piątek, 6 października 2017

[31]"Mógłbyś mnie uszczypnąć?"

– Powiedzieć mi o czym? – powtórzył pytanie Scorpius.
Albus, który początkowo planował udawać, że nie usłyszał i uciec jak najszybciej z miejsca zdarzenia, odwrócił się powoli. Dawno mu się nie zdarzyło myśleć tak szybko. Ilość pomysłów na odpowiedź, która przebiegła mu przez głowę podczas tego obrotu, była niemożliwa do zliczenia.
Ale kiedy spojrzał na uniesione brwi Scorpiusa, jedynym, co wydostało się z ust Pottera było elokwentne:
– O niczym.
– Tak, twoja zrelaksowana postura i spokojna twarz mówią „nie mam nic do ukrycia” – skomentował Scorpius, przewracając oczami. Albus zdał sobie sprawę, że ma napięte ramiona, wykrzywioną nerwami twarz, oraz, że nerwowo zaciska pięści. Podjął desperacja próbę przywrócenia sobie normalnego wyglądu, zaczynając od rozluźnienia szczęki.
– Co tam słychać? – rzucił nerwowo.
– Al, o czym Rose musi mi powiedzieć? – drążył Scor. – I czemu tego nie robi?
– Nie możesz tego usłyszeć ode mnie – odparł Albus, w końcu porzucając taktykę udawania ofiary amnezji wybiórczej. – Co mam ci powiedzieć?
Malfoy westchnął ciężko, przeczesując włosy palcami.
– Czyli przyznajesz, że Rose coś przede mną ukrywa? – zapytał, siląc się na zdawkowy ton, jednak Albus musiałby być poważnie niedorozwinięty, żeby nie usłyszeć rozczarowania i smutku w jego głosie.
– Tak – odparł ostrożnie.
– Czy to coś ważnego?
– Tak – powtórzył.
– I oczekujesz, że będę się zachowywał, jakbym nie chciał natychmiast usłyszeć, o co chodzi? – zapytał kpiąco Scorpius. – Albus, przyjacielu, chyba przeceniasz moją cierpliwość.
– No cóż, ja nic ci nie powiem – zaoponował Potter, czując jak ta uparta, odziedziczona po ojcu strona jego osobowości, dochodzi do głosu. Ledwo powstrzymał się przed tupnięciem nogą, ale przypomniał sobie, że zaledwie kilka minut temu Rose wyśmiała ten gest. – A ty czekaj cierpliwie, aż zrobi to sama. Nie naciskaj na nią, powie ci, kiedy będzie gotowa.
– Czemu zawsze ktoś z nas musi czekać, aż Rosie będzie na coś gotowa?
– Hej, sam się w to wpakowałeś – zauważył brunet, poprawiając okulary na nosie. Nieco mu ulżyło, że przyjaciel najwyraźniej przestał drążyć temat. – Zaraz, zaraz, czy ty właśnie nazwałeś ją Rosie? A zawsze cię chwali, że jako jedyny tego nie robisz.
Scorpius zarumienił się lekko, po czym wzruszył ramionami.
– Robie to tylko wtedy, kiedy nie słyszy – przyznał. – Jeśli jej powiesz, to jesteś martwy.
– Jeśli ty dasz po sobie poznać, że coś wiesz, jesteś martwy dwa razy – uzupełnił Albus. Jego przyjaciel westchnął ciężko i kiwnął głową na znak zgody, po czym odmaszerował z naburmuszoną miną.

***

Dwa dni później Rose uświadomiła sobie, że odkąd jest ze Scorpiusem, ani razu nie znalazła się w stanie czystej paniki. Aż do teraz.
Od rozmowy z Albusem była nieco nerwowa. Nastrój ten coraz bardziej rósł sił w siłę w miarę mijającego czasu.
I choć upominała od czasu do czasu samą siebie, że jej kuzyn jest przecież osobą godną zaufania i z pewnością nic nie wypapla Scorpiusowi, wewnętrzny lęk pozostał. Ilekroć młody Malfoy pojawiał się w zasięgu wzroku, Rose natychmiast studiowała jego twarz, poszukując oznak gniewu lub czegokolwiek, co mogłoby wskazywać na to, że już wie.
– Picasso, czemu tak dziwnie mi się przyglądasz? – zapytał któregoś razu.
– Wpatruję się. To romantyczne – usprawiedliwiła się.
– Skoro tak twierdzisz – zgodził się ze śmiechem i pocałował ją zachłannie, a ona na moment zapomniała, czym tak właściwie się przejmowała.
Mimo wszystko, zaczynała już trochę unikać zarówno jego jak i Albusa. Jednak trwało to na tyle krótko, że Scorpius, pochłonięty nauką, niczego nie zauważył. Była za to bardzo wdzięczna losowi.
Późnym wieczorem siedziała u siebie w pokoju, usiłując się nie martwić, ale przychodziło jej to z wielkim trudem. Miała przecież tak wyśmienite warunki do dołowania się! Melody jeszcze nie wróciła z „sesji naukowej” z Albusem, a Cara znowu gdzieś zniknęła, prawdopodobnie odbyć kolejną, ważną kłótnie z Haroldem. W dormitorium panowała jedynie cisza, przerywana spokojnym oddechem śpiącej Jessiki. Rose zawsze lubiła tę dziewczynę najbardziej wtedy, kiedy spała.
Najwyraźniej ktoś, kto był odpowiedzialny za porządek na tym świecie uznał, że wystarczy już na dzisiaj tego rwania włosów z głowy, ponieważ w tym momencie otworzyły się drzwi sypialni i do środka wkroczyła Melody.
A następnie zrobiła coś, co nie zdarzyło się jej od dobrych paru tygodni: spojrzała prosto na Rose.
Weasley była tak zaskoczona, że na moment przestała oddychać. Zdążyła przyzwyczaić się do ostentacyjnego ignorowania, a zapomniała jak to jest, czuć na sobie uważne spojrzenie Melody. Spojrzenie, które pełne było… troski.
– Już wiesz – powiedziała Rose, szybko uświadamiając sobie, co jest powodem nagłej zmiany nastawienia przyjaciółki.
Brunetka kiwnęła głową, nadal przyglądając się jej uważnie, po czym usiadła na łóżku i opiekuńczo objęła Rose ramieniem.
– Jak się czujesz? – spytała cicho, zerkając z niepokojem na łóżko śpiącej lokatorki. Wyjęła z kieszeni różdżkę i mruknęła pod nosem muffliato.
Rose spojrzała na nią z przekąsem.
– Wiesz, że to dobre wieści, prawda? – zapytała. – Kiedy ktoś dostaje się na jakiś prestiżowy projekt, to raczej nie powinno się z nim rozmawiać w taki sposób, jakby umarł członek rodziny.
– Och, ale ty sama dobrze wiesz, że to wspaniała nowina – odparła Melody zniecierpliwiona. – I jestem z ciebie szaleńczo dumna. Obiecuję, że jak tylko powiesz całej reszcie świata, zamówię dla ciebie gratulacyjny napis na niebie. Ale wolałam porozmawiać o rzeczach istotnych. Na pewno jesteś rozdarta. Nie wiesz co masz zrobić. Odkładasz to na później, i tak dalej. Znam cię od siedemnastu lat, Rudzinko.
– Może i masz odrobinkę racji… – mruknęła niechętnie Rose. Nie miała ochoty o tym myśleć, więc jakim cudem miałby chcieć o tym rozmawiać?
– Będziesz musiała się rozstać ze Scorpiusem – Melody od razu przeszła do rzeczy.
– Widzisz, właśnie dlatego tak mi ciebie brakowało, Mel. Te twoje niewyczerpalne pokłady optymizmu…
– Przestań robić uniki, Rosie – powiedziała ostro. – Rozmawiaj ze mną.
Weasley tak bardzo stęskniła się za rozkazami przyjaciółki, że aż postanowiła być posłuszna.
– Wcale nie musielibyśmy się rozstawać – zaoponowała. – To tylko rok, nie aż tak długo. Będziemy już wtedy oboje mieli licencję na teleportację, a są też inne środki transportu. Moglibyśmy się odwiedzać…
– Ale to nie to samo – ucięła Mel. – Ty pracowałabyś w galerii, Scorpius na pewno szybko znajdzie pracę w Anglii, bylibyście zajęci swoimi sprawami… w rezultacie i tak wyglądałoby to jak każdy związek na odległość. A potem zainteresuje się nim jakaś piękna pasjonatka mugoloznawstwa…
– Lalalalalalala! – wyśpiewała histerycznie Rose, zakrywając sobie uszy dłońmi.
– Stara, dobra, dojrzała Rosie – powiedziała Melody z uśmiechem, widząc panikę na twarzy Weasley. – Tak czy siak, chcę tylko, żebyś rozważyła wszystkie możliwości. Jasne, nie możesz pod żadnym pozorem odrzucić tej okazji, ale zależy mi, żebyś spojrzała na to realistycznie. Mamy po siedemnaście lat, jesteśmy tylko gówniarzami. Żadne z was nie może oczekiwać, że to drugie cierpliwie przeczeka rok.
– Więc uważasz, że Scorpius nie będzie chciał… na mnie poczekać? – zapytała ruda, a przy ostatnim słowie głos nieco jej zadrżał. To była właśnie ta najgorsza ewentualność, której się bała. Chyba wolałaby, żeby przykuł ją łańcuchami do taśmy z bagażami na lotnisku w Anglii i kategorycznie zabronił jej odlatywać, niż żeby powiedział „no trudno” i pozwolił jej odejść, tak na zawsze. Wzdrygnęła się.
– Musiałabym być Scorpiusem, żeby to wiedzieć. Dlatego właśnie musisz jak najszybciej mu powiedzieć. Albus miał racje.
– Albus to największa pleciuga w dziejach Hogwartu – mruknęła gorzko Rose. – Nie wytrzymał nawet czterdziestu ośmiu godzin, żeby ci powiedzieć.
– Masz szczęście, że mi powiedział! – oburzyła się Melody. – Nie ma sensu udawać, że Albus jest skarbnicą dobrych rad i złotych myśli, szczególnie w kwestach uczuć romantycznych czy życiowych wyborów. Gdybyś nadal mogła się zwrócić tylko do niego, prawdopodobnie wylądowałabyś gdzieś w Moskwie, bez pracy, dokumentów, środków do życia i możliwości kontaktu z ludźmi.
– I dlaczego nagle jedynym zmartwieniem jest mój związek ze Scorpiusem? – Weasley bardzo chciała zmienić temat, albo chociaż nieco go przekształcić. – Gdzie się podziała dyskusja nad faktem, że taki wyjazd jest w ogóle bardzo dużą zmianą życiową? Zwłaszcza dla mnie? Co jeśli będę musiała pokonać ruchliwe skrzyżowanie, znaleźć przystanek autobusowy, nauczyć się mapy metra albo trafić do sklepu spożywczego? Co jeśli zepsuje mi się hydraulika w mieszkaniu, albo zamek w drzwiach? Co jeśli podziurawię wszystkie skarpetki i nie będę wiedziała gdzie najbardziej się opłaca kupić nowe?
– Bo to nie podlega żadnej dyskusji – powiedziała twardo brunetka. – Rudzinko, tutaj nie ma się nad czym zastanawiać, nie możesz nie pojechać. Musisz sobie poradzić. Nawet z takim horrorem jak… kupno skarpetek. Nie debatujemy nad tym, czy powinnaś jechać, bo odpowiedź jest tylko jedna.
– No dobrze, w takim razie co z innymi ludźmi, od których będę daleko? – jęknęła Rose. – Będę tam całkiem sama, Mel! Dlaczego nikt mi nie uświadamia, że relacje z innymi bliskimi osobami będą narażone? Nie będę widywać rodziców i Albusa.
– Ale to rodzina – zaśmiała się Mel. – Rok niczego nie zmieni i dobrze o tym wiesz. A rodziców i tak nie widujesz podczas roku szkolnego Wytrzymają jeszcze jeden rok. Albus też.
– A co z nami? – dodała cicho Weasley. – I z Haroldem?
– Harolda nigdy nikomu nie udało się pozbyć. Musiałabyś chyba upozorować własną śmierć. A my to co innego. – Melody się uśmiechnęła. – To więcej niż jakieś tam więzy krwi. Nic nas pokona. Nie tak na stałe.
– Czyli nie wierzysz, że mnie i Scorpiusa też „nic nie pokona”? – zapytała Rose z lękiem, starając się ignorować fakt, jak melodramatycznie to brzmi.
– Nic takiego nie powiedziałam. Po prostu chcę, żebyś ty też wierzyła.
– I dlatego podawałaś mi te wszystkie powody, dla których będziemy musieli się rozstać? Żebym ci udowodniła, że to nieprawda? – Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko znów uśmiechnęła się tajemniczo, na co Rose uderzyła ją poduszką.
– Czyli między nami… wszystko w porządku? – zapytała niepewnie.
– Dla mnie było w porządku już jakieś pół godziny po naszej kłótni – przyznała brunetka. – Po prostu uznałam, że potrzebujesz dłuższej kary – dodała, za co zarobiła kolejny cios poduszką.
– I uznałaś, że zaczekasz na jakiś dramatyczny moment w moim życiu, żebyś mogła wkroczyć ze swoimi radami i pokazać, jaka jesteś wspaniała?
– A co? Nie jestem?
– Trochę jesteś.
Melody wyciągnęła się wygodnie na łóżku i oparła głowę na dłoniach.
– No to opowiadaj – zakomenderowała. – I przynieś wino.

***

Następnego dnia, po egzaminie praktycznym z obrony przed czarną magią, Rose zaszyła się w opustoszałym Pokoju Wspólnym Gryfonów. Przeglądała swoje notatki z zielarstwa, włącznie z tymi z pierwszych lat, na których atrament zdążył już nieco wyblaknąć. Usiłowała właśnie odczytać właściwości ropy z Czyrakobulwy, kiedy ktoś poklepał ją po ramieniu. Uniosła głowę i ujrzała przed tobą Scorpiusa.
– Och, to ty – mruknęła, uśmiechając się nieprzytomnie. – Myślałam, że to Melody.
Chłopak rozłożył ręce.
– Co mnie zdradziło?
– Jak w ogóle tu wszedłeś? – zapytała, ignorując jego pytanie, po czym oderwała wzrok od przystojnej twarzy Malfoya. Dopiero wtedy zorientowała się, że towarzyszył mu Harold, który zapewne wpuścił go do Pokoju Wspólnego. Zauważyła również, że jej chłopak ma dziwnie uradowany wyraz twarzy, a oczy błyszczały mu radością.
– Scorpius, czemu się tak dziwnie uśmiechasz? – zapytała nieufnie. Znała już wszystkie jego uśmiechy. Ten konkretny zawsze wydawał jej się dość złowieszczy, ale chyba był też dziedziczny.
W odpowiedzi spojrzał na nią z oburzeniem.
– A co, nie mogę po prostu cieszyć się z tego, że mamy piękne popołudnie, które spędzę z moją piękna dziewczyną?
Rose przeniosła pytający wzrok na Harolda.
– Właśnie widzieliśmy, jak Daniel się potknął i zarył twarzą o beton – pośpieszył z wyjaśnieniem. – Myślę, że zarysował podłogę.
– Było przezabawnie – dodał Scorpius.
– Powinieneś już dać mu spokój – stwierdziła Rose, siląc się na dezaprobatę. – Przecież ostatecznie nie narobił żadnych szkód.
– Szantażem zmusił cię do pójścia z nim na bal i nasłał na mnie dziewczynę, o której wiedział tylko tyle, że lubi pieniądze – uściślił Malfoy. – A jestem pewien, że jeśli byłby w Slytherinie, czyli miałby nieco więcej sprytu, namieszałby znacznie bardziej i skuteczniej. Zatem sądzę, że nie przesadzam, jeśli czasem zaśmieję się niewinnie za jego plecami.
– A spalenie jego brwi na zielarstwie też było niewinne? – drążyła Rose. – I nie wmówisz mi, że fakt, iż jego włosy od miesiąca są różowe, to przypadek…
– Nic nam o tym nie wiadomo – wtrącił natychmiast Harold. – Ani o tym dziwnym wypadku z Puszkami Pigmejskimi… zresztą, spytaj Albusa…
– A już na pewno nie mieliśmy niż wspólnego z tym dziwnym zaklęciem hipnotycznym, w wyniku którego przez tydzień wyśpiewywał hymn Hogwartu, ilekroć ktoś wypowiedział jego imię – dodał Scorpius.
Rose zastanawiała się, czy to Albus i oczywisty gen szaleństwa, dziedziczony w ich rodzinie sprawił, że Scorpius i Harold stali się nienormalni, czy może raczej to któryś z nich wpłynął w ten sposób na Pottera. Każda opcja była równie prawdopodobna.
– Jesteś gotowa? – zapytał Scorpius, widząc, że jej myśli znowu gdzieś odpłynęły.
– Do czego? – Ta cała nauka sprawiała, że coraz wolniej kojarzyła fakty.
– Mieliśmy się uczyć nad jeziorem.
– Och! – drgnęła lekko, a notatki rozsypały się po podłodze. – Całkiem zapomniałam! Ale to nic, właściwie mogę iść zaraz…
– Przepracowujesz się, Rosie – powiedział Harold, po czym obaj chłopcy zajęli miejsca obok niej na kanapie. – Powinnaś więcej sypiać.
Kiwnęła głową, nie chcąc dodawać, że jej problemy ze snem wcale nie wynikały z nadmiaru nauki. A przynajmniej nie tylko.
– Sama wiesz, że i tak nie ma znaczenia, jak pójdą ci egzaminy – wtrącił Scorpius, obejmując ją opiekuńczo ramieniem. – Przecież będziesz sławną malarką. Nikogo nie będzie obchodzić, czy potrafisz sporządzić eliksir Słodkiego Snu.
Rose spojrzała na niego z niezadowoleniem.
– Nie powinieneś raczej powiedzieć czegoś w stylu „na pewno pójdzie ci świetnie”?
– Wszyscy to sobie nawzajem powtarzamy od tygodni – wyjaśnił, wzruszając ramionami. – Postanowiłem pójść w innym kierunku. Albus jest u siebie? – zapytał znienacka.
– Chyba tak.
– Muszę z nim o czymś pogadać – powiedział, całując ją przelotnie w czoło. – Jak wrócę, to możemy iść na błonia.
– Tylko zapukaj do drzwi, bo chyba jest u niego Melody – ostrzegła go Rose, na co Scorpius uśmiechnął się do niej z wdzięcznością i zniknął na schodach do sypialni chłopców.
Weasley spojrzała na Harolda, który, jak to ostatnio miał w zwyczaju, wpatrywał się w jakiś punkt na ścianie i kompletnie nie zwracał uwagi na otoczenie.
– Wszystko gra? – zapytała ostrożnie.
W odpowiedzi tylko westchnął cierpiętniczo.
– No cóż, tutaj nie możesz palić – powiedziała.
Kolejne westchnienie.
– Chodzi o Carę?
To najwyraźniej było jak odbezpieczenie granatu.
– W ogóle nie wiem, o co jej chodzi! – wybuchnął, wyrzucając ręce w powietrze. – Co ja takiego zrobiłem, Rosie? Wszystko było dobrze, świetnie się bawiliśmy, nigdy nie mówiłem, że mam co do niej jakiekolwiek wątpliwości, a ona nagle stwierdza, że ja nie wiem czego chcę! Czy wy, baby, nigdy nie możecie mówić, co dokładnie macie na myśli?
– Nie – przyznała Rose. – Takie już z nas przekorne istoty.
– Świetnie – warknął. – Nie mam bladego pojęcia, co zrobić z tą sytuacją.
Tym razem to Rose wydała z siebie westchnienie. Dawno, dawno temu, udzielała Haroldowi rad, odnośnie postępowania z dziewczynami, chociaż ona wolała nazywać ten okres „tworzeniem potwora”. Ale najwyraźniej najważniejszych lekcji nie zrozumiał.
– Harold, nie pamiętasz tej ważnej zasady, o której ci mówiłam, odnośnie dziewczyn?
Chłopak zmyślił się.
– Że lubią, jeśli masz na sobie spodnie, przynajmniej do końca kolacji?
– Co? Fuj, nie…
– Że należy je komplementować, nawet jeśli akurat wyglądają kiepsko?
– Tak, owszem, ale nie to mam na myśli.
– Że nigdy nie wolno mówić, że są grube?
– To też, ale…
– Że mają dziwne, niemożliwe do wyjaśnienia obsesje na punkcie butów?
– Chodziło mi o to, że dziewczyny lubią czuć zaangażowanie faceta – powiedziała Rose, chcąc zakończyć tę zgadywankę. – Wtedy mają wrażenie, że związek jest stabilny, a uczucie jest obustronne. Tylko tego chce Cara. Potwierdzenia, że nie jest jedyną osobą, która się stara i której zależy.
Harold wpatrywał się w nią z uniesionymi brwiami.
– A skąd coś takiego mogłoby jej przyjść do głowy?
Rose przewróciła oczami.
– Myślę, że ma to coś wspólnego z samym faktem spotykania się z tobą. Nie sądzę, żeby w związku z kimś innym była równie niepewna i, co za tym idzie, kłótliwa.
– Czyli to moja wina? – obruszył się Harold. – I to nawet nie przez coś, co zrobiłem będąc z Carą, tylko to, jak zachowywałem się wcześniej, tak?
– Przykro mi, skarbie, ale tak działa świat – westchnęła Weasley, klepiąc go pocieszająco po policzki. – Cara oglądała twoje podboje prze lata. Nie możesz oczekiwać, że po prostu wymaże to z pamięci.
– Więc co mam zrobić?
– Coś dużego – zachęciła go Rose, całkiem zapominając, że Melody już dawno temu dała jej zakaz udzielania rad w kwestiach uczuciowo-towarzyskich. Była w tej kwestii nie bardziej uzdolniona niż Albus. – No wiesz, jakiś… gest.
– Gest – powtórzył Harold, a oczy mu rozbłysły, jakby nagle zaczął doceniać geniusz i wagę jej wspaniałych porad. – Zaangażowanie… – mamrotał pod nosem, a Rose poczuła, że traci jego uwagę.
– Wróciłem – ogłosił Scorpius. – Gotowa?
– Taa… – mruknęła Rose, rzucając jeszcze jedno niespokojne spojrzenie na Harolda. Nieco się obawiała, jaki właściwie pomysł zasiała w jego głowie.
Pozwoliła Scorpiuswi spleść jego palce ze swoimi, po czym razem opuścili wieżę. Szli w milczeniu, które chłopak przerwał dopiero po kilku minutach.
– Wszystko w porządku? – zapytał, zerkając na nią z ciekawością, kiedy schodzili po schodach. – Nie odezwałaś się od dwóch pięter.
– Wydaje mi się, że namieszałam – powiedziała niepewnie, nadal myśląc o Haroldzie. – Tylko jeszcze nie wiem, dlaczego.
– A co dokładnie masz na myśli? – Scorpius wydawał się rozbawiony.
– No bo… powiedziałam coś Haroldowi – wyznała, ale zanim zdążyła usłyszeć z ust Scorpiusa jakąkolwiek reprymendę, zorientowała się, że czuje się dziwnie lekko. Jakby… czegoś jej brakowało. W okolicach ramienia. – Cholera! Zapomniałam torby z książkami. – Przygryzła wargę, czując niechęć na samą myśl o ponownym spacerze w górę schodów. 
– W takim razie leć zająć nam dobre miejsce – odparł Scorpius, poprawnie interpretując jej wyraz twarzy. – A ja wrócę po twoja torbę.
Rose uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wspięła się na palce, żeby go pocałować. Delikatnie. A przynajmniej taki był plan.
Scorpius wplótł dłoń w jej włosy i objął ją w talii, a ona w odpowiedzi zacisnęła palce na jego koszuli, przyciągając go bliżej siebie. Kiedy na nią naparł, poczuła, jak poręcz od schodów wbija jej się w plecy.
– Zaraz ktoś nas zobaczy – sapnęła, choć jej umysł krzyczał: Zaciągnij go do jakiegoś schowka na miotły!
– I co z tego? – wymruczał Scorpius, całując jej linię szczęki.
– Jeśli tą osobą znów będzie wujek Neville… to znaczy profesor Longbottom, to będzie jeszcze bardziej niezręcznie niż ostatnio. – Wiedziała, że to prawda. Ale nie bardzo mogła poradzić cokolwiek na to, jak jej ciało reagowało na dotyk Scorpiusa. Zwłaszcza, że ostatnio bardzo mało czasu spędzali tylko we dwoje, nie mówiąc o jakichkolwiek intymnych spotkaniach w Pokoju Życzeń. Durne egzaminy. – A poza tym, mieliśmy się uczyć.
– Nauka nie ucieknie – stwierdził filozoficznie Scorpius, bawiąc się guzikiem jej koszuli. Rose dziękowała niebiosom, że w pobliżu nie było żywej duszy.
– Edukacja jest bardzo ważna – zaoponowała Rose, odsuwając go od siebie stanowczo i usiłując uspokoić oddech.
Scorpius uśmiechnął się z przekąsem. Jego policzki były lekko zaróżowione.
– No dobrze – zgodził się. – Do zobaczenia na błoniach.

Skierował się z powrotem do Wieży Gryffindoru. Stanąwszy przed portretem Grubej Damy podał jej hasło, które wcześniej wypowiedział Harold.
Kiedy znalazł się w Pokoju Wspólnym, zastał przyjaciela w tym samym miejscu, w którym chwilę temu go zostawili, z tym że teraz miał przed sobą kawałek pergaminu, na którym bazgrał coś zapamiętale.
– Harold, czyżby to były cyfry? – zapytał ze zdumieniem Malfoy. – Nie wiedziałem, że potrafisz liczyć.
– Ha-ha – skomentował brunet. – Usiłuję oszacować, ile powinno mi zostać galeonów w mojej skrytce u Gringotta… – dodał, marszcząc brwi z wysiłku.
– Może chciałbyś pożyczyć mój kalkulator? – zaproponował ochoczo Scorpius. – Kupiłem go podczas przerwy świątecznej. Może działać w Hogwarcie, ponieważ jest na baterie słoneczną…
– Co to jest kalkulator? – przerwał mu Harold.
Scorpius uśmiechnął się jeszcze szczerzej i z radością zaczął recytować definicję, pochodzącą z jego podręcznika do mugoloznawstwa.
– To mugolskie urządzenie, dzięki któremu możemy w szybki i łatwi sposób…
– Dobra, zapomnij, że spytałem – uciął znów brunet. – A tak z innej beczki: znasz może jakiś fajny sklep jubilerski, który prowadzi sprawną sprzedaż wysyłkową? Tylko nie coś super ekskluzywnego, nie jestem bogato urodzonym Malfoyem…
– Ach, te twoje subtelne aluzje do moich pieniędzy. Nigdy się nie starzeją! – powiedział Scorpius, przewracając oczami. – Może Magovski? Jeśli to takie pilne, to zwróć się do Melody. Założę się, że ma w dormitorium ich najnowsze katalogi – dodał sięgając po torbę Rose i wieszając ja sobie na ramieniu, po czym zaczął pakować podręczniki, które zostawiła na stole.
Harold kiwnął głową.
– Dzięki – mruknął, notując coś w rogu pergaminu.
– A co? Planujesz prezent przeprosinowy dla Cary?
– Coś w tym stylu.
Kiedy Scorpius chwycił podręcznik do zielarstwa, jakiś złożony kawałek pergaminu wysunął się spomiędzy kartek i pofrunął na podłogę. Schylił się po niego. Nieświadomie zawiesił wzrok na pierwszej linijce tekstu.

Szanowna panno Weasley….

***

– Rose! – usłyszała za sobą i natychmiast się zatrzymała. Nie była jeszcze nawet blisko ich ulubionego dębu, ledwo co wyszła z zamku. Nie spodziewała się, że Scorpius tak prędko ją dogoni.
– Szybki jesteś… – zaczęła pogodnie, odwracając się w jego kierunku, ale urwała, bo znów czekało ją zaskoczenie. Chłopak stał zaledwie kilka centymetrów od niej i oddychał ciężko. Scorpius niełatwo się męczył. Wyglądało na to, że przebiegł całą drogę od Wieży Gryffindoru.. Uniosła wzrok na jego twarz i poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
Jego oczy błyszczały, ale nie tak jak zwykle. Zazwyczaj kolor jego tęczówek kojarzył się z płynnym srebrem, teraz natomiast bardziej przypominał stal.
Nigdy nie widziała go tak wściekłego.
– Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? – zapytał cicho, a ona z przerażeniem stwierdziła, że ton jego głosu nie pasuje do tego, co widziała w oczach. Słychać w nim było tylko smutek i ból.
Wolałaby, żeby na nią nakrzyczał.
– Powiedzieć o czym? – spytała odruchowo, choć odgadnięcie odpowiedzi na to pytanie zajęło jej jakieś dwie sekundy.
Poszedł po jej podręczniki. Podręcznik do zielarstwa. List w podręczniku do zielarstwa.
– O tym, że planujesz przeprowadzkę – wyjaśnił, a jego spojrzenie przeszywało ja na wylot, wywołując niezmierzone ilości poczucia winy. Nikt nigdy tak na nią nie patrzył. Jak szczeniaczek, którego właściciel właśnie wyrzucił z domu, bez słowa wyjaśnienia.
– Chciałam ci powiedzieć. – Rose wiedziała, że brzmi żałośnie. – Bałam się jak zareagujesz…
– A czego konkretnie się spodziewałaś? – zapytał ostrzej, a ona odczuła dziwną ulgę. Nawet wściekłość była lepsza, niż ten pełen wyrzutu wzrok.
– Nie wiem – mruknęła. – Ale chciałam najpierw sama zdecydować, czy jadę, a wcale nie chcę być tak daleko od ciebie i… wiedziałam, że będziesz się wściekał, że chcę pojechać, ale przecież ja muszę…
– Nie obchodzi mnie, że jedziesz! – wykrzyknął Scorpius, a spojrzenie szczeniaczka niemal całkiem zniknęło. – Wściekam się, bo mi nie powiedziałaś!
Równie dobrze mógłby ją spoliczkować. Spodziewała się, że chłopak zaproponuje rozstanie, ale nie podejrzewała, że…
Nie obchodzi go…
– Przepraszam – powiedziała cicho. – Ale to chyba już i tak nie będzie miało znaczenia prawda?
Skoro jej wyjazd go nie obchodził i, tak czy siak, przestaną się widywać, równie dobrze mogliby odpuścić sobie tę kłótnię, prawda?
– Nie ma znaczenia! – Scorpius wydawał się jeszcze bardziej oburzony. – Kiedy myślałem już, że wszystko działa jak powinno, i że udało mi się do ciebie dotrzeć… ty nadal uważasz, że takie sekrety są w porządku…
– Wcale nie uważałam, że to w porządku! – Rose odruchowo zaczęła się bronić. – Wiedziałam, że powinnam ci powiedzieć i planowałam to zrobić! Nawet już wyznaczyłam sobie termin. Dowiedziałbyś się po ostatnim egzaminie – burknęła, urażona. Nie była przecież aż taką kretynką.
Wyraz twarzy Scorpiusa nieco złagodniał.
– Naprawdę? Chciałaś mi powiedzieć?
– Na gacie Merlina, Scorpius, myślałeś, że planowałam tak po prostu wylecieć z kraju, nic ci nie mówiąc? – warknęła.
– Szczerze mówiąc, nigdy nie wykluczam żadnego możliwego scenariusza, jeśli chodzi o ciebie – przyznał, a kąciki jego ust drgnęły. – Jesteś chodzącą definicją słowa „nieprzewidywalna”.
Rose nie dała się nabrać na ten czarujący pół-uśmiech.
– A ty jesteś chodzącą definicją słowa „kretyn” – odparowała. – Oczywiście! Rose jest nieprzewidywalna, Rose jest stuknięta, Rose zrobiła coś dziwnego! Trzeba natychmiast na nią naskoczyć, nakrzyczeć i skopać jej serce szczenięcym spojrzeniem!
Scorpius wydawał się nie brać sobie do serca jej świętego oburzenia, co zirytowało ją jeszcze bardziej.
– Czyli nie planowałaś po prostu… zostawić mnie w październiku bez słowa? – zapytał z wahaniem, rumieniąc się lekko.
– Nie – prychnęła. – Po prostu chciałam się trochę na tę rozmowę… przygotować. Ale teraz dochodzę do wniosku, że równie dobrze mogłam zaczekać do października.
– Dlaczego? – spytał zdziwiony. – Teraz przynajmniej my możemy jakoś się przygotować…
– Do czego? Do rozstania? – Z niezadowoleniem stwierdziła, że jej głos się łamie. Ale czy można było się temu dziwić? Nikt wcześniej z nią nie zrywał, a już na pewno nie robił tego nikt, w kim była zakochana.
Scorpius uniósł brwi.
– Rozstania? – zapytał z wahaniem. – Chcesz się rozstać?
Teraz to Rose była zdziwiona. Na tyle, że na moment zapomniała o łzach cisnących się do oczu.
– Przecież to powiedziałeś – zauważyła. – Wcześniej myślałam… no, miałam nadzieję… że może moglibyśmy jakoś przetrzymać ten rok, ale ty przed chwilą powiedziałeś, że cię to nie obchodzi. Nie obchodzi cię, że wyjeżdżam.
– Źle mnie zrozumiałaś – odparł natychmiast, uśmiechając się szeroko.
Serce Rose zabiło szybciej. Ta rozmowa to był jakiś cholerny, emocjonalny rollercoaster.
– Czyli… a co z odległością? – zapytała, losowo wybierając jedno z setki pytań, które cisnęły jej się na usta.
Scorpius zaśmiał się i położył dłonie na jej ramionach. Weasley poczuła, jakby ciepło nagle zaczęło przepływać przez jej ciało, prosto z opuszków palców chłopaka.
– Rose Weasley. Kosztowałaś mnie zdecydowanie zbyt dużo wysiłku, sprytu i bólu głowy, żebym teraz tak po prostu pozwolił ci wylecieć z kraju beze mnie.
Nadal nic nie rozumiała. Przecież musiała jechać.
– Czyli co zrobimy? – zapytała żałośnie.
– Pojadę z tobą. – Scorpius wzruszył ramionami, po czym delikatnie zaczął sunąć dłońmi w dół jej ciała.
Rose wytrzeszczyła na niego oczy.
– Czyś ty zwariował? – zapytała poważnie. – Nie możesz się przeprowadzić do Francji!
– A co, to jakiś przywilej zarezerwowany tylko dla rudzielców? – zdziwił się.
– Dobrze wiesz o co mi chodzi! – pisnęła. –  Nie możesz tego zrobić tylko ze względu na mnie. To twoje życie, twoja przyszłość…
– Chciałbym, żebyś ty była moją przyszłością – wtrącił wesoło.
– Czy ty nie możesz chociaż przez chwilę być poważny? – zdenerwowała się. Nie miała pojęcia, czy powinna nakrzyczeć na niego za to, że sobie z niej żartuje, czy może przyjąć, że chłopak mówi serio i eksplodować ze szczęścia.
– Jestem stuprocentowo poważny – zapewnił. – Posłuchaj, Picasso, jeśli cię to jakoś uspokoi, miewałem już pomysły, żeby po szkole poszukać pierwszej pracy za granicą. Zwłaszcza odkąd myślałem poważnie o mugoloznawstwie, bo w wielu krajach, na przykład we Francji, społeczeństwo magiczne nie jest takie hermetyczne i traktuje tę dziedzinę poważnie. Będzie mi tam znacznie łatwiej się rozwinąć niż w Anglii. Ale nic nie mówiłem, bo nie wiedziałem, co o tym myślisz, a nie chciałem cię stracić. A poza tym, rok ograniczonych kontaktów z ojcem zdecydowanie jest czymś, czego już nie mogę się doczekać.
Oczy Rose otworzyły się jeszcze szerzej.
– Ty naprawdę nie żartujesz – wymamrotała. – Chcesz jechać ze mną do Francji. Chcesz… mieszkać ze mną we Francji. Odbiło ci – dodała, jakby nie dotarł do niej żaden z jego argumentów. Zakręciło jej się w głowie z emocji. Oparła dłonie o klatkę piersiową Scorpiusa, który teraz obejmował ją w talii. – Nie możesz podejmować takich decyzji!
– Mogę robić co mi się podoba – oznajmił, szczerząc zęby. – W świetle prawa, jestem dorosły. Ty też. I co z tego, że jesteśmy młodzi? Kocham cię. Czy to nie ma żadnego znaczenia?
– Oczywiście, że ma – sapnęła.
Scorpius przeniósł jedną dłoń na jej policzek.
– W takim razie mam zamiar przyczepić się do ciebie na tak długo, jak to możliwe. Już dawno postanowiłem sobie, że jeśli kiedyś uda mi się nakłonić ciebie do czegoś równie niepraktycznego jak związek ze mną, to pójdę za tobą na koniec świata. Paryż jest nieco bliżej, ale myślę, że też się liczy.
Rose, do której powoli zaczynał docierać sens tej rozmowy, uśmiechnęła się lekko.
– A czy kiedy podejmowałeś to postanowienie, byłeś akurat po lekturze setki romansideł z lat dziewięćdziesiątych? – zapytała.
Scorpius zmarszczył brwi.
– Nie czytam romansideł. Po prostu jestem romantycznym facetem.
Rose uniosła brwi z powątpiewaniem.
– No dobrze, staram się być. Kiedy chodzi o ciebie.
Milczeli przez kilka sekund. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od jego twarzy. Malowała się na niej pewność, zdecydowanie, szczęście i… czułość.
– Scorpius?
– Tak?
– Mógłbyś mnie uszczypnąć?
Malfoy uśmiechnął się wesoło i delikatnie uszczypnął jej policzek. Rose uśmiechnęła się i zrelaksowała w jego ramionach.
– Czyli wyjeżdżamy razem do Paryża – podsumowała, a głos drżał jej z emocji. – I będziemy razem mieszkać?
– Jeśli tylko mnie zechcesz – odparł cicho Scorpius.
– Dobrze, ale mam jeden warunek.
Chłopak uniósł brwi.
– Tak, Picasso?
– Codzienne śniadania do łóżka.

***

Jeśli Rose wydawało się, że decyzja Scorpiusa będzie największym zaskoczeniem tego tygodnia, to bardzo się myliła. Prawdziwa bomba dopiero nadchodziła.
Póki co, wszyscy żyli w błogiej nieświadomości. Dwa dni po kłótni, tudzież rozmowie pełnej romantycznych deklaracji, siedziała z Melody w bibliotece.
– Co my tu w ogóle robimy? – zapytała Rose, kiedy uświadomiła sobie, że nie zabrała ze sobą żadnych książek. – Przecież dzisiaj miałyśmy ostatni egzamin. Powinnyśmy nie wracać tutaj już nigdy.
– Właśnie dlatego nas tu pokierowałam – oznajmiła Mel, wyciągając z kieszeni szaty dwie tabliczki ulubionej czekolady Rose: tej z kokosowym nadzieniem. – Wiedziałam, że będzie pusto, wiec będziemy mogły w spokoju jeść i plotkować. W Pokoju Wspólnym właśnie zaczyna się impreza.
– Pani Pince nie pozwala jeść czekolady w bibliotece – oznajmiła Rose, jednocześnie odwijając jedną tabliczkę, po czym ugryzła kawałek, jakby jadła batona. Melody powtórzyła jej czynność.
– Pani Pince nawet nie ma na stanowisku – odparła, wskazując głową na puste biurko, przy którym zazwyczaj pracowała bibliotekarka. – Nie spodziewała się, że kogoś będzie musiała dzisiaj pilnować, więc pewnie oddaje się jakimś przyjemniejszym czynnościom.
Weasley odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o krzesło i zamknęła oczy, chcąc delektować się kokosowo-czekoladowym smakiem, rozpływającym się na jej języku.
– Od trzech dni nie robimy nic innego, tylko jemy i plotkujemy – zauważyła Rose. – Nie to, żebym narzekała.
– Musimy to robić na zapas, skoro za kilka miesięcy wyjeżdżasz ze swoim chłopakiem do Paryża.
Nie dane im było długo cieszyć się ciszą i samotnością.
– Dziewczyny! – wykrzyknął Harold, wyłaniając się zza półek. – Wszędzie was szukałem!
Rose nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek słyszała tak donośny głos w bibliotece. Dziwnie było kończyć szkołę.
– Co się stało? – zapytała Melody, patrząc z troską na Harolda, który miał bardzo tajemniczy wyraz twarzy.
Chłopak przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, naprzeciwko dziewcząt.
– Poprosiłem Carę o rękę.
Dwie tabliczki czekolady pacnęły o podłogę.
– Co? – sapnęła Melody. – Harold, nie możesz być aż tak głupi!
– Dzięki – mruknął chłopak, wznosząc oczy do nieba.
– Co ci strzeliło do głowy? – jęknęła Rose. Pewnie przestraszył tę biedną dziewczynę na śmierć!
– Ty – odparł. – Powiedziałaś, że muszę się zdobyć na jakiś gest i pokazać zaangażowanie. I wtedy mnie olśniło, że to fantastyczny pomysł. Kocham Carę, chcę z nią być, nad czym tu się zastanawiać?
Melody spojrzała krytycznie na przyjaciółkę.
– Rudzinko, co mówiłyśmy o udzielaniu ludziom rad?
– Harold, nie to miałam na myśli! – oburzyła się Rose. – Nigdy bym ci nie doradziła, żebyś się oświadczył w wieku siedemnastu lat! Nie powinieneś być zdziwiony, że odmówiła!
– Ale ona nie odmówiła – zaoponował, uśmiechając się diabolicznie. – Powiedziała tak, choć nie da się ukryć, że była zaskoczona. Ale też szczęśliwa. Kogo obchodzi, że mamy siedemnaście lat? Znamy się od siedmiu. A nawet dłużej. Po co marnować czas, skoro już za dwa lata możemy uszczęśliwić naszych rodziców wnukami?
– Chyba mi słabo – oznajmiła Rose, łapiąc się kurczowo oparcia swojego krzesła.
– A mi niedobrze – dorzuciła Melody. – To po to były ci te broszurki Magovskiego?
– Naprawdę się zgodziła?
Harold spojrzał na obie dziewczyny z rozbawieniem.
– Oczywiście. Jestem zaręczony.
– O mój Boże. – brunetka złapała się za głowę.
– Dokładnie – zgodziła się Rose. – Ja… Harold… Cóż… Gratulacje!
– Dzięki. – Wyszczerzył zęby. – Mięliśmy ogłosić to wspólnie po kolacji, ale… znam was od pieluch, uznałem, że zasługujecie, aby wiedzieć trochę wcześniej. Jesteście dla mnie jak siostry. A poza tym, bez Rose nie wpadłbym na taki pomysł.
Melody posłała Rose przerażone spojrzenie.
– Powinnaś mieć zakaz rozmawiania z ludźmi.
– Ale przecież ostatecznie wszystko dobrze się skończyło – zaoponowała niewinnie Rose, wzruszając ramionami. – Prawda?

______________________________

Przepraszam was najmocniej, że rozdział z takim opóźnieniem, ale ciocia Lithine pojechała w zeszłym tygodniu na zasłużone wakacje :D A nie mogłam, jak normalny człowiek, pojechać na wakacje wypoczynkowe, z siedzeniem na plaży, lenieniem się i możliwością pisania. Nie, nie, ja musiałam łazić całymi dniami, oglądać cuda i padać wieczorem na ryj.
Tak czy siak, ostatnio mówiłam, że jeszcze jeden/dwa rozdziały i epilog. Myślałam, że raczej na pewno będzie to jeden, ale ten mi się jakoś rozrósł, więc resztę zostawiam na kolejny :D
Jak zwykle czekam na wasze opinię, dajcie znać czy rozdział się wam podobał! Wen głodniutki, zapiera się rękami i nogami (nie chce, dziad jeden, kończyć tego opowiadania).
Z 32 nie powinno być takiej obsuwy, choć nigdy nic nie wiadomo. Postaram się, żeby było cacy ;)

Trzymajcie się! <3


12 komentarzy:

  1. Cudo❤ czekam na kolejny rozdział:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Trafilam na to opowiadanie jakies 2 tygodnie temu i ojejuskuuu!!!! Cudo. Rose i Score to taki ship, ze o boze. Blagam cie, nie kończ tego ff, bo juz nie bede miala na co czekac na bloggerze hahah<3 proszę, chce tylko, zeby Rose zaszła w ciążę i wtedy mozesz juz konczycXDD albo niech sie dowie jeszcze w szkole, ze jest w ciazy i Draco sie o tym dowie, i bedzie przypalowo bardzo i superowo. Nie no, po prostu koooocham to opowiadanie<3333 czekam niecierpliwie, na nastepny, nie spoznij sie;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze sie bardzo, ze ci sie podobało! Żadnych nastolatek w ciąży u mnie nie bedzie, juz tego wystarczy na bloggerze :D + wszystko juz zaplanowane i nie bede raczej niczego zmieniać xd ale niedługo wracam z nowym opowiadaniem. Kto wie, mkze cinsie spodoba i bedziesz miaka na co czekac :D dziekuje bardzo za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  3. NIE MÓW, ŻE ZARAZ KONIEC! ;___;
    Nie rób mi tego.. ;__;
    Ja się tak przywiązałam do tej małej rudej istotki i uroczego Scorpiusa..
    Nie możesz mi tak serca złamać!
    ~
    Zapłakany Koci Obiektyw.
    ~
    PS. Jeju. Aż mi się mordka cieszy jak oni są tacy razem uroczy! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj mi też płaczno trochę na samą myśl, ale kiedyś trzeba ;c
      I również jestem do nich przywiązana. Prawie jakbym miała dzieci :D
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam! ;* I nie płacz mi tam xd

      Usuń
  4. Halo, halo, Mary melduje się na posterunku!
    Uff, dobrze, że Al niczego nie wygadał Scorowi, jednak nie aż taka z niego plotkara.
    No i Mel w koncu wyciągnęła rękę w tej dramatycznej sytuacji :D dobrze, że się pogodziły! Rose powinna mieć teraz przyjaciółkę, wokół chłopaka świat się nie kręci.
    Jak zobaczyłam fragment o upadku Daniela to od razu przypomniał mi się tekst ze starej sondy ulicznej ‚a zeby upadł i sobie ten głupi ryj rozwalil’ xd Stawiam, ze winny jest gen Albusa, ale to nie zmienia faktu, jak bardzo są pomysłowi :D
    Już się boję, co przyszło Haroldowi do głowy... Moze faktycznie Rose nie powinna udzielać takich rad?
    Jak dobrze, ze Scorpius znalazł ten list i Rose nie musiała dłużej tego ukrywać! Bardzo mi jej było szkoda podczas ich kłótni, ale dobrze, ze Scor tak zareagował i pozwolił jej realizować swoje marzenia. Nie wyobrażam sobie, zeby mogło byc inaczej, przeciez on tak bardzo ją kocha.
    No i juz sie dowiedziałam co wykombinował Harold! No chłopak ma rozmach, nie powiem... ale cieszę sie jego szczęściem!
    Cieszę sie tez szczęściem Rose i tym, ze bedzie mogła układać sobie życie ze Scorem w Paryżu!
    Juz nie mogę sie doczekać ostatniego rozdziału i epilogu, chociaz jednocześnie nie chce, zeby to opowiadanie sie skończyło :(
    Pozdrawiam i mam nadzieje, ze miałaś udany wyjazd :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, witam!
      e tam, to ze raz udało mu sie nie wygadać jednej osobie to jeszcze nie świadczy, ze nie jest plotkarą :D
      No tak, z kłótnią sobie ostatecznie poradzili i to niefortunne znalezienie listu wyszło na dobre. Cieszę sie, że zachowanie Score'a zyskało twoją aprobatę :D
      O tak, nie da się ukryć, że ma rozmach... welp, stało się :D
      Ja też nie chcę ;c ale cóż za melodramatyczny tasiemiec by wyszedł, jakbym przeciągała w nieskończoność :D
      Wyjazd się bardzo udał! I dziękuję ci bardzo za tamtego maila. Mój chłopak "planował" nam każdy dzień zwiedzania i o ile prawdopodobnie wpadł by na to, zeby iść do zamku Sisi i na Belweder, to wątpie, żeby pomyślał o lunaparku! A bardzo sie cieszę, ze ostatecznie tam poszliśmy, strasznie mi się podobało, klimat naprawdę niesamowity <3 a trafiliśmy tam w trakcie jakiegoś festiwalu/festynu, więc wgl cały Prater tętnił życiem :D

      Usuń
  5. + bo teraz mi się przypomniało :D
    Jakbyś potrzebowała szablonu do następnego opowiadania, to, jakbyś chciała, mogę się zaoferować, bo planuję wrocic do grafiki :)
    Jeżeli dodały sie 3 takie komentarze, to z góry przepraszam, ale blogger płata mi figle dzisiaj xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno się do ciebie zgłoszę :D Trochę to jeszcze potrwa, bo muszę zaplanować dokładnie fabułę (na razie mam tylko szkielet) no i trochę się odzwyczaić od obecnych kreacji bohaterów, bo kolejne (najprawdopodobniej) również będzie Scorose. Muszę ich wykreować od zera, a nie chcę podświadomie przenosić ich cech na nową historię :D W każdym razie będę pamiętać, odezwe sie w komentarzu albu na mailu, albo i tu i tu :D Dziękuję śicznie za opoinię i pozdrawiam! ;*

      Usuń
  6. Łał, nie wierzę, że Harold pierwszy zaplanuje takie pełne zaangażowanie. Widać bardzo poważnie potraktował sprawę i naprawdę mu zależy na Carze.
    Choć Melody ma racje... Rose powinna mieć zakaz doradzania ludziom xD
    I ogólnie cieszę się, że Mel i Rose są pogodzone i ze Scorpius wyrusza z Rose do Francji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie chciałam taki szokers, że akurat Harold pierwszy i co w tak młodym wieku :D
      Niby powinna, ale dobrze, ze czasem te jej rady sie dobrze kończą ^^

      Usuń

I jak wrażenia? :) Podziel się w komentarzu!

Najfajniejsi ludzie na świecie