę, najwyższy czas.
Cieszę się, że w końcu to rozgryzłaś. Nawet Hugo wiedział wcześniej niż ty
sama.
Tym
razem Rose wytrzeszczyła oczy.
–
Co proszę? – zdziwiła się. – To dlaczego nic nie powiedzieliście i zamiast tego
żartowaliście z wszystkich innych moich pomysłów na życie?
Rose
przeszła kilka faz w swoich wyborach kariery. Uzdrowiciel (ostatnio), Pracownik
Ministerstwa Magii, Minister Magii (miała sześć lat), właścicielka sklepu,
architekt, nauczyciel, poeta podróżny (miała siedem lat). Raz nawet powiedziała
ojcu, że zamierza po prostu dorosnąć i żyć z jego pieniędzy. Powiedział, że nie
ma żadnego problemu, jeśli tylko będzie nosić grube płaszcze na randki.
Hermiona
wzruszyła ramionami, nadal się uśmiechając.
–
Uważaliśmy, że to jest coś, do czego powinnaś dość sama – wyjaśniła. – To twój
talent, kochanie. Powinnaś go używać.
Rose
czuła się trochę ogłuszona. I lekko kręciło jej się w głowie. Podczas gdy ona
niepotrzebnie przejmowała się ich reakcją, oni cały czas wiedzieli. Ciekawe,
czy Scorpius wiedział.
Ale
to już nie miało znaczenia.
***
Podoba wam się nowy szablon? Ja jestem w
nim absolutnie zakochana, co najmniej raz dziennie wchodzę na własnego bloga,
żeby się na niego pogapić xd A mamy go dzięki uprzejmości utalentowanej Evelyn
z Land of Grafic.
Rozdział dedykuje Condawiramurs (Już
kolejny raz xd). Naprawdę kocham twoje komentarze. Nawet jak krzyczysz na Rose,
za jej głupotę! :D Że już nie wspomnę o tym, że tylko ty skomentowałaś mój
ostatni rozdział, ratując mnie tym samym przed załamaniem nerwowym xd
Jak wam się podobał rozdział? Cieszycie
się z sukcesu Rose? Myślicie, że Albus jest na jakimś gorącym tropie? Czekam na
wasze opinie!
Trzymajcie się :)
na Wattpadzie postanowiłam wypisać błedy, głównie interpunkcyjne i literówki, jakie znalazłam, a tutaj chcę poświecić długi, porządny komentarz na sam rozdział. Wattpad jest praktyczniejszy, jeśli chodzi o pisanie uwag, bo można komentować kady akapit, ale całość to wolę opisywać na bloggerze, można sie bardziej rozpisać :D "D
OdpowiedzUsuńpierwsza scena,w której Rose dała się poneiść radosci i rzuciła na Scorpiusa na środku korytarza, jest moją ulubioną :D Ciesze się bardzo, że pomógł jej w wysłaniu prac xDxD i cieszę się też, że Rose go posłuchała i powiedziała Hermionie o swoich planach. Własciwie moglaby mieć dwa zawody, ale na pewno powinna malować i dobrze, że tak będzie ;)
za to akcja przy hipogryfach... No naprawdę! trochę szczerości by nikomu nie zaszkodzilo... Rose tak nie p[otrafi odczytywać sygnałow, że to aż smutne... może ktoś jej uświadomi. A z Albusa naprawdę słaby spy, że nie zwrócił uwagi na to, że Ros podejrzanie często także znika z mapy Huncwotów... Ale myślę, że może to niedługo odkryć! i bardzo dobrze, bo może potrzeba jakiejś pomocy (prócz małej, sprytnej Lily oczywiście). No i mam nadzieję, że Hugo szybko wróci do pełnej sprawności, nie tak jak Albus u mnie :D a co do komentarzy - na wattpadzie masz ich b dużo,więc się nie przejmuj. A szablon jest prześliczny :)
w ogóle to zapomniałam dodać, że baaaaardzo dziękuję juz za drugą dedykację :*
UsuńCieze sie ze pierwsza scena ci sie podobała ^^ wiem, ze Ro mogłaby mieć dwa zawody i z początku tak planowałam tym pokierować, jednak doszłam do wniosku, ze powinna chociaz spróbować całkowicie oddać sie tej pasji. Zwłaszcza jeżeli trwa dobra passa :D
UsuńAlbus rzecxywoscie raczej nowym Sherlockiem nie zostanie. Nie ma po prostu nawyku sprawdzać położenia przyjaciół na mapie, a tych punkcików tam musi byc od cholery. Scora zauważył przypadkiem ;p pomoc, moze od Albusa a moze nie, oraz solidny kopniak w dupę dla Rose za głupotę nadciąga w następnym rozdziale :D Hugo juz w zasadzie zdrowy, czym sa połamane kości dla p. pomfrey xd
Nie ma za co ;* dziękuje za opinie!
Ojej! Czuje, że w końcu idziemy w dobrą stronę :) Zazdrosna Rose to niekontrolująca się Rose a to może prowadzić to tego, że nareszcie powie co czuje! I Scrop mógłby posłuchać Mirandy. Chociaż raz dobrze mówi. Bawili się w podchody a teraz już czas na szczerość :*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!
Luella
Moze i tak, kto wie :D ale dobrze węszysz z ta zazdrosna Rose, chyba byście sie nieźle dogadywaly xd zeby skończyć podchody, Rose musi dorosnąć. Zobaczymy, czy ktos ja do tego nakłoni xd
UsuńDziękuje ci pieknie za opinie i pozdrawiam ;*
Znasz to uczucie, kiedy coś (czy też ktoś) tak bardzo, bardzo Cię denerwuje, że wolisz już oszczędzić sobie nieprzyjemnych słów i tylko patrzyć wściekle na kolejne wymysły straceńca? Cóż, ja znam. Chyba początek wyszedł mi nazbyt agresywnie, bo już nie jestem tak BARDZO zła na Rose, może raczej... zrezygnowana? Bardzo uwiera mnie ślepota, dlatego wiem, co sprezentuję młodej Weasley na urodziny (tak, będą to okulary. Zastanawiam się tylko - plusy czy minusy? Bo jej dolega zarówno krótkowzroczność, jak i to drugie, jakkolwiek się nazywa). Zdaje mi się, że może nadal zbyt ją atakuję... Ale nie powiem, że sobie nie zasłużyła, bo zasłuża sobie z każdym rozdziałem coraz bardziej. Co tli się w głowie słodziutkiej Rose? Ach, spędzajmy sobie noc za nocą ze Scorpiusem, paplajmy z nim godzinami o wszystkim, co ślina na język przyniesie, zatracajmy się w jego ciele, oczach i całej malfoyowości, ale nie przyznajmy, że cholera jasna, kochamy gościa. Niby po co? Przecież on przegaduje z nami te dekady i znosi nasze humorki z czystego zainteresowania naszym ciałem, niczym innym. W końcu na tym to polega, prawda, sssskarbie?
OdpowiedzUsuńDobra, odreagowałam. Scorpius wreszcie zachował się jak normalny człowiek, bo jak dotąd wykorzystywał wszelkie dostępne pokłady nieludzkiej cierpliwości, znosząc wszelkie wyczyny Rose. A idź pan na randkę z tą całą Bellą, zobacz, kogo chciałbyś widzieć na jej miejscu, powiedz wszystko tej piekielnicy Rose i czekaj na reakcję, bo nic innego panu nie pozostało. O ile na pannę Weasley byłabym w stanie wypisać całą litanię zarzutów, Scorpius zawinił tylko w jednym - braku całkowitej szczerości. W pewnych kwestiach rzeczywiście powinien słuchać Lily, ale na dłuższą metę to nie wystarczy. Pozostaje tylko błagać, żeby Rose wreszcie przejrzała na oczy, jeśli nie przez okulary, to chociaż soczewki, bo straci najlepsze, co może ją w życiu spotkać. Bo kto nie chciałby takiego Malfoya? Ja się zgłaszam na dublera Rose, jeżeli dysponujesz takim stanowiskiem.
No, teraz mi trochę lepiej. I rozdział bardzo dobry, choć znalazłoby się trochę zgubionych przecinków i innych szczególików, ale nie lubię wytykać takich rzeczy, więc zostawię kwestię techniczną w spokoju. Może poza szablonem, który rzeczywiście wygląda zjawiskowo i jest z czego być zadowolonym.
A, zanim zapomnę, pozostaje jeszcze kwestia malarskiej kariery Rose - reakcję Hermiony widzę jednocześnie jako zaskakującą i jak najbardziej spodziewaną, jeśli wiesz, co mam na myśli. W każdym razie, chyba na dobre wyjdzie. Przynajmniej w tej jednej kwestii pannie Weasley nie zabrakło języka w gębie. Mówiłam, że już przestanę? To było ostatnie, naprawdę.
Pozdrawiam gorąco, choć wolałabym zimniej, weny i Mocy życzę, a teraz przede wszystkim - udanych wakacji, bo każdemu należy się trochę wolnego,
Vi
PS. Kupię dwie pary okularów od razu, akurat dla Albusa starczy.
Oj widzę, że Rose cie bardzo wyprowadziła z równowagi :D Nie chcę nic zaspojlerować, ale może poprawię ci humor kiedy powiem, że jej durnowate zachowanie i ślepota najprawdopodobniej dobiegną końca w następnym rozdziale xd I nie, nie atakujesz jej za mocno, niewątpliwie sobie zasłusłużyła. Sama sie na nią złoszczę przy pisaniu!
UsuńScore rzeczywiście mógłby sie zdobyc na szczerość, ale to trochę nie fair, żeby to on znów musiał zachowywać sie jak ta rozsądna strona konfliktu, ma chłopak dość :D
Albus juz okulary nosi (przynajmniej w mojej wyobraźni) wiec nie ma dla niego usprawiedliwienia xd powiem tylko, że włóczącego sie Score'a zauważył przez przypadek, a stalkowania bliskich na mapie nie ma w nawyku. Ale nieco zbliża się do prawdy ^^
W każdym razie nasi bohaterowie w tym rozdziale (a Rose również w poprzednim) nie popisują się rozsądkiem, umiejetnością dedukcji i podejmowania decyzji, a ja w żadnym wypadku nie zamierzam bronić tych dzieciaków, więc pozwól że po prostu usmiechnę sie z zadowoleniem, na widok twoich wybuchów agresji :D
Dziękuję ci bardzo za opinię i również życzę Weny, Mocy i udanych wakacji!
Zanim zapomnę znowu, muszę jeszcze napisać parę kwestii odnośnie poprzedniego rozdziału.
OdpowiedzUsuńTam wspomniałaś o Patronusach Lily i Rose... zwierzęta idealne dobrane do osobowości dziewczyn :) Szkoda, że Scorpiusowi się nie udaje - może Rose pomoże chłopakowi w szkoleniu...
Choć sądzę po tym rozdziale, że trochę na tę naukę poczekamy. Zawisły czarne chmury nad naszą parą... Propozycja randki przez Belli spowodowała do niepotrzebnej kłótni. Lecz z drugiej strony, nie dziwię się MAlfoyowi, że wybuch... Zapewne sądził, że Rose da mu zakaz randkowania, zauważy fakt, że jednak coś do niego czuje i i nie chodzi jedynie o seks. A ich sprzeczka zapewne zadowoli Daniela, który tylko czekał, aż dojdzie do rozstania... Ciekawe, co w tej sytuacji zrobi Rose... Widać, ze dziewczyna ma całkowity mętlik w głowie.
Bardzo cieszę się, że Rose sprzedała swój obraz i myśli na poważnie o tym, aby zawodowo malować obrazy. Cieszę się też, że odważyła się powiedzieć o tym Hermionie, która, jak widać, chce najlepiej dla swojej córki... Mam nadzieje, że Rose zauważy chociaż to, czyja to zasługa, że powiedziała o malowaniu matce... ;)
Super, że spodobał ci się dobór patronusów :D
UsuńCzarne chmury są, a kiedy zostaną przegnane, to pozostawie na razie w sekrecie. Tak, Scorpius powiedział Ro o randce, bo chciał ją sprowokować, zeby się przyznała do buzujących w niej uczuć :) A nasza płochliwa sarenka niestety lubi się oszukiwać i sama jeszcze nie wie, jak należy teraz postąpić.
Cieszę się również, ze aprobujesz decyzję Ro odnośnie zawodowego malowania ^^ TEraz tylko będzie musiała zapomnieć na chwilę o tym swoim samolubnym strachu i pozwolic sobie na wdzięczność do Scorpiusa, że namawiał ją do powiedzenia rodzicom :D Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
"– Powiedz, Al, bolą cię czasem plecy? – zapytał zdawkowo Scorpius.
OdpowiedzUsuń– Nie, dlaczego?
– Pomyślałem, że ten pantofel, pod którym trzyma cię Mel, może czasem uwierać." - Hahahahah, ten dziwny dźwięk, który z siebie wydałam, to był chyba śmiech xddd
"– Masz całkowitą rację, Albusie Severusie Ginevro Potter." - Teraz to już na pewno był śmiech :D
"Zobaczyłam CIĘ i pomyślałam, że..."
Cudownie, że obraz Rose został sprzedany! I to tak szybko! Widać, jakie wrażenie to na niej wywarło, po tym jak rzuciła się na korytarzu na Scora xd Oj uważaj, żeby oni się nie uzależnili od seksu xddd Nie chcielibyśmy, żeby do nieogarnięcia społecznego Rose doszedł jeszcze problem nimfomanii hahah Nie no, żartuję, ale nie mogłam się powstrzymać :D
Podobała mi się ta ich humorystyczna niby-sprzeczka.
"– Al, co ty knujesz? – zapytał podejrzliwie. – Czy to znowu ma jakiś związek z twoim fetyszem na punkcie Puszków Pigmejskich? Bo już mówiłem, że nie będę o tym z tobą…
– Nie mam fetyszu na punkcie Puszków Pigmejskich! – wykrzyknął Potter, najwyraźniej nieco za głośno, bo kilka Ślizgońskich głów odwróciło się z zainteresowaniem w jego kierunku." - Hahahahah, biedny Aluś xd
A może Potter tylko udaje takiego naiwnego, a tak naprawdę wyczuwa każde kłamstwo i już planuje zacząć śledzić Rose na mapie :D Ach, te teorie spiskowe xd
Oj, przydałby mi się taki grafik od Melody ;)
"I wszelkie jej działania sprawiały, że był bardzo zagubiony, przez co ciągle się rumienił. Obawiał się, że może to zostać źle odczytane." - No ja mam nadzieję, że to tylko przez zagubienie!
No nieee, Scorpius, miałeś od razu odmówić Belli! No gdzie masz jaja, chłopie?!
Chyba pierwszy raz tak się wkurzyłam na Rose! Kobieto, jak można być tak ślepym!? Brak mi słów normalnie. Mam nadzieję, że niedługo odkupi tę ślepotę, bo zaraz wyjdę z siebie xd
Sądzę, że wina leży po obu stronach, ale większość po stronie Rose. Bo w sumie Scorpius mógłby być trochę mniej dumny, porywczy i bardziej cierpliwy, ale i tak już długo wytrzymywał, więc szacun :D
To wyznanie Rose Hermionie, że chce być malarką, stanowi miłą przeciwwagę dla dramy :D To takie typowe - wszyscy to widzieli, tylko Rose była ślepa xd Cieszę się, że zaakceptowali jej decyzję.
"Raz nawet powiedziała ojcu, że zamierza po prostu dorosnąć i żyć z jego pieniędzy. Powiedział, że nie ma żadnego problemu, jeśli tylko będzie nosić grube płaszcze na randki" - Czego innego można było się spodziewać po Ronie? hahah
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
Hahahahah :D
UsuńTa, Rosie troszkę straciła głowę ze szczęścia, to rzuciła się mu na szyję :D Hah, nie martw się, nimfomania im nie grozi xd
Co Al wie, a czego nie okaże się w swoim czasie :D BYłoby nudno, jakby sie nagle okazało, ze każdy się wszystkiego domyślił :D + nie ma nic przyjemiejszego od snucia teorii spiskowych xd
Scorpi jest pewien, że to przez zagubienie :D Raczej bym go nie podejrzewała o nic innego xd
Nie dziwię się, że wkurzyłaś sie na Rose, sama się na nią wkurzam podczas pisania xd No i wina zdecydowanie leży po jej stronie, bo ileż cierpliwości można wymagać od Scorpiusa? :D
Cieszę sie, że wyznanie Hermionie planów ci sie podobało ^
Ron jak Ron, nieczęsto potrafi zaskoczyć xd
O! Cieszę się, ze powrócił wątek obrazu, bo sobie o tym przypomniałam, jak skończyłam poprzedni rozdział :D Cieszę się, że ktoś kupił obraz Rose, to dla niej duże wyróżnienie, jakby nie patrzeć.
OdpowiedzUsuńMoze Miranda przemówi Scorowi do rozumu, ze z Rose trzeba pogadać. Nie moze wiecznie uciekać i bać sie uczuć, to niesprawiedliwe względem Scora. Chociaz to i tak dobrze, ze Rose nie jest idealna, byłaby jeszcze bardziej irytująca :D
A niech i Scor sie umówi z tą Bella, wcale nie taka zła z niej dziewczyna. Rose potrzebuje kubła zimnej wody w koncu.
W koncu. W koncu scena na ktora czekałam. Nie dziwie sie, ze Scor ma tego serdecznie dosc. Niech sobie Rose płacze, sama niszczy ich relacje, a potem jest zaskoczona, ze cos idzie nie po jej mysli. Rozumiem, ze mogła sie bac, ale on cały czas dawał jej sygnały, ze to cos poważniejszego. To on chciał isc na randkę i wszystko przygotował, a ona ucinała wszystkie jego starania.
Za to plasterkiem na moje, rozerwane przez irytację na Rose, serce jest ostatnia scena! To takie urocze, jak Rose przytuliła mamę i jak ucieszyła sie na jej widok.
Hahah widzę, ze Rosie nieźle cie wkurzyła :D
Usuńcieszę się, ze ostatnia scena troche pomogła!