Scorpius
westchnął ciężko, zerkając na rudowłosą dziewczynę znad książki, którą udawał,
że czyta. No dobrze, może trochę przesadził z tą książką – był to właściwie
komiks z serii Przygód Marvina Miggsa,
szalonego mugola, tak stary, że wydawał się pamiętać czasy młodości Albusa
Dumbledore’a.
Ale
nawet na obrazkach było mu ciężko się skupić. Rose siedziała naprzeciwko niego
i czytała jego esej z mugoloznawstwa, jeden z tych, które profesor Higgins
polecił mu nadrobić. Dziewczyna już jakiś czas temu zaoferowała, że będzie
sprawdzać jego prace, w razie jakby zechciał napisać jakąś głupotę i zapamiętać
ją jako fakt. Ciężko jednak było mu w tym momencie pamiętać, że należało
odczuwać wdzięczność z tego powodu, kiedy był na nią odrobinkę wściekły.
Rose
nic sobie nie robiła z jego świdrujących spojrzeń, które od czasu do czasu
rzucał znad komiksu. Rozłożyła się wygodnie na krześle, a swoje cudowne nogi
wyciągnęła przed siebie, umieszczając na stole stopy, odziane w wysokie kozaki
na obcasie. Plisowana spódniczka podsunęła się nieco, prezentując Scorpiusowi
widok na szczupłe udo dziewczyny i
zaczynał mieć szczerą nadzieję, że pani Pince nagle wyłoni się zza półek
i upomni Rose na temat butów na stole. Przynajmniej wtedy mógłby w spokoju
poczytać.
Oczy
dziewczyny ani razu nie oderwały się od pergaminu. Odkąd spotkali się w
bibliotece padło pomiędzy nimi jedno jedyne słowo, jakim było „cześć” rzucone
przez Scorpiusa. Rose odpowiedziała mu jedynie skinieniem głowy i niemrawym
uśmiechem, po czym zgarnęła mu esej sprzed nosa i natychmiast zabrała się do
czytania.
– Nie
jest źle – powiedziała nagle, powodując tym samym, że Scorpius prawie spadł z
krzesła. – Ale powinieneś rozwinąć swoje tłumaczenie powodów, dla których
samoloty nie spadają, bo „ma to coś wspólnego z wiatrem” to zdecydowanie za
mało.
–
Długo będziemy jeszcze to ciągnąć? – zirytował się, zabierając swój esej
gwałtownym ruchem.
Rose
uniosła brew i założyła jedną nogę na drugą, nie zdejmując ich z blatu. Scorpius
bardzo się starał, żeby nie spuścić wzroku z jej twarzy.
–
Nie wiem, co masz na myśli – odparła, unikając jego spojrzenia, po czym
chwyciła pierwszą książkę z brzegu, żeby ukryć w niej twarz.
Scorpius
natychmiast odebrał jej „Eliksiry dla zaawansowanych”
–
Myślę, że wiesz – oznajmił. – Dlaczego ze mną nie rozmawiasz?
–
Rozmawiam – zaoponowała.
–
Najmniej jak się da. – Z frustracją przeczesał włosy palcami. – Nie chcę, żeby
pomiędzy nami było dziwnie, Rose.
Dziewczyna
w końcu spojrzała prosto na niego.
–
Ja też nie chcę – przyznała cicho. – Masz jakiś pomysł, żeby to poprawić?
–
Mam świetny plan – oznajmił. – Polega na tym, że nie pójdziesz na bal z
Żabojadem – wypalił, zanim zdążył się zastanowić co wyprawia.
Rose
zmarszczyła groźnie brwi. Scorpius natychmiast pożałował, że się odezwał.
–
Bo co? – warknęła.
–
Bo nie chcę, żebyś szła z nim gdziekolwiek.
–
Nie ty o tym decydujesz.
–
Wiem – westchnął Scorpius. – Dlatego powiedziałem „nie chcę”, a nie „nie
zgadzam się”.
Wyglądało
na to, że zirytowała się jeszcze bardziej.
– Nie
mogę zrezygnować na dzień przed balem! A poza tym, zgodziłam się również ze
względu na ciebie – syknęła. To
wzbudziło jego zainteresowanie.
–
Co to konkretnie ma znaczyć? – zapytał, unosząc brew.
Rose
odwróciła wzrok i zaczęła agresywnie wrzucać swoje rzeczy do torby.
–
Nieważne – westchnęła. – Muszę lecieć – rzuciła, po czym natychmiast wstała i
skierowała się do wyjścia z biblioteki, zaciskając przy tym mocno usta.
Scorpius
oparł głowę na nadgarstkach i zatopił palce we włosach, mając ochotę je
powyrywać. Co by to właściwie zmieniło, gdyby Rose jednak olała Krukona? Jedyne,
co by z tego wynikło to fakt, że Rose nie miałaby partnera na bal i nie mogłaby
się na nim pokazać. On przecież szedł z Melody, więc i tak nie mógłby zaprosić
Rose w ostatniej chwili.
Doszedłszy
zatem do wniosku, że jego uwaga była naprawdę głupia, zaczął się zastanawiać,
nad jej odpowiedzią. Zgodziła się ze względu na niego? Nie miał pojęcia, co
miała na myśli, ale z niemałym zadowoleniem zaczął hodować w sobie nadzieję, że
Daniel wywołuje w dziewczynie równie wielkie mdłości co w samym Scorpiusie.
Z
zamyślenia wyrwało go coś miękkiego, co właśnie ocierało się o jego łydkę.
Podskoczył gwałtownie i zerknął pod stół, po czym westchnął z irytacją, gdy
zobaczył tam białą kotkę.
–
Wiesz, zwierzęta nie powinny włazić do biblioteki – zwrócił jej uwagę. Nękała
go już od kilku tygodni i wpadał na nią w przeróżnych, najbardziej
przypadkowych miejscach zamku. Nie potrafił oduczyć się zwyczaju mówienia do
niej, chociaż przecież była kotem i nie rozumiała ani słowa.
Jednak
zdaniem Scorpiusa, kotka miała tak rozumne spojrzenie, że gdyby mogła, pewnie
wzruszyłaby w tym momencie ramionami. Czasem podejrzewał nawet, że jest ona w
rzeczywistości wałęsającym się po Hogwarcie animagiem, ale rzucił na nią kilka
zaklęć ujawniających i nie przyniosły one żadnych efektów.
Niezrażona
kotka wskoczyła mu na kolana i ułożyła się wygodnie, po czym zaczęła mruczeć
tak głośno, że najprawdopodobniej słychać ją było w całej bibliotece.
–
Jesteś prawdziwym wrzodem na tyłku – westchnął Scorpius, kiedy w końcu się
poddał i zaczął drapać ją za uchem. – Nie mogłabyś wybrać sobie innego
właściciela? Mówiłem ci już, że nawet nie lubię kotów.
W
odpowiedzi polizała jego palec i naparła mocniej główką na jego dłoń.
–
No dobra – westchnął pokonany, wstając i biorąc kotkę na ręce. – Poszukajmy ci
czegoś do zjedzenia.
Posadził
ją sobie niepewnie na ramieniu, zastanawiając się, czy ma to jakikolwiek sens.
Wcześniej może raz w życiu dotykał kota, więc nie miał pojęcia, czy noszenie go
w taki sposób jest dopuszczalne, ale czuł, że wygląda trochę niemęsko, tuląc do
piersi białą, futrzaną kulkę.
Jeśli
taki sposób transportu był niewskazany, to ta konkretna przedstawicielka
swojego gatunku musiała być jakimś wyjątkiem, bo wczepia się stanowczo pazurami
w poły jego szaty i bezpiecznie ulokowała na barku.
Pozbierał
swoje rzeczy z blatu i wrzucił je niedbale do torby, chcąc opuścić bibliotekę,
zanim zbyt wiele osób zobaczy go z kotem na ramieniu. Jednak kiedy podniósł
głowę, podskoczył gwałtownie.
Przed
nim stał Daniel Dufrage, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
–
Eee… cześć? – rzucił Scorpius, unosząc brwi. – Jakiś problem? \– A może w końcu
jakieś „przepraszam”? – odparował Krukon. – No wiesz. Złamany nos. Te sprawy.
–
Ach tak, to – wybąkał nieskładnie blondyn. – No tak… może trochę mnie poniosło.
Miał
szczerą nadzieję, że nie jest aż tak oczywisty, jeśli chodziło o to, jak bardzo
starał się nie powiedzieć słowa „przepraszam”. W jego opinii, ten chłopak sam
się o to prosił. Jak to się działo, że Rose prawie nigdy z nikim nie
rozmawiała, a on i tak musiał odpędzać jej adoratorów?
–
Nieważne – chłopak był wyraźnie zniecierpliwiony. – Nie o to chciałem spytać.
–
A o co?
–
Co się dzieje między tobą a Rose?
Scorpius
zmrużył oczy, a kotka na jego ramieniu prychnęła gniewnie na Daniela, jakby
wyczuwając negatywne emocje swojego nowego pana.
–
Jakby to był twój interes, to byś o tym wiedział.
–
To jest mój interes, jeśli mam jakiekolwiek zamiary wobec Rose.
–
A masz jakieś zamiary? – zapytał wrogo.
–
To chyba oczywiste, skoro zabieram ją na bal.
–
To dlaczego nie spytasz o to jej?
–
Bo mi nie powie. Chyba jest nieśmiała.
Scorpius
prychnął pogardliwie, a kotka mu zawtórowała. Nieśmiała? Co ten człowiek w
ogóle wiedział o Rose?
–
Uważasz, że Rose jest nieśmiała?
Daniel
spojrzał na niego zdziwiony.
–
No tak. Rosie jest nieśmiała, cicha, mądra i miła…
Żadne
z tych słów nie pasowało do tej Rose, którą on znał. Ale co on właściwie o niej
wiedział? Cóż, wiedział, że nienawidzi, gdy ktoś nazywa ją „Rosie”, to na pewno.
Wiedział, że szybko marznie i kiedy tylko w październiku zaczynają się niższe
temperatury, Rose chodzi skulona i nie prostuje się całkowicie aż do marca.
Wiedział, że przy każdej sposobności wystawia twarz do słońca, lubi buty na
obcasie i nienawidzi astronomii. Wiedział, że mówi wszystkim, że po szkole chce
być uzdrowicielką, ale w rzeczywistości marzy tylko o malowaniu. Wiedział, że
boi się latać, ma niewyparzony język i używa zdecydowanie za dużo sarkazmu, a
kiedy rozmawia z obcymi ludźmi mówi mnóstwo głupot, bo nie panuje nad własnymi
słowami, co uaktywnia się również, kiedy jest zażenowana. Wiedział też, że,
rzeczywiście, dla ludzi, których już znała, zazwyczaj była miła.
A
zatem, owszem. Danielowi udało się… prawie trafić w dziesiątkę.
–
…podczas gdy ty jesteś irytujący, porywczy, niemiły, podejrzany i generalnie
nieatrakcyjny – kontynuował, zanim Scorpius zdążył mu przerwać. – Rozumiesz do
czego zmierzam?
–
Nie bardzo – przyznał Scorpius, postanowiwszy zignorować przytyk w swoim
kierunku.
–
Chodzi mi o to, że rozumiem, dlaczego tak ją lubisz. Nie rozumiem dlaczego ona lubi ciebie.
–
To dlatego, że nie uprawiałeś ze mną seksu – wypalił Scorpius, przeszukując
swoją torbę w poszukiwaniu szalika, przez co w ogóle nie zastanowił się, co
właściwie mówi. Podniósł wzrok i napotkał wytrzeszczone oczy Daniela.
Och, świetnie. Rose mnie zabije.
–
Żartowałem – powiedział szybko. – Tak się mówi.
–
Nieprawda.
–
Mam niezrozumiałe poczucie humoru – dodał. – Poza tym, Rose wcale mnie nie
lubi. W ten sposób. Nie masz… eee… nie masz się czym przejmować.
Naprawdę
nie zamierzał przybierać tak przyjaznego tonu w rozmowie z człowiekiem, którego
ostatnimi czasy naznaczył jako swojego arcywroga, ale chciał naprawić jakoś
zaistniałą sytuację.
–
Czyli nic się między wami nie działo i nie dzieje?
–
Nic a nic. – Scorpius nie czuł absolutnie żadnych wyrzutów sumienia okłamując
Daniela.
–
To czemu mi przyłożyłeś, kiedy ją pocałowałem?
–
Nie potrafię tego wyjaśnić – odparł spokojnie.
–
No dobrze – westchnął Krukon i skierował się do wyjścia. – Myślisz, że
powinienem kupić jej róże? No wiesz, że względu na to, że ma na imię Rose i w
ogóle?
W
głowie Scorpiusa rozległ się jakiś mściwy, złośliwy chichot.
–
O tak – powiedział z zapałem, usiłując powstrzymać się przed wybuchnięciem
śmiechem. – To bardzo oryginalny pomysł.
***
–
Na Wielkiego Salazara, panno Weasley! – wykrzyknął zirytowany Draco,
poprawiając się nerwowo na swoim fotelu, który Rose zwykła nazywać „Tronem
Wszechpotężnego Snobizmu”. – Czy musi pani przekręcać wszystko co mówię?
–
Nic nie przekręcam – oburzyła się Rose. – To nie moja wina, że nie potrafi pan
wyrazić się jasno!
Draco
wzniósł oczy do rozgwieżdżonego nocnego nieba, jakby błagał wszechświat o
cierpliwość. Rose całkiem nieźle się bawiła, próbując doprowadzić go do
ostateczności.
–
Spróbuję wytłumaczyć ci to jeszcze raz i jeśli znowu nie zrozumiesz, to zacznę
podejrzewać, że odziedziczyłaś po matce ciasny, ścisły umysł, panno Weasley. I
byłbym bardzo wdzięczny – dodał, podnosząc głos, żeby łatwiej było mu zignorować
gniewne prychnięcie dziewczyny – gdybyś tym razem mi nie przerywała, spłycając
wszystko co powiem. Powtarzam ponownie: nie próbuję powiedzieć, że czarodzieje
powinni wyjść z ukrycia po to, żeby sprawować władzę nad mugolami. Wyrosłem z
tego wieki temu.
–
Więc dlaczego w ogóle wychodzić z ukrycia? – dociekała Rose, podkurczając nogi
pod siebie na fotel i siadając na piętach.
–
Czy sama idea wolności jest pani obca?
–
A w naszym świecie nie czuje się pan wolnym człowiekiem?
–
Nie całkowicie, jeśli myślę o takich rzeczach – przyznał. – Ograniczają mnie
zasady tajności. Jeśli chcę kupić mugolskie ubranie, nie mogę udać się do
sklepu w wygodny dla mnie sposób, czyli teleportacją. Muszę tam pójść. Poświęcam na to czas, który jest czymś bezcennym.
–
Gdybyśmy porzucili zasady tajności, doprowadziłoby to do anarchii – stwierdziła
Rose, marszcząc brwi.
–
Nie. – Draco pokręcił głową. – Doprowadziłoby do modernizacji prawa.
–
Ale co z mugolami? – dociekała dziewczyna. – Magia w ich życiu mogłaby
wyrządzić im krzywdę.
–
Spójrz na to z innej strony – zaproponował nauczyciel. – Przyczepmy się do tej
wolności. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego
człowieka. A zatem, powinniśmy zmodyfikować prawo czarodziejskie w taki sposób,
że moglibyśmy wyjść na ulicę i czarować tyle ile chcemy, z mugolami wokół –
którzy byliby w pełni świadomi tego, co robimy, żeby uniknąć przerażenia,
zamieszania czy traumy – jednak żadne z naszych zaklęć nie mogłoby tknąć mugola
i mieć jakiegokolwiek wpływu na jego życie. Co w tym niewłaściwego?
Decydowałabyś sama za siebie, czy chcesz aby ludzie wiedzieli, że jesteś
czarownicą czy nie.
Rose
pomyślała o tym przez chwilę.
–
No dobrze, ale co z tymi czarodziejami, którzy nie chcą, żeby mugole o nich
wiedzieli? Nie chciałabym wzbudzać w nikim przerażenia ani być przez całe życie
nękana przez mugoli, proszących, żebym pomogła im w czymś magią.
–
Tak jak mówiłem, każdy decyduje za siebie. – Profesor Malfoy wyraźnie nakręcił
się jeszcze bardziej, widząc, że złapali jakąś nić porozumienia. Choć ich
dyskusje były znacznie ciekawsze, gdy Rose za każdym razem stawiała się w
opozycji. – Załóżmy, że ja chcę się ujawnić, a ty nie. Postanawiam podjąć to
ryzyko i liczę się z tym, że mugole mnie znienawidzą, bądź będą zawracać mi
głowę, ale, jak to wy młodzi mawiacie, biorę to na klatę. – Przerwał, zerkając
na Rose czy jego znajomość młodzieżowego slangu wywołała odpowiedni efekt, ale
ona tylko przewróciła oczami. Kontynuował niezrażony. – Nie mam jednak prawa
podejmować decyzji za ciebie, więc nie wolno mi wspomnieć o tym, że znam
czarownicę o imieniu Rose, ani o szczegółach naszej magicznej społeczności,
szkołach magii, Ministerswie, prawie czarodziejskim czy czymkolwiek innym.
–
To nie byłoby takie proste – westchnęła Rose. – Trzeba by było opracować
odpowiedni plan, żeby oznajmić światu istnienie magii w taki sposób, aby mugole
nie odebrali tego jako atak i skomponować sprawny system prawny, który jakoś
regulowałby tę pańską „wolność”.
–
Dlatego potrzebujemy u władzy większych umysłów niż ja czy ty. – Malfoy
wzruszył ramionami. – Nie powiedziałem przecież: „Planuję rewolucję. Przyłącz
się do mnie, Panno Weasley!”. Jedynie podsunąłem przedmiot rozważań.
–
Zawsze nieco się dziwiłam, że to właśnie takie rody jak pański najgłośniej
krzyczały o wyjściu z ukrycia – przyznała Rose, gapiąc się w gwiazdy. –
Przecież tak sobie pan ceni życie w luksusie i poczuciu wyjątkowości, Panie
Malfoy. Czy fakt, że czarodzieje żyją w ukryciu i posiadają moce, o których
mugole nie mogą marzyć, nie powinno dawać panu wrażenia… no nie wiem,
przynależności do jakiejś ekskluzywnej grupy czy cos w tym stylu?
–
Może być w tym trochę racji – przyznał niechętnie. – Ale ile setek lat można
pocieszać się taką myślą? Złudzenie ekskluzywności zanikło z biegiem czasu.
Teraz pozostaje tylko przymus ukrywania się przez cale życie, jak szczury w
kanałach.
–
Ja nie czuję się jak szczur – zaprotestowała Rose.
Draco
westchnął, pocierając ze zmęczeniem skronie. Zawsze chętnie wchodził w dyskusje
z Rose, lecz przyzwyczaił się też do uczucia wycieńczenia, które następowało po
nich.
–
Zostawmy już tę politykę, panno Weasley. A poza tym, jest już naprawdę późno.
Czy dziewczęta nie mają jakichś zasad odnośnie dziewięciogodzinnego snu dla
urody przed ważnymi wydarzeniami? Nie chce pani przecież być zmęczona na
jutrzejszym balu.
Rose
warknęła cicho, chowając twarz w dłoniach.
–
Nie mogę się doczekać, aż w końcu będzie po wszystkim – wyznała. – Mam cichą
nadzieję, że wydarzy się jakiś nagły wypadek i impreza zostanie odwołana.
–
Cóż, pani przyjaciółka byłaby bardzo rozczarowana – zauważył uprzejmie Draco. –
Miałem okazje zobaczyć dekoracje w Wielkiej Sali. Są bardzo bogate. Nie sądziłem,
że jestem w stanie tak szybko dostać mdłości.
Rose
uniosła brwi, jeszcze bardziej zniechęcona.
–
Dużo różu?
Draco
przełknął głośno ślinę i spojrzał na nią ze zgrozą w oczach.
–
Chciałbym, żeby to był jedyny problem, ale jest znacznie gorzej. Pluszowe
serduszka fruwające pod sufitem, mnóstwo wstążek i kwiaty rozsypane po
podłodze.
–
Przykro mi, że musiał pan przez to przejść.
Milczeli
przez chwilę, aż Draco poruszył się niespokojnie na krześle.
–
Aczkolwiek… taki bal to z pewnością duże wydarzenie dla was, uczniów.
Rose
uśmiechnęła się lekko pod nosem, ale tak żeby profesor Malfoy tego nie widział
i aby nie poczuł się urażony (a niezwykle łatwo było go urazić). Wiedziała, że
bardzo by chciał usłyszeć jakieś najnowsze plotki krążące wśród uczniów, choć
zawsze nieudolnie udawał, że w ogóle go to nie interesuje, ilekroć Rose
prowadziła długie monologi opowiadające o uczniowskich relacjach towarzyskich.
–
Molly McDowell idzie na bal z Patrickiem Flintem. Wywołało to mnóstwo plotek,
bo kiedyś rzuciła na niego strasznie mocnego upiorogacka i od tego czasu
zachowywali się nieco inaczej, wiec oczywiście cała szkoła plotkuje o tym, że
pewnie chodzili ze sobą od wielu miesięcy, tylko to ukrywali – zaczęła Rose.
–
Jaki to ma sens? – zapytał Draco, a Rose dostrzegła w jego oczach chorobliwą
ciekawość, którą bezskutecznie próbował ukryć.
–
Nie mam pojęcia. – Wzruszyła ramionami. – Lily postanowiła pójść z moim bratem,
Hugonem, żeby móc w ogóle pójść na bal. Nie chciała iść z żadnym chłopakiem w
formie randki, bo wie wszystko o wszystkich i, jak twierdzi, czasem taka wiedza
jest przekleństwem, bo wie, jakie paskudne rzeczy siedzą w głowie każdego chłopaka,
który ją zaprosił. Farah jakiejtam, ta Krukonka z piątego roku, zgodziła się
pójść na bal z Aidanem Thomasem, co wywołało straszny skandal, bo ludzie mówią,
że jego matka powiedziała kiedyś…
Nadawała
w podobnym tonie przez najbliższe piętnaście minut, a profesor Malfoy nie
przerwał jej ani razu, słuchając każdego słowa z niegasnącą uwagą. Kidy
skończyła, dał sobie kilka minut na przetworzenie tych wszystkich informacji.
–
A co z tobą, Scorpiusem i waszymi przyjaciółmi? – zapytał ostrożnie, zerkając
na nią dziwnie.
–
Coż… – zaczęła niepewnie. – Mięliśmy małe… „roszady walentynynkowe”, jeśli
można tak powiedzieć. Cara ostatecznie zgodziła się pójść z Haroldem – mówiłam
panu ostatnio, że go unikała – i wygląda na to, że wszystko między nimi gra.
Albus i Melody nadal ze sobą nie rozmawiają, więc on idzie na bal z Mirandą
Zabini, a Mel idzie z pana synem, który zaprosił ją dlatego, że Albus poprosił
go o pilnowanie.
–
Pilnowanie? – zdziwił się Draco.
–
To pan jest facetem. – Rose wzruszyła ramionami. – Powinien pan to rozumieć
lepiej niż ja.
–
A pani, panno Weasley?
–
Ja?
–
Z kim idzie pani na bal?
–
Z Danielem Dufrage – mruknęła bez entuzjazmu.
–
Z tym ciapowatym Krukonem? – Draco się skrzywił. – Jak żyję nie spotkałem
większego lizusa. „Profesorze Malfoy, może przyniosę ingrediencje ze schowka?”;
„Profesorze Malfoy, pomóc panu to nieść?”; „Profesorze Malfoy, z radością
posprzątam biurka po zajęciach!” – powiedział, naśladując prześmiewczo
francuski akcent Daniela. – Czy naprawdę nie miała pani lepszych opcji?
–
Niech pan nie przesadza – warknęła Rose. – Przecież zgodziłam się tylko iść z
nim na bal, a nie zostać jego żoną.
–
Mam nadzieję, bo biedny chłopak szybko by zwariował – stwierdził Draco. – Pani,
panno Weasley, potrzebuje chłopca o ciętym języku i cierpliwości ze stali, żeby
mógł stawić czoło tej nieustającej lawinie złośliwości. – Zamilkł na moment, po
czym dodał, z jakiegoś powodu: – Myślałem, że wybierze się pani na bal z moim
synem.
Rose
była tak zaskoczona, że podskoczyła gwałtownie na fotelu, a następnie z niego
spadła.
–
Dlaczego? – sapnęła, gramoląc się z powrotem. – Co to za niedorzeczny pomysł,
panie profesorze?! Czyżby znowu
nawdychał się pan jakiegoś eliksiru?! – wykrzyknęła oskarżycielsko.
–
Po pierwsze, już pani mówiłem, że ten ostatni raz nie zrobiłem tego celowo! –
przypomniał jej, rumieniąc się lekko. – A po drugie, czy to nie pani zaledwie
dwa tygodnie temu zrobiła wokół siebie zamieszanie, wykrzykując do Scorpiusa,
że jest ładny na mojej lekcji?
–
To był wypadek! – wykrzyknęła,
czerwieniąc się jak piwonia i zrywając się z fotela. – A poza tym, nie muszę
się panu z niczego tłumaczyć, zwłaszcza, jeśli ma pan zamiar wyciągać tak
pochopne wnioski – warknęła.
–
Och, świetnie, teraz pani sobie pokrzyczy głupoty i wpadnie w dziki szał –
powiedział Draco, przewracając oczami. – Jaki ojciec, taka córka.
Rose
prychnęła gniewnie i skierowała się do wyjścia.
–
Proszę zabrać swój koc! Korytarze są zimne! – warknął za nią gniewnie Draco i
przylewitował jej fioletowy kocyk, który zostawiła na fotelu.
***
–
Podoba mi się krój twojej sukienki, Rose – powiedziała Cara. – Jestem pewna, że
nikt nie będzie miał podobnej. Prawda, że Melody wymyśliła fajny motyw
przewodni?
Cara
poprawiła w lustrze swoją bladoróżową suknie balową z gorsetem i falbanami
sięgającymi aż do ziemi.
Rose
westchnęła ciężko. Według niej stroje tematyczne były niewypałem, głównie
dlatego, że Mel nie potrafiła jednoznacznie określić tematu, o który jej
chodziło. Zarządziła stroje balowe, ale podkreśliła, że mają to być kreacje z
jakiegoś okresu historycznego, który określiła „coś typu średniowiecze”. Może
jeśli zabrałby się za to ktoś, kto miał jakiekolwiek pojęcie o poprzednich
epokach, działałoby to nieco lepiej.
W
miarę możliwości, starała się dostosować do zaleceń. Jej sukienka miała gorset
i wielowarstwową, tiulową spódnicę, która sięgała do połowy łydki.
–
Nie wybrałam takiej długości, żeby się wyróżniać, tylko żeby zmniejszyć
prawdopodobieństwo, że się potknę – wyjaśniła Rose. – A Melody i tak jest ze
mnie niezadowolona, bo myśli, że ubrałam czarną sukienkę, żeby podkreślić moją
pogardę do całej imprezy. A ja po prostu nie umiem znaleźć koloru, który nie
gryzie się z moimi włosami.
–
Och, nieważne – wcięła się Melody. – Po prostu spróbuj się dobrze bawić, okej?
Musimy iść.
Dziewczęta
zeszły posłusznie na dół. W pokoju wspólnym wpadły na Albusa, odzianego w
staroświecki, butelkowo-zielony frak.
–
Och – mruknął. – Cześć, dziewczyny.
–
Cześć Al – powiedziała Rose, zerkając szybko na Melody, która stanęła za Carą,
najwyraźniej myśląc, że nie wygląda przy tym, jakby próbowała się schować. –
Schodzisz z nami?
–
Nie, muszę iść do lochów po Mirandę – powiedział, uśmiechając się lekko. –
Bawcie się dobrze, dziewczyny.
Ruszył
w stronę dziury pod portretem, po czym przystanął na moment i odwrócił się w
ich kierunku, jakby się nad czymś się zastanawiał. Po chwili spojrzał prosto na
Melody, która, wyłoniwszy się już zza Cary nagle była niezdolna do odwrócenia
wzroku.
–
Wyglądasz cudownie, Mel – powiedział Albus, uśmiechając się zaczepnie i
ponownie skierował się do wyjścia.
Melody
znieruchomiała jak posąg, wytrzeszczając oczy i pozostała w takim stanie, aż do
momentu, gdy portret trzasnął za Albusem. Wtedy dopiero wypuściła gwałtownie
powietrze i złapała się za pierś.
–
O Merlinie – wymamrotała. – Muszę usiąść…
Rose
uniosła brwi, patrząc jak Cara prowadzi rozdygotaną przyjaciółkę do fotela.
Brunetka zaczęła wachlować się dłonią.
–
Bo co, bo powiedział ci, że ładnie wyglądasz?
–
Ale w jaki sposób! – oburzyła się Melody. – Widziałaś ten uśmiech, to
spojrzenie?! Nie utrzymam się na nogach, po takim strzale erotyzmu!
–
Fuj – skomentowała Rose, krzywiąc się lekko. – Możesz, proszę, mieć na uwadze,
że mówisz o moim kuzynie? Chodźmy już na ten przeklęty bal!
Cara
została w Pokoju Wspólnym, gdzie umówiła się z Haroldem. Scorpius i Daniel
oczekiwali na swoje partnerki u stóp schodów w Sali Wejściowej.
Rose
ze wszystkich sił próbowała skupić uwagę na Danielu, ale nie wychodziło jej to
najlepiej. W końcu jednak udało jej się oderwać wzrok od Scorpiusa, który
wyglądał wprost oszałamiająco w tym swoim cholernym, czarnym fraku i tych
swoich cholernych, białych włosach, po czym uśmiechnęła się uprzejmie do własnego
partnera.
–
Cześć, Rose – powiedział wesoło. Wyglądasz ślicznie. To dla ciebie. – Wyciągnął
w jej kierunku ładną, czerwoną różę z krótką łodyżką. – Pomyślałem, że możesz
ją wpiąć we włosy.
–
Och. – Rose spojrzała na różę, starając się wykrzesać z siebie odrobinę
entuzjazmu. – Dziękuje.
Wsadziła
różę we włosy, a Mel machnęła szybko różdżką, żeby ją tam umocować. Rose była
jej za to wdzięczna, bo własną różdżkę znów przyczepiła do pończochy, a nie
uśmiechało jej się podciąganie spódnicy na oczach całego Hogwartu.
Czerwona
róża zlewała się z kolorem włosów Rose i nie prezentowała się tam najlepiej.
Dziewczyna zerknęła na Scorpiusa i zauważyła, że ten wyraźnie ledwo
powstrzymuje się do śmiechu.
–
Zgub ją, kiedy tylko będziesz mogła – szepnęła jej do ucha Melody, gdy
przekroczyli próg Wielkiej Sali.
***
–
Róża! Dasz wiarę? – oburzyła się Rose. – Bo wszyscy myślą: och, ma na imię
Rose, to na pewno znak, że musi uwielbiać róże! Mógłby chociaż spróbować się
dowiedzieć, jakie są moje ulubione kwiaty!
Przeszło
jej przez myśl, że Scorpius Malfoy na pewno to wiedział, a następnie poczuła
ogromną chęć spoliczkowania samej siebie.
Impreza
trwała w najlepsze. Przez pierwsze godziny uczniowie jeszcze zachowywali pozory
dobrego wychowania, a nauczyciele stwarzali iluzję, że nad nimi panują, jednak
w okolicach jedenastej wszyscy porzucili podobne inscenizacje.
Ilekroć
Rose tańczyła z Danielem, czuła, jak srebrne oczy wpalają dziurę w jej plecach.
Jednak Scorpius ani razu do nich nie podszedł, ponieważ był zajęty
dotrzymywaniem obietnicy złożonej przyjacielowi. Ilekroć ktokolwiek zbliżał się
w stronę Melody, blondyn natychmiast prosił ją do tańca, a na parkiecie zawsze
szukał miejsca blisko Albusa, żeby oboje mogli mieć na nią oko. Melody nie
wydawała się tym przejmować. Przez większość czasu, gdy Scorpius odstawiał
swoje małe szarady, na twarzy dziewczyny malowało się głównie rozbawienie.
Dochodziła
północ. Daniel wyjął z dłoni Rose pustą szklankę i splótł ich palce.
–
Lubię tę piosenkę – oznajmił. – Zatań…
–
Rose, tu jesteś – odezwał się Scorpius, który, zdaniem Rose, wyrósł właśnie
spod ziemi. – Właśnie sobie uświadomiłem, że jeszcze z tobą nie zatańczyłem.
Daniel, nie masz nic przeciwko, że skradnę ci ją na minutkę? – zapytał,
przyjmując niewinny wyraz twarzy. Zanim Rose zdążyła się zorientować co się
dzieje, została wyciągnięta na parkiet.
–
Dość się już napatrzyłem – powiedział Scorpius, kładąc dłoń na jej talii i
przyciągając ją do siebie stanowczo. Głos miał spokojny, ale jego srebrne oczy
mogłyby miotać błyskawice.
–
Na co?
–
Na ciebie i jego rękę, próbującą złapać cię za tyłek – powiedział cicho, po
czym wzmocnił uścisk, przyciągając jej talię do swojego torsu tak mocno, że
Rose gwałtownie wciągnęła powietrze.
–
Nie pozwoliłabym na to – stwierdziła, wzdrygając się lekko na samą myśl o obłapiającym
ją Krukonie.
–
Nie, moja Rose – szepnął jej do ucha, wywołując dreszcze wzdłuż jej kręgosłupa.
– To ja na to nie pozwoliłem.
Rose
usiłowała zignorować dziwne łaskotki na opuszkach palców i odsunęła się lekko
od chłopaka.
–
Co to ma znaczyć?
Uśmiechnął
się łobuzersko.
–
Rzucałem na niego zaklęcie galaretowatych nóg, ilekroć jego ręka była za nisko.
Naprawdę się nie zorientowałaś?
Przypomniała
sobie te wszystkie razy, gdy Daniel zataczał się po parkiecie i nie mógł
utrzymać równowagi, przez co Rose musiała prowadzić go do krzesła. Myślała po
prostu, że ktoś doprawił poncz, którym to tak obficie poił się przez całą
imprezę.
–
Musimy porozmawiać – oznajmiła.
–
A wiec rozmawiajmy.
–
Nie. Na korytarzu.
–
No proszę. – Rozbawienie błyskało w jego srebrnych oczach. – Jak mogę być
pewny, że nie zaciągniesz mnie do jakiegoś ciemnego kąta, żeby mnie
wykorzystać?
–
Scorpius, nie jestem w nastroju.
–
Mam kilka sposobów, żeby to zmienić – powiedział wesoło, a Rose przewróciła
oczami.
–
Mówię poważnie. Korytarz. Teraz.
Chwyciła
go za nadgarstek i pociągnęła w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Szła szybko,
żeby nie dać mu szansy na położenie dłoni na jej talii, biodrze czy
jakiekolwiek innej części ciała, żeby rozdmuchać jej myśli, co sprawiłoby, że
zapomniałaby o tych wszystkich rzeczach, które pragnęła mu powiedzieć.
Tylko
co właściwie chciała powiedzieć? Sama nie potrafiła zrozumieć, dlaczego tak się
zirytowała. Biegła przed siebie, ciągnąc za sobą chłopaka, w międzyczasie
próbując zebrać myśli.
–
Rose, dokąd ty mnie ciągniesz? To już prawie dwa piętra – zauważył, posłusznie
truchtając za nią.
–
Dalej – sapnęła, oddychając szybko po biegu, który najwyraźniej nie robił żadnego
wrażenia na Scorpiusie i jego kondycji.
Rose
nie zatrzymywała się, postanawiając grać na zwłokę.
***
Daniel
obserwował Rose, prawie wybiegającą z Wielkiej Sali i ciągnącą za sobą Malfoya.
Zacisnął gniewnie szczęki. Co jeszcze mógł zrobić? Głęboko wierzył, że był
dobrym człowiekiem, ale gdy ktoś ciągle krzyżował mu wszystkie misternie
ułożone plany…
Rozejrzał
się po Sali, poszukując odpowiedniej kandydatki. Nie chciał wykorzystywać
żadnej mądrej dziewczyny, którą znacznie trudniej byłoby mu manipulować. Zatem
oczywiście odpadały wszystkie jego koleżanki z domu Roweny.
Przy
stoliku w kącie Sali siedziała samotnie Bella Halloran. Szóstoroczna Gryfonka,
ciemnowłosa piękność i słynna łamaczka hogwardzkich serc. A nuż złapie
przynętę?
Swobodnym
krokiem podszedł do dziewczyny i zajął miejsce obok niej.
–
Cześć Bello – powiedział, uśmiechając się sympatycznie. – Dobrze się bawisz?
–
Och, tak – odparła, rozciągając usta w olśniewającym uśmiechu. – A ty?
–
Owszem – przytaknął. – A dlaczego nie tańczysz?
–
Kontuzja kolana – wyjaśniła, uśmiechając się smutno. – Przed ostatnim meczem
poszukiwano jednego zastępczego pałkarza do drużyny gryfonów i na sprawdzianach
wleciałam w drewnianą trybunę.
–
Och, strasznie mi przykro! Więc interesujesz się quiddichem? – zagadnął.
–
Chyba nie jestem zbyt dobrym graczem, ale lubię oglądać. – Wzruszyła ramionami
i odrzuciła lśniące, ciemne włosy na plecy.
–
Mam już trochę dość pogaduszek o tamtym meczu. – Daniel zaśmiał się sztucznie.
– Wszystkie dziewczyny, jak zwykle, mówią o tym, jak Malfoy świetnie zagrał i
jak wspaniale wyglądał na miotle. Można zwariować.
–
Poważnie? – zainteresowała się.
–
O tak. – Westchnął teatralnie, wspinając się na wyżyny umiejętności aktorskich.
– Nie masz pojęcia ile już słyszałem o jego „wspaniałych włosach, cudownych
mięśniach i oszałamiających oczach”. Podoba się wszystkim moim koleżankom.
–
To zabawne – stwierdziła, ale Daniel już dostrzegał błysk zainteresowania w jej
zielonych oczach. – To znaczy, oczywiście, jest bardzo przystojny… ale przecież
jego ojciec był śmierciożercą. No i Malfoyowie patrzą na wszystkich z góry.
–
To tylko uprzedzenia. Scorpius jest zupełnie inny – powiedział miękko. – A ta
ich wyniosłość chyba po prostu czyni z niego większe wyzwanie.
–
Wyzwanie… – powtórzyła dziewczyna z już znacznie mniejszą nutą sceptyzmu w
głosie.
–
No i ta ogromna fortuna… nic dziwnego,
że kobiety szaleją! – dodał beztrosko.
–
Fortuna? – zainteresowała się.
–
No tak. Pewnie wiesz, że Malfoyowie są obrzydliwie bogaci. W gruncie rzeczy,
nawet ja muszę przyznać, że przyszła pani Malfoy to prawdziwa szczęściara.
Spojrzał
na nią uważnie, badając jej wyraz twarzy. Marszczyła brwi, wyraźnie o czymś
rozmyślając. Zdecydował, że jest gotowa na ostatni ruch.
–
Wiesz… jestem blisko z Rose Weasley, jego przyjaciółką. Powiedziała mi w
sekrecie, że Scorpius za tobą szaleje. Niestety, jest zbyt nieśmiały, żeby cię
zagadać.
Piękne
oczy dziewczyny rozszerzyły się ze zdumienia i ekscytacji.
Ziarno
zostało zasiane.
Szach-mat, Malfoy.
***
–
Rose, na Merlina! – krzyknął Scorpius. – Wbiegłaś na siódme piętro. Chyba
wystarczy?
Dziewczyna
w końcu przystanęła, opierając się o ścianę. Przez jakieś dwie minuty milczeli,
dzięki czemu Rose miała czas, żeby uspokoić oddech.
–
O czym chciałaś porozmawiać?
Zastanowiła
się chwilę.
–
O tym twoim… oznaczeniu terenu! Nie możesz rzucać klątw na każdego kto się do
mnie zbliży! – wykrzyknęła.
–
Nic na to nie poradzę – odparł smutno. – Nie będę stał z boku i patrzył, jak
ktoś obmacuje moją Rose.
–
Po pierwsze: potrafię sama o siebie zadbać. Po drugie: nie jestem, i nigdy nie
będę twoja!
Spojrzał
na nią, tym razem wyraźnie zdziwiony.
–
Ależ jesteś – powiedział cicho. – A ja twój. Oczywiście.
–
Och, jestem? – sarknęła. – Zabawne, mógłbyś mnie chociaż spytać!
–
Zrobiłem to. – Wzruszył ramionami, a jego oczy nieco pociemniały. – A ty się
zgodziłaś.
–
Wcale nie! – wykrzyknęła gniewnie, czując, że jej policzki czerwienieją z
gniewu.
–
Ależ tak – odparł spokojnie.
–
Och, kiedy? – nie wydawało jej się
ani trochę możliwe, żeby mogła kiedykolwiek zgodzić się na coś takiego.
–
W nocy z dwudziestego szóstego na dwudziestego siódmego grudnia.
Cóż,
to jej w niczym nie pomogło.
–
Co… ja nie…
–
Rose, nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. – Teraz był wyraźnie niepocieszony
faktem, że nie pamiętała. – Powiedziałaś, że jesteś moja.
Wspomnienia
uderzyły ją z siłą buldożera. Pamiętała, że leżała na łóżku, pół-naga, a
Scorpius całował ją tak, jakby lada moment świat miał się skończyć. Gdzieś
pomiędzy ich przyspieszonymi oddechami, skradzionymi pocałunkami i niesamowitą
bliskością, Scorpius wymamrotał coś w jej szyję.
–
Moja. – Jego szept łaskotał skórę. Rose w odpowiedzi wydała z siebie jedynie
niezobowiązujący jęk, zbyt zajęta czym innym.
A
on się zatrzymał. Całkowicie zamarł, nie poruszając ani jednym mięśniem. Rose
otworzyła gwałtownie oczy. W srebrnych tęczówkach chłopaka malowała się
niesamowita żarliwość.
– Moja.
Nie
do końca rozumiała o czym mówił, w końcu była w tamtym momencie nieco rozkojarzona. Ale wydawał się
zmartwiony, może nawet trochę przestraszony. Zdesperowany. I nagle zrozumiała.
Mówił o niej. Chciał żeby była jego.
Cóż,
czy naprawdę w takim momencie musiał
wyjaśniać szerzej tę kwestię, kiedy zabrnęli już tak daleko? Bardzo chciała się
wtedy zdenerwować. Ale potem zobaczyła, jaki był przestraszony i zmieniła
zdanie. Zabrała jedną dłoń z jego szyi i powędrowała nią tam, gdzie zaciskał pięść
na prześcieradle, ponad jej głową. Scorpius śledził wzrokiem jej poczynania i
kiedy ich palce się spotkały, splótł je powoli. Rose pocałowała go z zapałem,
który zaskoczył zarówno Scorpiusa jak i ją samą, a następnie przeniosła usta w
stronę jego ucha.
–
Twoja – wyszeptała cichutko.
I
nagle znów się poruszał i ona też, a potem kilka zbędnych elementów garderoby
odfrunęło, a westchnienia i dreszcze rozkoszy ponownie zagłuszyły jej procesy
myślowe.
Wróciła
myślami do rzeczywistości i uświadomiła sobie, jak bardzo się teraz czerwieni.
–
Na litość boską, Scorpius, byłam pijana! – wykrzyknęła, a głos łamał się jej z
zażenowania.
–
Już o tym rozmawialiśmy – odparł, wyraźnie zniecierpliwiony. – I dobrze wiesz,
że to nieprawda.
–
Nawet jeśli miałbyś rację, hipotetycznie
– warknęła – już ci mówiłam, że zgodziłam się pójść z Danielem na bal ze
względu na nas oboje!
I
nie wytrzymując już dłużej, opowiedziała mu wszystko o ich rozmowie po meczu, o
szantażu i o informacjach, które Daniel sam potrafił wywnioskować.
–
Rose, wykończysz mnie – oznajmił. – Naprawdę aż tak nie chcesz, żeby ludzie się o nas dowiedzieli?
–
Powtarzam ci po raz setny, Scorpius: Nie ma żadnych nas! – Rose powoli traciła
kontrolę nad własnym głosem. Zamiast groźnych warknięć, które pragnęła z siebie
wydobywać, wychodziły z niej niekontrolowane piski.
–
A kto jest? – prychnął pogardliwie. – Ty i Daniel? Proszę cię, Rose. Pozwalasz
mu się do siebie zbliżyć tylko dlatego, że on nie wywołuje w tobie kompletnie niczego. Ani uśmiechu, ani gniewu, ani
dreszczy. Jest bezpieczny, bo dobrze wiesz, że nigdy nie zaangażujesz się w to
emocjonalnie.
–
Czyli sugerujesz, że ty jesteś lepszy? – warknęła gniewnie.
– Wiem, że jestem lepszy.
–
Nie powiedziałabym – spojrzała na niego pogardliwie, krzyżując ręce na piersi.
– A wiesz dlaczego? Bo to z nim jestem tutaj, na tym cholernym balu i wszystko
może się wydarzyć. I ty mi w tym nie przeszkodzisz, bo… bo ja nawet nie pamiętam, jak było mi z tobą.
To
zmieniło postać rzeczy. Natychmiast zrobił się poważny i zaczął świdrować ją
wzrokiem.
–
Owszem, pamiętasz – powiedział cicho.
–
Nie, ja…
–
Tyko pomyśl, Rose. – Jego głos był niski i cichy. Powoli stawiał niewielkie
kroki w jej kierunku. Rose odsunęła się o centymetr, a jej plecy zderzyły się z
zimną ścianą. – Pomyśl, jak się czułaś…
Był
już tak blisko, że czubku ich butów się ze sobą stykały. Rose odruchowo
spróbowała wpiąć się na palce i oprzeć piętami o ścianę, ale obcasy jej w tym
przeszkodziły.
Miała
zamiar go zapytać o co dokładnie mu chodzi, ale nie chciała pogrążyć się
jeszcze bardziej. Poza tym, nie musiała się martwić – wydawał się więcej niż
chętny, żeby sam jej przypomnieć.
–
Jak my się czuliśmy… – Delikatnie
wyciągnął dłoń i dotknął jej własnej, opartej o ścianę, opuszkami palców. Po
chwili zaczął wędrować nimi w górę, po jej ramieniu. – Gdy zaplątaliśmy się w
pościeli…
Bardzo
niepokoiło ją uczucie tego czegoś, co
zdawało się budować do eksplozji, gdzieś u dołu jej brzucha.
–
Kiedy byłaś w moich ramionach…
Jego
prawa ręka powędrowała na jej plecy, gdzie ją objął i delikatnie przyciągnął do
siebie. Jej dłonie instynktownie powędrowały na jego klatkę piersiową, żeby
mogła złapać równowagę. Scorpius uśmiechnął się, a Rose starała się, żeby jej
oddech nie zgubił rytmu. Bezskutecznie. Jakim cudem potrafił to z nią robić?
Naprawdę nie potrafiła objąć umysłem tego, że jeszcze minutę temu się kłócili.
Jego
lewa dłoń powędrowała na jedno z jej bioder, które również pociągnął do przodu,
aż złączyły się w jego własnymi. Pochylił lekko głowę. Rose czuła jego gorący
oddech przy uchu. Kątem oka zauważyła też delikatny uśmiech, błąkający się po
ustach chłopaka.
–
Twoje biodra złączone z moimi…
Zaczął
delikatnie się poruszać, jak wtedy kiedy tańczyli razem w Sali, z tym że teraz
byli o wiele bliżej, a Rose rumieniła się znacznie intensywniej. Zamknęła oczy,
podejmując próbę zablokowania uczuć buzujących w jej ciele i powstrzymania
wspomnień, pojawiających się w jej głowie jak reakcja łańcuchowa eksplozji.
–
Kiedy poruszaliśmy się razem…
Wszystkie
strzępki wspomnień, które tak zażarcie od siebie odpychała, powracały – jak ją
trzymał, jak poruszał się nad nią, a ona pod nim, jak oplotła go nogami w
pasie, żeby mieć go jeszcze bliżej…
–
Pamiętasz, jak krzyczałaś moje imię…
Rose
pamiętała – jak traciła kontrolę nad głosem, jak nie mogła złapać tchu. Żywe
wspomnienie dzwoniło jej w uszach, a ona nagle zapragnęła znów się tam znaleźć,
byle tylko poczuć się w ten sposób. Głupie, zdradliwe ciało.
–
A ja twoje…
Wszystko
buzowało jej w głowie. Tak, jej imię, które powtarzał kilkukrotnie, szeptał,
warczał, jak mantrę. Pamiętała jego przyspieszony oddech i zachrypnięty,
łamiący się głos. Wszystko to odgrywało się ponownie w jej umyśle, jak stary,
bardzo niestosowny film.
–
Pamiętasz… – Odnalazł jej dłoń i złączył ich palce, jak wtedy, kiedy
powiedziała, że jest jego. – … jak byłaś moja…
Każdy
szczegół do niej wrócił. Jak trzymał ją za rękę, jak sprawił, że czuła się
bezpiecznie. Na Merlina, jak zdołała przekonać samą siebie, że o tym
zapomniała? To było cudowne.
Ale
prędzej zginie okrutną śmiercią, niż mu o tym powie.
–
Nie – udało jej się wyszeptać, gdy otworzyła oczy. – Nie pamiętam.
–
Szkoda – powiedział, uśmiechając się lekko. – Może trzeba ci przypomnieć.
Och
nie. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.
Podczas
gdy jego prawa ręka nadal obejmowała jej talię, druga, jakimś cudem, odnalazła drogę
pod jej sukienkę, ginąc gdzieś w warstwach czarnego tiulu. Rose czuła delikatny
dotyk palców chłopaka na swoim udzie.
–
Nie. – Nie mała pojęcia, dlaczego szepcze. – Nie chcę pamiętać.
–
Bo się boisz – oznajmił z uśmiechem.
–
Nie boję się ciebie, Malfoy – udało jej się wycedzić, brzmiąc odrobinę pewniej
niż poprzednio.
–
Nie o to mi chodziło – szepnął. Jego dłoń zacisnęła się lekko na jej nodze, a
Rose gwałtownie wciągnęła powietrze. Oboje wiedzieli, że nie miało to nic
wspólnego ze strachem.
–
Więc czego miałabym się bać?
– Nas.
– Nie
ma żadnych nas.
–
Ale mogłoby być – i chcesz tego – i to cię przeraża.
To
nie była prawda. Nie była. Ani
trochę.
–
Nie… nie moglibyśmy…
–
Moglibyśmy – powiedział miękko, spoglądając na jej usta. – Będzie tak jak
chcesz, Rose.
–
Nie… – szepnęła, bez przekonania. Uśmiechnął się tylko i jeszcze bardziej
przybliżył.
–
Tak…
Był
wszędzie. Nie mogła oderwać wzroku od jego ust. Jego ramiona ją otaczały, jego
zapach wypełniał jej nozdrza, a głos dzwonił jej w uszach, mimo, że był tak
cichy, tak delikatny. Dłoń na jej skórze doprowadzała ją do szaleństwa. Nie
mogła oddychać. I było to niesamowite. Jakimś cudem zdołała przekonać samą
siebie, że to dobry pomysł.
Wspięła
się na palce i tęsknie zetknęła jego usta ze swoimi. Jeśli wcześniej miała
wrażenie, że płonie, było to nic w porównaniu z tym, co poczuła teraz. Jedna z
dłoni Scorpius powędrowała na jej twarz, po czym zaczął głaskać ją czule po policzku.
Druga ręka podciągnęła jej udo do góry, a po chwili poczuła wbijające się w nią
biodra.
Chciwie
zacisnęła dłonie na jego koszuli, przyciągając go bliżej. W przypływie emocji
przygryzła mocno jego wargę, na co otrzymała w odpowiedzi głuche warknięcie z
jego gardła. Poczuła palce, zaciskające się na jej kości biodrowej.
Uznając
za nieuczciwe to, że on może dotykać jej skóry, podczas gdy ona musi użerać się
z materiałem, zaczęła szarpać muszkę, zawiązaną na szyi chłopaka. Kiedy już się
jej pozbyła, zorientowała się, że palce prawej dłoni, mocują się z guzikami
białej koszuli, kompletnie bez jej wiedzy. Nie powstrzymywała ich.
–
Rose, poczekaj – wydyszał Scorpius, choć sam ignorował własne polecenie,
zachłannie całując jej szyję. Rose jęknęła cicho, gdy przygryzł delikatnie
skórę nad obojczykiem. – Nie możemy…
–
Mówiłeś, że możemy – szepnęła niecierpliwie, ciągnąc delikatne, miękkie włosy
tak, żeby mieć dostęp do jego ucha. Przygryzła je delikatnie, na co Scorpius
odrzucił głowę do tyłu, próbując zdusić jęk, pragnący wyrwać się z jego gardła.
–
Tak, moja Rose – szepnął, łapiąc ją za biodra i podnosząc delikatnie. Rose
odpowiedziała natychmiast, oplatając go nogami w pasie. Zorientowała się, że
jest bosa, ale nie miała pojęcia gdzie i kiedy zgubiła buty. – Ale nie tutaj.
Otworzyła
oczy, uświadamiając sobie, że Scorpius ma racje. Rozejrzała się w panice, nie
bardzo wiedząc, czego szuka. I wtedy właśnie zobaczyła ogromne, ciężkie drzwi
do Pokoju Życzeń.
Hm.
Może jednak gdzieś w podświadomości nie tylko furia nią kierowała, gdy wybiegła
z balu i zagoniła samą siebie aż na siódme piętro.
Nawet
nie musiała się odzywać. Chłopak powiódł za jej wzrokiem, a następnie Rose
zobaczyła wyraz triumfu, odbijający się w jego srebrnych tęczówkach.
Pchnął
ciężkie drzwi, wnosząc ją do środka, po czym zamknął je za nimi kopniakiem, nie
przestając jej całować. Rose poczuła, że znów dotyka stopami ziemi. Następnie
chłopak obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni, przyparł do ściany i zaczął
mocować się ze splotami jej gorsetu. Nie miała czasu się rozejrzeć, żeby
zobaczyć, w co zmienił się dla nich pokój. Jej myśli były zajęte czymś innym.
–
Ee… Rose? – powiedział nagle Scorpius, odrywając usta od jej szyi. Jego szybki
oddech łaskotał jej skórę. – Wiem, że to może zepsuć mój wizerunek
niezaprzeczalnej łóżkowej bestii, ale musisz mi pomóc. Nie mam pojęcia, jak to
zdjąć.
Rose
eksplodowała niekontrolowanym chichotem, po czym walcząc sama ze sobą sięgnęła
do pończochy, gdzie ukryła różdżkę. Machnęła nią szybko czując jak ciasne spoty
puszczają.
Nadal
nie mogła się uspokoić, gdy sukienka opadła z jej ramion i powędrowała na
podłogę. Jednak chichot zamarł jej w gardle, gdy poczuła usta i język Scorpiusa
na swoim kręgosłupie. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a różdżka wypadła jej z
dłoni i potoczyła się po podłodze.
______________________________
Znowu wyszła długa, ale na tej notce mi
bardzo zależało, więc nie pozwoliłam sobie niczego skrócić :D
Wybaczcie mi opóźnienie, ostatnio miałam
sporo na głowie no i trochę brakowało mi motywacji. Mam nadzieję, ze na
następną nie będzie trzeba tyle czekać, chociaż nigdy nic nie wiadomo, bo sesja
nadchodzi ;c
Wspomóżcie mnie proszę komentarzami, bo
ostatnio coraz z nimi gorzej, załamać się można tą tendencją spadkową.
Dedykacja dla Księżniczki Półkrwi :)
Czekam na wasze opinię, a przy tego typu
rozdziałach zależy mi na nich szczególnie ^^
Trzymajcie się!
OMG!!!! Płoooooooonęęęęęęęę!
OdpowiedzUsuńCudownie. Nareszcie! Jeju.. chciałabym być na miejscu Rose. Słuchać tych słów.. Złapałaś mnie za serce.. aż mam rumieńce!!! :D
Muszę przyznać (niechętnie ale to już moja natura), że podziwiam Cię w kreowaniu tej historii. Że wytrzymujesz tyle czasu, żeby ich nie łączyć w każdym rozdziale (jabymtakrobiła), że nie napawają się sobą w każdym rozdziale (jabymtegochciała).. Dzięki temu trzymaniu w niepewności jesteś mistrzem. (chociazniepowiem..wiecejRoseiScorpiusabyniezaszkodziło)
Pięknie! Relacja Draco - Rose jest świetna. To jak on o nią dyskretnie dba. Jak gdzieś w tych swoich zwojach mózgowych ich łączy. Omg. Omg. Omg.
No nie wiem co napisać. Uwielbiam to!
~ Koci Obiektyw
Hahaha o to chodziło! :D
UsuńNo powiedzmy sobie szczerze, kto nie chciałby być na miejscu Rose? :D Cieszę sie bardzo, że złapałam Cię za serce :PP
Dziękuję Ci bardzo za te komplementy, aż sama się zarumieniłam. I rzeczywiście, nie jest to łatwe, nie łączyć ich w każdym rozdziale, kiedy tak sie do siebie wyrywają, że nei mogę nad nimi zapanować xd Więcej Rose i Scorpiusa z pewnością będzie... kiedyś :d Zrobi się zbyt błogo to i ciekawie nie będzie xd
I serce mi rośnie, ze doceniasz relację Rose-Draco i że wyłapujecie te małe rzeczy tyou to, ze Draco o nią dyskretnie dba ^^
Dziękuję ci ślicznie za komentarz i pozdrawiam ;*
O kurczę. Mialam tyle mądrych przemyśleń, dopoki nie doszło do koncówki... ale ten ostatni fragment sprawił, ze wszystko wyparowało. Czułam tę chemię miedzy nimi, to pożądanie... ale i jakas niesamowita czułośc. Scor wie, ze jego uczucia sa odwzajemnione... i matko swieta, jak wspaniale potrafi ja podejść, mimo ze ona sie boi, mimo ze ma te swoje schematy i potrzebę kontrolowania wszystkiego. On wie, co powiedzieć i co zrobic. I matko, jak tutaj mozna by sie mu oprzeć, No nie dałoby sie
OdpowiedzUsuńWiec wlascwie nie jest zbyt zła na to, na co byłam zła we wcześniejszej czesci postu. Nie jestem az tak zła na to, ze w rozmowie Scora i Daniela dałaś do zrozumienia (chyba niechcący), jakby wg Malfoya Rose była głupia. Nie jestem zła, ze nie poszli razem na bal, bo wlasciwie poszli ;p nawet na tego chama Daniela az tak zła nie jesyem, bo ta Gryfonka, nieważne jak bardzo zdeterminowana, nie poderwie zakochanego w Rose Scora.
Kocham fragment z Draconem, a szczegolnie to, ze oddał jej koc. To niesamowicie ojcowskie było. Bedzie dobrym teściem ^^. Chcę tez, zeby Melody porozmawiał z Albusem. Moze skoro Rose i Score sobie poszli, to pogadają?;)
Było troche błędów, i to nawet ortograficznych, Np. Gryfonka mała litera albo brak koncówki "ę" w sukni i gdzieś jeszcze. A np.w zdaniu "jakiekolwiek pojęcie o poprzednich epokach, działało by to nieco lepiej" powinno byc "działałoby".
Kocham Cie za końcówkę. Nie wiem,jak oni mogliby nie byc razem
W sumie to chyba fajnie, ze wyparowało, przynajmniej udało mi sie osiągnąć efekt :D Dumna jestem z siebie, ze chemię czuć :P Scor przeczuwa, że jego uczucia są odwzajemnione, ale też postępuje według jakiegoś wcześniej utartego planu, na podstawie tych wszystkich rad od Lily, no i, żeby nie powiedzieć za dużo, podejmuje spore ryzyko, stawiając wszystko na jedną kartę. Przynajmniej, rzeczywiście, potrafi ją podejść i powiedzieć wszystko tak, jak trzeba, przebijając sie tym nawet przez skorupę utartych schematów Rose :D
UsuńA to, że wyszło tak, jakby Rose byłą glupia, to oczywiście tylko i wyłącznie MOJA głupota i durna gafa. Juz tam naniosłam małą poprawkę (która, mam nadzieję, zadziałała, bo nigdy nie wiem co się stanie jak grzebię w bloggerze z telefonu), która, mam nadzieję, uratuje sytuację.
Daniel to cham, w istocie, a jego kombinowanie moze nei sprawi, ze Scorpius nagle zakocha sie w Gryfonce, ale z pewnoscią uda im się wprowadzić jakieś minimalne zamieszanie :D
Cieszę się, ze fragment z Draconem ci się podobał, właśnie o takie ojcowskie wrażenie mi chodziło. Kto by sie spodziewał, ze Draco Malfoy okaze się materiałem na teścia :D Co do Albusa i Mel to już niedługo, choć moze akurat nie na balu ^^
Za wytknięcie błędów dziękuję, potem przejrzę tekst jeszcze raz, bo jak go dodawałam to trochę rozemocjonowana byłam xd
Dziękuję Ci baaardzo za komentarz i pozdrawiam! ;*
Ojeju *-* Dziękuje bardzo za dedykacje <33 rozdział był przecudy!! Od rozmowy w bibliotece, przez rozmowe z Draco, która tym razem i mnie zaciekawiła (nie żeby wcześniejsze były złe, ale zwykle jakoś ten wątek nie robił na mnie wrażenia) po urywki z balu, aż do słodkiego końca :))
OdpowiedzUsuńW końcu doczekałam się namacalnej sceny głównych bohaterów. Sądziłam, że będzie to jakiś pocałunek (?) nie, nie mam pojęcia co myślałam. Ale no cóż oni przez cały czas skrywają, nie dopuszczają do siebie tego uczucia, więc kończy się to po raz drugi w ten sposób ^^ Jestem ciekawa następnego rozdziału, a w szczególności jak zachowa się Rose! I jeszcze ten Daniel.. ten człowiek zaczyna mnie denerwować. Jak na początku miałam do niego obojętny stosunek, tak teraz wrr... Pewnie jeszcze trochę namiesza, ale nie będę sobie zaprzątać tym głowy, co napiszesz to będzie ;-) Wspomnę jeszcze parę słów o Albusa i Melody. Może i nie było o nich za dużo w tym rozdziale, ale zaczynam mieć do nich taką słabość jak do Scorse (? xD) i w zasadzie nie wiadomo co dzieje się na balu, po wyjściu Rose i Scorpiusa, więc może małymi (w ich przypadku pewnie dużymi) krokami będzie się wszystko układać :D
Bardzo cieszę się, że dodałaś rozdział!!!
O dziwo tym razem jestem spokojna i uważam, że jeśli kolejne rozdziały mają być takie świetne to warto czekać <33
Dużo weny i udanego weekendu :))
Pozdrawiam *KP
A bardzo proszę :) Cieszę się, że rozdział ci się podobał i nawet rozmowa z Draco cię zaciekawiła :D
UsuńHahah no tak to już jest, że jak w kimś wszystko buzuje tyle czasu, to kiedy już znajdzie ujście, na pocałunku się skończyć nie może - mam, kurczę, nadzieję, że nikogo to nie gorszy :D Mogę powiedzieć, że Rose jak zwykle nie popisze się normalnymi reakcjami, ale tym razem obędzie się bez chęci wymazywania ludziom pamięci xd Z Danielem właśnie o to mi chodziło, początkowo był zwykłym miłym chłopakiem, aż powoli wychodzi z niego dziad ;p Hahah i wspaniale, że Albus i Mel też zdobywają twoją sympatię, są co prawda wątkiem drugoplanowym, ale ja kocham wszystkie moje postaci xd A owszem owszem, małymi kroczkami będą zmierzac ku lepszemu ;D
Dziękuję ci bardzo za komentarz <3 I również życzę udanego weekendu! :)
Pozdrawiam!
Malfoy tak potrafi grać na uczuciach Rose, że to aż cudne.:D I ta jego nieustępliwość. Byłam zła na Rose, że daje się szantażować Danielowi i tak uparcie wszystkiemu chce zaprzeczać, al ta końcówka... Ach. :D Tylko nie waż się w następnym rozdziale nie opisywać, co było dalej, bo dopadnę i... i nie wiem, co. xD
OdpowiedzUsuńMalfoy i Ros są niezaprzeczalnie uroczy. :D Ale ten Daniel to gra mi na nerwach. Pewnie jeszcze swoje trzy grosze dorzuci, co?
Hah, no popatrz, jak łatwo jest sprawić, ze wybaczacie Rose te wszystkie głupie rzeczy, które robi - wystarczy rzucić się w ramiona Scorpiusa! Szkoda, że w prawdziwym życiu wymazywanie błędó nie jest tak proste :d
UsuńCieszę sie, że Scor ci sie podobał. Daniel ma grać na nerwach, wiec prawidłowo! Oj dorzuci, dorzuci... ;p
dziękuje za komentarz i pozdrawiam! ;*
Miałam ochotę tu dokładnie przeanalizować każdy fragment rozdziału, ale po takim zakończeniu chyba nie jestem w stanie... Jesteś niesamowita, co więcej, bezgranicznie fantastyczna. Sprawiłaś, że serce zabiło mi szybciej, oczy otwarły się jeszcze szerzej i pochłaniałam wers za wersem z ogromną zachłannością. Fragment od początku do końca przepiękny, ich rozmowa, nieudolne zaprzeczenia Rose, Malfoy, który jest absolutnie obłędny. Też chcę takiego... Nieważne, Scorpius czy Draco, wezmę obu. Po pewnym czasie wyrażania zachwytu zaczyna brakować słów - ale rozdział fenomenalny. Nawet jeżeli troszkę później niż zwykle, opłacało się czekać.
OdpowiedzUsuńA, nie mogę tu pominąć wcześniejszej rozmowy Rose z profesorem Malfoyem, zawsze czekam na te ich spotkania. Draco wykazał się dziwnym... spokojem?... gdy rzucił komentarz odnoście wspólnego pójścia na bal Rose i Scorpiusa. Może to wcale nie będzie taki zły teść :D Chociaż nie wykluczam, że jak już przyjdzie co do czego, o życiu rodzinnym pozbawionym wrażeń nie ma mowy.
Chyba nie muszę tego uwzględniać, ale dodam, tak dla zasady - Daniel to cholerny piekielnik. Nie mam nic więcej do powiedzenia.
Niech Moc i Wena (chociaż tej drugiej widocznie nie brakuje) będą z Tobą,
Vi
Cała jestem teraz czerwona (Może też jestem z Weasley'ów, tylko rodzice to przede mną ukrywali, ukradkiem farbując mi włosy i chowając listy z Hogwartu, kto wie), czytając te przemiłe słowa. Bardzo, bardzo się cieszę, ze cały rozdział, fragment i ich rozmowa ci sie podobały. Hmm, kto by nie chciał dla siebie takiego Draco czy Scorpiusa? ;p Jak oglądam filmy i widzę fajnego faceta w białych-blond włosach to mi odbija. Moja koleżanka mówi, ze mam coś, co nazywa "The Malfoy Syndrome".
UsuńDraco rzeczywiście wykazał sie spokojem, ale nie będę od razu odkrywać wszystkich kart... powiem tylko, że kiedy myślałam o tym jakie mołyby być reakcje ojców Scorose na ich dwójkę, wiedzialam, ze nie chcę pisać dwukrotnie niemal identycznych scen. Zatem podłoże dla Draco przygotowuję już od początku :D
Co do Daniela - hm, nie sposób zaprzeczyć.
Dziękuję ci bardzo za opinię. Wena w rzeczywistości ostatnio rzadko mnie odwiedza, ale jak już się pojawi to wypluwam cały rozdzial, zatem chyba nie mam co narzekać. Pozdrawiam!
Czy ja już wspominałam, że Daniel jest wkurzający?
OdpowiedzUsuńJeśli nie, to mówię: Wkurza mnie, że tak mąci w związku z Rose i Scorpiusem! Mam nadzieję, że jego intryga nie wpłynie nic na relacje naszej pary, bo końcówka sama w sobie była naprawdę imponująca. Widać, jak tych dwoje do siebie ciągnie. Scorpius ma dobry wpływ na Rose, bo potrafi tak ją sobie owinąć w okół palce (tak w pozytywnym sensie ;p), że dziewczyna ulega całkowicie chłopakowi. I dobrze, niech tak idą i docierają się w końcu :D
"– [...] Nie rozumiem dlaczego ona lubi ciebie.
– To dlatego, że nie uprawiałeś ze mną seksu – wypalił Scorpius, przeszukując swoją torbę w poszukiwaniu szalika, przez co w ogóle nie zastanowił się, co właściwie mówi." - Wyczuwam wzmiankę z "Pamiętników z Wampirów" :) Och, kochany Damon xD
Pozdrawiam serdecznie :*:*
Hahah, moze i wspominałaś, ale ciężko się nie zgodzić :D
UsuńCoś tam namąci, ale zobaczymy, co z tego wyniknie :D Na pewno będzie miała jego intryga wpływ na fabułę, ale może wcale nie negatywny? :D Dobra milczę, bo zaraz za dużo wypaplam. Najwyraźniej Scorpius jest dowodem na to, ze owijanie wokół palca może byś pozytywne, hahah xd
Tak, to Pamiętniki! Dlatego lubie twoje komentarze, hahah czy to Przyjaciele czy co innego, zawsze wyłapiesz :D Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! ;*
Od razu uprzedzam, że mój kom będzie jednym z najgorszych, bo piszę z telefonu.'-'
OdpowiedzUsuńBłędów też nie wytknę, bo nie mam takiej cierpliwości i biegłości w pisaniu na telefonie ��, więc po prostu powiem, że kilka się znalazło i radziłabym przejrzeć rozdział ��
Teraz mocno w skrócie:
- uwielbiam ten niecny chichot Scorpa po rozmowie z Danielem vel Dupkiem i jego (Malfoya) metody walki z adoratorami Rose ��
- Daniela nie cierpię, straszny z niego hipokryta. Mam nadzieję że Scorpius nie załapie się na tę przynętę. Jak D. w ogóle śmiał cos takiego robić?!
- fragment Rose - Draco jak zwykle uroczy i zabawny, ta jego źle maskowana troska jest kochana <3
- fragment balu też niczego sobie, choć za dużo DD xd
- zapomniałabym o reakcji Mel na strzał erotyzmu Ala hahah W ogóle o co się pokłócili, bo ja już zapomniałam xD
- no i wisienka na torcie! <3 Cały czas bałam sie, że ktoś ich przyłapie... Scena cudowna, idealne proporcje pożądania, uczuć i całej reszty :D Sama chciałabym znaleźć się na miejscu Rose i mieć takiego Malfoya <333 Coś mam przeczucie, ze po seksie Rose od razu zwieje hahahah
Pozdrawiam i życzę weny!
~Arya ;)
Hahah wybaczam, a rozdział na pewno przejrzę, choć na błędy jestem trochę ślepa ;p
UsuńDaniel vel Duperk to bardzo trafne określenie, Scorpius byłby dumny :D
To dobrze, ze go nie cierpisz, tak mialo być :D
Jak to jak śmial, chciał to śmiał :D Kombinuje jak może. Choć zbyt wielu korzysci mu to nie przyniesie ;p
Cieszę sie, że fragment Rose-Draco ci sie podobał, mam sporą słabosć do tej dwójki ^^
Hahah, oni chyba też ine pamiętali, o co się pokłócili, w momencie gdy nastąpił "strzał erotyzmu" xd
Cóż, na szczescie obyło sie przez przyłapywania, chociaż moze jeśli przyłapałby ich ktoś odpowiedni, wyszłoby to im na korzyść :D Na ich scenie najbardziej mi zależało, wiec cieszę sie, ze wyszła! A kto by nie chciał takiego Malfoya? :D A ja coś mam przeczucie, że, akurat tym razem, Ro może cie jeszcze zaskoczyć! :D
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam <3 A wena aktualnie bardzo mi się przyda! :D
No dobra, kotka to na bank jest animag, przynajmniej taką mam nadzieje :D
OdpowiedzUsuńA Daniel jest bezczelny przychodząc do Scora i jeszcze mówiąc mu, ze ma plany wobec Rose. Prosi sie o ponownie złamany nos. No i jeszcze teraz Scor bedzie martwy za wygasanie tego akurat Danielowi, grrrr. Pewnie powie jej o tym, jak znam życie.
Ale Draco wyczekujący plotek to wlasnie to, co mi sie podoba! Niby niepozorny, a tu popatrz!
Jezu, czerwona róża w rudych włosach, brawo, Daniel ma poczucie estetyki :D
To urocze, jak bardzo Scor pilnował Rose i rzucał na Daniela zaklęcia. Daniel zdecydowanie mógłby juz zniknąć. No i jeszcze napuszcza na Scora jakąś lalkę, ale nikt nie moze sie równać z Rose!
No i Rose mogłaby w koncu przestać udawać, ze była pijana, nie wymówi soe z tego :D Grrr, jak ona mnie irytuje, rani cały czas Scora tylko po to, zeby nie przyznać przed sobą, ze go kocha, aż sie dziwie, ze on jej na to pozwala.
Ale przynajmniej osiągnął to co chciał. Z Rose nie da sie normalnie, trzeba się mocno postarać, żeby ją uwieść :D
Gdziestam wspomniałam, że Scorpius sprawdził i jednak nie :D Ale po zachowaniu rzeczywiście można pomylić xd
UsuńHah, może i sie prosi o ponownie złamany nos, ale Scor jednak woli skońzyć szkołę :D
Ja też takiego Draco lubie, jakoś mnie zawsze dziwnie bawi ta wizja.
Jeśli Rose już tutaj cie irytuje, to w kolejnych kilku rozdziałach przygotuj sie na jeszcze wiecej irytacji, bo niestety nie będzie sie zachowywała byt ładnie :D
Dziękuję za opinię i pozdrawiam! ;*